|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
trabka
Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 256
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 15:06, 02 Gru 2006 Temat postu: Jestem katolikiem! |
|
|
Szanowni Państwo!
Olśniło mnie!
Ja też JESTEM KATOLIKIEM!
Wprawdzie nie wierzę w Boga (mówiąc filozoficznie: jestem ateistą; wierzyć w Boga nie pozwala mi mój rozum), zapewne też nie zgadzam się w wielu kwestiach z oficjalnym nauczaniem Kościoła katolickiego, ale JESTEM KATOLIKIEM!
Uprzedzając pytanie o to, jakim kryterium bycia katolikiem kieruję się oznajmiając Państwu, iż JESTEM KATOLIKIEM, odpowiadam: wg mnie katolikiem jest przede wszystkim ten, kto czuje się katolikiem.
A zatem raz jeszcze: JESTEM KATOLIKIEM!
Dziękuję Panu wujowizbojowi za pomoc (zapewne niezamierzoną) w uświadomieniu mi tego!
Ponadto zgadzam się z diagnozą Pana wujazboja, że Kościół katolicki pogrążony jest w poważnym intelektualnym i moralnym kryzysie. W wielu konkretnych, nawet bardzo zasadniczych kwestiach z Panem wujemzbojem się nie zgadzam, ale generalnie podoba mi się wskazywany przez Pana wujazboja kierunek zmian, które miałyby Kościół z tego kryzysu wyprowadzić. Myślę, że wbrew skromnym intencjom zadeklarowanym przez Pana wujazboja w wątku Jaki jest CEL Wuja?, prawdziwym celem Pana wujazboja i założonej przez niego Śfini jest stworzenie choćby wirtualnego ośrodka, w którym będą kiełkowały i rozwijały się ziarna zmian. Niniejszym zgłaszam swój akces do tego projektu. Na początek sam chciałbym lepiej uświadomić sobie, na czym polega ten mój na nowo odkryty katolicyzm. Uprzejmie proszę o zadawanie mi pytań czy wręcz o słowa krytyki. Postaram się w miarę możliwości na nie odpowiedzieć.
Z poważaniem,
Trąbka
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
levis
Wizytator
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 1066
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 22:34, 02 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Gratuluje odwagi intelektualnej panie Trąbko.
Nasuwa mi się jedno zasadnicze pytanie. Skoro jesteś dalej ateistą, to co w Twoim katolicyzmie pozostaje z tego katolicyzmu rozumianego pierwotnie, historycznie, jako wiara w Boga. Te rzeczy są historycznie nierozerwalne, i nie potrafię zrozumieć, co oznacza katolicyzm rozumiany inaczej. Nie byłoby żadnego problemu, gdybyś choć dopuszczał, że Bóg może istnieć, oceniając sceptycznie możliwość objęcia Go rozumem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość który mówi Ni
Dołączył: 26 Wrz 2006
Posty: 622
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 0:00, 03 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
A mnie siem pszypomniał taki djalog z "Drogi mlecznej" Bónjóela. Pewien ksiondz tak tam tómaczy:
- Cóż, ja dochodzę do wniosku, że bardziej niż kiedykolwiek przedtem, nauka zgadza się z Pismem Świętym.
- Dlatego właśnie cały świat jest obecnie katolicki.
- Co ojciec ma na myśli mówiąc "katolicki"?
- Właśnie tak, cały świat.
- A co z muzułmanami?
- Niech pan da spokój, muzułmanie są katolikami.
- A Żydzi?
- Zwłaszcza Żydzi.
Co byo dalej nie powiem, bo jeżdże pewne osoby siem dopaczom jakiejś alózji.
W kaszdym razie ówrzam, isz morzna pszyonć, isz wszyscy jezdeśmy katolikami.
No cusz, morze z wyontkiem ksiendza Marka, kturen nie nadonrza za pozdempem...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
trabka
Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 256
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 0:38, 03 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Przyznam się, że ja też nie za bardzo wiem, co oznacza ten mój "katolicyzm rozumiany inaczej", tzn. bez wiary w Boga.
Po prostu czuję, że nie mogę szczerze powiedzieć: "Wierzę w Boga! ", a zarazem czuję, że mimo wszystko jakoś jestem katolikiem.
Kiedy sam sobie usiłuję wytłumaczyć, co to wszystko znaczy, to wychodzi mi jakoś tak:
1. Historyczny katolicyzm jest cenną tradycją kulturową, z którą czuję się związany i która w istotny sposób określa moją tożsamość - to kim jestem, jak myślę, jak czuję, jak postrzegam świat, siebie samego i innych ludzi.
2. Moim zdaniem w katolicyzmie nie ma nic nadprzyrodzonego, tradycja ta jest czysto ludzkim wytworem, jednak dostrzegam i doceniam mądrość, piękno i inne wartości związane z tą tradycją, wpisane w nią.
3. "Bóg" i inne idee tej tradycji są to - według mnie - pewne symbole, które przekazują nam jakąś istotną prawdę o naszej ludzkiej egzystencji. W przypadku "Boga" jest to np. prawda o tym, że jako ludzie jesteśmy istotami skończonymi, niedoskonałymi, słabymi, kruchymi, zawsze zależnymi w swoim istnieniu od kogoś lub czegoś innego. "Bóg" uświadamia nam też, że wszelkie nasze jednostkowe czy zbiorowe plany, przedsięwzięcia czy projekty ostatecznie skazane są na niepowodzenie. "Bóg" uczy nas pokory. "Bóg" uczy nas jednocześnie, jak przyjmować ten los. "Bóg" uczy nas, jak mimo wszystko mówić "TAK!" tej naszej skończonej, niedoskonałej, słabej, kruchej, zawsze zależnej i skazanej na niepowodzenie egzystencji. To oczywiście tylko jedna z wielu możliwych "egzystencjalnych interpretacji" tego symbolu...
4. Napisałem: "wierzyć w Boga nie pozwala mi mój rozum". Może to trochę na wyrost i trochę po to, aby w jak najlepszym świetle przedstawić moją niewiarę? Faktem jest, że nie potrafię wierzyć w Boga (nie potrafię wierzyć w Boga bez cudzysłowu). Dlaczego nie potrafię? Może źle pojmuję Boga i źle pojmuję wiarę? "Przerabiałem" standardowe argumenty za istnieniem Boga. Cóż, może czegoś nie zrozumiałem, ale nie przekonały mnie. A przecież to jest kwestia najwyższej wagi i nie można tutaj dopuszczać jakiejkolwiek, choćby najmniejszej nieuczciwości (przede wszystkim przecież byłaby to nieuczciwość względem samego siebie)! A może wiara w Boga to nie jest akt intelektualnej asercji twierdzenia: "Bóg istnieje"? Ludzie wierzący czasem mówią, że spotkali Boga - może wiara to spotkanie z Osobą, a nie intelektualne poznanie? Ale przecież intelekt nie może być wyłączony w wierze w Boga, bo wtedy jakaś istotna, ważna część mnie nie uczestniczyłaby w takim spotkaniu... Nie godzę się na wiarę w Boga za cenę amputacji intelektu czy rozumu! Zresztą o czym tutaj mowa: mnie jakoś nie dane było spotkać się z Osobą. Czy ktokolwiek z Państwa ma doświadczenie wiary w Boga jako autentycznego spotkania z Żywą Osobą? Często mam poczucie, że gubią mnie pycha, rezonerstwo i moje grzechy... Takie rozważania na dłuższą metę przyprawiają mnie o mdłości - mdli mnie przede wszystkim z niechęci do samego siebie. Dlatego wolę ateizm - to o wiele zdrowsze, prostsze i uczciwsze.
5. Generalnie z tego wszystkiego wychodzi jakiś subiektywno-pseudo-egzystencjalny "misz-masz". Oczywiście wszystko to można łatwo zdeprecjonować wyjaśnieniem a la Dawkins: rozterki umysłu zainfekowanego memem katolicyzmu. Bliska jest mi taka naturalistyczna perspektywa. A jednak mam poczucie, że gdybym całkowicie "wyleczył się" z tego mojego dziwacznego "katolicyzmu", to straciłbym coś ważnego, coś, co nadaje mojemu życiu pewien niepowtarzalny smak, pewną głębię...
A zatem: Nie wierzę w Boga. I jestem katolikiem!
PS Jestem ochrzczony w Kościele katolickim. Chrzest ponoć wyciska na duszy niezatarte piętno - sakramentalny "charakter".
PS2 Uwielbiam Gościa który mówi Ni i jego humor!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
trabka
Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 256
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 8:17, 03 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Jeszcze nawiązując do żartu Pana Ni. Lubię myśleć, że w pewnym sensie katolikami są wszyscy ludzie. W końcu "katolicki" znaczy "powszechny". Vaticanum II, a za nim Katechizm Kościoła Katolickiego nauczają, że do "katolickiej jedności [...] powołani są wszyscy ludzie" (KKK 836). Modyfikując nieco koncept ś.p. ks. prof. Karla Rahnera SJ, można powiedzieć, że wszyscy ludzie są przynajmniej "anonimowymi katolikami" . Albo można powiedzieć, że wszyscy ludzie są katolikami przynajmniej potencjalnie, w mniejszym lub większym stopniu i na różne sposoby potencjalność tę aktualizując. W tej perspektywie "istotę" katolicyzmu upatrywałbym w postawie sprzyjającej przekraczaniu wszelkich barier czy podziałów, które niepotrzebnie oddzielają ludzi od siebie (piszę "istota" w cudzysłowie, gdyż moim zdaniem nie istnieje jakaś jedna, trwała i ściśle określona istota katolicyzmu).
Szanuję jednak prawo każdego człowieka do autoidentyfikacji, do samodzielnego określania i wyrażania swojej tożsamości, i dlatego proponuję formułę: katolikiem jest przede wszystkim ten, kto czuje się katolikiem.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
levis
Wizytator
Dołączył: 23 Gru 2005
Posty: 1066
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 16:21, 03 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Sporo wątków poruszyłeś p.Trąbko. Więc po kolei.
Cytat: | 1. Historyczny katolicyzm jest cenną tradycją kulturową, z którą czuję się związany i która w istotny sposób określa moją tożsamość - to kim jestem, jak myślę, jak czuję, jak postrzegam świat, siebie samego i innych ludzi. |
Rozumiem to.
Cytat: | 2. Moim zdaniem w katolicyzmie nie ma nic nadprzyrodzonego, tradycja ta jest czysto ludzkim wytworem, jednak dostrzegam i doceniam mądrość, piękno i inne wartości związane z tą tradycją, wpisane w nią. |
A przyjmujesz historyczność postaci Jezusa Chrystusa? To on był twórczą tej tradycji.
Cytat: | 3. "Bóg" i inne idee tej tradycji są to - według mnie - pewne symbole, które przekazują nam jakąś istotną prawdę o naszej ludzkiej egzystencji. W przypadku "Boga" jest to np. prawda o tym, że jako ludzie jesteśmy istotami skończonymi, niedoskonałymi, słabymi, kruchymi, zawsze zależnymi w swoim istnieniu od kogoś lub czegoś innego. "Bóg" uświadamia nam też, że wszelkie nasze jednostkowe czy zbiorowe plany, przedsięwzięcia czy projekty ostatecznie skazane są na niepowodzenie. "Bóg" uczy nas pokory. "Bóg" uczy nas jednocześnie, jak przyjmować ten los. "Bóg" uczy nas, jak mimo wszystko mówić "TAK!" tej naszej skończonej, niedoskonałej, słabej, kruchej, zawsze zależnej i skazanej na niepowodzenie egzystencji. To oczywiście tylko jedna z wielu możliwych "egzystencjalnych interpretacji" tego symbolu... |
No tak, nie wiem, czy się zgodzisz, ale ja uważam, że gdy przyjmujemy, że ten symbol ucieczki od tej kruchości i niedoskonałości okazuje się tylko i wyłącznie symbolem, czyli nie istnieje, nie jest to coś co dodaje siły egzstencjalnej.
Cytat: | 4. Napisałem: "wierzyć w Boga nie pozwala mi mój rozum". Może to trochę na wyrost i trochę po to, aby w jak najlepszym świetle przedstawić moją niewiarę? Faktem jest, że nie potrafię wierzyć w Boga (nie potrafię wierzyć w Boga bez cudzysłowu). Dlaczego nie potrafię? Może źle pojmuję Boga i źle pojmuję wiarę? "Przerabiałem" standardowe argumenty za istnieniem Boga. Cóż, może czegoś nie zrozumiałem, ale nie przekonały mnie. A przecież to jest kwestia najwyższej wagi i nie można tutaj dopuszczać jakiejkolwiek, choćby najmniejszej nieuczciwości (przede wszystkim przecież byłaby to nieuczciwość względem samego siebie)! A może wiara w Boga to nie jest akt intelektualnej asercji twierdzenia: "Bóg istnieje"? Ludzie wierzący czasem mówią, że spotkali Boga - może wiara to spotkanie z Osobą, a nie intelektualne poznanie? Ale przecież intelekt nie może być wyłączony w wierze w Boga, bo wtedy jakaś istotna, ważna część mnie nie uczestniczyłaby w takim spotkaniu... Nie godzę się na wiarę w Boga za cenę amputacji intelektu czy rozumu! Zresztą o czym tutaj mowa: mnie jakoś nie dane było spotkać się z Osobą. Czy ktokolwiek z Państwa ma doświadczenie wiary w Boga jako autentycznego spotkania z Żywą Osobą? Często mam poczucie, że gubią mnie pycha, rezonerstwo i moje grzechy... Takie rozważania na dłuższą metę przyprawiają mnie o mdłości - mdli mnie przede wszystkim z niechęci do samego siebie. Dlatego wolę ateizm - to o wiele zdrowsze, prostsze i uczciwsze. |
Mówisz, że musiałbyś wierzyć w Boga za cenę amputacji rozumu. Ale czy gdyby Bóg istniał, to Twoje przekonanie o możliwości pojęcia go rozumem byłoby uzasadnione? Czy istota o rozumie skończonym i niedoskonałym może tak po prostu pojąć absolut? Czy to nie jest pycha, żądanie potestas clavium?
Poza tym, skoro nie ma istoty doskonałej, to skąd masz poczucie swej grzeszności? Wpoili Ci je inni grzesznicy? Nie zawsze się z nimi zgadzasz. Twoje sumienie nie pozwala Ci ignorować się. Może taki najwyższy wewnętrzny arbiter nie wziął się z Twojego doświadczenia ziemskiego.
Cytat: | 5. Generalnie z tego wszystkiego wychodzi jakiś subiektywno-pseudo-egzystencjalny "misz-masz". Oczywiście wszystko to można łatwo zdeprecjonować wyjaśnieniem a la Dawkins: rozterki umysłu zainfekowanego memem katolicyzmu. Bliska jest mi taka naturalistyczna perspektywa. A jednak mam poczucie, że gdybym całkowicie "wyleczył się" z tego mojego dziwacznego "katolicyzmu", to straciłbym coś ważnego, coś, co nadaje mojemu życiu pewien niepowtarzalny smak, pewną głębię... |
Ludzie którzy odrzucili ten mem nie mają duchowo i kulturowo wiele do zaoferowania w zamian. Europa zachodnia jest moim zdaniem zagubiona.
Cytat: | A zatem: Nie wierzę w Boga. I jestem katolikiem!
PS Jestem ochrzczony w Kościele katolickim. Chrzest ponoć wyciska na duszy niezatarte piętno - sakramentalny "charakter". |
Ja też szanuję prawo do samookreślenia się człowieka. I uważam, że póki stara się kierować swym sumieniem, jest "anonimowym katolikiem" i tobie prawa określania sie w ten sposób bynajmniej nie odmawiam.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
trabka
Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 256
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 22:50, 03 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
levis napisał: | przyjmujesz historyczność postaci Jezusa Chrystusa? |
Przyjmuję. Jednak w zmartwychwstanie Jezusa już nie wierzę. Wszystko - nawet najbardziej nieprawdopodobne wyjaśnienia "pustego grobu" i "ukazywania się niewiastom czy uczniom" - wydaje mi się bardziej wiarygodne, niż to, że Jezus zmartwychwstał "jak oznajmia Pismo". Nie wierzę też, że Jezus był "Synem Bożym" w sensie bycia Bogiem, jedną z Osób Boskich (nawet nie wiem za bardzo, co by to miało znaczyć). Nie wierzę więc w boskość i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa.
levis napisał: | trabka napisał: | "Bóg" i inne idee tej tradycji są to - według mnie - pewne symbole, które przekazują nam jakąś istotną prawdę o naszej ludzkiej egzystencji. | nie wiem, czy się zgodzisz, ale ja uważam, że gdy przyjmujemy, że ten symbol [...] okazuje się tylko i wyłącznie symbolem, czyli nie istnieje, nie jest to coś co dodaje siły egzstencjalnej. |
Dla mnie symbole religijne nie są źródłem siły czy mocy. Pozwalają one "tylko" pogodzić się z własnym losem - pomagają przyjąć własny los. Jest to jakby krucha i cienka warstwa "sensu", którą zarzucamy na nasze zasadniczo bezsensowne istnienie, aby uczynić je choć trochę bardziej znośnym. W ten sposób - za pomocą symboli religijnych - "oswajamy" odrobinę ten zasadniczo obcy, obojętny i nieludzki świat, w którym przyszło nam żyć.
levis napisał: | Mówisz, że musiałbyś wierzyć w Boga za cenę amputacji rozumu. Ale czy gdyby Bóg istniał, to Twoje przekonanie o możliwości pojęcia go rozumem byłoby uzasadnione? Czy istota o rozumie skończonym i niedoskonałym może tak po prostu pojąć absolut? Czy to nie jest pycha, żądanie potestas clavium? |
Pewien znajomy ksiądz ze zrozumieniem przyjął moje wyznanie, że jestem ateistą, twierdząc, że ateizm jest drogą, na której odrzuca się fałszywe pojęcia czy wyobrażenia Boga, zanim dojdzie się do Boga Prawdziwego. Może ze mną też tak będzie? Póki co, nie mogę szczerze powiedzieć, że wierzę w Boga. Właściwie to nawet nie wiem, co to znaczy "Bóg istnieje". Przecież jeśli Bóg istnieje, to nie istnieje On w taki sam sposób, jak istnieje np. ten stół czy ten komputer. Kiedy mówię, że coś istnieje, to zwykle mam na myśli, że to coś jest obecne w określonym miejscu i czasie oraz że to coś jest bezpośrednio lub pośrednio dostępne w moim doświadczeniu. W ten sposób Bóg raczej nie istnieje. I w tym sensie np. jestem ateistą, tzn. twierdzę, że Bóg nie istnieje. Ale może Bóg istnieje w jakimś innym sensie, którego nie rozumiem?
A co to znaczy "wierzyć"? Czy w wierze obecny jest moment intelektualnego uznania jakiejś prawdy? Czy wiara w ogóle ma coś wspólnego z poznaniem intelektualnym?
Poza tym w ogóle nie wiem, co to znaczy "Bóg" (poza takimi " interpretacjami egzystencjalnymi", jak w przedostatnim poście). Ale przecież Sobór Watykański I naucza, że "naturalnym światłem rozumu ludzkiego można z rzeczy stworzonych na pewno poznać Boga" (BF I, 24). Można? Ja jakoś nie mogę...
levis napisał: | Poza tym, skoro nie ma istoty doskonałej, to skąd masz poczucie swej grzeszności? Wpoili Ci je inni grzesznicy? Nie zawsze się z nimi zgadzasz. Twoje sumienie nie pozwala Ci ignorować się. Może taki najwyższy wewnętrzny arbiter nie wziął się z Twojego doświadczenia ziemskiego. |
Sumienie, świadomość moralna - z tym akurat nie mam problemu, żeby to wyjaśnić "naturalistycznie". Moje "uczucia moralne" są wypadkową pewnych wrodzonych predyspozycji do określonych reakcji emocjonalnych i procesu socjalizacji. Wszystko to jak najbardziej "ziemskie"!
levis napisał: | trabka napisał: | [...]rozterki umysłu zainfekowanego memem katolicyzmu[...] | Ludzie którzy odrzucili ten mem nie mają duchowo i kulturowo wiele do zaoferowania w zamian. Europa zachodnia jest moim zdaniem zagubiona. |
Nie do końca się zgadzam. Myślę, że np. w Pana wujazboja podejściu do katolicyzmu znajduje odbicie to, z czym zetknął się on właśnie w Europie Zachodniej, tzn. wolność myśli, odwaga badania, kwestionowania i rewidowania nawet najbardziej zastałych doktryn, poczucie, że to "my jesteśmy Kościołem", a nie tylko hierarchia... Nie lubię "kalać własnego gniazda", ale wydaje mi się, że polski katolicyzm pod względem intelektualnym i instytucjonalnym jest bardzo anachroniczny...
Zgodzę się natomiast, że tam, gdzie religia w ogóle zanika, tam rzeczywiście zostaje zagubione coś ważnego... Ładnych parę lat temu widziałem w Londynie smutny obrazek: otwarte drzwi do jakiegoś kościoła, w kościele pusto, a nad drzwiami napis: "CHURCH FOR SALE!". Natomiast w niedzielę (jedyny dzień wolny od pracy, w którym mogłem z kolegami zrobić zakupy) w supermarketach tłumy - dla mnie wtedy to była nowość i miałem wówczas nieodparte wrażenie, że ci ludzie trafiali tam (do supermarketu) ZAMIAST do kościoła... Jakoś to przygnębiające. Dzisiaj zresztą coraz bardziej tak wyglądają niedziele w Polsce. Tylko kościołów u nas raczej nikt nie sprzedaje. Choć mój znajomy jest proboszczem na wsi i ma "pod sobą" cztery kościoły - wiecie Państwo jak to cholernie trudno jest utrzymać?
Z poważaniem,
Trąbka
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość który mówi Ni
Dołączył: 26 Wrz 2006
Posty: 622
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pon 12:38, 04 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Ostatnio zmieniony przez Gość który mówi Ni dnia Sob 14:00, 08 Mar 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
obserwator
Dołączył: 27 Lis 2006
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: turysta Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 18:38, 04 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Trąbka, - „...do boju wzywa nas”...coś takiego kiedyś sie śpiewało...
We wstępie coś niecoś o:- „nomen est omen”!
Trąbka to jeden z wielu tzw. instrumentów muzycznych. (nie ma sensu wartościować go na przydatność,
ważność, powszechność itd..itp...trzeba wprost brać to jako fakt, że jest i amen)
Są też jeszcze inne instrumenty, np.: cymbałki. Ktoś mógłby i mnie nazwać „cymbałem”...
ale czy tak naprawdę będę nim (albo sie stanę), że ktoś tylko za takiego mnie uważać będzie, no to wiadomo, że... ???
Jest też jakaś analogia z tym KATOLICYZMEM pomiędzy trąbką i wujazbójem, ale jaka...prawda?
Zabawię sie tylko jednym z powiedzonek trąbki, które wprawdzie na innym miejscu chcesz nieco „ostudzić” z chłodu,
jaki z niego zionie, ale tak jest napisał, cytuje:
„
...wierzyć w Boga nie pozwala mi mój rozum”...
Jakie to okropne robi na mnie wrażenie... Twój rozum to taki dyktator, satrapa, pan twojego „EGO”?
Ja mojemu nie pozwalam na ta takie „harce i wyskoki”, dyscyplinuję go do „harmonizacji” z „otoczeniem”...
mówię mu, że nie jest pępkiem mego światka itd...itp...
Zgroza pomyśleć, że może on czasem „nawalić”, jak wszystko inne na tym świecie,
no i co wtedy ze mną i z tobą ? z twoim, czy moim: „ego sum”?
Aż mi się włos jeży na łysinie, gdy przywołuję sobie na pamięc te przeróżne „EPISTOMOLOGIE”,
dzieki którym to niby nasz rozum ma pole do działania i popisu...
Panie Boże chroń mnie przed nieudolnością mego rozumu w pojmowaniu Ciebie...
św. Tomasz też powiedział: „nihil in intellectu, quod non prius in sensu”...
(przed nim coś podobnego Arystoteles, a po nim i John Loke, dziwne co!)
Słowem, pokory mnie uczy mój rozum czy to >w analogii, czy relacji< w poznawaniu Boga...
Obserwator
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
wujzboj
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: znad Odry Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 1:24, 07 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
trąbka napisał: | Wprawdzie nie wierzę w Boga (mówiąc filozoficznie: jestem ateistą; wierzyć w Boga nie pozwala mi mój rozum), zapewne też nie zgadzam się w wielu kwestiach z oficjalnym nauczaniem Kościoła katolickiego, ale JESTEM KATOLIKIEM! | trąbka napisał: | Jestem ochrzczony w Kościele katolickim. Chrzest ponoć wyciska na duszy niezatarte piętno - sakramentalny "charakter". |
Dokładnie: skoro jesteś ochrzczony, to jesteś katolikiem niezależnie od swojej chwilowej wiary, na tej samej zasadzie, na jakiej skoro ktoś się urodził w Narodzie Wybranym, to pozostaje Żydem niezależnie od swojej chwilowej wiary. Oczywiście, nikt nie może cie z tego powodu zmuszać do poczuwania przynależności do Kościoła, podobnie jak nikt nie może zmuszać Żyda-ateisty lub Żyda-muzułmanina do odczuwania przynależności do wiary Narodu Wybranego czy wręcz do Narodu Wybranego; jednak z punktu widzenia Boga osoba urodzona z matki należącej do Narodu Wybranego do tego Narodu przynależy, a osoba ochrzczona przynależy do Kościoła Powszechnego, i jeśli taką wspólnotę odczuwasz, to masz do tej przynależności wszelkie prawo, bez względu na twoje aktualne poglądy.
Pojawia się tylko jeden drobny problem formalny. Otóż to uzasadnienie jest prawidłowe POD WARUNKIEM, ze Bóg istnieje. Twoje "jestem katolikiem, choć nie wierze w Boga" musi wiec oznaczać "jestem katolikiem, bo choć nie wierze w Boga, to jednak dopuszczam możliwość Jego istnienia na tyle, ze mogę argumentem dostępnym jedynie dla wierzącego uzasadnić moją przynależność do Kościoła".
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
obserwator
Dołączył: 27 Lis 2006
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: turysta Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 12:36, 07 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
wujzboj napisał: |
Dokładnie: skoro jesteś ochrzczony, to jesteś katolikiem niezależnie od swojej chwilowej wiary, na tej samej zasadzie, na jakiej skoro ktoś się urodził w Narodzie Wybranym, to pozostaje Żydem niezależnie od swojej chwilowej wiary.... |
No więc - wujuzbóju - piszesz dobrze ale na 102 nie zgadzam się z tym!!!
bo jak to >NA TEJ SAMEJ ZASADZIE< jest??? Może z przymrużeniem oka:- TAK
albo według prawideł kanoniczno-obyczajowych też: TAK
ale tak NAPRAWDE, hohoho - to mi nie tak ;P
Trąbka gra "solo", do chóru jej nie wkomponujesz...
obserwator
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Genkaku
Wizytator
Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1397
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: pochodzą te myśli?
|
Wysłany: Czw 13:05, 07 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
wujzboj napisał: | Dokładnie: skoro jesteś ochrzczony, to jesteś katolikiem niezależnie od swojej chwilowej wiary, na tej samej zasadzie, na jakiej skoro ktoś się urodził w Narodzie Wybranym, to pozostaje Żydem niezależnie od swojej chwilowej wiary. | Na szczęście [link widoczny dla zalogowanych]. Skoro ktoś kogoś wbrew jego woli ochrzcił, to ten ktoś może się później odchrzcić.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
wujzboj
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: znad Odry Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 0:04, 08 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Do poczuwania sie katolikiem nie można nikogo przymuszać. Ale i chrztu nie można nikomu odebrać. Kościół w znaczeniu "organizacja" może zdecydować, że nie potrafi pogodzić czyichś poglądów z aktualnie obowiązująca wykładnią dogmatów i może uznać, że wobec takiego braku kontaktu, jego urzędnicy nie będą w stanie udzielać temu komuś pomocy na drodze do zbawienia. Może wiec kogoś wykluczyć z formalnej wspólnoty. Chrztu unieważnić jednak nie może.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
trabka
Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 256
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 21:22, 08 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Gość który mówi Ni napisał: | W jaki sposób w ludzkim doświadczeniu pojawia się odczucie obcości, obojętności i nieludzkości świata? Skąd to poczucie, że człowiek "nie pasuje" do tego świata, a w każdym razie do TAKIEGO tego świata? Jeśli jesteśmy po prostu "częścią natury", to skąd ten "zgrzyt"? |
Nie wiem, coś się stało w toku naszej ewolucyjnej historii, co "wyrzuciło" nasz gatunek poza (ponad?) przyrodę! Jestem genetycznym naturalistą (jako gatunek pochodzimy od innych, przedludzkich form życia), a zarazem aktualnym antynaturalistą (w swojej obecnej formie ludzka egzystencja jest czymś wyjątkowym i nieporównywalnym z jakimikolwiek innymi formami życia).
Choć czasami wydaje mi się, że ten mój "antynaturalizm" wynika wyłącznie z mojej niewiedzy na temat podobieństw łączących człowieka i inne zwierzęta. I że pomiędzy cechami "specyficznie ludzkimi" a cechami innych zwierząt, zwłaszcza z rzędu naczelnych, zachodzi co najwyżej różnica stopnia, a nie jakaś różnica zasadnicza czy absolutna.
Kiedy indziej znów zasadnicza "inność" czy "obcość" człowieka w stosunku do reszty przyrody wydaje mi się czymś oczywistym, niekwestionowalnym. Fenomeny takie, jak samoświadomość, język, filozofia, religia, sztuka, moralność, nauka, technika itp., nawet jeśli w zalążkowej postaci występują już u innych gatunków, czynią człowieka istotą szczególną, wyjątkową w całym Wszechświecie!
W każdym razie wydaje mi się, że od uznania tej wyjątkowości do uznania istnienia "duszy nieśmiertelnej" czy "Boga Stwórcy" jeszcze daleka droga! Znów, nawet najbardziej nieprawdopodobne naturalistyczne ujęcia fenomenu człowieka wydają mi się bardziej wiarygodne, niż wyjaśnienia odwołujące się do "Boga Stwórcy" i "duszy nieśmiertelnej". Czy to tylko sprawa głęboko zakorzenionych, naturalistycznych i scjentystycznych uprzedzeń?
Gość który mówi Ni napisał: | w jakim sensie istnieją kwadraty, okręgi i całe to geometryczne barachło? |
Zgodnie z sugestią Pana Ni pomedytowałem trochę nad kwadratami i w ogóle nad tzw. "bytami matematycznymi". Nie znam się na filozofii matematyki, ale wydaje mi się, że jednak te "byty matematyczne", choć posiadają pewną autonomię, to jednak nie istnieją zupełnie niezależnie od człowieka - są raczej ludzkimi wytworami i co najwyżej (jak wszystkie ludzkie wytwory) do pewnego stopnia "obiektywizują się". Np. nie więcej widzę konieczności i obiektywności w tym, że kwadrat ma cztery równe boki i cztery kąty proste, niż w tym, że Sfinks ma głowę kobiety i tułów lwa ze skrzydłami. Ktoś mógłby powiedzieć, że badając "byty matematyczne" możemy "odkrywać" jakieś nowe ich własności, o których wcześniej, "wymyślając" te byty, nie mieliśmy pojęcia, zaś w idei "Sfinksa" wydaje się być zawarte tylko tyle, ile sami w nią "włożyliśmy". Ale czy rzeczywiście tak jest? Sfinks to przecież nie tylko złożenie głowy kobiety i tułowia lwa ze skrzydłami, lecz przede wszystkim pewien symbol - czy jego twórca uświadamiał sobie wszystkie możliwe treści związane z tym symbolem? Summa summarum, choć uznaję pewną względną autonomię "bytów matematycznych", to jednak nie wierzę w ich absolutną obiektywność czy niezależność od człowieka. I podobnie jest chyba z symbolami, w tym - z symbolami religijnymi w rodzaju "Boga"...
obserwator napisał: | trabka napisał: | wierzyć w Boga nie pozwala mi mój rozum |
Panie Boże chroń mnie przed nieudolnością mego rozumu w pojmowaniu Ciebie... |
Zazdroszczę Panu tak bliskiej i silnej więzi z Panem Bogiem... Ja niestety ciągle "uwikłany" jestem w różne niekończące się dywagacje, wątpliwości, zastrzeżenia, rozważania, spory... Czy to rzeczywiście mój rozum nie pozwala mi wierzyć w Boga? A może tylko zasłaniam się "rozumem", a tak naprawdę to nie chcę, nie potrafię stanąć w prawdzie przed... No właśnie, przed czym? Przed Kim?
wujzboj napisał: | trabka napisał: | Jestem ochrzczony w Kościele katolickim. Chrzest ponoć wyciska na duszy niezatarte piętno - sakramentalny "charakter". |
Pojawia się tylko jeden drobny problem formalny. Otóż to uzasadnienie jest prawidłowe POD WARUNKIEM, ze Bóg istnieje. Twoje "jestem katolikiem, choć nie wierze w Boga" musi wiec oznaczać "jestem katolikiem, bo choć nie wierze w Boga, to jednak dopuszczam możliwość Jego istnienia na tyle, ze mogę argumentem dostępnym jedynie dla wierzącego uzasadnić moją przynależność do Kościoła". |
Ma Pan rację. W sumie takie "uzasadnienie" mojego "katolicyzmu" ("jestem katolikiem, bo jestem ochrzczony") sam odbieram jako nieco "zabobonne". Dlatego mój "katolicyzm" "uzasadniam" przede wszystkim następująco: "Jestem katolikiem, bo czuję się katolikiem!".
Podpisuję się też pod tym, co w innym wątku napisał (napisała?) Pan (Pani?) neko:
neko napisał: | czy nam się to podoba, czy nie, wszyscy jesteśmy „dziećmi Kościoła”, w tym sensie, że Kościół miał przemożny wpływ na ukształtowanie się naszego sposobu myślenia i naszej kultury. |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
anbo
Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 6443
Przeczytał: 36 tematów
|
Wysłany: Pią 22:02, 08 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
neko napisał: | wszyscy jesteśmy „dziećmi Kościoła”, w tym sensie, że Kościół miał przemożny wpływ na ukształtowanie się naszego sposobu myślenia i naszej kultury. |
A jaki jest ten "nasz sposób myślenia" i ta "nasza kultura"? Bo jakoś nie mogę w sobie znależć tego sposobu i kultury, które miałyby być ukształtowane pod przemożnym wpływem Kościoła.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
anbo
Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 6443
Przeczytał: 36 tematów
|
Wysłany: Pią 22:16, 08 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Trąbka napisał: | JESTEM KATOLIKIEM! |
Jako ateista nie możesz być wyznawcą katolicyzmu (a być katolikiem to właśnie tyle, co być wyznawcą religii katolickije), bo katolicyzm to między innymi wiara w Boga.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
trabka
Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 256
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 0:07, 09 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
anbo napisał: | neko napisał: | wszyscy jesteśmy „dziećmi Kościoła”, w tym sensie, że Kościół miał przemożny wpływ na ukształtowanie się naszego sposobu myślenia i naszej kultury. |
A jaki jest ten "nasz sposób myślenia" i ta "nasza kultura"? Bo jakoś nie mogę w sobie znależć tego sposobu i kultury, które miałyby być ukształtowane pod przemożnym wpływem Kościoła. |
Szanowny Panie anbo,
Oto "krajobraz kulturowy", w którym ja żyję:
A Pan jest skąd?
Pozdrawiam serdecznie,
Trąbka
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
miki
Dołączył: 01 Kwi 2006
Posty: 494
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 0:26, 09 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Pan Trąbka napisał: | NIE WIERZĘ W BOGA. JESTEM KATOLIKIEM! |
ale Panie Trąbka tak ma chyba wiekszość katolików (pomijając samą deklarację), ilu Pan zna katolików, których zachowanie wskazywałoby, że "wierzą w Boga" .
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
trabka
Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 256
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 0:33, 09 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
anbo napisał: | trabka napisał: | JESTEM KATOLIKIEM! |
Jako ateista nie możesz być wyznawcą katolicyzmu (a być katolikiem to właśnie tyle, co być wyznawcą religii katolickije), bo katolicyzm to między innymi wiara w Boga. |
Proponuję inną definicję: według mnie być katolikiem to przede wszystkim czuć się katolikiem, odczuwać swoją przynależność do kulturowej tradycji katolicyzmu.
W tym sensie jestem katolikiem!
A Pan? Poczynając od takich "banalnych" spraw: czy obchodzi Pan Święta Bożego Narodzenia? A co Pan kupił córce na św. Mikołaja?
A ile czasu w ostatnim tygodniu/miesiącu/roku spędził Pan na internetowych dyskusjach z osobami deklarującymi się jako wierzący-katolicy? Moim zdaniem fakt, iż angażuje się Pan w takie dyskusje świadczy o tym, że katolicyzm nie jest Panu zupełnie obcy ani obojętny oraz że określa on jako znaczący punkt odniesienia (choćby tylko negatywny!) Pańską tożsamość i Pański sposób myślenia...
Zgodzi się Pan?
Z poważaniem,
Trąbka
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
wujzboj
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: znad Odry Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 0:52, 09 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
trabka napisał: | "Jestem katolikiem, bo czuję się katolikiem!" |
Aby TO uzasadnienie było poprawne (ścisłej: by można było oceniać jego poprawność), musi Pan jasno napisać, w jaki sposób Pana zdaniem katolicyzm uprawnia Pana do takiego wnioskowania.
Można powiedzieć "jestem Polakiem, bo czuje się Polakiem", dodając do tego wyjaśnienia takie jak "moi rodzice byli Polakami" albo "zostałem naturalizowany" i uzasadnienie słuszności tych wyjaśnień na podstawie jakiejś definicji polskości. Można powiedzieć "jestem katolikiem, bo czuje się katolikiem", dodając do tego wyjaśnienie takie jak "jestem ochrzczony" lub "przyjmuję katolickie dogmaty" i uzasadnienie na podstawie jakiejś definicji katolicyzmu. Uzasadnienia takiego nie można pominąć, bo grozi to konstrukcją w rodzaju "jestem prezydentem Polski, bo czuję się prezydentem Polski".
Samo poczucie związku - nawet najintymniejszego - z polityką prezydenta Polski nie wystarczy, by można mówić o sobie "jestem prezydentem Polski, bo czuje sie prezydentem Polski". Podobnie samo poczucie związku z pewnymi elementami tradycji katolickiej nie wystarcza, by mówić o sobie "jestem katolikiem, bo czuje się katolikiem".
Jak wiec to uzasadnienie katolickości wygląda w Pana przypadku, skoro uzasadnienie chrztem odrzuca Pan jako "cokolwiek zabobonne", a w Boga Pan nie wierzy?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
trabka
Dołączył: 01 Maj 2006
Posty: 256
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 1:37, 09 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Ależ Panie wujuzboju, to nie "katolicyzm uprawnia mnie do takiego wnioskowania", tylko mój rozum i moje sumienie! Nie zależy mi na formalnej ("biurokratycznej" - jak to Pan nazywa) legitymizacji mojej przynależności do Kościoła katolickiego. Nie uzurpuję też sobie żadnych kościelnych urzędów czy funkcji (nie twierdzę, że jestem kapłanem, biskupem, papieżem). Mój katolicyzm opiera się i polega przede wszystkim na czysto subiektywnym, indywidualnym poczuciu więzi z tradycją katolicką. Mógłbym próbować podpierać się Pismem Św. (np. jednym z Pana ulubionych wersetów: Rz 14, 23) albo dokumentami Magisterium Kościoła (np. Deklaracją o wolności religijnej Dignitatis humanae z Soboru Watykańskiego II), albo pismami uznanych autorów katolickich (np. św. Tomasza z Akwinu czy kard. J. H. Newmana), ale ostatecznie najwyższymi i rozstrzygającymi autorytetami pozostaną dla mnie mój rozum i moje sumienie! Komu, jak komu, ale Panu chyba tego nie muszę tłumaczyć! Dlatego zgodnie z własnym rozumem i własnym sumieniem wyznaję: "Nie wierzę w Boga. Jestem katolikiem! (Jestem katolikiem, bo czuję się katolikiem!)".
Z poważaniem,
Trąbka
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
anbo
Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 6443
Przeczytał: 36 tematów
|
Wysłany: Sob 11:34, 09 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Trąbka napisał: | Proponuję inną definicję |
Nie skorzystam. Plątać supły, żeby było co rozplątywać? Dziękuję, postoję.
Trąbka napisał: | odczuwać swoją przynależność do kulturowej tradycji katolicyzmu. |
To co innego.
Trąbka napisał: | W tym sensie jestem katolikiem! |
Ale to inny sens niż przyjęty.
Trąbka napisał: | A Pan? Poczynając od takich "banalnych" spraw: czy obchodzi Pan Święta Bożego Narodzenia? A co Pan kupił córce na św. Mikołaja? |
Tak, obchodzę. Kupuję prezenty itd. Ale przez to nie jestem katolikiem bardziej niż jehowici, którzy tego nie robią.
Trąbka napisał: | A ile czasu w ostatnim tygodniu/miesiącu/roku spędził Pan na internetowych dyskusjach z osobami deklarującymi się jako wierzący-katolicy? |
Rodzina mówi, że za dużo.
Trąbka napisał: | Moim zdaniem fakt, iż angażuje się Pan w takie dyskusje świadczy o tym, że katolicyzm nie jest Panu zupełnie obcy ani obojętny |
Pomijając moje prywatne zainteresowania: w tym kraju nie może być nikomu obojętny.
Trąbka napisał: | oraz że określa on jako znaczący punkt odniesienia (choćby tylko negatywny!) Pańską tożsamość i Pański sposób myślenia... |
To nie czyni ze mnie katolika.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
anbo
Dołączył: 09 Lut 2006
Posty: 6443
Przeczytał: 36 tematów
|
Wysłany: Sob 11:46, 09 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
Trąbka napisał: | A Pan jest skąd? |
Podobno z miasta. Tylko co tu robią sarny i zające?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
neko
Dołączył: 15 Sty 2006
Posty: 817
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: PL, D
|
Wysłany: Sob 15:35, 09 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
anbo napisał: | A jaki jest ten "nasz sposób myślenia" i ta "nasza kultura"? Bo jakoś nie mogę w sobie znależć tego sposobu i kultury, które miałyby być ukształtowane pod przemożnym wpływem Kościoła. |
Znowu mnie zaskakujesz. Czy chcesz przez to powiedzieć, że Twoje myślenie ukształtowało się w próżni?
Moją odpowiedź antycypował w zasadzie pan trąbka. Mogę co najwyżej
wspomnieć jeszcze o literaturze, sztukach pięknych, muzyce, w których tematy religijne niegdyś przeważały, a i dziś pojawiają się dość często; o myśli filozoficznej, która po dziś dzień nierzadko zajmuje się albo afirmacją, albo zwalczaniem religii; o tym, że nieraz w zwykłych rozmowach posługujemy się, dla skrótowego wyrażenia pewnych treści, symbolami z Biblii, które dla wszystkich są natychmiast rozpoznawalne.
Podejrzewam, że nawet „liberte, egalite, fraternite” ma swoje korzenie (nieco paradoksalnie) w naukach Jezusa o tym, że wobec Boga wszyscy ludzie są równi i, jako dzieci Boże, są braćmi; a ich przeznaczeniem jest wolność (od zła).
Ostatnio zmieniony przez neko dnia Sob 15:48, 09 Gru 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
miki
Dołączył: 01 Kwi 2006
Posty: 494
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 15:45, 09 Gru 2006 Temat postu: |
|
|
neco napisał: | wobec Boga wszyscy ludzie są równi i, jako dzieci Boże |
kolejny katolicki nonsens! gdzie ludzie są równi wobec Boga? przecież Bóg jest Sędzią, jedynym Sprawiedliwym - wobec, którego jedynie nie są równi - równi są wobec siebie i siebie nie powinni porównywać!
Gdzie np. Kain i Abel byli równi?! wg ludzkich kryteriów
Katolicy - jak widać - często maja problem z rozróżnieniem siebie od Boga
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|