Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Spowiedź i sens w kontekście zbawienia
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 18:20, 27 Sie 2024    Temat postu: Spowiedź i sens w kontekście zbawienia

Od pewnego czasu zastanawia mnie sens spowiadania się. Uważam, że spowiedź, może być czymś istotnym na naszej drodze przemiany, bo dobrze przygotowana spowiedź to także rachunek sumienia. Nie ma sensu iść do spowiedzi, jeśli wcześniej nie zastanowiłem się, co jest w moim postępowaniu nie tak. Spowiedź w konfesjonale to już staniecie w prawdzie wobec drugiego człowieka i Boga.

Ale czy tego wszystkiego nie można realizować bez spowiedzi? Co w spowiedzi jest tym kluczowym elementem?
Chyba to, że w spowiedzi następuje rozgrzeszenie. Kapłan mówi chyba "w imieniu Boga i Kościoła odpuszczam ci grzechy". Czyli bez spowiedzi te grzechy nie mogą zostać odpuszczone? Bóg przebacza tylko w spowiedzi?

Kościół o spowiedzi naucza tak:

Cytat:
SAKRAMENT POKUTY I POJEDNANIA

1422 "Ci zaś, którzy przystępują do sakramentu pokuty, otrzymują od miłosierdzia Bożego przebaczenie zniewagi wyrządzonej Bogu i równocześnie dostępują pojednania z Kościołem, któremu, grzesząc, zadali ranę, a który przyczynia się do ich nawrócenia miłością, przykładem i modlitwą" 2 .

I. Jak jest nazywany ten sakrament?

1423 Nazywa się go sakramentem nawrócenia, ponieważ urzeczywistnia w sposób sakramentalny wezwanie Jezusa do nawrócenia 3 , drogę powrotu do Ojca 4 , od którego człowiek oddalił się przez grzech.
Nazywa się go sakramentem pokuty, ponieważ ukazuje osobistą i eklezjalną drogę nawrócenia, skruchy i zadośćuczynienia ze strony grzesznego chrześcijanina.

1424 Nazywa się go sakramentem spowiedzi, ponieważ oskarżenie - spowiedź z grzechów przed kapłanem jest istotnym elementem tego sakramentu. Sakrament ten jest również "wyznaniem", uznaniem i uwielbieniem świętości Boga oraz Jego miłosierdzia wobec grzesznego człowieka.
Nazywa się go sakramentem przebaczenia, ponieważ przez sakramentalne rozgrzeszenie wypowiedziane słowami kapłana Bóg udziela penitentowi "przebaczenia i pokoju" 5 .
Nazywa się go sakramentem pojednania, ponieważ udziela grzesznikowi miłości Boga przynoszącej pojednanie: "Pojednajcie się z Bogiem" (2 Kor 5, 20). Ten, kto żyje miłosierną miłością Boga, jest gotowy odpowiedzieć na wezwanie Pana: "Najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim" (Mt 5, 24).

Sakrament pokuty i pojednania

1440 Grzech jest przede wszystkim obrazą Boga, zerwaniem jedności z Nim. Narusza on równocześnie komunię z Kościołem. Dlatego też nawrócenie przynosi przebaczenie ze strony Boga, a także pojednanie z Kościołem, co wyraża i urzeczywistnia w sposób liturgiczny sakrament pokuty i pojednania 27 .

Tylko Bóg przebacza grzech

1441 Tylko Bóg przebacza grzechy 28 . Ponieważ Jezus jest Synem Bożym, mówi o sobie: "Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów" (Mk 2, 10), i wykonuje tę Boską władzę: "Odpuszczone są twoje grzechy" (Mk 2, 5; Łk 7, 48). Ponadto, na mocy swego Boskiego autorytetu, Jezus daje tę władzę ludziom 29 , by ją wykonywali w Jego imieniu.

1442 Chrystus chciał, by cały Jego Kościół w modlitwie, życiu i działaniu był znakiem i narzędziem przebaczenia i pojednania, które On nabył dla nas za cenę swojej Krwi. Wykonywanie władzy odpuszczania grzechów powierzył jednak Chrystus władzy apostolskiej, której została zlecona "posługa jednania" (2 Kor 5,18). Apostoł jest posłany "w imię Chrystusa", przez niego "sam Bóg" wzywa i prosi: "Pojednajcie się z Bogiem!" (2 Kor 5, 20).

Pojednanie z Kościołem

1443 W czasie swojego życia publicznego Jezus nie tylko przebaczał grzechy, lecz także ukazał skutek tego przebaczenia: włączał ponownie grzeszników, którym odpuścił grzechy, do wspólnoty Ludu Bożego, od której oddalili się przez grzech, a nawet zostali z niej wykluczeni. Wyraźnym tego znakiem jest fakt, że Jezus zaprasza do swego stołu grzeszników, a nawet sam zasiada przy ich stole. Ten gest w zdumiewający sposób wyraża przebaczenie Boże 30 , a równocześnie powrót na łono Ludu Bożego 31 .

1444 Udzielając Apostołom swojej mocy przebaczania grzechów, Pan daje im również władzę jednania grzeszników z Kościołem. Ten eklezjalny wymiar ich zadania został wyrażony szczególnie w uroczystych słowach Chrystusa skierowanych do Szymona Piotra: "Tobie dam klucze Królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie" (Mt 16, 19). "Dar związywania i rozwiązywania dany Piotrowi udzielony został także Kolegium Apostołów pozostającemu w łączności z Głową swoją" (Mt 18,18; 28,16-20) 32 .

1445 Słowa związać i rozwiązać oznaczają, że ten, kto zostanie wyłączony z waszej komunii, zostanie także wyłączony z komunii z Bogiem; a ten, kto na nowo zostanie przyjęty do waszej komunii, zostanie również przyjęty przez Boga do komunii z Nim. Pojednanie z Kościołem łączy się nierozerwalnie z pojednaniem z Bogiem.

Sakrament przebaczenia

1446 Chrystus ustanowił sakrament pokuty dla wszystkich grzeszników w Kościele, a przede wszystkim dla tych, którzy po chrzcie popełnili grzech ciężki i w ten sposób utracili łaskę chrztu oraz zadali ranę komunii kościelnej. Sakrament pokuty daje im nową możliwość nawrócenia się i odzyskania łaski usprawiedliwienia. Ojcowie Kościoła przedstawiają ten sakrament jako "drugą deskę (ratunku) po rozbiciu, jakim jest utrata łaski" 33 .

1447 W ciągu wieków w sposób zasadniczy zmieniła się konkretna forma, w jakiej Kościół wykonywał tę władzę otrzymaną od swego Pana. W pierwszych wiekach pojednanie chrześcijan, którzy popełnili po chrzcie szczególnie ciężkie grzechy (na przykład bałwochwalstwo, zabójstwo czy cudzołóstwo), było związane z bardzo surową dyscypliną, wymagającą od penitentów odbycia publicznej pokuty za grzechy, często trwającej przez długie lata, zanim otrzymali dar pojednania. Do tego "stanu pokutników" (który obejmował jedynie popełniających pewne ciężkie grzechy) można było zostać dopuszczonym bardzo rzadko, a w niektórych regionach tylko raz w życiu. W VII wieku, pod wpływem tradycji monastycznej Wschodu, misjonarze irlandzcy przynieśli do Europy kontynentalnej "prywatną" praktykę pokuty, która nie wymagała publicznego ani długotrwałego pełnienia dzieł pokutnych przed uzyskaniem pojednania z Kościołem. Od tego czasu sakrament urzeczywistnia się w sposób bardziej dyskretny między penitentem a kapłanem. Nowa praktyka przewidywała możliwość powtarzania sakramentu pokuty i otwierała w ten sposób drogę do regularnego przystępowania do tego sakramentu. Umożliwiała - w tej samej celebracji sakramentalnej otrzymanie przebaczenia grzechów ciężkich i powszednich. Jest to zasadnicza forma pokuty, którą Kościół praktykuje do dzisiaj.

1448 Mimo zmian, którym w ciągu wieków ulegały układ i celebracja tego sakramentu, można dostrzec tę samą podstawową strukturę. Obejmuje ona dwa istotne elementy: z jednej strony akty człowieka, który nawraca się pod działaniem Ducha Świętego, a mianowicie żal, wyznanie grzechów i zadośćuczynienie, a z drugiej strony działanie Boże za pośrednictwem Kościoła. Kościół, który przez biskupa i jego prezbiterów udziela w imię Jezusa Chrystusa przebaczenia grzechów i ustala sposób zadośćuczynienia, modli się także za grzesznika i pokutuje razem z nim. W ten sposób grzesznik jest uzdrowiony i ponownie przyjęty do komunii kościelnej.

1449 Formuła rozgrzeszenia używana w Kościele łacińskim wyraża istotne elementy tego sakramentu: Ojciec miłosierdzia jest źródłem wszelkiego przebaczenia. Dokonuje On pojednania grzeszników przez Paschę swojego Syna i dar Ducha Świętego, za pośrednictwem modlitwy i posługi Kościoła:

Bóg, Ojciec miłosierdzia, który pojednał świat ze sobą przez śmierć i zmartwychwstanie swojego Syna i zesłał Ducha Świętego na odpuszczenie grzechów, niech ci udzieli przebaczenia i pokoju przez posługę Kościoła. I ja odpuszczam tobie grzechy w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego

Wyznanie grzechów

1455 Wyznanie grzechów (spowiedź), nawet tylko z ludzkiego punktu widzenia, wyzwala nas i ułatwia nasze pojednanie z innymi. Przez spowiedź człowiek patrzy w prawdzie na popełnione grzechy, bierze za nie odpowiedzialność, a przez to na nowo otwiera się na Boga i na komunię Kościoła, by umożliwić nową przyszłość.

1456 Wyznanie grzechów wobec kapłana stanowi istotną część sakramentu pokuty: "Na spowiedzi penitenci powinni wyznać wszystkie grzechy śmiertelne, których są świadomi po dokładnym zbadaniu siebie, chociaż byłyby najbardziej skryte i popełnione tylko przeciw dwu ostatnim przykazaniom Dekalogu 39 , ponieważ niekiedy ciężej ranią one duszę i są bardziej niebezpieczne niż popełnione jawnie" 40 :

Gdy wierni Chrystusa starają się wyznać wszystkie grzechy, które sobie przypominają, niewątpliwie przedstawiają je wszystkie Bożemu miłosierdziu. Ci, którzy postępują inaczej i świadomie ukrywają niektóre grzechy, nie przedkładają dobroci Bożej tego, co mogłaby ona odpuścić za pośrednictwem kapłana. "Jeśli bowiem chory wstydzi się odkryć ranę lekarzowi, sztuka lekarska tego nie uleczy, czego nie rozpozna" 41 .

1457 Zgodnie z przykazaniem kościelnym: "Każdy wierny, po osiągnięciu wieku rozeznania, obowiązany jest przynajmniej raz w roku wyznać wiernie wszystkie swoje grzechy ciężkie" 42 . Ten, kto ma świadomość popełnienia grzechu śmiertelnego, nie powinien przyjmować Komunii świętej, nawet jeśli przeżywa wielką skruchę, bez uzyskania wcześniej rozgrzeszenia sakramentalnego 43 , chyba że ma ważny motyw przyjęcia Komunii, a nie ma możliwości przystąpienia do spowiedzi 44 . Dzieci powinny przystąpić do sakramentu pokuty przed przyjęciem po raz pierwszy Komunii świętej 45 .

1458 Wyznawanie codziennych win (grzechów powszednich) nie jest ściśle konieczne, niemniej jest przez Kościół gorąco zalecane 46 . Istotnie, regularne spowiadanie się z grzechów powszednich pomaga nam kształtować sumienie, walczyć ze złymi skłonnościami, poddawać się leczącej mocy Chrystusa i postępować w życiu Ducha. Częściej otrzymując przez sakrament pokuty dar miłosierdzia Ojca, jesteśmy przynaglani, by być - jak On - miłosierni 47 :

Ten, kto wyznaje swoje grzechy, już działa razem z Bogiem. Bóg osądza twoje grzechy; jeśli ty także je osądzasz, jednoczysz się z Bogiem. Człowiek i grzesznik to w pewnym sensie dwie rzeczywistości; gdy jest mowa o człowieku, uczynił go Bóg; gdy mowa jest o grzeszniku, uczynił go człowiek. Zniszcz to, co ty uczyniłeś, aby Bóg zbawił to, co On uczynił... Gdy zaczynasz brzydzić się tym, co uczyniłeś, wówczas zaczynają się twoje dobre czyny, ponieważ osądzasz swoje złe czyny. Początkiem dobrych czynów jest wyznanie czynów złych. Czynisz prawdę i przychodzisz do Światła 48 .

Szafarz sakramentu pokuty

1461 Skoro Chrystus powierzył swoim Apostołom posługę jednania 53 , to biskupi, jako ich następcy, oraz prezbiterzy, współpracownicy biskupów, nadal spełniają tę posługę. Bowiem na mocy sakramentu święceń biskupi i prezbiterzy mają władzę odpuszczania wszystkich grzechów "w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego".

1462 Przebaczenie grzechów jedna z Bogiem, ale także z Kościołem. Biskup, widzialna głowa Kościoła partykularnego, już od czasów starożytnych jest uważany słusznie za tego, który przede wszystkim ma władzę i posługę pojednania; kieruje on "karnością pokutną" 54 . Prezbiterzy, jego współpracownicy, pełnią tę posługę, o ile otrzymali misję albo od swojego biskupa (czy przełożonego zakonnego), albo od papieża, zgodnie z prawem Kościoła 55 .

1463 Niektóre grzechy, szczególnie ciężkie, objęte są ekskomuniką, najsurowszą karą kościelną, która nie pozwala na przyjmowanie sakramentów i wykonywanie pewnych aktów kościelnych. Według prawa kanonicznego rozgrzeszenia z tych grzechów może udzielić tylko papież, miejscowy biskup lub upoważnieni przez nich prezbiterzy 56 . W przypadku niebezpieczeństwa śmierci każdy kapłan, nawet pozbawiony prawa spowiadania, może rozgrzeszyć z każdego grzechu 57 i z każdej ekskomuniki.

1464 Kapłani powinni zachęcać wiernych do przystępowania do sakramentu pokuty i zawsze być gotowi do jego udzielania, gdy chrześcijanie w sposób uzasadniony o to proszą 58 .

1465 Udzielając sakramentu pokuty, kapłan wypełnia posługę Dobrego Pasterza, który szuka zagubionej owcy; posługę dobrego Samarytanina, który opatruje rany; Ojca, który czeka na syna marnotrawnego i przyjmuje go, gdy powraca; sprawiedliwego Sędziego, który nie ma względu na osobę i którego sąd jest sprawiedliwy, a równocześnie miłosierny. Krótko mówiąc, kapłan jest znakiem i narzędziem miłosiernej miłości Boga względem grzesznika.

1466 Spowiednik nie jest panem, lecz sługą Bożego przebaczenia. Szafarz tego sakramentu powinien łączyć się z intencją i miłością Chrystusa 59 . Powinien mieć głęboką znajomość chrześcijańskiego postępowania, doświadczenie w sprawach ludzkich, szacunek i delikatność wobec tego, który upadł; powinien kochać prawdę, być wierny Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła i cierpliwie prowadzić penitenta do uzdrowienia i pełnej dojrzałości. Powinien modlić się za niego i pokutować, powierzając go miłosierdziu Pana.

1467 Biorąc pod uwagę delikatny charakter i wielkość tej posługi oraz szacunek należny osobom, Kościół oświadcza, że każdy kapłan, który spowiada, zobowiązany jest pod bardzo surowymi karami do zachowania absolutnej tajemnicy odnośnie do grzechów wyznanych przez penitentów 60 . Nie może on również wykorzystywać wiadomości o życiu penitentów, jakie uzyskał w czasie spowiedzi. Tajemnica ta, która nie dopuszcza żadnych wyjątków, nazywa się "pieczęcią sakramentalną", ponieważ to, co penitent wyznał kapłanowi, zostaje "zapieczętowane" przez sakrament.

IX. Skutki sakramentu pokuty

1468 "Cała skuteczność pokuty polega na przywróceniu nam łaski Bożej i zjednoczeniu nas w przyjaźni z Bogiem" 61 . Celem i skutkiem tego sakramentu jest więc pojednanie z Bogiem. U tych, którzy przyjmują sakrament pokuty z sercem skruszonym i z religijnym nastawieniem, "zwykle nastają po nim pokój i pogoda sumienia wraz z wielką pociechą duchową" 62 . Istotnie, sakrament pojednania z Bogiem daje prawdziwe "zmartwychwstanie duchowe", przywrócenie godności i dóbr życia dzieci Bożych. Najcenniejszym z tych dóbr jest przyjaźń z Bogiem 63 .

1469 Sakrament pokuty jedna nas z Kościołem. Grzech narusza lub zrywa wspólnotę braterską. Sakrament pokuty naprawia ją lub przywraca. W tym sensie nie tylko leczy on powracającego do komunii kościelnej, lecz także ożywia życie Kościoła, który cierpiał z powodu grzechów jednego ze swych członków 64 . Grzesznik przywrócony do komunii świętych lub utwierdzony w niej, zostaje umocniony przez wymianę dóbr duchowych między wszystkimi pielgrzymującymi jeszcze żywymi członkami Ciała Chrystusa, a także tymi, którzy już doszli do ojczyzny niebieskiej 65 .

Należy też dodać, że owo pojednanie z Bogiem rodzi - można powiedzieć - dalsze pojednania, które naprawiają inne rozdarcia spowodowane przez grzech: penitent, który uzyskał przebaczenie, jedna się z samym sobą w głębi własnego ja, odzyskując wewnętrzną prawdę; jedna się z braćmi, w jakiś sposób przezeń skrzywdzonymi i znieważonymi; jedna się z Kościołem, jedna się z całym stworzeniem 66 .

1470 W sakramencie pokuty grzesznik, poddając się miłosiernemu sądowi Boga, uprzedza w pewien sposób sąd, któremu zostanie poddany na końcu życia ziemskiego. Już teraz bowiem, w tym życiu, jest nam dana możliwość wyboru między życiem a śmiercią, i tylko idąc drogą nawrócenia, możemy wejść do Królestwa, z którego wyklucza grzech ciężki 67 . Nawracając się do Chrystusa przez pokutę i wiarę, grzesznik przechodzi ze śmierci do życia i "nie idzie na sąd" (J 5, 24).


Gdyby komuś było mało:
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33357
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 18:59, 27 Sie 2024    Temat postu: Re: Spowiedź i sens w kontekście zbawienia

Katolikus napisał:
Od pewnego czasu zastanawia mnie sens spowiadania się. Uważam, że spowiedź, może być czymś istotnym na naszej drodze przemiany, bo dobrze przygotowana spowiedź to także rachunek sumienia. Nie ma sensu iść do spowiedzi, jeśli wcześniej nie zastanowiłem się, co jest w moim postępowaniu nie tak. Spowiedź w konfesjonale to już staniecie w prawdzie wobec drugiego człowieka i Boga.

Ale czy tego wszystkiego nie można realizować bez spowiedzi?

Ja nie ukrywam, że mam z tym sakramentem dość "na bakier". Właściwie to nie tyle z samym spowiadaniem, się co z OBLIGATORYJNOŚCIĄ (obowiązkiem) spowiedzi. Osobiście uważam ideę spowiedzi za dobry pomysł, ale jedynie w sytuacji, gdy wynika ona ze szczerej potrzeby osoby, która czuje, że ma problemy ze swoim sumieniem, z oceną swoich czynów, czy intencji, więc poszukuje uporządkowania swoich myśli w kwestii odpowiedzialności za czyny. Wtedy też przydałoby się wsparcie kogoś, kto ma w tym doświadczenie, jest związany tajemnicą względem tego, co mu zostanie ujawnione i może po prostu pomóc rozliczyć się z tym, co nas plami mentalnie.
Natomiast nie ukrywam, że gdy spowiedź jest na mnie wymuszana z tytułu konieczności wypełnienia przykazania kościelnego, to czuję się, jakby ktoś, kto tym zarządza, lekceważył szczerość i ogólnie władzę mojego sumienia, jakby mi mówił: twoje sumienie to jedno, ale tak naprawdę to nie tyle jest ważne, co tam sobie czujesz, lecz to, że mamy tu dla Ciebie rygor, który ma cię związać z kościołem. Za chwilę jednak - już przy odbywaniu spowiedzi - do tego sumienia przecież ten rygor zaapeluje, bo spowiadać się trzeba, robiąc szczery rachunek owego sumienia.
Ja się z owym sakramentem właściwie chyba nigdy w szczerości nie pogodziłem. Ale znam osoby, które bardzo sobie cenią spowiedź, więc może to jest kwestia nie tyle ogólna, co typu osobowości.

Tu jest osobne pytanie: czym jest sumienie?...
Czy sumieniu coś można NAKAZAĆ?...
Czy jednak sumienie jest tym czymś, co jako nadrzędne ma to, co SPONTANICZNIE CZUJEMY, że zrobiliśmy dobrze, albo źle?...
Jeśli po prostu CZUJĘ, że coś zrobiłem dobrze, ale są jakieś przesłanki formalne, że to było złe, to co ma wygrać?... Ale przecież znowu - ocena, czy w ogóle przesłanki formalne dotyczą mojego przypadku, też dokona się poprzez jakieś ODCZUWANIE SENSOWNOŚCI TAKIEGO ROZUMIENIA SPRAW, czyli znowu będzie to odwołanie się do sumienia - takie jakie jest - ODCZUWANE (bo według w mnie sumieniu właśnie kluczowe jest ODCZUCIE, WEWNĘTRZNA OSOBISTA UCZCIWOŚĆ, choć też w znacznym stopniu i aspekt intelektualny też tu się zawiera).
Jeśli sumieniu z zasady zasadne jest cokolwiek nakazywać, czyli żądać uznania czegoś, pomimo tego, że sumienie CZUJE INACZEJ, to sumienie wtedy byłoby łamane, czyli negowane. "Sumienie na rozkaz" wg mnie nie jest sumieniem, tylko posłuszeństwem czemuś zewnętrznemu.
Zdaje sobie sprawę, że integrystycznie nastawieni wyznawcy widzą sprawę inaczej - oni na szczycie hierarchii uznań stawiają posłuszeństwo. Dla nich sumienie "owszem jest, i działa", ale ma być posłuszne. Ja zaś odczytuję Z DEFINICJI - ZNACZENIE sumienia tak, że jeśli miałoby się ono ugiąć przed posłuszeństwem, to znaczy, że po prostu jako sumienie nie działa. To nie róbmy wtedy sobie wody z mózgu z udawaniem, że to sumienie w ogóle jest. Wtedy od razu należałoby powiedzieć, że najważniejsze jest posłuszeństwo i na tym koniec.
Tak więc według mnie posłuszeństwo i sumienie razem się "gryzą", czyli mamy albo - albo. Albo kierujemy się posłuszeństwem, albo głosem sumienia. Pogodzić się to czasem daje, gdy akurat przypadkowo sumienie jest zgodne z tym, co ktoś nakazuje. Ale to jest przypadek, który nie musi się zdarzyć. Już jeden dowolny konflikt pomiędzy sumieniem a posłuszeństwem stawia całą sprawę w poważnym kryzysie i pytaniu: to czemu dajemy priorytet?


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 19:04, 27 Sie 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 1:59, 01 Wrz 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Osobiście uważam ideę spowiedzi za dobry pomysł, ale jedynie w sytuacji, gdy wynika ona ze szczerej potrzeby osoby, która czuje, że ma problemy ze swoim sumieniem, z oceną swoich czynów, czy intencji, więc poszukuje uporządkowania swoich myśli w kwestii odpowiedzialności za czyny. Wtedy też przydałoby się wsparcie kogoś, kto ma w tym doświadczenie, jest związany tajemnicą względem tego, co mu zostanie ujawnione i może po prostu pomóc rozliczyć się z tym, co nas plami mentalnie.


A to nie lepiej iść do psychologa, psychoterapeuty? W konfesjonale często można trafić na jakichś młodych osiłków albo starego księdza, który strzela wyuczonymi formułkami. Oczywiście porządni księża duchowo rozwinięci też są, ale..
Chyba lepiej i tak do psychologa?
Ktoś może powiedzieć, psycholog nie jest od spraw wiary. Ok, ale do uporządkowania sobie spraw wiary nie trzeba spowiedzi. To można przedyskutować z księdzem w prywatnej rozmowie.
Więc po co jest spowiedź?
W katolicyzmie wierzy się, że Jezus dał swoim uczniom nieprawdopodobne wręcz kompetencje. Odpuszczanie grzechów.

Jezus pozwolił swoim uczniom odpuszczać wszystkie grzechy, katechizm mówi wyraźnie: "Nie ma takiej winy, nawet najcięższej, której nie mógłby odpuścić Kościół święty". Jedynym warunkiem jest żal za to, co się zrobiło.

"Bóg przebacza wszystko, bo nigdy nie męczy się przebaczaniem." - mówi papież Franciszek.
[link widoczny dla zalogowanych]

Ale dlaczego w konfesjonale? Czy nie sensowniej byłoby gdyby Kościół nauczał ludzi jak samodzielnie nauczyć zauważać w swoim życiu grzechy, słabości, a potem ze szczerym żalem w modlitwie przeprosić Boga? Po co pośrednik, który udziela (lub nie udziela) rozgrzeszenia?
Możemy sytuację wyobrazić sobie na dwa sposoby.

1) człowiek rozważa swoje życie, dokonuje rachunku sumienia, uświadamia sobie popełnione zło. Dalej następuje żal z powodu swoich czynów, wstydzi się tego, rozumie, że to jest niewłaściwe. Nie chce tak więcej postępować, żyć. Idzie do Kościoła powierza to wszystko Bogu i prosi o wybaczenie i siłę do walki z osobistymi grzechami. Jeśli szczerze żałuje to może być pewny, że jego "osobista spowiedź była ważna". Przed taką spowiedzią mogłaby nawet być osobista konsultacja z księdzem, który pomógłby rozeznać, co jest grzechem, a co nie.

2) człowiek rozważa swoje życie, dokonuje rachunku sumienia, uświadamia sobie popełnione zło. Dalej następuje żal z powodu swoich czynów, wstydzi się tego, rozumie, że to jest niewłaściwe. Nie chce tak więcej postępować, żyć. Idzie do Kościoła do spowiedzi i dopiero, gdy ksiądz uzna to penitentowi zostaje udzielone rozgrzeszenie.

Dlaczego tak ważna jest rola pośrednika? A jeśli ktoś szczerze żałuje, ale odrzuca koncepcję spowiedzi przed księdzem i nie idzie do niej, nie usłyszy "odpuszczam ci grzechy", to co z takim człowiekiem, który odrzuca sakrament, ale szczerze żałuje i stara się zmienić?
Ciekawa sprawa.

Cytat:
Właściwie to nie tyle z samym spowiadaniem, się co z OBLIGATORYJNOŚCIĄ (obowiązkiem) spowiedzi. (...) Natomiast nie ukrywam, że gdy spowiedź jest na mnie wymuszana z tytułu konieczności wypełnienia przykazania kościelnego, to czuję się, jakby ktoś, kto tym zarządza, lekceważył szczerość i ogólnie władzę mojego sumienia, jakby mi mówił: twoje sumienie to jedno, ale tak naprawdę to nie tyle jest ważne, co tam sobie czujesz, lecz to, że mamy tu dla Ciebie rygor, który ma cię związać z kościołem. Za chwilę jednak - już przy odbywaniu spowiedzi - do tego sumienia przecież ten rygor zaapeluje, bo spowiadać się trzeba, robiąc szczery rachunek owego sumienia.


Kościół naucza, że przynajmniej RAZ W ROKU wierzący ma obowiązek spowiedzi, czy to jest naprawdę jakiś "rygor"? Według wielu księży to śmieszne jest to, że Kościół naucza, że "raz w roku" należy przystąpić do sakramentu pojednania.
Jest to dość dziwne, bo jeśli spowiedź to jest to miejsce, gdzie Bóg przebacza nam grzechy, a dodatkowo spowiedź ma być umocnieniem w naszym duchowym życiu, to w zasadzie spowiedź jest kwestią pewnej duchowej higieny. Jak się nie będziemy myć to po kilku dniach ludzie będą się od nas odsuwać. I podobnie jest w wymiarze duchowym. Jeśli spowiedź jest tak ważna dla zbawienia to czymś nierozsądnym byłoby ją zignorować.

Tu warto też odnotować, że grzechy dzielimy na grzechy powszednie (lekkie) i ciężkie. Te "lekkie" są odpuszczane na każdej mszy, a także grzechy powszednie gładzi np. jałmużna dana potrzebującemu, pogodzenie się z kimś, z kim było się pokłóconym, skierowany w stronę Boga akt szczerej miłości itd.
Łączność z Bogiem i Kościołem zrywają wyłącznie grzechy śmiertelne, które - nieodpuszczone - mogą skończyć się piekłem. Kodeks prawa kanonicznego i katechizm jednak precyzują: raz w roku jesteśmy zobowiązani wyznać swoje grzechy ciężkie.

Czytałem, że przyjmuje się (choć nie ma na to przepisów), że sensowną miarą dla dojrzałego chrześcijanina jest spowiedź mniej więcej raz w miesiącu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 2:43, 01 Wrz 2024    Temat postu:

Cytat:
KKK 1441 napisał:
Tylko Bóg przebacza grzechy (Por. Mk 2, 7). Ponieważ Jezus jest Synem Bożym, mówi o sobie: „Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów” (Mk 2, 10), i wykonuje tę Boską władzę: „Odpuszczone są twoje grzechy” (Mk 2, 5; Łk 7, 48). Ponadto, na mocy swego Boskiego autorytetu, Jezus daje tę władzę ludziom (Por. J 20, 21-23). by ją wykonywali w Jego imieniu.


KKK 1442 napisał:
Chrystus chciał, by cały Jego Kościół w modlitwie, życiu i działaniu był znakiem i narzędziem przebaczenia i pojednania, które On nabył dla nas za cenę swojej Krwi. Wykonywanie władzy odpuszczania grzechów powierzył jednak Chrystus władzy apostolskiej, której została zlecona „posługa jednania” (2 Kor 5,18). Apostoł jest posłany „w imię Chrystusa”, przez niego „sam Bóg” wzywa i prosi: „Pojednajcie się z Bogiem!” (2 Kor 5, 20).


Kapłan w sakramencie pokuty i pojednania, na mocy boskiego posłannictwa, występuje „in persona Christi” i ma możliwość odpuszczania grzechów. Tak, Bóg odpuszcza grzechy, lecz poprzez księdza. Sakramenty oraz kapłani są narzędziami, którymi posługuje się Bóg i jedno z drugim nie stanowi sprzeczności.

KKK 987 napisał:
„W odpuszczaniu grzechów kapłani i sakramenty są tylko narzędziami, którymi chce posługiwać się nasz Pan, Jezus Chrystus, jedyny sprawca i dawca naszego zbawienia, by zgładzić nasze nieprawości i udzielić nam laski usprawiedliwienia” (Katechizm Rzymski, I, 11, 6).

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33357
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:14, 01 Wrz 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Dlaczego tak ważna jest rola pośrednika? A jeśli ktoś szczerze żałuje, ale odrzuca koncepcję spowiedzi przed księdzem i nie idzie do niej, nie usłyszy "odpuszczam ci grzechy", to co z takim człowiekiem, który odrzuca sakrament, ale szczerze żałuje i stara się zmienić?
Ciekawa sprawa.

Ta rola pośrednika stała się obligatoryjna raz w roku w katolicyzmie dopiero po soborze laterańskim 4 (rok 1215). W Biblii (także w dziejach apostolskich) nie ma nigdzie wzmianki o spowiadaniu się kogokolwiek przed kimkolwiek.
Ciekawa była sytuacja z tym sakramentem w Kościele w czasie epidemii covidowej - wtedy kościół zalecał, jako ekwiwalent spowiedzi ŻAL DOSKONAŁY. Czyli generalnie teologia katolicka też jawnie ma sobie ścieżkę postępowania dla wiernych, obywającą się bez owego pośrednika. Ale to są nieco poboczne kwestie.

Ważniejsze w tym kontekście dla mnie jest określenie CO WŁAŚCIWIE POŚREDNIK MA DO ROBOTY w tym układzie?...
Co tak konkretnie ten ksiądz, który zanosi grzechy osoby spowiadającej się do Boga "czyni lepiej", niż gdyby po prostu w szczerości duszy grzesznik sam prosił o wybaczenie?...
Bo ja nie czuję tej roli... :think:
Wręcz mam problem z tym, że każdy pośrednik stanowi rodzaj bariery. Tak jak pośrednik w handlu wprowadza swoje marże, tak i "mentalne marże" wg mnie wprowadza każde (szczególnie to obowiązkowe!) pośrednictwo w zakresie pojednania się z sumieniem, z Bogiem.
Jeśli pośrednik (w czymkolwiek..., tu można rzecz ogólnie postawić nie tylko w kontekście obligatoryjności spowiedzi) jest niezbędny, to niejako ubezwłasnowalnia tych, którzy bez niego sami tego celu nie osiągają. Czy to, aby ludzie sobie myśleli na zasadzie "jeśli bym sam tylko się skupiała na naprawianiu mojego sumienia i relacji z Bogiem, to będzie to niepełne, to jest tu coś źle", to pomoże im to na drodze do zbawienia?...
Czy czasem nie jest tak, że ten dodatkowy wymóg wprowadza osobne bariery do tego aktu pogodzenia się z Bogiem i sumieniem?...
- Są grzechy, o których człowiek ma problem z samym pomyśleniem o nich - tak bardzo ich w sobie nie cierpi, tak bardzo one tego człowieka dołują. Jeśli nawet trudno jest takiemu człowiekowi nawet pomyśleć o tych grzechach (jakie by one nie były, to wcale nie muszą być od razu jakieś zbrodnie, bo odczuwanie grzeszności jest subiektywne), to o ileż trudniej będzie w ogóle temu człowiekowi wziąć ów problem na myślowy warsztat, jeśli nie tylko ma sobie o tym pomyśleć, co jeszcze opowiedzieć obcej osobie!... :shock:
Czy to nie jest czasem tak, że - z powodu bariery wstydu przed drugim człowiekiem - jakaś część ludzi NIGDY NIE ZMIERZY SIĘ Z NAJTRUDNIEJSZYMI PROBLEMAMI SWOJEJ OSOBOWOŚCI?...
- Bo ja widzę takie zagrożenie.
Widzę też inne zagrozenie - nadmiar gadatliwości, tworzenie sobie narracji, aby "dobrze wypaść" przed księdzem w spowiedzi, czyli jest w niejako ZAPROSZENIE DO ZAKŁAMYWANIA. Jeśli człowiek ma mentalnie wybierać pomiędzy wstydem a robieniem dobrego wrażenia poprzez tworzenie narracji przedstawiających niby grzechy, a trochę nie grzechy, może przechwałki (...), to niejeden tej pokusie ulegnie. Czy zabezpieczy go przed tym nakaz kościelny "masz się spowiadać szczerze!"?...
- Nie uważam, że zabezpieczy, bo swoją szczerość poznajemy przez życie. Ja np. się swojej szczerości cały czasu uczę, tropię ją od lat, testuję, wciąż odnajdując w sobie obszary mentalne, w których sam przed sobą nie jestem wystarczająco szczery, czyli coś tam w sobie zakłamuję. I nie bardzo widzę jak ten proces pogonić, przyspieszyć!
Czy jeśli przyjdzie okres wielkanocny, gdy trzeba pójść do spowiedzi, to jakoś (magicznie?...) te wszystkie moje wątpliwości, mataczenia przed własnym sumieniem będę w stanie tym chciejstwem pokonać?...
- Przyznam, że ja tego nie czuję. Wręcz przeciwnie. Czuję, że im bardziej się poganiam do trudnych decyzji, tym bardziej owe decyzje robią się na pokaz, są zredukowane do prostackich form ujmowania sprawy, wręcz mnie samego one nie satysfakcjonują. Nie umiem na rozkaz zamknąć tych moich pytań do mojego sumienia. :cry:
Ale przecież mam obowiązek to zrobić!
Więc co tak naprawdę robię?...
- chyba po prostu UDAJĘ.
Udaję przed sobą, księdzem (Bogiem?...), że coś, czego tak naprawdę w uczciwości w sobie nie rozliczyłem, jednak mam rozliczone, bo "przyszedł termin", w którym mam koniecznie pójść do spowiedzi, więc poszedłem, powiedziałem do kratki konfesjonału to, czy tamto, czyli sprawa jest odfajkowana. A jednak...
... a jednak tam w środku duszy czuję, że NIE UDZIELIŁEM SOBIE SATYSFAKCJONUJĄCEJ ODPOWIEDZI NA DRĘCZĄCE MNIE PYTANIA. Nie rozwiązałem spraw mojego sumienia. Udaję tylko, że to się stało. :(

Dodam jeszcze na koniec, iż ja dzisiaj w ogóle mam poważną (!) wątpliwość, czy do odpuszczania czlowiekowi grzechów przez Boga jest potrzebna JAKAKOLWIEK PROCEDURA. Wręcz istnienie takiej procedury (jakakolwiek by ona nie była) sugeruje mi coś, z czym chyba nie potrafię się pogodzić w kontekście relacji ja - Bóg. Bo jeśli w ogóle jakaś formalna procedura miałaby być tu potrzebna, to automatycznie oznaczałoby, że z powodów, których absolutnie nie potrafię pojąć, Bóg wstrzymywałby swoje miłosierdzie, aż owa procedura się dokona. To mi się zwyczajnie nie składa za ideą miłości Boga. Wlaściwie pierwszy mój spontaniczny odczyt czegoś takiego brzmi: to jest niewyobrażalne.
Dlaczego mam coś ogolnie przeciw procedurom w tym kontekście?...
- Bo proceduralność, formalność postrzegam jako coś niszczącego szczerość, która jest w moim odbiorze bliska uczciwości, niezaklamywaniu. Z kimś, kogo kochasz, rozmawiasz tak OD SERCA. Z tymi najbardziej bliskimi osobami, mówisz to, co czujesz, a jeśli nie czujesz, abyś chciał coś powiedzieć, to nie mówisz! Na tym wg mnie polega szczerość, iż po drodze nie ma przymusu, formalizmów, gróżb, roszczeń. Jest tylko stanięcie w prawdzie, w pełnej wrażliwości na to, czym się stałem, co obiektywnie jest.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 18:26, 01 Wrz 2024, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:28, 01 Wrz 2024    Temat postu:

To może odniosę się do końcówki twojego wpisu, bo jest bardzo ciekawa, a i ja mam podobne intuicje tylko, że jeszcze nie tak dobrze mam to w sobie poukładane.


Michał Dyszyński napisał:
Dodam jeszcze na koniec, iż ja dzisiaj w ogóle mam poważną (!) wątpliwość, czy do odpuszczania czlowiekowi grzechów przez Boga jest potrzebna JAKAKOLWIEK PROCEDURA. Wręcz istnienie takiej procedury (jakakolwiek by ona nie była) sugeruje mi coś, z czym chyba nie potrafię się pogodzić w kontekście relacji ja - Bóg. Bo jeśli w ogóle jakaś formalna procedura miałaby być tu potrzebna, to automatycznie oznaczałoby, że z powodów, których absolutnie nie potrafię pojąć, Bóg wstrzymywałby swoje miłosierdzie, aż owa procedura się dokona. To mi się zwyczajnie nie składa za ideą miłości Boga. Wlaściwie pierwszy mój spontaniczny odczyt czegoś takiego brzmi: to jest niewyobrażalne.
Dlaczego mam coś ogolnie przeciw procedurom w tym kontekście?...
- Bo proceduralność, formalność postrzegam jako coś niszczącego szczerość, która jest w moim odbiorze bliska uczciwości, niezaklamywaniu. Z kimś, kogo kochasz, rozmawiasz tak OD SERCA. Z tymi najbardziej bliskimi osobami, mówisz to, co czujesz, a jeśli nie czujesz, abyś chciał coś powiedzieć, to nie mówisz! Na tym wg mnie polega szczerość, iż po drodze nie ma przymusu, formalizmów, gróżb, roszczeń. Jest tylko stanięcie w prawdzie, w pełnej wrażliwości na to, czym się stałem, co obiektywnie jest.


Może zacznę od tego, że wczoraj sobie uświadomiłem dość ciekawą sprawę. Czytam twoje refleksje fioloziczne i teologiczne od lat i chyba nigdy (albo ja coś przeoczyłem, bo też jest taka możliwość) nie widziałem żebyś w rozważaniach o zbawieniu akcentował to, że człowiek, żeby został zbawiony to musi uzyskać przebaczenie Boga/odpuszczenie grzechów ze strony Boga.
Zawsze dużo piszesz, że ważna jest wewnętrzna przemiana osoby, że istotna jest wiara w imię Jezusa. Raz gdzieś nawet czytałem, że pisałeś, że żeby osiągnąć zbawienie to wystarczy szczerze tego zapragnąć. Niejednokrotnie też podkreślasz, że ważny jest rozwój duchowy, oparcie swojej mentalnej struktury na takich wartościach jak przebaczenie, miłość, prawda.
Ale nic nie przypominam sobie, abyś napisał coś w stylu "żeby zostać zbawionym człowiek potrzebuje, by Bóg mu przebaczył/odpuścił winy".
No chyba nie pisałeś. :think:

A wydaje mi się, że duży nacisk na to przebaczenie kładzie się w religii chrześcijańskiej.
Dziś na mszy sobie to uświadomiłem, że pojawiają się takie sformułowania jak np. "Panie zmiłuj się nad nami" albo "Niech się zmiłuje nad nami Bóg wszechmogący i odpuściwszy nam grzechy doprowadzi nas do życia wiecznego".
O akcie pokutnym na mszy fajnie rozpisano to tu:
[link widoczny dla zalogowanych]

Tak więc chyba dużo akcentuje się (czy to we mszy, czy w konkretnych litaniach) takiego chyba błagania o przebaczenie grzechów i prośbę o miłosierdzie Boże.

Wydaje mi się, że sakramenty takie jak chrzest i spowiedź to one w istocie są właśnie po to, aby człowiek mógł uzyskać przebaczenie Boga, czyli odpuszczenie wszelkich grzechów, win.
Bóg tak bardzo kocha człowieka, że dał mu możliwość poprzez namacalną drogę (np. polanie głowy wodą) osiągnięcie przebaczenia? :think:

Czyli istotą zbawienia jest uzyskanie przebaczenia Boga, ale Bóg na szczęście nie zostawia człowieka bez pomocy i zostawia pewne namacalne kanały swojej łaski przez, które człowiek może w sposób pewny uzyskać odpuszczenie grzechów?
:think:

Oczywiście w chrześcijaństwie akcentuje się też drogę wewnętrznej przemiany jako ważną, ale ona chyba jest w cieniu tej nauki o uzyskaniu przebaczenia. Człowiek może całe życie grzeszyć, ale jeśli szczerze pod koniec życia znacznie żałować np. tego że był zatwardziałym ateistą walczącym z Kościołem i wyspowiada się to w sumie piekło mu nie grozi.


