Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Piekło po katolicku
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
anbo




Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 6443
Przeczytał: 36 tematów


PostWysłany: Nie 10:28, 13 Paź 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:

Słusznie zauważasz, że są też inne opcje. I ja też mam tego świadomość. A jednak moja intuicja mi podpowiada, że samo zdecydowanie się na stworzenie czegoś jest już jakąś formą wyboru - opowiedzenia się.

Nie z tym polemizuję i nie ma potrzeby powoływać się tu na intuicję. To jest logiczne, że świadomy stwórca stwarza świadomie czyli ma cel, jakieś intencje. Rzecz w tym, że ty tych intencji doszukujesz się po nieuprawnionym przeniesieniu na Boga ludzkich relacji oraz czyniąc z niego super-ojca, co przecież można wytłumaczyć potrzebą posiadania takiego super-ojca, zarówno jako opiekuna, jak i wychowawcy. Tak w zasadzie robią wszyscy wierzący i to od zarania dziejów, nie jesteś w tym odosobniony. (Jest taka hipoteza, że na Boga ludzie przenoszą cechy swoich ojców.) Popatrz na panteon ugarycki w mitologii ugaryckiej czyli mitologii ludzi zamieszkujących starożytny Kanaan. Patriarcha El i jego dzieci oraz reszta dworu to odzwierciedlenie ludzkich relacji. Boga El przedstawiano jako dobrotliwego starca z długą brodą. Jak wiadomo Kanaan, ziemię obiecaną, podbiły* plemiona Izraelskie przynosząc z sobą z południa wiarę w swojego plemiennego boga Jahwe. I tak jak Izraelici podbili ludy Kanaanu, tak Jahwe podbił panteon Ela. Początkowo był jednym z bogów panteonu, rady bogów, na czele której stał El, opiekującym się (w zasadzie nawet mającym w posiadaniu) plemionami Izraelskimi, potem przejął rolę Ela i stał się bogiem najważniejszym ale wciąż nie jedynym, następnie stał się bogiem zazdrosnym i zabraniającym kultu innych bogów (ale oni wciąż istnieli jako realnie istniejący w świadomości Izraelitów), a wreszcie stał się bogiem jedynym, czyli Bogiem. Na to wszystko są bardzo mocne poszlaki w odkryciach archeologicznych oraz w samej Biblii. Dziś tak (albo podobnie) uważają nawet wierzący badacze starożytności, na przykład z naszego podwórka teolog i biblista Marcin Majewski i świecki badacz, naukowiec Łukasz Niesiołowski-Spano (dziekan Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego).

*Współcześnie według historyków nie cenzurujących nauki Biblią podbicie Kanaanu nie wyglądało tak, jak to przedstawiono w Biblii, podobnie niehistoryczna jest biblijna opowieść o ucieczce Izraelitów z niewoli egipskiej. Być może była jakaś grupa (ale na pewno nie tak liczna), która uciekła z Egiptu i włączyła się w przejęcie ziemi Kanaanejczyków. Ale to nie jest dyskusja o tym, więc nie będę się rozpisywał. Dodam jeszcze tylko, że o przyniesieniu z sobą boga Jahwe z południa napisałem też bardzo ogólnie, upraszczająco. Z południa pochodzi bóg Jahwe, tu się chyba historycy zgadzają, ale czy był bogiem Szasu czy też innych plemion (może plemię teścia Mojżesza) i jak dokładnie wyglądał najazd tych plemion a z nimi najazd Jahwe na panteon Ela to chyba jest to i pozostanie kwestia hipotez. Za to całkiem mocne są poszlaki za ogólną koncepcją przybycia Jahwe z południa, wejścia Jahwe do panteonu Ela, a potem zastąpienie go na tronie itd. Od politeizmu poprzez henoteizm do monoteizmu.

Michał Dyszyński napisał:
I tu widzę wyraźnie większą szansę na to, że owo opowiedzenie się ma naturę pozytywną względem stworzenia.

Widzisz bezpodstawnie.

Michał Dyszyński napisał:

Ale masz o tyle rację, że nawet w przypadku ludzi twórczość nie zawsze będzie pozytywna, albo że niekoniecznie musimy przekładać zachowania i reakcje ludzkie na to, co przypisujemy (hipotetycznemu na tym etapie rozumowania) Bogu.

W ogóle nie ma podstaw, żeby na Boga przekładać ludzką naturę albo relacje międzyludzkie, za to są przeciwwskazania. Tak naprawdę nie ma z czego wnioskować czegokolwiek o Bogu nawet, gdy się przyjmie, że istnieje. Chyba, że się uzna jakąś świętą księgę za wiarygodne źródło wiedzy o Bogu, no ale wtedy trzeba uzasadnić najpierw, że to objawienie, a potem, że interpretacja jest właściwa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:46, 13 Paź 2024    Temat postu:

anbo napisał:
Widzisz bezpodstawnie.

Michał Dyszyński napisał:

Ale masz o tyle rację, że nawet w przypadku ludzi twórczość nie zawsze będzie pozytywna, albo że niekoniecznie musimy przekładać zachowania i reakcje ludzkie na to, co przypisujemy (hipotetycznemu na tym etapie rozumowania) Bogu.

W ogóle nie ma podstaw, żeby na Boga przekładać ludzką naturę albo relacje międzyludzkie, za to są przeciwwskazania. Tak naprawdę nie ma z czego wnioskować czegokolwiek o Bogu nawet, gdy się przyjmie, że istnieje.

Posługujesz się autorytatywnym, stwierdzającym odgórnie trybem wypowiedzi, co ma chyba robić za argument: "widzisz bezpodstawnie", "nie ma podstaw". Wydaje mi się, że te podstawy przedstawiłem - są wyżej. Mogą się Tobie wydawać nieprzekonującymi, ale wg mnie one są - mnie akurat przekonują. Dotknęliśmy tu kwestii SUBIEKTYWNEJ OCENY, osobistego szacowania za i przeciw. Czas podpisać protokół rozbieżności, bo chyba niewiele więcej da się tu powiedzieć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:31, 13 Paź 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Ja dziś uważam, że Bóg osobiście nikogo nie będzie niszczył. Ale...
... może POZOSTAWIĆ SAMYMI SOBIE tych, którzy już wcześniej sami odrzucili relację z Bogiem i ludźmi. Ci będą mieli do końca to, co sami zapoczątkowali.


Co masz na myśli pisząc "odrzucili relację"? Czy twoim zdaniem np. taki Putin albo jego "żołnierze" odrzucili relację z Bogiem? Co masz na myśli pisząc "odrzucili"? Jak to rozumieć? Jak ten proces wg ciebie wygląda? Jest to świadome i dobrowolne, czy nieświadome?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 96 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:34, 13 Paź 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ja dziś uważam, że Bóg osobiście nikogo nie będzie niszczył. Ale...
... może POZOSTAWIĆ SAMYMI SOBIE tych, którzy już wcześniej sami odrzucili relację z Bogiem i ludźmi. Ci będą mieli do końca to, co sami zapoczątkowali.


Co masz na myśli pisząc "odrzucili relację"? Czy twoim zdaniem np. taki Putin albo jego "żołnierze" odrzucili relację z Bogiem? Co masz na myśli pisząc "odrzucili"? Jak to rozumieć? Jak ten proces wg ciebie wygląda? Jest to świadome i dobrowolne, czy nieświadome?


Putin przeciez chodzi do cerkwi.

W 2018 roku zgodnie z zaleceniem Amerykańskiej Komisji ds. Międzynarodowej Wolności Religijnej (ang. United States Commission on International Religious Freedom – USCIRF) Rosja ponownie została wpisana jako „kraj szczególnej troski” w zakresie łamania Ustawy o Międzynarodowej Wolności Religijnej (ang. International Religious Freedom Act – IRFA)[7]. Za wiki


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Nie 13:40, 13 Paź 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:55, 13 Paź 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ja dziś uważam, że Bóg osobiście nikogo nie będzie niszczył. Ale...
... może POZOSTAWIĆ SAMYMI SOBIE tych, którzy już wcześniej sami odrzucili relację z Bogiem i ludźmi. Ci będą mieli do końca to, co sami zapoczątkowali.


Co masz na myśli pisząc "odrzucili relację"? Czy twoim zdaniem np. taki Putin albo jego "żołnierze" odrzucili relację z Bogiem? Co masz na myśli pisząc "odrzucili"? Jak to rozumieć? Jak ten proces wg ciebie wygląda? Jest to świadome i dobrowolne, czy nieświadome?

Pod pojęcie "odrzucenia" w ww kontekście rozumiem UKSZTAŁTOWANIE SIĘ OSOBOWOŚCI, KTÓRA NIE ODBIERA, NIE REAGUJE na to, co płynie z drugiej strony.

Można by opisać rzecz tak:
Dar ze strony Boga duszo, daję ci moją miłość, bądźmy w duchowej wspólnocie.
Reakcja odrzucającej duszy: nie jest mi potrzebna miłość, ja chcę inwazyjnie określać innym, jakie moje kaprysy mają bezwarunkowo uznawać.

Dar ze strony Boga: tak dana rzecz wygląda w prawdzie, spróbujmy bazować dalej na tym w naszej relacji.
Reakcja odrzucającej duszy: to mnie nie interesuje, ja i tylko ja ogłaszam, co chcę, a co ma obowiązywać w tej kwestii i żadne wskazane obiektywnie realia mnie od tego nie odwiodą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
anbo




Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 6443
Przeczytał: 36 tematów


PostWysłany: Nie 15:39, 13 Paź 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
anbo napisał:
Widzisz bezpodstawnie.

Michał Dyszyński napisał:

Ale masz o tyle rację, że nawet w przypadku ludzi twórczość nie zawsze będzie pozytywna, albo że niekoniecznie musimy przekładać zachowania i reakcje ludzkie na to, co przypisujemy (hipotetycznemu na tym etapie rozumowania) Bogu.

W ogóle nie ma podstaw, żeby na Boga przekładać ludzką naturę albo relacje międzyludzkie, za to są przeciwwskazania. Tak naprawdę nie ma z czego wnioskować czegokolwiek o Bogu nawet, gdy się przyjmie, że istnieje.

Posługujesz się autorytatywnym, stwierdzającym odgórnie trybem wypowiedzi, co ma chyba robić za argument: "widzisz bezpodstawnie", "nie ma podstaw".

Nie, za argumenty mają robić argumenty i robią, przedstawiłem je wcześniej. Jest z czego o Bogu wnioskować? Jeśli tak, to broń tego stanowiska kontrargumentując, bo ja przedstawiłem merytoryczne wyjaśnienie dlaczego nie da się tego robić metodą jaką chcesz stosować.

Michał Dyszyński napisał:

Wydaje mi się, że te podstawy przedstawiłem - są wyżej. Mogą się Tobie wydawać nieprzekonującymi, ale wg mnie one są - mnie akurat przekonują.

Bo coś tam ci intuicja podpowiada, taki był twój ostatnio przedstawiony argument (na co zresztą dostałeś odpowiedź).

Michał Dyszyński napisał:

Dotknęliśmy tu kwestii SUBIEKTYWNEJ OCENY, osobistego szacowania za i przeciw. Czas podpisać protokół rozbieżności, bo chyba niewiele więcej da się tu powiedzieć.

Piłka jest po twojej stronie. Nie będę cię siłą zatrzymywać na boisku. (Domyślam się o czym teraz napiszesz, co w mojej odpowiedzi wykorzystasz.)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:07, 13 Paź 2024    Temat postu: Re: Piekło po katolicku

Katolikus napisał:
Katolikus napisał:
Według teologii katolickiej piekło jest wiecznym świadectwem bożej sprawiedliwości.

Ks. Bańka przedstawia to tak:

Cytat:
Czy kara nie jest dla poprawy? Czy każda kara nie powinna służyć poprawie?
Otóż nie tylko, kara nie zawsze służy. Czasami już i na tej ziemi sprawiedliwość domaga się pewnego wynagrodzenia, pewnej pokuty. Gdy człowiek dopuści się morderstwa nie da się tego naprawić. Natomiast jak najbardziej słusznie morderca powinien zostać sprawiedliwie ukarany. I czasami po prostu sprawiedliwość domaga się pewnego zadośćuczynienia, pewnego ukarania. I w ten sposób piekło również będzie wiecznym świadectwem bożej sprawiedliwości, że ci, którzy świadomie i dobrowolnie odrzucili Boga, boże przykazania, byli zatwardziali w tym, co robią, ono trzymają sprawiedliwą karę.


https://youtu.be/N_3uxPwmXEE?si=3ackSzgwvMBRKiIy



Kontynuując temat wstawię kilka ciekawych (w tym sensie ciekawych, że jasno i klarownie przedstawione jest stanowisko zwolenników wiecznego piekła, a to ułatwia refleksję nad ich twierdzeniami) refleksji ze strony wyznawców niegasnącej kary piekła.

Poniżej tylko fragmenty, a całość w linku.

Cytat:
1. Wieczne potępienie zatwardziałych grzeszników dokonuje się z prawdziwego, doskonale sprawiedliwego wyroku Pana Jezusa, będącego wyrazem świętego gniewu Bożego wymierzonego w niepoprawnych złoczyńców.

Ci, którzy mówią jeszcze o możliwości wiecznego potępienia grzeszników, jednocześnie “rękoma i nogami” bronią się przed jakimkolwiek mieszaniem w to Boga, który wedle nich, jest zbyt dobry i miłosierny, by mógł skazywać jakiekolwiek ze swych stworzeń na wieczną mękę. “To nie Bóg potępia i skazuje na piekło zatwardziałych grzeszników, ale to oni sami się potępiają i na nie skazują, woląc być w piekle niż żyć w miłości Boże w niebie. Pan Bóg zaś tak bardzo szanuje wolną wolę człowieka, iż nie weźmie do siebie tych, którzy nie chcą z Nim być” – oto najczęstsze wyjaśnienie, jakie słyszy się dziś z ust tych, którzy próbują jeszcze w jakiś sposób bronić nauki o piekle. Jakkolwiek miło jest słuchać o Bogu, który “nigdy nie potępia” i “nigdy nie sądzi“, trzeba jasno stwierdzić, iż ten rodzaj “obrony piekła” jest bzdurą i de facto herezją. Tylko jeden wątek w owym uzasadnieniu jest prawdziwy, a mianowicie; stwierdzenie faktu, iż zatwardziali grzesznicy swym złym życiem wybierają sobie bycie w wiecznym piekle zamiast życia z Bogiem w niebie. Cała reszta tej doktryny jest już jednak fałszywa i zwodnicza.

Pismo święte i Tradycja Kościoła jasno bowiem nauczają, iż niepoprawnie źli i bezbożni nie tylko sami siebie potępiają, ale też ściągają na siebie karę wiecznego potępienia ze sprawiedliwego wyroku samego Chrystusa Pana. W Biblii czytamy wszak, iż Pan Bóg przyjdzie:

“aby dokonać sądu nad wszystkimi i ukarać wszystkich bezbożników za wszystkie bezbożne uczynki, przez które okazywała się ich bezbożność, i za wszystkie twarde słowa, które wypowiadali przeciwko Niemu grzesznicy bezbożni»” (List św. Judy 1, 15);

“Znamy przecież Tego, który powiedział: Do Mnie [należy] pomsta i Ja odpłacę. I znowu: Sam Pan będzie sądził lud swój. Straszną jest rzeczą wpaść w ręce Boga żyjącego.” (Hebr. 10, 30 – 31);

“Oto przez swoją zatwardziałość i serce nieskłonne do nawrócenia skarbisz sobie gniew na dzień gniewu i objawienia się sprawiedliwego sądu Boga, który odda każdemu według uczynków jego: tym, którzy przez wytrwałość w dobrych uczynkach szukają chwały, czci i nieśmiertelności – życie wieczne; tym zaś, którzy są przekorni, za prawdą pójść nie chcą, a oddają się nieprawości – gniew i oburzenie.” ( Rzym 2, 5-8).

Już sam opis Sądu Ostatecznego wystarczyłby na odparcie twierdzeń o wyłącznym “samo-karaniu” i “samo-potępieniu” się zatwardziałych grzeszników i Bogu, “który tylko uszanuje tą wolną decyzję“. Nie czytamy tam wszak, iż Pan Jezus powie do złych i bezbożnych: “Ach, moi kochani, tak bardzo szanuję waszą wolność, że pozwalam wam iść do piekła, zamiast nieba“. W Ewangelii św. Mateusza napisane zostało coś wręcz przeciwnego, a mianowicie twarde słowa Chrystusa skierowane do potępieńców: “Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!” (tamże: 25, 41). A więc to sam Pan Jezus wyda wyrok na potępieńców, odrzucając ich od Siebie i przeklinając ich na wieki.

Także w nauczaniu katolickim widzimy to jasno. Ojcowie Kościoła zwykli mówić wszak, że o ile pierwsze przyjście Jezusa było objawieniem przede wszystkim Jego nieskończonej miłości i miłosierdzia dla grzeszników (czego najdobitniejszym wyrazem była męka i śmierć na Krzyżu), o tyle Jego drugie, powtórne przyjście będzie w stosunku do zatwardziałych złoczyńców manifestacją Jego sprawiedliwości i świętego gniewu.

Św. Jan Vianney tak o tym mówił: “Teraz zjawia się On, jako surowy i nieubłagany Sędzia! To nie litościwy Pasterz, który szuka zbłąkanych owieczek, żeby im przebaczyć, ale Bóg pomsty, który na zawsze już oddziela grzeszników od sprawiedliwych, w zapalczywości Swojego gniewu karze przewrotnych, a sprawiedliwych zanurza w zdroje wiecznych rozkoszy (…) Niedługo już ten zaślepieniec, który spokojnie żył sobie w grzechu, usłyszy wyrok odrzucenia (…) Naprawdę przyjdzie chwila, w której nie będzie już miłosierdzia” (Cytat za: “Kazania Proboszcza z Ars”, Warszawa 2009, s. 377, 380).

