Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Skomplikowane ludzkie życie - czy jest nadzieja?..
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23726
Przeczytał: 98 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:21, 13 Mar 2025    Temat postu:

Katolikus

Cytat:
A jeśli Boga nie ma to nie ma i prawdy, a człowiek będzie tylko kumulował błędy. Wtedy nie ma szans na szczęście, nie ma szans, aby relacje ludzi zostały uzdrowione, scalone w jakiś dobry sens.


Dlaczego tak myślisz?


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Czw 18:23, 13 Mar 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34758
Przeczytał: 89 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:58, 13 Mar 2025    Temat postu:

Banjankri napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Łącząc te dwa komentarze, sam przyznajesz, że PRZYNAJMNIEJ CZĘŚĆ ludzi o światopoglądzie teistycznym traktuje przykazania i boskie prawdy po mojemu, czyli ze świadomością, iż aby były zastosowane, muszą być zrozumiane, muszą przejść przez etap ich testowania w umyśle, co oczywiście oznacza też subiektywny charakter działań.

Dlatego wielokrotnie pisałem, że nie jesteś teistą, bo traktujesz wiarę po swojemu. Tworzysz swoją własną religię, z tego co ci się podoba, pasuje, i co jakoś tam rozumiesz.

Przemawiasz tutaj z pozycji jakiegoś sędziego - dawcy definicji teizmu. Arbitralnie sobie z tej definicji wykluczyłeś moje podejście. Tymczasem oryginalnie "teizm" oznacza po prostu TYLKO uznanie istnienia Boga, wiarę w Niego. To, czy teizm ma takie, czy inne traktowanie prawdy, tak czy inaczej podchodzi do interpretacji stwierdzeń, jest już nadmiarowe, niezwiązane z samą definicją teizmu, a więc przez jednych teistów może być uznane, a przez innych już nie.
Wszystko musi być wyłącznie po Twojemu?... Zawsze oczywiście możesz to z przytupem ogłosić, a nawet się przy tym na zabój upierać, czy też tych, co by tego nie uznali, traktować protekcjonalnie, nawet czy poniżająco. Te "emocjonalne wsparcia" dla dyskusji jednak z logicznego punktu widzenia mają wartość dokładnie równą zeru.
Choć właściwie to nawet jest gorzej, niż z wartością zerową owych zabiegów, bo w oczach tych obserwatorów, którzy wyciągają wnioski O SAMYM STWIERDZAJĄCYM, biorąc jako podstawę, co ów ktoś najwyraźniej uznał za argument w sprawie (a najwyraźniej uznał, jeśli go w dyskusji przedstawił), to użycie emocjonalnego lekceważenia w dyskusji ma moc dyskredytującą tego, który tym lekceważeniem się (przynajmniej jako pierwszy, inicjując taką grę) posługuje.
Reputacja o dyskutancie powstaje na bazie osądu stosowanych przez kogoś argumentów - używając zasadnych argumentów, nie tylko wspiera się samą sprawę, ale też jest to przyczynek do reputacji, jako tej osoby, która wnioskuje z zasadnych argumentów. Z drugiej strony, używając argumentów w typu "postraszę, zadziałam na emocje", ktoś automatycznie ląduje w kategorii "to ten, który uważa za wartościowy argument w dyskusji straszenie i manipulacje emocjonalne". Pewnie wszystkich tych, którzy emocjami się biją, to przekona. Jednak będzie to dyskredytujące w oczach obserwatorów, którzy nie uważają, iż manipulacja jest właściwych środkiem dochodzenia do poprawnych wniosków.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 6000
Przeczytał: 64 tematy


PostWysłany: Pią 8:46, 14 Mar 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Przemawiasz tutaj z pozycji jakiegoś sędziego - dawcy definicji teizmu. Arbitralnie sobie z tej definicji wykluczyłeś moje podejście. Tymczasem oryginalnie "teizm" oznacza po prostu TYLKO uznanie istnienia Boga, wiarę w Niego. To, czy teizm ma takie, czy inne traktowanie prawdy, tak czy inaczej podchodzi do interpretacji stwierdzeń, jest już nadmiarowe, niezwiązane z samą definicją teizmu, a więc przez jednych teistów może być uznane, a przez innych już nie.

Koło ogona mi lata jak sobie swoją religijność recjonalizujesz. W kontekscie tego tematu, teizm jest dobrze dookreślony w poście otwierającym.
Ja wiem, że ty masz ciągłe parcie na szkło, i z każdego tematu próbujesz zrobić swój ekshibicjonistyczny show, z twoją osobą i twoimi poglądami na pierwszym planie. Szkoda tylko, że jak już weźmiemy cię na tapetę, to trzeba się o tobie wyrażać jak o zmarłym, czyli dobrze, albo wcale, bo inaczej grasz ofiarę. Dlaczego? Bo masz ku temu powody. Któryś z twoich umysłów woła o pomoc, ale ten racjonalizujący blokuje to w obiektywnej dyskusji. I średnio, jeśli w ogóle by mnie to interesowało, gdyby nie ten ekshibicjonizm. Nie chcesz być oceniany, to załatw sobie ten temat przed lustrem, bo od lat wyłazi na forum, w każdym temacie.

Cytat:
Wszystko musi być wyłącznie po Twojemu?... Zawsze oczywiście możesz to z przytupem ogłosić, a nawet się przy tym na zabój upierać, czy też tych, co by tego nie uznali, traktować protekcjonalnie, nawet czy poniżająco. Te "emocjonalne wsparcia" dla dyskusji jednak z logicznego punktu widzenia mają wartość dokładnie równą zeru.

Opisujesz tak na prawdę siebie, ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że ty próbujesz tematy emocjonalne rozwiązywać logicznie, bo inaczej nie potrafisz. Przeraża cię emocjonalność, jest dla ciebie czymś koniecznym do wyeliminowania po to, aby nie zakłucało twojego racjonalnego myślenia. Innymi słowy, twoje "emocjonalne wsparcie" dla twojego logicznego punktu widzenia, jest bezwartościowe. Zrobiłeś sobie z duchowości przedmiot ścisły, bo myślisz, że jest taki sam jak fizyka, czy matematyka.

Mógłbym tak dalej odpowiadać, na te objawy twojego osobistego problemu, ale wtedy zupełnie odbiegnę od tematu, którym ty nie jesteś. Jeśli dojrzejesz do swoich problemów tak jak katolikus, że będziesz w stanie o nich otwarcie mówić, to załóż swój osobny temat.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Pią 8:49, 14 Mar 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34758
Przeczytał: 89 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:56, 14 Mar 2025    Temat postu:

Banjankri napisał:
Rzecz w tym, że ty próbujesz tematy emocjonalne rozwiązywać logicznie, bo inaczej nie potrafisz.

Z tym się zgodzę. Założyłem nawet nowy wątek, w którym zamierzam zająć się właśnie tym zagadnieniem. http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/emocje-jako-fenomen-do-opisu-i-oceny-teoretyzowania,27413.html
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2961
Przeczytał: 109 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 23:43, 14 Mar 2025    Temat postu:

Trochę mnie tu nie było, a temat ma już dwie strony. Nie wiedziałem, że będę miał tyle do czytania. Spróbuję trochę się odnieść. Dziękuję za różne komentarze, które poszerzają świadomość i zmuszają do zastanowienia.

Michał Dyszyński napisał:
Jest taki typ osób, które dopiero wtedy zaczynają kogoś szanować, gdy on okaże siłę, nawet dominację. Nie wiem, jak jest w Twoim przypadku, ale przypuszczam, że skoro tutaj na sfinii okazujesz ponadprzeciętne zainteresowanie rozwojem umysłu i ducha, to raczej nie chcesz ulegać takim "pierwotnym" formom wywalczania sobie godnej pozycji w relacji z drugą osobą.


Tak, nie zależy mi na wykazywaniu swojej dominacji, budowaniu relacji w oparciu o wywyższanie się i poniżaniu drugiej strony. Nie zależy mi, choć i ja w swoich emocjach nie jestem doskonały, a mój umysł nie jest wolny od pierwotnych instynktów, które często na forum analizujesz.
Mnie zależy na dogadywaniu się, przemyśleniu problemu, porozmawiania z drugą stroną, co jest problemem. Najbardziej jednak boli to, że bliska mi osoba potrafi szybko przechodzić w stan silnych emocji (co sprawia, że i mnie te silne emocje się udzielają w myśl zasady - silna emocja wciąga słabszą), że potrafi rzucać różnymi krzywdzącymi oskarżeniami, i że nie zadaje sobie trudu, by spróbować lepiej zrozumieć moje intencje, moje myślenie, moje wartości. Ale muszę pamiętać, że bliska mi osoba nosi w sobie różne frustracje, które są przyczyną różnych okoliczności życiowych, które osłabiły psychikę. Takie jest życie, ale dopóki ono trwa to jest szansa na uzdrowienie umysłów i relacji.
Na tę chwilę najbardziej zastanawiam się czy mógłbym coś zrobić, aby bliska mi osoba nie zatraciła zdolności do dobrych uczuć i głosu sumienia. Bo wydaje mi się, że jak człowiek pozbawi się poczucia, że robi coś złego, że przekracza granicę dobra to potem już bez namysłu będzie krzywdzić i krzywdzić i nie będzie widzieć w tym problemu. Tej sytuacji boję się najbardziej u bliskiej mi osoby.


Cytat:
Jeśli w Twoim przypadku byłby to ten problem, to ewentualnie może dałbyś sobie nieco spokoju "waląc pięścią w stół" (być może niejednorazowo), czyli podejmując walkę.


Chyba tak robiłem za często (w sensie ulegałem temu i też wchodziłem w silne emocje). A ja wolałbym stać się dojrzałą, mądra świadomością, która będzie wstanie mądrze reagować i jeszcze poddźwignie drugą osobę. No, ale to raczej marzenie. Na tę chwilę najczęściej po prostu milknę i się bardzo dystansuje.

Cytat:
Ja, po latach różnych konfliktów o patologicznym charakterze mam takie doświadczenie, że sam może za dużo starałem się brać na siebie, że pewnie gdybym był (oczywiście nie dowolnie, lecz rozsądnie, konsekwentnie, z wyczuciem) był bardziej asertywny, to na lepiej by wyszło.


Ty Michał i patologiczne konflikty? Przecież ty jesteś jedną z tych silniejszych (dobrze rozumiejących życie, głęboko dojrzałą, rozumiejąca ludzką psychikę, naturę) świadomości. Potrafisz komuś wskazać jego prawdopodobne rzeczywiste problemy i masz zdolność do głębokich refleksji, które pociągają. Myślę sobie, że ty patologiczne sytuacje potrafisz zablokować i jeśli już to pomóc coś zrozumieć drugiej stronie, tak aby ona zaczęła dojrzewać.

----

Banjankri napisał:
Masz zły światopogląd (1), złe intencje (2) i złą definicję prawdy (3).


Trudno mi się do tego odnieść, bo jest tu tylko samo stwierdzenie. Nie wykluczam też jednak, że nie możesz mieć racji choćby częściowo. Może spróbuję dopytać.

1. Dlaczego złe jest przekonanie, że jeśli Bóg nie istnieje to ludzie nie mają szans na wyzwolenie z wszystkich słabości, problemów, nieszczęść, które naznaczają ich życie? Miliony ludzi odchodzi z tego świata jako ludzie nieszczęśliwi, pogubieni w sobie, mocno niedojrzali i skłóceni z innymi osobami. Jeśli Boga nie ma to ci ludzie już przegrali, bo oni odeszli i szansa na prawdziwe szczęście też przepadła.

2. Co jest złego w tym, że życzę bliskiej mi osobie zdolności do głębszej refleksji w swoim sumieniu tak, aby była zdolna do przeproszenia i odczuwania, że zrobiło się jakieś zło? Sobie samemu też tego życzę i chciałbym się tu rozwijać.

3. Rozwiń myśl.


Cytat:
Wiem, że niespecjalnie moja opinia ciebie interesuje,


Nie wiem skąd ten wniosek. Interesuje mnie zdanie prawie każdego na tym forum. Nawet jeśli na coś nie odpowiadam (bo nie mam czasu, bo nie rozumiem wszystkiego..) to zazwyczaj odczuwam wdzięczność, że ktoś chciał się swoimi myślami podzielić. Jeżeli chodzi o ciebie to nie tyle, co mnie nie interesuje, co raczej albo nie do końca rozumiem, co piszesz, albo się nie zgadzam, ale nawet jeśli się nie zgadzam to interesuje mnie, co może myśleć osoba o światopoglądzie filozofii daleko wschodniej. Na co dzień takich osób nie spotykam.

-----

Tutaj na tę chwilę przerywam czytanie tematu. Idę spać. Jutro przeczytam całość i może znów się do czegoś odniosę. :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23726
Przeczytał: 98 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 1:57, 15 Mar 2025    Temat postu:

Katolikus

Cytat:
Miliony ludzi odchodzi z tego świata jako ludzie nieszczęśliwi, pogubieni w sobie, mocno niedojrzali i skłóceni z innymi osobami. Jeśli Boga nie ma to ci ludzie już przegrali, bo oni odeszli i szansa na prawdziwe szczęście też przepadła.


Czy z tego powodu postulujesz istnienie Boga?


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Sob 1:58, 15 Mar 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34758
Przeczytał: 89 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 2:44, 15 Mar 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Cytat:
Jeśli w Twoim przypadku byłby to ten problem, to ewentualnie może dałbyś sobie nieco spokoju "waląc pięścią w stół" (być może niejednorazowo), czyli podejmując walkę.


Chyba tak robiłem za często (w sensie ulegałem temu i też wchodziłem w silne emocje). A ja wolałbym stać się dojrzałą, mądra świadomością, która będzie wstanie mądrze reagować i jeszcze poddźwignie drugą osobę. No, ale to raczej marzenie. Na tę chwilę najczęściej po prostu milknę i się bardzo dystansuje.

Cytat:
Ja, po latach różnych konfliktów o patologicznym charakterze mam takie doświadczenie, że sam może za dużo starałem się brać na siebie, że pewnie gdybym był (oczywiście nie dowolnie, lecz rozsądnie, konsekwentnie, z wyczuciem) był bardziej asertywny, to na lepiej by wyszło.


Ty Michał i patologiczne konflikty? Przecież ty jesteś jedną z tych silniejszych (dobrze rozumiejących życie, głęboko dojrzałą, rozumiejąca ludzką psychikę, naturę) świadomości. Potrafisz komuś wskazać jego prawdopodobne rzeczywiste problemy i masz zdolność do głębokich refleksji, które pociągają. Myślę sobie, że ty patologiczne sytuacje potrafisz zablokować i jeśli już to pomóc coś zrozumieć drugiej stronie, tak aby ona zaczęła dojrzewać.

Aktualnie rzeczywiście już stare konflikty, które miałem, jakoś w znacznym stopniu powygasały. Jednak nie do końca jestem zadowolony z tego, jak to się ułożyło. Jakaś tam poprawa jest, ale daleko też jest do stanu w pełni satysfakcjonującego. Wydaje mi się, że w pewnych zapiekłych negatywnych układach pomóc mogą tylko ewentualnie osoby trzecie (też nie zawsze), albo czasem jakaś forma wyraźnej zmiany środowiska. Niestety, w toksycznych układach tworzą się po jakimś czasie stałe schematy i zabetonowanie stanowisk. Wtedy żadna strona nie ustępuje ze swego, a co najwyżej tworzy się chłodny, sztywny "względny spokój". Ale z pewnymi osobami po prostu nie da się chyba osiągnąc naprawdę dobrych relacji. Szczególnie myślę tu o osobach skrajnie rywalizujących i walecznych, dla których nic nie jest ważniejsze ponad wykazywanie, że się umie po raz koleiny postawić na swoim.
Nie nazwałbym się tak ogólnie silnym, bo choć osiągnąłem stan przyblokowania pierwotnych konfliktów, to widzę wciąż u siebie wiele słabości i rzeczy do poprawy. Czasem myślę, że i tak w życiu miałem "więcej szczęścia niż rozumu", bo jednak nawet te trudne relacje, jakie miałem nie były jakieś skrajnie trudne - np. nie miałem nieszczęścia urodzić się np. w patologicznej, przestępczej rodzinie.
Nie wiem na jakim etapie teraz jesteś i co Ci po drodze się nie ułożyło, ale i tak nie wejdzie się dwa razy do tej samej rzeki, ani nie wróci do starych układów z danym człowiekiem. Trzeba bazować na tym, do czego sytuacja wyewoluowała, nie ludząc się, że stare błędy będzie można wyprostować tak, jakby się od początku miało ich świadomość. Czyli, inaczej mówiąc, niezbędna i tak będzie kreatywnosć, czujność, wyczucie.
Ale każda sytuacja jest jakoś inna. Dla przykładu oględnie opiszę 4 przypadki moich wieloletnich problemów z ludźmi, które z grubsza wszystkie dzisiaj mają stan lepszy, niż to było kiedyś.
Konflikt z osobą 1 - jest dzisiaj lepiej, bo ta osoba zaczęła się leczyć - u psychologa, u psychiatry, bierze leki.
Konflikt z osobą 2 - po latach niedogadywania się udało mi się w pewnej jednej (!) rozmowie szczerym określeniem trafić do tej osoby, dzięki czemu zrozumiała ona, że z mojej perspektywy nasza relacja zupełnie inaczej wygląda, niż to sobie ona wyobrażała. To wyraźnie naprawiło nasze relacje i rok za rokiem potem one się dalej poprawiały.
Konflikt z osobą 3 - jest lepiej chyba trochę dlatego, że osoba się postarzała, czuje się bardziej (także ode mnie) zależna, więc nie stawia już, jak kiedyś, spraw na ostrzu noża. A też i trochę poprawiło się po pewnych dramatycznych zdarzeniach (śmierć bliskiej osoby) w życiu owej osoby.
Konflikt z osobą 4 - jest dziś w stanie raczej "sztywnym" - ja się z nią w rozmowach kontroluję na maksa, poruszam wyłącznie "bezpieczne" tematy, nie oczekuję już, że relacja z tą osobą stanie się szczera, normalna. Nauczyłem się z nią samokontroli, dzialam "w trybie terapeuty", czyli praktycznie wszystko, co z tą osobą się dzieje jest pozbawione z mojej strony nadziei na to, że np. z ową osoba da się szczerze, w pełni normalnie pogadać. Trudno - akurat z tą osobą nie ma na to szans, bo mamy do czynienia z przypadkiem też w zasadzie psychiatrycznym (na szczęście nie jest o jakaś "twarda" schizofrenia, a tylko zaburzenia paranoiczne i nerwicowe).
Chyba tylko moje relacje z osobą 2 są dzisiaj wyraźnie dobre, nie mogę tu na nic większego narzekać (jakieś drobiazgi oczywiście zawsze się mogą pojawiać, ale to... jak to w życiu). Z pozostałymi osobami wciąż jest co najwyżej akceptowalnie, co najwyżej "jako tako". Ale też nie jest zupełnie źle i chyba jest lepiej niż to ileś lat temu jeszcze było.
Osoba 4 jest przykładem chyba tego, że czasem trzeba się pogodzić z tym, że nie da się naprawić do końca niektórych relacji z ludźmi. Najlepsze, co da się wtedy osiągnąć jest jaka taka poprawność, brak zagrożenia stałym konfliktem.

Aktualizacja
Pomyślałem sobie jeszcze, że do mojej listy dodam jeszcze jeden w miarę pozytywny przypadek, gdy działania okazały się w miarę skuteczne:
Osoba 5 - była w swoim czasie wobec mnie napastliwa, stawiajaca sprzeczne żądania i czepiająca się co chwila czegoś. W pewnym momencie zaproponowałem jej, że wykonam, co ona chce, ale powinna się określić, czy chce opcji A, czy opcji nie-A, bo nie da się zrealizować sprzecznych wymagań jednocześnie. To chyba tej osobie dało do myślenia, bo jej napastliwość wobec mnie od owego czasu wyraźnie zelżała.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 12:22, 15 Mar 2025, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 6000
Przeczytał: 64 tematy


PostWysłany: Sob 12:01, 15 Mar 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
1. Dlaczego złe jest przekonanie, że jeśli Bóg nie istnieje to ludzie nie mają szans na wyzwolenie z wszystkich słabości, problemów, nieszczęść, które naznaczają ich życie?

Każdy świadopogląd ma u swoich podstaw założenia, które wynikają z istoty życia. Ta istota, niezależnie od tego, czy jest uświadomiona, czy nie, działa na każde zachowanie jak atraktor, coś co skłania do działania, które zbliża nas do niej. Taki obraz rzeczy powoduje, że traktujemy życie jak drogę do jego istoty, która ma najwyższą wartość. Dla uproszczenia załóżmy, że to jest Bóg. Wszystko, co staje nam na drodze do Boga jest przeszkodą, tymczasową niedogodnością, a w najlepszym przypadku, nietrwałym wsparciem w drodze do niego.
Wszystkie słabości, problemy, nieszczęścia, które naznaczają życie, są słabościami, problemami i nieszczęściem w zbliżaniu się do istoty, czyli Boga.
Jeżeli Bóg nie istnieje, to ludzie nie tyle nie mają szans się z nich wyzwolić, co w ogóle nie mają takiej potrzeby. Jeżeli musisz dojechać nad morze, to brak paliwa, czy przebita opona, są problemem, ale jeżeli dobrze ci jest tu gdzie jesteś, to przestają nim być. Jeżeli bliska osoba przebije ci oponę, to twoja złość będzie proporcjonalna do tego, jak bardzo zależy ci na podróży nad morze. Zrozumienie, że ten akt przebicia opony jest wołaniem o uwagę, nie jest łatwe. Musiałbyś zrozumieć, że przebicie opony jest twoim błędem. Absurdalne, jeśli prawdę i sens widzisz nad morzem, a nie w relacji z osobą.

Cytat:
Miliony ludzi odchodzi z tego świata jako ludzie nieszczęśliwi, pogubieni w sobie, mocno niedojrzali i skłóceni z innymi osobami. Jeśli Boga nie ma to ci ludzie już przegrali, bo oni odeszli i szansa na prawdziwe szczęście też przepadła.

Mając takie przekonanie, nie dasz innym spokoju, dopóki nie osiągną prawdziwego szczęścia, definiowanego twoim światopoglądem. Ponieważ zakładasz, że szczeście jest "gdzieś tam", nie pozwolisz na szczęście 'tu i teraz" jeżeli nie spełniają twojej definicji prawdy, bo to stałoby się przeszkodą, w drodze to pełnego śzczęścia zdefiniowanego przez ciebie.

Cytat:
2. Co jest złego w tym, że życzę bliskiej mi osobie zdolności do głębszej refleksji w swoim sumieniu tak, aby była zdolna do przeproszenia i odczuwania, że zrobiło się jakieś zło? Sobie samemu też tego życzę i chciałbym się tu rozwijać.

To zacznij od siebie. Od zagłębienia się na tyle, żeby zrozumieć, że ta twoja intencja jest zła, sama w sobie. To czego obecnie chcesz, to żeby ktoś szedł w stronę istoty twojego życia razem z tobą, a jak nie, to ją zranisz tak bardzo, że lepiej będzie jej iść z tobą, niż być ranioną. Metoda prymitywna, ale niestety skuteczna.

Cytat:
3. Rozwiń myśl.

Wszystko co powyżej napisałem o twoim zachowaniu motywowane jest twoim rozumieniem prawdy. Chcesz iść w danym kierunku, bo uważasz, że idziesz w stronę prawdy i że masz rację. Bóg jest prawdą, bez boga nie ma prawdy. Nie widzisz jednak, że jeśli istota prawdy jest gdzieś tam, to nie ma jej tutaj, przez co żyjesz w nieprawdziwym świecie. Innymi słowy, albo wierzysz, że Bóg jest rzeczywistością, wiecznie aktualną i obecną w życiu każdego, albo jest gdzieś tam, a więc żyjemy w kłamstwie. Żyjąc w kłamstwie, nie możesz żyć w prawdzie, więc twoja definicja prawdy nie może być prawdziwa, z definicji. Innymi słowy, musisz definiować prawdę jako istniejącą tu i teraz, bo inaczej twoja definicja prawdy, sama się obala.

Dopiero jeśli zdefiniujesz prawdę w obecnej rzeczywistości, a nie gdzieś tam, po śmierci, będziesz w stanie dostrzec ją w drugiej osobie. Wasza relacja będzie prawdziwa i żywa, bo zobaczycie siebie takimi jacy jesteście, a nie jacy chielibyście być w oparciu o waszą indoktrynację społeczną. Jak to zrozumiesz, to nawet przez głowę ci nie przejdzie, żeby wyrządzić drugiej osobie jakąkolwiek krzywdę, nawet jak ona będzie ciebie krzywdziłą. To jest ten nastawiony drugi policzek, to jest to Królestwo Niebieskie, które jest między wami, ale go nie widzicie.
Dzisiaj możesz ranić słowami tylko dlatego, że żyjesz w wyimaginowanej przeszłości, w relacji z wyimaginowanym obrazem innej osoby. W ten obraz możesz bez krępacji wbijać szpile, bo jest martwy, logiczny, racjonalny, obiektywny. Przyszłość jest martwa. Woda życia płynie tylko w terazniejszości.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23726
Przeczytał: 98 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 1:55, 16 Mar 2025    Temat postu:

Banjankri


Cytat:
Dopiero jeśli zdefiniujesz prawdę w obecnej rzeczywistości, a nie gdzieś tam, po śmierci, będziesz w stanie dostrzec ją w drugiej osobie. Wasza relacja będzie prawdziwa i żywa, bo zobaczycie siebie takimi jacy jesteście, a nie jacy chielibyście być w oparciu o waszą indoktrynację społeczną. Jak to zrozumiesz, to nawet przez głowę ci nie przejdzie, żeby wyrządzić drugiej osobie jakąkolwiek krzywdę, nawet jak ona będzie ciebie krzywdziłą. To jest ten nastawiony drugi policzek, to jest to Królestwo Niebieskie, które jest między wami, ale go nie widzicie.
Dzisiaj możesz ranić słowami tylko dlatego, że żyjesz w wyimaginowanej przeszłości, w relacji z wyimaginowanym obrazem innej osoby. W ten obraz możesz bez krępacji wbijać szpile, bo jest martwy, logiczny, racjonalny, obiektywny. Przyszłość jest martwa. Woda życia płynie tylko w terazniejszości.


Pięknie napisane. Jak będzie to wyglądać w praktyce?

Co ma robić konkretnie człowiek, który słyszy wyzwiska lub krytykę?

Czy przepraszanie jest zupełnie niepotrzebne?

Trudno utrzymać relację gdy ktoś wyraził się o tobie: kupa gówna.


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Nie 2:01, 16 Mar 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 6000
Przeczytał: 64 tematy


PostWysłany: Nie 8:59, 16 Mar 2025    Temat postu:

Semele napisał:
Co ma robić konkretnie człowiek, który słyszy wyzwiska lub krytykę?

"Tak, jestem kupą gówna, ale nie tylko. Tak samo jak ty. Nie pozbędziemy się tego gówna jednak, obrzucając się nim nawzajem. Każdy musi uporać się ze swoim gównem samodzielnie, tak żeby się nie przelewało na innych."


Akurat katolicy trenują przyznawanie się do bycia gównem jak nikt inny, na mszy i w konfesjonale. Interpretują to jednak jako samobiczowanie, a nie właściwie, jako szczere wyznanie.

Cytat:
Czy przepraszanie jest zupełnie niepotrzebne?

Jak wiesz, że wszelkie wyzwiska są kierowane ku wyimaginowanej personie, niespecjalnie ci to przeszkadza. To bardziej wyzywająca osoba ma problem, bo gówno wylewa się z niej. Gorzej jak ten atak trafia w sendo, a my nie potrafimy tego dźwignąć i odwzajemniamy się jeszcze gorszym atakiem.
Jeżeli istotą życia jest obecnym moment, to nie będziesz go zaśmiecać gównem, na rzecz przyszłości. Będziesz jedynie próbowała pozbyć się smrodu, który uprzykrza ci życie teraz. Żeby to jednak zrozumieć, musisz cenić swoje autentyczne życie, tu i teraz, bardziej niż to wyimaginowane po śmierci. Niestety u wierzących katolików jest to odwrócone do góry nogami. Oni wrecz wmawiają sobie, że żyją dla życia wiecznego, a więc wszystko poświęcą dla tej idei, nawet życie.

"No przecież Jezus tak zrobił.... a skoro Bóg tak zrobił, to ty też musisz! I ja ci "pomogę" uprzykrzając ci obecne życie, najbardziej jak potrafię, bo bez Jezuska nie ma w tobie prawdy, jesteś kupą gówna!"

Błędny światopogląd, błędna intencja, błędna definicja prawdy. Fundamentalne błędny życiowe, których konsekwencje są tragiczne.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Nie 9:02, 16 Mar 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23726
Przeczytał: 98 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:36, 16 Mar 2025    Temat postu:

Nie byłam nigdy katolikiem więc chyba tego nie czuję.
Nie sprawia mi także przyjemności wyzywanie kogoś.
Każdy wie kim jest.

Ty byłeś, wnioskuję osobą osadzoną w swiatopoglądzie, który teraz jakby zwalczasz. Tego etapu Twojego życia nie wspominasz najlepiej?


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Nie 12:37, 16 Mar 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 6000
Przeczytał: 64 tematy


PostWysłany: Nie 13:42, 16 Mar 2025    Temat postu:

Czujesz, tylko sobie nie zdajesz sprawy. Nawet jak nie byłaś katoliczką, to i tak wychowywałaś się w kulturze przez nią kształtowanej. Po prostu nie masz tej samej istoty życia w Bogu, ale cała reszta jest taka sama.

Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Nie 13:51, 16 Mar 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23726
Przeczytał: 98 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:53, 16 Mar 2025    Temat postu:

Banjankri napisał:
Czujesz, tylko sobie nie zdajesz sprawy. Nawet jak nie byłaś katoliczką, to i tak wychowywałaś się w kulturze przez nią kształtowanej. Po prostu nie masz tej samej istoty życia w Bogu, ale cała reszta jest taka sama.


Ta cała reszta to co?

Podaj jakiś konkretny przykład.

Lub scharakteryzuj krótko różnicę kultur.
Musisz jeszcze wziąć pod uwagę, że jestem trochę starsza. Żyłam za czasow tak zwanej komuny co jeszcze komplikuje caly obraz.

Trochę pobocznie wypowiedź ojca Salija

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Nie 15:17, 16 Mar 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2961
Przeczytał: 109 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:54, 16 Mar 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Nie wiem na jakim etapie teraz jesteś i co Ci po drodze się nie ułożyło, ale i tak nie wejdzie się dwa razy do tej samej rzeki, ani nie wróci do starych układów z danym człowiekiem.


Doszedłem do pewnej relatywnej zgody z bliską mi osobą. Mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej. Pomiędzy mną, a bliską mi osobą istnieje konflikt wartości, konflikt tego, co uważamy w życiu za istotnie ważne, konflikt tego czemu warto w życiu się poświęcić. Oczywiście dochodzą jeszcze inne problemy, ale ta różnica "światów" jest moim zdaniem widoczna.
Może gdybym potrafił skutecznie wytłumaczyć, pokazać, jak ważne dla człowieka jest to, jak to nazwałeś, interesowanie się rozwojem umysłu i ducha, to może byłbym poważniej postrzegany przez bliską mi osobę. Niestety ciężko przebić mi się do świata, który duchowość uznaje za jakieś abstrakcyjne wymysły oderwane od prawdziwego świata, w którym są realne problemy. Nie potrafię wytłumaczyć, że często to jak będziemy rozwiązywać problemy tego "realnego świata" zależy od naszej dojrzałości duchowej.

----

katolikus napisał:
1. Dlaczego złe jest przekonanie, że jeśli Bóg nie istnieje to ludzie nie mają szans na wyzwolenie z wszystkich słabości, problemów, nieszczęść, które naznaczają ich życie?
Banjankri napisał:
Każdy świadopogląd ma u swoich podstaw założenia, które wynikają z istoty życia. Ta istota, niezależnie od tego, czy jest uświadomiona, czy nie, działa na każde zachowanie jak atraktor, coś co skłania do działania, które zbliża nas do niej. Taki obraz rzeczy powoduje, że traktujemy życie jak drogę do jego istoty, która ma najwyższą wartość. Dla uproszczenia załóżmy, że to jest Bóg. Wszystko, co staje nam na drodze do Boga jest przeszkodą, tymczasową niedogodnością, a w najlepszym przypadku, nietrwałym wsparciem w drodze do niego.
Wszystkie słabości, problemy, nieszczęścia, które naznaczają życie, są słabościami, problemami i nieszczęściem w zbliżaniu się do istoty, czyli Boga.
Jeżeli Bóg nie istnieje, to ludzie nie tyle nie mają szans się z nich wyzwolić, co w ogóle nie mają takiej potrzeby.Jeżeli musisz dojechać nad morze, to brak paliwa, czy przebita opona, są problemem, ale jeżeli dobrze ci jest tu gdzie jesteś, to przestają nim być.


Słabości, problemy i nieszczęścia ludzkie są czymś głębszym i szerszym niż ty to tu sugerujesz. Załóżmy, że Bóg nie istnieje. Załóżmy, że udowodniono to ponad wszelką wątpliwość, a ludzkość to przyjęła. I co? Czy sugerujesz, że od tego momentu ludzie już nie będą mieli słabości, problemów i nieszczęść? Moim zdaniem one będą, a jeśli dodatkowo nie ma Boga to nikt już ludziom nie pomoże dojść do ładu z własną nieuporządkowaną naturą.

Ludzie od zawsze w relacjach ze sobą zadawają sobie ból, ranią się, niszczą pomiędzy sobą relację, popadają w różne nałogi, niezdrowe przywiązania. Ileż to tragedii rodzinnych było i jest na świecie! To wszystko naznacza życie człowieka bez względu na to, czy ktoś myśli o Bogu, czy nie. Mimo to bez Boga ludzkość nie ma szans na wielką przemianę, która musi się w każdym człowieku dokonać, aby uporządkować swoją niedojrzałą naturę.

Cytat:
Jeżeli bliska osoba przebije ci oponę, to twoja złość będzie proporcjonalna do tego, jak bardzo zależy ci na podróży nad morze. Zrozumienie, że ten akt przebicia opony jest wołaniem o uwagę, nie jest łatwe. Musiałbyś zrozumieć, że przebicie opony jest twoim błędem. Absurdalne, jeśli prawdę i sens widzisz nad morzem, a nie w relacji z osobą.


Nie wiem, co to znaczy widzieć prawdę i sens w relacji z osobą. Natomiast, jeśli istnieje Bóg to ci, którzy tak bardzo zabetonowali się w swoich niszczących postawach mają szansę na to, aby zwalczyć w sobie to, co w nich niedojrzałe i prowadzące do cierpienia. Tylko jeśli istnieje Bóg to człowiek, który przeżył to życie reagując złością na różne problemy, czy człowiek, który nieporadnie wołał o uwagę, ma szansę narodzić się do nowych głębszych, dojrzalszych postaw, reakcji itd.

katolikus napisał:
Miliony ludzi odchodzi z tego świata jako ludzie nieszczęśliwi, pogubieni w sobie, mocno niedojrzali i skłóceni z innymi osobami. Jeśli Boga nie ma to ci ludzie już przegrali, bo oni odeszli i szansa na prawdziwe szczęście też przepadła.
Banjankri napisał:
Mając takie przekonanie, nie dasz innym spokoju, dopóki nie osiągną prawdziwego szczęścia, definiowanego twoim światopoglądem. Ponieważ zakładasz, że szczeście jest "gdzieś tam", nie pozwolisz na szczęście 'tu i teraz" jeżeli nie spełniają twojej definicji prawdy, bo to stałoby się przeszkodą, w drodze to pełnego śzczęścia zdefiniowanego przez ciebie.


To w ogóle nie jest odpowiedź na postawiony przeze mnie problem. Mam wrażenie, że starasz się wzniośle zagadać moją argumentację. Zostaw swoje spekulacje o tym, czy ja komuś daje spokój czy nie daje i co ja zakładam na temat tego, gdzie jest szczęście, a odpowiedz mi proszę na pytanie:
Czy zgadzasz się, że miliony ludzi odchodzi z tego świata jako ludzie nieszczęśliwi, pogubieni w sobie, mocno niedojrzali i skłóceni z innymi osobami?

katolikus napisał:
2. Co jest złego w tym, że życzę bliskiej mi osobie zdolności do głębszej refleksji w swoim sumieniu tak, aby była zdolna do przeproszenia i odczuwania, że zrobiło się jakieś zło? Sobie samemu też tego życzę i chciałbym się tu rozwijać.
Banjankri napisał:
To zacznij od siebie. Od zagłębienia się na tyle, żeby zrozumieć, że ta twoja intencja jest zła, sama w sobie. To czego obecnie chcesz, to żeby ktoś szedł w stronę istoty twojego życia razem z tobą, a jak nie, to ją zranisz tak bardzo, że lepiej będzie jej iść z tobą, niż być ranioną. Metoda prymitywna, ale niestety skuteczna.


Są takie zachowania, uczucia i czyny, które przynoszą cierpienie w relacjach. Intencja, by osoby wzajemnie się krzywdzące zrozumiały, że błądzą, stają się ofiarą własnej nieuporządkowanej natury, że ranienie siebie nie jest sposobem na rozwiązywanie problemów, nie jest czymś złym, jeśli człowiek ma stawać się bardziej dojrzalszą i rozwinięta osobowością. Nie wyjaśniłeś dlaczego miałoby to być coś złego (a na tym polegał twój zarzut). To czego ja chcę (znów wyżej błędnie psychologizujesz na mój temat) to nie tego, aby ktoś "szedł w stronę istoty mojego życia razem ze mną", ale by dojrzeć do świadomości, że czyni się jakieś zło, bo nasze zachowania, uczucia, czyny przynoszą ból, zranienia, krzywdę.

Cytat:
Wszystko co powyżej napisałem o twoim zachowaniu motywowane jest twoim rozumieniem prawdy. Chcesz iść w danym kierunku, bo uważasz, że idziesz w stronę prawdy i że masz rację. Bóg jest prawdą, bez boga nie ma prawdy. Nie widzisz jednak, że jeśli istota prawdy jest gdzieś tam, to nie ma jej tutaj, przez co żyjesz w nieprawdziwym świecie. Innymi słowy, albo wierzysz, że Bóg jest rzeczywistością, wiecznie aktualną i obecną w życiu każdego, albo jest gdzieś tam, a więc żyjemy w kłamstwie. Żyjąc w kłamstwie, nie możesz żyć w prawdzie, więc twoja definicja prawdy nie może być prawdziwa, z definicji. Innymi słowy, musisz definiować prawdę jako istniejącą tu i teraz, bo inaczej twoja definicja prawdy, sama się obala.


Strasznie to wszystko sobie nadbudowywujesz. Tu nie chodzi o żadną definicję prawdy, tylko o zwykłą refleksję, że tylko Bóg, jeśli On istnieje, to może bezbłędnie wiedzieć, na ile obiekcje, zarzuty, pretensje, które ludzie sobie wzajemnie stawiają są w sobie zasadne, trafne. I to wszystko. :) Ja nie jestem doskonały, jestem omylny, niewszechwiedzący i mam prawo mieć wątpliwości zarówno wobec swoich przekonań, obiekcji, diagnoz, jak i drugiej strony. Jeśli Boga nie ma to nikt nieomylnie nie rozstrzygnie, kto ma rację i czy w ogóle ktoś ma.

Cytat:
Dopiero jeśli zdefiniujesz prawdę w obecnej rzeczywistości, a nie gdzieś tam, po śmierci, będziesz w stanie dostrzec ją w drugiej osobie.


To powiedz mi jak ty dostrzegasz prawdę w drugiej osobie, bo ja nie wiem o czym piszesz. Co to w ogóle znaczy dostrzegać prawdę w drugiej osobie?

Cytat:
Wasza relacja będzie prawdziwa i żywa, bo zobaczycie siebie takimi jacy jesteście,


Zobaczyć siebie takim jakim się jest? To zawsze będzie na tym świecie widzenie niedoskonałe, omylne, oparte na bardziej lub mniej zasadnych domysłach.

-----

Semele napisał:
Czy przepraszanie jest zupełnie niepotrzebne?
Banjankri napisał:
Jak wiesz, że wszelkie wyzwiska są kierowane ku wyimaginowanej personie, niespecjalnie ci to przeszkadza. To bardziej wyzywająca osoba ma problem, bo gówno wylewa się z niej. Gorzej jak ten atak trafia w sendo, a my nie potrafimy tego dźwignąć i odwzajemniamy się jeszcze gorszym atakiem.


Tak, jak ktoś nam stawia słuszne, dobrze uzasadnione zarzuty, pretensje, a my zamiast nad tym się zastanowić, przemyśleć, czy druga strona, aby nie ma racji, a zamiast tego atakujemy drugą stronę, to świadczy to o naszej jakiejś słabości, niedojrzałości umysłowej. Natomiast jak najbardziej będzie przeszkadzać, nie dawać spokoju, gdy słyszysz krzywdzące, mocno arbitralne oceny na swój temat i przypisuje ci się intencje, których nie masz. To wtedy fakt, że obiekcje lecą ku "wyimaginowanej personie" niczego nie zmienia, bo boli cię to, że bliska ci osoba jest zdolna do takich toksycznych postaw, które szkodzą jej samej i waszej relacji. To boli, gdy widzisz, że bliska ci osoba wyjaławia się z dobrych uczuć i emocji, a brnie w jakieś niszczące ją mechanizmy. Natomiast przeproszenie byłoby dobrym symptomem tego, że osoba dostrzega w sobie chorobę zła, które infekuje umysł i serce.


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Nie 13:55, 16 Mar 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23726
Przeczytał: 98 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:24, 16 Mar 2025    Temat postu:

Katolikus

Cytat:
Tak, jak ktoś nam stawia słuszne, dobrze uzasadnione zarzuty, pretensje, a my zamiast nad tym się zastanowić, przemyśleć, czy druga strona, aby nie ma racji, a zamiast tego atakujemy drugą stronę, to świadczy to o naszej jakiejś słabości, niedojrzałości umysłowej. Natomiast jak najbardziej będzie przeszkadzać, nie dawać spokoju, gdy słyszysz krzywdzące, mocno arbitralne oceny na swój temat i przypisuje ci się intencje, których nie masz. To wtedy fakt, że obiekcje lecą ku "wyimaginowanej personie" niczego nie zmienia, bo boli cię to, że bliska ci osoba jest zdolna do takich toksycznych postaw, które szkodzą jej samej i waszej relacji. To boli, gdy widzisz, że bliska ci osoba wyjaławia się z dobrych uczuć i emocji, a brnie w jakieś niszczące ją mechanizmy. Natomiast przeproszenie byłoby dobrym symptomem tego, że osoba dostrzega w sobie chorobę zła, które infekuje umysł i serce.


Uzasadnione zarzuty zapewne czesto są. Jednak ważna jest forma. Jak to powiesz. Jeśli przetniesz komuś oponę niekoniecznie on to zrozumie w ten sposób, że nie chcesz abyś bez niego jechał nad morze. To do Banjankri. On może to zrozumieć jako ograniczanie i chęć kontrolowania. Sytuacja jeszcze się zaogni. Wiec nie tylko słowa ale i czyny trzeba rozważyć.


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Nie 15:31, 16 Mar 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 6000
Przeczytał: 64 tematy


PostWysłany: Nie 16:17, 16 Mar 2025    Temat postu:

Semele napisał:
Banjankri napisał:
Czujesz, tylko sobie nie zdajesz sprawy. Nawet jak nie byłaś katoliczką, to i tak wychowywałaś się w kulturze przez nią kształtowanej. Po prostu nie masz tej samej istoty życia w Bogu, ale cała reszta jest taka sama.


Ta cała reszta to co?

Podaj jakiś konkretny przykład.

Lub scharakteryzuj krótko różnicę kultur.
Musisz jeszcze wziąć pod uwagę, że jestem trochę starsza. Żyłam za czasow tak zwanej komuny co jeszcze komplikuje caly obraz.

Trochę pobocznie wypowiedź ojca Salija

[link widoczny dla zalogowanych]

Sposób budowania światopoglądu, definiowania prawdy, który przenosi punkt ciężkości życia na konsekwencje w przyszłości. Czy twoja egzystencja jest ciągłym bankietem, na którym każdy dzień jest spełnieniem misterium życia? Jeśli nie, to gdzie owo misterium się znajduje?
Ja nie chce zgadywać, jak dokładnie wygląda twoja psychika i co ją determinuje. Czy to komuna, samotność, izolacja, czy inne formy niedowartościowania? Sama szukaj odpowiedzi, czasu jest tak wiele....

Katolikus napisał:
Słabości, problemy i nieszczęścia ludzkie są czymś głębszym i szerszym niż ty to tu sugerujesz. Załóżmy, że Bóg nie istnieje. Załóżmy, że udowodniono to ponad wszelką wątpliwość, a ludzkość to przyjęła. I co? Czy sugerujesz, że od tego momentu ludzie już nie będą mieli słabości, problemów i nieszczęść? Moim zdaniem one będą, a jeśli dodatkowo nie ma Boga to nikt już ludziom nie pomoże dojść do ładu z własną nieuporządkowaną naturą.

Słabość jest zawsze w czymś, problem z czymś, a nieszczęście wynika z oczekiwań. Oczywiście, Boga można zastąpić czymś innym, chociażby materializmem, nie zmienia to jednak wiele, bo wszystko to są wymyślone problemy wynikające w projekcji istoty życia na przyszłość.
Czym jest nieuporządkowana natura? Skąd wiesz, że jest nieuporządkowana? Nieuporządkowana w stosunku do czego? Jeżeli nie masz punktu odniesienia, to nie możesz nawet określić owego nieuporządkowania. Jeżeli masz punkt odniesienia, to on definiuje nieuporządkowanie. To jest właśnie problem ze światopoglądem.

Cytat:
Ludzie od zawsze w relacjach ze sobą zadawają sobie ból, ranią się, niszczą pomiędzy sobą relację, popadają w różne nałogi, niezdrowe przywiązania. Ileż to tragedii rodzinnych było i jest na świecie! To wszystko naznacza życie człowieka bez względu na to, czy ktoś myśli o Bogu, czy nie. Mimo to bez Boga ludzkość nie ma szans na wielką przemianę, która musi się w każdym człowieku dokonać, aby uporządkować swoją niedojrzałą naturę.

To właśnie przez wiarę w byty nadprzyrodzone, człowiek wykształcił przekonanie i kulturę opartą o jakiś porządek rzeczy. Masz przekonania o porządku, i z tego wynika przekonanie o twojej nieadekwatności. Tym porządkiem jest Bóg niedościgniony, więc problem jest z definicji nierozwiązywalny.
Próbujesz wmówić mi, że od zawsze ludzie zadają sobie ból, więc to jest normalne, i tak musi być. To nieprawda. Potrafisz nie ranić? Jeśli tak, to ranienie jest wyborem, a nie istotą relacji. Naprawdę współczuję ci życia, w którym zadawanie sobie bólu, ranienie się nawzajem, jest nieodzowną jego częścią. Ja tak nie mam.

Cytat:
Nie wiem, co to znaczy widzieć prawdę i sens w relacji z osobą.

Wymowne. Chyba warto więc się nad tym głęboko zastanowić.

Cytat:
Natomiast, jeśli istnieje Bóg to ci, którzy tak bardzo zabetonowali się w swoich niszczących postawach mają szansę na to, aby zwalczyć w sobie to, co w nich niedojrzałe i prowadzące do cierpienia.

No właśnie rzecz w tym, że tak długo ja wierzą w Boga, szukają poprawienia swojej relacji z nim, kosztem relacji z innymi.

Cytat:
Czy zgadzasz się, że miliony ludzi odchodzi z tego świata jako ludzie nieszczęśliwi, pogubieni w sobie, mocno niedojrzali i skłóceni z innymi osobami?

Tak zgadzam się, i wskazuję dlaczego tak jest, czego ty nie chcesz słyszeć.

Cytat:
Są takie zachowania, uczucia i czyny, które przynoszą cierpienie w relacjach. Intencja, by osoby wzajemnie się krzywdzące zrozumiały, że błądzą, stają się ofiarą własnej nieuporządkowanej natury, że ranienie siebie nie jest sposobem na rozwiązywanie problemów, nie jest czymś złym, jeśli człowiek ma stawać się bardziej dojrzalszą i rozwinięta osobowością. Nie wyjaśniłeś dlaczego miałoby to być coś złego (a na tym polegał twój zarzut). To czego ja chcę (znów wyżej błędnie psychologizujesz na mój temat) to nie tego, aby ktoś "szedł w stronę istoty mojego życia razem ze mną", ale by dojrzeć do świadomości, że czyni się jakieś zło, bo nasze zachowania, uczucia, czyny przynoszą ból, zranienia, krzywdę.

Nie trzeba dochodzić do świadomości, że czyni się zło, bo ta świadomość jest od początku. Jest istotą takiego działania. Czy tobie naprawdę wydaje się, że jak ktoś ci mówi, że jesteś kupą gówna, to nie zdaje sobie sprawy z tego, że to rani? Nie tylko sobie zdaje z tego sprawę, ale i robi to intencjonalnie. Chce skrzywdzić, dlatego to mówi. Zanim zaczniesz uświadamiać innym, że robią źle, sam zrozum to, co robią celowo.

Cytat:
Strasznie to wszystko sobie nadbudowywujesz. Tu nie chodzi o żadną definicję prawdy, tylko o zwykłą refleksję, że tylko Bóg, jeśli On istnieje, to może bezbłędnie wiedzieć, na ile obiekcje, zarzuty, pretensje, które ludzie sobie wzajemnie stawiają są w sobie zasadne, trafne.

I to ja niby nadbudowuję... Nie ma większej nadbudówki niż Bóg. No ale chciałbym usłyszeć, co to jest refleksja, i jaką rolę w refleksji odgrywa prawda?

Cytat:
To powiedz mi jak ty dostrzegasz prawdę w drugiej osobie, bo ja nie wiem o czym piszesz. Co to w ogóle znaczy dostrzegać prawdę w drugiej osobie?

Prawda w drugiej osobie widoczna jest wtedy, kiedy przestaje ona generować błędne przekonania o świecie. Pozwól drugiej osobie w pełni się wyrazić, żeby miała okazję dostrzec to, co w niej przekłamane, zmyślone, nieszczere i przedmiotowe. Jak to porzuci, to będzie sobą, podmiotem.
Uwierz mi, nie skłonisz nikogo do takiego oczyszczenia trafiając w niego własnymi przekłamaniami.

Cytat:
Zobaczyć siebie takim jakim się jest? To zawsze będzie na tym świecie widzenie niedoskonałe, omylne, oparte na bardziej lub mniej zasadnych domysłach.

I wracamy do początku i twojej niechęci do zaakceptowania tego, że aby określić niedoskonałość, musisz wierzyć w istnienie doskonałości. Cierpienie i niedoskonałość generowane są wyobrażeniem i pragnieniem doskonałości. To pokazuje jak coś relatywnie dobrego, generuje zło. Jeżeli w życiu jadłeś tylko kaszę ze skwarkami, to smakuje normalnie. Ale jak pewnego dnia zjesz pyszne danie, to kasza stanie się niesmaczna. W miejsce kaszy wstaw siebie, w miejsce pysznego dania, idealnego Boga w osobie Jezusa. Dostaniesz równanie na to, jak stałeś się niedoskonałym.

Cytat:
To wtedy fakt, że obiekcje lecą ku "wyimaginowanej personie" niczego nie zmienia, bo boli cię to, że bliska ci osoba jest zdolna do takich toksycznych postaw, które szkodzą jej samej i waszej relacji.

Nie ma to nic wspólnego ze zdolnością, a ma wszystko wspólne z przyczyną. Wolałbyś, żeby tę toksyczność zostawiła dla siebie, i tym samym nie szkodziła waszej relacji? Nie widzisz, że uświęcasz relację kosztem drugiej osoby? Dla mnie jasnym jest, że to postawa egoistyczna.

Cytat:
To boli, gdy widzisz, że bliska ci osoba wyjaławia się z dobrych uczuć i emocji, a brnie w jakieś niszczące ją mechanizmy. Natomiast przeproszenie byłoby dobrym symptomem tego, że osoba dostrzega w sobie chorobę zła, które infekuje umysł i serce.

Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak zmuszając do przeprosin, wygrywając na argumenty, wyjaławiasz drugą osobę z dobrych uczuć i emocji. Miałem okazję wygrać taką batalię z bliską osobą, która przyjęła całą obiektywną rację o sobie. W konsekwencji przelałem tylko cierpienie na kogoś, kto nie miał siły go dźwignąć. Wiesz gdzie kończą osoby dostrzegające w sobie chorobę zła? W psychiatryku, albo na cmentarzu. Obyś nie musiał bić się w piersi.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Nie 16:29, 16 Mar 2025, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 6000
Przeczytał: 64 tematy


PostWysłany: Nie 16:32, 16 Mar 2025    Temat postu:

Semele napisał:
Katolikus

Cytat:
Tak, jak ktoś nam stawia słuszne, dobrze uzasadnione zarzuty, pretensje, a my zamiast nad tym się zastanowić, przemyśleć, czy druga strona, aby nie ma racji, a zamiast tego atakujemy drugą stronę, to świadczy to o naszej jakiejś słabości, niedojrzałości umysłowej. Natomiast jak najbardziej będzie przeszkadzać, nie dawać spokoju, gdy słyszysz krzywdzące, mocno arbitralne oceny na swój temat i przypisuje ci się intencje, których nie masz. To wtedy fakt, że obiekcje lecą ku "wyimaginowanej personie" niczego nie zmienia, bo boli cię to, że bliska ci osoba jest zdolna do takich toksycznych postaw, które szkodzą jej samej i waszej relacji. To boli, gdy widzisz, że bliska ci osoba wyjaławia się z dobrych uczuć i emocji, a brnie w jakieś niszczące ją mechanizmy. Natomiast przeproszenie byłoby dobrym symptomem tego, że osoba dostrzega w sobie chorobę zła, które infekuje umysł i serce.


Uzasadnione zarzuty zapewne czesto są. Jednak ważna jest forma. Jak to powiesz. Jeśli przetniesz komuś oponę niekoniecznie on to zrozumie w ten sposób, że nie chcesz abyś bez niego jechał nad morze. To do Banjankri. On może to zrozumieć jako ograniczanie i chęć kontrolowania. Sytuacja jeszcze się zaogni. Wiec nie tylko słowa ale i czyny trzeba rozważyć.

I dobrze zrozumie, bo to jest chęć ograniczania i kontroli, której celem jest przekierowanie uwagi na coś krytycznie ważnego. Na życie tej osoby. Relacje są albo drogą do zrobienia jakiegoś interesu, albo wyrazem istoty życia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34758
Przeczytał: 89 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:37, 16 Mar 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Może gdybym potrafił skutecznie wytłumaczyć, pokazać, jak ważne dla człowieka jest to, jak to nazwałeś, interesowanie się rozwojem umysłu i ducha, to może byłbym poważniej postrzegany przez bliską mi osobę. Niestety ciężko przebić mi się do świata, który duchowość uznaje za jakieś abstrakcyjne wymysły oderwane od prawdziwego świata, w którym są realne problemy. Nie potrafię wytłumaczyć, że często to jak będziemy rozwiązywać problemy tego "realnego świata" zależy od naszej dojrzałości duchowej.

Napiszę znowu od siebie, z własnego doświadczenia. Wiem, że niejeden poczyta mi to za narcyzm, ale raczej inną tutaj mam intencję - uważam, iż pisząc o sobie, omijam wątpliwości, które się pojawiają wtedy, gdy zaczynamy domniemywać intencji osób trzecich (a sam mam zasadę, aby owe domniemania traktować z wielkim niedowierzaniem), jest informacja z pierwszej ręki, jest też bezpośrednio szansa na to, że pytając o coś niejasnego, trafimy do najbardziej kompetentnej w sprawie osoby - bo tej, która bezpośrednio czuje to, co opisuje.
Dlaczego zatem dla mnie tak ważne jest zgłębianie duchowości?...
- Bo efektem owych rozważań jest POKONYWANIE WIELU FORM CIERPIENIA, które normalnie bym odczuwał, frustrował się nimi. Kieruję się więc ku duchowości z powodów, które niejeden by określił jako "egoistyczne", skoro prowadzą do zwiększanie mojego psychicznego dobrostanu.
Jakie formy/rodzaje mojego cierpienia pokonuję dzięki kierowani się ku rozważaniom duchowości?...
Otóż jest ich całkiem sporo:
- Układając sobie mentalnie, co jest dla mnie ważne, BEZ ŻALU UMIEM ZREZYGNOWAĆ z wielu instynktownych celów i potrzeb, które często są albo w ogóle nieosiągalne, albo osiągalne jedynie bardzo wysokim kosztem - takim, że się "cała impreza nie opłaca". Wiele z nich jest właściwie przeciw mojemu dobrostanowi.
- Wiedząc, czego chcę, z drugiej strony kieruję swoje wysiłki życiowe CELOWO, co mi potem OSZCZĘDZA ROZCZAROWAŃ, gdy osiągam w końcu to, "czego chciałem", choć w rzeczywistości często to ani trochę nie poprawia mojego dobrostanu, a nawet nieraz koszty, jakie przy realizacji się pojawiały, sprawiły, iż mam gorszą sytuację, niż na początku.
- Dzięki temu, że krytycznie patrzę na siebie (co jest warunkiem rozwoju duchowości), umiem też poprawnie szacować swoje możliwości, co mi zaoszczędza frustracji z powodu niezrealizowania zamierzeń, których i tak nie byłem w stanie zrealizować.

Krótko mówiąc, w życiu CHCĘ W KOŃCU USTALIĆ, CZEGO NAPRAWDĘ CHCĘ, CZEGO POTRZEBUJĘ, JUŻ JAKO TRWALE SPEŁNIONA OSOBOWOŚĆ.

Bo PRZEKONAŁEM SIĘ na własnej skórze, że wiele z tych pierwotnych moich chceń, albo nie daje się zrealizować, więc powodują one jedynie frustrację, albo po ich realizacji wcale nie jest lepiej, niż było na początku. To zaś jest źródłem mojego cierpienia.
Chcę uniknąć cierpienia (nadmiarowego... bo już dziś się nie łudzę, że jestem w stanie pokonywać każdą hegi formę). Chcę uniknąć nie tylko własnego cierpienia, ale też cierpienia osób, z którymi jestem zwiazany. I liczę na to, że wzrastając w świadomości, czyli też duchowości, będę w stanie nad owym cierpieniem zapanować.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23726
Przeczytał: 98 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:15, 16 Mar 2025    Temat postu:

Banjankri napisał:
Semele napisał:
Katolikus

Cytat:
Tak, jak ktoś nam stawia słuszne, dobrze uzasadnione zarzuty, pretensje, a my zamiast nad tym się zastanowić, przemyśleć, czy druga strona, aby nie ma racji, a zamiast tego atakujemy drugą stronę, to świadczy to o naszej jakiejś słabości, niedojrzałości umysłowej. Natomiast jak najbardziej będzie przeszkadzać, nie dawać spokoju, gdy słyszysz krzywdzące, mocno arbitralne oceny na swój temat i przypisuje ci się intencje, których nie masz. To wtedy fakt, że obiekcje lecą ku "wyimaginowanej personie" niczego nie zmienia, bo boli cię to, że bliska ci osoba jest zdolna do takich toksycznych postaw, które szkodzą jej samej i waszej relacji. To boli, gdy widzisz, że bliska ci osoba wyjaławia się z dobrych uczuć i emocji, a brnie w jakieś niszczące ją mechanizmy. Natomiast przeproszenie byłoby dobrym symptomem tego, że osoba dostrzega w sobie chorobę zła, które infekuje umysł i serce.


Uzasadnione zarzuty zapewne czesto są. Jednak ważna jest forma. Jak to powiesz. Jeśli przetniesz komuś oponę niekoniecznie on to zrozumie w ten sposób, że nie chcesz abyś bez niego jechał nad morze. To do Banjankri. On może to zrozumieć jako ograniczanie i chęć kontrolowania. Sytuacja jeszcze się zaogni. Wiec nie tylko słowa ale i czyny trzeba rozważyć.

I dobrze zrozumie, bo to jest chęć ograniczania i kontroli, której celem jest przekierowanie uwagi na coś krytycznie ważnego. Na życie tej osoby. Relacje są albo drogą do zrobienia jakiegoś interesu, albo wyrazem istoty życia.


Cytat:
Sposób budowania światopoglądu, definiowania prawdy, który przenosi punkt ciężkości życia na konsekwencje w przyszłości. Czy twoja egzystencja jest ciągłym bankietem, na którym każdy dzień jest spełnieniem misterium życia? Jeśli nie, to gdzie owo misterium się znajduje?
Ja nie chce zgadywać, jak dokładnie wygląda twoja psychika i co ją determinuje. Czy to komuna, samotność, izolacja, czy inne formy niedowartościowania? Sama szukaj odpowiedzi, czasu jest tak wiele....


Samotność, izolacja to nie formy niedowartościowania. To konsekwencja wyboru okreslonego światopoglądu właśnie. Mogłam zdecydować się na bycie katolikiem kulturowym.
Za bardzo moich osobistych spraw tu jest. Ale pisalam o tym na forum. Z perspektywy czasu cieszę się że nie udaję. Dziś jest łatwiej. Ateizm nikogo juz tak nie dziwi. Za komuny paradoksalnie bylo to bardziej skomplikowane.
Ciągły bankiet :) .

Tak właśnie skończyłam gotować krupnik.

Relacje autentyczne nie wiążą sie na pewno z przymusem i roszczeniami. Na pewno wiążą sie z zobowiazaniami i odpowiedzialnością.


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Nie 17:26, 16 Mar 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2961
Przeczytał: 109 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:17, 17 Mar 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Może gdybym potrafił skutecznie wytłumaczyć, pokazać, jak ważne dla człowieka jest to, jak to nazwałeś, interesowanie się rozwojem umysłu i ducha, to może byłbym poważniej postrzegany przez bliską mi osobę. Niestety ciężko przebić mi się do świata, który duchowość uznaje za jakieś abstrakcyjne wymysły oderwane od prawdziwego świata, w którym są realne problemy. Nie potrafię wytłumaczyć, że często to jak będziemy rozwiązywać problemy tego "realnego świata" zależy od naszej dojrzałości duchowej.

Napiszę znowu od siebie, z własnego doświadczenia. Wiem, że niejeden poczyta mi to za narcyzm, ale raczej inną tutaj mam intencję - uważam, iż pisząc o sobie, omijam wątpliwości, które się pojawiają wtedy, gdy zaczynamy domniemywać intencji osób trzecich (a sam mam zasadę, aby owe domniemania traktować z wielkim niedowierzaniem), jest informacja z pierwszej ręki, jest też bezpośrednio szansa na to, że pytając o coś niejasnego, trafimy do najbardziej kompetentnej w sprawie osoby - bo tej, która bezpośrednio czuje to, co opisuje.
Dlaczego zatem dla mnie tak ważne jest zgłębianie duchowości?...
- Bo efektem owych rozważań jest POKONYWANIE WIELU FORM CIERPIENIA, które normalnie bym odczuwał, frustrował się nimi. Kieruję się więc ku duchowości z powodów, które niejeden by określił jako "egoistyczne", skoro prowadzą do zwiększanie mojego psychicznego dobrostanu.
Jakie formy/rodzaje mojego cierpienia pokonuję dzięki kierowani się ku rozważaniom duchowości?...
Otóż jest ich całkiem sporo:
- Układając sobie mentalnie, co jest dla mnie ważne, BEZ ŻALU UMIEM ZREZYGNOWAĆ z wielu instynktownych celów i potrzeb, które często są albo w ogóle nieosiągalne, albo osiągalne jedynie bardzo wysokim kosztem - takim, że się "cała impreza nie opłaca". Wiele z nich jest właściwie przeciw mojemu dobrostanowi.
- Wiedząc, czego chcę, z drugiej strony kieruję swoje wysiłki życiowe CELOWO, co mi potem OSZCZĘDZA ROZCZAROWAŃ, gdy osiągam w końcu to, "czego chciałem", choć w rzeczywistości często to ani trochę nie poprawia mojego dobrostanu, a nawet nieraz koszty, jakie przy realizacji się pojawiały, sprawiły, iż mam gorszą sytuację, niż na początku.
- Dzięki temu, że krytycznie patrzę na siebie (co jest warunkiem rozwoju duchowości), umiem też poprawnie szacować swoje możliwości, co mi zaoszczędza frustracji z powodu niezrealizowania zamierzeń, których i tak nie byłem w stanie zrealizować.

