|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
krowa
Areszt za spam, do odwołania
Dołączył: 18 Mar 2010
Posty: 16705
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 9:25, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
krowa napisał: | Marcin Kotasiński napisał: | Zwracam ci uwagę, że z każdym kto naprawdę chce prowadzić "debatę naukową" można ją łatwo prowadzić, ponieważ wyjaśnia się przedmiot/temat i nie trzeba udowadniać prawdomówności. |
No właśnie. I dlatego nie wnikając w prawnomówność spróbujmy wyłowić z poniższego tekstu 10 w miarę spójnych zdarzeń, i jeden z panów uruchamiałby wyobraźnię a drugi wspierał z pomocą papieru i ołówka. I potem się porówna:
Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie.
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.
Panno Święta, co jasnej bronisz Częstochowy
I w Ostrej świecisz Bramie! 2 Ty, co gród zamkowy
Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem!
Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem
(Gdy od płaczącej matki pod Twoją opiekę
10 Ofiarowany, martwą podniosłem powiekę
I zaraz mogłem pieszo do Twych świątyń progu
Iść za wrócone życie podziękować Bogu),
Tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny łono.
Tymczasem przenoś moję duszę utęsknioną
Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,
Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych;
Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,
Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;
Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,
20 Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,
A wszystko przepasane, jakby wstęgą, miedzą
Zieloną, na niej z rzadka ciche grusze siedzą.
Śród takich pól przed laty, nad brzegiem ruczaju,
Na pagórku niewielkim, we brzozowym gaju,
Stał dwór szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany;
Świeciły się z daleka pobielane ściany,
Tym bielsze, że odbite od ciemnej zieleni
Topoli, co go bronią od wiatrów jesieni.
Dóm mieszkalny niewielki, lecz zewsząd chędogi,
30 I stodołę miał wielką, i przy niej trzy stogi
Użątku, co pod strzechą zmieścić się nie może;
Widać, że okolica obfita we zboże,
I widać z liczby kopic, co wzdłuż i wszerz smugów
Świecą gęsto jak gwiazdy, widać z liczby pługów
Orzących wcześnie łany ogromne ugoru,
Czarnoziemne, zapewne należne do dworu,
Uprawne dobrze na kształt ogrodowych grządek:
Że w tym domu dostatek mieszka i porządek.
Brama na wciąż otwarta przechodniom ogłasza,
40 Że gościnna i wszystkich w gościnę zaprasza.
Właśnie dwukonną bryką wjechał młody panek
I obiegłszy dziedziniec zawrócił przed ganek,
Wysiadł z powozu; konie porzucone same,
Szczypiąc trawę ciągnęły powoli pod bramę.
We dworze pusto, bo drzwi od ganku zamknięto
Zaszczepkami i kołkiem zaszczepki przetknięto.
Podróżny do folwarku nie biegł sług zapytać;
Odemknął, wbiegł do domu, pragnął go powitać.
Dawno domu nie widział, bo w dalekim mieście
50 Kończył nauki, końca doczekał nareszcie.
Wbiega i okiem chciwie ściany starodawne
Ogląda czule, jako swe znajome dawne.
Też same widzi sprzęty, też same obicia,
Z któremi się zabawiać lubił od powicia;
Lecz mniej wielkie, mniej piękne, niż się dawniej zdały.
I też same portrety na ścianach wisiały.
Tu Kościuszko w czamarce krakowskiej, z oczyma
Podniesionymi w niebo, miecz oburącz trzyma;
Takim był, gdy przysięgał na stopniach ołtarzów,
60 Że tym mieczem wypędzi z Polski trzech mocarzów
Albo sam na nim padnie. Dalej w polskiej szacie
Siedzi Rejtan żałośny po wolności stracie,
W ręku trzymna nóż, ostrzem zwrócony do łona,
A przed nim leży Fedon i żywot Katona.
Dalej Jasiński, młodzian piękny i posępny,
Obok Korsak, towarzysz jego nieodstępny,
Stoją na szańcach Pragi, na stosach Moskali,
Siekąc wrogów, a Praga już się wkoło pali.
Nawet stary stojący zegar kurantowy
70 W drewnianej szafie poznał u wniścia alkowy
I z dziecinną radością pociągnął za sznurek,
By stary Dąbrowskiego usłyszeć mazurek.
Biegał po całym domu i szukał komnaty,
Gdzie mieszkał, dzieckiem będąc, przed dziesięciu laty.
Wchodzi, cofnął się, toczył zdumione źrenice
Po ścianach: w tej komnacie mieszkanie kobiéce?
Któż by tu mieszkał? Stary stryj nie był żonaty,
A ciotka w Petersburgu mieszkała przed laty.
To nie był ochmistrzyni pokój! Fortepiano?
80 Na niem noty i książki; wszystko porzucano
Niedbale i bezładnie; nieporządek miły!
Niestare były rączki, co je tak rzuciły.
Tuż i sukienka biała, świeżo z kołka zdjęta
Do ubrania, na krzesła poręczu rozpięta.
A na oknach donice z pachnącymi ziołki,
Geranium, lewkonija, astry i fijołki.
Podróżny stanął w jednym z okien - nowe dziwo:
W sadzie, na brzegu niegdyś zarosłym pokrzywą,
Był maleńki ogródek, ścieżkami porznięty,
90 Pełen bukietów trawy angielskiej i mięty.
Drewniany, drobny, w cyfrę powiązany płotek
Połyskał się wstążkami jaskrawych stokrotek.
Grządki widać, że były świeżo polewane;
Tuż stało wody pełne naczynie blaszane,
Ale nigdzie nie widać było ogrodniczki;
Tylko co wyszła; jeszcze kołyszą się drzwiczki
Świeżo trącone; blisko drzwi ślad widać nóżki
Na piasku, bez trzewika była i pończoszki;
Na piasku drobnym, suchym, białym na kształt śniegu,
100 Ślad wyraźny, lecz lekki; odgadniesz, że w biegu
Chybkim był zostawiony nóżkami drobnemi
Od kogoś, co zaledwie dotykał się ziemi.
Podróżny długo w oknie stał patrząc, dumając,
Wonnymi powiewami kwiatów oddychając,
Oblicze aż na krzaki fijołkowe skłonił,
Oczyma ciekawymi po drożynach gonił
I znowu je na drobnych śladach zatrzymywał,
Myślał o nich i, czyje były, odgadywał.
Przypadkiem oczy podniósł, i tuż na parkanie
110 Stała młoda dziewczyna. - Białe jej ubranie
Wysmukłą postać tylko aż do piersi kryje,
Odsłaniając ramiona i łabędzią szyję.
W takim Litwinka tylko chodzić zwykła z rana,
W takim nigdy nie bywa od mężczyzn widziana:
Więc choć świadka nie miała, założyła ręce
Na piersiach, przydawając zasłony sukience.
Włos w pukle nie rozwity, lecz w węzełki małe
Pokręcony, schowany w drobne strączki białe,
Dziwnie ozdabiał głowę, bo od słońca blasku
120 Świecił się, jak korona na świętych obrazku.
Twarzy nie było widać. Zwrócona na pole
Szukała kogoś okiem, daleko, na dole;
Ujrzała, zaśmiała się i klasnęła w dłonie,
Jak biały ptak zleciała z parkanu na błonie
I wionęła ogrodem przez płotki, przez kwiaty,
I po desce opartej o ścianę komnaty,
Nim spostrzegł się, wleciała przez okno, świecąca,
Nagła, cicha i lekka jak światłość miesiąca.
Nócąc chwyciła suknie, biegła do zwierciadła;
Wtem ujrzała młodzieńca i z rąk jej wypadła
Suknia, a twarz od strachu i dziwu pobladła.
130 Wtem ujrzała młodzieńca i z rąk jej wypadła
Suknia, a twarz od strachu i dziwu pobladła.
Twarz podróżnego barwą spłonęła rumianą
Jak obłok, gdy z jutrzenką napotka się ranną;
Skromny młodzieniec oczy zmrużył i przysłonił,
Chciał coś mówić, przepraszać, tylko się ukłonił
I cofnął się; dziewica krzyknęła boleśnie,
Niewyraźnie, jak dziecko przestraszone we śnie;
Podróżny zląkł się, spójrzał, lecz już jej nie było.
Wyszedł zmieszany i czuł, że serce mu biło
140 Głośno, i sam nie wiedział, czy go miało śmieszyć
To dziwaczne spotkanie, czy wstydzić, czy cieszyć.
Tymczasem na folwarku nie uszło baczności,
Że przed ganek zajechał któryś z nowych gości.
Już konie w stajnię wzięto, już im hojnie dano,
Jako w porządnym domu, i obrok, i siano;
Bo Sędzia nigdy nie chciał, według nowej mody,
Odsyłać konie gości Żydom do gospody.
Słudzy nie wyszli witać, ale nie myśl wcale,
Aby w domu Sędziego służono niedbale; 3
150 Słudzy czekają, nim się pan Wojski ubierze, 4
Który teraz za domem urządzał wieczerzę.
On Pana zastępuje i on w niebytności
Pana zwykł sam przyjmować i zabawiać gości
(Daleki krewny pański i przyjaciel domu).
Widząc gościa, na folwark dążył po kryjomu
(Bo nie mógł wyjść spotykać w tkackim pudermanie);
Wdział więc, jak mógł najprędzej, niedzielne ubranie
Nagotowane z rana, bo od rana wiedział,
Że u wieczerzy będzie z mnóstwem gości siedział.
160 Pan Wojski poznał z dala, ręce rozkrzyżował
I z krzykiem podróżnego ściskał i całował;
Zaczęła się ta prędka, zmieszana rozmowa,
W której lat kilku dzieje chciano zamknąć w słowa
Krótkie i poplątane, w ciąg powieści, pytań,
Wykrzykników i westchnień, i nowych powitań.
Gdy się pan Wojski dosyć napytał, nabadał,
Na samym końcu dzieje tego dnia powiadał.
"Dobrze, mój Tadeuszu (bo tak nazywano
Młodzieńca, który nosił Kościuszkowskie miano
170 Na pamiątkę, że w czasie wojny się urodził),
Dobrze, mój Tadeuszu, żeś się dziś nagodził
Do domu, właśnie kiedy mamy panien wiele.
Stryjaszek myśli wkrótce sprawić ci wesele;
Jest z czego wybrać; u nas towarzystwo liczne
Od kilku dni zbiera się na sądy graniczne
Dla skończenia dawnego z panem Hrabią sporu;
I pan Hrabia ma jutro sam zjechać do dworu;
Podkomorzy już zjechał z żoną i z córkami. 5
Młodzież poszła do lasu bawić się strzelbami,
180 A starzy i kobiety żniwo oglądają
Pod lasem, i tam pewnie na młodzież czekają.
Pójdziemy, jeśli zechcesz, i wkrótce spotkamy
Stryjaszka, Podkomorstwo i szanowne damy".
Pan Wojski z Tadeuszem idą pod las drogą
I jeszcze się do woli nagadać nie mogą.
Słońce ostatnich kresów nieba dochodziło,
Mniej silnie, ale szerzej niż we dnie świeciło,
Całe zaczerwienione, jak zdrowe oblicze
Gospodarza, gdy prace skończywszy rolnicze,
190 Na spoczynek powraca. Już krąg promienisty
Spuszcza się na wierzch boru i już pomrok mglisty,
Napełniając wierzchołki i gałęzie drzewa,
Cały las wiąże w jedno i jakoby zlewa;
I bór czernił się na kształt ogromnego gmachu,
Słońce nad nim czerwone jak pożar na dachu;
Wtem zapadło do głębi; jeszcze przez konary
Błysnęło jako świeca przez okienic szpary
I zgasło. I wnet sierpy gromadnie dzwoniące
We zbożach i grabliska suwane po łące
200 Ucichły i stanęły: tak pan Sędzia każe,
U niego ze dniem kończą pracę gospodarze.
"Pan świata wie, jak długo pracować potrzeba;
Słońce, Jego robotnik, kiedy znidzie z nieba,
Czas i ziemianinowi ustępować z pola".
Tak zwykł mawiać pan Sędzia, a Sędziego wola
Była ekonomowi poczciwemu świętą;
Bo nawet wozy, w które już składać zaczęto
Kopę żyta, niepełne jadą do stodoły;
Cieszą się z nadzwyczajnej ich lekkości woły.
210 Właśnie z lasu wracało towarzystwo całe,
Wesoło, lecz w porządku; naprzód dzieci małe
Z dozorcą, potem Sędzia szedł z Podkomorzyną,
Obok pan Podkomorzy otoczon rodziną;
Panny tuż za starszemi, a młodzież na boku;
Panny szły przed młodzieżą o jakie pół kroku
(Tak każe przyzwoitość); nikt tam nie rozprawiał
O porządku, nikt mężczyzn i dam nie ustawiał,
A każdy mimowolnie porządku pilnował.
Bo Sędzia w domu dawne obyczaje chował
220 I nigdy nie dozwalał, by chybiano względu
Dla wieku, urodzenia, rozumu, urzędu.
"Tym ładem - mawiał - domy i narody słyną,
Z jego upadkiem domy i narody giną".
Więc do porządku wykli domowi i słudzy;
I przyjezdny gość, krewny albo człowiek cudzy,
Gdy Sędziego nawiedził, skoro pobył mało,
Przejmował zwyczaj, którym wszystko oddychało.
Krótkie były Sędziego z synowcem witania:
Dał mu poważnie rękę do pocałowania
230 I w skroń ucałowawszy, uprzejmie pozdrowił;
A choć przez wzgląd na gości niewiele z nim mówił,
Widać było z łez, które wylotem kontusza
Otarł prędko, jak kochał pana Tadeusza.
W ślad gospodarza wszystko ze żniwa i z boru,
I z łąk, i z pastwisk razem wracało do dworu.
Tu owiec trzoda becząc w ulicę się tłoczy
I wznosi chmurę pyłu; dalej z wolna kroczy
Stado cielic tyrolskich z mosiężnymi dzwonki;
Tam konie rżące lecą ze skoszonej łąki;
240 Wszystko bieży ku studni, której ramię z drzewa
Raz wraz skrzypi i napój w koryta rozlewa.
