|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 12:04, 13 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
http://www.youtube.com/watch?v=BFZgVBtlULg
Emma Shapplin - Spente Le Stelle (English Translation)
Tak sobie słucham i stwierdzam ze smutkiem, że mało kobieca jestem .
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
krowa
Areszt za spam, do odwołania
Dołączył: 18 Mar 2010
Posty: 16705
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 12:15, 13 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
luzik napisał: | http://www.youtube.com/watch?v=BFZgVBtlULg
Emma Shapplin - Spente Le Stelle (English Translation)
Tak sobie słucham i stwierdzam ze smutkiem, że mało kobieca jestem :(. |
Wydaje mi się, że klimat piosenki pasuje do ciebie. Na klipie widać kobietę która widzi świat zatrzymany w ruchu, co jest właściwe kobietom.
Ty też jesteś zatrzymana w ruchu, jak mi się zdaje. A więc nie różnisz się od innych kobiet obecnych czasów. To tragiczne czasy dla kobiety, gdyż mężczyźni opuszczają je.
Straciłeś to serce
W pogoni za mirażem
Zdradziłeś to serce
Nie mogę nienawidzić cię bardziej
Twój głos zamiera
Czujesz mój ból?
Zniknąłeś
A ja głupia, czekam wieczność na ciebie
Wybaczam!
Albo nie będę żyła
Ale teraz czekam
Na noc, noc, noc
Wygasłe gwiazdy
W bladym świetle księżyca
Łzy miłości
Przybyłeś i odszedłeś jak fala
Pustka, noc
Nadzieja, że wkrótce...
Teraz płyną gorzkie łzy
Złamane serce desperacko idzie tutaj
Więc uciekłeś
Puste marzenia
By zatracić się
W wirach
Wybaczam!
Albo nie będę żyła
Ale teraz czekam
Na noc, noc, noc
Wygasłe gwiazdy
W bladym świetle księżyca
Łzy miłości
Przybyłeś i odszedłeś jak fala
Pustka, noc
Nadzieja, że wkrótce...
Teraz płyną gorzkie łzy
Złamane serce desperacko idzie tutaj
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Adam Barycki
Gość
|
Wysłany: Nie 14:57, 13 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Ja też napiszę coś lirycznego.
Objęła mnie gałąź róży
I całą mordę mi podrapała.
Adam Barycki
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:15, 13 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
krowa napisał: |
Wydaje mi się, że klimat piosenki pasuje do ciebie. Na klipie widać kobietę która widzi świat zatrzymany w ruchu, co jest właściwe kobietom.
Ty też jesteś zatrzymana w ruchu, jak mi się zdaje. A więc nie różnisz się od innych kobiet obecnych czasów. To tragiczne czasy dla kobiety, gdyż mężczyźni opuszczają je.
|
No właśnie nie pasuje do mnie. Ta kobieta kocha i nienawidzi do bólu. Ta kobieta jest zdolna do wszystkiego. Ja NIE.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Hello
Dołączył: 07 Sie 2010
Posty: 1988
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 20:19, 13 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
krowa napisał: |
To tragiczne czasy dla kobiety, gdyż mężczyźni opuszczają je.
|
Tragiczne jest nie to, ze mężczyzni odchodzą, ale to, ze pozostają.
Krowa, mężczyźni kobietom w zyciu przeszkadzają tylko, serio.
Kobieta szczęśliwa to kobieta nie ograniczana przez przyssawkę.
http://www.youtube.com/watch?v=BzQmkSjLvvE
Vas- Izgrejala
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Adam Barycki
Gość
|
Wysłany: Pon 10:48, 14 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
A po co ma Pani nie milczeć, skoro kategorycznie odmówiła Pani wypowiadania się w sprawie NTI, a pisanie o czym innym jest bez sensowne. Nawet sam Pan Krowa przeszedł na NTI i dlatego, choć lwy Mu baby zżerają, a On udaje obojętność, to kłamcą nie jest.
Adam Barycki
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
krowa
Areszt za spam, do odwołania
Dołączył: 18 Mar 2010
Posty: 16705
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 23:43, 14 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Hej druhowie, towarzysze, koleżanki i koledzy !
Czyście zapomnieli?
Jużeście się wyprali z naszych melodii?
Serc już nie macie?
Czy już nie kochacie? Naszych pól i naszych dziewuch?
?
Śpiewa krasiwaja dziewczionka, piękna słowiańska sucz, nasza laseczka, co ma usta co całowania, przecudnie zwyczajne, słowiańskie ciało i duszę:
http://www.youtube.com/watch?v=PG28NYDhf30&feature=related
O taką walczyć szablą i wnet umierać warto.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Adam Barycki
Gość
|
Wysłany: Wto 18:43, 15 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Panie Krowa, a dlaczego nie chce Pan kochać mnie, ja mam rasową słowiańską mordę z buraczanym odcieniem. Piękny jestem Słowianin.
Adam Barycki
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
żmijka
Dołączył: 12 Kwi 2010
Posty: 455
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 18:53, 15 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
I ja napiszę
Bądż moim Bogiem
skaz mnie na piekło
zanim jeszcze zdołam poznać Twoje przykazania
bo bede musiala
przestac Ciebie kochac
a przecież okazało się, ,ze nie moge zyc bez inhalatorów...
Pieknie, nie ?
http://www.youtube.com/watch?v=bnVUHWCynig&ob=av2e
że też ryczę na pogrzebach
Ostatnio zmieniony przez żmijka dnia Wto 18:54, 15 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Adam Barycki
Gość
|
Wysłany: Czw 3:12, 17 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Mogę być i mogę skazać, ale nie tak hop siup, pierwej musiałaby Pani sobie na to zasłużyć. Niech Pani na początek, tak na próbę, sklnie Pana Dyszyńskiego, a ja wtedy rozważę Pani propozycję.