Krótko mówiąc, w życiu CHCĘ W KOŃCU USTALIĆ, CZEGO NAPRAWDĘ CHCĘ, CZEGO POTRZEBUJĘ, JUŻ JAKO TRWALE SPEŁNIONA OSOBOWOŚĆ.

Bo PRZEKONAŁEM SIĘ na własnej skórze, że wiele z tych pierwotnych moich chceń, albo nie daje się zrealizować, więc powodują one jedynie frustrację, albo po ich realizacji wcale nie jest lepiej, niż było na początku. To zaś jest źródłem mojego cierpienia.
Chcę uniknąć cierpienia (nadmiarowego... bo już dziś się nie łudzę, że jestem w stanie pokonywać każdą hegi formę). Chcę uniknąć nie tylko własnego cierpienia, ale też cierpienia osób, z którymi jestem zwiazany. I liczę na to, że wzrastając w świadomości, czyli też duchowości, będę w stanie nad owym cierpieniem zapanować.


Fajnie, że masz to wszystko porządnie przemyślane. Bardzo chętnie dowiedziałbym się, co myślisz na takie tematy:
1. Co twoim zdaniem ludziom najbardziej utrudnia zrozumienie, czego naprawdę się chcę?
2. Czy odkrycie tego, co naprawdę się chce jest czysto indywidualną sprawą każdej osoby, czy może są jakieś chcenia, które będą wspólne dla wszystkich, ale nie wszyscy mają to w sobie odkryte?
3. Twoim zdaniem ludzie błądzą i w konsekwencji cierpią, bo uznają za ważne w ich życiu to, co tylko jest złudnie ważne? Za jakimi złudzeniami najczęściej twoim zdaniem gonią ludzie?

Może to jest temat na bloga? Choć gdybyś zechciał podjąć się odpowiedzi na powyższe pytania i odpowiedzieć tu to też ok. Choć wydaje mi się, że na blogu temat byłby bardziej przejrzysty. Oczywiście jeśli z jakichś tam powodów nie chcesz tego tematu kontynuować to w porządku.

---

Banjankri napisał:
Słabość jest zawsze w czymś, problem z czymś, a nieszczęście wynika z oczekiwań. Oczywiście, Boga można zastąpić czymś innym, chociażby materializmem, nie zmienia to jednak wiele, bo wszystko to są wymyślone problemy wynikające w projekcji istoty życia na przyszłość.
Czym jest nieuporządkowana natura? Skąd wiesz, że jest nieuporządkowana? Nieuporządkowana w stosunku do czego? Jeżeli nie masz punktu odniesienia, to nie możesz nawet określić owego nieuporządkowania. Jeżeli masz punkt odniesienia, to on definiuje nieuporządkowanie. To jest właśnie problem ze światopoglądem.


Z obserwacji i refleksji nad tą obserwacją wiemy, że jest nieuporządkowana. Ludzie od zawsze mają problemy z emocjami, podążają za potrzebami i pożądaniami, które przynoszą im cierpienie, nie potrafią okazywać uczuć, słabo radzą sobie z jakimiś traumatycznymi doświadczeniami, łatwo popadają w różne lęki, mają problemy z poczuciem własnej wartości, tak łatwo przychodzi im krzywdzenie, upokarzanie, dręczenie, wykazują problemy z kształtowaniem właściwych więzi z najbliższymi i w ogóle z ludźmi. Od wieków ludzie się zabijają, dążą do wojen, czynią sobie piekło zarówno w sferze życia domowego, jak i na poziomie światowym (np. Holokaust). Wystarczy uważnie przyjrzeć się ludzkiemu życiu, aby dojść do wniosku, że ludzka natura jest głęboko nieuporządkowana.

Czy to jest normalne?
[link widoczny dla zalogowanych]

I uważam, że jeśli Bóg nie istnieje to ludzie nie mają szans na wyzwolenie z wszystkich słabości, problemów, nieszczęść, które naznaczają ich życie. Ty chyba uważasz, że te problemy ludzkiej natury są problemami, bo ludzie chcą dążyć do Boga (patrz swoją wypowiedź "Wysłany: Sob 13:01, 15 Mar 2025"), jeśli ludzie przestaliby zbliżać się do Boga to co uznajemy za problemy ludzkiej natury przestałyby być problemami ludzkiej natury. To rozumowanie jawi mi się mocno arbitralne, z niczego konkretnie nie wynikające, i w ogóle cała diagnoza jest błędna.

katolikus napisał:
Ludzie od zawsze w relacjach ze sobą zadawają sobie ból, ranią się, niszczą pomiędzy sobą relację, popadają w różne nałogi, niezdrowe przywiązania. Ileż to tragedii rodzinnych było i jest na świecie! To wszystko naznacza życie człowieka bez względu na to, czy ktoś myśli o Bogu, czy nie. Mimo to bez Boga ludzkość nie ma szans na wielką przemianę, która musi się w każdym człowieku dokonać, aby uporządkować swoją niedojrzałą naturę.
Banjankri napisał:
To właśnie przez wiarę w byty nadprzyrodzone, człowiek wykształcił przekonanie i kulturę opartą o jakiś porządek rzeczy. Masz przekonania o porządku, i z tego wynika przekonanie o twojej nieadekwatności. Tym porządkiem jest Bóg niedościgniony, więc problem jest z definicji nierozwiązywalny.


Nie dyskutujemy o tym, jakie są przyczyny wykształcenia się przekonania o porządku rzeczy. Dyskutujemy o tym czy człowiek naznaczony głębokimi problemami, kłopotami w swojej naturze, jest wstanie wyzwolić się z tych wszystkich problemów i dojść do takiej postaci osobowości, która będzie trwałe spełniona i szczęśliwa. Nie ma jak tego osiągnąć, jeśli nie dowiemy się prawdy na swój temat, dopóki nie zrozumiemy, jak to z nami naprawdę jest. Tylko jeśli istnieje Bóg wszechmocny i kochający to człowiek ma szansę w pewny sposób pozbyć się fałszywych wyobrażeń o świecie, o sobie i o swoich bliźnich. W ten sposób może zapoczątkować się wielka przemiana człowieka, której on sam nie jest wstanie osiągnąć, bo jest istotą omylną.

Cytat:
Próbujesz wmówić mi, że od zawsze ludzie zadają sobie ból, więc to jest normalne, i tak musi być. To nieprawda. Potrafisz nie ranić? Jeśli tak, to ranienie jest wyborem, a nie istotą relacji. Naprawdę współczuję ci życia, w którym zadawanie sobie bólu, ranienie się nawzajem, jest nieodzowną jego częścią. Ja tak nie mam.


:shock: Gdzie pisałem, że to jest normalne i tak musi być? Dyskutujesz, ale chyba nie ze mną. Tu się wkradło jakieś nieporozumienie. :think:
I nie, nie potrafię nie ranić tak w ogóle, bo jestem omylny, nie zawsze potrafię rozsądnie ocenić sytuację, czasem poniosą mnie emocje. Jeśli u ciebie nie ma doświadczenia bólu i wzajemnych zranień z ludźmi to muszę uznać, że ty i ludzie z którymi na co dzień, gdzieś tam przebywasz, jesteście na wysokim poziomie dojrzałości i rozumienia własnej natury. :szacunek:

katolikus napisał:
Natomiast, jeśli istnieje Bóg to ci, którzy tak bardzo zabetonowali się w swoich niszczących postawach mają szansę na to, aby zwalczyć w sobie to, co w nich niedojrzałe i prowadzące do cierpienia.
Banjankri napisał:
No właśnie rzecz w tym, że tak długo ja wierzą w Boga, szukają poprawienia swojej relacji z nim, kosztem relacji z innymi.


To dziwne, co piszesz, bo po pierwsze Biblia kładzie silny nacisk na to, by kochać bliźnich, uzdrawiać z drugim człowiekiem swoje relacje (fragmentów na ten temat jest całkiem sporo), a po drugie ja np. z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że bardzo zależy mi na budowaniu szczęśliwych relacji z np. bliskimi mi osobami (i w ogóle życzliwych stosunków z innymi ludźmi) i wiara w Boga w ogóle mi tu nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie.
A po trzecie, twoja odpowiedź słabo ma się do tego o czym ja piszę. Kiedy pisałem o ludziach, którzy zabetonowali się w swoich niszczących postawach to mam na myśli ludzi ogólnie, a nie osoby wierzące. Niszczące postawy, które pętają ludzki umysł są charakterystycznym problemem dla całej ludzkości, a nie tylko tych, co wierzą w Boga. Jeśli istnieje Bóg miłości i wszechmocy to nie ma powodów, aby wątpić, że taki Bóg nie pomoże człowiekowi wyrwać się ze zła, które go infekuje. Ale jeśli Boga nie ma to ci, którzy już odeszli z tego świata, a byli ofiarami swoich niszczących postaw skończyli jako istoty nieszczęśliwe no i ludzkość jako całość też raczej bez Boga nie wyrwie się z problemu i nigdy nie dojdzie do prawdy, szczęścia, bo jesteśmy omylni.


katolikus napisał:
Czy zgadzasz się, że miliony ludzi odchodzi z tego świata jako ludzie nieszczęśliwi, pogubieni w sobie, mocno niedojrzali i skłóceni z innymi osobami?
Banjankri napisał:
Tak zgadzam się,


Czyli ludzie sobie nie radzą, ale jeśli istnieje Bóg miłości i wszechmocy to nasza sytuacja nie jest beznadziejna, zło które dotknęło ludzi nie ma ostatniego słowa. Możemy spodziewać się, że dokona się w nas wielka przemiana, która przyniesie radość jakiej jeszcze nie znaliśmy, bo będziemy potrafili prawdziwie kochać i będziemy zdolni do pojednania się z ludźmi z naszego życia, co nie udało się nam na etapie życia ziemskiego. W każdym razie zło i porażka nie będą miały ostatniego słowa.

katolikus napisał:
Są takie zachowania, uczucia i czyny, które przynoszą cierpienie w relacjach. Intencja, by osoby wzajemnie się krzywdzące zrozumiały, że błądzą, stają się ofiarą własnej nieuporządkowanej natury, że ranienie siebie nie jest sposobem na rozwiązywanie problemów, nie jest czymś złym, jeśli człowiek ma stawać się bardziej dojrzalszą i rozwinięta osobowością. Nie wyjaśniłeś dlaczego miałoby to być coś złego (a na tym polegał twój zarzut). To czego ja chcę (znów wyżej błędnie psychologizujesz na mój temat) to nie tego, aby ktoś "szedł w stronę istoty mojego życia razem ze mną", ale by dojrzeć do świadomości, że czyni się jakieś zło, bo nasze zachowania, uczucia, czyny przynoszą ból, zranienia, krzywdę.
Banjankri napisał:
Nie trzeba dochodzić do świadomości, że czyni się zło, bo ta świadomość jest od początku. Jest istotą takiego działania. Czy tobie naprawdę wydaje się, że jak ktoś ci mówi, że jesteś kupą gówna, to nie zdaje sobie sprawy z tego, że to rani? Nie tylko sobie zdaje z tego sprawę, ale i robi to intencjonalnie. Chce skrzywdzić, dlatego to mówi. Zanim zaczniesz uświadamiać innym, że robią źle, sam zrozum to, co robią celowo.


Nie zgadzam się z tą świadomością. Gdyby strona krzywdząca, wyrządzająca jakąś postać zła miała właśnie tę świadomość, jak jej słowa i/lub czyny sprawiają ból drugiej stronie, gdyby miała świadomość jak ta druga strona to odczuwa, to by tak nie postępowała. Teoretycznie strona krzywdząca może zdawać sobie sprawę, że jej słowa żądają ból, ale ona sama NIE MA ŚWIADOMOŚCI SMAKU TEGO BÓLU, KTÓRY JEST PRZEŻYWANY PRZEZ STRONĘ SKRZYWDZONĄ.
Ponad to strona krzywdząca może czynić krzywdę w emocjach, bo ją ponosi, bo nie radzi sobie ze swoimi emocjami i wtedy to krzywdzenie nie jest celowe tylko wymyka się człowiekowi spod kontroli.
Ale może być jeszcze tak, że strona krzywdząca jest mocno przekonana, że to, co mówi jest prawdą i dlatego nie waha się powiedzieć tego, co wywoła cierpienie w drugiej stronie. Czyli osoba krzywdząca nie ma wtedy świadomości, że to co robi jest złe, bo jest w pełni przekonana, że to, co robi jest dobre, inaczej by tego nie robiła. Chce powiedzieć prawdę (bo w to wierzy) i dlatego to mówi, a nie dlatego, że chce skrzywdzić.

katolikus napisał:
Strasznie to wszystko sobie nadbudowywujesz. Tu nie chodzi o żadną definicję prawdy, tylko o zwykłą refleksję, że tylko Bóg, jeśli On istnieje, to może bezbłędnie wiedzieć, na ile obiekcje, zarzuty, pretensje, które ludzie sobie wzajemnie stawiają są w sobie zasadne, trafne.
Banjankri napisał:
I to ja niby nadbudowuję... Nie ma większej nadbudówki niż Bóg. No ale chciałbym usłyszeć, co to jest refleksja, i jaką rolę w refleksji odgrywa prawda?


Nie rozumiem czego tu nie rozumiesz. Jeśli masz dwie strony, które o coś się obwiniają, stawiają sobie jakieś obiekcje, przypisują sobie jakieś intencje itd., i są omylne w swoim postrzeganiu, rozeznawaniu, budowaniu trafnych diagnoz, a nad nimi masz Istotę nieomylną, nie błądząca, której postrzeganie nie jest niczym zafałszowane to ta Istota zna prawdę, te mniejsze istoty tło mogą mniemać, że uchwyciły prawdę, że trafnie diagnozują sytuację i dobierają słuszne reakcje.

Cytat:
Prawda w drugiej osobie widoczna jest wtedy, kiedy przestaje ona generować błędne przekonania o świecie. Pozwól drugiej osobie w pełni się wyrazić, żeby miała okazję dostrzec to, co w niej przekłamane, zmyślone, nieszczere i przedmiotowe. Jak to porzuci, to będzie sobą, podmiotem.
Uwierz mi, nie skłonisz nikogo do takiego oczyszczenia trafiając w niego własnymi przekłamaniami.


Ta wypowiedź zakłada nieomylność, a więc coś, co jest człowiekowi niedostępne.

Cytat:
I wracamy do początku i twojej niechęci do zaakceptowania tego, że aby określić niedoskonałość, musisz wierzyć w istnienie doskonałości. Cierpienie i niedoskonałość generowane są wyobrażeniem i pragnieniem doskonałości. To pokazuje jak coś relatywnie dobrego, generuje zło. Jeżeli w życiu jadłeś tylko kaszę ze skwarkami, to smakuje normalnie. Ale jak pewnego dnia zjesz pyszne danie, to kasza stanie się niesmaczna. W miejsce kaszy wstaw siebie, w miejsce pysznego dania, idealnego Boga w osobie Jezusa. Dostaniesz równanie na to, jak stałeś się niedoskonałym.


Nic mi nie wiadomo, abym czuł jakąś niechęć do zaakceptowania, że aby określić niedoskonałość muszę wierzyć w istnienie doskonałości.
No i jeszcze chyba nie miałem tak, że jak poznałem coś pyszniejszego to wtedy przestało mi smakować to, co jadłem do tej pory. Dalej mi smakowało tylko, że miałem już świadomość, że jest coś smaczniejszego, ale nie doprowadziło mnie to do wniosku, że to co było wcześniejsze staje się niesmaczne.


Cytat:
To wtedy fakt, że obiekcje lecą ku "wyimaginowanej personie" niczego nie zmienia, bo boli cię to, że bliska ci osoba jest zdolna do takich toksycznych postaw, które szkodzą jej samej i waszej relacji.
Cytat:
Nie ma to nic wspólnego ze zdolnością, a ma wszystko wspólne z przyczyną. Wolałbyś, żeby tę toksyczność zostawiła dla siebie, i tym samym nie szkodziła waszej relacji? Nie widzisz, że uświęcasz relację kosztem drugiej osoby? Dla mnie jasnym jest, że to postawa egoistyczna.


Nie rozumiem tego, co tu napisałeś. Nie wiem, jak to nawiązuje do tego, co ja pisałem. Jak bliska ci osoba swoją postawą szkodzi sobie i tobie to nie przejmujesz się tym? W ogóle cię to nie rusza?

Cytat:
Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak zmuszając do przeprosin, wygrywając na argumenty, wyjaławiasz drugą osobę z dobrych uczuć i emocji. Miałem okazję wygrać taką batalię z bliską osobą, która przyjęła całą obiektywną rację o sobie. W konsekwencji przelałem tylko cierpienie na kogoś, kto nie miał siły go dźwignąć. Wiesz gdzie kończą osoby dostrzegające w sobie chorobę zła? W psychiatryku, albo na cmentarzu. Obyś nie musiał bić się w piersi.


Nikogo nie zmuszam do przeprosin, tylko zależy mi na wywołaniu refleksji w drugiej stronie.
No i nie zgadzam się, że dostrzeżenie w sobie choroby zła z konieczności musi kończyć się w psychiatryku lub na cmentarzu. Wielu ludzi wychodzi ze swoich wewnętrznych zniewoleń i stają się lepszymi ludźmi. Doświadczenie obala twoje diagnozy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34758
Przeczytał: 89 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 1:09, 17 Mar 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Fajnie, że masz to wszystko porządnie przemyślane. Bardzo chętnie dowiedziałbym się, co myślisz na takie tematy:
1. Co twoim zdaniem ludziom najbardziej utrudnia zrozumienie, czego naprawdę się chcę?
2. Czy odkrycie tego, co naprawdę się chce jest czysto indywidualną sprawą każdej osoby, czy może są jakieś chcenia, które będą wspólne dla wszystkich, ale nie wszyscy mają to w sobie odkryte?
3. Twoim zdaniem ludzie błądzą i w konsekwencji cierpią, bo uznają za ważne w ich życiu to, co tylko jest złudnie ważne? Za jakimi złudzeniami najczęściej twoim zdaniem gonią ludzie?

Może to jest temat na bloga?

Mam takiego bloga, do którego dorzucam odpowiedź na Twoje pytania: http://www.sfinia.fora.pl/blog-michal-dyszynski,73/dostaje-co-chce-a-potem-jestem-niezadowolony,21637.html#835951
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23726
Przeczytał: 98 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 4:31, 17 Mar 2025    Temat postu:

Katolikus
Cytat:
Nic mi nie wiadomo, abym czuł jakąś niechęć do zaakceptowania, że aby określić niedoskonałość muszę wierzyć w istnienie doskonałości.
No i jeszcze chyba nie miałem tak, że jak poznałem coś pyszniejszego to wtedy przestało mi smakować to, co jadłem do tej pory. Dalej mi smakowało tylko, że miałem już świadomość, że jest coś smaczniejszego, ale nie doprowadziło mnie to do wniosku, że to co było wcześniejsze staje się niesmaczne.


Tu pewna historia. Mój kolega wyjechał w okolicach stanu wojennego do USA po drodze zaliczył obozy uchodźców we Włoszech. Wrócił do Polski po sześciu latach. Wiódł tam ciekawe życie i zapewne nie jadł krupniku, a to był jak powiedział po powrocie jeden z powodów wyjazdu. Nie przepadał też za galaretką - tak zwanymi zimnymi nóżkami
:wink: :)

Dziś można być jednocześnie chrześcijaninem (katolikiem) i buddystą.
Czy to coś zmienia w kwestiach naszych wyborów światopogladowych?
Czy to coś zmienia w naszych postawach wobec bliźniego?

Czy horyzont nam się rozszerzył? Czy są ludzie, którzy się tego boją. Tu pytanie do Andy'ego.

Czy wsród uchodźców sa także buddyści?

Właściwie świat jest dziś tak mały, że możesz być teoretycznie kim chcesz.

Okazuje się, że nadal najtrudniej nam być "człowiekiem".


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pon 4:46, 17 Mar 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23726
Przeczytał: 98 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 4:31, 17 Mar 2025    Temat postu:

Dodatek do powyższego:

Według nowej analizy danych ONZ oraz 270 spisów powszechnych i badań przeprowadzonej przez Pew Research Center, w 2020 r., czyli ostatnim roku, dla którego dostępne są globalne dane, chrześcijanie stanowili szacunkowo 47% wszystkich osób żyjących poza krajem urodzenia.

Muzułmanie stanowili 29% wszystkich żyjących migrantów, następnie hinduiści (5%), buddyści (4%) i Żydzi (1%).

Osoby niezrzeszone religijnie – czyli takie, które twierdzą, że nie mają żadnej religii lub identyfikują się jako ateiści lub agnostycy – stanowiły 13% wszystkich osób, które opuściły swój kraj urodzenia i obecnie mieszkają gdzie indziej. 1


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pon 4:58, 17 Mar 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 6000
Przeczytał: 64 tematy


PostWysłany: Pon 10:33, 17 Mar 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Z obserwacji i refleksji nad tą obserwacją wiemy, że jest nieuporządkowana. Ludzie od zawsze mają problemy z emocjami, podążają za potrzebami i pożądaniami, które przynoszą im cierpienie, nie potrafią okazywać uczuć, słabo radzą sobie z jakimiś traumatycznymi doświadczeniami, łatwo popadają w różne lęki, mają problemy z poczuciem własnej wartości, tak łatwo przychodzi im krzywdzenie, upokarzanie, dręczenie, wykazują problemy z kształtowaniem właściwych więzi z najbliższymi i w ogóle z ludźmi. Od wieków ludzie się zabijają, dążą do wojen, czynią sobie piekło zarówno w sferze życia domowego, jak i na poziomie światowym (np. Holokaust). Wystarczy uważnie przyjrzeć się ludzkiemu życiu, aby dojść do wniosku, że ludzka natura jest głęboko nieuporządkowana.

Po takim przyjrzeniu się, widać również, że to nieuporządkowanie jest różne u różnych osób. U jednych większe, u innym mniejsze, mimo że żyjemy na tym samym świecie. Co więc decyduje od tym nieuporządkowaniu? Moje widzimisię razy twoje. Ja mogę mieć kompletnie uporządkowane życie, z mojej perspektywy, a ty powiesz, że jest zupełnie nieuporządkowane. Gdzie różnica? W układzie odniesienia. Gdyby uporządkowanie było określane obiektywnie, na podstawie jakiejś prawdy ostatecznej, nie byłoby różnic w postrzeganym stopniu uporządkowania. Jeśli jednak uporządkowanie jest określane subiektywnie, każdy określa swoje. No prawie. Bo to co z ludźmi robi religia\kultura, to tworzy kwazi-obiektywne prawdy, które wyznający przyjmują jako swoje. Co gorsza, te prawdy, co do zasady, czynią wiernego nieuporządkowanym. Dają jednak nadzieję na to, że jeśli wszyscy przyjmą takie same religijne normy, to będą zgodni ze sobą, a po śmierci uporządkowani.

Cytat:
Czy to jest normalne?
[link widoczny dla zalogowanych]

Dla mnie nie.

Cytat:
I uważam, że jeśli Bóg nie istnieje to ludzie nie mają szans na wyzwolenie z wszystkich słabości, problemów, nieszczęść, które naznaczają ich życie. Ty chyba uważasz, że te problemy ludzkiej natury są problemami, bo ludzie chcą dążyć do Boga (patrz swoją wypowiedź "Wysłany: Sob 13:01, 15 Mar 2025"), jeśli ludzie przestaliby zbliżać się do Boga to co uznajemy za problemy ludzkiej natury przestałyby być problemami ludzkiej natury. To rozumowanie jawi mi się mocno arbitralne, z niczego konkretnie nie wynikające, i w ogóle cała diagnoza jest błędna.

Piszesz, że ta diagoza jest błędna, bo mocno arbitralna, nie podając uzasadnienia, więc w sposób arbitralny...

Jeszcze raz, zdefiniuj słabość bez odnoszenia się do żadnej arbitralnej normy. Nie da się. Robisz dokładnie to samo, co zarzucasz mi. Różnica między nami jest taka, że ja jestem arbitrem swojego uporządkowania, a ty tego arbitra widzisz w Bogu. Innymi słowy, zrzekasz się samostanowienia o sobie, na rzecz osób\bytów trzecich. Bo jak ty się zrzekniesz i inna osoba się zrzeknie tak samo, to zjednacie się w uporządkowaniu przed Bogiem. To byłoby prawdziwe, gdyby Bóg był prawdziwy, tzn. sprawiedliwy. Za dobre by wynagradzał, a za złe karał. Wiem, katolicy sobie to wmawiają, ale tak nie jest, i dobrze o tym wiemy. Oczywiście karę i gratyfikację można przesunąć na "po śmierci", ale nas interesuje uporządkowanie tu, w świecie doczesnym. Jak ktoś cię nazywa kupą gówna, to dlaczego nie odpowiadasz mu "kocham cię", skoro wierzysz, że za złe Bóg (nie ty) ukarze, a za dobre wynagrodzi?

Cytat:
:shock: Gdzie pisałem, że to jest normalne i tak musi być?

"Ludzie od zawsze w relacjach ze sobą zadawają sobie ból, ranią się, niszczą pomiędzy sobą relację, popadają w różne nałogi, niezdrowe przywiązania."

Cytat:
nie, nie potrafię nie ranić tak w ogóle, bo jestem omylny

Dodałeś "tak w ogóle", a nie o to pytałem. Potrafisz zrobić coś w relacji z kimś, tak żeby go nie zranić? Potrafisz, tylko nie zawsze chcesz. Dlaczego, bo uważasz, że cierpienie jest drogą do większego dobra.

Cytat:
Jeśli u ciebie nie ma doświadczenia bólu i wzajemnych zranień z ludźmi to muszę uznać, że ty i ludzie z którymi na co dzień, gdzieś tam przebywasz, jesteście na wysokim poziomie dojrzałości i rozumienia własnej natury.

Doświadczenia były i nadal się pojawiają, ale są wypadkami, a nie nieodzowną częścią relacji. Rozmawiając z bliskimi, nie spodziewam się, że będziemy sobie zadawać ból, niezależnie od tego, jak krytyczny jest temat takiej interakcji. Oczywiście może zdarzyć się, że popełni się błąd wynikający z niezgodności subiektywnych metryk, ale nie robi się tego intencjonalnie.

Cytat:
To dziwne, co piszesz, bo po pierwsze Biblia kładzie silny nacisk na to, by kochać bliźnich, uzdrawiać z drugim człowiekiem swoje relacje (fragmentów na ten temat jest całkiem sporo), a po drugie ja np. z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że bardzo zależy mi na budowaniu szczęśliwych relacji z np. bliskimi mi osobami (i w ogóle życzliwych stosunków z innymi ludźmi) i wiara w Boga w ogóle mi tu nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie.
A po trzecie, twoja odpowiedź słabo ma się do tego o czym ja piszę. Kiedy pisałem o ludziach, którzy zabetonowali się w swoich niszczących postawach to mam na myśli ludzi ogólnie, a nie osoby wierzące. Niszczące postawy, które pętają ludzki umysł są charakterystycznym problemem dla całej ludzkości, a nie tylko tych, co wierzą w Boga. Jeśli istnieje Bóg miłości i wszechmocy to nie ma powodów, aby wątpić, że taki Bóg nie pomoże człowiekowi wyrwać się ze zła, które go infekuje. Ale jeśli Boga nie ma to ci, którzy już odeszli z tego świata, a byli ofiarami swoich niszczących postaw skończyli jako istoty nieszczęśliwe no i ludzkość jako całość też raczej bez Boga nie wyrwie się z problemu i nigdy nie dojdzie do prawdy, szczęścia, bo jesteśmy omylni.

Ja wskazuję na to, że to Bóg jest problemem. Nie jedynym, ale w naszej kulturze dominującym. Przedstawiam ci ten problem w bardzo prosty sposób, poprzez tworzenie punktów odniesienia, które są postawą określania obiektywnej prawdy, która jest sprzeczna z subiektywną. Bóg jest tylko jednym z możliwych obiektów odniesienia, można sobie go zastąpić chociażby nauką. Problem będzie taki sam.
Piszesz o niszczących postawach i o tym, że tylko Bóg potrafi pomóc wyrwać się im ze zła. Dla odmiany, zastanów się nie nad tym jakby było, gdyby Boga nie było, ale nad tym, jakie takie przekonanie niesie konsekwencje, jeśli Boga faktycznie nie ma. Ja widzę, że tragiczne. Innymi słowy, do hipotetycznie beznadziejnej sytuacji, dodajesz przekonania tragiczne w skutkach.

Cytat:
Czyli ludzie sobie nie radzą, ale jeśli istnieje Bóg miłości i wszechmocy to nasza sytuacja nie jest beznadziejna

To, że ludzie sobie nie radzą, nie znaczy, że sytuacja jest beznadziejna. To, że dziecku wpajano od począktu, że samemu nie da się pływać i wrzucone do wody zaczyna się topić, nie znaczy, że nie da się pływać. Wręcz przeciwnie, dzieci potrafią pływać od urodzenia, tylko tracą tę zdolność poprzez przyjmowanie błędnych przekonań.

Cytat:
Możemy spodziewać się, że dokona się w nas wielka przemiana, która przyniesie radość jakiej jeszcze nie znaliśmy, bo będziemy potrafili prawdziwie kochać i będziemy zdolni do pojednania się z ludźmi z naszego życia, co nie udało się nam na etapie życia ziemskiego.

I to jest dla ciebie nagroda warta poświęcenia siebie i innych. Niszczysz w ten sposób autentyczną relację, którą masz, dla wymarzonej.

Cytat:
W każdym razie zło i porażka nie będą miały ostatniego słowa.

Możesz w to wierzyć z całego serca, ale wiesz, że jest inaczej:
"miliony ludzi odchodzi z tego świata jako ludzie nieszczęśliwi, pogubieni w sobie, mocno niedojrzali i skłóceni z innymi osobami"

Masz wyraźny konflikt wewnętrzny, między tym co wiesz, a tym w co chcesz wierzyć. Wiara wygrywa, forsując swoją postawę, również w stosunku do innych. Dlatego ludzie będą uderzać cię w jedno i drugie (nawet nieświadomie), aby to zmienić.

Cytat:
Nie zgadzam się z tą świadomością. Gdyby strona krzywdząca, wyrządzająca jakąś postać zła miała właśnie tę świadomość, jak jej słowa i/lub czyny sprawiają ból drugiej stronie, gdyby miała świadomość jak ta druga strona to odczuwa, to by tak nie postępowała.

No to jest już głęboko naiwne myślenie. Jest zupełnie odwrotnie. Ludzie nie wbijają szpili, bo im się język poplątał, ale dlatego, że chcą wyrządzić jak największą krzywdę swoimi słowami. Taki jest cel, no chyba, że ktoś ma syndrom touretta.

Cytat:
Teoretycznie strona krzywdząca może zdawać sobie sprawę, że jej słowa żądają ból, ale ona sama NIE MA ŚWIADOMOŚCI SMAKU TEGO BÓLU, KTÓRY JEST PRZEŻYWANY PRZEZ STRONĘ SKRZYWDZONĄ.

Nikt nigdy nie ma, co najwyżej wyobrażenie, ale to nie ma znaczenia, bo osoba ubliżając ci, kompletnie nie myśli o tym, jak może ci równocześnie wpsółczuć. Wręcz przecienie, chce cię zranić, abyś przestał skupiać się na swoim samopoczuciu i skupił na współczuciu jej.

Cytat:
Ponad to strona krzywdząca może czynić krzywdę w emocjach, bo ją ponosi, bo nie radzi sobie ze swoimi emocjami i wtedy to krzywdzenie nie jest celowe tylko wymyka się człowiekowi spod kontroli.

Owszem, ale za takie łatwo przeprosić jeśli się rozumie mechanizm takiego działania.

Cytat:
Ale może być jeszcze tak, że strona krzywdząca jest mocno przekonana, że to, co mówi jest prawdą i dlatego nie waha się powiedzieć tego, co wywoła cierpienie w drugiej stronie. Czyli osoba krzywdząca nie ma wtedy świadomości, że to co robi jest złe, bo jest w pełni przekonana, że to, co robi jest dobre, inaczej by tego nie robiła. Chce powiedzieć prawdę (bo w to wierzy) i dlatego to mówi, a nie dlatego, że chce skrzywdzić.

I tu znowu wracamy do wyższości przekonań ponad drugą osobę i definicji prawdy, która jest rezultatem religi\kultury. Ranisz kogoś w oparciu o swoje przekonanie prawdy. Gdyby tych przekonań nie było, to byś jej nie ranił. Oczywiście, możesz to uzastadniać tym, że twoje przekonania są prawdziwe, czyli prowadzą do szczęścia i nawet jak to się dzieje kosztem obecnego cierpienia, to warto. No Jezus cierpiał przecież w ten sposób męki i śmierć, dla naszego dobra... Problem w tym, że te twoje przekanania prowadzą do hipotetycznego szczęścia po śmierci, kosztem autentycznego cierpienia "tu i teraz". Chrześcijański światopogląd ma w sobie wmontowany defekt, który promuje życie "wieczne" kosztem doczesnego. Katolicy, pewnie ze strachu, zmuszają innych do zaakceptowania wyższości życia pośmiertnego (nieżycia) nad życiem.

Cytat:
Nie rozumiem czego tu nie rozumiesz. Jeśli masz dwie strony, które o coś się obwiniają, stawiają sobie jakieś obiekcje, przypisują sobie jakieś intencje itd., i są omylne w swoim postrzeganiu, rozeznawaniu, budowaniu trafnych diagnoz, a nad nimi masz Istotę nieomylną, nie błądząca, której postrzeganie nie jest niczym zafałszowane to ta Istota zna prawdę, te mniejsze istoty tło mogą mniemać, że uchwyciły prawdę, że trafnie diagnozują sytuację i dobierają słuszne reakcje.

No i określiłeś prawdę poprzez nadbudówkę w formie hipotetycznej Istoty ją znającej. Gdyby to była prawda, to nie trzebaby było z nią nic robić. Dlaczego? Bo prawda nie potrzebuje pomocników, bo jest prawdziwa. To nieprawdziwe rzeczy nie istnieja. Prawdziwe istnieją nawet jak ich nie chcesz. Chciałbyś, żeby boska prawda działała, ale nie działa i dokładnie z tym masz problem, więc nie możesz się tego wyprzeć.

Cytat:
Ta wypowiedź zakłada nieomylność, a więc coś, co jest człowiekowi niedostępne.

Aby być nieomylnym wystarczy niczego nie postulować. Sam siebie zaganiasz w kozi róg, więc nie dziw się, że nie możesz znaleźć wyjścia.

Cytat:
Nic mi nie wiadomo, abym czuł jakąś niechęć do zaakceptowania, że aby określić niedoskonałość muszę wierzyć w istnienie doskonałości.

Czyli zakładając istnienie doskonalszego bytu skazujesz człowieka na niedoskonałość. Nieuleczalną chorobę zła. Jak chcesz kogoś uleczyć z tej choroby, wmawiając mu, że jest nieuleczalna?

Cytat:
No i jeszcze chyba nie miałem tak, że jak poznałem coś pyszniejszego to wtedy przestało mi smakować to, co jadłem do tej pory.

No to albo byłeś od dziecka karmiony na złotej łyżeczce, albo jesteś słabym obserwatorem rzeczywistości. Ta zasada tyczy się wszytkiego, stąd czym człowiek więcej dobrego doznał, tym trudniej mu się żyje bez tego.

Cytat:
Nie rozumiem tego, co tu napisałeś. Nie wiem, jak to nawiązuje do tego, co ja pisałem. Jak bliska ci osoba swoją postawą szkodzi sobie i tobie to nie przejmujesz się tym? W ogóle cię to nie rusza?

Rusza mnie do określenia, jak wygląda to z jej perspektywy, a nie moich oczekiwań w stosunku do niej. Ja nie zakładam z góry własnej wszechwiedzy, ty owszem. Bo skąd inaczej wiedziałbyś, czy jej zachowanie szkodzi, czy pomaga?

Cytat:
Nikogo nie zmuszam do przeprosin, tylko zależy mi na wywołaniu refleksji w drugiej stronie.

Zależy ci na udowodnieniu drugiej osobie, że toczy ją choroba zła i zawsze będzie.

Cytat:
No i nie zgadzam się, że dostrzeżenie w sobie choroby zła z konieczności musi kończyć się w psychiatryku lub na cmentarzu. Wielu ludzi wychodzi ze swoich wewnętrznych zniewoleń i stają się lepszymi ludźmi. Doświadczenie obala twoje diagnozy.

A wielu nie wychodzi, więc to doświadczenie obala twoją diagnozę. Czy masz wszechwiedzę, żeby wiedzieć jak taki zarzut wpłynie na tobie bliską osobę? No nie masz. Liczysz na boską interwencję?


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Pon 11:23, 17 Mar 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34758
Przeczytał: 89 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 10:40, 17 Mar 2025    Temat postu:

Banjankri napisał:
Katolikus napisał:
Z obserwacji i refleksji nad tą obserwacją wiemy, że jest nieuporządkowana. Ludzie od zawsze mają problemy z emocjami, podążają za potrzebami i pożądaniami, które przynoszą im cierpienie, nie potrafią okazywać uczuć, słabo radzą sobie z jakimiś traumatycznymi doświadczeniami, łatwo popadają w różne lęki, mają problemy z poczuciem własnej wartości, tak łatwo przychodzi im krzywdzenie, upokarzanie, dręczenie, wykazują problemy z kształtowaniem właściwych więzi z najbliższymi i w ogóle z ludźmi. Od wieków ludzie się zabijają, dążą do wojen, czynią sobie piekło zarówno w sferze życia domowego, jak i na poziomie światowym (np. Holokaust). Wystarczy uważnie przyjrzeć się ludzkiemu życiu, aby dojść do wniosku, że ludzka natura jest głęboko nieuporządkowana.

Po takim przyjrzeniu się, widać również, że to nieuporządkowanie jest różne u różnych osób. U jednych większe, u innym mniejsze, mimo że żyjemy na tym samym świecie. Co więc decyduje od tym nieuporządkowaniu? Moje widzimisię razy twoje. Ja mogę mieć kompletnie uporządkowane życie, z mojej perspektywy, a ty powiesz, że jest zupełnie nieuporządkowane. Gdzie różnica? W układzie odniesienia.

Jest jeszcze test z cierpienia, z frustracji wszystkim, co nas spotyka, z braku osiągnięcia stawianych sobie celów. Jeśli widać, że ktoś tylko narzeka, bo wszystko, co w życiu spotyka, mu się nie podoba, niemal wszystko chciałby zmienić, ale nie wie, jak to zrobić...
... to jest bardzo wyraźny sygnał, że on nie tylko w samych deklaracjach ma problem, ale ma go obiektywnie ze swoim życiem.
Czy ci, którzy niszczą życie i dobrostan innych tego, aby na pewno chcą?... Przecież jak się wszyscy od nich odsuną, to pozostanie im samotność, której raczej sobie nie życzą. Gdy spełni się to, czego "chcą" (a przynajmniej uparcie do tego dążą), będzie znacznie gorzej, niż było wcześniej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin