|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Andy72
Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6690
Przeczytał: 93 tematy
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 23:35, 03 Sie 2024 Temat postu: |
|
|
dobre: "wyzwólmy się z okowów logiki"
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33759
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 23:50, 03 Sie 2024 Temat postu: |
|
|
Pomyślałem sobie, że fajną kanwą dla wyjaśnienia, na czym polega ta lewicowo i prawicowo zła postawa, byłoby rozwinięcie tej przypowieści z Ewangelii Mateusza 21:
(28) Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy! (29) Ten odpowiedział: Idę, panie!, lecz nie poszedł. (30) Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: Nie chcę. Później jednak opamiętał się i poszedł. (31) Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca? Mówią Mu: Ten drugi. Wtedy Jezus rzekł do nich: Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego.
Jakby był nieposłuszny swojemu ojcu syn "na lewicowy sposób"?...
- Taki syn argumentowałby następująco: ojcu odpowiedziałem, że pójdę pracować tak na odczepnego, bo od początku nie mam ochoty pracować w tej winnicy. Ja nie lubię, jak mi się coś narzuca, ja mam przecież swoje pragnienia, które mają się zrealizować, skoro tego żądam! Moje emocje są ważniejsze, niż jakiś tam wymóg pracy. Ewentualnie niech to zadanie mi się samo zrobi - jeśli ja tego chcę! Nie przyjmuję do wiadomości żadnej konieczności pracy w winnicy! I rzeczywiście "lewicowy syn" ostatecznie nie pracował w winnicy.
Inaczej odmowa ojcu przebiegłaby w wydaniu "syna złego na prawicowy sposób". Ten by ochoczo zadeklarował, że pójdzie pracować, ale zamiast pracy w winnicy zacząłby:
- głosić wielką potrzebę pracy w winnicy
- krytykowałby wszystkich wokół, że w winnicy nie pracują, a także w ogóle jacy to wszyscy inni są wredni i źli
- za to rozpowszechniałby wokoło peany na cześć ojca - władcy. Składałby ojcu hołdy, głosiłby konieczność posłuszeństwa temu ojcu, rozliczał innych, jak to nie byli ojcu wystarczająco posłuszni
Tylko, że w winnicy i tak by nie ruszył ręką i tak...
Obaj by nie pracowali w tej winnicy. Ten lewicowy pewnie byłby może i szczerszy. Ten prawicowy z kolei jakąś pracę by wykonał - choć zupełnie inną, niż mu wyznaczono. Ojciec bowiem chciał, aby on pracował w winnicy, a syn uznał, iż tak naprawdę to ojcu chodziło o jakiś PR, że wie lepiej, niż jedynym ważnym celem do realizacji jest chwalenie samej władzy i podlizywanie sie tym, którzy są władcami.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Andy72
Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6690
Przeczytał: 93 tematy
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 0:00, 04 Sie 2024 Temat postu: |
|
|
coś mi się widzi
To ja jestem zarówno lewicowy jak i prawicowy
prawicowy na zewnątrz, lewicowy w środku.....
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33759
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 0:24, 04 Sie 2024 Temat postu: |
|
|
Andy72 napisał: | coś mi się widzi
To ja jestem zarówno lewicowy jak i prawicowy
prawicowy na zewnątrz, lewicowy w środku..... |
Każdy nosi przeciwne tendencje. W większym bądź większym stopniu je nosi. I chyba nawet o to chodzi, aby je ponosić, zmierzyć się z nimi. Ważne jest to, co zrozumiemy, częściowo też, co w końcu wybierzemy.
Ale...
Niekoniecznie to musi być wybór tego, co na początku było bardziej prawicowe, albo bardziej lewicowe. Dla mnie najmądrzejszym wyborem jest SYNTEZA TEGO CO SŁUSZNE, połączona z UŚWIADOMIENIEM SOBIE ALTERNATYW. Ostatecznie wybierzemy postawę, która nas ku czemuś poprowadzi (może do pracy w winnicy Ojca). Ale nie chodzi o sam ten wybór końcowy, chodzi o tę drogę, o to, co na niej zrozumiemy, CO WYBUDUJEMY w sobie, jako reakcję na zderzenie się z tym światem.
Czasem z resztą może się okazać, iż to ten ostateczny wybór był mniej ważny, niż jakiś "pomniejszy" wybór po drodze, bo ten ostateczny rozmył się w stosunku do pierwotnej wersji. Nie zawsze musimy się opowiedzieć po stronach, które nam narzuca jakaś narracja. Czasem odpowiedzią jest zaniechanie odpowiedzi, bo ona staje się niepotrzebna.
Nie musimy się opowiadać ani za lewicą, ani za prawicą, jeśli tylko opowiemy się po prostu za tym co SENSOWNE, czyli co czerpie dobre zarówno z prawej, jak i z lewej strony, a odrzuca to złe - też złe prawej, jak i złe lewej strony.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 0:24, 04 Sie 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23213
Przeczytał: 54 tematy
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 7:03, 04 Sie 2024 Temat postu: |
|
|
Andy72 napisał: | dobre: "wyzwólmy się z okowów logiki" |
Wyzwólmy się...
Szczególnie od algebry
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23213
Przeczytał: 54 tematy
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 7:07, 04 Sie 2024 Temat postu: |
|
|
Andy72 napisał: | Dzięki. To dobrze że nie ma w Tobie pogardy.
A co do "integrystów"
A czy nie sądzisz że Jezus w swoich czasach był atakowany "z prawej strony" przez faryzeuszy - tradycjonalistów, ale przez wieki tak to podryfowało w lewo że współcześnie Jezus jest atakowany zwłaszcza z lewej strony? |
Przez lewaków nie jest atakowany.