Adam Barycki
PS. Jak Pan Dyszyński się wkurwi, to inhalatory nie będą potrzebne, przekona się Pani, jak wspaniałe jest oddychanie pełną piersią.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
zbigniewmiller
Dołączył: 19 Sie 2010
Posty: 3210
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: urodzony w szklarskiej porebie ,aktualnie we wrocławiu nad fosa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 17:05, 17 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
żmijka sobie zasłużyła i to bardzo chwalebie umuieszczajac ta fotografie,ale wszystko zepsuła likwiduja c jedyny powód ,dla którego ja miałbym tu jeszce byc!
więc zegnam!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 17:30, 17 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli Millerze. Wydawalo mi się, iż zamieszczone zdjęcie oburzalo Cię. Nie chce mi się nawet już wnikać w to co wtedy miałes na myśli, a co masz teraz, albo czy te myśli wtedy i teraz szły tym samym torem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
krowa
Areszt za spam, do odwołania
Dołączył: 18 Mar 2010
Posty: 16705
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 9:10, 19 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
luzik napisał: | DONNA SUMMER (-) Se wzięła i umarła :(. |
Umarła jak wielu umrze. Wielu ludzi na świeczniku umrze, z tych wypromowanych przez powojenną cywilizację dla igrzysk tłumów pozbawionych idei.
Świat strukturalnego rozwoju, żywiący się gębami ogłupiałych mas umiera na naszych oczach. Ten świat techno cywilizacji, chemicznego rozdwojenia jaźni, kurewskiej sprzedajności, błyszczący od celebrowanych postaci politycznych, medialnych, kosmopolitycznych, on umiera i umrzeć musi.
Globalna anglosaska dominacja po zwycięstwach wojennych przeżywa swoje apogeum - ona teraz już leci na łeb i szyję i pada do swojej dekadenckiej trumny.
I bardzo dobrze. Przecież my ludzie realni na odległość paru kroków, my mieszkający blisko jeden drugiego, zapomnieliśmy o lokalnym życiu które przez bliskość uderzeń serca, na dotknięcie ręki, mija niezauważone w powodzi pośpiesznej gonitwy za oddalonym, nierealnym i złudnym...
Improwizacja na temat Luz
Luz, nazwałem ją teraz Luz.
To nieznajoma która pojawiła się miesiąc temu tu gdzie mieszkam.
Jest opiekunką do dziecka sąsiadów, co wiem teraz.
Objawiła się w zwykłym miejscu, schodząc czy wychodząc po schodach z małą dziewczynką.
- Dzień dobry – mówiła wesoło, lekko zdyszana po spacerze z dzieckiem.
- Dzień dobry.
Myślałem że to jakaś lokatorka z górnego piętra. A zachowywała się tak jakby tu mieszkała od dawna.
- Dzień dobry – mówiła otwarcie jak do swoich znajomych.
- Dzień dobry!
Co dalej…
Jeszcze kilka takich spotkań „dzień dobry” i już mi weszła do łba.
Jej głos, jak rozmawiała z dzieckiem na tych schodach, przenikał przez ściany mojego mieszkania. Jeśli głos schodził w dół to się pojawiał za oknem.
Czarnulka; dziecko i wózeczek, albo plastikowy kolorowy rowerek.
Raz, słyszę jak głos jej i dziecka jest blisko, pod moim balkonem.
Ona siedzi na krawężniku i z dziewczynką rysują bazgroły kolorowymi kredkami na chodniku. Ona zamalowuje szarą kostkę na fioletowo, a dziecko zakreśla długie, dowolnie pofalowane linie.
No niezła jest z tym siedzeniem na krawężniku. Że w spodniach to nawet lepiej.
Czasami wychodzę z domu po paliwo, a palę paczkę dziennie. Więc raz poszedłem do sklepu, kupiłem i wracam przez osiedle.
Akurat widzę Luz jak siedzi na ławce w placu zabaw dla dzieci. Idę do tej Luz i przysiadam się na ławkę.
- Dzień dobry – mówię.
- Niech pan uważa bo ławka jest mokra.
Bo w nocy padał deszcz.
- Nic nie szkodzi – powiedziałem.
Dziecko było nieopodal na chodniczku, pewnie z wózeczkiem czy czymś.
- Pani się opiekuje tym dzieckiem?
- Tak, takie mam zajęcie.
Dalej nie pamiętam jak się potoczyła rozmowa, lekko pouczałem ją jak wychowywać dzieci, że trzeba dać im swobodę działania i nie tłumić talentów. O właśnie, przypomniało mi się, że rozmowę zacząłem od tych bazgrołów chodnikowych.
Ona była otwarta na tę rozmowę, lecz lekko zaniepokojona nadciągającymi chmurami.
- Chyba będzie deszcz – powiedziała i patrzyła w kierunku bawiącej się dziewczynki.
A ja wpatrywałem się w jej twarz. Brwi miała niestety wyskubane i zaczerwienione. Nie miała ładnej cery.
- Nie powinna pani tak maltretować buzi – powiedziałem i dodałem:
- Dobrze, idę dalej. Dziękuję za rozmowę.
To była nasza pierwsza i na razie ostatnia rozmowa. Trwała może 15 a może 20 minut.
Przedwczoraj to było. Zbudziłem się tak koło 9-tej i słyszę znajomy głos, a właściwie głosy.
Wyszedłem na balkon.
Luz urzęduje z dziewczynką na podwórku gdzie rysowały bohomazy. Luz spaceruje po okrężnym chodniku a dziewczynka lata po zieleni trawnika.
Kurwa, powinienem Luz ustrzelić aparatem foto. Ale nie mogę jej ukraść mimochodem.
Nie mogę jej znienacka zabrać. Po co? Przecież ją mogę filmować swobodnie wzrokiem.
*****************************************************
Jest godzina 17:35 w pierwszy październikowy poniedziałek. Wszystkie moje sprawy, które miałem załatwić w ciągu ostatniego miesiąca, leżą jak leżały.
Pół godziny temu zjadłem sernik. Godzinę temu odkurzyłem miejsce na jej łóżku gdzie sypia kot. A jeszcze pół godziny wcześniej przyjechałem ze sklepu skąd wziąłem żonkę, zakupy czegoś do jedzenia i 3 paczki Caro Super Lajtów.
Chyba mniej więcej napisałem wszystko w sprawach tak zwanego codziennego życia.
Ale 7 godzin temu zdarzył się cud.
Zaczęło się jak zwykle w tygodniu; drzwi wyjściowe zamknęły się a ja na tę komendę otworzyłem oczy. Otwarte oczy poszły do kuchni i wtedy moje usta zjadły 3 chlebki z białym serem.
Płuca też posiadam; one poszły na balkon i zapaliły papierosa. I wtedy moje oczy zobaczyły Luz.
Senny poniedziałek nagle spytał się mnie czy mam dość sennych dni, a ja poszedłem do łazienki i popatrzyłem sobie prosto w oczy.
No nie. Tak być nie może, że znów będę gnuśniał w domu.
Męska decyzja i nogi poszły po nożyczki, a wróciwszy do łazienki stanęły, wtedy moja prawa ręka zaczęła strzyc nożyczkami miesięczny zarost.
Na to zdarzenie przyszedł kot o imieniu Puszek, uwalił się na posadzce i wygięciem ciała spytał:
- Co robisz?
- Golę się za pomocą nożyczek – odpowiedziałem.
- A po co?
- Żebym ładniej wyglądał, kotku.
Potem, w obliczu mającego nastąpić cudnego zdarzenia, zapytałem się ścian mieszkania gdzie są moje dżinsowe spodnie.
Cicho. Nikt nic nie wie. Zacząłem szukać jakichkolwiek moich spodni w kilku najpewniejszych miejscach. Nigdzie niczego nie było.
W pewnej desperacji otworzyłem szafę lecz podobnie nie zauważyłem żadnych spodni.
- Co jest?
- Łee – powiedział bezgłośnie jęzorkiem Puszek.
Znowu popatrzyłem do szafy, na te szeregi stosików i co za traf, przypadkiem natrafiłem palcami na dżins moich granatowych spodni.
- Żeby was szlag trafił za to chowanie się po szafach – powiedziałem do spodni.
- Ale to nie nasza wina – odpowiedziały.
A czy pisałem już że wpierw się umyłem? Nie? No więc zanim odszukałem te spodnie i koszulę khaki co się schowała w innej szafie, jeszcze majtki, które zawsze są grzeczniejsze, więc wcześniej umyłem się z grubsza.
Zaparkowałem paczkę papierosów i zapalniczkę do kieszeni czegoś w rodzaju wojskowej kamizelki i ruszyłem walczyć.
- Kocie, wyłaź z domu bo wróg nie śpi – powiedziałem do Puszka, który na to wszystko oniemiał na siedząco.
- Ale przecież my nigdy nie wychodzimy w południe na spacer! – zdziwił się Puszek.
- Kocie, jesteś wykastrowany to nie wiesz jak to jest. Marsz na skwer! – wydałem komendę i dodałem – Ty symulancie, jak będziesz udawał że nie rozumiesz to dostaniesz kopa.
http://www.youtube.com/watch?v=_QXqyYCT5vM&feature=related
Jest wciąż jeszcze poniedziałek, późny wieczór, godzina 23:14.
Muszę wydobyć z mej świeżej pamięci wrażenia jakich doznałem względem Luz.
Najłatwiej mi pójdzie przywołać może dwa z wrześniowych dni, bo mam gotowy tak krótki opis:
"Chyba koniec tej bajki. Nie opowiem jak Luz spacerowała pod balkonem, jak do swej podopiecznej małej dziewczynki mówiła o kolorach kwiatów, jak je wąchała razem z nią, ani jak lekko biegła za małą gdy ta zanadto się oddaliła.
Nie napiszę też jak w innym dniu, wietrznym i zimnym, wyglądała w kurtce, mając włożone do kieszeni dłonie.
Samemu mi szkoda, że nie napiszę jak swobodnie chodziła, albo stojąc jak pięknie przegięte jej ciało spoczywało na prawej nodze a lewa zapewniała równowagę. Co za dziewczyna!
Szkoda.
Napiszę tylko jedno; gdy wracała i usłyszałem znów jej głos na schodach, to otworzyłem drzwi:
- Imię. - powiedziałem (bez znaku zapytania)
- Moje? ...Elżbieta."
To tyle września. A wczoraj i przedwczoraj był weekend. Siedziałem w domu sam, gdy wielu tzw. pracowitych wyjechało odpocząć i na 100% jedna taka pracowita wyjechała na wieś.
A mój weekend trwa na okrągło 7 dni w tygodniu. Wszystkie dni podobne, że aż trudno odróżnić niedzielę od wtorku. Boże, Ty zauważyłeś co napisałem?
Nawet myślałem że w weekend napiję się wina i może nawet się napiłem. Gówno z tego.
Ale zmierzam do opisania obrazów piątkowych które widziałem z balkonu.
Otóż palę sobie tego Caro Super Lajta piątkowego, słońce porządnie już grzeje a w odległości 20 metrów pokazuje się moja Luz, a siedzi na schodkach chodnika.
Schodki są na okrężnej chodnikowej alejce, ponieważ skwer pośrodku znajduje się na spadku terenu i posiada jednometrowe skarpki. Mała Wiktoria łazi lub biega po trawie a Luz siedzi na betonowych schodkach i się cholera przegina. Wzniosła ze dwa razy ręce ponad głowę i ciągnąc do tyłu robi coś ala mostek gimnastyczny.