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Nie 20:33, 01 Wrz 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33357
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:31, 01 Wrz 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
nie widziałem żebyś w rozważaniach o zbawieniu akcentował to, że człowiek, żeby został zbawiony to musi uzyskać przebaczenie Boga/odpuszczenie grzechów ze strony Boga.
Zawsze dużo piszesz, że ważna jest wewnętrzna przemiana osoby, że istotna jest wiara w imię Jezusa. Raz gdzieś nawet czytałem, że pisałeś, że żeby osiągnąć zbawienie to wystarczy szczerze tego zapragnąć. Niejednokrotnie też podkreślasz, że ważny jest rozwój duchowy, oparcie swojej mentalnej struktury na takich wartościach jak przebaczenie, miłość, prawda.
Ale nic nie przypominam sobie, abyś napisał coś w stylu "żeby zostać zbawionym człowiek potrzebuje, by Bóg mu przebaczył/odpuścił winy".
No chyba nie pisałeś. :think:

Nie wiem, czy czasem coś w tym stylu nie pojawiło się ode mnie, ale czy tak było, czy nie, chyba powinienem tu skomentować pewną...
cienkość. Chcę napisać coś, co może niejednemu się wydać czepianiem słówek, cyzelowaniem określeń, ale w istocie widzę za tym bardzo ważną ideę. Rzeczy dotyczy rozróżnienia dwóch rzeczy:
1. czy łaska od Boga jest do zbawienia potrzebna
2. czy laskę od Boga zdobywa się wypełnieniem procedur kościelnych, albo nawet innej formy rygorów (choćby samodzielnie wykombinowanych).
Otóż twierdzę, iż odpowiedź na pierwsze pytanie jest: tak.
Odpowiedź zaś na drugie pytanie jest: raczej nie (choć tu jest z kolei jeszcze inna cienkość do omówienia).
Nieraz wymykam się z dyskusji z różnymi apologetami, którzy z automatu utożsamiają łaskę Boga i uległość autorytetom kościelnym, doktrynom, sformułowaniom. To utożsamienie nieraz jest tak bezrefleksyjne, tak (hmmm... powiedziałbym dość ostro) tępe, mentalnie agresywne, że w tym stylu argumentując nie widzę szansy na przekazanie tego, co akurat w kontekście Boga uważam za najważniejsze - wielka miłość, dobra wola, niezważanie na kwestie formalne w obliczu rzeczy najważniejszych - jestestwa, zbawienia.

Wierzę, że bez łaski Boga ludzka dusza jest skazana na niewyobrażalna samotność i cierpienie. Ale też nie uważam, że łaskę Boga da się...
wyhandlować, że po prostu wypełniając jakieś rygory formalne, można sobie zakupić zbawienie, nawet NIE MAJĄC DOBREJ DUSZY, DOBRYCH EMOCJI.

Odniosę się w tym kontekście do tego fragmentu Ewangelii:
Mateusz Ewangelista w swojej Ewangelii, 22 napisał:
(1) A Jezus znowu w przypowieściach mówił do nich: (2) Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. (3) Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. (4) Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę! (5) Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, (6) a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy [ich], pozabijali. (7) Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. (8) Wtedy rzekł swoim sługom: Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. (9) Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie. (10) Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala zapełniła się biesiadnikami. (11) Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka, nie ubranego w strój weselny. (12) Rzekł do niego: Przyjacielu, jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego? Lecz on oniemiał. (13) Wtedy król rzekł sługom: Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów.


Czym jest "strój weselny"?...
Ta alegoria według mnie powinna być odczytana jako coś, co się przywdziało przez swoje życie, a co już jest na człowieku, jest zewnętrzną jego powłoką, oddzielającą ciało od świata.
Warto zwrócić uwagę, że tutaj król nie oferuje owemu nieszczęśnikowi opcji: no wiesz, nie masz tego stroju weselnego, ale ja mam kilka w zapasie, więc - w końcu wielką władzę mam - dam ci jeden, abyś mógł być na weselu, ubrany jak trzeba. Nie - strój weselny trzeba zdobyć wcześniej!
Strój jest tym czymś, czym ciało kontaktuje się z zewnętrzem. Strój jest jakby formą interfejsu człowiek/ja - świat, ludzie.
Gdyby było prawdą to, co głoszą ortodoksi postrzegający zbawienie jako efekt okazania arbitralnej władzy ze strony Boga, to jego symboliczna postać z przypowieści, czyli ten król zarządziłby tu, co by chciał. Ale nie zarządza, co sugeruje, że w tym stanie osobowość/dusza do zbawienia się NIE NADAJE.
Ona nie nadaje się do zbawienia, bo ŹLE ŁĄCZY wnętrze człowieka z zewnętrzem - z ludźmi, światem, Bogiem. Tu nie działa, jest wadliwe COŚ NA STYKU dusza - świat.

Najwyraźniej przez życie powinniśmy sobie PRZYGOTOWYWAĆ "STRÓJ WESELNY". Powinniśmy doskonalić to, co łączy nas z ludźmi, światem. A co to jest?...
- Wg mnie na pewno nie jest to coś w stylu "wcześniej Bóg był na danego człowieka śmiertelnie obrażony, ale że dokonała się zaplanowana kościelna procedura, to Bogu to obrażenie, cały ten gniew przeszedł". No jednak to nie jest takie coś. To jest coś, co SAM CZŁOWIEK NA SOBIE (może już szerszym znaczeniu także w sobie) NOSI.

Absurdalna wydaje mi się taka wersja idei zbawienia, w której najbardziej chodziłoby o unicestwienie gniewu bożego. Bo to by stawiało Boga na równi z nieopanowanymi ludzkimi mścicielami, którzy nie potrafią się pozbyć swojego gniewu i złości. A przecież Ewangelia wielokrotnie podkreśla rolę przebaczenia - to by sama sobie przeczyła?... Więc jak tu jakaś kościelna procedura miałaby ten gniew Boga uśmierzać?...
To nie może być tak! Samo uznanie czegoś takiego wydaje mi się, względem prawdziwego Boga wręcz obraźliwe!
Ale jednak jakaś bariera w dostępie do zbawienia jest obecna! O coś ta "gra" się toczy!
Tylko że ta bariera nie jest barierą boskiej złości, czy nieopanowanej chęci odwetu z tytułu tego, że człowiek był nieposłuszny.
Ta bariera jest związana z INTERFEJSEM JA - ŚWIAT I INNE ISTOTY. Tak jak szata - strój (także ten weselny, czyli ten związany z już WIELKĄ OKOLICZNOŚCIĄ) jest tym, co oddziela ciało od świata. I to o ten strój człowiek powinien zadbać.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:43, 01 Wrz 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Rzeczy dotyczy rozróżnienia dwóch rzeczy:
1. czy łaska od Boga jest do zbawienia potrzebna
2. czy laskę od Boga zdobywa się wypełnieniem procedur kościelnych, albo nawet innej formy rygorów (choćby samodzielnie wykombinowanych).


"Łaska od Boga" rozumiesz jako pomoc/opieka? Czyli pomoc/opieka Boga jest do zbawienia potrzebna. To masz na myśli?
Bo słownik na trzy sposoby def. ten termin:
1. «czyjaś przychylność, wspaniałomyślność»
2. «darowanie lub złagodzenie kary»
3. «w religii chrześcijańskiej: pomoc, opieka lub niezasłużony dar udzielany przez Boga człowiekowi»

[link widoczny dla zalogowanych]

W religii chrześcijańskiej raczej przekonuje się, że człowiek na łaskę Boga nie zasługuje z powodu swoich grzechów, ale Bóg jest właśnie pełen miłosierdzia i dlatego daje człowiekowi szansę nawrócenia się. Tu na ziemi jest na to czas, a później klamka zapadła.

Generalnie człowiek w tej układance jest kimś, kto zasługuje tylko na karę i potępienie. :think:

Cytat:
Ale też nie uważam, że łaskę Boga da się...
wyhandlować, że po prostu wypełniając jakieś rygory formalne, można sobie zakupić zbawienie, nawet NIE MAJĄC DOBREJ DUSZY, DOBRYCH EMOCJI.


Mnie się wydaję, że takiego rozumienia Kościół obecnie nie przedstawia. Raczej chodzi o to, że muszą zostać nam odpuszczone nasze grzechy, człowiek musi żałować i się nawrócić, a sposób na osiągnięcie tych celów jest poprzez np. chrzest i sakrament pojednania.

Cytat:
Strój jest tym czymś, czym ciało kontaktuje się z zewnętrzem. Strój jest jakby formą interfejsu człowiek/ja - świat, ludzie.
Gdyby było prawdą to, co głoszą ortodoksi postrzegający zbawienie jako efekt okazania arbitralnej władzy ze strony Boga, to jego symboliczna postać z przypowieści, czyli ten król zarządziłby tu, co by chciał. Ale nie zarządza, co sugeruje, że w tym stanie osobowość/dusza do zbawienia się NIE NADAJE.


Wszystko zależy jaki fragment uznamy za kluczowy. Ortodoksi po prostu za kluczowy uznają np. J 20: "Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: «Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane».
I na tym fragmencie będzie budowana koncepcja zbawienia.


Cytat:
Absurdalna wydaje mi się taka wersja idei zbawienia, w której najbardziej chodziłoby o unicestwienie gniewu bożego. Bo to by stawiało Boga na równi z nieopanowanymi ludzkimi mścicielami, którzy nie potrafią się pozbyć swojego gniewu i złości. A przecież Ewangelia wielokrotnie podkreśla rolę przebaczenia - to by sama sobie przeczyła?... Więc jak tu jakaś kościelna procedura miałaby ten gniew Boga uśmierzać?...


Kościelna procedura (np. chrzest i spowiedź) ma człowiekowi zapewnić, że człowiek uzyskuje przebaczenie, odpuszczenie grzechów, ale Bóg nie jest pogniewamy tylko pełen miłości i czeka, aż człowiek skorzysta z tych środków zbawienia, które Bóg sam w swej miłości okazuje.

Z drugiej strony modlimy się przecież na mszy takimi słowami:
"Niech się zmiłuje nad nami Bóg wszechmogący i odpuściwszy nam grzechy doprowadzi nas do życia wiecznego"

Jest w tym wszystkim jakiś bałagan, nieuporządkowanie, że mnie czasem po prostu złość bierze.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33357
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 23:24, 01 Wrz 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Cytat:
Absurdalna wydaje mi się taka wersja idei zbawienia, w której najbardziej chodziłoby o unicestwienie gniewu bożego. Bo to by stawiało Boga na równi z nieopanowanymi ludzkimi mścicielami, którzy nie potrafią się pozbyć swojego gniewu i złości. A przecież Ewangelia wielokrotnie podkreśla rolę przebaczenia - to by sama sobie przeczyła?... Więc jak tu jakaś kościelna procedura miałaby ten gniew Boga uśmierzać?...


Kościelna procedura (np. chrzest i spowiedź) ma człowiekowi zapewnić, że człowiek uzyskuje przebaczenie, odpuszczenie grzechów, ale Bóg nie jest pogniewamy tylko pełen miłości i czeka, aż człowiek skorzysta z tych środków zbawienia, które Bóg sam w swej miłości okazuje.

Z drugiej strony modlimy się przecież na mszy takimi słowami:
"Niech się zmiłuje nad nami Bóg wszechmogący i odpuściwszy nam grzechy doprowadzi nas do życia wiecznego"

Jest w tym wszystkim jakiś bałagan, nieuporządkowanie, że mnie czasem po prostu złość bierze.

To mamy podobne odczucia. :pidu: :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:09, 02 Wrz 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dodam jeszcze na koniec, iż ja dzisiaj w ogóle mam poważną (!) wątpliwość, czy do odpuszczania czlowiekowi grzechów przez Boga jest potrzebna JAKAKOLWIEK PROCEDURA. Wręcz istnienie takiej procedury (jakakolwiek by ona nie była) sugeruje mi coś, z czym chyba nie potrafię się pogodzić w kontekście relacji ja - Bóg. Bo jeśli w ogóle jakaś formalna procedura miałaby być tu potrzebna, to automatycznie oznaczałoby, że z powodów, których absolutnie nie potrafię pojąć, Bóg wstrzymywałby swoje miłosierdzie, aż owa procedura się dokona. To mi się zwyczajnie nie składa za ideą miłości Boga. Wlaściwie pierwszy mój spontaniczny odczyt czegoś takiego brzmi: to jest niewyobrażalne.


Ale to widzisz, ty Michał zastanawiasz się czy Bogu jest potrzebna w ogóle jakaś procedura, by nam odpuścić grzechy. Ja się zastanawiam czy w ogóle zasadnym jest utrzymywanie przekonania, że celem Boga jest odpuszczanie nam grzechów. Może w ogóle nie chodzi Bogu o to, by człowiek starał się uzyskać odpuszczenie grzechów?
Chrześcijanie różnych wyznań debatują nad tym, co człowiekowi zapewnia Bożą łaskę i przebaczenie. Katolicy powiedzą, że sakramenty, protestanci, że osobiste wyznanie grzechów i wiara w Jezusa. Oczywiście upraszczam te stanowiska. Ale mniej więcej tak to chyba wygląda.
A ja się zastanawiam, czy w ogóle problem jest właściwie postawiony...
A może już samym takim zastanawianiem się, poddawaniem w wątpliwość grzeszę. :think:


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Pon 0:19, 02 Wrz 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:44, 02 Wrz 2024    Temat postu:

Choć może jednak za daleko już się posuwam w tych rozważaniach. Przecież w jednej z najważniejszych modlitw modlimy się "odpuść nam nasze winy.."
Więc jednak może faktycznie Bóg kieruje się względem człowieka logiką odpuszczania i zatrzymywania grzechów?..
Ta logika Boga jest dla mnie trudna do zrozumienia. :(


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Pon 0:45, 02 Wrz 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33357
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:49, 02 Wrz 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Dodam jeszcze na koniec, iż ja dzisiaj w ogóle mam poważną (!) wątpliwość, czy do odpuszczania czlowiekowi grzechów przez Boga jest potrzebna JAKAKOLWIEK PROCEDURA. Wręcz istnienie takiej procedury (jakakolwiek by ona nie była) sugeruje mi coś, z czym chyba nie potrafię się pogodzić w kontekście relacji ja - Bóg. Bo jeśli w ogóle jakaś formalna procedura miałaby być tu potrzebna, to automatycznie oznaczałoby, że z powodów, których absolutnie nie potrafię pojąć, Bóg wstrzymywałby swoje miłosierdzie, aż owa procedura się dokona. To mi się zwyczajnie nie składa za ideą miłości Boga. Wlaściwie pierwszy mój spontaniczny odczyt czegoś takiego brzmi: to jest niewyobrażalne.


Ale to widzisz, ty Michał zastanawiasz się czy Bogu jest potrzebna w ogóle jakaś procedura, by nam odpuścić grzechy. Ja się zastanawiam czy w ogóle zasadnym jest utrzymywanie przekonania, że celem Boga jest odpuszczanie nam grzechów. Może w ogóle nie chodzi Bogu o to, by człowiek starał się uzyskać odpuszczenie grzechów?
Chrześcijanie różnych wyznań debatują nad tym, co człowiekowi zapewnia Bożą łaskę i przebaczenie. Katolicy powiedzą, że sakramenty, protestanci, że osobiste wyznanie grzechów i wiara w Jezusa. Oczywiście upraszczam te stanowiska. Ale mniej więcej tak to chyba wygląda.
A ja się zastanawiam, czy w ogóle problem jest właściwie postawiony...
A może już samym takim zastanawianiem się, poddawaniem w wątpliwość grzeszę. :think:

W apokryficznej ewangelii Marii Magdaleny kiedyś doczytałem się fragmentu (w ogóle to mamy tylko fragmenty, urywki tej ewangelii, nie ma całościowego tekstu), w którym jest sformułowanie (chyba cytat z wypowiedzi Jezusa), że grzechy w ogóle nie istnieją. Więc może twoja negacja grzechu ma wsparcie nie tylko w Twoich myślach.
Ja z resztą też nie upieram się przy tym, że grzechy są "czymś realnym". A już na pewno mam spore wątpliwości przed postawieniem sprawy na zasadzie: grzech = takie coś przyczepione do człowieka z tytułu jakichś jego uczynków, co trzeba zmywać jakąś procedurą, ofiarą, bo inaczej przyczepione będzie na zawsze i człowiek przez to pójdzie do piekła. (a taka chyba z grubsza jest powszechna intuicja pojęcia grzechu).

Jednak z drugiej strony samej koncepcji grzechu nie odrzucam, a nawet nie odrzucam do końca tego, że przynajmniej pewne rodzaje grzechów domagają się jakiejś formy pokuty, ofiary, dodatkowego aktu woli, czy cierpienia. To jest u mnie jednak duuuużo bardziej skomplikowane, niż to by wskazywał prosta intuicja wywiedziona z teologicznych sformułowań.
W najogólniejszym rozumieniu chyba wg mnie grzech (ten "po mojemu" w głównej interpretacji), jest WADLIWOŚCIĄ POSTAWY człowieczego myślenia, w powiązaniu z pewnymi aktami woli i odczuwania.
Natura tej wadliwości może być różna i objawiać się może też różnie. Może być mniej lub bardziej trwała w człowieku, mniej lub bardziej zawiniona przez tego człowieka, choć chyba domyśleni jakaś forma winy jest tu - przynajmniej w pewnej części - wymagana do spełnienia definicji.
Poza tym nie uważam, aby grzech był czymś absolutnym, obiektywnym. Jego "moc" zależy w znacznym stopniu od tego, jak dalej ten grzech trwa w ludzkich emocjach, myślach, w konsekwencjach, zależąc silnie od INTENCJI osoby. Ten sam czyn, jeśli intencja była znacząco różna, będzie miał różną grzeszność mu przypisaną.
Ogólnie chyba nawet nie za bardzo jest sens definiować grzech ściśle. Uważam, że to pojęcie spełnia swoją rolę w komunikacji całkiem dobrze w nie do końca doprecyzowanej postaci - jako jakaś taka "dość ogólna wadliwość ludzkich wyborów, powiązana z potencjalną winą, czyli i odpowiedzialnością za czyny wybierającego".
Czy grzechy trzeba zmazywać?...
- To też jest wg mnie dość skomplikowane. Pewnych chyba zmazywać nie trzeba - w szczególności tych grzechów szczerze przebaczonych. Nie trzeba też zmazywać grzechów wmówionych, urojonych.
Ale może powstać konieczność pewnych grzechów zmazania - na pewno tych grzechów, które są związane z poczucie winy tak dojmującym i nieodpartym, że dla osób z danym uczynkiem związanych tylko dodatkowo podjęty akt skruchy, powiązany z pokutą (cierpieniem) przywracałby ład mentalny.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:59, 02 Wrz 2024    Temat postu:

Sam już nie wiem, co tym wszystkim myśleć. Najlepiej gdyby sam Bóg powiedział jaka jest Jego logika myślenia względem człowieka, czy np. jest to logika odpuszczania i zatrzymywania grzechów?
Chyba nie bez powodu w najważniejszej modlitwie chrześcijanina modlimy się słowami "odpuść nam nasze winy.."
Trudny temat. Można mocno się narazić różnym księżom jak będzie się zbyt głośno myśleć, a prawdy człowiek i tak pewny nie jest. :think:


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Pon 1:00, 02 Wrz 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33357
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 1:25, 02 Wrz 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Chyba nie bez powodu w najważniejszej modlitwie chrześcijanina modlimy się słowami "odpuść nam nasze winy.."

Pewna osoba z mojej rodziny, deklarująca się jako ateista (!) kilkakrotnie mi mówiła, że jak jest jej źle na duszy i powie sobie "Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu". to jej się lepiej robi.
Słyszałem też i taką interpretację, w której odpuszczenie grzechów przez Boga jest formą przepustki, aby...
człowiek w końcu przebaczył SAMEMU SOBIE, aby wyrzuty sumienia go nie dręczyły. I nie wiem, czy to nie jest główny aspekt "boskiego" przebaczenia - że w przypadku naprawdę poważnych plam na sumieniu, człowiek nie byłby w stanie sam ze sobą dojść do ładu. Ale gdy w tej sytuacji pojawi się głos kochającej akceptującej Istoty, czyli Boga, która powie "a ja tobie przebaczam, już wiem, że tego byś nie powtórzył, już wierzę, że żałujesz, już przyjmuję tę twoją skruchę, a wiedz, że nigdy nie czynię niczego fałszywie" - to w takiej sytuacji dusza doznaje pogodzenia z samą sobą.

Choć przyznam, że nie bardzo wiem, co się dzieje z duszą, która jest pyszna, buńczuczna, roszczeniowa, czyli nie odczuwa skruchy nawet gdy wiele krzywd było jej udziałem... :think: Raczej skłaniam się ku temu, że w takiej sytuacji dusza owa powinna być stale konfrontowana z tym, co uczyniła, a nie wpuszczana do społeczności zbawionych, gdzie by mogła chcieć dalej kogoś krzywdzić.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 6:31, 02 Wrz 2024    Temat postu:

To jest prawdziwa katolicka nauka wyjaśniająca sens spowiedzi.
https://youtu.be/j9hSUbwumkc?si=GRfcSGgk3bBq77ny

Krótko i treściwie. :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 95 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:29, 02 Wrz 2024    Temat postu:

Czy to, że inne wyznania radzą sobie bez spowiedzi znaczy, że są gorsze?

Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pon 16:53, 02 Wrz 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33357
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 14:32, 02 Wrz 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Sam już nie wiem, co tym wszystkim myśleć. Najlepiej gdyby sam Bóg powiedział jaka jest Jego logika myślenia względem człowieka, czy np. jest to logika odpuszczania i zatrzymywania grzechów?

A może Bóg właśnie oczekuje, aby KAŻDY SAM DOSZEDŁ do tego, co jest poprawne, słuszne, właściwe?...
- Ja się ostatnio ku takiej tezie skłaniam.
Teza, iż człowiek ma być samodzielny, a już na pewno nie ślepo posłusznym autorytetom, czy nazwanym wzorcom ma według mnie naprawdę wiele przemawiających za nią przesłanek.
Dziwne jest, że patrząc na ilość i wagę owych przesłanek, tak wiele ludzi wierzy, że dobro i boski plan dla człowieka związany jest z posłuszeństwem jakiejś tam władzy. I to w sytuacji, gdy to przecież władze maści wszelakiej wciąż wysyłają ludzi na wojny, korumpują się, uczestniczą w skandalach.
Jeśli nawet w Biblii jest parę cytatów na korzyść posłuszeństwa i władzy, to są one raczej pomniejszej wagi, wg mnie ogólnie są słabe (choć nie twierdzę, że w ogóle ich nie ma). Za to praktycznie całość Ewangelii jest nawoływaniem o więcej człowieczeństwa, o aktywność, czujność osobistą, przynoszenie plonu, owocu.
Przyznam, że z każdym dniem skupianie się w życiu społecznym na władzy, ale też religia władzy jawią mi się jako szatański pomysł. Z resztą Biblia jawnie o tym mowi, że: (24) Wreszcie nastąpi koniec, gdy przekaże królowanie Bogu i Ojcu i gdy pokona wszelką Zwierzchność, Władzę i Moc. (1 list do Koryntian 15:24)

Tu jest oczywiście pewien zakres problemów praktycznych - jak bez władzy radzić sobie w warunkach, w których mamy tak wielu zaburzonych osobników. Potrzeba władzy naturalnie staje się większa, gdy w społecznosciach jest więcej osób niedostosowanych, awanturniczych, agresywnych. Więc rzeczywiście jakaś władza jest, przynajmniej w tym czasie przejściowym, potrzebna. Ale jest wielka różnica pomiędzy uznaniem, że władza jest zlem (przejściowym) koniecznym, a wzmacnianiem jej, nawoływaniem do większej tej władzy podległości. Gdyby wszyscy ludzie byli dobrzy, władza naturalnie by zanikła, bo byłaby niepotrzebna.
Podobnie wg mnie jest z grzechami, które w samodzielnym, udoskonalonym umyśle same się "utylizują". Grzech jest problemem dla osób, które są mentalne nieuporządkowane.
Człowiekowi uporządkowanemu w emocjach i myślach oczywiście jakaś wpadka (słabość, zły czyn) zdarzy się w różnych sytuacjach, które daną osobę "wzięły z zaskoczenia", albo zmanipulowały. Ale to będą relatywnie rzadkie sytuacje. Na drugim biegunie są ludzie, którym co chwila przychodzą do głowy destrukcyjne pomysły na działania, pojawiają się chaotyczne emocje (żądze). Ci często sami lgną do czegoś, co ich w jakimś stopniu okiełzna, co będzie siłą ponad nimi, utrudniając im (auto)destrukcyjne naturalne dla nich funkcjonowanie.
Problem jest w tym, że destrukcyjne emocje i postawy ostatecznie będzie musiał każdy człowiek pokonać w sobie sam!
I tak tu jest do wykonania praca poznawania siebie, rozpoznawania swoich słabości i walki z nimi. Ja nie bardzo widzę tu rolę dla wyspowiadania swoich grzechów komuś. Co to właściwie daje?...
- Czy jak wyspowiadałem się z grzechów, to one we mnie, w moich predyspozycjach do przyszłych postaw się od tego zmienią, to już teraz mam rozwiązanie jak na przyszłość nie wpaść w podobną mentalną pułapkę?...
- Ja czegoś podobnego nie obserwuję. Właściwie to nie obserwuję prawie żadnych namacalnych pozytywnych skutków mówienia komukolwiek o moich grzechach, czy nawet ogóle sprawach. Wikłanie w moje problemy z sumieniem osoby trzeciej (czyli np. księdza) mi tylko psuje obraz sprawy, nie wiem, jak mam to uwzględnić, co to miałoby zmienić, jak pozytywnie to później wpisać w moje działania w pracy nad swoim sumieniem.
Natomiast już rozumiem coś takiego, jak praca z moim sumieniem - ale SAMODZIELNA, związana z obserwacją, jakie to sumienie jest, co w nim jest słabego, może wadliwego, co ujawniło się w tej mojej reakcji, czy innej. To rozumiem, to do mnie przemawia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:59, 08 Wrz 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Chyba nie bez powodu w najważniejszej modlitwie chrześcijanina modlimy się słowami "odpuść nam nasze winy.."

Pewna osoba z mojej rodziny, deklarująca się jako ateista (!) kilkakrotnie mi mówiła, że jak jest jej źle na duszy i powie sobie "Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu". to jej się lepiej robi.
Słyszałem też i taką interpretację, w której odpuszczenie grzechów przez Boga jest formą przepustki, aby...
człowiek w końcu przebaczył SAMEMU SOBIE, aby wyrzuty sumienia go nie dręczyły. I nie wiem, czy to nie jest główny aspekt "boskiego" przebaczenia - że w przypadku naprawdę poważnych plam na sumieniu, człowiek nie byłby w stanie sam ze sobą dojść do ładu. Ale gdy w tej sytuacji pojawi się głos kochającej akceptującej Istoty, czyli Boga, która powie "a ja tobie przebaczam, już wiem, że tego byś nie powtórzył, już wierzę, że żałujesz, już przyjmuję tę twoją skruchę, a wiedz, że nigdy nie czynię niczego fałszywie" - to w takiej sytuacji dusza doznaje pogodzenia z samą sobą.


To co piszesz wnosi jakiś nowy powiew sensu. W Ewangeliach Jezus wiele razy odpuszcza ludziom grzech np.

Mk 2,6-10: "A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w sercach swoich: «Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, oprócz jednego Boga?» Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: «Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej: powiedzieć do paralityka: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań, weź swoje łoże i chodź? Otóż, żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów"

Mk 2,5: "Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: «Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy»."

Łk 7, 48-50: "Do niej zaś rzekł: «Twoje grzechy są odpuszczone». Na to współbiesiadnicy zaczęli mówić sami do siebie: «Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza?» On zaś rzekł do kobiety: «Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!»

1 J 1,7-9: "Jeżeli wyznajemy nasze grzechy,
[Bóg] jako wierny i sprawiedliwy
odpuści je nam
i oczyści nas z wszelkiej nieprawości."

I ja już od dawna zastanawiam się jak to rozumieć. Trochę boję się o tym rozmawiać z jakimś księdzem, bo nie chcę zostać źle zrozumianym i od razu posądzanym, że ja zwykły przeciętny wierzący podważam naukę Kościoła, która trwa od setek lat.

Mnie jednak coś tu jednak w tradycyjnej interpretacji zwyczajnie nie składa się w sensowną całość. Dlaczego tak ważna dla Boga jest ta władza odpuszczania grzechów? Jaką logiką kieruje się Bóg? Czy naprawdę nasze zbawienie zależy od tego, czy uzyskamy przebaczenie od Boga?

W wyżej podanym przez mnie filmie, ks. Bańka mówi tak:

ks. Bańka napisał:
Zacznijmy od tego czym spowiedź jest. Otóż, spowiedź jest sakramentem ustanowionym przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, w tym momencie, w którym mówi "Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane". W dniu swojego zmartwychwstania, gdy ukazuje się apostołom. Tenże sakrament służy, myślę że jak już jasno wynika z tego, co powiedział Pan Jezus, do tego, aby odpuszczać wiernym grzechy. To samo, co Pan Jezus czynił za swojego ziemskiego życia, gdy chociażby wtedy, gdy mówił do paralityka, że "odpuszczają ci się twoje grzechy". (...) A więc tylko Bóg może odpuszczać grzechy słusznie, bo tylko ten, kto został w jakiś sposób skrzywdzony może tą krzywdę odpuścić. Grzech jako wystąpienie przeciwko Bożemu prawu zapisanemu chociażby w naszej naturze, czy też przekazanemu nam w objawieniu, jest właśnie wykroczeniem przeciwko Bożemu porządkowi, a więc przeciwko Panu Bogu. I tak, tylko Bóg może grzechy odpuszczać.


Jaki to nam wszystko ukazuje obraz Boga? Czy wobec Boga możemy zaciągnąć winę? Czy człowiek może Boga skrzywdzić tak, jak człowiek człowieka?


Cytat:
Choć przyznam, że nie bardzo wiem, co się dzieje z duszą, która jest pyszna, buńczuczna, roszczeniowa, czyli nie odczuwa skruchy nawet gdy wiele krzywd było jej udziałem... :think: Raczej skłaniam się ku temu, że w takiej sytuacji dusza owa powinna być stale konfrontowana z tym, co uczyniła, a nie wpuszczana do społeczności zbawionych, gdzie by mogła chcieć dalej kogoś krzywdzić.


Według tradycyjnej nauki to chyba taka dusza zostaje skazana na piekło, bo uparcie trwała w swoich grzechach i nie postanowiła pojednać się z Bogiem. Bóg to akceptuje i pozwala, aby stworzenie męczyło się przez wieczność..
Czy to nie jest chore?


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Nie 19:03, 08 Wrz 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6618
Przeczytał: 2 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:14, 08 Wrz 2024    Temat postu:

Tak to jest chore , uparcie trwać w swoich grzechach i nie postanowiłć pojednać się z Bogiem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33357
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:48, 08 Wrz 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Cytat:
Choć przyznam, że nie bardzo wiem, co się dzieje z duszą, która jest pyszna, buńczuczna, roszczeniowa, czyli nie odczuwa skruchy nawet gdy wiele krzywd było jej udziałem... :think: Raczej skłaniam się ku temu, że w takiej sytuacji dusza owa powinna być stale konfrontowana z tym, co uczyniła, a nie wpuszczana do społeczności zbawionych, gdzie by mogła chcieć dalej kogoś krzywdzić.


Według tradycyjnej nauki to chyba taka dusza zostaje skazana na piekło, bo uparcie trwała w swoich grzechach i nie postanowiła pojednać się z Bogiem. Bóg to akceptuje i pozwala, aby stworzenie męczyło się przez wieczność..
Czy to nie jest chore?

Ale nawet nie "tradycyjnie", tylko tak na zdrowy rozum: co Bóg ma zrobić z taką duszą?
Bo przecież dopuścić ją taką, jaka jest, czyli nie reagować na fakt krzywdzenia cały czas (także w przyszłości) innych ludzi, do społeczności zbawionych chyba nie bardzo jest jak przyjąć....
ale też
Jak taką duszę naprawić, jeśli ona cały czas tkwi w przekonaniu, że taka postawa, którą ona prezentuje "jej się należy"?... Siłą ją zmieniać? "Lobotomię" jej zrobić?
Według mnie siłowe zmienianie duszy jest niczym innym tylko forma uśmiercania przynajmniej tej formy osobowości, jaką się inwazyjnie zmienia w inną postać. Chyba jednak Bóg nikogo nie uśmierca.

Zresztą z tym dopuszczeniem do społeczności zbawionych może być dodatkowy problem - skoro inni tam są maksymalnie uczciwi, szczerzy, skoro nic tam nie jest ukryte, to owa dusza nawet nie bardzo ma jak się w takiej społeczności odnaleźć. Krzywdzenie jednak domaga się najczęściej oszustwa, mataczenia, ukrycia złych intencji. Sytuacje, w których ktoś daje sobą pomiatać, z pełną świadomością bycia wykorzystywanym są rzadkością. Zresztą, jak Biblia głosi, w Królestwie niebieskim nie będzie słabeuszy. Świadczy o tym ten choćby fragment z Ewangelii Mateusza 11:
(7) Gdy oni odchodzili, Jezus zaczął mówić do tłumów o Janie: Coście wyszli oglądać na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? (8) Ale coście wyszli zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Oto w domach królewskich są ci, którzy miękkie szaty noszą. (9) Po coście więc wyszli? Proroka zobaczyć? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. (10) On jest tym, o którym napisano: Oto Ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę. (11) Zaprawdę, powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on.
Jeśli Jan Chrzciciel jest najmocniejszy od dowolnego od "narodzonych z niewiast" (tak się zastanawiam, że Jezus też się narodził z niewiasty... :think: ale zostawmy na boku tę wątpliwość), zaś od niego mocniejszym jest każdy z królestwa niebieskiego, to taki krzywdziciel, który by się do owego królestwa dostał, nie bardzo ma szansę się wykazać ze swoją inwazyjną działalnością. Pewnie, szczególnie w obliczu pełnej jawności, braku możliwości manipulacji jest w tym bez szans. Czyli i tak okaże się, że jest sfrustrowany, że to królestwo niebieskie, które jest rajem dla innych, jakoś nie pasuje do niego...
Bo mówi się, że zbawienie to jest raczej stan duszy, a nie miejsce. Jeśli ktoś ma złą duszę, a sam nie chce tego zmienić, to nie zmieni tego chyba nikt (nawet Bóg), bo nikt nie zrobi tego za niego. I żadne wyspowiadanie się też tego nie zmieni (tym bardziej że spowiedź w takim wypadku i tak będzie nieszczera, niespełniony będzie zarówno warunek żalu za grzechy, jak i postanowienie poprawy).


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 22:11, 08 Wrz 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:50, 08 Wrz 2024    Temat postu:

Andy72 napisał:
Tak to jest chore , uparcie trwać w swoich grzechach i nie postanowiłć pojednać się z Bogiem.


Zgadzam się. To jest sytuacja człowieka będącego w stanie zaślepienia i zniewolenia przez grzech, i jak najbardziej to jest chore.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:14, 08 Wrz 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Cytat:
Choć przyznam, że nie bardzo wiem, co się dzieje z duszą, która jest pyszna, buńczuczna, roszczeniowa, czyli nie odczuwa skruchy nawet gdy wiele krzywd było jej udziałem... :think: Raczej skłaniam się ku temu, że w takiej sytuacji dusza owa powinna być stale konfrontowana z tym, co uczyniła, a nie wpuszczana do społeczności zbawionych, gdzie by mogła chcieć dalej kogoś krzywdzić.


Według tradycyjnej nauki to chyba taka dusza zostaje skazana na piekło, bo uparcie trwała w swoich grzechach i nie postanowiła pojednać się z Bogiem. Bóg to akceptuje i pozwala, aby stworzenie męczyło się przez wieczność..
Czy to nie jest chore?

Ale nawet nie "tradycyjnie", tylko tak na zdrowy rozum: co Bóg ma zrobić z taką duszą?


Okazać jej miłość jakiej nigdy wcześniej nie miała szansy doświadczyć i cierpliwie czekać, aż dusza dojrzeje do postawy, że potrzebuje pomocy Boga, bo sama nie jest wstanie wyjść ze stanu w jaki się wplątała.

Stawiasz mi pytania, które są na miarę Boga, bo tylko On jako Stwórca rzeczywistości wie jak "od środka" funkcjonuje całe stworzenie. Ja pytania zadaje na całkiem innym poziomie rozważań, czyli takim, który jest bardziej dostępny dla namysłu ludzkiego. Ja nie potrafię (może ty i Andy potraficie, ale ja nie potrafię) uznać za sensowny obraz Boga miłości, który akceptuje stan w jakim znalazł się "zatwardziały grzesznik" i pozostawienie go na wieczność w tym stanie w jakim się znalazł.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33357
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:50, 08 Wrz 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Cytat:
Choć przyznam, że nie bardzo wiem, co się dzieje z duszą, która jest pyszna, buńczuczna, roszczeniowa, czyli nie odczuwa skruchy nawet gdy wiele krzywd było jej udziałem... :think: Raczej skłaniam się ku temu, że w takiej sytuacji dusza owa powinna być stale konfrontowana z tym, co uczyniła, a nie wpuszczana do społeczności zbawionych, gdzie by mogła chcieć dalej kogoś krzywdzić.


Według tradycyjnej nauki to chyba taka dusza zostaje skazana na piekło, bo uparcie trwała w swoich grzechach i nie postanowiła pojednać się z Bogiem. Bóg to akceptuje i pozwala, aby stworzenie męczyło się przez wieczność..
Czy to nie jest chore?

Ale nawet nie "tradycyjnie", tylko tak na zdrowy rozum: co Bóg ma zrobić z taką duszą?


Okazać jej miłość jakiej nigdy wcześniej nie miała szansy doświadczyć i cierpliwie czekać, aż dusza dojrzeje do postawy, że potrzebuje pomocy Boga, bo sama nie jest wstanie wyjść ze stanu w jaki się wplątała.

Stawiasz mi pytania, które są na miarę Boga, bo tylko On jako Stwórca rzeczywistości wie jak "od środka" funkcjonuje całe stworzenie. Ja pytania zadaje na całkiem innym poziomie rozważań, czyli takim, który jest bardziej dostępny dla namysłu ludzkiego. Ja nie potrafię (może ty i Andy potraficie, ale ja nie potrafię) uznać za sensowny obraz Boga miłości, który akceptuje stan w jakim znalazł się "zatwardziały grzesznik" i pozostawienie go na wieczność w tym stanie w jakim się znalazł.

A jeśli ta dusza jest tak wpatrzona jedynie we własne pragnienie wywyższenia, że miłością jedynie gardzi, jako słabością?...
Popatrz na naszych co niektórych oponentów - jak bardzo składają się tu owe dwa elementy
- uznanie, że doskonałość, prawdziwa wielkość człowieka domaga się okazania silły, udowodnienia, że się nie jest miękiszonem
a jednocześnie
- jak miłość jest tu potraktowana lekceważąco, jak jest uznana za objaw "pluszowości", jak nie zwraca się na nią uwagi, choć jest np. w tylu miejscach Biblii, którą ta osoba rzekomo odczytuje, jak jest, niczego nie interpretując, niczego nie pomijając (to rzekomo inni pomijają).
Uważasz, że to jest przypadek, czyli że to się nie łączy ze sobą - lekceważenie (może wręcz pogarda) miłości i uwielbienie dla władzy i przemocowej siły?...

Według mnie tu nie ma przypadku. Tak jest człowiek jego "skarb", gdzie jest jego serce. (Ewangelia Mateusza 6:21) Jeśli coś głęboko w naszym odczuwaniu, czyli w intuicjach, emocjach, a potem wyżej w intelektualnych warstwach świadomości postrzega świat i siebie z priorytetem siły, przemocy osobowej, władzy, to dla takiej osoby miłość będzie jedynie słabością, czymś niezrozumiałym, abstrakcyjnym dla uczuć tego kogoś. W skrajnym przypadku największa, najczulsza, najbardziej oddana miłość (od Boga) i tak zostanie wzgardzona. Bo jak ktoś tak całym sercem pragnie władzy i wywyższenia, to miłość będzie dla niego głupotą - będzie jawiła się jako śmieszna, żałosna, pozbawiona jakiejkolwiek atrakcyjności. Dopiero twardy władcy, surowy sędzia, zwycięski wódz - to dopiero wzbudzi respekt, a potem szacunek, czyli jakąś formą uczuć, które od biedy można by określić (na bezrybiu i rak ryba) "pozytywnymi".
Nie. Nie zrozumie miłości ten, kto głęboko w sobie ukochał władzę i przemoc. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33357
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:44, 09 Wrz 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Andy72 napisał:
Tak to jest chore , uparcie trwać w swoich grzechach i nie postanowiłć pojednać się z Bogiem.


Zgadzam się. To jest sytuacja człowieka będącego w stanie zaślepienia i zniewolenia przez grzech, i jak najbardziej to jest chore.

A tak w ogóle to samo pojednanie z Bogiem ja rozumiem, jako tożsame z pojednaniem się z samym sobą, ze swoją prawdziwą naturą. Choć właściwie w części chodzi nie tyle (albo nie tylko) o pojednanie się, ile o wręcz o STWORZENIE W SOBIE (aspekt osobistej kreacji) takiej osobowości, która jest niesprzeczna z doskonaleniem na wzór boży.
(48) Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. (Ewangelia Mateusza 5:48)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:48, 09 Wrz 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
A jeśli ta dusza jest tak wpatrzona jedynie we własne pragnienie wywyższenia, że miłością jedynie gardzi, jako słabością?...


Twoje pytanie kryje w sobie arbitralne założenie, że człowiek - istota pomyślana przez Boga miłości, wszechwiedzy, wszechmocy - może zostać tak bardzo zainfekowany chorobą grzechu, że nawet miłość Boga nie będzie wstanie w końcu dotrzeć do tej fundamentalnej struktury myśli i odczuwania człowieka. Po prostu z założenia miłość Boga czynisz słabszą, a absolutyzujesz stan chorobowy. Ja nie widzę dobrego powodu, by takie założenie przyjmować, jeśli wierzę w wszechmocnego Boga miłości.
Ten problem jest zasadny jeśli założymy, że naszym twórcą są np. mocno zaawansowani technologicznie kosmici, którzy eksperymentują z rodzajem ludzkim i patrzą co im wyjdzie.

Cytat:
Uważasz, że to jest przypadek, czyli że to się nie łączy ze sobą - lekceważenie (może wręcz pogarda) miłości i uwielbienie dla władzy i przemocowej siły?...


Człowieka kształtują różne życiowe doświadczenia. Jeśli, ktoś nie miał szczęścia w życiu doświadczyć miłości, opieki, nie wie czym jest czułość itd., a doświadczył pogardy, "twardego wychowania", wzrastał w środowisku, gdzie liczy się siła i władza to taki ktoś najprawdopodobnie będzie takim jakim go ukształtowało jego doświadczenie. Nic dziwnego, że ktoś taki będzie z pogardą myślał o miłości, bo tak naprawdę nigdy jej nie doświadczył. My ludzie też raczej okazujemy sobie tę miłość w sposób niedoskonały, bo jesteśmy na etapie doskonalenia się, ale gdy przyjdzie nam doświadczyć czystej miłości Boga?
Nie wierzę, że tak po prostu najbardziej zatwardziały grzesznik będzie wstanie tak po prostu zlekceważyć nowe doświadczenie, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczył.


Cytat:
Według mnie tu nie ma przypadku. Tak jest człowiek jego "skarb", gdzie jest jego serce. (Ewangelia Mateusza 6:21) Jeśli coś głęboko w naszym odczuwaniu, czyli w intuicjach, emocjach, a potem wyżej w intelektualnych warstwach świadomości postrzega świat i siebie z priorytetem siły, przemocy osobowej, władzy, to dla takiej osoby miłość będzie jedynie słabością, czymś niezrozumiałym, abstrakcyjnym dla uczuć tego kogoś. W skrajnym przypadku największa, najczulsza, najbardziej oddana miłość (od Boga) i tak zostanie wzgardzona. Bo jak ktoś tak całym sercem pragnie władzy i wywyższenia, to miłość będzie dla niego głupotą - będzie jawiła się jako śmieszna, żałosna, pozbawiona jakiejkolwiek atrakcyjności. Dopiero twardy władcy, surowy sędzia, zwycięski wódz - to dopiero wzbudzi respekt, a potem szacunek, czyli jakąś formą uczuć, które od biedy można by określić (na bezrybiu i rak ryba) "pozytywnymi".
Nie. Nie zrozumie miłości ten, kto głęboko w sobie ukochał władzę i przemoc. :think:


Człowiek gardzi ludzką niedoskonałą miłością, ale nie wiemy, jaka będzie reakcja, gdy doświadczy doskonałej miłości Boga.
Ja wierzę, że nawet w tym człowieku, który "głęboko w sobie ukochał władzę i przemoc" jest jakaś iskra dobra, którą Bóg znajdzie i ją rozdmucha.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin