|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 21:49, 29 Sty 2018 Temat postu: Kościół ludu i kościół wyboru |
|
|
Taki artykuł wpadł mi w oczy: [link widoczny dla zalogowanych]
W nim właśnie pojawił się problem, jak w tytule i sprawa wciąż malejących w Polsce statystyk pobożności, uczestniczenia w życiu Kościoła Katolickiego.
Myślę, że jest to dość słuszna diagnoza. Różni socjologowie określali od lat polski katolicyzm jako "ludowy". Polega on na tym, że się religię dziedziczy, że każdy po prostu miałby kultywować tradycję przodków. Tymczasem Polska się zmienia. Dzieci "wyfruwają" z domów rodzinnych dużo częściej, niż to było kiedyś. Potem spotykają się z koniecznością dostosowania się do nowych środowisk. I - paradoksalnie - osoby, które "coś uważają", dlatego głównie, że "że się tak uważa" (czyli bo się akceptuje system przekonań ze swojego środowiska, od ludzi) stają się bardziej podatne na odrzucenie wiary przodków, od tych, którzy wierzyli już z wyboru (czyli de facto wierzyli mocą WŁASNYCH MYŚLI I PRZEKONAŃ, a nie kopiowaniem ich do swojego umysłu z zewnątrz - bo zewnętrze zawsze będzie zewnętrzem, czy to tradycyjnym, zewnętrzem, czy tym nowym).
Myślę, że religia katolicka staje w Polsce przed znaczącym wyzwaniem - bo mieszanie się kultur, światopoglądów raczej przyspiesza, niż zwalnia. Jeśli głównym argumentem za przyjmowaniem światopoglądu jest jakakolwiek forma konformizmu, a nie wewnętrzne przemyślenie, autentyczne, wewnętrzne, osobiste (sprawdzone w zyciowym "boju") identyfikowanie się, to znacznie częściej wiara odziedziczona "pryśnie" na tej samej zasadzie, co powstała - na zasadzie "odziedziczenia" tylko teraz po nowym środowisku, tym do którego się trafiło czy to na studiach, czy ruszając za pracą do wielkiego miasta, czy nawet poszukując nowych znajomych, w ramach wypadów rekreacyjnych (które tez są o wiele częstsze, niż to kiedyś bywało).
Polski katolicyzm zoptymalizował się na opiece nad ludnoscią "osiadłą" - taką niezmienną przez pokolenia. Mamy parafie, rodzinny system postrzegania społeczeństwa. To co się stało jednak z Polakami zaczyna być mocno niekompatybilne z całym owym modelem. Ludzie coraz częściej mają słaby związek i ze środowiskiem (jak się miesza w bloku, to często nawet nie zna się imienia sąsiada), ale też i z rodziną (która została gdzieś 200 km, albo i 2000 km od nas). To co dominuje, to media, koledzy z pracy, nowe środowiska. I nawet jeśli przez 2-3 pierwsze lata "siłą rozpędu" tkwi się mentalnie w starej mentalności rodzinno - parafialnej, to ta mentalność w większości przypadków podskórnie będzie erodowała.
Jak na razie polscy decydenci katoliccy zdają się nie mieć pomysłu na tę nową rzeczywistość, na te zmiany w polskim społeczeństwie. A nawet jeśli te pomysły są, to niejako "rozdzierają" one samych hierarchów, bo jakaś ich część, wciąż mocno zapatrzona w stary model, odejścia od tego co było najwyraźniej w ogóle nie jest w stanie sobie nawet WYOBRAZIĆ. Oni myślą starymi kategoriami, to jest dla nich po prostu "prawda" i "rzeczywistość", zaś zmiana jest niejako "fałszem" z natury rzeczy. Na pewno nie pomaga tu sędziwy wiek hierarchów, bo wiadomo, że elastyczność raczej nie jest tego wieku atrybutem.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 21:52, 29 Sty 2018, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 1:02, 30 Sty 2018 Temat postu: Re: Kościół ludu i kościół wyboru |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Taki artykuł wpadł mi w oczy: [link widoczny dla zalogowanych]
W nim właśnie pojawił się problem, jak w tytule i sprawa wciąż malejących w Polsce statystyk pobożności, uczestniczenia w życiu Kościoła Katolickiego. |
Jeszcze cytat z tego artykułu:
Artykuł z linka napisał: | Kościołem, o jakim prorokował Joseph Ratzinger w 1969 roku: „Kościół przyszłości – pisał przyszły papież Benedykt XVI – Kościół, który nie będzie się ubiegał o żaden mandat polityczny i nie będzie uprawiał flirtu ani z lewicą, ani z prawicą, będzie Kościołem uduchowionym. Będzie miał trudne zadanie, albowiem proces krystalizacji i oczyszczenia będzie go kosztował wiele sił. Stanie się Kościołem ubogim, Kościołem maluczkich. Proces ten będzie trudny, gdyż trzeba będzie pogrzebać zarówno sekciarską ciasnotę, jak i samouwielbienie (...). Lecz po zakończeniu tego procesu z Kościoła uduchowionego będzie promieniowała wielka siła (...). Ludzie odkryją wówczas, być może, w małej garstce chrześcijan coś zupełnie nowego: nadzieję, której pragnęli, odpowiedź, której w skrytości serca zawsze szukali". |
Dyskutuję to sobie z ateistami. Ale pod wieloma względami z ich zarzutami muszę się zgodzić. Bo w religii - taj jaka jest - mnie sporo rzeczy wkurza. W polskim zaś katolicyzmie kto wie, czy nie najbardziej nie wkurza coś, co bym nazwał "domyślną odpowiedzią" na pytanie: dlaczego mam wierzyć w Chrystusa?
Co jest, tak z praktyki życia Kościoła, ową domyślną odpowiedzią?
- W moim przekonaniu tą odpowiedzią jest: wierzysz, bo tu jest Polska, która zawsze była katolicka, bo Twoi dziadowie i ojcowie byli katolikami, bo wspaniałe są te wszystkie obrzędy, które wszyscy wspólnie z prowadzącymi ich kapłanami odprawiają.
To, niestety, jest de facto odpowiedź na pytanie o wiarę dla katolika. Dlaczego niestety?
- Bo to jest odpowiedź w stylu: rozumu do religii nie próbuj używać, powinieneś się zadowolić konformizmem, tym, że jesteś ze swoimi w grupie. To co tam głębiej czujesz, myślisz, o co pytasz, to nie jest takie istotne - ważne, aby kontynuować dzieło przodków.
Dlaczego uważam, że to jest domyślna odpowiedź?
- Bo wiem jak byłem uczony na religii, jak były moje dzieci uczone na religii, słyszałem wiele kazań, które są w dużym stopniu w tym właśnie stylu. I fakt: księża BOJĄ SIĘ PYTAŃ o sens wiary. Zbywają je bardzo często - chowając się za "to jest tajemnica", albo za "tak, to są trudne pytania, ale trzeba w duchu wiary się z nimi uporać" - czyli de facto brak odpowiedzi.
Brak odpowiedzi nie jest, niestety, odpowiedzią. Tymczasem świat wokół proponuje odpowiedzi. Fakt, że najczęściej bałamutne. Ale widzę, że całkiem inteligentni ludzie łapią się na te bałamutne "wyjaśnienia" ateistów - scjentystów. Jest dla mnie oczywiste, że ostatecznie światopogląd teistyczny jest po prostu ogólnie myślowo "lepiej poukładany". Przy czym, aby to zrozumieć, trzeba na jakiś czas wstrzymać namolne pytanie: skąd wiemy, ze jest Bóg? Nawet można zaprzeczyć temu pytaniu, albo odpowiedzieć na nie: wcale nie "wiemy". Bo nie wiemy. Ale z tego stwierdzenia: nie wiemy czegoś, ale z tym brakiem wiedzy-pewności musimy żyć, układać sobie myśli w najsensowniejszy z możliwych sposób, wyłania się przebudzenie umysłu. I po poukładaniu sobie wszystkiego razem, ostatecznie okazuje się, szerszy kontekst wiedzy, rozumowania, prawdy, świadomości. To jest oczywiście długa droga, więc nie od razu się da przez to przebić. Ale od tego się zaczyna, aby postawić sobie pytania o myślenie w warunkach niewiedzy.
Jak się od owej świadomości niewiedzy zacznie, to trochę jak od dna, można się odbić. Tyle, że NIE odbijamy się metodą "robimy i myślimy jak wszyscy, tak jak to robione i myślano do tej pory". Dzisiejsze czasy zanegowały skuteczność robienia jak do tej pory. Mamy co chwila nowy wynalazek - lepszy niż stare urządzenia. Co nowe, często jest lepsze (przynajmniej w tym prostym znaczeniu słowa, bo można również to kwestionować). Więc dla umysłu młodego człowieka, przyzwyczajonego do tego, że co nowe, to lepsze, że warto kwestionować autorytety, być oryginalnym, wybijać się, dążyć do sukcesu, zaprzeczać starym regułom, przekaz w rodzaju "robić tak jak pradziadowie" jest wręcz śmieszny.
Kościół musi znaleźć lepszą odpowiedź na trudne pytania, niż tą apelując do posłuszeństwa i konformizmu. Posłuszeństwo też się zdewaluowało po czasach II wojny światowej, gdy posłuszni rozkazom wodza okazywali się zbrodniarzami. Dziś myślący człowiek nie uzna posłuszeństwa za ostateczny argument. A w sprawie światopoglądu, w kwestiach życia i śmierci potrzebny jest argument, który bardziej wygląda na zbliżony do "ostatecznego", czyli do pytania o PRAWDĘ.
W moim przekonaniu odpowiedź na pytanie o Boga JEST. I to całkiem sensowna odpowiedź, lecz tkwi ona nie w świecie, nie w posłuszeństwie, nie w uległości (bo nie wiadomo komu ulegać w tych chaosie fake newsów i fałszywych proroków), ale W SOBIE, w samym człowieku. Odkrywając człowieka, odkryjemy Boga, a odkrywając Boga, odkryjemy (lepiej) siebie. Te odkrycia postępują jedno za drugim krok w krok.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|