Synod Toledański VI uczył zaś: “Oczekujemy również, że On (Chrystus) przyjdzie na końcu wieków, w tym samym czasie, kiedy zmartwychwstaną wszyscy, którzy wcześniej pomarli, aby wynagrodzić sprawiedliwych i ukarać niegodziwych, wedle swego doskonale sprawiedliwego wyroku” (patrz: DS 492).

Z kolei Katechizm św. Piusa X naucza, iż “na końcu świata Jezus Chrystus przyjdzie z nieba w całej swej chwale i majestacie, aby sądzić wszystkich ludzi, zarówno dobrych jak i złych, i aby każdemu udzielić nagrody lub wymierzyć karę stosownie do ich własnych zasług“(tamże: cz. I, rozdz. VII, p. 1).

Można powiedzieć, że to w osobach potępieńców, w najwyższym stopniu spełnią się słowa Pisma świętego:

“Bo Ty nie jesteś Bogiem, któremu miła nieprawość, złego nie przyjmiesz do siebie w gościnę. Nieprawi nie ostoją się przed Tobą.Nienawidzisz wszystkich złoczyńców, zsyłasz zgubę na wszystkich, co mówią kłamliwie. Mężem krwawym i podstępnym brzydzi się Pan” (Psalm 5, 6-7);

“Jednakowo Bogu są nienawistni i grzesznik, i jego grzech” (Ks. Mądr. 14, 9);

“Wszystko celowo uczynił Pan, także grzesznika na dzień nieszczęścia” (Przysłów 16, 4).


Całość poniżej.
[link widoczny dla zalogowanych]


Tym razem nie katolickie rozumienie, a Ewangeliczneo Kościoła Reformowanego w Gdańsku:

Cytat:
Piekło to miejsce wiecznej kaźni, gdzie zmartwychwstali ludzi po Sądzie Ostatecznym będą odbierali wieczną karę za swoje grzechy. Piekło i męczarnie ludzi, którzy tam się dostaną, będą trwały wiecznie.


Cytat:
Otóż musimy pamiętać, że Bóg jest Bogiem sprawiedliwym. Oznacza to, że On ani nie karze niewinnych, ani nie pozostawia winnych bez kary. Bóg nigdy nie przestaje być sprawiedliwy.


Cytat:
Kiedy więc czytamy w Psalmie, iż Bóg "nie postępuje z nami według grzechów naszych, ani nie odpłaca nam według win naszych" (103:10), nie oznacza to, że Bóg "zawiesił" wykonanie swojej sprawiedliwości. Wręcz odwrotnie - oznacza to, że nie odpłaca nam, gdyż z całą mocą swojego gniewu uderzył w Syna za nasze grzechy (Iz. 53:5). Tak więc, możemy być tego pewni, tak jak pewni jesteśmy charakteru naszego Boga, iż w piekle nikt nie dostanie ponad to co mu się należy. Bóg nigdy nie przymknie oczu na ludzką nieprawość, tak samo jak Boga nigdy "nie ponosi" by dodać ponad to co się należy. Nasz Bóg jest sprawiedliwy.


Cytat:
Biblia mówi, że ci, nad którymi zapadł wyrok potępienia zostają odesłani precz sprzed oblicza Syna Człowieczego (Mat. 25:41), co oznacza oddalenie od nieba i od przychylności Bożej. Na pewno nie oznacza to jednak, że Bóg będzie nieobecny w piekle. Wręcz odwrotnie. Biblia jasno naucza, że najstraszniejszym aspektem piekła jest właśnie Boża obecność. W Liście do Hebrajczyków 10:31 czytamy, że "straszna to rzecz wpaść w ręce Boga żywego." Zapalczywość Bożą opisuje wiele urywków w Biblii, na przykład Iz. 63:3 czy też Przyp. 1:20-33. Autor Listu do Hebrajczyków stwierdza: "Albowiem Bóg nasz jest ogniem trawiącym" (12:29). W Księdze Objawienia czytamy o tym, że wieczne męczarnie w piekle będą odbywały się w obecności świętych aniołów i w obecności Baranka ("przed oblicznością Baranka" BG) (Obj. 14:10-11; 6:14-17).

Nie bez przyczyny Apostoł Paweł podsumowując dzieło Jezusa stwierdza, iż to On "ocalił nas przed nadchodzącym gniewem Bożym" (1 Tes. 1:10). To jest największe zagrożenie, to jest największe nieszczęście, które dopadnie każdego, kto nie ucieka do Jezusa. Jeden z teologów stwierdza: "Gniew śmiertelnika, z całym jego zawzięciem, nie może sięgnąć poza bramy śmierci; ale Boży gniew nie jest ograniczony przez tak marne przeszkody."


Cytat:
Oczywiście dziwnie brzmią w uszach słowa: "największe zagrożenie" i "najstraszniejsza rzecz" w odniesieniu do Boga, o którym wiemy, że jest naszym największym szczęściem, miłością i prawdziwmy zbawieniem. Nie powinniśmy jednak zapominać, że w tragiczny sposób łudzą się ci, którzy oczekują Bożej przychylności, Jego zmiłowania i miłości w oderwaniu od Chrystusa. Spotkanie z Bogiem bez właściwego przyodziewku będzie prawdziwym horrorem - przeliczą się ci, którzy liczą na Jego wyrozumiałość! (Mat. 22:12-13).

W Bożej mądrości więc to sam Bóg zbawia nas przed największym niewyobrażalnym zagrożeniem - sobą samym, ale zbawia nas dla największego szczęścia i nieskończonej miłości - którą jest On sam. Sam Bóg zbawia nas przed sobą i dla siebie. To Ojciec, powodowany miłością, posłał Syna, a i Syn z miłości sam przyszedł (Jan. 10:17-18).


Cytat:
Naśladujmy raczej Pawła, który jasno ostrzegał i pisał: "Ty jednak przez zatwardziałość swoją i nieskruszone serce gromadzisz sobie gniew na dzień gniewu i objawienia sprawiedliwego sądu Boga," (Rzym. 2:5).


Cytat:
Pismo jasno naucza, iż widok piekła w niebie przysłuży się jeszcze większej radości zbawionych, którzy oddadzą cześć Bogu bez powątpiewania czy zawahania (Iz. 66:22-24; Obj. 19:1-4). Trudno nam obecnie pojąć jak widok np. znajomych w piekle może dodać do naszej radości w niebie. Jednak już teraz poznajemy naszymi odnowionymi umysłami tego, który sprawiedliwie sądzi, co też rozwiewa nasze wątpliwości.

[link widoczny dla zalogowanych]

Ja myślałem, że katolickich zwolenników wiecznego sadyzmu nikt nie przebije, a tu proszę. Ktoś pisze w końcówce, że widok piekła będzie radością dla zbawionych.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 18:31, 15 Paź 2024    Temat postu:

anbo napisał:
Michał Dyszyński napisał:

Dotknęliśmy tu kwestii SUBIEKTYWNEJ OCENY, osobistego szacowania za i przeciw. Czas podpisać protokół rozbieżności, bo chyba niewiele więcej da się tu powiedzieć.

Piłka jest po twojej stronie. Nie będę cię siłą zatrzymywać na boisku. (Domyślam się o czym teraz napiszesz, co w mojej odpowiedzi wykorzystasz.)

Nic tu już nie mam więcej do dodania. Doszliśmy do etapu, kiedy argumenty przedstawiono, każdy może sobie jeszcze raz na nie spojrzeć i się zastanowić, co do niego (bardziej) przemawia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 3:06, 20 Paź 2024    Temat postu:

Piekło po katolicku w nieco bardziej umiarkowanym tonie:

"Aby człowiek mógł realizować ów stwórczy zamysł Boga wpisany w swoją naturę, to znaczy istnieć i funkcjonować w relacjach, które będą relacjami miłości, musi być wolny. Stąd Bóg, stwarzając człowieka, obdarował go wolną wolą, wolnością.

Paradoksem tego daru – koniecznego, by człowiek mógł kochać (bo kochać może tylko wolna istota) – jest to, że zakłada on jednocześnie możliwość odrzucenia przez człowieka owego stwórczego zamysłu, swojego powołania; możliwość zaprzeczenia sensowi i celowi swojego istnienia; możliwość odrzucenia miłości Boga i ludzi (zarówno miłości do nich, jak i miłości, którą jest przez nich kochany).

Owo odrzucenie miłości Biblia, a za nią Tradycja Kościoła nazywa grzechem."
[link widoczny dla zalogowanych]

Faktycznie, aby "istnieć i funkcjonować w relacjach, które będą relacjami miłości" człowiek musi być wolny. Tylko, że tu zakłada się, że odrzucenie stwórczego zamysłu jest wciąż efektem wolności takiej samej jak tej potrzebnej do funkcjonowania w relacjach miłości. Tu zakłada się, że wolność po prostu jest stałym atrybutem człowieka niezależnie od tego, czy człowiek jest w swojej naturze uporządkowany, czy wewnętrznie niedojrzały i skonfliktowany.
:think: :nie:

Dalej czytamy, że:

"Analogicznie (i konsekwentnie względem tego, co pisaliśmy wyżej o ludzkiej wolności) potępienie jest efektem definitywnego odrzucenia przez człowieka miłości. Ono także dokonuje się dobrowolnie.

A zatem o ile Katechizm słusznie stwierdza, że to Pan Bóg rozstrzyga i „wyrokuje” o naszym zbawieniu lub potępieniu, to trzeba uznać, że robi to niejako „zatwierdzając” skutki naszej własnej decyzji, na którą składają się decyzje podejmowane przez nas w całym naszym życiu doczesnym.

Nasza duchowo-cielesna natura zdolna jest do podejmowania i realizowania decyzji w czasie. Stąd życie doczesne jest właśnie czasem (sic!) naszej decyzji. Kończy się on wraz z momentem śmierci. To, czego nie dostaje naszej „decyzji na miłość” zostanie oczyszczone i dopełnione w doświadczeniu, które nazywamy czyśćcem.

Ale jeśli nasze życiowe postawy i decyzje sprowadzają się do odrzucenia miłości Boga i ludzi, to w ten sposób sami tak naprawdę wybierzemy potępienie i piekło, czyli „stan ostatecznego samowykluczenia z jedności z Bogiem i świętymi” (KKK 1033).

To co nazywamy „karą piekła” jest w rzeczywistości konsekwencją naszego wyboru. Paradoksalnie Bóg „musiał” stworzyć piekło, możliwość potępienia, byśmy mogli wybrać zbawienie. Bo chodzi o wybór między miłością i brakiem miłości, a do tego potrzebna jest wolność."

Po pierwsze, czy kochający i odpowiedzialny Bóg posłał by na świat ludzi, żeby to właśnie w tych warunkach i z taką poplątaną naturą człowiek ostatecznie decydował o swoim wiecznym "być albo nie być"? :think:
Po drugie, znów zakłada się, że wolność to stały atrybut człowieka. Mniej więcej sugeruje się tu coś takiego:
Człowiek wybierający polecieć na Wyspy Kanaryjskie i tam żyć szczęśliwie i człowiek wybierający polecieć do więzienia stworzonego przez dyktatora Łukaszenkę i być tam sponiewieranym, to człowiek tak samo zdrowy na umyśle. :rotfl:


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Nie 3:21, 20 Paź 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:39, 20 Paź 2024    Temat postu:

Piekło można pogodzić z miłością Boga w ten sposób (trochę tak chyba widzi tę sprawę wuj), że istnieje "takie coś" w grzechu, błędzie, wadliwości moralnej, którego nie da się zaakceptować. Na ile owo "coś" jest zintegrowane ostatecznie ze świadomością grzesznika?...
- To jest osobne pytanie...
Na to pytanie nie ma wg mnie jednej odpowiedzi, jest tylko zbiór SUBIEKTYWNYCH INDYWIDUALNYCH ROZSTRZYGNIĘĆ w tej kwestii. Ale sam błąd jako taki, sam fałsz, splątanie, sama wadliwość - NIE DA SIĘ URATOWAĆ.
Dopóki ktoś kłamstwo w sobie pielęgnuje i chroni, dopóty nie ma jak go w tym stanie zbawić. Dopóki ktoś gardzi miłością, nie zamierza przebaczać, tylko buduje swoją osobowość na wywyższaniu siebie, a poniżaniu innych, to takiej postawy nie ma jak skleić ze zbawieniem, z powszechnym szczęściem wolnych istot.

Piekło "istnieje realnie" w tym sensie, że w rozwoju osobowości zaszyta jest pewna TWARDA NIEPRZEKRACZALNOSĆ - to "jacy jesteśmy" ma swoją konsekwencję w tym, co na nasze emocje, odczucia spadnie.
Dusze głęboko mentalnie zespolone z pragnieniem wywyższania się, krzywdzenia innych, a nierozwiniętą empatią i pragnieniem dobra mają realny problem! Tym duszom nawet Bóg nie ma jak (przynajmniej bezpośrednio) pomóc!
Bo te dusze takie (wadliwe) SĄ!
W pewnym momencie dla każdej duszy przychodzi KONFRONTACJA Z SAMYM SOBĄ. Wtedy dusza odbiera konsekwencje tego, jaka po prostu jest. Tu nawet Bogu bardzo trudno jest się "wcisnąć" z intencją pomocy splątanej duszy, bo wszelka zewnętrzna forma zmiany w tej duszy, stawia pytanie o INWAZYJNOŚĆ tego aktu zmiany. Czy dusza, która chce być taka, jaka jest aktualnie (nawet jeśli jest wadliwa, nieszczęśliwa, splątana), miałaby być na siłę przez Boga zmodyfikowana?...
- Taka modyfikacja na siłę, takie "przestawienie w środku" jakichś "trybików" odczuwania i myślenia owej duszy od razu stawia pytanie: czy to z przestawionym trybikiem nie jest po prostu ODGÓRNYM STWORZENIEM NOWEJ duszy, tylko powstałej na bazie starego wzorca?...
A wtedy pojawia się pytanie: to co się stało z tą starą instancją duszy?
- Chyba została unicestwiona... Bóg miałby unicestwić duszę?... :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:38, 20 Paź 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Piekło "istnieje realnie" w tym sensie, że w rozwoju osobowości zaszyta jest pewna TWARDA NIEPRZEKRACZALNOSĆ - to "jacy jesteśmy" ma swoją konsekwencję w tym, co na nasze emocje, odczucia spadnie.
Dusze głęboko mentalnie zespolone z pragnieniem wywyższania się, krzywdzenia innych, a nierozwiniętą empatią i pragnieniem dobra mają realny problem! Tym duszom nawet Bóg nie ma jak (przynajmniej bezpośrednio) pomóc!
Bo te dusze takie (wadliwe) SĄ!


Mnie najbardziej interesuje skąd się bierze to "jacy jesteśmy". Jak powstaje ktoś "głęboko mentalnie zespolony z pragnieniem wywyższania się, krzywdzenia innych, a nierozwiniętą empatią i pragnieniem dobra".
Bo chyba powyższe interpretacje (które przytaczam) mocno kładą nacisk na wolną wolę człowieka i dlatego można przeczytać, że np. "jeśli nasze życiowe postawy i decyzje sprowadzają się do odrzucenia miłości Boga i ludzi, to w ten sposób sami tak naprawdę wybierzemy potępienie i piekło".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 16:30, 20 Paź 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Piekło "istnieje realnie" w tym sensie, że w rozwoju osobowości zaszyta jest pewna TWARDA NIEPRZEKRACZALNOSĆ - to "jacy jesteśmy" ma swoją konsekwencję w tym, co na nasze emocje, odczucia spadnie.
Dusze głęboko mentalnie zespolone z pragnieniem wywyższania się, krzywdzenia innych, a nierozwiniętą empatią i pragnieniem dobra mają realny problem! Tym duszom nawet Bóg nie ma jak (przynajmniej bezpośrednio) pomóc!
Bo te dusze takie (wadliwe) SĄ!


Mnie najbardziej interesuje skąd się bierze to "jacy jesteśmy". Jak powstaje ktoś "głęboko mentalnie zespolony z pragnieniem wywyższania się, krzywdzenia innych, a nierozwiniętą empatią i pragnieniem dobra".
Bo chyba powyższe interpretacje (które przytaczam) mocno kładą nacisk na wolną wolę człowieka i dlatego można przeczytać, że np. "jeśli nasze życiowe postawy i decyzje sprowadzają się do odrzucenia miłości Boga i ludzi, to w ten sposób sami tak naprawdę wybierzemy potępienie i piekło".

To, jacy jesteśmy, powstaje jako efekt ewolucji, tysięcy (może głębiej patrząc milionów, albo nawet biliardów) decyzji w kwestiach bardzo różnych - od najdrobniejszych, bezwiednych, związanych z przekierowaniem uwagi na coś, albo tylko nieprzytrzymaniem tej uwagi dłużej, poprzez zbliżających się do uświadomienia, czyli postawieniem sobie sprawy w kontekście jakichś życiowych celów, czy wartości, aż do tych najbardziej świadomych, gdzie człowiek umie się wytłumaczyć ze wszystkich głównych aspektów swojej decyzji - czyli będzie umiał (innym, ale też i samemu sobie) opowiedzieć po robi, to co robi (na co liczy w przyszłości), dlaczego tę ścieżkę wybrał, jakie ewentualne alternatywy odrzucił, co brał pod uwagę, a co zlekceważył.
Te najwyższe poziomy uświadomienia sobie decyzji są rzadkie. Większość ludzi decyduje na bazie dość niesprecyzowanych intuicji, emocji, przypuszczeń o niejasnym związku z twardymi aspektami rzeczywistości. Nieliczni ludzie wychodzą poza silną życzeniowość i instynktowność w taktowaniu rozpoznań świata, dlatego nasza wolność jest na dość mizernym poziomie - moze wolności jest parę procent, wobec ponad 90% niewoli wobec tego, co nam narzucone. Ale nawet bazując na tych kilku procentach, jeśli będziemy nawarstwiali sobie kolejne decyzje tak, aby zbliżały nasze mentalne funkcjonowanie do uświadamiania sobie tego, co robimy, jak i dlaczego robimy, to powoli, decyzja za decyzją, dzień za dniem, rok za rokiem będziemy się wznosili w świadomości i wolności.

To, że wolność nie staje się jakimś jednym aktem, jedną decyzję jest tu ważne. Gdybyśmy stawali się wolni (stawali się SOBĄ) w ramach jednego aktu woli, to od razu powstawałoby pytanie: a na bazie czego ten akt wystąpił. A wtedy wróci nam dylemat wolności Schopenhauera, czyli ten problem, że jeśli wybieraliśmy ściśle z przesłanek, to byliśmy zdeterminowani, a jeśli przesłanki były nieistotne, to z kolei wybieraliśmy losowo, czyli też trudno w takim przypadku o uznanie odpowiedzialności takiej decyzji. Dopiero wiele wzajemnie się uzupełniających, kontrujących, kontrolujących decyzji buduje obraz, w którym decyzyjność rozpościera się swoimi więzami na całą historię życia, odczuwania, sięga w zakamarki osobowości. Umysłowości. Wtedy owo "coś, co decyduje" jest de facto zespolone z tym wszystkim, czym jesteśmy, a dodatkowo z tym zewnętrznym, w czym uczestniczyliśmy w historii naszego życia. Wtedy to człowiek rodzi się niejako powtórnie - rodzi się do świadomości, rodzi się duchowo.
Tu nic nie jest proste i jednoznaczne, bo nie można prostym wskazaniem pokazać źródła tej, czy innej decyzji. Tu nie aplikuje się poprawnie zależność w stylu "zrobiłem rzecz X, bo miałem ku temu przesłankę Y". Bo tu wszystko jest współzależne, połączone więzami niemożliwymi do zliczenia, bo same te więzy "pływają w nieokreśloności". Jakoś (nie sposób jest wskazać JAK?) to się dzieje, efekt widoczny jest, jednak wszystko razem jest niemodelowalne, czyli na nic nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie DLACZEGO TAK?
Ważne jest tu jedno - ten konstrukt, który w powyższy sposób powstaje, nie jest stworzony zewnętrznym konkretnym aktem, lecz jest w jakiś sposób sam z siebie, tworzy go WŁASNA HISTORIA, tworzą go też przypisane podmiotowi decyzje, obrazujące cechy tego podmiotu, choć nie odwzorowują tych cech jednoznacznie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:42, 21 Paź 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Większość ludzi decyduje na bazie dość niesprecyzowanych intuicji, emocji, przypuszczeń o niejasnym związku z twardymi aspektami rzeczywistości. Nieliczni ludzie wychodzą poza silną życzeniowość i instynktowność w taktowaniu rozpoznań świata, dlatego nasza wolność jest na dość mizernym poziomie - moze wolności jest parę procent, wobec ponad 90% niewoli wobec tego, co nam narzucone. Ale nawet bazując na tych kilku procentach, jeśli będziemy nawarstwiali sobie kolejne decyzje tak, aby zbliżały nasze mentalne funkcjonowanie do uświadamiania sobie tego, co robimy, jak i dlaczego robimy, to powoli, decyzja za decyzją, dzień za dniem, rok za rokiem będziemy się wznosili w świadomości i wolności.


Ciekawe jest to jak to wszystko opisujesz. Wychodzi mi, z tego, co piszesz, że człowiek jest na poziomie poczwarki, która dopiero zmierza do jakiegoś wyższego rozwoju.
Zastanawia mnie też ten aspekt wolności, którą dopiero człowiek musi w sobie wybudować, czy tam rozbudować. Bo skoro z tą wolnością to jest proces to dlaczego wierzy się, że Bóg po prostu obdarzył człowieka wolnością i w ramach tej wolności człowiek decyduje o tym czy ostatecznym jego przeznaczeniem ma być piekło czy niebo.
Czy czymś zasadnym jest utrzymywać, że piekło jest konsekwencją naszych wyborów i Bóg tylko "zatwierdzi" skutki naszych decyzji, na którą składają się decyzje podejmowane przez nas w całym naszym życiu doczesnym?
Człowiek przechodząc przez to życie raczej nie myśli o piekle, tzn. podejrzewam, że miliony ludzi na świecie swoich decyzji nie wiąże z tym, że ich decyzje to dobrowolne opowiadanie się za piekłem. Trudno mi też sobie wyobrazić, aby Bóg tak obojętnie tylko po prostu wyrokował, co komu się należy wskutek jego decyzji podejmowanych za życia.
:think: :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 12:24, 21 Paź 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Człowiek przechodząc przez to życie raczej nie myśli o piekle, tzn. podejrzewam, że miliony ludzi na świecie swoich decyzji nie wiąże z tym, że ich decyzje to dobrowolne opowiadanie się za piekłem. Trudno mi też sobie wyobrazić, aby Bóg tak obojętnie tylko po prostu wyrokował, co komu się należy wskutek jego decyzji podejmowanych za życia.
:think: :think:

Ja uważam, że owo "opowiadanie się za piekłem", to w istocie nic innego, jak tylko DOZWOLENIE NA TOTALNE SPLĄTANIE SWOICH EMOCJI, NIE WYŁONIENIE SWOJEJ OSOBOWOŚCI DO SPÓJNEJ POSTACI.

Grzeszne, złe czyny są bardziej objawem, niż powodem obrania przez duszę kierunku na piekło.
Sam czyn jako taki może być różnie zaklasyfikowany (także przez ludzki sąd) w zależności od osobnych okoliczności - wiedzy o sytuacji, motywacji osoby, wcześniejszych zajść. Ten sam czyn - np. morderstwo - zostanie inaczej potraktowany, gdy jest w samoobronie, czy w obronie bliskich, a inaczej gdy jest wynikiem złości, wskutek sfrustrowania, że zabrakło komuś pieniędzy na narkotyki. Grzechy mogą wręcz być w pewnym sensie "ostatecznie dobre" - gdy np. ich złe skutki są przejściowe, a przemiana w człowieku, który zgrzeszył, a potem żałował, będzie trwała i zdecydowanie w dobrym kierunku.
Opowiadamy się za piekłem swoim zaniechaniem doskonalenia się, zakopaniem talentów zamiast ich pomnażania, nieprzynoszeniem owocu.

(9) Już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona. Każde więc drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone. (Ewangelia Łukasza 3:9)
Jak ktoś miałby przynieść dobry owoc, jeśli się boi podjąć decyzji, jeśli tylko czeka na to, że to inni mają mu powiedzieć, co on ma robić, zaś on sam pozbawił się inicjatywy?...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
anbo




Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 6443
Przeczytał: 36 tematów


PostWysłany: Pon 12:53, 21 Paź 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Człowiek przechodząc przez to życie raczej nie myśli o piekle, tzn. podejrzewam, że miliony ludzi na świecie swoich decyzji nie wiąże z tym, że ich decyzje to dobrowolne opowiadanie się za piekłem. Trudno mi też sobie wyobrazić, aby Bóg tak obojętnie tylko po prostu wyrokował, co komu się należy wskutek jego decyzji podejmowanych za życia.
:think: :think:

Ja uważam, że owo "opowiadanie się za piekłem", to w istocie nic innego, jak tylko DOZWOLENIE NA TOTALNE SPLĄTANIE SWOICH EMOCJI, NIE WYŁONIENIE SWOJEJ OSOBOWOŚCI DO SPÓJNEJ POSTACI.

A cóż to jest to "splątanie emocji" i "spójna postać osobowości"?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:13, 21 Paź 2024    Temat postu:

anbo napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Człowiek przechodząc przez to życie raczej nie myśli o piekle, tzn. podejrzewam, że miliony ludzi na świecie swoich decyzji nie wiąże z tym, że ich decyzje to dobrowolne opowiadanie się za piekłem. Trudno mi też sobie wyobrazić, aby Bóg tak obojętnie tylko po prostu wyrokował, co komu się należy wskutek jego decyzji podejmowanych za życia.
:think: :think:

Ja uważam, że owo "opowiadanie się za piekłem", to w istocie nic innego, jak tylko DOZWOLENIE NA TOTALNE SPLĄTANIE SWOICH EMOCJI, NIE WYŁONIENIE SWOJEJ OSOBOWOŚCI DO SPÓJNEJ POSTACI.

A cóż to jest to "splątanie emocji" i "spójna postać osobowości"?

Tu jest to forma dość ogólnikowego zatytułowania idei osobowości, która
- w pierwszym przypadku nie osiągnęła pewnego minimalnego poziomu wolności osobistej, czyli zdolności do sprawczego funkcjonowania w kontekście nie tylko doraźnym, ale szeroko rozumianych ogólnych celów życiowych - w zakresie rozwoju osobistego, duchowości, radzenia sobie z mentalnymi zagrożeniami tak świata zewnętrznego, jak i własnej natury.
- w drugim przypadku, gdy osobowość osiągnęła pewien progowy poziom spójności, udaje się tej osobowości POŁĄCZYĆ to, co robi, co pragnie, jak reaguje w taką postać, że nie doznaje owa osobowość frustracji z tytułu niezdolności do pogodzenia się z tym, kim jesteśmy, co robimy, jakie aspiracje realizujemy w kontekście też tego, co jest nam w stanie zaoferować rzeczywistość.