O, świetnie! Właśnie zbliża się północ gdy to piszę; Luz w opowiadaniu się przegina, a ja teraz naleję sobie czerwonego wina.
Napiję się, to może mimo zmęczenia pójdzie mi z pisaniem dobrze.
Łyk and łyk.
Luz była ubrana na pewno w spodnie, jakby typ rybaczki, albo zwykłe dżinsy tylko do kolan podwinięte. Jeszcze miała na stopach nowiutkie białe adidasy. Wcześniej, jak chodziła, to nie wkraczała na trawnik z tą bielą adidasów.
Patrzę sobie na nią bezkarnie, słońce mnie dość mocno razi, ale widzę, że Luz ma na lewej łydce duży niebieski tatuaż.
No nie! Muszę szybko zrobić zdjęcie tej lewej nogi. Odłożyłem papierosa na parapet i lecę po aparat fotograficzny. Niestety, bateria w aparacie wyczerpana a więc nogi Luz nie będę miał.
Trudno, muszą wystarczyć mi oczy.
Skubana ma tatuaż.
*****************************************************
Jak ten czas leci !
Minęło pół roku od ostatniej mojej opowieści o Luz. Wydawałoby się że opowieść się skończyła. A tu nie, Luz dalej istnieje, istnieję ja, istnieje nadal temat Luz.
Piątek mamy dziś? Tak, piątek. Siedziałem jak zwykle w domu, obmyślałem mój najnowszy projekt szamański, który ma też jak zwykle szanse powodzenia małe, choć ma.
Wtem za oknem ujrzałem Luz, która wyszła na spacer z małą Wiktorią pewnej sąsiadki, co Luz ma jej dziecko pod opieką.
Hmmm, myślę sobie, a czemu nie miałbym pójść i pogadać z Luz? Ona siedzi na ławce, ale już wstała, wręczyła Wiktorii kolorową zabawkę do ciągania na sznurku po chodniku i poszły sobie.
Hmmm, myślę sobie, spodnie mam, koszulę mam, sweter mam, zęby umyte mam, czasu jakąś godzinkę mam, to idę do tej Luz.
Wyszedłem z domu i od razu bez podchodów skierowałem się tam gdzie one znikły za budynkiem. O już widzę, Luz siedzi na innej ławce przy następnym bloku i patrzy jak na trawniczku łazi sobie mała Wiktoria.
Podchodzę.
- Dzień dobry - chyba powiedziałem.
- Dzień dobry - chyba odpowiedziała. - Obciął pan włosy.
- Tak obciąłem.
- Teraz jest dobrze.
- Czy ja wiem? Podobno straciłem włąściwości szamańskie. Bo ja jestem uzdrowicielem. Mam na imię Maciek, jestem szamanem.
Stałem przed siedzącą na ławce Luz, byłem niby swobodny ale cokolwiek rozedrgany przez nadmiar wypijanych kaw oraz wiadomo, że przez wiek.
- I co pani zrobiła z brwiami? - spytałem. - Gdzie ma pani brwi?
Luz nie miała brwi, wyskubała je i zamiast tego pomalowała dwie łukowate kreski.
- Ja nigdy nie miałam brwi - odpowiedziała i dalej coś tam mówiła o tych brwiach i o tym, że się nigdy nie malowała, że jest ze wsi, coś że jako dziewczyna wyszła z tej wsi niemalowana aby poznać jakieś ciekawe życie. A ja wpatrywałem się w tę twarz Luz, tak ją sobie oglądałem stojąc na chodniku i z lekka się przechadzając aby obserwować dziewczynę to z lewej, to z przodu i następnie z prawej strony.
Luz miała ładną główkę, wyraziste usta, niezbyt gładką cerę, była szczuplutka, w dekolcie widać było drobne piersi a nogi miała długie i też szczupłe. Po prostu laska.
Wyprstryknąłem peta w krzaki i usiadłem przy Luz na ławce. I o czym to z nią dalej rozmawialiśmy?
O zdrowiu. Luz skończyła policealne medyczne a ja jej nawijałem o filozofii szamańskiej zdrowotności. Ona mówiła o chorobach z którymi nie dałaby rady bez antybiotyków a ja jej o moim zdrowiu obywającym się bez leków.
- Nie byłem u lekarza 30 lat.
- No nie - chyba się tak zdziwiła.
A więc jej mówię o samoleczących zdolnościach mózgu, o tej cywilizacji naukowo-technicznej co wystymulowała współczesne choroby, mówię o nowotworach i jak to one się pasą farmaceutykami jak amerykańskie stonki uzależnione od DDT.
No dobra, przekręciłem się na ławce, strząsnąłem kwiatek co spadł na udo Luz.
- Słuchaj, ja do ciebie będę mówił przez "ty".
- Dobrze - chyba odpowiedziała.
- A jak tam z tobą, kiedy ty będziesz mieć dziecko?
- Będę mieć za 7 miesięcy.
- To świetna wiadomość. Bardzo się cieszę. Dzieci to największy skarb. Nic nie jest ważne, mówię ci, żadne tam urządzenia mieszkania, żadne inne dobra nie są ważne tylko dzieci.
Luz była już naprawdę wyluzowana. Uśmiechnięta mówiła o tej swojej ciąży a ja potwierdzałem, że to świetnie. Nasza rozmowa toczyła się bez przerwy, bowiem ja mam mnóstwo odniesień ze swoich obserwacji kilkudziesięcioletnich, a przecież jestem dodatkowo szamanem jakich się nie spotyka.
Akurat wstałem, bo być może znów paliłem papierosa wydmuchując dym w bok, to zerkam na Wiktorię do której Luz ze dwa razy podbiegała, a teraz mam znów ją na ławce i pytam:
- A mąż twój gdzie pracuje?
- W pizzerii - odpowiedziała i jeszcze wyrzekła parę zdawkowych zdań oraz najważniejsze - Ale ja się z nim rozwodzę.
- Rozwodzisz się? A dziecko jest jego?
- Jego. Chociaż on poddaje to w wątpliwość.
- Naprawdę się rozchodzisz?
- Tak, to pijak. Nie chcę mieć z pijakiem do czynienia. Ponadto nigdy nie byłam akceptowana przez teściów.
- Teściowie są nieważni. Najważniejsza jesteś ty. Jeśli ty nie chcesz tego malżeństwa to rozchodź się. Kurwa, dwie świetne wiadomości masz, to że jesteś w ciąży i że się rozchodzisz - byłem szczerze zachwycony tymi wydarzeniami z życia Luz.
Wstała z ławki, podeszła do małej Wiktorii, poprawiła jej rajtki czy coś w ubraniu.
- Idziesz do domu?
- Tak, idziemy - potwierdziła.
- Podoba mi się to, że chcesz swoje życie zmienić, że jesteś odważna.
Szliśmy, dość szybkim krokiem ona, więc i ja przyspieszyłem.
- Z twoimi brwiami i buzią nie powinnaś tak eksperymentować.
- Dlaczego?
- Bądź naturalna. Zostaw brwi w spokoju. Idę teraz poszukać mojego kotka.
- Kotek sam przyjdzie. Idź na balkon i poczekaj na niego.
- Słuchaj, jeżeli następnym razem zobaczę że nie dałaś spokoju swoim brwiom i buzi, to nie wiem co ci zrobię.
Uśmiechnęła się i coś tam wypowiedziała.
- Lubię cię - powiedziałem i znów zobaczyłem jej rozradowanie, a było to na pożegnanie, gdyż Luz skierowała się w prawo a ja poszedłem prosto za tym moim kotem.
Ale kot, objawił się w chwilę póżniej z innej strony. On szedł stamtąd skąd my wracaliśmy, a być może podczas całej naszej rozmowy był niedaleko, wylegując się na rozgrzanej słońcem trawie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Adam Barycki
Gość
|
Wysłany: Sob 11:24, 19 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Nie może być nic świetniejszego dla młodej kobiety w ciąży od rozwodu z mężem, a i od samej ciąży nie może być nic świetniejszego dla kobiety pracującej dorywczo na pół etatu i na czarno za wynagrodzenie niewystarczające nawet na wegetację biologiczną. No, a już najświetniejsza jest z tego, radość starego Satyra widzącego w tym społecznym kalectwie padlinę do zżarcia. A może ja się mylę, może szaman chce otoczyć opieką materialną ciężarną kobietę i jej potomstwo, a nie jak podle myślę, chce se tylko poruchać przedmiot wyrzucony na margines cywilizowanego życia społecznego?
Adam Barycki
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:15, 19 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
krowa napisał: |
Improwizacja na temat Luz
Luz, nazwałem ją teraz Luz.
To nieznajoma która pojawiła się miesiąc temu tu gdzie mieszkam.
Jest opiekunką do dziecka sąsiadów, co wiem teraz.
Objawiła się w zwykłym miejscu, schodząc czy wychodząc po schodach z małą dziewczynką.
- Dzień dobry – mówiła wesoło, lekko zdyszana po spacerze z dzieckiem.
- Dzień dobry.
Myślałem że to jakaś lokatorka z górnego piętra. A zachowywała się tak jakby tu mieszkała od dawna.
- Dzień dobry – mówiła otwarcie jak do swoich znajomych.
- Dzień dobry!
Co dalej…
Jeszcze kilka takich spotkań „dzień dobry” i już mi weszła do łba.
Jej głos, jak rozmawiała z dzieckiem na tych schodach, przenikał przez ściany mojego mieszkania. Jeśli głos schodził w dół to się pojawiał za oknem.
Czarnulka; dziecko i wózeczek, albo plastikowy kolorowy rowerek.
Raz, słyszę jak głos jej i dziecka jest blisko, pod moim balkonem.
Ona siedzi na krawężniku i z dziewczynką rysują bazgroły kolorowymi kredkami na chodniku. Ona zamalowuje szarą kostkę na fioletowo, a dziecko zakreśla długie, dowolnie pofalowane linie.
No niezła jest z tym siedzeniem na krawężniku. Że w spodniach to nawet lepiej.
Czasami wychodzę z domu po paliwo, a palę paczkę dziennie. Więc raz poszedłem do sklepu, kupiłem i wracam przez osiedle.
Akurat widzę Luz jak siedzi na ławce w placu zabaw dla dzieci. Idę do tej Luz i przysiadam się na ławkę.
- Dzień dobry – mówię.
- Niech pan uważa bo ławka jest mokra.
Bo w nocy padał deszcz.
- Nic nie szkodzi – powiedziałem.
Dziecko było nieopodal na chodniczku, pewnie z wózeczkiem czy czymś.
- Pani się opiekuje tym dzieckiem?
- Tak, takie mam zajęcie.
Dalej nie pamiętam jak się potoczyła rozmowa, lekko pouczałem ją jak wychowywać dzieci, że trzeba dać im swobodę działania i nie tłumić talentów. O właśnie, przypomniało mi się, że rozmowę zacząłem od tych bazgrołów chodnikowych.
Ona była otwarta na tę rozmowę, lecz lekko zaniepokojona nadciągającymi chmurami.
- Chyba będzie deszcz – powiedziała i patrzyła w kierunku bawiącej się dziewczynki.
A ja wpatrywałem się w jej twarz. Brwi miała niestety wyskubane i zaczerwienione. Nie miała ładnej cery.
- Nie powinna pani tak maltretować buzi – powiedziałem i dodałem:
- Dobrze, idę dalej. Dziękuję za rozmowę.
To była nasza pierwsza i na razie ostatnia rozmowa. Trwała może 15 a może 20 minut.
Przedwczoraj to było. Zbudziłem się tak koło 9-tej i słyszę znajomy głos, a właściwie głosy.
Wyszedłem na balkon.
Luz urzęduje z dziewczynką na podwórku gdzie rysowały bohomazy. Luz spaceruje po okrężnym chodniku a dziewczynka lata po zieleni trawnika.
Kurwa, powinienem Luz ustrzelić aparatem foto. Ale nie mogę jej ukraść mimochodem.
Nie mogę jej znienacka zabrać. Po co? Przecież ją mogę filmować swobodnie wzrokiem.
*****************************************************
Jest godzina 17:35 w pierwszy październikowy poniedziałek. Wszystkie moje sprawy, które miałem załatwić w ciągu ostatniego miesiąca, leżą jak leżały.
Pół godziny temu zjadłem sernik. Godzinę temu odkurzyłem miejsce na jej łóżku gdzie sypia kot. A jeszcze pół godziny wcześniej przyjechałem ze sklepu skąd wziąłem żonkę, zakupy czegoś do jedzenia i 3 paczki Caro Super Lajtów.
Chyba mniej więcej napisałem wszystko w sprawach tak zwanego codziennego życia.
Ale 7 godzin temu zdarzył się cud.
Zaczęło się jak zwykle w tygodniu; drzwi wyjściowe zamknęły się a ja na tę komendę otworzyłem oczy. Otwarte oczy poszły do kuchni i wtedy moje usta zjadły 3 chlebki z białym serem.
Płuca też posiadam; one poszły na balkon i zapaliły papierosa. I wtedy moje oczy zobaczyły Luz.
Senny poniedziałek nagle spytał się mnie czy mam dość sennych dni, a ja poszedłem do łazienki i popatrzyłem sobie prosto w oczy.
No nie. Tak być nie może, że znów będę gnuśniał w domu.
Męska decyzja i nogi poszły po nożyczki, a wróciwszy do łazienki stanęły, wtedy moja prawa ręka zaczęła strzyc nożyczkami miesięczny zarost.
Na to zdarzenie przyszedł kot o imieniu Puszek, uwalił się na posadzce i wygięciem ciała spytał:
- Co robisz?
- Golę się za pomocą nożyczek – odpowiedziałem.
- A po co?
- Żebym ładniej wyglądał, kotku.
Potem, w obliczu mającego nastąpić cudnego zdarzenia, zapytałem się ścian mieszkania gdzie są moje dżinsowe spodnie.
Cicho. Nikt nic nie wie. Zacząłem szukać jakichkolwiek moich spodni w kilku najpewniejszych miejscach. Nigdzie niczego nie było.
W pewnej desperacji otworzyłem szafę lecz podobnie nie zauważyłem żadnych spodni.
- Co jest?
- Łee – powiedział bezgłośnie jęzorkiem Puszek.
Znowu popatrzyłem do szafy, na te szeregi stosików i co za traf, przypadkiem natrafiłem palcami na dżins moich granatowych spodni.
- Żeby was szlag trafił za to chowanie się po szafach – powiedziałem do spodni.
- Ale to nie nasza wina – odpowiedziały.
A czy pisałem już że wpierw się umyłem? Nie? No więc zanim odszukałem te spodnie i koszulę khaki co się schowała w innej szafie, jeszcze majtki, które zawsze są grzeczniejsze, więc wcześniej umyłem się z grubsza.
Zaparkowałem paczkę papierosów i zapalniczkę do kieszeni czegoś w rodzaju wojskowej kamizelki i ruszyłem walczyć.
- Kocie, wyłaź z domu bo wróg nie śpi – powiedziałem do Puszka, który na to wszystko oniemiał na siedząco.
- Ale przecież my nigdy nie wychodzimy w południe na spacer! – zdziwił się Puszek.
- Kocie, jesteś wykastrowany to nie wiesz jak to jest. Marsz na skwer! – wydałem komendę i dodałem – Ty symulancie, jak będziesz udawał że nie rozumiesz to dostaniesz kopa.
http://www.youtube.com/watch?v=_QXqyYCT5vM&feature=related
Jest wciąż jeszcze poniedziałek, późny wieczór, godzina 23:14.
Muszę wydobyć z mej świeżej pamięci wrażenia jakich doznałem względem Luz.
Najłatwiej mi pójdzie przywołać może dwa z wrześniowych dni, bo mam gotowy tak krótki opis:
"Chyba koniec tej bajki. Nie opowiem jak Luz spacerowała pod balkonem, jak do swej podopiecznej małej dziewczynki mówiła o kolorach kwiatów, jak je wąchała razem z nią, ani jak lekko biegła za małą gdy ta zanadto się oddaliła.
Nie napiszę też jak w innym dniu, wietrznym i zimnym, wyglądała w kurtce, mając włożone do kieszeni dłonie.
Samemu mi szkoda, że nie napiszę jak swobodnie chodziła, albo stojąc jak pięknie przegięte jej ciało spoczywało na prawej nodze a lewa zapewniała równowagę. Co za dziewczyna!
Szkoda.
Napiszę tylko jedno; gdy wracała i usłyszałem znów jej głos na schodach, to otworzyłem drzwi:
- Imię. - powiedziałem (bez znaku zapytania)
- Moje? ...Elżbieta."
To tyle września. A wczoraj i przedwczoraj był weekend. Siedziałem w domu sam, gdy wielu tzw. pracowitych wyjechało odpocząć i na 100% jedna taka pracowita wyjechała na wieś.
A mój weekend trwa na okrągło 7 dni w tygodniu. Wszystkie dni podobne, że aż trudno odróżnić niedzielę od wtorku. Boże, Ty zauważyłeś co napisałem?
Nawet myślałem że w weekend napiję się wina i może nawet się napiłem. Gówno z tego.
Ale zmierzam do opisania obrazów piątkowych które widziałem z balkonu.
Otóż palę sobie tego Caro Super Lajta piątkowego, słońce porządnie już grzeje a w odległości 20 metrów pokazuje się moja Luz, a siedzi na schodkach chodnika.
Schodki są na okrężnej chodnikowej alejce, ponieważ skwer pośrodku znajduje się na spadku terenu i posiada jednometrowe skarpki. Mała Wiktoria łazi lub biega po trawie a Luz siedzi na betonowych schodkach i się cholera przegina. Wzniosła ze dwa razy ręce ponad głowę i ciągnąc do tyłu robi coś ala mostek gimnastyczny.
O, świetnie! Właśnie zbliża się północ gdy to piszę; Luz w opowiadaniu się przegina, a ja teraz naleję sobie czerwonego wina.
Napiję się, to może mimo zmęczenia pójdzie mi z pisaniem dobrze.
Łyk and łyk.
Luz była ubrana na pewno w spodnie, jakby typ rybaczki, albo zwykłe dżinsy tylko do kolan podwinięte. Jeszcze miała na stopach nowiutkie białe adidasy. Wcześniej, jak chodziła, to nie wkraczała na trawnik z tą bielą adidasów.
Patrzę sobie na nią bezkarnie, słońce mnie dość mocno razi, ale widzę, że Luz ma na lewej łydce duży niebieski tatuaż.
No nie! Muszę szybko zrobić zdjęcie tej lewej nogi. Odłożyłem papierosa na parapet i lecę po aparat fotograficzny. Niestety, bateria w aparacie wyczerpana a więc nogi Luz nie będę miał.
Trudno, muszą wystarczyć mi oczy.
Skubana ma tatuaż.
*****************************************************
Jak ten czas leci !
Minęło pół roku od ostatniej mojej opowieści o Luz. Wydawałoby się że opowieść się skończyła. A tu nie, Luz dalej istnieje, istnieję ja, istnieje nadal temat Luz.
Piątek mamy dziś? Tak, piątek. Siedziałem jak zwykle w domu, obmyślałem mój najnowszy projekt szamański, który ma też jak zwykle szanse powodzenia małe, choć ma.
Wtem za oknem ujrzałem Luz, która wyszła na spacer z małą Wiktorią pewnej sąsiadki, co Luz ma jej dziecko pod opieką.
Hmmm, myślę sobie, a czemu nie miałbym pójść i pogadać z Luz? Ona siedzi na ławce, ale już wstała, wręczyła Wiktorii kolorową zabawkę do ciągania na sznurku po chodniku i poszły sobie.
Hmmm, myślę sobie, spodnie mam, koszulę mam, sweter mam, zęby umyte mam, czasu jakąś godzinkę mam, to idę do tej Luz.
Wyszedłem z domu i od razu bez podchodów skierowałem się tam gdzie one znikły za budynkiem. O już widzę, Luz siedzi na innej ławce przy następnym bloku i patrzy jak na trawniczku łazi sobie mała Wiktoria.
Podchodzę.
- Dzień dobry - chyba powiedziałem.
- Dzień dobry - chyba odpowiedziała. - Obciął pan włosy.
- Tak obciąłem.
- Teraz jest dobrze.
- Czy ja wiem? Podobno straciłem włąściwości szamańskie. Bo ja jestem uzdrowicielem. Mam na imię Maciek, jestem szamanem.
Stałem przed siedzącą na ławce Luz, byłem niby swobodny ale cokolwiek rozedrgany przez nadmiar wypijanych kaw oraz wiadomo, że przez wiek.
- I co pani zrobiła z brwiami? - spytałem. - Gdzie ma pani brwi?
Luz nie miała brwi, wyskubała je i zamiast tego pomalowała dwie łukowate kreski.
- Ja nigdy nie miałam brwi - odpowiedziała i dalej coś tam mówiła o tych brwiach i o tym, że się nigdy nie malowała, że jest ze wsi, coś że jako dziewczyna wyszła z tej wsi niemalowana aby poznać jakieś ciekawe życie. A ja wpatrywałem się w tę twarz Luz, tak ją sobie oglądałem stojąc na chodniku i z lekka się przechadzając aby obserwować dziewczynę to z lewej, to z przodu i następnie z prawej strony.
Luz miała ładną główkę, wyraziste usta, niezbyt gładką cerę, była szczuplutka, w dekolcie widać było drobne piersi a nogi miała długie i też szczupłe. Po prostu laska.
Wyprstryknąłem peta w krzaki i usiadłem przy Luz na ławce. I o czym to z nią dalej rozmawialiśmy?
O zdrowiu. Luz skończyła policealne medyczne a ja jej nawijałem o filozofii szamańskiej zdrowotności. Ona mówiła o chorobach z którymi nie dałaby rady bez antybiotyków a ja jej o moim zdrowiu obywającym się bez leków.
- Nie byłem u lekarza 30 lat.
- No nie - chyba się tak zdziwiła.
A więc jej mówię o samoleczących zdolnościach mózgu, o tej cywilizacji naukowo-technicznej co wystymulowała współczesne choroby, mówię o nowotworach i jak to one się pasą farmaceutykami jak amerykańskie stonki uzależnione od DDT.
No dobra, przekręciłem się na ławce, strząsnąłem kwiatek co spadł na udo Luz.
- Słuchaj, ja do ciebie będę mówił przez "ty".
- Dobrze - chyba odpowiedziała.
- A jak tam z tobą, kiedy ty będziesz mieć dziecko?
- Będę mieć za 7 miesięcy.
- To świetna wiadomość. Bardzo się cieszę. Dzieci to największy skarb. Nic nie jest ważne, mówię ci, żadne tam urządzenia mieszkania, żadne inne dobra nie są ważne tylko dzieci.
Luz była już naprawdę wyluzowana. Uśmiechnięta mówiła o tej swojej ciąży a ja potwierdzałem, że to świetnie. Nasza rozmowa toczyła się bez przerwy, bowiem ja mam mnóstwo odniesień ze swoich obserwacji kilkudziesięcioletnich, a przecież jestem dodatkowo szamanem jakich się nie spotyka.
Akurat wstałem, bo być może znów paliłem papierosa wydmuchując dym w bok, to zerkam na Wiktorię do której Luz ze dwa razy podbiegała, a teraz mam znów ją na ławce i pytam:
- A mąż twój gdzie pracuje?
- W pizzerii - odpowiedziała i jeszcze wyrzekła parę zdawkowych zdań oraz najważniejsze - Ale ja się z nim rozwodzę.
- Rozwodzisz się? A dziecko jest jego?
- Jego. Chociaż on poddaje to w wątpliwość.
- Naprawdę się rozchodzisz?
- Tak, to pijak. Nie chcę mieć z pijakiem do czynienia. Ponadto nigdy nie byłam akceptowana przez teściów.
- Teściowie są nieważni. Najważniejsza jesteś ty. Jeśli ty nie chcesz tego malżeństwa to rozchodź się. Kurwa, dwie świetne wiadomości masz, to że jesteś w ciąży i że się rozchodzisz - byłem szczerze zachwycony tymi wydarzeniami z życia Luz.
Wstała z ławki, podeszła do małej Wiktorii, poprawiła jej rajtki czy coś w ubraniu.
- Idziesz do domu?
- Tak, idziemy - potwierdziła.
- Podoba mi się to, że chcesz swoje życie zmienić, że jesteś odważna.
Szliśmy, dość szybkim krokiem ona, więc i ja przyspieszyłem.
- Z twoimi brwiami i buzią nie powinnaś tak eksperymentować.
- Dlaczego?
- Bądź naturalna. Zostaw brwi w spokoju. Idę teraz poszukać mojego kotka.
- Kotek sam przyjdzie. Idź na balkon i poczekaj na niego.
- Słuchaj, jeżeli następnym razem zobaczę że nie dałaś spokoju swoim brwiom i buzi, to nie wiem co ci zrobię.
Uśmiechnęła się i coś tam wypowiedziała.
- Lubię cię - powiedziałem i znów zobaczyłem jej rozradowanie, a było to na pożegnanie, gdyż Luz skierowała się w prawo a ja poszedłem prosto za tym moim kotem.
Ale kot, objawił się w chwilę póżniej z innej strony. On szedł stamtąd skąd my wracaliśmy, a być może podczas całej naszej rozmowy był niedaleko, wylegując się na rozgrzanej słońcem trawie.
|
Po części Krowę rozumiem. Też tak kiedyś miałam.
Byłam hodowcą przez duże H, miałam wysokiej klasy zwierzęta. Dysponowałam najlepszym materiałem hodowlanym, troskliwie odchowywałam szczenięta. Miały być szczęśliwe i dawać szczęście ludziom. Z czasem zrozumiałam, że mało który człowiek zasługuje na to, by mieć ode mnie psie dziecko.
Analogicznie z ludzkimi szczeniętami. Rodzą się u ludzi ,którzy nie dbają o nie, ktorzy nie mogą zapewnić im odpowiednich warunków. Trafiają do podłego świata, w ktorym dorosle lwy patrza obojętnie jak zabijane są ich lwiątka.
Nie cieszy mnie więc widok brzemiennych kobiet. Po cóż sprowadzać ludzi, ktorzy mają niewielką szansę na szczęście? Przetrwanie gatunku, to dla mnie żaden argument do rozmnażania.
No i Krowo Kochana, zastanów się, czy chcesz kobitkę wyciąć, czy wychować? Podejrzewam, że jedno i drugie.
Może będąc mężczyzną, tez poszukiwałabym kwiaciarki Elizki, by się poczuć bardziej samczo.
Kobietą jednak jestem i pryszczate, niezaradne i niedouczone małolaty płci męskiej nijak nie są w stanie mnie wzruszyć. Doskonały, dojrzały, mądry osobnik płci męskiej, owszem.
P.S.
Dałam Improwizację w całości, bo ciekawa, a Crofka czasamiu kasuje.
Ostatnio zmieniony przez luzik dnia Sob 18:33, 19 Maj 2012, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Adam Barycki
Gość
|
Wysłany: Sob 16:34, 19 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Takiego jak ja, Panie Krowo, Pani Luzik ma na myśli, a nie takiego jak Pan, obleśnego zdziecinniałego starucha.
Adam Barycki
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
żmijka
Dołączył: 12 Kwi 2010
Posty: 455
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:08, 19 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Pieprzona myszka mi szwankuję, tez będę miała problemy z gadaniem. Zniszczyła mi opuszki palców cholerna chińska tandeta .
Kolejny dzień na nią psioczę i kolejny zapominam kupić nową
Ostatnio zmieniony przez luzik dnia Sob 18:10, 19 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Hello
Dołączył: 07 Sie 2010
Posty: 1988
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 18:30, 19 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
luzik napisał: | Doskonały, dojrzały, mądry osobnik płci męskiej, owszem. | Zgadza się … z wyjątkiem dojrzałości.
W zamian mogę zaproponować: BMI=22.9
http://www.youtube.com/watch?v=ohOtDA3dTAA
__________________________
„Element wybrany losowo z grupy o 99-procentowej wiarygodności, będzie należał do pozostałego 1 procenta.”
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:38, 19 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Adam Barycki napisał: | Takiego jak ja, Panie Krowo, Pani Luzik ma na myśli, a nie takiego jak Pan, obleśnego zdziecinniałego starucha.
Adam Barycki |
Oj panie Barycki, Pan jestes zazdrosny o mnie
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|