Sędzia, choć utrudzony, chociaż w gronie gości,
Nie uchybił gospodarskiej, ważnej powinności:
Udał się sam ku studni; najlepiej z wieczora
Gospodarz widzi, w jakim stanie jest obora;
Dozoru tego nigdy sługom nie poruczy,
Bo Sędzia wie, że oko pańskie konia tuczy.
Wojski z woźnym Protazym ze świecami w sieni 6
Stali i rozprawiali, nieco poróżnieni,
250 Bo w niebytność Wojskiego Woźny po kryjomu
Kazał stoły z wieczerzą powynosić z domu
I ustawić co prędzej w pośrodku zamczyska,
Którego widne były pod lasem zwaliska.
Po cóż te przenosiny? Pan Wojski się krzywił
I przepraszał Sędziego; Sędzia się zadziwił,
Lecz stało się; już późno i trudno zaradzić,
Wolał gości przeprosić i w pustki prowadzić.
Po drodze Woźny ciągle Sędziemu tłumaczył,
Dlaczego urządzenie pańskie przeinaczył:
260 We dworze żadna izba nie ma obszerności
Dostatecznej dla tylu, tak szanownych gości;
W zamku sień wielka, jeszcze dobrze zachowana,
Sklepienie całe - wprawdzie pękła jedna ściana,
Okna bez szyb, lecz latem nic to nie zawadzi;
Bliskość piwnic wygodna służącej czeladzi.
Tak mówiąc, na Sędziego mrugał; widać z miny,
Że miał i taił inne, ważniejsze przyczyny.
O dwa tysiące kroków zamek stał za domem,
Okazały budową, poważny ogromem,
270 Dziedzictwo starożytnej rodziny Horeszków;
Dziedzic zginął był w czasie krajowych zamieszków.
Dobra, całe zniszczone sekwestrami rządu,
Bezładnością opieki, wyrokami sądu,
W cząstce spadły dalekim krewnym po kądzieli,
A resztę rozdzielono między wierzycieli.
Zamku żaden wziąść nie chciał, bo w szlacheckim stanie
Trudno było wyłożyć koszt na utrzymanie;
Lecz Hrabia, sąsiad bliski, gdy wyszedł z opieki,
Panicz bogaty, krewny Horeszków daleki,
280 Przyjechawszy z wojażu upodobał mury,
Tłumacząc, że gotyckiej są architektury;
Choć Sędzia z dokumentów przekonywał o tem,
Że architekt był majstrem z Wilna, nie zaś Gotem.
Dość, że Hrabia chciał zamku, właśnie i Sędziemu
Przyszła nagle taż chętka, nie wiadomo czemu.
Zaczęli proces w ziemstwie, potem w głównym sądzie,
W senacie, znowu w ziemstwie i w guberskim rządzie;
Wreszcie po wielu kosztach i ukazach licznych
Sprawa wróciła znowu do sądów granicznych.
290 Słusznie Woźny powiadał, że w zamkowej sieni
Zmieści się i palestra, i goście proszeni.
Sień wielka jak refektarz, z wypukłym sklepieniem
Na filarach, podłoga wysłana kamieniem,
Ściany bez żadnych ozdób, ale mur chędogi;
Sterczały wkoło sarnie i jelenie rogi
Z napisami: gdzie, kiedy te łupy zdobyte;
Tuż myśliwców herbowne klejnoty wyryte
I stoi wypisany każdy po imieniu;
Herb Horeszków, Półkozic, jaśniał na sklepieniu.
300 Goście weszli w porządku i stanęli kołem;
Podkomorzy najwyższe brał miejsce za stołem;
Z wieku mu i z urzędu ten zaszczyt należy.
Idąc kłaniał się damom, starcom i młodzieży.
Przy nim stał kwestarz, Sędzia tuż przy Bernardynie,
Bernardyn zmówił krótki pacierz po łacinie.
Mężczyznom dano wódkę; wtenczas wszyscy siedli
I chołodziec litewski milcząc żwawo jedli.
Pan Tadeusz, choć młodzik, ale prawem gościa
Wysoko siadł przy damach obok Jegomościa;
310 Między nim i stryjaszkiem jedno pozostało
Puste miejsce, jak gdyby na kogoś czekało.
Stryj nieraz na to miejsce i na drzwi poglądał,
Jakby czyjegoś przyjścia był pewny i żądał.
I Tadeusz wzrok stryja ku drzwiom odprowadzał,
I z nim na miejscu pustym oczy swe osadzał.
Dziwna rzecz! Miejsca wkoło są siedzeniem dziewic,
Na które mógłby spójrzeć bez wstydu królewic,
Wszystkie zacnie zrodzone, każda młoda, ładna;
Tadeusz tam pogląda, gdzie nie siedzi żadna.
320 To miejsce jest zagadką, młódź lubi zagadki;
Roztargniony, do swojej nadobnej sąsiadki
Ledwie słów kilka wyrzekł, do Podkomorzanki;
Nie zmienia jej talerzów, nie nalewa szklanki,
I panien nie zabawia przez rozmowy grzeczne,
Z których by wychowanie poznano stołeczne;
To jedno puste miejsce nęci go i mami...
Już nie puste, bo on je napełnił myślami.
Po tem miejscu biegało domysłów tysiące,
Jako po deszczu żabki po samotnej łące;
330 Śród nich jedna króluje postać, jak w pogodę
Lilia jeziór skroń białą wznosząca nad wodę.
Dano trzecią potrawę. Wtem pan Podkomorzy,
Wlawszy kropelkę wina w szklankę panny Róży,
A młodszej przysunąwszy z talerzem ogórki,
Rzekł: "Muszę ja wam służyć, moje panny córki,
Choć stary i niezgrabny". Zatem się rzuciło
Kilku młodych od stołu i pannom służyło.
Sędzia, z boku rzuciwszy wzrok na Tadeusza
I poprawiwszy nieco wylotów kontusza,
340 Nalał węgrzyna i rzekł:
"Dziś, nowym zwyczajem,
My na naukę młodzież do stolicy dajem
I nie przeczym, że nasi synowie i wnuki
Mają od starych więcej książkowej nauki;
Ale co dzień postrzegam, jak młódź cierpi na tem,
Że nie ma szkół uczących żyć z ludźmi i światem.
Dawniej na dwory pańskie jachał szlachcic młody,
Ja sam lat dziesięć byłem dworskim Wojewody,
Ojca Podkomorzego, Mościwego Pana
350 (Mówiąc, Podkomorzemu ścisnął za kolana);
On mnie radą do usług publicznych sposobił,
Z opieki nie wypuścił, aż człowiekiem zrobił.
W mym domu wiecznie będzie jego pamięć droga,
Co dzień za duszę jego proszę Pana Boga.
Jeślim tyle na jego nie korzystał dworze
Jak drudzy i wróciwszy w domu ziemię orzę,
Gdy inni, więcej godni Wojewody względów,
Doszli potem najwyższych krajowych urzędów,
Przynajmniej tom skorzystał, że mi w moim domu
360 Nikt nigdy nie zarzuci, bym uchybił komu
W uczciwości, w grzeczności; a ja powiem śmiało:
Grzeczność nie jest nauką łatwą ani małą.
Niełatwą, bo nie na tym kończy się, jak nogą
Zręcznie wierzgnąć, z uśmiechem witać lada kogo;
Bo taka grzeczność modna zda mi się kupiecka,
Ale nie staropolska, ani też szlachecka.
Grzeczność wszystkim należy, lecz każdemu inna;
Bo nie jest bez grzeczności i miłość dziecinna,
I wzgląd męża dla żony przy ludziach, i pana
370 Dla sług swoich, a w każdej jest pewna odmiana.
Trzeba się długo uczyć, ażeby nie zbłądzić
I każdemu powinną uczciwość wyrządzić.
I starzy się uczyli; u panów rozmowa
Była to historyja żyjąca krajowa,
A między szlachtą dzieje domowe powiatu:
Dawano przez to poznać szlachcicowi bratu,
Że wszyscy o nim wiedzą, lekce go nie ważą;
Więc szlachcic obyczaje swe trzymał pod strażą.
Dziś człowieka nie pytaj: co zacz? kto go rodzi?
380 Z kim on żył, co porabiał? Każdy, gdzie chce, wchodzi,
Byle nie szpieg rządowy i byle nie w nędzy.
Jak ów Wespazyjanus nie wąchał pieniędzy
I nie chciał wiedzieć, skąd są, z jakich rąk i krajów,
Tak nie chcą znać człowieka rodu, obyczajów!
Dość, że ważny i że się stempel na nim widzi,
Więc szanują przyjaciół jak pieniądze Żydzi".
To mówiąc Sędzia gości obejrzał porządkiem;
Bo choć zawsze i płynnie mówił, i z rozsądkiem,
Wiedział, że niecierpliwa młodzież teraźniejsza,
390 Że ją nudzi rzecz długa, choć najwymowniejsza.
Ale wszyscy słuchali w milczeniu głębokiem;
Sędzia Podkomorzego zdał się radzić okiem,
Podkomorzy pochwałą rzeczy nie przerywał,
Ale częstym skinieniem głowy potakiwał.
Sędzia milczał, on jeszcze skinieniem przyzwalał;
Więc Sędzia jego puchar i swój kielich nalał
I dalej mówił:
"Grzeczność nie jest rzeczą małą:
Kiedy się człowiek uczy ważyć, jak przystało,
400 Drugich wiek, urodzenie, cnoty, obyczaje,
Wtenczas i swoją ważność zarazem poznaje;
Jak na szalach żebyśmy nasz ciężar poznali,
Musim kogoś posadzić na przeciwnej szali.
Zaś godna jest Waszmościów uwagi osobnej
Grzeczność, którą powinna młodź dla płci nadobnej;
Zwłaszcza gdy zacność domu, fortuny szczodroty
Objaśniają wrodzone wdzięki i przymioty.
Stąd droga do afektów i stąd się kojarzy
Wspaniały domów sojusz - tak myślili starzy.
410 A zatem..."
Tu pan Sędzia nagłym zwrotem głowy
Skinął na Tadeusza, rzucił wzrok surowy,
Znać było, że przychodził już do wniosków mowy.
Wtem brząknął w tabakierkę złotą Podkomorzy
I rzekł:
"Mój Sędzio, dawniej było jeszcze gorzej!
Teraz nie wiem, czy moda i nas starych zmienia,
Czy młodzież lepsza, ale widzę mniej zgorszenia.
Ach, ja pamiętam czasy, kiedy do Ojczyzny
420 Pierwszy raz zawitała moda francuszczyzny!
Gdy raptem paniczyki młode z cudzych krajów
Wtargnęli do nas hordą gorszą od Nogajów!
Prześladując w Ojczyźnie Boga, przodków wiarę,
Prawa i obyczaje, nawet suknie stare.
Żałośnie było widzieć wyżółkłych młokosów,
Gadających przez nosy, a często bez nosów,
Opatrzonych w broszurki i w różne gazety,
Głoszących nowe wiary, prawa, toalety.
Miała nad umysłami wielką moc ta tłuszcza;
430 Bo Pan Bóg, kiedy karę na naród przepuszcza,
Odbiera naprzód rozum od obywateli.
I tak mędrsi fircykom oprzeć się nie śmieli;
I zląkł ich się jak dżumy jakiej cały naród,
Bo już sam wewnątrz siebie czuł choroby zaród.
Krzyczano na modnisiów, a brano z nich wzory:
Zmieniano wiarę, mowę, prawa i ubiory.
Była to maszkarada, zapustna swawola,
Po której miał przyjść wkrótce wielki post - niewola!
"Pamiętam, chociaż byłem wtenczas małe dziecię,
440 Kiedy do ojca mego w oszmiańskim powiecie
Przyjechał pan Podczaszyc na francuskim wózku,
Pierwszy człowiek, co w Litwie chodził po francusku.
Biegali wszyscy za nim jakby za rarogiem 7,
Zazdroszczono domowi, przed którego progiem
Stanęła Podczaszyca dwókolna dryndulka,
Która się po francusku zwała karyjulka.
Zamiast lokajów w kielni siedziały dwa pieski,
A na kozłach niemczysko chude na kształt deski;
Nogi miał długie, cienkie, jak od chmielu tyki,
450 W pończochach, ze srebrnymi klamrami trzewiki,
Peruka z harbajtelem zawiązanym w miechu.
Starzy na on ekwipaż parskali ze śmiechu,
A chłopi żegnali się, mowiąc, że po świecie
Jeździ wenecki diabeł w niemieckiej karecie.
Sam Podczaszyc jaki był, opisywać długo;
Dosyć, że nam się zdawał małpą lub papugą,
W wielkiej peruce, którą do złotego runa
On lubił porównywać, a my do kołtuna.
Jeśli kto i czuł wtenczas, że polskie ubranie
460 Piękniejsze jest niż obcej mody małpowanie,
Milczał; boby krzyczała młodzież, że przeszkadza
Kulturze, że tamuje progresy, że zdradza!
Taka była przesądów owoczesnych władza!
Podczaszyc zapowiedział, że nas reformować,
Cywilizować będzie i konstytuować;
Ogłosił nam, że jacyś Francuzi wymowni
Zrobili wynalazek: iż ludzie są rowni.
Choć o tem dawno w Pańskim pisano zakonie
I każdy ksiądz toż samo gada na ambonie.
470 Nauka dawną była, szło o jej pełnienie!
Lecz wtenczas panowało takie oślepienie,
Że nie wierzono rzeczom najdawniejszym w świecie,
Jeśli ich nie czytano w francuskiej gazecie.
Podczaszyc, mimo równość, wziął tytuł markiża;
Wiadomo, że tytuły przychodzą z Paryża,
A natenczas tam w modzie był tytuł markiża.
Jakoż, kiedy się moda odmieniła z laty,
Tenże sam markiż przybrał tytuł demokraty;
Wreszcie z odmienną modą, pod Napoleonem,
480 Demokrata przyjechał z Paryża baronem;
Gdyby żył dłużej, może nową alternatą
Z barona przechrzciłby się kiedyś demokratą.
Bo Paryż częstą mody odmianą się chlubi,
A co Francuz wymyśli, to Polak polubi.
"Chwała Bogu, że teraz jeśli nasza młodzież
Wyjeżdża za granicę, to już nie po odzież,
Nie szukać prawodawstwa w drukarskich kramarniach
Lub wymowy uczyć się w paryskich kawiarniach.
