Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33357
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 16:01, 12 Lis 2024 Temat postu: Dlaczego autorytety moralne traktuję bez czołobitności? |
|
|
Toczył się tu niedawno spór o to, jak to moja postawa względem autorytetów (wedle przynajmniej dwojga moich oponentów) wykazuje (oględnie mówiąc) niewystarczający poziom posłuszeństwa i uległości tym autorytetom. Dziś powiem, że w samej owej diagnozie, iż nie traktuję wymogu posłuszeństwa autorytetom jako coś mnie znacząco obowiązującego, jako słuszny. Tak. Rzeczywiście wskazania autorytetów traktuję dość "luźno" - przyjmuję niektóre wskazania, inne uznając za mylne, a wtedy je odrzucam. Ktoś mógłby powiedzieć, iż przyjmuję właściwie i tak to, co sam chcę. I pewnie coś w tym jest.
Moja postawa wobec autorytarności jest bowiem z zasady raczej w ogóle definiująca autorytet jako coś o mocy doradczej, jako "luźnych sugerantów", a nie obligującą mnie do czegokolwiek. Dotyczy to KAŻDEGO autorytetu - świeckiego, religijnego, czy jaki by tam jeszcze tenże autorytet miał nie być...
Dlaczego tak sobie kwestię autorytetu ustawiam?...
- Główne powody są dwa:
1. Bo inaczej, to musiałbym zanegować to najważniejsze "coś we mnie", co mnie łączy z Bogiem - moje sumienie.
2. Bo zdaję sobie sprawę, że I TAK ROZPOZNANIE, CO AUTORYTETY W OGÓLE MI ZAKOMUNIKOWAŁY (a więc też i rozpoznania na czym w konkretnym przypadku posłuszeństwo owym autorytetom miałoby polegać) musi przejść przez moje osobiste odczuwania, myślenie, interpretowanie. Inaczej mówiąc NIE ISTNIEJE ŻADNA BEZPOŚREDNIA, CZYLI POMIJAJĄCA ROZUM ODBIORCY FORMA ABSOLUTNEGO ODCZYTU tego, co stanowi treść jakiejkolwiek doktryny, dyrektywy, przykazania. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, jeśli ktoś uważa, że on gdy jakkolwiek by zareagował na wezwanie jego autorytetu do czegokolwiek, to zareagował z pominięciem własnego rozumu, to znaczy, że ów ktoś nie rozpoznał poprawnie swojej roli w tym układzie, stworzył sobie iluzję, pływa w oparach absurdu. Krótko mówiąc, dla mnie taki ktoś (przynajmniej w tej sprawie) jest głupcem, myli się na potęgę, bo cokolwiek by nie zrobił w reakcji na głos autorytetu, to i tak zrobi to bazując na swoim umyśle, i żadne udawactwo, żadne zaprzeczanie, protestowanie, racjonalizowanie i tupanie nóżkami tego nie zmieni. Jeśli zaś któryś z owych głupców próbuje mi wpierać, iż (na nie wiadomo jakiej, magicznej (?) zasadzie jest inaczej, to ja z nim nawet nie zamierzam polemizować, bo według mnie poziom głupoty, zamykania oczu na oczywiste fakty kogoś takiego jest tak wysoki, że mi szkoda mojego czasu i energii na spory z takowym debilem.
Jest też i pewien dodatkowy powód mojego nawet już dość... (hmmmm przyznam się, że dość lekceważącego... ) traktowania autorytetów w zakresie przekonań etyczno moralnych. Otoż nie spotkałem się jeszcze z takim autorytetem, który by potrafił mi PRZEKONUJĄCO ROZSTRZYGNĄĆ PRAWDZIWIE POWAŻNE DYLEMATY MORALNE. Przekonałem się, że właściwie to autorytety niewiele wiedzą. Te najbardziej namolne mogą sobie mantrować jakieś komunały, a potem za ich pomocą rzucać oskarżenia, ale jak się za chwile ich zapyta o problem tym choćby dylemat wagonika, to one dziwnie nabierają wody w usta i poza reakcją powrotu do swojego mantrowania nie mają nic konkretnie do powiedzenia. Więc już sobie te autorytety moralne trakuję na zasadzie "cieszcie się, że w ogóle mam czasem ochotę was wysłuchać, bo właściwie to nie wiem, czy zasługujecie nawet na to".
Ale jednak trochę tego głosu autorytetów wysłuchuję. Trochę się nawet nad tym głosem zastanowię, ocenię go. Czasem ocena będzie pozytywna, czasem negatywna...
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 16:31, 12 Lis 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|