Oni Jezusa zaanektowali.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Andy72
Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6690
Przeczytał: 93 tematy
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 9:29, 04 Sie 2024 Temat postu: |
|
|
Choćby atak przez LGBTQ+
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23213
Przeczytał: 54 tematy
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 10:25, 04 Sie 2024 Temat postu: |
|
|
Andy72 napisał: | Choćby atak przez LGBTQ+ |
Może Jezus był kobietą
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33759
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 11:24, 04 Sie 2024 Temat postu: |
|
|
Od strony uczuć patrząc, dla mnie integryzm jest jakby zbrukaniem piękna i świętości Boga, jest sprowadzeniem Jego miłości, ofiarności do wyobrażeń bliskich temu co brutalne, przemocowe, wstrętne nawet w ludzkim typowym odczuwaniu.
Integryzm w istocie gardzi tym, co właśnie ja w Bogu widzę jako najwspanialsze - delikatność, czułość, otwartość - robiąc z Boga de facto tyrana (choć oczywiście unikając nazywania Go tyranem). Od strony uczuć chyba postrzegam integryzm jako coś bliskiego bluźnierstwa.
Wizja człowieczeństwa w integryzmie jest kompletnie niezrozumiała. Oto w nim człowiek miałby wypełniać najlepiej swoje religijne powołanie, jeśliby nie okazał swojej przemyślności, wrażliwości, mocy, jeśliby to wszystko zdusił, schował, zastępując jakąś upiorną formą podległości władzom i autorytetom religijnym. Jeśliby Bóg rzeczywiście człowiekowi taką rolę wyznaczył, to przecież te autorytety wyraziściej by wyróżnił, to dałby im przynajmniej potężne charyzmaty. Tymczasem nic podobnego nie obserwujemy. Mamy (w integrystycznym pojmowaniu) wierzyć w całkowitej uległości, bliżej niesprecyzowanej grupie teologów, z bliżej niesprecyzowaną relacją względem znanych szerzej osób, przyswajając doktryny, których zrozumienie...
... właściwie nie wiadomo, czy jest wymagane i oczekiwane, czy wręcz przeciwnie...
Niby mamy te doktryny przyjąć, ale przy tym przyjąć je tak, aby nie okazać przy tym swojego rozumu i samodzielnego myślenia. Tak mamy je przyjąć, ale też jakby nie przyjąć, bo może gdybyśmy się osobiście jakoś swoją indywidualnością zaangażowali, to wtedy wyszłoby, że myślimy jako my - samodzielnie, czyli byłoby "to złe". Tak na logikę, to chyba najpełniejszym wypełnieniem postulatu nieokazywania samodzielnego myślenia byłoby zignorowanie owych doktryn w ogóle. Ale jednak trzeba też te doktryny od autorytetów przyjąć, więc nie wiadomo jak się tu by należało ze swoją postawą, w owej sprzeczności ulokować...
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 11:57, 04 Sie 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23213
Przeczytał: 54 tematy
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 12:07, 04 Sie 2024 Temat postu: |
|
|
Mógł być Jezus kobietą Michale?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33759
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 20:52, 04 Sie 2024 Temat postu: |
|
|
Semele napisał: | Mógł być Jezus kobietą Michale? |
W tej kwestii nie mam zdania.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2744
Przeczytał: 56 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33759
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 19:47, 10 Wrz 2024 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | https://youtu.be/3-ulIaCA0V8?si=ILqgkgcgy-OUPAMF |
Świetny wywiad.
Skoro sobie zajrzałem do danych osoby z wywiadu, czyli Marka Kity, to znalazłem też
[link widoczny dla zalogowanych] a tam:
Marek Kita w artykule Więzi: Bóg jest sędzią sprawiedliwym, ale w innym znaczeniu, niż myślimy napisał: | Tak więc pod nazwą kar Bożych kryją się naturalne konsekwencje zła w życiu złoczyńców. Bóg nie musi nas karać – wystarczy, że odmawiającym nawrócenia pozwoli trwać przy swoim: „i zostawiłem go w uporze jego serca, niech idzie za swą własną radą” (Ps 81,13). |
a dalej...
Marek Kita w artykule Więzi: Bóg jest sędzią sprawiedliwym, ale w innym znaczeniu, niż myślimy napisał: | Sprawiedliwość Boga to nie karanie zła, lecz przywracanie dobra. |
Ale tego integrysta nie zrozumie...
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 20:17, 10 Wrz 2024, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2744
Przeczytał: 56 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 22:20, 10 Wrz 2024 Temat postu: |
|
|
Kościół w Polsce przeżywa kryzys wiary w autorytet biskupów. Coraz więcej katolików otwarcie mówi, że nie takiego Kościoła chcą, gdzie biskupi stanowią jakąś uprzywilejowaną kastę, której należy się kłaniać, a oni ukrywają przestępców, walczą o władzę, wpływy i wszędzie widzą zło tylko nie w sobie.
Myślę, że coraz więcej katolików będzie szukało wiary na własną rękę, poprzez inspirowanie się pojedynczymi myślicielami, teologami chrześcijańskimi.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33759
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 23:22, 10 Wrz 2024 Temat postu: |
|
|
Integrysta twierdzi, że jest posłuszny. Może nawet wierzy, że jest posłuszny, bo przecież do posłuszeństwa bardzo namawia. Integrysta najczęściej nie myśli o posłuszeństwie religijnym doktrynom jako o czymś, co byłoby wyzwaniem dla niego, co miałby stosować, a może nawet ZASTANOWIĆ SIĘ, kiedy posłuszeństwo się wypełnia realnie, a kiedy tylko pozornie. Integrysta nad samym PRZEZ SIEBIE REALIZOWANYM posłuszeństwem nie myśli w żaden krytyczny sposób, tylko Z ZAŁOŻENIA UZNAJE swoją agitację za posłuszeństwem skierowaną na zewnątrz jako wypełnienie posłuszeństwa przez niego samego.
Z zewnątrz patrząc, a do tego obiektywnie stawiając sprawy, integrysta będzie posłuszny czemuś, jeśli WYPEŁNI KRYTERIA, wedle których to ON (nie ktoś inny!) okaże się posłuszny, bo spełnił wymogi: A, B, C, D...
Problem w tym, że nie spotkałem jeszcze osób o integrystycznym typie religijności (a znam ich przynajmniej kilka), które by miało coś konkretnego do powiedzenia, jak to oni rzeczywiście swoje posłuszeństwo doktrynom i kościołowi byli w stanie ściśle zrealizować. Przy czym jednak postawiłbym tu warunek, że nie zadowolę się pierwszym lepszym w stylu "bo chodzę do kościoła", jako że to nie odróżnia "posłusznego" integrysty, od niejednego "nieposłusznego" katolika "lewackiego". Oczekiwałbym od integrysty wyjaśnienia, jaki wysiłek włożył w to, aby SPRAWDZIĆ, CZY CZEGOŚ NIE POMINĄŁ w zakresie wymogów, którym ma być posłuszny. Czyli oczekiwałbym od integrysty wyjaśnienia, w JAKI SPOSÓB:
- zapoznał się WSZYSTKIMI (niczego nie pomijając!) obowiązkami, wymogami, które jego autorytety mu zlecają
- jak sprawdził, czy rzeczywiście te obowiązki poprawnie zrozumiał, a nie wziął pierwsze lepsze, co mu do głowy przyjdzie uznając za "właściwą realizację"
- a na koniec niechby przynajmniej znaczną grupę realizacji tych obowiązków jakoś wykazał - gdzie, kiedy, w jaki sposób.
A gdyby się okazało, że jestem w stanie mu wykazać, co pominął, to integrysta powinien posypać głowę popiołem i przynajmniej nie czepiać się innych, jacy to oni są rzekomo "nieposłuszni".
Znani mi integryści nie są w stanie nawet przedyskutować tego, jako to ONI są posłuszni. Oni wskazują, napierają, piętnują wyłącznie to, jak INNE OSOBY są wg nich "nieposłuszne". Taka strategia pozwala im ukrywać przed sobą samym tę trudną prawdę, że ich własne posłuszeństwo właściwie jest pustym postulatem, bez praktycznej realizacji, albo z realizacją bardzo wycinkową, udawaną (choć zaliczaną sobie jako już pełne spełnienie wymogów, które autorytety na nich nałożyły).
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 23:25, 10 Wrz 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33759
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 18:04, 15 Wrz 2024 Temat postu: |
|
|
Integryzm o wiele bardziej niż ideą, jest EMOCJĄ PODĄŻANIA ZA LIDEREM I IDENTYFIKACJĄ Z PRZEWODNIKIEM STADA. Jeśli w integryzmie jest coś intelektualnego, to będzie to intelektualizm pozorny, bezzębny, fałszujący odczyty w celu potwierdzania powyższej emocji.
Integrysta w istocie boi się intelektu, boi się krytycyzmu w rozumowaniu, bo czuje, że oddanie się całkowite owej bezrozumnej emocji stadnej zostanie zdemaskowane. Integrysta co prawda do swojego ideowego spełnienia się potrzebuje mentalnie idei Boga, ale to nie będzie Bóg chrześcijański, tylko ten najbardziej starotestamentowy, czyli Bóg - absolutny władca. Bóg miłości i przebaczenia jest dla integrysty niezrozumiały, będzie się jawił jako mentalna aberracja.
Ten stan dla integrysty naturalny, związany z postrzeganiem siebie i ogólnie całej rzeczywistości jest bowiem silnie skupiony na złożonej emocji, grawitującej do władzy, która domaga się absolutnej postaci posłuszeństwa, spełniając się w niszczeniu swoich wrogów.
Integrysta tu nie zada sobie podchwytliwego pytania: ale kto właściwie byłby tu wrogiem godnym Boga?...
- Przecież wobec Pana i Stwórcy każda moc jest niczym. Więc o co w ogóle miałaby tu sie toczyć ta gra?... Po co tak potężna istota miałaby zaprzątać sobie głowę jakimiś tam śmiesznymi nieposłuszeństwami małych, nieporadnych istotek, jakimi są ludzie?...
Ale integrystycznie myślący teolodzy dokonują tu zadziwiającego dowartościowania ludzkiej wobec Boga odpowiedzialności - oto każdy akt tak śmiesznego, małego nieposłuszeństwa tej żałośnie słabej istotki, jaką jest człowiek, miałby...
Boga obrażać w nieskończonej mierze....
Integrysty to nie zdziwi, że mialby przyjać iż, Bóg istota doskonała, nieskończona, potężna, nagle dostawać by miała jakiegoś nieskonczonego emocjonalnego rozstroju z tytułu, że coś tam owa mała istotka wadliwie rozpoznała, czegoś nie dopełniła, coś jej się pozajączkowało, więc zrobiła inaczej niż w tych - jakże w ogóle niejasnych w przedstawianiu sprawy, w sporach ideowych różnych autorytetów się objawiających - przykazaniach zapisano.
Oto nawet prosty człowiek jest w stanie zrozumieć, że się tu na Ziemi dopiero uczymy, że nasza świadomość wzrasta na bazie analizy wcześniej popełnionych błędów, więc różne formy nieposłuszeństwa, często wynikające z niezrozumienia, z pomylonej interpretacji mogą sie zdarzyć. Człowiek, nawet prosty to zrozumie. Jednak wg integrystów Bóg tu ma twardą granicę panowania nad swoim odczuwaniem urazy - On (rzekomo) się w nieskończony sposób czuje obrażony, za co domaga się nieskończonych mąk w piekle. Integrysty takie postawienie sprawy nie zastanawia...
Dlaczego integrysty nie zastanowi nieadekwatność tego nieskończonego obrażania się z tytułu błędów małej istotki do absolutu i doskonałości najwspanialszej osobowości, jaka tylko jest?...
- Odpowiedź na to objawi się, gdy uświadomimy sobie PODSTAWOWY PARADYGMAT myślenia i odczuwania integrysty. Jest nim ABSOLUTNE PIERWSZEŃSTWO DLA WŁADZY I PRZEMOCY. Na szczycie mentalnej piramidy integrystycznego myślenia i odczuwania jest idea władczej, miażdżącej opór przemocowej władzy, której głównym pragnieniem jest powiększanie owej władzy i dominacji na resztą istnień.
Jest to myślenie w stylu:
Co ma sens?
- Sens najwyższy polega na zwyciężaniu, dominowaniu, tłamszeniu wrogów.
A skąd się biorą wrogowie?...
- Oni po prostu są. Ich się miażdży, niszczy, pokonuje.
A gdy się ich już pokona, to co?...
- Wrogowie są zawsze. Zawsze trzeba okazywać się silniejszym, dominującym, gniewnym, gdy ktokolwiek się sprzeciwia.
Czyli to wrogowie de facto wyznaczają sens istnienia?...
- Nie. Wrogowie tylko są objawem tej mocy, którą ma największy dominator i ci, którzy z nimi idą ku zwycięstwom.
A gdyby wrogów zabrakło?...
- Nie pytaj! Wrogowie są. Zawsze są.
Ale przecież w końcu zostaną zniszczeni, czyli ich nie będzie.
- Będą. Taki jest sens, że zawsze się walczy o zwycięstwo, o władzę, o pierwszeństwo.
Integrysta nie jest w stanie postrzegać sensu istnienia bez paradygmatu walki o władzę i dominację. Integrysta zatem będzie postulował konieczność ustanowienia owej władzy juz na ziemi - pod postacią, zbliżającej się największej z możliwych dominacji - wladz religijnych. Dlatego tak silnie integryści stawiają kwestię posłuszeństwa - uległości autorytetom. Spójne z tym obrazem mentalnym jest dalej rozciągniecie idei władzy poszukującej maksymalnych form dominacji na istotę z założenia doskonalą - na Boga. W istocie integryzm jest bowiem właśnie ZDEFINIOWANIEM IDEI DOSKONAŁOŚCI, JAKO BYCIEM NAJWIĘKSZYM DOMINATOREM I WŁADCĄ.
A ja mam intuicję, że Bóg (po chrześcijańsku rozumiany) ma właściwie intencję odwrotną od intencji wladzy - pragnie, aby udoskonaliły się i usamodzielniły jego dzieła, czyli m.in. ludzie. Bóg nie chce nad człowiekiem panować w duchu przemocy, lecz chce, aby to człowiek tak się udoskonalił, że będzie w stanie sam osiągać coraz wyższe poziomy doskonałości, która to z resztą doskonałość, z niszczeniem wrogów nie ma prawie nic wspólnego.Doskonałość chrześcijańska - ta prawdziwa - polega na udoskonalenie miłości, pomocniczości, mądrości, przebaczenia. Ona NIE polega na niszczeniu wrogow.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2744
Przeczytał: 56 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 18:46, 15 Wrz 2024 Temat postu: |
|
|
Mądre i wartościowe refleksje, ale do jednego bym się przyczepił.
Michał Dyszyński napisał: | Ale integrystycznie myślący teolodzy dokonują tu zadziwiającego dowartościowania ludzkiej wobec Boga odpowiedzialności - oto każdy akt tak śmiesznego, małego nieposłuszeństwa tej żałośnie słabej istotki, jaką jest człowiek, miałby...
Boga obrażać w nieskończonej mierze.... |
W tym miejscu mogą ci zarzucić budowanie chochoła. Ich zdaniem NIE KAŻDY AKT nieposłuszeństwa ściąga na grzesznika karę piekła tylko akt świadomego i dobrowolnego nieposłuszeństwa.
Inaczej będzie sądzony, ktoś kogo złe postępowanie wynika z "niezrozumienia, z pomylonej interpretacji", a inaczej, ktoś kto świadomie i dobrowolnie łamie Boże przykazania.
Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Nie 18:47, 15 Wrz 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33759
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 20:13, 15 Wrz 2024 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Mądre i wartościowe refleksje, ale do jednego bym się przyczepił.
Michał Dyszyński napisał: | Ale integrystycznie myślący teolodzy dokonują tu zadziwiającego dowartościowania ludzkiej wobec Boga odpowiedzialności - oto każdy akt tak śmiesznego, małego nieposłuszeństwa tej żałośnie słabej istotki, jaką jest człowiek, miałby...
Boga obrażać w nieskończonej mierze.... |
W tym miejscu mogą ci zarzucić budowanie chochoła. Ich zdaniem NIE KAŻDY AKT nieposłuszeństwa ściąga na grzesznika karę piekła tylko akt świadomego i dobrowolnego nieposłuszeństwa.
Inaczej będzie sądzony, ktoś kogo złe postępowanie wynika z "niezrozumienia, z pomylonej interpretacji", a inaczej, ktoś kto świadomie i dobrowolnie łamie Boże przykazania. |
No właśnie... "świadomie i dobrowolnie" to czyni.
Jest to "świadome i dobrowolne", czyli CO?...
Co się dzieje w umysłowości owej osoby, abyśmy mogli stwierdzić bez wątpienia (czy ktokolwiek, nawet dysponujący mocami większymi niż my - ludzie), że to coś było "świadome i dobrowolne".
Według mnie jest PŁYNNE PRZEJŚCIE W UŚWIADAMIANIU sobie aspektów rzeczywistości i naszej osoby. Grzesznik jest świadomy W PEWNYM STOPNIU, ale nie jest świadomy W TYM WYŻSZYM, ZWIĄZANYM Z GŁĘBIĄ POJMOWANIA SWOJEJ OSOBY I JEJ ROLI W ŚWIECIE stopniu.
Przy czym nie wiadomo, od którego momentu uświadamiania sobie tego, co się robi, następuje ów przeskok, który by upoważniał do uznania czynu z podlegający określeniu "grzech" bo to było "świadome i dobrowolne".
Większość rzeczy, które robimy jest trochę uświadomione, a trochę niejasne pływające w wątpliwościach.
Dlatego mi się akurat nie spina idea sądu nad życiem człowieka, gdy mam użyć takiego zero-jedynkowego uznawania grzechów, które były świadomymi i dobrowolnymi czynami.
Spina mi się z ideą sądu natomiast to, co napisał Jan Ewangelista na 3 stronie:
(5) Jezus odpowiedział: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. (6) To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem. (7) Nie dziw się, że powiedziałem ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić. (8) Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha.
...
(19) A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. (20) Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. (21) Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu.
Jak rozumiem sens tego cytatu w kontekście pytania o świadomość czynu?...
- Rozumiem to tak, że ostatecznie w tej idei prawdziwie bożego sądu nie chodzi o potępienie kogokolwiek! NIe chodzi też o stwierdzenie w stylu "to zrobiłeś świadomie i dobrowolnie, czyli to jest twój grzech, czyli potępiam cię za to" (Syn człowieczy nie przyszedł na świat, aby potępiać).
Chodzi o coś innego - o WZRASTANIE W DUCHOWOŚCI - W DUCHU i PRAWDZIE, W BOGU, ABY BYĆ JAK WIATR - WOLNYM. Ważniejsze od tego, jak zadecydowaliśmy (czasem pojawi się błąd, ale to trudno, ale to jeszcze nie jest ta ostateczna katastrofa), jest to KIM SIĘ STALIŚMY, czy się narodziliśmy do świadomości - czyli do postrzegania świata w prawdzie.
Czym jest postrzeganie świata w prawdzie?...
- Jest właśnie uświadomieniem sobie sensów, czyli jest też wypełnieniem tego, że faktycznie "świadomie" (a może często też i dobrowolnie) W OGÓLE MOŻEMY coś robić!
Tu jest odwrócenie tej logiki, sugerującej osobom, które boją się osądzenia ich grzechów, uznania ich decyzji za "świadome". Takim osobom NIE OPŁACA SIĘ BYĆ ŚWIADOMYMI, bo wtedy wyjdzie na to, że zgrzeszyli! Takie osoby będą miały pokusę wymigiwania się od odpowiedzialności ze decyzje "metodą na nieświadomość". Takie osoby z upodobaniem będą może chciały czynić się (w znacznej części podświadomie, choć w owej podświadomości INTERESOWNIE) nieświadomymi - nie będą patrzyły, jakie są skutki ich działań, będą patrzyły na winy wszystkich innych, tylko nie własne, będą unikały rozumowań, które by wprowadziły te myślowe SPRZĘŻENIA ZWROTNE - jest jakaś moja decyzja, dalej widzę jej skutki, dalej się umiem ocenić i potem poprawić swoje strategie życiowe, wychodzić z błędnych, grzesznych postaw.
Tymczasem w Ewangelii Jana mamy inną wizję sądów - w ogóle zaniechanie potępiania decyzji jako takich, a skupienie się na UKSZTAŁTOWANIU SPÓJNEJ ŚWIADOMOŚCI - narodzeniu się z ducha. Taka świadomość nie boi się tego, że zostanie potępiona, bo ona wierzy, że Bóg jej nie potępi, że "Bóg zbawia" (imię Jezus), że te życiowe wpadki nie są tym, co ostatecznie determinuje zbawienie, lecz chodzi o wzrastanie w swiadomości - w Duchu, w Bogu, w wolności.
Klamrę zamyka ten fragment z owej strony z Ew. Jana:
(14) A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, (15) aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. (16) Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. (17) Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.
Ktoś, kto wierzy w "imię syna Jednorodzonego" , w imię Jezus, czyli w zbawienie przez Boga, nie boi się potępienia, ma już życie wieczne. Aby po to życie sięgnąć, musi się właśnie narodzić z ducha, czyli ze świadomości. Czyli musi zrobić coś odwrotnego, niż cwaniaczący na nieświadomość różni ortodoksi i integryści, którzy uznają, iż czeka ich sąd z drobiazgowo rozliczanych uczynków, a cezurą będzie to, czy byli świadomi, gdy o nich decydowali. Im się nie opłaca (w ich mniemaniu) być świadomymi, więc ich uczynki są nieświadome, czyli "nie spełniają wymagania prawdy" (na niebiesko wyżej podkolorowany cytat).
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 20:14, 15 Wrz 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2744
Przeczytał: 56 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 21:31, 15 Wrz 2024 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | No właśnie... "świadomie i dobrowolnie" to czyni.
Jest to "świadome i dobrowolne", czyli CO?...
Co się dzieje w umysłowości owej osoby, abyśmy mogli stwierdzić bez wątpienia (czy ktokolwiek, nawet dysponujący mocami większymi niż my - ludzie), że to coś było "świadome i dobrowolne". |
Tylko Pan Bóg wie na ile nasze decyzje są tak naprawdę świadome i dobrowolne.
Zwolennik wiecznych kar jest przekonany, że np. taki człowiek należący do SS wiedział, że to co robi jest złe (świadomość) i mordował z własnej woli (dobrowolność), a zatem czeka go piekło, ale moim zdaniem to jest straszne uproszczenie. Taki człowiek uważał, że to, co robi jest dobre, a nie złe, a poza tym człowiek nie jest całkowicie wolny w swoich decyzjach, nasze działania w jakimś stopniu wynikają z jakichś determinizmów.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33759
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 22:01, 15 Wrz 2024 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | No właśnie... "świadomie i dobrowolnie" to czyni.
Jest to "świadome i dobrowolne", czyli CO?...
Co się dzieje w umysłowości owej osoby, abyśmy mogli stwierdzić bez wątpienia (czy ktokolwiek, nawet dysponujący mocami większymi niż my - ludzie), że to coś było "świadome i dobrowolne". |
Tylko Pan Bóg wie na ile nasze decyzje są tak naprawdę świadome i dobrowolne.
Zwolennik wiecznych kar jest przekonany, że np. taki człowiek należący do SS wiedział, że to co robi jest złe (świadomość) i mordował z własnej woli (dobrowolność), a zatem czeka go piekło, ale moim zdaniem to jest straszne uproszczenie. Taki człowiek uważał, że to, co robi jest dobre, a nie złe, a poza tym człowiek nie jest całkowicie wolny w swoich decyzjach, nasze działania w jakimś stopniu wynikają z jakichś determinizmów. |
Dokładnie taki!
Coś nas determinuje, choć...
... wolałbym użyć sformułowania "sytuacja jest bazą dla naszych ocen" (bo słowo "determinuje" chyba sugeruje, jakby była tylko jedna opcja działania). W każdym razie oceniamy świat i swoje możliwości nie w prostym rozgraniczeniu:
- wiadomo, który rodzaj reakcji to zło i grzech
vs
- wiadomo, że opcja X jest na pewno dobra.
To się w rzeczywistości rzadko zdarza.
W realnym życiu mamy sytuacje, w których oceny będą mieszane, jakieś "mniejsze zła", czy częściowe dobra, okupione jakimiś tam stratami.
Ortodoksi i naiwni moraliści stawiają zwykle sprawy tak, że nie ma żadnych konfliktów sumienia, że interpretacja tego, co jest dobrem, a co jest złem nie stanowi najmniejszego problemu. A więc oczywiste kto jest winny, kto ma grzech, a wobec Boga był nieposłuszny.
Tymczasem ja właściwie uważam, że...
samo takie uproszczone stawianie sprawy jest złem, prowadzącym do błędnych rozpoznań, a potem destrukcyjnych decyzji. Takie uproszczone stawianie sprawy mocno promuje bezmyślne postępowanie, decyzje powzięte po pierwszym wrażeniu, skupianie się na tym co powierzchowne zewnętrzne, uproszczone, często wynikłe z ignorancji.
Jak to działa?...
- Działa to z grubsza następująco:
1. Oto załóżmy, że uznaliśmy paradygmat "dobro jest jednoznaczne, dające się rozpoznać wprost, niepodlegające wątpliwościom, nie wymagające namysłu" (integrysta w ogóle będzie podejrzliwie tu traktował samodzielnie i dociekliwie operujący umysł, bo ten - rzekomo - ma być konkurentem do posłuszeństwa autorytetom).
2. W takich warunkach założeniowych oto pojawia się jakaś sytuacja, w której rozsądny człowiek miałby wątpliwości, uznałby, że może powinien się głębiej zastanowić, może sięgnąć do mniej oczywistych danych, interpretacji, czasem kogoś spytać, czasem coś sprawdzić. Nawet jeśli wątpliwość nie jest bardzo duża, to czasem choć trochę wysiłku warto włożyć w upewnienie się, czy pierwsze rozpoznanie spraw nie jest pozorne. Jednak skoro nasz oceniający jest przekonany, że tu nie może być wątpliwości (wszak wg niego nigdy ich nigdy nie ma, bo zawsze wiadomo, co i jak, jako że moralność jest jedna i jednoznaczna). A tu pierwszy osąd pokazuje niepewność, dylemat. Co wtedy ma taki człowiek zrobić?...
3. Najbardziej narzucającym się zareagowaniem w obliczu takiej sytuacji jest po prostu przyjęcie jak najszybciej pierwszej z brzegu opcji, albo dominująco się objawiającej (emocjonalnej) opcji. Bo przecież, jeśli ta prawda moralna ma być taka jednoznaczna, to niezasadne byłoby jej skrywanie się przed oceniającym - jeśli jest jedna, to jest to na pewno ta, którą akurat dostrzegam w tej chwili...
Efektem jest decyzja powzięta "po łebkach", bez uwzględnienia głębszych zależności, często może niesprawiedliwa, wmanipulowana przez cwaniaków, bo wymuszona sprytnym robieniem tego pierwszego (emocjonalnego) wrażenia, które ma zadecydować w sposób sprzyjający owym cwaniakom.
I jak się przyjrzymy postawom typowych ortodoksów i integrystów, to przecież TAK WŁAŚNIE ONI REAGUJĄ, DECYDUJĄ!
W rozmowach z ortodoksami integrystami "wszystko jest jasne i jedno". Wszystko jest wyłącznie tak, jak to integrysta ogłosił, nie ma wątpliwości, nie ma interpretacji (albo to "inni interpretują", a integrysta "niczego nie interpretuje", tylko odczytuje rzeczy "jak jest"). Wtedy też grzech jest (rzekomo) też w sposób jednoznaczny i oczywisty stwierdzalny.
Tymczasem nawet biorąc jako bazę np. przykazania podawane przez autorytety religijne, to zawsze będą sytuacje, w których do końca nie wiadomo, czy okoliczności "łapią się" na to przykazanie, czy może nie. Ortodoksi zaklinają rzeczywistość wmawiając wszystkim i sobie samym, że żadne wątpliwości nie maja miejsca, że wszystko jest pewne i oczywiste. Tymczasem prawda jest taka, ze wątpliwości rzeczywiście są, jednak ortodoks to ignoruje, "radząc" sobie z sytuacją TRYWIALIZOWANIEM OCEN, PODCHODZĄC DO DECYZJI W PROSTACKI SPOSÓB, a potem co najwyżej upierając się na zabój (nieraz wbrew bardzo wyraźnym przesłankom), że owa decyzja była oczywista i jedynie słuszna.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33759
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 13:55, 18 Paź 2024 Temat postu: |
|
|
Integrysta autorytarysta religijny stawia wszystko na jedną kartę, paląc za sobą wszelkie mosty - jeśli ten jego autorytet religijny nie będzie tym idealnym, tym rzeczywiście od i tylko Boga (jest pytanie, czasem niejednokrotnie tu i szatan coś nie majstrował...), to wszystko się tu wali, bo okazuje się, że nie będzie już żadnej szansy na wycofanie się, na choćby minimalne SKONTROLOWANIE POPRAWNOŚCI wybranej ścieżki życiowej.
Religijny autorytarysta obserwuje chyba, że liczni wyznawcy konkurencyjnych religii tak samo postawili swoje życie, zbawienie na jedną kartę - tylko jest przekonany, iż tamci postawili na złą kartę. On postawił na 100% wszystko na dobrą kart, a tamci - też wzystko - na złą kartę. Czym sobie zasłużył nasz fundamentalista na to, że większość świata błądzi, a on - przecież sam nie wybierał (a gdyby to zrobił, to i tak nie miałby szansy wybrać poprawnie, bo z założenia przecież ma ten umysł na tyle słaby i niedoskonały, że musi z niego zrezygnować na rzecz swoich autorytetów, którym ufa bez reszty) owych autorytetów na 100% pewnych...
Myślę, że religijny autorytarysta ma jednak świadomość, iż te jego autorytety religijne wzięły się stąd, iż po prostu były relatywnie blisko jego ścieżki życia, że to miejsce urodzenia i środowisko, w ktorym się autorytarysta wychował, zadecydowało o tym, kto ma się objawić jako ten 100% pewny, absolutny autorytet, który nie może być weryfikowany żadną formą osobistego myślenia. Ten fakt umieszczenia naszego autorytarysty w tym miejscu i czasie zatem tak absolutnie zadecydował o jego zbawieniu. Ktoś inny, przy takich samych zaslugach osobistych, jeśli się urodził w kręgu autorytetów innego wyznania (a więc z definicji fałszywych), musiał mieć po prostu pecha. Inaczej nie sposób sobie tego ułożyć.
Dlaczego nasz autorytarysta miałby (nie mając ku temu najmniejszej własnej zasługi) mieć ten wielki fart (dający zbawienie), zaś autorytarysta gdzieś dalej takiego fatalnego pecha (bo skoro nie przyjął nauki jedynie słusznych autorytetów, to chyba czeka go potępienie), że będzie się przez wieczność smażył w ogniu piekielnym?
- Nie sądzę, aby autorytarysta miał tu satysfakcjonującą (bo "jakąś tam", czyli de facto nic nie wyjaśniającą, albo robiącą za pretekst, zawsze da się stworzyć) odpowiedź.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33759
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 14:55, 21 Paź 2024 Temat postu: |
|
|
Integryzm i fundamentalizm wyrasta w jakimś stopniu z dobrej intencji - z pragnienia niemataczenia swoimi rozpoznaniami woli Boga, norm moralnych, zasad życiowych.
Typowy fundamentalista chce potraktować swoje życie w maksymalnej wierności zasadom, wierności samemu Bogu, a stwierdzając, iż jego osobiste rozpoznania są ułomne, próbuje radzić sobie z tą sytuacją, cedując kluczowe decyzje życiowe na autorytety, doktryny religijne. Fundamentalista - integrysta przyjmuje tu (zapewne nieświadomie) założenie: że takie przyjęcie literalne jakichś zewnętrznych dyrektyw życiowych da lepszy efekt, niż gdyby człowiek sam się brał za bary z ułomnością swoich życiowych rozpoznań, z ocenami moralnymi, decyzjami jak traktować religię, swoje życie, Boga.
Czy to założenie jest aby na pewno słuszne? Czy nie jest ono życzeniowe?
Sam kiedyś, jako dziecko bardziej się skłaniałem ku autorytetom, ku uznaniu, iż skoro są tacy mądrzy i doświadczeni, to skierowanie się w stronę tego, co głoszą, będzie z pożytkiem dla mnie. Dziś postrzegam takie przekonanie o tym, że człowiek powinien umniejszać swoje rozpoznania na rzecz wskazań ze strony autorytetów, jako naiwne.
Co tu jest naiwnego?...
Naiwności jest tu przynajmniej kilka:
- po pierwsze owe autorytety, są ludźmi, jak i my. Wcale nie są mądrzejsi od dzisiejszych ludzi, ani nawet nie są mądrzejsi od wielu ludzi starających się analizować świat, życie.
- po drugie autorytety (szczególnie te z dawnych lat) mają nam do zaoferowania JAKIEŚ FRAZY - SFROMUŁOWANIA, które i tak mogą spełnić jakąś pozytywną rolę DOPIERO PO ICH ZROZUMIENIU - ZINTEPRETOWANIU PRZEZ UMYSŁ. Jeśli umysł jest słaby, to z najmądrzejszej rady autorytetu nie będzie miał pożytku, bo opacznie ją zinterpretuje, a potem umyśli sobie działanie, które będzie prowadziło w złym kierunku. Bez odpowiedniej kompetencji samego umysłu, pragnącego być nawet posłusznym autorytetom i tak nie będzie efektu w postaci dobra.
- po trzecie, jest taka wielość sytuacji życiowych, że nie da się na każdą z nich wyszukać jakiejś rady ze strony autorytetu. W większości sytuacji będzie tak, że i tak musimy poradzić sobie sami z decyzją. Jeśli w pewnych wybranych dziedzinach autorytety nawet coś ważnego powiedziały, to i tak powstanie problem, jak to umysłem połączyć te głosy od autorytetu z resztą decyzji życiowych. I bez własnego rozumu tego problemu rozwiązać się nie da.
- po czwarte, zauważyłem, że domyślną reakcją mentalną na sugestię posłuszeństwa i podległości władzy jest BIERNOŚĆ. A wierzę, że nie o to (Bogu, prawdziwej religii) chodzi, aby mieć ludzi biernych, mentalnie zapóźnionych, wyprzedzonych w doskonaleniu się przez ateistów i ogólnie resztę świata.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33759
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 15:38, 21 Paź 2024 Temat postu: |
|
|
Im bardziej religijność osoby zbliża się do fundamentalizmu, integryzmu, tym szybciej maleje szansa, iż z taką osobą da się pogadać o jakichkolwiek jej WŁASNYCH BŁĘDACH. Integryzm jest ścieżka odrzucenia samokrytycyzmu. Integrysta w kwestii własnych błędów zwykle idzie w zaparte.
Skąd się to bierze?...
Wg mnie cennym tropem mentalnym w wyjaśnieniu owego fenomenu zaniku samokrytycyzmu u integrystów jest przyjrzenie się, jak u integrysty budowana jest idea prawdy. Integrysta prawdę postrzega przede wszystkim jako coś OGŁOSZONEGO I USILNIE PROMOWANEGO. Dla integrystów i fundamentalistów "prawdziwe" jest nie to, co obowiązuje w odniesieniach świata, co spełnia niezależne reguły, co działa, lecz to się sformułowało, głosi się i czego się broni wobec wrogich spojrzeń na sprawę.
Fundamentalistów mało obchodzi to, jak się mają ich tezy do rzeczywistości. Ich obchodzi bardziej to, jak się mają te tezy do MNIEMAŃ SPOŁECZNYCH, a te mniemania trzeba wybronić wobec wrogów. A kto nie wybronił, ten przegrał. Czyli (wedle intuicji integrysty) trzeba iść w zaparte...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33759
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 21:32, 27 Paź 2024 Temat postu: |
|
|
Integryzm tworzy wyznawców religijnych nieszczerych.
Do czego właściwie Bogu mieliby być potrzebni nieszczerzy, czyli chwalących go wyłącznie (albo w ponad 90%) ze strachu i poczucia obowiązku wyznawców?...
- Rozumiem, że ludziom u władzy tacy nieszczerzy, ale za to ślepo posłuszni wyznawcy są potrzebni do konkretnych celów - np. do wysłania ich na wojnę, na której zostaną z dużym prawdopodobieństwem zabici, gdy walczą za nieswoją sprawę. Ale czy władcy, który nie ma realnych przeciwników, który nie potrzebuje manipulacjom i przymusem osiągać żadnych celów, które w innym przypadku nie byłyby osiągnięte, taka postawa złamanych strachem, z wycofaną głęboko osobistą warstwą odczuwania mogłaby być do czegoś potrzebna?...
Do czego mogłaby być potrzebna?... No do czego?...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33759
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 0:28, 01 Lis 2024 Temat postu: |
|
|
Ortodoksja i integryzm są formą skrywanej agresji względem rozsądku i uczciwości rozpoznań. Ortodoks, skupiający się na czczeniu religijnej władzy, której ślepe posłuszeństwo ma rzekomo zapewniać ochronę przed błędnymi osobistymi mniemaniami, z jednej strony uznaje te rozpoznania za niewarte uwagi, ale z drugiej ten ich automatyczny i bezwiedny osąd CO WŁAŚCIWIE ZAKOMUNIKOWAŁY MU OWE AUTORYTETY, traktuje jako absolut. Tymczasem to właśnie WŁASNYM ROZPOZNANIEM przekazu autorytetów ortodoks (rzekomo...) "zrozumiał", o czym jest mowa, a nie potraktował słowa ku niemu skierowane jako bełkot, czy przypadkowe dźwięki, albo zbitki liter. Z jednej strony ten rozum ortodoksa niby nic nie umie, a z drugiej ten sam rozum w sposób absolutny, nieomylny chwyta sens słów swoich autorytetów. Jak to jest możliwe?...
Ortodoks nam tego sensownie nie wytłumaczy. Choć może przyciśnięty wyciągnie jakiś pretekst, którego potem może nawet uparcie bronić (zwykle zwodząc w tłumaczeniach na lewo i prawo, atakując personalnie, albo/i emocjonalnie).
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|