Bo teraz Napoleon, człek mądry a prędki,
490 Nie daje czasu szukać mody i gawędki.
Teraz grzmi oręż, a nam starym serca rosną,
Że znowu o Polakach tak na świecie głośno;
Jest sława, a więc będzie i Rzeczpospolita!
Zawżdy z wawrzynów drzewo wolności wykwita.
Tylko smutno, że nam, ach! tak się lata wleką
W nieczynności! a oni tak zawsze daleko!
Tak długo czekać! Nawet tak rzadka nowina!
Ojcze Robaku (ciszej rzekł do Bernardyna),
Słyszałem, żeś zza Niemna odebrał wiadomość;
500 Może też co o naszym wojsku wie Jegomość?"
"Nic a nic - odpowiedział Robak obojętnie
(Widać było, że słuchał rozmowy niechętnie) -
Mnie polityka nudzi; jeżeli z Warszawy
Mam list, to rzecz zakonna, to są nasze sprawy
Bernardyńskie; cóż o tem gadać u wieczerzy?
Są tu świeccy, do których nic to nie należy".
Tak mowiąc spojrzał zyzem, gdzie śród biesiadników
Siedział gość Moskal; był to pan kapitan Ryków;
Stary żołnierz, stał w bliskiej wiosce na kwaterze,
510 Pan Sędzia go przez grzeczność prosił na wieczerzę.
Rykow jadł smaczno, mało wdawał się w rozmowę,
Lecz na wzmiankę Warszawy rzekł, podniosłszy głowę:
"Pan Podkomorzy! Oj, Wy! Pan zawsze ciekawy
O Bonaparta, zawsze Wam tam do Warszawy!
He! Ojczyzna! Ja nie szpieg, a po polsku umiem -
Ojczyzna! Ja to czuję wszystko, ja rozumiem!
Wy Polaki, ja Ruski, teraz się nie bijem,
Jest armistycjum, to my razem jemy, pijem.
Często na awanpostach nasz z Francuzem gada,
520 Pije wódkę; jak krzykną: ura! - kanonada.
Ruskie przysłowie: z kim się biję, tego lubię;
Gładź drużkę jak po duszy, a bij jak po szubie.
Ja mówię, będzie wojna u nas. Do majora
Płuta adiutant sztabu przyjechał zawczora:
Gotować się do marszu! Pójdziem, czy pod Turka,
Czy na Francuza; oj, ten Bonapart figurka!
Bez Suworowa to on może nas wytuza.
U nas w pułku gadano, jak szli na Francuza,
Że Bonapart czarował 8, no, tak i Suwarów
530 Czarował; tak i były czary przeciw czarów.
Raz w bitwie, gdzie podział się? szukać Bonaparta -
A on zmienił się w lisa, tak Suwarów w charta;
Tak Bonaparte znowu w kota się przerzuca,
Dalej drzeć pazurami, a Suwarów w kuca.
Obaczcież, co się stało w końcu z Bonapartą..."
Tu Ryków przerwał i jadł; wtem z potrawą czwartą
Wszedł służący, i raptem boczne drzwi otwarto.
Weszła nowa osoba, przystojna i młoda;
Jej zjawienie się nagłe, jej wzrost i uroda,
540 Jej ubiór zwrócił oczy; wszyscy ją witali;
Prócz Tadeusza, widać, że ją wszyscy znali.
Kibić miała wysmukłą, kształtną, pierś powabną,
Suknię materyjalną, różową, jedwabną,
Gors wycięty, kołnierzyk z korónek, rękawki
Krótkie, w ręku kręciła wachlarz dla zabawki
(Bo nie było gorąca); wachlarz pozłocisty
Powiewając rozlewał deszcz iskier rzęsisty.
Głowa do włosów, włosy pozwijane w kręgi,
W pukle, i przeplatane różowymi wstęgi,
550 Pośród nich brylant, niby zakryty od oczu,
Świecił się jako gwiazda w komety warkoczu -
Słowem, ubiór galowy; szeptali niejedni,
Że zbyt wykwintny na wieś i na dzień powszedni.
Nóżek, choć suknia krótka, oko nie zobaczy,
Bo biegła bardzo szybko, suwała się raczéj,
Jako osóbki, które na trzykrólskie święta
Przesuwają w jasełkach ukryte chłopięta.
Biegła i wszystkich lekkim witając ukłonem,
Chciała usieść na miejscu sobie zostawionem.
560 Trudno było; bo krzeseł dla gości nie stało:
Na czterech ławach cztery ich rzędy siedziało,
Trzeba było rzęd ruszyć lub ławę przeskoczyć;
Zręcznie między dwie ławy umiała się wtłoczyć,
A potem między rzędem siedzących i stołem
Jak bilardowa kula toczyła się kołem.
W biegu dotknęła blisko naszego młodziana;
Uczepiwszy falbaną o czyjeś kolana,
Pośliznęła się nieco i w tem roztargnieniu
Na pana Tadeusza wsparła się ramieniu.
570 Przeprosiwszy go grzecznie, na miejscu swem siadła
Pomiędzy nim i stryjem, ale nic nie jadła,
Tylko się wachlowała, to wachlarza trzonek
Kręciła, to kołnierzyk z brabanckich koronek
Poprawiała, to lekkim dotknieniem się ręki
Muskała włosów pukle i wstąg jasnych pęki.
Ta przerwa rozmów trwała już minut ze cztery.
Tymczasem w końcu stoła naprzód ciche szmery,
A potem się zaczęły wpółgłośne rozmowy;
Mężczyźni rozsądzali swe dzisiejsze łowy.
580 Asesora z Rejentem wzmogła się uparta 9,
Coraz głośniejsza kłótnia o kusego charta,
Którego posiadaniem pan Rejent się szczycił
I utrzymywał, że on zająca pochwycił;
Asesor zaś dowodził na złość Rejentowi,
Że ta chwała należy chartu Sokołowi.
Pytano zdania innych; więc wszyscy dokoła
Brali stronę Kusego, albo też Sokoła,
Ci jak znawcy, ci znowu jak naoczne świadki.
Sędzia na drugim końcu do nowej sąsiadki
590 Rzekł półgłosem: "Przepraszam, musieliśmy siadać,
Niepodobna wieczerzy na później odkładać:
Goście głodni, chodzili daleko na pole;
Myśliłem, że dziś z nami nie będziesz przy stole".
To rzekłszy, z Podkomorzym przy pełnym kielichu
O politycznych sprawach rozmawiał po cichu.
Gdy tak były zajęte stołu strony obie,
Tadeusz przyglądał się nieznanej osobie:
Przypomniał, że za pierwszym na miejsce wejrzeniem
Odgadnął zaraz, czyim miało być siedzeniem.
600 Rumienił się, serce mu biło nadzwyczajnie;
Więc rozwiązane widział swych domysłów tajnie!
Więc było przeznaczono, by przy jego boku
Usiadła owa piękność widziana w pomroku.
Wprawdzie zdała się teraz wzrostem dorodniejsza,
Bo ubrana, a ubiór powiększa i zmniejsza.
I włos u tamtej widział krótki, jasnozłoty,
A u tej krucze, długie zwijały się sploty.
Kolor musiał pochodzić od słońca promieni,
Któremi przy zachodzie wszystko się czerwieni.
610 Twarzy wówczas nie dostrzegł, nazbyt rychło znikła,
Ale myśl twarz nadobną odgadywać zwykła;
Myślił, że pewnie miała czarniutkie oczęta,
Białą twarz, usta kraśne jak wiśnie bliźnięta;
U tej znalazł podobne oczy, usta, lica;
W wieku może by była największa różnica:
Ogrodniczka dziewczynką zdawała się małą,
A pani ta niewiastą już w latach dojrzałą;
Lecz młodzież o piękności metrykę nie pyta,
Bo młodzieńcowi młodą jest każda kobiéta,
620 Chłopcowi każda piękność zda się rówiennicą,
A niewinnemu każda kochanka dziewicą.
Tadeusz, chociaż liczył lat blisko dwadzieście
I od dzieciństwa mieszkał w Wilnie, wielkim mieście,
Miał za dozorcę księdza, który go pilnował
I w dawnej surowości prawidłach wychował.
Tadeusz zatem przywiozł w strony swe rodzinne
Duszę czystą, myśl żywą i serce niewinne,
Ale razem niemałą chętkę do swywoli.
Z góry już robił projekt, że sobie pozwoli
630 Używać na wsi długo wzbronionej swobody;
Wiedział, że był przystojny, czuł się rześki, młody,
A w spadku po rodzicach wziął czerstwość i zdrowie.
Nazywał się Soplica; wszyscy Soplicowie
Są, jak wiadomo, krzepcy, otyli i silni,
Do żołnierki jedyni, w naukach mniej pilni.
Tadeusz się od przodków swoich nie odrodził:
Dobrze na koniu jeździł, pieszo dzielnie chodził,
Tępy nie był, lecz mało w naukach postąpił,
Choć stryj na wychowanie niczego nie skąpił.
640 On wolał z flinty strzelać albo szablą robić;
Wiedział, że go myślano do wojska sposobić,
Że ojciec w testamencie wyrzekł taką wolę;
Ustawicznie do bębna tęsknił, siedząc w szkole.
Ale stryj nagle pierwsze zamiary odmienił,
Kazał, aby przyjechał i aby się żenił,
I objął gospodarstwo; przyrzekł na początek
Dać małą wieś, a potem cały swój majątek.
Te wszystkie Tadeusza cnoty i zalety
Ściągnęły wzrok sąsiadki, uważnej kobiety.
650 Zmierzyła jego postać kształtną i wysoką,
Jego ramiona silne, jego pierś szeroką
I w twarz spójrzała, z której wytryskał rumieniec,
Ilekroć z jej oczyma spotkał się młodzieniec:
Bo z pierwszej lękliwości całkiem już ochłonął
I patrzył wzrokiem śmiałym, w którym ogień płonął.
Również patrzyła ona, i cztery źrenice
Gorzały przeciw sobie jak roratne świéce.
Pierwsza z nim po francusku zaczęła rozmowę;
Wracał z miasta, ze szkoły: więc o książki nowe,
660 O autorów pytała Tadeusza zdania
I ze zdań wyciągała na nowo pytania;
Cóż gdy potem zaczęła mówić o malarstwie,
O muzyce, o tańcach, nawet o rzeźbiarstwie!
Dowiodła, że zna równie pędzel, noty, druki;
Aż osłupiał Tadeusz na tyle nauki,
Lękał się, by nie został pośmiewiska celem,
I jąkał się jak żaczek przed nauczycielem.
Szczęściem, że nauczyciel ładny i niesrogi;
Odgadnęła sąsiadka powód jego trwogi,
670 Wszczęła rzecz o mniej trudnych i mądrych przedmiotach:
O wiejskiego pożycia nudach i kłopotach,
I jak bawić się trzeba, i jak czas podzielić,
By życie uprzyjemnić i wieś rozweselić.
Tadeusz odpowiadał śmielej, szła rzecz daléj,
W pół godziny już byli z sobą poufali;
Zaczęli nawet małe żarciki i sprzeczki.
W końcu, stawiła przed nim trzy z chleba gałeczki:
Trzy osoby na wybor; wziął najbliższą sobie;
Podkomorzanki na to zmarszczyły się obie,
680 Sąsiadka zaśmiała się, lecz nie powiedziała,
Kogo owa szczęśliwa gałka oznaczała.
Inaczej bawiono się w drugim końcu stoła,
Bo tam, wzmógłszy się nagle, stronnicy Sokoła
Na partyję Kusego bez litości wsiedli:
Spór był wielki, już potraw ostatnich nie jedli.
Stojąc i pijąc obie kłóciły się strony,
A najstraszniej pan Rejent był zacietrzewiony:
Jak raz zaczął, bez przerwy rzecz swoję tokował
I gestami ją bardzo dobitnie malował.
Teraz ręce przy boku miał, w tył wygiął łokcie,
Spod ramion wytknął palce i długie paznokcie,
Przedstawiając dwa smycze chartów tym obrazem.
690 (Był dawniej adwokatem pan rejent Bolesta,
Zwano go kaznodzieją, że zbyt lubił gesta).
Teraz ręce przy boku miał, w tył wygiął łokcie,
Spod ramion wytknął palce i długie paznokcie,
Przedstawiając dwa smycze chartów tym obrazem.
Właśnie rzecz kończył: "Wyczha! puściliśmy razem
Ja i Asesor, razem, jakoby dwa kórki
Jednym palcem spuszczone u jednej dwórórki;
Wyczha! poszli, a zając jak struna - smyk w pole,
Psy tuż (to mówiąc, ręce ciągnął wzdłuż po stole
700 I palcami ruch chartów przedziwnie udawał),
Psy tuż, i hec! od lasu odsadzili kawał;
Sokoł smyk naprzód, rączy pies, lecz zagorzalec,
Wysadził się przed Kusym o tyle, o palec;
Wiedziałem, że spudłuje; szarak, gracz nie lada,
Czchał niby prosto w pole, za nim psów gromada;
Gracz szarak! skoro poczuł wszystkie charty w kupie,
Pstręk na prawo, koziołka, z nim w prawo psy głupie,
A on znowu fajt w lewo, jak wytnie dwa susy,
Psy za nim fajt na lewo, on w las, a mój Kusy
710 Cap !!" - tak krzycząc pan Rejent, na stół pochylony,
Z palcami swemi zabiegł aż do drugiej strony
I "cap!" - Tadeuszowi wrzasnął tuż nad uchem.
Tadeusz i sąsiadka, tym głosu wybuchem
Znienacka przestraszeni właśnie w pół rozmowy,
Odstrychnęli od siebie mimowolnie głowy,
Jako wierzchołki drzewa powiązane społem,
Gdy je wicher rozerwie; i ręce pod stołem
Blisko siebie leżące wstecz nagle uciekły,
I dwie twarze w jeden się rumieniec oblekły.
720 Tadeusz, by nie zdradzić swego roztargnienia:
"Prawda - rzekł - mój Rejencie, prawda, bez wątpienia,
Kusy piękny chart z kształtu, jeśli równie chwytny..."
"Chwytny? - krzyknął pan Rejent. - Mój pies faworytny
Żeby nie miał być chwytny?" Więc Tadeusz znowu
Cieszył się, że tak piękny pies nie ma narowu,
Żałował, że go tylko widział idąc z lasu
I że przymiotów jego poznać nie miał czasu.
Na to zadrżał Asesor, puścił z rąk kieliszek,
Utopił w Tadeusza wzrok jak bazyliszek.
730 Asesor mniej krzykliwy i mniej był ruchawy
Od Rejenta, szczuplejszy i mały z postawy,
Lecz straszny na reducie, balu i sejmiku,
Bo powiadano o nim: ma żądło w języku.
Tak dowcipne żarciki umiał komponować,
Iżby je w kalendarzu można wydrukować:
Wszystkie złośliwe, ostre. Dawniej człek dostatni,
Schedę ojca swojego i majątek bratni,
Wszystko strwonił, na wielkim figurując świecie;
Teraz wszedł w służbę rządu, by znaczyć w powiecie.
740 Lubił bardzo myślistwo, już to dla zabawy,
Już to że odgłos trąbki i widok obławy
Przypominał mu jego lata młodociane,
Kiedy miał strzelców licznych i psy zawołane;
Teraz mu z całej psiarni dwa charty zostały,
I jeszcze z tych jednemu chciano przeczyć chwały.
Więc zbliżył się i, z wolna gładząc faworyty,
Rzekł z uśmiechem, a był to uśmiech jadowity:
"Chart bez ogona jest jak szlachcic bez urzędu...
Ogon też znacznie chartom pomaga do pędu,
750 A Pan kusość uważasz za dowód dobroci?
Zresztą zdać się możemy na sąd Pańskiej cioci.
Choć pani Telimena mieszkała w stolicy
I bawi się niedawno w naszej okolicy,
Lepiej zna się na łowach niż myśliwi młodzi:
Tak to nauka sama z latami przychodzi".
Tadeusz, na którego niespodzianie spadał
Grom taki, wstał zmieszany, chwilę nic nie gadał,
Lecz patrzył na rywala coraz straszniej, srożéj...
Wtem, wielkim szczęściem, dwakroć kichnął Podkomorzy.
760 "Wiwat!" - krzyknęli wszyscy; on się wszystkim skłonił
I z wolna w tabakierę palcami zadzwonił:
Tabakiera ze złota, z brylantów oprawa,
A w środku jej był portret króla Stanisława.
Ojcu Podkomorzego sam król ją darował,
Po ojcu Podkomorzy godnie ją piastował;
Gdy w nię dzwonił, znak dawał, że miał głos zabierać;
Umilkli wszyscy i ust nie śmieli otwierać.
On rzekł:
"Wielmożni Szlachta, Bracia Dobrodzieje!
770 Forum myśliwskiem tylko są łąki i knieje,
Więc ja w domu podobnych spraw nie decyduję
I posiedzenie nasze na jutro solwuję,
I dalszych replik stronom dzisiaj nie dozwolę.
Woźny! odwołaj sprawę na jutro na pole.
Jutro i Hrabia z całym myślistwem tu zjedzie,
I Waszeć z nami ruszysz, Sędzio, mój sąsiedzie,
I pani Telimena, i panny, i panie,
Słowem, zrobim na urząd wielkie polowanie;
I Wojski towarzystwa nam też nie odmówi".
780 To mówiąc tabakierę podawał starcowi.
Wojski na ostrym końcu śród myśliwych siedział,
Słuchał zmrużywszy oczy, słowa nie powiedział,
Choć młodzież nieraz jego zasięgała zdania,
Bo nikt lepiej nad niego nie znał polowania.
On milczał, szczyptę wziętą z tabakiery ważył
W palcach i długo dumał, nim ją w końcu zażył;
Kichnął, aż cała izba rozległa się echem,
I potrząsając głową rzekł z gorzkim uśmiechem:
"O, jak mnie to starego i smuci, i dziwi!
790 Cóż by to o tym starzy mówili myśliwi,
Widząc, że w tylu szlachty, w tylu panów gronie
Mają sądzić się spory o charcim ogonie;
Cóż by rzekł na to stary Rejtan, gdyby ożył?
Wróciłby do Lachowicz i w grób się położył!
Co by rzekł wojewoda Niesiołowski stary 10,
Który ma dotąd pierwsze na świecie ogary
I dwiestu strzelców trzyma obyczajem pańskim,
I ma sto wozów sieci w zamku worończańskim,
A od tylu lat siedzi jak mnich na swym dworze.
800 Nikt go na polowanie uprosić nie może,
Białopiotrowiczowi samemu odmówił! 11
Bo cóż by on na waszych polowaniach łowił?
Piękna byłaby sława, ażeby pan taki
Wedle dzisiejszej mody jeździł na szaraki!
Za moich, panie, czasów w języku strzeleckim
Dzik, niedźwiedź, łoś, wilk zwany był zwierzem szlacheckim,
A zwierzę nie mające kłów, rogów, pazurów
Zostawiano dla płatnych sług i dworskich ciurów;
Żaden pan nigdy przyjąć nie chciałby do ręki
810 Strzelby, którą zhańbiono, sypiąc w nią śrut cienki!
Trzymano wprawdzie chartów, bo z łowów wracając,
Trafia się, że spod konia mknie się biedak zając;
Puszczano wtenczas za nim dla zabawki smycze
I na konikach małe goniły panicze
Przed oczami rodziców, którzy te pogonie
Ledwie raczyli widzieć, cóż kłócić się o nie!
Więc niech Jaśnie Wielmożny Podkomorzy raczy
Odwołać swe rozkazy i niech mi wybaczy,
Że nie mogę na takie jechać polowanie
820 I nigdy na niem noga moja nie postanie!
Nazywam się Hreczecha, a od króla Lecha
Żaden za zającami nie jeździł Hreczecha".
Tu śmiech młodzieży mowę Wojskiego zagłuszył.
Wstano od stołu; pierwszy Podkomorzy ruszył;
Z wieku mu i z urzędu ten zaszczyt należy;
Idąc kłaniał się damom, starcom i młodzieży;
Za nim szedł kwestarz, Sędzia tuż przy Bernardynie,
Sędzia u progu rękę dał Podkomorzynie,
Tadeusz Telimenie, Asesor Krajczance,
830 A pan Rejent na końcu Wojskiej Hreczeszance.
Tadeusz z kilku gośćmi poszedł do stodoły,
A czuł się pomieszany, zły i niewesoły,
Rozbierał myślą wszystkie dzisiejsze wypadki:
Spotkanie się, wieczerzę przy boku sąsiadki,
A szczególniej mu słowo "ciocia" koło ucha
Brzęczało ciągle jako naprzykrzona mucha.
Pragnąłby u Woźnego lepiej się wypytać
O pani Telimenie, lecz go nie mógł schwytać;
Wojskiego też nie widział, bo zaraz z wieczerzy
840 Wszyscy poszli za gośćmi, jak sługom należy,
Urządzając we dworze izby do spoczynku.
Starsi i damy spały we dworskim budynku,
Młodzież Tadeuszowi prowadzić kazano,
W zastępstwie gospodarza, w stodołę na siano.
W pół godziny tak było głucho w całym dworze
Jako po zadzwonieniu na pacierz w klasztorze;
Ciszę przerywał tylko głos nocnego stróża.
Usnęli wszyscy. Sędzia sam oczu nie zmruża:
Jako wódz gospodarstwa obmyśla wyprawę
850 W pole i w domu przyszłą urządza zabawę.
Dał rozkaz ekonomom, wójtom i gumiennym,
Pisarzom, ochmistrzyni, strzelcom i stajennym,
I musiał wszystkie dzienne rachunki przezierać,
Nareszcie rzekł Woźnemu, że się chce rozbierać.
Woźny pas mu odwiązał, pas słucki, pas lity 12,
Przy którym świecą gęste kutasy jak kity,
Z jednej strony złotogłów w purpurowe kwiaty,
Na wywrót jedwab czarny, posrebrzany w kraty;
Pas taki można równie kłaść na strony obie:
860 Złotą na dzień galowy, a czarną w żałobie.
Sam Woźny umiał pas ten odwiązywać, składać;
Właśnie tym się zatrudniał i kończył tak gadać:
"Cóż złego, że przeniosłem stoły do zamczyska?
Nikt na tem nic nie stracił, a Pan może zyska,
Bo przecież o ten zamek dziś toczy się sprawa.
My od dzisiaj do zamku nabyliśmy prawa,
I mimo całą strony przeciwnej zajadłość
Dowiodę, że zamczysko wzięliśmy w posiadłość.
Wszakże kto gości prosi w zamek na wieczerzę,
870 Dowodzi, że posiadłość tam ma albo bierze;
Nawet strony przeciwne weźwiemy na świadki:
Pamiętam za mych czasów podobne wypadki".
Już Sędzia spał. Więc Woźny cicho wszedł do sieni,
Siadł przy świecy i dobył książeczkę z kieszeni,
Która mu jak Ołtarzyk złoty zawsze służy,
Której nigdy nie rzuca w domu i w podróży.
Była to trybunalska wokanda 13: tam rzędem
Stały spisane sprawy, które przed urzędem
Woźny sam głosem swoim przed laty wywołał
880 Albo o których później dowiedzieć się zdołał.
Prostym ludziom wokanda zda się imion spisem,
Woźnemu jest obrazów wspaniałych zarysem.
Czytał więc i rozmyślał: Ogiński z Wizgirdem,
Dominikanie z Rymszą, Rymsza z Wysogierdem,
Radziwiłł z Wereszczaką, Giedrojć z Rodułtowskim,
Obuchowicz z kahałem, Juracha z Piotrowskim,
Maleski z Mickiewiczem, a na koniec Hrabia
Z Soplicą: i czytając, z tych imion wywabia
Pamięć spraw wielkich, wszystkie procesu wypadki,
890 I stają mu przed oczy sąd, strony i świadki;
I ogląda sam siebie, jak w żupanie białym,
W granatowym kontuszu stał przed trybunałem;
Jedna ręka na szabli, a drugą do stoła
Przywoławszy dwie strony: "Uciszcie się!" woła.
Marząc i kończąc pacierz wieczorny, pomału
Usnął ostatni w Litwie Woźny trybunału.
Takie były zabawy, spory w one lata
Śród cichej wsi litewskiej, kiedy reszta świata
We łzach i krwi tonęła, gdy ów mąż, bóg wojny,
900 Otoczon chmurą pułków, tysiącem dział zbrojny,
Wprzągłszy w swój rydwan orły złote obok srebrnych,
Od puszcz libijskich latał do Alpów podniebnych,
Ciskając grom po gromie: w Piramidy, w Tabor,
W Marengo, w Ulm, w Austerlitz. Zwycięstwo i Zabor
Biegły przed nim i za nim. Sława czynów tylu,
Brzemienna imionami rycerzy, od Nilu
Szła hucząc ku północy, aż u Niemna brzegów
Odbiła się, jak od skał, od Moskwy szeregów,
Które broniły Litwę murami żelaza
910 Przed wieścią dla Rosyi straszną jak zaraza.
Przecież nieraz nowina, niby kamień z nieba,
Spadała w Litwę; nieraz dziad żebrzący chleba,
Bez ręki lub bez nogi, przyjąwszy jałmużnę,
Stanął i oczy wkoło obracał ostróżne.
Gdy nie widział we dworze rosyjskich żołnierzy
Ani jarmułek, ani czerwonych kołnierzy,
Wtenczas, kim był, wyznawał: był legijonistą,
Przynosił kości stare na ziemię ojczystą,
Której już bronić nie mógł... Jak go wtenczas cała
920 Rodzina pańska, jak go czeladka ściskała,
Zanosząc się od płaczu! On za stołem siadał
I dziwniejsze od baśni historyje gadał.
On opowiadał, jako jenerał Dąbrowski
Z ziemi włoskiej stara się przyciągnąć do Polski,
Jak on rodaków zbiera na Lombardzkiem polu;
Jak Kniaziewicz rozkazy daje z Kapitolu
I zwycięzca, wydartych potomkom Cezarów
Rzucił w oczy Francuzów sto krwawych sztandarów 14;
Jak Jabłonowski zabiegł, aż kędy pieprz rośnie 15,
930 Gdzie się cukier wytapia i gdzie w wiecznej wiośnie
Pachnące kwitną lasy; z legiją Dunaju
Tam wódz Murzyny gromi, a wzdycha do kraju.
Mowy starca krążyły we wsi po kryjomu;
Chłopiec, co je posłyszał, znikał nagle z domu,
Lasami i bagnami skradał się tajemnie,
Ścigany od Moskali, skakał kryć się w Niemnie
I nurkiem płynął na brzeg Księstwa Warszawskiego,
Gdzie usłyszał głos miły: "Witaj nam, kolego!"
Lecz nim odszedł, wyskoczył na wzgórek z kamienia
940 I Moskalom przez Niemen rzekł: "Do zobaczenia!"
Tak przekradł się Gorecki, Pac i Obuchowicz,
Piotrowski, Obolewski, Rożycki, Janowicz,
Mirzejewscy, Brochocki i Bernatowicze,
Kupść, Gedymin i inni, których nie policzę;
Opuszczali rodziców i ziemię kochaną,
I dobra, które na skarb carski zabierano.
Czasem do Litwy kwestarz z obcego klasztoru
Przyszedł, i kiedy bliżej poznał panów dworu...
Gazetę im pokazał wyprutą z szkaplerza;
950 Tam stała wypisana i liczba żołnierza,
I nazwisko każdego wodza legijonu,
I każdego z nich opis zwycięstwa lub zgonu.
Po wielu latach pierwszy raz miała rodzina
Wieść o życiu, o chwale i o śmierci syna;
Brał dom żałobę, ale powiedzieć nie śmiano,
Po kim była żałoba, tylko zgadywano
W okolicy; i tylko cichy smutek panów
Lub cicha radość była gazetą ziemianów.
Takim kwestarzem tajnym był Robak podobno:
960 Często on z panem Sędzią rozmawiał osobno;
Po tych rozmowach zawsze jakowaś nowina
Rozeszła się w sąsiedztwie. Postać Bernardyna
Wydawała, że mnich ten nie zawsze w kapturze
Chodził i nie w klasztornym zestarzał się murze.
Miał on nad prawym uchem, nieco wyżej skroni,
Bliznę wyciętej skóry na szerokość dłoni
I w brodzie ślad niedawny lancy lub postrzału;
Ran tych nie dostał pewnie przy czytaniu mszału.
Ale nie tylko groźne wejrzenie i blizny,
970 Lecz sam ruch i głos jego miał coś żołnierszczyzny.
Przy mszy, gdy z wzniesionymi zwracał się rękami
Od ołtarza do ludu, by mówić: "Pan z wami",
To nieraz tak się zręcznie skręcił jednym razem,
Jakby "prawo w tył" robił za wodza rozkazem,
I słowa liturgiji takim wyrzekł tonem
Do ludu, jak oficer stojąc przed szwadronem;
Postrzegali to chłopcy służący mu do mszy.
Spraw także politycznych był Robak świadomszy
Niźli żywotów świętych, a jeżdżąc po kweście,
980 Często zastanawiał się w powiatowem mieście;
Miał pełno interesów: to listy odbierał,
Których nigdy przy obcych ludziach nie otwierał,
To wysyłał posłańców, ale gdzie i po co,
Nie powiadał; częstokroć wymykał się nocą
Do dworów pańskich, z szlachtą ustawicznie szeptał
I okoliczne wioski dokoła wydeptał,
I w karczmach z wieśniakami rozprawiał niemało,
A zawsze o tem, co się w cudzych krajach działo.
Teraz Sędziego, który już spał od godziny,
990 Przychodzi budzić; pewnie ma jakieś nowiny.
Wiersze są ponumerowane, i na przykład Pan Kotesiewicz by narysował ołówkiem na papierze 10 scen w miarę spójnych a Pan Bacyrki by opisywał na komputerze. I się porówna kto prawdziwiej przedstawił od drugiego a kto mniej prawdziwiej od tego drugiego. Znaczy się na odwrót.
I ten wygra. |
W moim tekście pojawił się błąd w 6-tym wierszu. Przepraszam. Teraz puszczam dobry już tekst:
Litwo! Ojczyzno moja! ty jesteś jak zdrowie.
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.
Panno Święta, co jasnej bronisz Częstochowy
I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy
Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem!
Jak mnie dziecko do zdrowia powróciłaś cudem
(Gdy od płaczącej matki pod Twoją opiekę
10 Ofiarowany, martwą podniosłem powiekę
I zaraz mogłem pieszo do Twych świątyń progu
Iść za wrócone życie podziękować Bogu),
Tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny łono.
Tymczasem przenoś moję duszę utęsknioną
Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych,
Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych;
Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem,
Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;
Gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała,
20 Gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała,
A wszystko przepasane, jakby wstęgą, miedzą
Zieloną, na niej z rzadka ciche grusze siedzą.
Śród takich pól przed laty, nad brzegiem ruczaju,
Na pagórku niewielkim, we brzozowym gaju,
Stał dwór szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany;
Świeciły się z daleka pobielane ściany,
Tym bielsze, że odbite od ciemnej zieleni
Topoli, co go bronią od wiatrów jesieni.
Dóm mieszkalny niewielki, lecz zewsząd chędogi,
30 I stodołę miał wielką, i przy niej trzy stogi
Użątku, co pod strzechą zmieścić się nie może;
Widać, że okolica obfita we zboże,
I widać z liczby kopic, co wzdłuż i wszerz smugów
Świecą gęsto jak gwiazdy, widać z liczby pługów
Orzących wcześnie łany ogromne ugoru,
Czarnoziemne, zapewne należne do dworu,
Uprawne dobrze na kształt ogrodowych grządek:
Że w tym domu dostatek mieszka i porządek.
Brama na wciąż otwarta przechodniom ogłasza,
40 Że gościnna i wszystkich w gościnę zaprasza.
Właśnie dwukonną bryką wjechał młody panek
I obiegłszy dziedziniec zawrócił przed ganek,
Wysiadł z powozu; konie porzucone same,
Szczypiąc trawę ciągnęły powoli pod bramę.
We dworze pusto, bo drzwi od ganku zamknięto
Zaszczepkami i kołkiem zaszczepki przetknięto.
Podróżny do folwarku nie biegł sług zapytać;
Odemknął, wbiegł do domu, pragnął go powitać.
Dawno domu nie widział, bo w dalekim mieście
50 Kończył nauki, końca doczekał nareszcie.
Wbiega i okiem chciwie ściany starodawne
Ogląda czule, jako swe znajome dawne.
Też same widzi sprzęty, też same obicia,
Z któremi się zabawiać lubił od powicia;
Lecz mniej wielkie, mniej piękne, niż się dawniej zdały.
I też same portrety na ścianach wisiały.
Tu Kościuszko w czamarce krakowskiej, z oczyma
Podniesionymi w niebo, miecz oburącz trzyma;
Takim był, gdy przysięgał na stopniach ołtarzów,
60 Że tym mieczem wypędzi z Polski trzech mocarzów
Albo sam na nim padnie. Dalej w polskiej szacie
Siedzi Rejtan żałośny po wolności stracie,
W ręku trzymna nóż, ostrzem zwrócony do łona,
A przed nim leży Fedon i żywot Katona.
Dalej Jasiński, młodzian piękny i posępny,
Obok Korsak, towarzysz jego nieodstępny,
Stoją na szańcach Pragi, na stosach Moskali,
Siekąc wrogów, a Praga już się wkoło pali.
Nawet stary stojący zegar kurantowy
70 W drewnianej szafie poznał u wniścia alkowy
I z dziecinną radością pociągnął za sznurek,
By stary Dąbrowskiego usłyszeć mazurek.
Biegał po całym domu i szukał komnaty,
Gdzie mieszkał, dzieckiem będąc, przed dziesięciu laty.
Wchodzi, cofnął się, toczył zdumione źrenice
Po ścianach: w tej komnacie mieszkanie kobiéce?
Któż by tu mieszkał? Stary stryj nie był żonaty,
A ciotka w Petersburgu mieszkała przed laty.
To nie był ochmistrzyni pokój! Fortepiano?
80 Na niem noty i książki; wszystko porzucano
Niedbale i bezładnie; nieporządek miły!
Niestare były rączki, co je tak rzuciły.
Tuż i sukienka biała, świeżo z kołka zdjęta
Do ubrania, na krzesła poręczu rozpięta.
A na oknach donice z pachnącymi ziołki,
Geranium, lewkonija, astry i fijołki.
Podróżny stanął w jednym z okien - nowe dziwo:
W sadzie, na brzegu niegdyś zarosłym pokrzywą,
Był maleńki ogródek, ścieżkami porznięty,
90 Pełen bukietów trawy angielskiej i mięty.
Drewniany, drobny, w cyfrę powiązany płotek
Połyskał się wstążkami jaskrawych stokrotek.
Grządki widać, że były świeżo polewane;
Tuż stało wody pełne naczynie blaszane,
Ale nigdzie nie widać było ogrodniczki;
Tylko co wyszła; jeszcze kołyszą się drzwiczki
Świeżo trącone; blisko drzwi ślad widać nóżki
Na piasku, bez trzewika była i pończoszki;
Na piasku drobnym, suchym, białym na kształt śniegu,
100 Ślad wyraźny, lecz lekki; odgadniesz, że w biegu
Chybkim był zostawiony nóżkami drobnemi
Od kogoś, co zaledwie dotykał się ziemi.
Podróżny długo w oknie stał patrząc, dumając,
Wonnymi powiewami kwiatów oddychając,
Oblicze aż na krzaki fijołkowe skłonił,
Oczyma ciekawymi po drożynach gonił
I znowu je na drobnych śladach zatrzymywał,
Myślał o nich i, czyje były, odgadywał.
Przypadkiem oczy podniósł, i tuż na parkanie
110 Stała młoda dziewczyna. - Białe jej ubranie
Wysmukłą postać tylko aż do piersi kryje,
Odsłaniając ramiona i łabędzią szyję.
W takim Litwinka tylko chodzić zwykła z rana,
W takim nigdy nie bywa od mężczyzn widziana:
Więc choć świadka nie miała, założyła ręce
Na piersiach, przydawając zasłony sukience.
Włos w pukle nie rozwity, lecz w węzełki małe
Pokręcony, schowany w drobne strączki białe,
Dziwnie ozdabiał głowę, bo od słońca blasku
120 Świecił się, jak korona na świętych obrazku.
Twarzy nie było widać. Zwrócona na pole
Szukała kogoś okiem, daleko, na dole;
Ujrzała, zaśmiała się i klasnęła w dłonie,
Jak biały ptak zleciała z parkanu na błonie
I wionęła ogrodem przez płotki, przez kwiaty,
I po desce opartej o ścianę komnaty,
Nim spostrzegł się, wleciała przez okno, świecąca,
Nagła, cicha i lekka jak światłość miesiąca.
Nócąc chwyciła suknie, biegła do zwierciadła;
Wtem ujrzała młodzieńca i z rąk jej wypadła
Suknia, a twarz od strachu i dziwu pobladła.
130 Wtem ujrzała młodzieńca i z rąk jej wypadła
Suknia, a twarz od strachu i dziwu pobladła.
Twarz podróżnego barwą spłonęła rumianą
Jak obłok, gdy z jutrzenką napotka się ranną;
Skromny młodzieniec oczy zmrużył i przysłonił,
Chciał coś mówić, przepraszać, tylko się ukłonił
I cofnął się; dziewica krzyknęła boleśnie,
Niewyraźnie, jak dziecko przestraszone we śnie;
Podróżny zląkł się, spójrzał, lecz już jej nie było.
Wyszedł zmieszany i czuł, że serce mu biło
140 Głośno, i sam nie wiedział, czy go miało śmieszyć
To dziwaczne spotkanie, czy wstydzić, czy cieszyć.
Tymczasem na folwarku nie uszło baczności,
Że przed ganek zajechał któryś z nowych gości.
Już konie w stajnię wzięto, już im hojnie dano,
Jako w porządnym domu, i obrok, i siano;
Bo Sędzia nigdy nie chciał, według nowej mody,
Odsyłać konie gości Żydom do gospody.
Słudzy nie wyszli witać, ale nie myśl wcale,
Aby w domu Sędziego służono niedbale; 3
150 Słudzy czekają, nim się pan Wojski ubierze, 4
Który teraz za domem urządzał wieczerzę.
On Pana zastępuje i on w niebytności
Pana zwykł sam przyjmować i zabawiać gości
(Daleki krewny pański i przyjaciel domu).
Widząc gościa, na folwark dążył po kryjomu
(Bo nie mógł wyjść spotykać w tkackim pudermanie);
Wdział więc, jak mógł najprędzej, niedzielne ubranie
Nagotowane z rana, bo od rana wiedział,
Że u wieczerzy będzie z mnóstwem gości siedział.
160 Pan Wojski poznał z dala, ręce rozkrzyżował
I z krzykiem podróżnego ściskał i całował;
Zaczęła się ta prędka, zmieszana rozmowa,
W której lat kilku dzieje chciano zamknąć w słowa
Krótkie i poplątane, w ciąg powieści, pytań,
Wykrzykników i westchnień, i nowych powitań.
Gdy się pan Wojski dosyć napytał, nabadał,
Na samym końcu dzieje tego dnia powiadał.
"Dobrze, mój Tadeuszu (bo tak nazywano
Młodzieńca, który nosił Kościuszkowskie miano
170 Na pamiątkę, że w czasie wojny się urodził),
Dobrze, mój Tadeuszu, żeś się dziś nagodził
Do domu, właśnie kiedy mamy panien wiele.
Stryjaszek myśli wkrótce sprawić ci wesele;
Jest z czego wybrać; u nas towarzystwo liczne
Od kilku dni zbiera się na sądy graniczne
Dla skończenia dawnego z panem Hrabią sporu;
I pan Hrabia ma jutro sam zjechać do dworu;
Podkomorzy już zjechał z żoną i z córkami. 5
Młodzież poszła do lasu bawić się strzelbami,
180 A starzy i kobiety żniwo oglądają
Pod lasem, i tam pewnie na młodzież czekają.
Pójdziemy, jeśli zechcesz, i wkrótce spotkamy
Stryjaszka, Podkomorstwo i szanowne damy".
Pan Wojski z Tadeuszem idą pod las drogą
I jeszcze się do woli nagadać nie mogą.
Słońce ostatnich kresów nieba dochodziło,
Mniej silnie, ale szerzej niż we dnie świeciło,
Całe zaczerwienione, jak zdrowe oblicze
Gospodarza, gdy prace skończywszy rolnicze,
190 Na spoczynek powraca. Już krąg promienisty
Spuszcza się na wierzch boru i już pomrok mglisty,
Napełniając wierzchołki i gałęzie drzewa,
Cały las wiąże w jedno i jakoby zlewa;
I bór czernił się na kształt ogromnego gmachu,
Słońce nad nim czerwone jak pożar na dachu;
Wtem zapadło do głębi; jeszcze przez konary
Błysnęło jako świeca przez okienic szpary
I zgasło. I wnet sierpy gromadnie dzwoniące
We zbożach i grabliska suwane po łące
200 Ucichły i stanęły: tak pan Sędzia każe,
U niego ze dniem kończą pracę gospodarze.
"Pan świata wie, jak długo pracować potrzeba;
Słońce, Jego robotnik, kiedy znidzie z nieba,
Czas i ziemianinowi ustępować z pola".
Tak zwykł mawiać pan Sędzia, a Sędziego wola
Była ekonomowi poczciwemu świętą;
Bo nawet wozy, w które już składać zaczęto
Kopę żyta, niepełne jadą do stodoły;
Cieszą się z nadzwyczajnej ich lekkości woły.
210 Właśnie z lasu wracało towarzystwo całe,
Wesoło, lecz w porządku; naprzód dzieci małe
Z dozorcą, potem Sędzia szedł z Podkomorzyną,
Obok pan Podkomorzy otoczon rodziną;
Panny tuż za starszemi, a młodzież na boku;
Panny szły przed młodzieżą o jakie pół kroku
(Tak każe przyzwoitość); nikt tam nie rozprawiał
O porządku, nikt mężczyzn i dam nie ustawiał,
A każdy mimowolnie porządku pilnował.
Bo Sędzia w domu dawne obyczaje chował
220 I nigdy nie dozwalał, by chybiano względu
Dla wieku, urodzenia, rozumu, urzędu.
"Tym ładem - mawiał - domy i narody słyną,
Z jego upadkiem domy i narody giną".
Więc do porządku wykli domowi i słudzy;
I przyjezdny gość, krewny albo człowiek cudzy,
Gdy Sędziego nawiedził, skoro pobył mało,
Przejmował zwyczaj, którym wszystko oddychało.
Krótkie były Sędziego z synowcem witania:
Dał mu poważnie rękę do pocałowania
230 I w skroń ucałowawszy, uprzejmie pozdrowił;
A choć przez wzgląd na gości niewiele z nim mówił,
Widać było z łez, które wylotem kontusza
Otarł prędko, jak kochał pana Tadeusza.
W ślad gospodarza wszystko ze żniwa i z boru,
I z łąk, i z pastwisk razem wracało do dworu.
Tu owiec trzoda becząc w ulicę się tłoczy
I wznosi chmurę pyłu; dalej z wolna kroczy
Stado cielic tyrolskich z mosiężnymi dzwonki;
Tam konie rżące lecą ze skoszonej łąki;
240 Wszystko bieży ku studni, której ramię z drzewa
Raz wraz skrzypi i napój w koryta rozlewa.
Sędzia, choć utrudzony, chociaż w gronie gości,
Nie uchybił gospodarskiej, ważnej powinności:
Udał się sam ku studni; najlepiej z wieczora
Gospodarz widzi, w jakim stanie jest obora;
Dozoru tego nigdy sługom nie poruczy,
Bo Sędzia wie, że oko pańskie konia tuczy.
Wojski z woźnym Protazym ze świecami w sieni 6
Stali i rozprawiali, nieco poróżnieni,
250 Bo w niebytność Wojskiego Woźny po kryjomu
Kazał stoły z wieczerzą powynosić z domu
I ustawić co prędzej w pośrodku zamczyska,
Którego widne były pod lasem zwaliska.
Po cóż te przenosiny? Pan Wojski się krzywił
I przepraszał Sędziego; Sędzia się zadziwił,
Lecz stało się; już późno i trudno zaradzić,
Wolał gości przeprosić i w pustki prowadzić.
Po drodze Woźny ciągle Sędziemu tłumaczył,
Dlaczego urządzenie pańskie przeinaczył:
260 We dworze żadna izba nie ma obszerności
Dostatecznej dla tylu, tak szanownych gości;
W zamku sień wielka, jeszcze dobrze zachowana,
Sklepienie całe - wprawdzie pękła jedna ściana,
Okna bez szyb, lecz latem nic to nie zawadzi;
Bliskość piwnic wygodna służącej czeladzi.
Tak mówiąc, na Sędziego mrugał; widać z miny,
Że miał i taił inne, ważniejsze przyczyny.
O dwa tysiące kroków zamek stał za domem,
Okazały budową, poważny ogromem,
270 Dziedzictwo starożytnej rodziny Horeszków;
Dziedzic zginął był w czasie krajowych zamieszków.
Dobra, całe zniszczone sekwestrami rządu,
Bezładnością opieki, wyrokami sądu,
W cząstce spadły dalekim krewnym po kądzieli,
A resztę rozdzielono między wierzycieli.
Zamku żaden wziąść nie chciał, bo w szlacheckim stanie
Trudno było wyłożyć koszt na utrzymanie;
Lecz Hrabia, sąsiad bliski, gdy wyszedł z opieki,
Panicz bogaty, krewny Horeszków daleki,
280 Przyjechawszy z wojażu upodobał mury,
Tłumacząc, że gotyckiej są architektury;
Choć Sędzia z dokumentów przekonywał o tem,
Że architekt był majstrem z Wilna, nie zaś Gotem.
Dość, że Hrabia chciał zamku, właśnie i Sędziemu
Przyszła nagle taż chętka, nie wiadomo czemu.
Zaczęli proces w ziemstwie, potem w głównym sądzie,
W senacie, znowu w ziemstwie i w guberskim rządzie;
Wreszcie po wielu kosztach i ukazach licznych
Sprawa wróciła znowu do sądów granicznych.
290 Słusznie Woźny powiadał, że w zamkowej sieni
Zmieści się i palestra, i goście proszeni.
Sień wielka jak refektarz, z wypukłym sklepieniem
Na filarach, podłoga wysłana kamieniem,
Ściany bez żadnych ozdób, ale mur chędogi;
Sterczały wkoło sarnie i jelenie rogi
Z napisami: gdzie, kiedy te łupy zdobyte;
Tuż myśliwców herbowne klejnoty wyryte
I stoi wypisany każdy po imieniu;
Herb Horeszków, Półkozic, jaśniał na sklepieniu.
300 Goście weszli w porządku i stanęli kołem;
Podkomorzy najwyższe brał miejsce za stołem;
Z wieku mu i z urzędu ten zaszczyt należy.
Idąc kłaniał się damom, starcom i młodzieży.
Przy nim stał kwestarz, Sędzia tuż przy Bernardynie,
Bernardyn zmówił krótki pacierz po łacinie.
Mężczyznom dano wódkę; wtenczas wszyscy siedli
I chołodziec litewski milcząc żwawo jedli.
Pan Tadeusz, choć młodzik, ale prawem gościa
Wysoko siadł przy damach obok Jegomościa;
310 Między nim i stryjaszkiem jedno pozostało
Puste miejsce, jak gdyby na kogoś czekało.
Stryj nieraz na to miejsce i na drzwi poglądał,
Jakby czyjegoś przyjścia był pewny i żądał.
I Tadeusz wzrok stryja ku drzwiom odprowadzał,
I z nim na miejscu pustym oczy swe osadzał.
Dziwna rzecz! Miejsca wkoło są siedzeniem dziewic,
Na które mógłby spójrzeć bez wstydu królewic,
Wszystkie zacnie zrodzone, każda młoda, ładna;
Tadeusz tam pogląda, gdzie nie siedzi żadna.
320 To miejsce jest zagadką, młódź lubi zagadki;
Roztargniony, do swojej nadobnej sąsiadki
Ledwie słów kilka wyrzekł, do Podkomorzanki;
Nie zmienia jej talerzów, nie nalewa szklanki,
I panien nie zabawia przez rozmowy grzeczne,
Z których by wychowanie poznano stołeczne;
To jedno puste miejsce nęci go i mami...
Już nie puste, bo on je napełnił myślami.
Po tem miejscu biegało domysłów tysiące,
Jako po deszczu żabki po samotnej łące;
330 Śród nich jedna króluje postać, jak w pogodę
Lilia jeziór skroń białą wznosząca nad wodę.
Dano trzecią potrawę. Wtem pan Podkomorzy,
Wlawszy kropelkę wina w szklankę panny Róży,
A młodszej przysunąwszy z talerzem ogórki,
Rzekł: "Muszę ja wam służyć, moje panny córki,
Choć stary i niezgrabny". Zatem się rzuciło
Kilku młodych od stołu i pannom służyło.
Sędzia, z boku rzuciwszy wz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Przerażony
Gość
|
Wysłany: Wto 10:42, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Wtem pan Podkomorzy,
Wlawszy kropelkę wina w szklankę panny Róży,
A młodszej przysunąwszy z talerzem ogórki,
Rzekł: "Muszę ja wam służyć, moje panny córki,
Choć stary i niezgrabny". Zatem się rzuciło
Kilku młodych od stołu i pannom służyło.
Jak Pan widzi, Panie Krowa, prawda przedstawiona przeze mnie w wersji komputerowej, zrozumiale i dobitnie kłuje Pańskie kaprawe ślepia swoją absolutną mocą. Widzisz Pan, rzucili się, a Pan zamiast się rzucić, tylko swoje brudne łapska wtyka pannom pod sukienki.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Marcin Kotasiński
Dołączył: 20 Mar 2011
Posty: 1061
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 11:15, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Wyjaśnię dokładniej, bo z twoich wypowiedzi wynika, że nie pojąłeś jeszcze na czym polega samosprawdzenie w istocie.
Cytat: | Osoba dokonuje na kalkulatorze działania: 415/83=5. Wynik tego działania wedle Pańskiego twierdzenia o prawdzie absolutnej nie może być prawdą absolutną, ponieważ z Pańskiej definicji, prawdą absolutną jest tylko to, co zostało poddane samosprawdzeniu przez osobę. |
Z tym wynikiem jest jak ze sprzecznością np. "to zdanie nie istnieje" ono stwierdza, że go nie ma, a Prawda absolutna doświadcza tego zdania i myśli, i na tej podstawie stwierdza, że jest.
Zatem wynik, który istnieje w ogóle w obliczu Prawdy absolutnej jest prawdziwy z samego swego istnienia bez wnikania w prawdziwość samego wyniku, w jego "wnętrze", dokonane działanie matematyczne. Wynik ten posiada obiektywne istnienie jako, że jest doświadczany i myślny. Ale zanim dokonane zostanie sprawdzenie czy naprawdę 415/83=5, to wynik działania nie jest obiektywnie prawdziwy. Obiektywnie prawdziwe jest na razie tylko jego istnienie w ogóle.
Aby uprościć i uniknąć pomyłek interpretacyjnych. Na tym etapie zanim dokonane zostaje samosprawdzenie działania matematycznego obiektywnie prawdziwe jest równanie w postaci xxx/xx=x, czyli poza treścią. Kiedy dokonany zostaje wgląd w treść czyli w miejsce x wprowadzamy odpowiednie liczby i mamy 415/83=5, co jest wynikiem z kalkulatora, który nie uległ jeszcze sprawdzeniu, to ten wynik istnieje jako po prostu jakiś sobie byt. Aby jednak sprawdzić czy ten byt jest wolny od sprzeczności czyli działanie jest przeprowadzone prawidłowo należy go sprawdzić, a więc w myśli i na kartce jeśli potrzeba przeprowadzić to działanie. Jeśli wtedy 415/83 faktycznie = 5, to mamy Prawdę absolutną tego wyniku, jednocześnie jako jego istnienie w ogóle i jako jego "wewnętrzne" istnienie czyli prawdziwość samego wyniku, działania matematycznego.
Aby uczynić to czytelnym jeszcze bardziej. Mamy owo zdanie "to zdanie nie istnieję." Kiedy spoglądamy na razie tylko na to zdanie jak na zdanie "xx xxxxxx xxx xxxxxxxxx", to mamy doświadczenie istnienia pewnego bytu zdaniowego. Doświadczając go, myślimy je i poprzez myślenie następujące na znajomości własnej obecności uzyskujemy potwierdzenie istnienia tego zdania. Samo istnienie zdania jest prawdziwe obiektywnie.
Ale gdy przechodzimy dalej czyli dokonujemy wglądu w zdanie: "to zdanie nie istnieję", to sytuacja zaczyna się zmieniać, ale tylko z punktu widzenia tego zdania. Ponieważ podczas doświadczenia i przemyślenia doświadczenia w jego trakcie sprawdzeniu ulega także treść zdania i okazuje się, że pomimo tego, że go doświadczamy i myślimy je, to ono twierdzi, że nie doświadczamy go i nie możemy go myśleć, co jest nieprawdą, bo to czynimy. Takie zdanie należy do Prawdy absolutnej, bo zostało doświadczone i pomyślane uległo samosprawdzeniu na wyższym poziomie, metapoziomie. Jednak ono samo próbuje fałszować własnej istnienie twierdząc że go nie ma. Sytuacja ta jest taka sama jak wtedy gdybyśmy zamiast tego zdania wstawili owo rozważane tu działanie, ale w innej postaci np 415/83=10. W tym przypadku także wiemy o obiektywnym istnieniu równania, ale gdy zaglądamy w jego przebieg, to okazuje się on nieprawdziwy, działanie dało inny wynik niż wynik, który jest samosprawdzalny.
Aby wyjaśnić to jeszcze przejrzyściej. Mamy teraz zdanie: "to zdanie istnieje." W tym przypadku stwierdzamy doświadczając i myśląc, że "xx xxxxxx xxxxxxxx" istnieje. Kiedy zaglądamy w te "xx xxxxxx xxxxxxxx" i widzimy treść "to zdanie istnieje", to stwierdzamy, że znaczenie orzekane przez zdanie zgadza się, czyli pomyślenie znaczenia orzekanego przechodzi test samosprawdzenia względem samego doświadczenia i przemyślenia istnienia jeszcze jako "xx xxxxxx xxxxxxxx" dokonanego przez Prawdę absolutną. Zatem orzekana treść zgadza się z "xx xxxxxx xxxxxxxx", zatem wreszcie sprawdzenie dokonywane na metapłaszczyźnie i płaszczyźnie „wewnętrznej” jedno w drugim potwierdza się. Zatem to zdanie odpowiada działaniu 415/83=5.
Aby uogólnić całość. W pierwszym poście potraktowałem tą sprawę lakonicznie, ale przy uważniejszym zastanowieniu było to zauważalne. Otóż samosprawdzenie następuje dwupłaszczyznowo w układzie myśl – doświadczenie. Następuje ono "wewnętrznie" w przedmiocie rozważanym, czyli pod względem sprawdzenia czy faktycznie działanie 415/83 naprawdę daje wynik 5, czyli czy to, co twierdzi o sobie sam przedmiot jest pozbawione sprzeczności. Jak również ulega samosprawdzeniu na metapłaszczyźnie czyli z punktu widzenia samego istnienia tego równania, a zatem ulega porównaniu z istnieniem obiektywnym Prawdy absolutnej. Sprawdzamy zatem samo istnienie jak i "wewnętrzną" prawdziwość tego istnienia. Dlatego nie ma tu sprzeczności, ale samosprawdzenie to sprawdzenie przedmiotu rozważń w myśli i doświadczeniu ulegające dwupłaczyznowo na płaszczyźnie meta i sub.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
krowa
Areszt za spam, do odwołania
Dołączył: 18 Mar 2010
Posty: 16705
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 12:37, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
krowa napisał: | W ślad gospodarza wszystko ze żniwa i z boru,
I z łąk, i z pastwisk razem wracało do dworu.
Tu owiec trzoda becząc w ulicę się tłoczy
I wznosi chmurę pyłu; dalej z wolna kroczy
Stado cielic tyrolskich z mosiężnymi dzwonki;
Tam konie rżące lecą ze skoszonej łąki; |
O, na przykład ten fragment.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Przerażony
Gość
|
Wysłany: Wto 12:48, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Panie Kotasiński, cokolwiek wiemy, czy nie wiemy o wyniku działania matematycznego, to nie zmienia to faktu, że niesamosprawdzony wynik z kalkulatora i taki sam wynik z kartki istnieją w Pańskim absolucie, ponieważ, jak sam Pan zapewniał, istnieje w nim wszystko, a Pańska prawda absolutna te dwa jednakowe wyniki określa sprzecznie, jeden jako prawdziwy, a drugi jako nieprawdziwy, a dwa jednakowe wyniki identycznego działania matematycznego nie mogą być ocenione jako sprzeczne ze sobą, co właśnie czyni Pańska teoria prawdy absolutnej, a czyni tak dlatego, b z jej definicji wynika jednoznacznie, że prawdą może być tylko to, co jest samosprawdzone. Taka logika wewnętrzna Pańskiej teorii pozwala w jej obrębie wprowadzić takie równanie X=~X, co jednoznacznie wskazuje na wewnętrzną sprzeczność matematyczną Pańskiej Teorii prawdy absolutnej.
I jeszcze komentarz. Panie Kotasiński, już wyjaśniałem wcześniej, że analizujemy wynik działania z kalkulatora i wynik działania z kartki, a nie, jak Pan w powyższym poście twierdzi, fizyczną obecność działania matematycznego w kalkulatorze i na kartce, i ich naszą subiektywną ocenę. Wyniki działań matematycznych są abstrakcjami i choć do ich zapisu używamy fizycznych narzędzi, to jednak pozostają matematycznym bytem abstrakcyjnym, a nie bytem fizycznym, jak Pan to przedstawiał wyżej. I takie dwa identyczne byty abstrakcyjne, Pańska prawda absolutna rozróżnia na prawdę i fałsz, co jak już wykazałem, dyskwalifikuje Pańską teorię w obszarze nauki.
I jeszcze jedno Panie Kotasiński, jeżeli Pan chce, aby Pańska teoria rozróżniała dwa identyczne wyniki identycznych działań, tak jak to Pan wyżej rozróżnia poprzez różnego rodzaju wglądy i oglądy, to musi Pan zdefiniować aksjomat, który będzie dokonywał takiego rozróżnienia, taki aksjomat nie może być Pańskim subiektywnym wglądem, czy oglądem, a matematyczną regułą. Jeżeli Panu się to uda zrobić poprawnie matematycznie, to rozróżnienie identyczności nie będzie wewnętrznie sprzeczne, jednak wykluczy to zdefiniowany przez Pana absolut, ponieważ on zawiera wszystko, a Pańska nowa teoria rozróżniająca identyczne, może być tylko określonym elementem wszystkiego, czyli w żadnym wypadku nie mogłaby być teorią prawdy absolutnej, a tylko prawdy określonej.
Na koniec, po raz kolejny poproszę Pana, aby zechciał Pan w sposób merytoryczny odnieść się do wykazanej przeze mnie matematycznie sprzeczności wewnętrznej Pańskiej teorii. Jeżeli Pan chce, aby Pańskie argumenty typu „dokonujemy wglądu”, „kiedy spoglądamy”, „z punktu widzenia”, „znajomości własnej obecności”, „doświadczenie istnienia pewnego bytu” itp., spróbowały być argumentami merytorycznymi, to musi je Pan zdefiniować, bo bez ścisłych definicji są to tylko subiektywne wrażenia Pańskie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Przerażony
Gość
|
Wysłany: Wto 12:51, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
I właśnie Pan, Panie Krowa, jest taką polską obsraną krową.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Przerażony
Gość
|
Wysłany: Wto 12:56, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Panu drażnią czeskie korowy oczyszczone z gówna, Pan bez gówna żyć nie może. Najrozsądniej dla Pana będzie, jak Pan sam wlizie w gówno.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
krowa
Areszt za spam, do odwołania
Dołączył: 18 Mar 2010
Posty: 16705
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 13:16, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Przerażony napisał: | I właśnie Pan, Panie Krowa, jest taką polską obsraną krową. |
To pan Przerażony odwrócił się od gówna?
Przecież gówno jest podstawowym atrybutem życia, a w filozofii drogocennym fetyszem.
I pan zdurniał do tego stopnia co praczki i sprzątaczki?
Pan w durnocie swej nie rozumie niszczycielskich właściwości prania, sprzątania, czyszczenia i dezynfekowania życia z ....życia?
Pan się puknij w łep za pięć dwunasta przed samobójczą śmiercią!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Przerażony
Gość
|
Wysłany: Wto 14:07, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Muszę się Panu przyznać Panie Krowa, że w tym co Pan mówi coś jest, bo kiedy nawalę kupę i sobie już wstanę, to zawsze z zaciekawieniem się kupie owej nawalonej przyglądam i to z zaciekawieniem dużym, wodę spuszczam czasem dopiero po minucie, tak mnie ten widok wciąga.
Natomiast, filozofem to muszę być kiepskim, wiedza moja filozoficzna musi być bardzo ograniczona, bo absolutnie nic nie wiem o drogocennych fetyszach filozoficznych.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Niepoprawna
Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 1671
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 14:24, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Ot i widzisz Marcinie, że dyskusja normalna mieć tu miejsca nie może, jako, że panowie dwaj (p. Krowa i p. Przerażony) wolą zabawy w "gównie". A jak uprzedzałam, że z tego nic nie wyjdzie, nikt mnie słuchać nie chciał.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Przerażony
Gość
|
Wysłany: Wto 14:49, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
A cóż przeszkadza Panu Kotasińskiemu odnieść się merytorycznie do moich merytorycznych wypowiedzi, czyżby zdjęcie obesranej krowy mogło tak bardzo rozpraszać? A Pani, co przeszkadza wyrazić merytoryczną opinię? Ani razu nie przedstawiła Pani argumentu przeciwko moim tezą, którym jest Pani przeciwna, a tylko wszystkie Pani wypowiedzi mają charakter Pani subiektywnych sądów o mojej osobie. Tak się robi w maglu, a nie na forum dyskusyjnym.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Marcin Kotasiński
Dołączył: 20 Mar 2011
Posty: 1061
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 15:26, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Cytat: | analizujemy wynik działania z kalkulatora i wynik działania z kartki, a nie, jak Pan w powyższym poście twierdzi, fizyczną obecność działania matematycznego w kalkulatorze i na kartce |
Nie, trzeba było od razu uważnie czytać pierwszy post to zrozumiałbyś, że samosprawdzalność Prawdy polega na porównywaniu tego, co doświadcza się i spostrzega z meta perspektywy z tym czego doświadcza i spostrzega się w środku. Czyli czy sub zgadza się z meta. Za nieuwagę wiń siebie i nie wciskaj mi sprzeczności.
Cytat: | Wyniki działań matematycznych są abstrakcjami i choć do ich zapisu używamy fizycznych narzędzi, to jednak pozostają matematycznym bytem abstrakcyjnym, a nie bytem fizycznym |
Takie wyniki, które są tylko abstrakcjami służą po nic, podobnie jak twierdzenia o UFO. Aby były po coś muszą posiadać odniesienie do świata fizycznego inaczej to tylko imaginacje parodiujące naukę. Dlatego obliczenie typy 415/83=5 jest użyteczne, ponieważ konkretyzuje się w doświadczeniu np. w sytuacji po ile marchewek mamy dać 83 królikom jeśli mamy ich 415. To fizyczny przejaw abstrakcji. Jeśli wierzysz w puste abstrakcje to dziwi mnie twoje zaprzeczanie Ideom, a nawet one mają konkretne odniesienie.
Cytat: | różnego rodzaju wglądy i oglądy |
Poucz się filozofii, ja chcę tłumaczyć, co to jest Prawda absolutna i zakładam, że posiadasz pewną podstawową wiedzę filozoficzną na poziomie chyba 3 roku filozofii, najdalej 4. Ponadto zdefiniowałem na ogląd z metapozycji i na ogląd (wgląd) w środek, sub. To bardzo proste. Jeśli rozumiesz, co znaczy słowo „patrzeć”, to wgląd, ogląd, spojrzenie, to tylko wariacje od podstawowego słowa patrzeć.
Cytat: | Panie Kotasiński, cokolwiek wiemy, czy nie wiemy o wyniku działania matematycznego, to nie zmienia to faktu, że niesamosprawdzony wynik z kalkulatora i taki sam wynik z kartki istnieją w Pańskim absolucie, ponieważ, jak sam Pan zapewniał, istnieje w nim wszystko, a Pańska prawda absolutna te dwa jednakowe wyniki określa sprzecznie, jeden jako prawdziwy, a drugi jako nieprawdziwy |
Nie napisałem gdziekolwiek, że wynik tylko z kalkulatora albo tylko z kartki jest nieprawdziwy.
Napisałem, że nie wiemy czy wynik ten jest prawdziwy, nie wiemy dopóki nie sprawdzimy tego w sposób alternatywny. Zanim sprawdzimy którykolwiek wynik, to sam fakt, że mamy jakiś wynik czyni go prawdziwym w jego istnieniu zarazem ten z kalkulatora jak i ten z kartki. Ale czy wynik ten jest prawdziwym wynikiem przeprowadzonego działania czy też nie możemy dowiedzieć się porównujący wynik z kartki z tym z kalkulatora. Zanim to zrobimy nie wiemy czy działanie przeprowadzono prawidłowo i w odniesieniu do kartki i w odniesieniu do kalkulatora. Ale bez względu na prawidłowe lub nie działanie oba wynik zanim sprawdzona zostanie ich spójność są już bytami istniejącymi obiektywnie.
Istnieją obiektywnie, ponieważ ten kto sprawdza czy one istnieją, wcześniej sam w sobie będąc podmiotem samoświadomym sprawdza w myśli, że istnieje poprzez to, że odkrywa własną świadomość, ma świadomość tego, że ma świadomość. Tu uzyskuje zasadniczą prawdziwość, wzór prawdziwości, siebie we własnym istnieniu. Kiedy wiedząc, że istnieje dzięki samoświadomości widzi/spostrzega/ogląda/patrzy i stwierdza, że istnieje przed nim wynik, to stwierdza, że skoro sam istnieje, to istnieje jego doświadczenie i myśl o tym czego doświadcza – to znaczy znajomość własnej obecności i znajomość obecności czegoś ujawniająca się na tej zasadniczej własnej.
Teraz kiedy ten, który wie, że jest i wie, że doświadcza wyniku z kalkulatora sprawdza alternatywnie wynik z kalkulatora na kartce i wychodzi mu ten sam wynik to wie, że oba wyniki są te same, a zatem prawdziwe obiektywnie. Zanim dokonuje sprawdzenia czy działanie przeprowadzone przez kalkulator jest prawdziwe mówi, że „nie wiem czy ono jest Prawdziwe”, nie mówi, że „ono nie jest prawdziwe.” Więc proszę nie wciskać mi czegoś takiego: X=~X, ponieważ w tym procesie nie powstaje zaprzeczenie X, ale najwyżej ejdetyczne wzięcie X w nawias i w tym nawiasie jak w pojemniku przeniesienie X na kartkę papieru w celu potwierdzenia prawdziwości - sprawdzenia.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
krowa
Areszt za spam, do odwołania
Dołączył: 18 Mar 2010
Posty: 16705
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 15:32, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Przerażony napisał: | A cóż przeszkadza Panu Kotasińskiemu odnieść się merytorycznie do moich merytorycznych wypowiedzi, czyżby zdjęcie obesranej krowy mogło tak bardzo rozpraszać? A Pani, co przeszkadza wyrazić merytoryczną opinię? Ani razu nie przedstawiła Pani argumentu przeciwko moim tezą, którym jest Pani przeciwna, a tylko wszystkie Pani wypowiedzi mają charakter Pani subiektywnych sądów o mojej osobie. Tak się robi w maglu, a nie na forum dyskusyjnym. |
A jednak; zdjęcie obesranej krowy staje w poprzek dyskursu jak tramwaj.
Już nic wiecej nie da sie zrobić.
O, niebogi panie Kotasiewicz!
O, zagubiona owco panie Bacyrki!
Krowa i wszystko staje jak tramwaj.
Nie ma już prądu; wszystek prąd uciek.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Marcin Kotasiński
Dołączył: 20 Mar 2011
Posty: 1061
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 16:01, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Imperatorze! Lub jego zastępco Moderatorze (chyba że jest na odwrót), proszę o usunięcie zdjęć wstawianych przez rogatego zwanego krową.
Krowa możesz zrobić to ty, możesz?
Niepoprawna napisał: | Ot i widzisz Marcinie, że dyskusja normalna mieć tu miejsca nie może |
Gdyby Krowa tu nie wlazł, a przynajmniej w taki sposób w jaki to zrobił, to byłoby inaczej.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
krowa
Areszt za spam, do odwołania
Dołączył: 18 Mar 2010
Posty: 16705
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 17:15, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Marcin Kotasiński napisał: | Imperatorze! Lub jego zastępco Moderatorze (chyba że jest na odwrót), proszę o usunięcie zdjęć wstawianych przez rogatego zwanego krową.
Krowa możesz zrobić to ty, możesz?
Niepoprawna napisał: | Ot i widzisz Marcinie, że dyskusja normalna mieć tu miejsca nie może |
Gdyby Krowa tu nie wlazł, a przynajmniej w taki sposób w jaki to zrobił, to byłoby inaczej. |
Popieram wniosek kolegi Katasińskiego i przepraszam za wstawienie krowy oraz tramwaju.
Krowę wstawiłem niechcący a tramwaj też niechcący.
Proszę odpowiednie władze o:
a/ Usunięcie krowy
b/ Usunięcie tramwaju
Nie chciałem tego zrobić, a wyszło jak wyszło.
Krowa jest to zwierzę hodowlane nad Wisłą.
Natomiast tramwaj też nad Wisłą.
Rzeka Wisła, jest to bardzo dobry przykład jak człowiek ogranicza przyrodę a ona wyzwala się z okowów, szczególnie w czasie przyborów lipcowych.
Wszyscy pamiętamy powodzie dziesiątkujące krowy i tramwaje też.
Mając to w pamięci, a spodziewając się roztopów, proszę usunąć:
a/ krowę
b/ tramwaj
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
krowa
Areszt za spam, do odwołania
Dołączył: 18 Mar 2010
Posty: 16705
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 17:42, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Przerażony napisał: | ... cokolwiek wiemy, czy nie wiemy o wyniku działania matematycznego....
... już wyjaśniałem wcześniej, że analizujemy wynik działania z kalkulatora i wynik działania z kartki.... |
To może wyjaśnimy to bez niedomówień:
[color=brown]Jeśli myślisz że oto tworzysz nowe światy swą inteligencją, świadomością, językiem i kreacją przyszłości to się mylisz.
człowiek to jest tylko bydlę obdarzone większą pamięcią niż inne.
jest tylko PAMIĘĆ a nie żadna inteligencja lub uczucia wyższe.
w miarę dziejących się na świecie zdarzeń polegających na rozpadzie, komplikacji, drobniejącej specjalizacji, ten człowiek rozbudowuje możliwości pamięci.
wielu ludzi obdarzonych tzw. "wyjątkowymi zdolnościami" uzyskało je na skutek zwiększonych możliwości zapamiętywania.
INSTYNKT u zwierząt i ludzi jest niczym innym tylko mocno ugruntowaną ewolucyjnie pamięcią, tym samym instynkt ten ma wszelkie dane aby się z czasem rozszerzać i być coraz większym do dyspozycji w chwili narodzin.
ZMYSŁY człowieka są narzędziami pomiarowymi wrażeń zewnętrznych, które następnie są rejestrowane w pamięci mózgu. ale to jeszcze drobiazg, bowiem każdy nowy zapis jest konfrontowany z istniejącym a później permanentnie uzupełniany, weryfikowany zanim stanie się bardziej trwałym lub też tak trwałym że stanie się instynktem.
jak dokonywane są zapisy ? ano tak jak się świat komplikuje, czyli obrazami pikselowymi o parametrach typu światło-energia-drganie. można powiedzieć że jak film zbudowany z poszczególnych kadrów.
weryfikacja, kontrola, usuwanie zbędnych, niepotwierdzających się wystarczająco scen filmu, wycinanie klatek odbywa się w czasie snu.
rozumcie to prawie dosłownie, otoczenie człowieka jest przez niego skanowane zmysłami w ruchu i zmienności, w następstwie czasowym kadrów obrazów, przetworzonych drgań dźwięków, bólów, smaków, przeobrażane w materiał pamięciowy. jeśli człowiek z tego materiału korzysta to na powrót przetwarza materiał i przekazuje uczytelnione sygnały w drugą stronę, czyli na przykład gdy zamierza wypowiedzieć słowo niebieskozielony które był zapisał filmowym obrazem to zamienia na drgania o zmiennej częstotliwości i artykuuje w krtani lub gdy zamierza odwzorować ruch ręką do kieliszka kierując strumienie impulsów do odpowiednich mięśni to korzysta z filmu który zapisał bywając często w barze.
a ile człowiek ma tej pamięci ?
w cholerę, bardzo dużo, może na 5-ciu dyskach może na 10-ciu i to dodatkowo zdublowanych. dubeltowe dyski pamięci są człowiekowi potrzebne tak jak zwierzętom do orientacji położenia w przestrzeni czyli do odbioru przestrzennych wrażeń i wykonywania przestrzennych ruchów ale nie tylko fizycznych ale również wizualizacji zamiarów, alternatywnych prób, zabawy i snów.
to nie jest INTELIGENCJA odtwarzać zeskanowaną wrażeniami przeszłość, przetwarzać wrażenia na pikselową pamięć, koordynować ruchy, bawić się, improwizować zachowanie a w każdym razie nie różnimy się tutaj od zwierząt.
jeśli rozwielitki się poruszają to też muszą w jakimś zakresie koordynować ciałem i jestestwem rozwielitkowym.
a co pan panie Koń powie w temacie MOWA i PISMO człowieka ?
w tej samej tonacji powiem, ewolucyjnej, historycznej.
człowiek porozumiewa się na tej samej zasadzie co zwierzęta, wydobywa dźwięki i zostawia wizualne ślady, pisze tak jak zwierzęta drapią drzewa, grunt, prezentują patyczki i wiechcie. a pismo człowieka jest jak sznurek, zapętlany historycznie i geograficznie. jest wiele podobieństwa pomiędzy literami w różnych językach, wiele liter powstało z mózgowych operacji zwierciadlanego odbicia, odwrócenia, rozszarpania, rozdzielenia, złączenia, zdefektowania - źródłem tego są zdarzenia ewolucyjne dotyczące mózgów - pamięci, wad, ran bitewnych, chorób przywódców i reproduktorów, poznając języki i pisma poznajemy wędrówki ludów, zwierzęce granice i ewolucjonizm.
ŚWIADOMOŚĆ człowieka to stan pamięci. wiemy że posiadamy zarejestrowane miliony zdarzeń, w wielu wariantach jak filmowa biblioteka z której w każdej chwili możemy skorzystać i wybrać wariant zachowań. na tych filmach są potopy, walka o ogień, legendy, morderstwa, sukcesy i konkretne porażki, kolory, dźwięki, smaki, są zapisane nieznane nam miejsca i nieznane nam twarze osób, itd.
możemy źródła te pogrupować, przykładowo że:
- 20% pamięci pochodzi od bardzo dalekich przodków (instynkty)
- 3% " " od dalekich przodków
- 7% " " od dziadków
- 20% " " od rodziców
- 13% " " od swoich doświadczeń życiowych
- 7% " powstała w procesach nauki i wychowania
- 30% pamięci użytecznej jest wolna
poza tym trzeba dodać iż prawdopodobnie jesteśmy w stanie wykorzystać najwyżej 1% możliwości naszego mózgu, reszta bowiem jest nadwyżką do wykorzystania w przyszłych pokoleniach.
Panie Koń nie zalewaj pan, a WYOBRAŹNIA ?
wyobraźnia, abstrakcja to są pochodne posiadania i przetwarzania pamięci.
jeśli ja mam zapisany pikselowy obraz burzy z piorunami w Swornigaciach, to ja sobie mogę go przetworzyć na drgania dźwiękowe i napisać muzykę jak Penderecki. abym tylko miał dobry słuch, znał nuty oraz miał sukces i wiarę w siebie uwarunkowaną genetycznie.
to wszystko do kupy to się nazywa TALENT.
sprawę wyobraźni można też przedstawić bardziej obrazowo: oto mam zapisanych w pamięci wiele wersji podobnych zdarzeń (na przykład 100), każda z tych wersji różni się od drugiej w przebiegu, kolorach, tempie, wyniku ale mają też podobieństwa pozwalające mi je wybrać (na przykład uczestniczył w nich ojciec), mogę zatem je odtwarzać częściami a potem różne części skompletować i próbować realizować w rzeczywistości.
to się nazywa TWÓRCZOŚĆ
w prostszym wariancie może to być na przykład twórczość dotycząca mody - dobór kolorów "widzianych" u babci Stanisławy ze Lwowa z tymi zauważonymi u Włoszki w przejeżdżającym Ferrari.
uzyskana realizacja zostanie zarejestrowana, będzie moim nowym doświadczeniem, sukcesem, porażką lub czymkolwiek innym na nowo zapisanym w pamięci.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Niepoprawna
Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 1671
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:47, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Otóż nie tylko, Marcinie, owo bydlę rogate stoi dyskusji na przeszkodzie, ale to przede wszystkim, że pan Przerażony wie już wszystko i dyskusja żadna jego stanowiska nie zmieni.
Przerażony napisał: | Ja Pani Niepoprawna nie zwykłem dociekać prawdy na forach, zdobywałem ją na uniwersytetach i w bibliotekach, i co najwyżej, mogę tę prawdę rozpowszechniać, prezentując jej (tej prawdy) stanowisko, dyskusji z wiedzą broszurową nie prowadzę, co najwyżej daję kopniaka. I nie wściekam się, że słuchać nie chcą, tylko jestem tym przerażony. |
Jedyne więc możliwe rozwiązanie tej "debaty" jest takie, że to Ty przyznasz w końcu rację panu Przerażonemu, w co też wątpię, stąd wnioskuję o bezsesowności tej dyskusji.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Popaprawny
Gość
|
Wysłany: Wto 17:52, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Niepoprawna napisał: | Otóż nie tylko, Marcinie, owo bydlę rogate stoi dyskusji na przeszkodzie, ale to przede wszystkim, że pan Przerażony wie już wszystko i dyskusja żadna jego stanowiska nie zmieni.
Przerażony napisał: | Ja Pani Niepoprawna nie zwykłem dociekać prawdy na forach, zdobywałem ją na uniwersytetach i w bibliotekach, i co najwyżej, mogę tę prawdę rozpowszechniać, prezentując jej (tej prawdy) stanowisko, dyskusji z wiedzą broszurową nie prowadzę, co najwyżej daję kopniaka. I nie wściekam się, że słuchać nie chcą, tylko jestem tym przerażony. |
Jedyne więc możliwe rozwiązanie tej "debaty" jest takie, że to Ty przyznasz w końcu rację panu Przerażonemu, w co też wątpię, stąd wnioskuję o bezsesowności tej dyskusji. |
pan Kotassiewicz jest przegrany. Zauważyłem to na samym początku jak napisał ze coś tam tego.
Żaden szanujący sie naukowiec nie gryzmoli na serwetce w kawiarni.
Czyż nie tak?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Niepoprawna
Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 1671
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:17, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Przerażony napisał: | A Pani, co przeszkadza wyrazić merytoryczną opinię? Ani razu nie przedstawiła Pani argumentu przeciwko moim tezą, którym jest Pani przeciwna, a tylko wszystkie Pani wypowiedzi mają charakter Pani subiektywnych sądów o mojej osobie. Tak się robi w maglu, a nie na forum dyskusyjnym. |
Po pierwsze - jakim tezom, Panie Przerażony?
Po drugie - jak mogę być przeciwna tezom, których nie znam?
Po trzecie - jaki byłby sens sprzeciwiania się wiedzy absolutnej, którą przecież Pan posiadł?
Po czwarte - dostosowuję swój język do rozmówcy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Niepoprawna
Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 1671
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:18, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Popaprawny napisał: |
pan Kotassiewicz jest przegrany. Zauważyłem to na samym początku jak napisał ze coś tam tego.
Żaden szanujący sie naukowiec nie gryzmoli na serwetce w kawiarni.
Czyż nie tak? |
Panie Krowa, weź się
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:30, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Niepoprawna napisał: |
Panie Krowa, weź się |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
popaprawny
Gość
|
Wysłany: Wto 18:54, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Marcin Kotasiński napisał: | Teraz kiedy ten, który wie, że jest i wie, że doświadcza wyniku z kalkulatora sprawdza alternatywnie wynik z kalkulatora na kartce i wychodzi mu ten sam wynik to wie, że oba wyniki są te same, a zatem prawdziwe obiektywnie. |
To jest wtedy jak się siedzi za biurkiem i wychodzi ze na sklepie jest 123897 litrów spirytusu.
Ale wiadomym jest, że na całym świecie kreuje się księgowo prawdę.
Dopiero potem studenci na umowę zlecenie robią inwentaryzację i moze wyjść dwa razy mniej spirytusu.
Inwentaryzacja towarów z natury to dopiero w przyszłym roku.
Adam Popaprawny
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
krowa
Areszt za spam, do odwołania
Dołączył: 18 Mar 2010
Posty: 16705
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 19:05, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Marcin Kotasiński napisał: | Takie wyniki, które są tylko abstrakcjami służą po nic, podobnie jak twierdzenia o UFO. Aby były po coś muszą posiadać odniesienie do świata fizycznego inaczej to tylko imaginacje parodiujące naukę. |
panie Kotasiński - przegrał pan. Całe cytowane zdanie jest bzdurą naukową gdyż nie rozumie pan pojęcia abstrakcja i stosuje błędny język potoczny.
Abstrakcja (z łaciny abstrahere - odciągać, odrywać)
1) Czynność intelektualna, polegająca na wyodrębnieniu w danym przedmiocie, zjawisku czy zespole przedmiotów albo zjawisk cech dla nich charakterystycznych lub istotnych ze względu na założony cel badania, przy pominięciu cech nieistotnych, inaczej - abstrahowanie (idealizacja).
2) Pojęcie o znacznym stopniu ogólności, stanowiące wytwór abstrahowania - cecha, relacja, kategoria, tzw. przedmiot oderwany, czyli powszechnik (uniwersalia), abstrakt, także ogólne prawo lub teoria nauk.
3) Potocznie pogląd lub stwierdzenie oderwane od rzeczywistości, nie oparte na faktach, pomysł niemożliwy do zrealizowania.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
krowa
Areszt za spam, do odwołania
Dołączył: 18 Mar 2010
Posty: 16705
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 19:21, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Marcin Kotasiński napisał: | Aby były po coś muszą posiadać odniesienie do świata fizycznego inaczej to tylko imaginacje parodiujące naukę.
....Poucz się filozofii, ja chcę tłumaczyć, co to jest Prawda absolutna i zakładam, że posiadasz pewną podstawową wiedzę filozoficzną na poziomie chyba 3 roku filozofii, najdalej 4. Ponadto zdefiniowałem na ogląd z metapozycji i na ogląd (wgląd) w środek, sub. To bardzo proste. Jeśli rozumiesz, co znaczy słowo „patrzeć”, to wgląd, ogląd, spojrzenie, to tylko wariacje od podstawowego słowa patrzeć..... |
Aleś się pan Kotasiński naoglądał.
Lornetka, lupa, wizjer, luneta, soczewka...... a aparat fotograficzny pan znasz?
Co mianowicie robi aparat fotograficzny?
Imaginuje !
Bo Imaginacja to jest wyobraźnia matołku, czyli odwzorowanie obrazu rzeczywistości.
Imaginacja - wyobraźnia, zdolność do tworzenia obrazów myślowych na wzór i podobieństwo rzeczywistych.
Przegrałeś Kotasiński, bo nie rozumiesz słów które wypowiadasz. Gadasz jak dziewucha na zmywaku.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Niepoprawna
Dołączył: 11 Gru 2011
Posty: 1671
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:32, 20 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
No już, już Panie Krowa, tak, to Pan jest tutaj najważniejszy. To skandal, żeby pomijać Pana Krowę w swojej debacie! Jak tam, był Pan dzisiaj na pasionku? Chyba nie, bo tak Pan muczysz głośno. Zarzuć Pan coś do swej krowiej mordy i zajmij się mieleniem. Głodna Krowa, to zła Krowa.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|