W pierwszym przypadku osobowość reaguje głównie ad hoc - instynktownie, albo grawitując do innych NARZUCANYCH JEJ ZEWNĘTRZNIE sugestii. W drugim przypadku osobowość już w znaczącym stopniu jest "panem siebie".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
anbo




Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 6443
Przeczytał: 36 tematów


PostWysłany: Pon 13:22, 21 Paź 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
anbo napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Człowiek przechodząc przez to życie raczej nie myśli o piekle, tzn. podejrzewam, że miliony ludzi na świecie swoich decyzji nie wiąże z tym, że ich decyzje to dobrowolne opowiadanie się za piekłem. Trudno mi też sobie wyobrazić, aby Bóg tak obojętnie tylko po prostu wyrokował, co komu się należy wskutek jego decyzji podejmowanych za życia.
:think: :think:

Ja uważam, że owo "opowiadanie się za piekłem", to w istocie nic innego, jak tylko DOZWOLENIE NA TOTALNE SPLĄTANIE SWOICH EMOCJI, NIE WYŁONIENIE SWOJEJ OSOBOWOŚCI DO SPÓJNEJ POSTACI.

A cóż to jest to "splątanie emocji" i "spójna postać osobowości"?

Tu jest to forma dość ogólnikowego zatytułowania idei osobowości, która
- w pierwszym przypadku nie osiągnęła pewnego minimalnego poziomu wolności osobistej, czyli zdolności do sprawczego funkcjonowania w kontekście nie tylko doraźnym, ale szeroko rozumianych ogólnych celów życiowych - w zakresie rozwoju osobistego, duchowości, radzenia sobie z mentalnymi zagrożeniami tak świata zewnętrznego, jak i własnej natury.

Po czym w praktyce można poznać, że ktoś osiągnął, a ktoś inny nie osiągnął tego "minimalnego poziomu wolności"? Chodzi o praktyczną skuteczność realizowania przez jednostkę celów?

Michał Dyszyński napisał:

- w drugim przypadku, gdy osobowość osiągnęła pewien progowy poziom spójności, udaje się tej osobowości POŁĄCZYĆ to, co robi, co pragnie, jak reaguje w taką postać, że nie doznaje owa osobowość frustracji z tytułu niezdolności do pogodzenia się z tym, kim jesteśmy, co robimy, jakie aspiracje realizujemy w kontekście też tego, co jest nam w stanie zaoferować rzeczywistość.

Czyli spójną postać osobowości ma na przykład skutezny morderca nie mający wyrzutów sumienia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:37, 21 Paź 2024    Temat postu:

anbo napisał:
Michał Dyszyński napisał:
anbo napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Człowiek przechodząc przez to życie raczej nie myśli o piekle, tzn. podejrzewam, że miliony ludzi na świecie swoich decyzji nie wiąże z tym, że ich decyzje to dobrowolne opowiadanie się za piekłem. Trudno mi też sobie wyobrazić, aby Bóg tak obojętnie tylko po prostu wyrokował, co komu się należy wskutek jego decyzji podejmowanych za życia.
:think: :think:

Ja uważam, że owo "opowiadanie się za piekłem", to w istocie nic innego, jak tylko DOZWOLENIE NA TOTALNE SPLĄTANIE SWOICH EMOCJI, NIE WYŁONIENIE SWOJEJ OSOBOWOŚCI DO SPÓJNEJ POSTACI.

A cóż to jest to "splątanie emocji" i "spójna postać osobowości"?

Tu jest to forma dość ogólnikowego zatytułowania idei osobowości, która
- w pierwszym przypadku nie osiągnęła pewnego minimalnego poziomu wolności osobistej, czyli zdolności do sprawczego funkcjonowania w kontekście nie tylko doraźnym, ale szeroko rozumianych ogólnych celów życiowych - w zakresie rozwoju osobistego, duchowości, radzenia sobie z mentalnymi zagrożeniami tak świata zewnętrznego, jak i własnej natury.

Po czym w praktyce można poznać, że ktoś osiągnął, a ktoś inny nie osiągnął tego "minimalnego poziomu wolności"? Chodzi o praktyczną skuteczność realizowania przez jednostkę celów?

Michał Dyszyński napisał:

- w drugim przypadku, gdy osobowość osiągnęła pewien progowy poziom spójności, udaje się tej osobowości POŁĄCZYĆ to, co robi, co pragnie, jak reaguje w taką postać, że nie doznaje owa osobowość frustracji z tytułu niezdolności do pogodzenia się z tym, kim jesteśmy, co robimy, jakie aspiracje realizujemy w kontekście też tego, co jest nam w stanie zaoferować rzeczywistość.

Czyli spójną postać osobowości ma na przykład skutezny morderca nie mający wyrzutów sumienia.

Jeśłli patrzymy tylko na doraźne, ograniczone do realizacji bardzo konkretnych celów zadania, to masz rację. Niestety, to o czym tu piszę nie jest proste, nie da się tego wytłumaczyć jedną funkcjonalnością. Idea, o której pisze rzeczywiście ma jako swoją oś sprawczość ogólnie, zatem sprawczość skutecznego mordercy też się na ten "pierwszy rzut opisu" łapie. Ja myślę jednak o znacznie bardziej CAŁOŚCIOWYM, czyli rozpatrywanym w kontekście OSĄDU KOMPLETNEGO OSOBOWOŚCI podejściu do skuteczności działania, sprawczości.
To, o czym tu myślę i pragnę napisać dotyczy bowiem także takich (w prostym rozliczeniu pomijanych) kwestii jak to czy realizuję w życiu cele znacznie subtelniejsze, a mające fundamentalny wpływ na to, kim się ostatecznie stajemy:
- jaka STRUKTURA EMOCJI powstaje na skutek przyjmowanych postaw życiowych, w kontekście tego, co osiągaliśmy w życiu
- jakie DŁUGOFALOWE SKUTKI niesie realizacja tych, czy innych celów
- czy rozwija się w danej osobowości ZDOLNOŚĆ DO TRWAŁEGO ODCZUWANIA SPEŁNIENIA, SZCZĘŚCIA, SATYSFAKCJI
- czy postawę danego czlowieka DA SIĘ BEZINWAZYJNIE WPISAĆ W FUNKCJONOWANIE SPOŁECZNOŚCI, ktora jako całość składa się z osobowości spełnionych, szczęśliwych?...
i inne pytania o całościowym charakterze, związane z rozliczeniem nie tylko jakichś prostych, czy nawet bardziej skomplikowanych, ale jednak ograniczonych w perspektywie celów, lecz związane z tym, czy powstaje OSOBOWOŚĆ POGODZONA WEWNĘTRZNIE, NIE CZYNIĄCA TRWALE NICZEGO WBREW SOBIE.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
anbo




Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 6443
Przeczytał: 36 tematów


PostWysłany: Pon 13:58, 21 Paź 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
anbo napisał:
Michał Dyszyński napisał:
anbo napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Katolikus napisał:
Człowiek przechodząc przez to życie raczej nie myśli o piekle, tzn. podejrzewam, że miliony ludzi na świecie swoich decyzji nie wiąże z tym, że ich decyzje to dobrowolne opowiadanie się za piekłem. Trudno mi też sobie wyobrazić, aby Bóg tak obojętnie tylko po prostu wyrokował, co komu się należy wskutek jego decyzji podejmowanych za życia.
:think: :think:

Ja uważam, że owo "opowiadanie się za piekłem", to w istocie nic innego, jak tylko DOZWOLENIE NA TOTALNE SPLĄTANIE SWOICH EMOCJI, NIE WYŁONIENIE SWOJEJ OSOBOWOŚCI DO SPÓJNEJ POSTACI.

A cóż to jest to "splątanie emocji" i "spójna postać osobowości"?

Tu jest to forma dość ogólnikowego zatytułowania idei osobowości, która
- w pierwszym przypadku nie osiągnęła pewnego minimalnego poziomu wolności osobistej, czyli zdolności do sprawczego funkcjonowania w kontekście nie tylko doraźnym, ale szeroko rozumianych ogólnych celów życiowych - w zakresie rozwoju osobistego, duchowości, radzenia sobie z mentalnymi zagrożeniami tak świata zewnętrznego, jak i własnej natury.

Po czym w praktyce można poznać, że ktoś osiągnął, a ktoś inny nie osiągnął tego "minimalnego poziomu wolności"? Chodzi o praktyczną skuteczność realizowania przez jednostkę celów?

Michał Dyszyński napisał:

- w drugim przypadku, gdy osobowość osiągnęła pewien progowy poziom spójności, udaje się tej osobowości POŁĄCZYĆ to, co robi, co pragnie, jak reaguje w taką postać, że nie doznaje owa osobowość frustracji z tytułu niezdolności do pogodzenia się z tym, kim jesteśmy, co robimy, jakie aspiracje realizujemy w kontekście też tego, co jest nam w stanie zaoferować rzeczywistość.

Czyli spójną postać osobowości ma na przykład skutezny morderca nie mający wyrzutów sumienia.

Jeśłli patrzymy tylko na doraźne, ograniczone do realizacji bardzo konkretnych celów zadania, to masz rację. Niestety, to o czym tu piszę nie jest proste, nie da się tego wytłumaczyć jedną funkcjonalnością.


Tak myślałem, że prędzej czy późnej znajdziemy się w tym punkcie ;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 14:19, 21 Paź 2024    Temat postu:

anbo napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Jeśłli patrzymy tylko na doraźne, ograniczone do realizacji bardzo konkretnych celów zadania, to masz rację. Niestety, to o czym tu piszę nie jest proste, nie da się tego wytłumaczyć jedną funkcjonalnością.


Tak myślałem, że prędzej czy późnej znajdziemy się w tym punkcie ;)

Tak. To jest stała odmienność w traktowaniu przez nas większości zagadnień.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:35, 21 Paź 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Ja uważam, że owo "opowiadanie się za piekłem", to w istocie nic innego, jak tylko DOZWOLENIE NA TOTALNE SPLĄTANIE SWOICH EMOCJI, NIE WYŁONIENIE SWOJEJ OSOBOWOŚCI DO SPÓJNEJ POSTACI.


Oczywiście nie wiem czy w rzeczywistości jest tak jak to tu ciekawie przedstawiasz, ale zastanawiam się, bo jeśli faktycznie jest tak jak piszesz, to czy nie jest to nie w porządku, by człowiek nie miał świadomości tego zagrożenia w jakie może się wpakować (czyli piekło/potępienie)? Gdyby człowiek wiedział tak na 100%, albo były by za tym jakieś silne dowody, że niektóre postawy i wybory życiowe prowadzą człowieka wprost do stanu, który jest stanem potężnie groźnym to człowiek chyba robiłby wtedy, co w jego mocy, aby iść ku zbawieniu. :think:
Tymczasem nasz świat to jedna wielka tajemnica i różne domysły, hipotezy, rozważania itd.
A gdyby jednak człowiek mógł wiedzieć, że istnieje takie, a takie duchowe zagrożenie dla jego osobowości, świadomości? Musi człowiek żyć w tej niewiedzy o tym zagrożeniu i co najwyżej mieć tylko jakieś przeczucia, domysły?

----

Ps. Swoją drogą, Panowie ciekawa wymiana zdań (Michał i anbo). :brawo:


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Pon 18:37, 21 Paź 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 19:28, 21 Paź 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Gdyby człowiek wiedział tak na 100%, albo były by za tym jakieś silne dowody, że niektóre postawy i wybory życiowe prowadzą człowieka wprost do stanu, który jest stanem potężnie groźnym to człowiek chyba robiłby wtedy, co w jego mocy, aby iść ku zbawieniu. :think:
Tymczasem nasz świat to jedna wielka tajemnica i różne domysły, hipotezy, rozważania itd.
A gdyby jednak człowiek mógł wiedzieć, że istnieje takie, a takie duchowe zagrożenie dla jego osobowości, świadomości? Musi człowiek żyć w tej niewiedzy o tym zagrożeniu i co najwyżej mieć tylko jakieś przeczucia, domysły?

Dlatego ja wierzę, że Bóg znajdzie inne wyjście z opcji piekła, niż niekończące się cierpienie. W ogóle cierpienie będzie. Ale tego cierpienia "wieczność" według mnie powinna być bardziej rozumiana jako "nie istnieje droga, w której zakłamanie i brak miłości dadzą duszy szansę na satysfakcjonujące bytowanie". Jakąś (jaką?... - nie wiem) ścieżkę wyjścia z piekła, czy ograniczenie inwazyjności tegoż wg mnie Bóg musiał widzieć. Sam zasugerowałem jedną - poprzez rodzaj "narastającego spowolnienia" odczuwania cierpienia przez duszę, pomimo że zawsze jakiś epizod cierpienia na duszę by czekał. Inną opcją jest, że piekło jest wieczne, albo pobyt w nim już niekoniecznie. Wreszcie trzecim - już bardziej biblijnym - wskazaniem na to, że cierpienie "po tamtej stronie" jednak ma swój kres, są choćby te cytaty:
(20) Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. (21) Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. (22) A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: Raka, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: Bezbożniku, podlega karze piekła ognistego. (23) Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, (24) zostaw tam dar swój przez ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj! (25) Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. (26) Zaprawdę, powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz. (Ewangelia Mateusza 5)

(58) Gdy idziesz do urzędu ze swym przeciwnikiem, staraj się w drodze dojść z nim do zgody, by cię nie pociągnął do sędziego; a sędzia przekazałby cię dozorcy, dozorca zaś wtrąciłby cię do więzienia. (59) Powiadam ci, nie wyjdziesz stamtąd, póki nie oddasz ostatniego pieniążka.(Ewangelia Łukasza 12)
Warto zauważyć, że PO ODDANIU OSTATNIEGO GROSZA JEDNAK MAMY WYJŚCIE z miejsca kaźni.
Tutaj zaś mamy: (47) Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę.(48) Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą. (Ewangelia Łukasza 12)
Jest mała chłosta, jest większa chłosta, ale nie ma mowy o NIESKOŃCZONEJ chłoście!
Tu teolog katolicki może sugerować, iż Jezus myśli o czyśćcu, a nie o piekle. Ale w ogóle w Biblii przecież nazwa "czyściec" jako taka się nie pojawia. Jest mowa o odpłacie, może karze, może sądzie, ale nie ma żadnej wyraźnej postaci rozdzielania kary wiecznej od cząstkowej - jest jeden rodzaj kary, a do niego sugestia o wychodzeniu z niej.
Co w takim razie z cytatem, który wieczność (aiōnion) sugerują?... (u Mt, 25)
Tu mam dwa potencjalne wytlumaczenia - jedno to to, które już przytaczałeś - w kwestii samego znaczenia owego aiōnion, które nie musi wcale oznaczać czegoś calkowicie bez końca.
O drugim wytłumaczeniu chyba nigdzie jeszcze nie wspominałem, choć noszę je w sobie od dawna. Problem z nim jest taki, że jest ono co nieco "heretyckie", odwołujące się do sugestii, iż w ogóle ten opis sądu ostatecznego wg Mt, 25 bardziej sugeruje jego mityczny - alegoryczny charakter, a nie opisanie wiernie i wprost tego, co się rzeczywiście wydarzy. Wtedy ta scena sądu jawiłaby się jako ostrzeżenie, a nie proroctwo zdarzeń przyszłych. Dlaczego twierdzę, iż scena sądu ostatecznego jest bardziej mitem, niż wskazaniem "jak to rzeczywiście będzie"? (pomimo nawet sugestii, że "tak się stanie")
Wskazuje na to kilka motywów w samym opisie:
1. uznanie, iż sądzi się nie ludzi, tylko kozły i barany
2. dość dziwny dialog, w którym zarówno kozły, jak i barany pytają Syna Człowieczego o to, co powinni znać sens spraw, choćby przynajmniej ci, którzy czytali Biblię.
Mi to wygląda tak, jakby celem tego opisu było samo doprowadzenie do tego dialogu, w którym Syn Człowieczy UTOŻSAMIA SIĘ Z KAŻDYM NAJMNIEJSZYM CZŁOWIEKIEM. Sens jest zatem raczej w WYSTOSOWANIU OSTRZEŻENIA, które oczywiście powinno wybrzmieć mocno i sugestywnie, ale to nie jest określenie sytuacji, która się wydarzy.
Jest tu zatem dodatkowa nadzieja (dla wierzących w miłosierdzie Boga aż do poziomu, który neguje istnienie tradycyjnie rozumianego piekła), że tu nie chodziło być może o wieczną mękę REALNYCH duszy, lecz zsyłane są na cierpienia "zwierzęta" (byty zastępcze) z tych dusz, nie one same.
Dodam, że sam trochę się z pewną formą kategoryczności potępienia moralnego, zawartego w tym fragmencie Biblii solidaryzuję. Brak miłości, empatii, pragnienia wsparcia bliźniego w potrzebie wg mnie WYKLUCZA duszę z opcji zbawienia. Jak ktoś nienawidzi, nie pomaga w potrzebie (choć może), to się po prostu do zbawienia nie nadaje, nie może być zakwalifikowany. Ten "kozioł" w jego duszy musi zostać potępiony i nie ma jak być inaczej. Ale jeśli sami potępimy w sobie te "kozły naszej natury", jeśli dokona się w nas głęboka przemiana w stronę miłości, to piekło nas nie zgarnie.
Nie wiem na pewno. Rzecz oczywiście jest w nadziei, a nie w wiedzy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 10:22, 22 Paź 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dlatego ja wierzę, że Bóg znajdzie inne wyjście z opcji piekła, niż niekończące się cierpienie.


Tu jest dość ciekawa sprawa, że chrześcijanie są w kwestii piekła bardzo podzieleni, bo jedni przekonują, że Bóg ukarze zatwardziałych grzeszników piekłem, bo na to sobie sami zasłużyli (więc będzie to dowód sprawiedliwości bożej, a nie zemsta), a inni chrześcijanie (np. właśnie ty, wuj, ks. Hryniewicz itd.) mocno opowiadacie się za tym, że Bóg chce człowieka z tego najgorszego stanu w jaki człowiek może się wpakować wyciągnąć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 11:34, 22 Paź 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Dlatego ja wierzę, że Bóg znajdzie inne wyjście z opcji piekła, niż niekończące się cierpienie.


Tu jest dość ciekawa sprawa, że chrześcijanie są w kwestii piekła bardzo podzieleni, bo jedni przekonują, że Bóg ukarze zatwardziałych grzeszników piekłem, bo na to sobie sami zasłużyli (więc będzie to dowód sprawiedliwości bożej, a nie zemsta), a inni chrześcijanie (np. właśnie ty, wuj, ks. Hryniewicz itd.) mocno opowiadacie się za tym, że Bóg chce człowieka z tego najgorszego stanu w jaki człowiek może się wpakować wyciągnąć.

Myślę, że w samej wizji piekła ważniejszy jest ten OSTRZEGAWCZY OBRAZ, związany z koniecznością uznania, iż pewne cechy osobowości, postawy duchowe są właściwie "obiektywnie" (w znaczeniu: niezależnie od czyjegoś pragnienia, czy woli) skazane na potępienie. Biblia wskazuje wprost np. grzech przeciw duchowi prawdy - Duchowi Świętemu (co ja utożsamiam z postawą trwałego zakłamania), jako ten, którego nikt nie ma mocy odpuścić w żadnym życiu.
I to wg mnie ma głęboki sens - jeśli ktoś utrzymuje w swojej świadomości postawę uznania czegoś, co w rzeczywistości ma zupełnie odmienny stan, jeśli wciąż pragnie rzeczy logicznie nierealizowalnych, to nie ma żadnej możliwości zaspokojenia tych jego pragnień, czyli on nie może być szczęśliwy.

Tu ktoś mógłby zadać pytanie: ale Bóg, jeśli jest taki mogący wszystko, to przecież nawet takiej zakłamanej duszy mógłby chyba stworzyć jakiś taki kącik we wszechświecie, w którym owa dusza doznawałaby spełnienia nawet w swoim splątaniu wewnętrznym - np. przeżywałaby jakieś fikcyjne tryumfy nad swoimi wrogami, czy też - zamknięta jakby w grze komputerowej - osiągałaby kolejne poziomy satysfakcji z tytułu zdobywania jakichś tam laurów. Niechby to nawet było fikcyjne, byle tylko dawało satysfakcję...
Ja uważam, że nawet w taki sposób nie da się uratować duszy głęboko duchowo splątanej, zagubionej w swoich fałszach. Być może przez pewien czas taką duszę można by było zwodzić fikcyjnymi sytuacjami, wyświetlanymi jej przed jej mentalnym wzrokiem, próbując tak dać satysfakcję. Jednak owa dusza bezwiednie by tę swoją satysfakcję tak osiąganą niszczyła, stawiając coraz bardziej sprzeczne wymogi, coraz wyżej podnosząc poprzeczkę temu systemowi satysfakcjonujących iluzji, aż by system musiał paść pod naporem tendencji poszukiwania satysfakcji niespełnialnej.
Emocje negatywne - gniewu, wywyższania się poniżaniem innych są ze swojej natury nie dające się zaspokoić. W Biblii jest wielokrotnie powtórzona fraza "kto się wywyższa, będzie poniżony". Trochę mało się w chrześcijańskim nauczani (przynajmniej wg mnie zdecydowanie za mało) zwraca uwagę na tę frazę. Tymczasem właściwie to w niej jest zwarta swoista kwintesencja stanu duszy bliskiej potępienia jej w piekle. W piekle są wg mnie przede wszystkim ci aktywnie wywyższający się - piekło jest środowiskiem składającym się pyszałków.

Kim jest w ogóle pyszałek?...
- Przyjrzyjmy się tej emocji i postawie pychy, a wtedy zrozumiemy, dlaczego piekło jest właśnie tym, czym jest. Pyszałek ma osobowość wiecznie głodną wywyższenia jej ponad innych - wiecznie niezaspokojoną, bo żaden stan (a już szczególnie żaden DAJĄCY SIĘ ZREALIZOWAĆ), w jakim owa dusza pyszałka się znajdzie, nie będzie tym satysfakcjonującym. Do tego pyszałek funkcjonuje w kłamstwie. Bo sama idea bycia wyżej niż ktoś obok, kto ma przecież nieporównywalne z naszym, indywidualne życie, emocje, pragnienia, osiągnięcia i cele życiowe jest życzeniową kreacją, motywowaną czymś niespójnym wewnętrznie. Nie ma obiektywnego, niezależnego od ludzkiego odczuwania kryterium, które by wywyższało jedne osobowości nad inne. Jeśli coś w ogóle kogokolwiek wywyższa, to będzie to zachodziło jako SUBIEKTYWNE. Wywyższa człowiek SZCZERY podziw innych istot, SZCZERA wdzięczność, SPONTANICZNE I NIEUDAWANE odczucie piękna i wartości tej osoby przez kogoś. Tylko to, co jest NIEWYMUSZONE ma moc jakoś człowieka wywyższyć - tylko w szczerości i prawdzie ma szansę dokonywać się uznanie duszy za wspaniałą, godną uznania.
Pyszałek jednak nie godzi się wewnętrznie na to, aby przeżywać kontakt z innymi istotami w duchu szczerości, prawdy o uczuciach tak własnych, jak i tych, z którymi się stykamy. Pyszałek chce koniecznie mieć kontrolę nad tym, co by go miało wywyższyć, bo to przecież "on rządzi". Tymczasem jeśli to on rządzi, to automatycznie zamyka się na postawę OCENY SWOJEJ OSOBY W PRAWDZIE. Pogodzenie się z tym, że jest jakaś obiektywna prawda, czyli coś NIEZALEŻNEGO OD NASZYCH CHCIEJSTW, coś poza kontrolą jest właśnie tym warunkiem, od którego zaczyna się droga ku spełnieniu duszy, czyli jej zbawieniu.
Zbawiony może być jedynie pokorny. Pokorną jest osoba GOTOWA PRZYJĄĆ PRAWDĘ O SOBIE, nieżądająca kontroli nad tym uznaniem jej za taką, a nie inną.

Tu jest właśnie samo "jądro idei zbawienia/potępienia" - czy umiemy zaakceptować siebie, ocenę swojej osoby W PRAWDZIE. To "w prawdzie" oznacza, iż właśnie rezygnujemy z kontroli nad tym, co zostanie uznane - dobrowolnie cedujemy osąd naszej osoby na inne istoty, a potem uznajemy ten osąd w uczciwej postaci (niekoniecznie każdy czyjś osąd musimy przyjąć dokładnie tak, jak ktoś go wyraził, ale poszukujemy tu jakiejś postaci porozumienia, które musi spełnić rygory prawdy).
To jest oczywiście trudne, szczególnie w obliczu tego, że w życiu spotykamy się z ocenami niesprawiedliwymi, opartymi o zafałszowany obraz naszej osoby. Ale wtedy pojawia się pytanie: jak chcemy z tym problemem sobie poradzić?
- Czy oczekujemy na to, że kiedyś prawda wyjdzie na jaw?...
- Czy raczej już nie dbając o obiektywne reguły, dekretujemy naszą wyższość, nasze pozytywne cechy i ostatecznie wywyższają ocenę?...
Ci, co zrezygnowali z prawdy na rzecz swoich chciejstw, idą w iluzję duchową, idą w rzeczywistość ducha niespełnialną, w osobowość niedającą się zaspokoić, czyli ostatecznie w potępienie własnej drogi życiowej - bo ta na koniec MUSI OKAZAĆ SIĘ JAKO NIEZGODNA Z PRAWDĄ.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
anbo




Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 6443
Przeczytał: 36 tematów


PostWysłany: Wto 11:50, 22 Paź 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Dlatego ja wierzę, że Bóg znajdzie inne wyjście z opcji piekła, niż niekończące się cierpienie.


Tu jest dość ciekawa sprawa, że chrześcijanie są w kwestii piekła bardzo podzieleni, bo jedni przekonują, że Bóg ukarze zatwardziałych grzeszników piekłem, bo na to sobie sami zasłużyli (więc będzie to dowód sprawiedliwości bożej, a nie zemsta), a inni chrześcijanie (np. właśnie ty, wuj, ks. Hryniewicz itd.) mocno opowiadacie się za tym, że Bóg chce człowieka z tego najgorszego stanu w jaki człowiek może się wpakować wyciągnąć.


To znaczy co zrobić - zmienić jego naturę? Wytłumaczyć mu, że źle robił? Tak mu dokopać, że mu się odechce źle robić?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Katolicyzm Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 3 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin