|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 12:41, 23 Mar 2022 Temat postu: Problem z postulatem zawierzenia Bogu |
|
|
W literaturze religijnej, także częściowo w samej Biblii pojawia się postulat, aby człowiek zawierzył Bogu, może oddał swoje życie Bogu, pozwolił Bogu działać w sobie. Z tym postulatem jest jednak jeden zasadniczy problem:
Po czym poznać, co jest wolą Boga?
Bez wiedzy o tym, czego Bóg od człowieka chce, postulat posłuszeństwa boskiej woli jest po prostu pusty. Twierdzę też, że mało rozważne, nierozliczone na poziomie intelektu i emocji próby kierowania się w stronę "ja będę realizował wolę Boga" może przynieść więcej szkód, niż korzyści. Dlaczego takie podejście może być szkodliwe?
- Bo umysł postawiony wobec zadania, które jest skrajnie niedookreślone, choć uznane w jakimś stopniu za obowiązkowe do realizacji, ostatecznie z dużym prawdopodobieństwem zamieni owo zadanie na POSTĘPOWANIE CHAOTYCZNE, pozbawione już jakichkolwiek związków z realiami, sensownością.
Jak to działa? (przynajmniej u mnie tak nieraz to działało)
1. Umysł uznał postulat: realizować pragnę wolę Boga, a nie wolę własną.
2. No to do dzieła! Co mam robić?
3. Przychodzi jakiś pomysł: może wolą Boga jest, abym zrobił rzecz X...
4. Ale tu konstatacja: kto właściwie uznał, że wolą Boga jest robienie X?... - uczciwie rzecz ujmując, jeśli nie czynię X z powodu tego, że jawnie zlecił mi to anioł, czy nie uruchomiła się inna forma kontaktu z boską rzeczywistością, to ja tak zadecydowałem...
5. Ale teraz powstaje sprzeczność: bo przecież ja nie miałem decydować, miała być wola Boga, nie moja...
Tylko skąd mam wziąć ową wolę Boga, jeśli mam życie, jakie mam, bez ciągu kontaktów z aniołami, z siłami niebieskimi?...
Życie na co dzień wymaga nieustannego decydowania w setkach drobnych spraw. Jak miałbym się zorientować, co w nich jest wolą Boga?
A tu dalej nie ma mistycznych objawień, bo chyba tylko takie objawienia miałyby dać pewność, iż realizuje się wolę nie swoją, tylko Boga.
Co robić?...
Postulowanie robienia czegoś, co nie wiadomo jak miałoby być wykonane (a przecież chodzi o WYKONYWANIE POPRAWNE), naciskanie aby to robić, choć człowiek zupełnie nie wie, co miałby robić, jest głównie wywoływaniem w tym człowieku frustracji. Tak właśnie modelowo funkcjonuje frustracja - że z jednej strony jest silne "rób to, zdobądź to", a z drugiej twarde "nie masz możliwości tego zrobić". I człowiek, w którym napuszczone na siebie owe sprzeczności walczą w nim, spala się w owej frustracji, zaś jego działania i tak są chaotyczne.
Chcę zastrzec, iż tak ogólnie sam postulat życia w zgodzie z wolą Boga nie jest przeze mnie kwestionowany. Uważam, że osoba wierząca, świadomy teista rzeczywiście powinien ten postulat realizować NA ILE TO MOŻLIWE. Ale powtórzę: wszystko realizować można jedynie w stopniu na ile to jest możliwe!
W przypadku gdy się postawi ów postulat w skrajnej postaci, jakoś namolnie, z naciskiem i wymaganiem w sytuacji, gdy osoba, ku której jest on kierowany, nie ma praktycznie żadnych wskazówek do realizacji, to efektem może być głównie frustracja.
Po iluś latach takiego bezproduktywnego frustrowania się, że oto ktoś próbował, jak mógł, starał się ze wszystkich sił, ale przecież to nie zmienia samego statusu sprawy, że jak nie było wiadomo, co robić, tak dalej nie jest to wiadomo, taki ktoś może w ogóle odrzucić teizm, wiarę. Bo sobie powie: już nie będę dawał się robić w bambuko stawianiem mi zadań, próbami sugerowania mi jakiejś winy, w sytuacji gdy nie dostałem wystarczających wskazówek do realizacji.
Tu oczywiście ktoś może zaoponować: ale masz Biblię, masz autorytety religijne. Dalej może sugerować, że jest to wystarczające źródło wiedzy na temat woli Boga. Nie będę ukrywał, że nie kupuję takiej sugestii (a przynajmniej nie kupuję jej jako ostateczne rozstrzygnięcie problemu). Być może te źródła i autorytety są użyteczne jako MOTYW DO PRZEMYŚLEŃ, jednak one wprost nie wskazują CO KONKRETNIE MIAŁBYM ROBIĆ w tych setkach życiowych dylematów każdego dnia - co kupić w sklepie, czy oszczędzać, a może wydawać, komu pomóc, z kim się raczej nie zadawać itp.
W życiu jest tak, że jak się człowiek nie posłuży WŁASNYM ROZEZNANIEM, to nie zadecyduje w ogóle.
Bo nie ma tu nic wyrazistego w zamian!
Znowu chcę od razu zastrzec, iż nie neguję tutaj jakiegokolwiek negowania boskich natchnień, czy kontaktu z Bogiem na wszelkie dostępne sposoby. Problem jest, że przy silnie postawionym postulacie robienia NIE WEDLE WŁASNEJ WOLI nawet nie sposób jest zadecydować, CO JEST WOLĄ BOGA (w moim przecież rozumieniu, jako że cudzego rozumienia w swojej głowie nie posiadam)!
Bo uczciwie patrząc na sprawę, to kwestię, co jest wolą Boga też człowiek będzie musiał rozstrzygnąć "jako on". Czyli nie ma jak zrzec się tej roli rozstrzygającego.
Zatem w istocie postulat zawierzenia Bogu (w JAKIEJŚ - pytanie JAKIEJ? - postaci postulatu tego nie neguję) jest na pewno nieoczywisty, domaga się on potraktowania w sposób, który by jakoś rozwiązać dylemat, o którym tu pisałem. To się nie daje tak wprost realizować, coś (!) by tu trzeba uzupełnić w rozumieniu podejścia do sprawy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 14:05, 24 Mar 2022 Temat postu: Re: Problem z postulatem zawierzenia Bogu |
|
|
Kwestia daleko posuniętego zawierzenia Bogu jest według mnie jednym z podstawowych problemów - wyzwań, jakie stoją przed osobą wierzącą w Boga. Jest też z tym problemem chyba związana szczególnego rodzaju pułapka.
Pułapka iluzorycznego oddania się, zawierzenia Bogu
W literaturze chrześcijańskiej problem się właściwie procesuje przez wieki. Jego początki widać w samej Biblii. W szczególności w takich cytatach jak:
List do Rzymian 14 napisał: | (7) Nikt zaś z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie: |
List do Galatów 2 napisał: | (20) Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie. |
Przy takim postawieniu sprawy pojawia się bardzo podstawowy problem: kim jest ten, który żyje "nie dla siebie"?
Jeśli ktoś żyje nie dla siebie, to może powinien maksymalnie radykalnie postawić sprawę: to niech tego mnie, który jest ode mnie już zupełnie nie będzie!
Albo może jeszcze inaczej pytając: to czy jest tak, że wszystko co jest "ode mnie - jako mnie", Bogu się nie podoba?
Może mam teraz robić wszystko na przekór sobie?...
Ale jak robić na przekór sobie coś w sytuacji, gdy jak zadecyduje o tym, co ma być na przekór, to przecież JA zadecyduję?
Jeśli miałbym zadecydować coś jako "nie ja", to chyba od razu po jakiejś tam decyzji powinienem sobie zrobić na przekór, żeby nie było, iż to JA decydowałem, lecz to przeciwne mi zadecydowało. Ale jak to zrobię, bo znowu będzie, że to ja to zrobiłem, czyli znowu powinienem sobie zaprzeczyć. Itd. - aż do nieskończoności...
Czy Bóg mnie kocha tak, że wciąż żąda ode mnie, abym zawsze był kimś innym, niż jestem?...
To chyba wychodziłoby na to, że ten - jakim teraz jestem - Bogu się jednak nie podoba, bo inaczej po co byłaby ta sugestia, żebym tu nie był, ale zamiast mnie Chrystus?...
Gdyby chcieć jakoś zrealizować w pełni postulat tak rozumianego zawierzenia, to należałoby chyba postawić sprawę na zasadzie: to ja teraz już pragnę zniknąć, unicestwić wszystko, aby w to miejsce pojawił się od razu Chrystus. Bo najwyraźniej jestem - ten jako ja - już w owym układzie zbędny i wadliwy.
Czy tak jest?...
Muszę przyznać, iż osobiście uważam tego rodzaju postawienie sprawy za bardzo kontrowersyjne, wręcz domagające się jakiejś mocnej reakcji myślowej. Co z tym fantem zrobić?
Co zrobić z zaszytym de facto w postulacie aby nie być sobą, tylko stawać się Chrystusem, ODRZUCENIU, NIE AKCEPTACJI mnie, jako mnie?....
Nie będę ukrywał, że wiele razy sobie to pytanie zadawałem...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|