|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33474
Przeczytał: 77 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 20:42, 07 Cze 2023 Temat postu: Bojaźń boża - analiza idei |
|
|
Biblia rozpisuje się dość często o "bojaźni bożej". Ja nie ukrywam, że od lat mam z tym pojęciem problem. W końcu jeśli się czegoś boję, to tego po prostu nie lubię, unikam temu, nie ufam, traktuję jako coś złego. A z drugiej strony, jako chrześcijanin wierzę, że Boga powinno się kochać. Wręcz jest to najważniejsze przykazanie.
Zatem w moim odbiorze te dwie idee są właściwie sprzeczne, jedna wyklucza drugą. Albo Boga się będę bał, a wtedy zrobię wszystko, aby unikać tego obiektu mojego strachu, albo będę Go kochał.
Czasem ogólnie mam wrażenie, że Bóg wieloma wyrażeniami z Biblii jakby wystawiał mnie na próbę. A pojęcie bojaźni bożej jest chyba jednym z najbardziej wyrazistych przykładów próbowania mnie jako chrześcijanina. Co właściwie mam zrobić z tą cnotą/nie cnotą, która jest "bojaźń boża"?...
Mam się jednak Boga bać? Może panicznie bać? (bo wtedy będzie ta bojaźń najbardziej, czyli będzie najlepiej...)
A może jednak (bardziej) mam Boga kochać, ufać, właśnie pozbywając się rezerwy, nieufności, strachu przed Nim?
Mam wrażenie, że religiach wzorujących się na starych księgach wiele zaleceń wobec Boga jest wewnętrznie mocno skonfliktowanych. Niby powinienem je przyjąć, tylko nie wiadomo, na czym owo przyjęcie, miałoby polegać. Wychodzi na to, ze się trzeba zastosować do tego, co sugerują "jakoś tam...", ale właściwie to nie wiadomo jak.
To jaką konkretnie postawę powinien przyjąć chrześcijanin wobec Boga?
- Bliżej lęku, maksymalnej rezerwy
- Czy bliżej zaufania, oddania, miłości...
Ja nie widzę w swoich emocjach, myślach, uczuciach na połączenie tych - z gruntu przeciwnych - uczuć. Albo jedno wykluczę, albo drugie. Tylko które trzeba wykluczyć?...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33474
Przeczytał: 77 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 0:14, 08 Cze 2023 Temat postu: Re: Bojaźń boża - analiza idei |
|
|
Ja nie będę ukrywał, że dziś termin "bojaźń boża" traktuję osobiście jako archaizm, jako pozostałość mentalna po czasach, w których poważnie traktowano tylko silnych, albo jakoś inaczej niebezpiecznych. To pozostałość po czasach, w których nie ceniło się "miękkich" umiejętności, zdolności, także nie była w cenie inteligencja (nawet wtedy nie było słowa "inteligencja"). W tych czasach nie szanowano też kobiet - właśnie dlatego, że były słabe.
Myślę, że mało kto uświadamia sobie jaka przepaść mentalna jest pomiędzy czasami dzisiejszymi, a starożytnymi. Te różne, dla wielu "lewackie" wynalazki, polegające na tym, że się chroni niepełnosprawnych, starszych, słabszych, wykluczonych (niektórzy nawet załapują się na status "wykluczonych" cwaniactwem, bo tak naprawdę to zdobywają sobie przywileje, ale to już inna kwestia, bo zawsze jak coś się dzieje, to znajdą się pasożyty, które próbują to wykorzystać). Dzisiaj potęga umysłu jest w o wiele wyższej cenie, niż to dawniej bywało. Stephen Hawking jest chyba najbardziej sztandarowym przykładem tej zmiany - człowiek od strony ciała zupełnie słaby i zdegradowany, ale jednak wielki umysłem, zdobywa szacunek ludzi na całym świecie.
Dzisiaj też bardziej niż kiedyś doceniamy dobroć, empatię (też słowo to zadomowiło się w języku dopiero w 20 wieku). Ludzkość jest dzisiaj mniej wojownicza (choć pewnie nieraz nieco za bardzo przestraszona i wydelikacona). Dziś szacunek w większości krajów, dla większości ludzi częściej zdobywa się nie twardą dominacją, krzywdzeniem innych, despotyzmem, a kompetencjami, inteligencją, wartościami wyższymi. Niestety, nie zawsze tak jest, niestety wciąż na szczyty docierają tez psychopaci i bandyci, ale chyba jest to rzadziej, niż kiedyś to bywało. A na pewno przynajmniej oficjalnie nie wypada się afiszować tym, że się jest tyranem, człowiekiem okrutnym, pozbawionym empatii.
Ja wierzę, że ludzkość jednak się udoskonaliła etycznie od czasów starożytnych, a te zmiany, o których wyżej napisałem są tego najważniejszym symptomem. Stąd też wierzę, że dzisiaj powinniśmy jako o tej pożądanej cesze, która znamionuje stosunek człowieka do Boga mówić nie o "bojaźni", lecz raczej ufności.
Może kiedyś ktoś albo dokona nowych przekładów, albo przynajmniej do starych przekładów doda obowiązkowe przypisy, ale ja wszędzie tam, gdzie w np. w Biblii mówi się o "bojaźnie bożej", myślę raczej o "ufności i nie lekceważeniu bożej woli".
Ten aspekt nie lekceważenia teraz tu dołożyłem, bo on chyba też jest tu istotny, dodaje treść, bez której podmianka "bojaźni" na "ufność" względem Boga mogłaby być o tyle niekompletna, że jednak jeśli czegoś pozytywnego warto jest się dopatrzyć w "bojaźni", to właśnie tego aspektu nie lekceważenia, brania danej osoby, czy jej woli na poważnie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Katolikus
Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2712
Przeczytał: 89 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 23:40, 08 Cze 2023 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Ten aspekt nie lekceważenia teraz tu dołożyłem, bo on chyba też jest tu istotny, dodaje treść, bez której podmianka "bojaźni" na "ufność" względem Boga mogłaby być o tyle niekompletna, że jednak jeśli czegoś pozytywnego warto jest się dopatrzyć w "bojaźni", to właśnie tego aspektu nie lekceważenia, brania danej osoby, czy jej woli na poważnie. |
Masz podobne przemyślenia, co ks. prof. Hryniewicz:
Cytat: | Czy Ksiądz nie lęka się Boga?
W jakiejś mierze każdy człowiek wierzący nosi w sobie pewnego rodzaju lęk przed tym, co nieznane — cokolwiek byśmy powiedzieli o Bogu, to On i tak pozostaje wciąż ukryty i nieznany. Ale ten lęk może mieć różne zabarwienia. Lęk może mieć charakter pełnej czci bojaźni, wskazującej na to, że człowiek liczy się z Bogiem. Jakaś cząstka tej pełnej lęku czci chyba na zawsze pozostaje w człowieku. Niemniej jednak staram się nie bać Boga. Pomoc znajduję u Jana apostoła, w jego Pierwszym Liście: „Przez to miłość osiąga w nas kres doskonałości, że mamy pełną ufność na dzień sądu (...). W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk” (4, 17-18). Wulgata ostatnią frazę przetłumaczyła jeszcze mocniej: „Perfecta caritas foras mittit timorem” — „doskonała miłość precz wyrzuca lęk”. Gdy mamy w sobie miłość, możemy mieć pełną ufność na dzień sądu. Kto się lęka, ten nie spełnił się w miłości. Na ile nie dostaje nam miłości, na ile zawodzimy — na tyle pozostaje w nas lęk.
W końcu chyba każdy z nas zawodzi...
Ale lekarstwo jest tylko jedno: bardziej stawać się przyjacielem Boga i ludzi. Wtedy lęk znika, bo kogo się lękać?! Jan nieco wcześniej podsuwa nam odpowiedź na to pytanie: „A jeśli nasze serce oskarża nas, to Bóg jest większy od naszego serca i zna wszystko” (1 J 3, 20). Bóg większy od naszego serca, Bóg większy od naszego lęku. Jest w tych słowach niezwykła rada i wielka mądrość. |
[link widoczny dla zalogowanych]
Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Czw 23:40, 08 Cze 2023, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33474
Przeczytał: 77 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 7:02, 09 Cze 2023 Temat postu: |
|
|
Katolikus napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Ten aspekt nie lekceważenia teraz tu dołożyłem, bo on chyba też jest tu istotny, dodaje treść, bez której podmianka "bojaźni" na "ufność" względem Boga mogłaby być o tyle niekompletna, że jednak jeśli czegoś pozytywnego warto jest się dopatrzyć w "bojaźni", to właśnie tego aspektu nie lekceważenia, brania danej osoby, czy jej woli na poważnie. |
Masz podobne przemyślenia, co ks. prof. Hryniewicz:
Cytat: | Czy Ksiądz nie lęka się Boga?
W jakiejś mierze każdy człowiek wierzący nosi w sobie pewnego rodzaju lęk przed tym, co nieznane — cokolwiek byśmy powiedzieli o Bogu, to On i tak pozostaje wciąż ukryty i nieznany. Ale ten lęk może mieć różne zabarwienia. Lęk może mieć charakter pełnej czci bojaźni, wskazującej na to, że człowiek liczy się z Bogiem. Jakaś cząstka tej pełnej lęku czci chyba na zawsze pozostaje w człowieku. Niemniej jednak staram się nie bać Boga. Pomoc znajduję u Jana apostoła, w jego Pierwszym Liście: „Przez to miłość osiąga w nas kres doskonałości, że mamy pełną ufność na dzień sądu (...). W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk” (4, 17-18). Wulgata ostatnią frazę przetłumaczyła jeszcze mocniej: „Perfecta caritas foras mittit timorem” — „doskonała miłość precz wyrzuca lęk”. Gdy mamy w sobie miłość, możemy mieć pełną ufność na dzień sądu. Kto się lęka, ten nie spełnił się w miłości. Na ile nie dostaje nam miłości, na ile zawodzimy — na tyle pozostaje w nas lęk.
W końcu chyba każdy z nas zawodzi...
Ale lekarstwo jest tylko jedno: bardziej stawać się przyjacielem Boga i ludzi. Wtedy lęk znika, bo kogo się lękać?! Jan nieco wcześniej podsuwa nam odpowiedź na to pytanie: „A jeśli nasze serce oskarża nas, to Bóg jest większy od naszego serca i zna wszystko” (1 J 3, 20). Bóg większy od naszego serca, Bóg większy od naszego lęku. Jest w tych słowach niezwykła rada i wielka mądrość. |
[link widoczny dla zalogowanych] |
Fajny artykuł i cytaty.
Ciekawe jest, że problem przesadnej surowości w nauczaniu chrześcijańskim, jakiejś takiej pedagogiki lęku wciąż jest tak żywy.
Ja mam tu swoją hipotezę. Zauważyłem, że szczególnie ważne motywy lękowe są u ludzi emocjonalnych, wielu z nich jest gwałtownych, szukających rozwiązań w zdominowaniu oponentów.
Wielu zdaje się wierzyć, że człowiek, który przestraszył się na tyle, że już nie zgłasza wątpliwości, KTÓRE JEDNAKOWOŻ WCIĄŻ MA W SWOIM UMYŚLE, jest realnie nawrócony, osiągnął cel duchowy.
Powiedziałbym, że kluczowa jest tu wiara w to, że całość przesłania religijnego da się sprowadzić do samego wyznawania, zaś STAN UMYSŁU I EMOCJI, jeśli nawet jest odmienny od tego, co ktoś deklaruje, bo został spętany lękiem, przemocą, nie ma istotnego znaczenia.
Ja uważam, że tym co nas zbawia, jest TO, JACY JESTEŚMY, a nie to, co ogłaszamy często w sprzeczności z resztą myśli i uczuć. Jestem przeciwny NAGINANIU ODCZYTÓW UMYSŁU DO ZEWNĘTRZNEJ POPRAWNOŚCI, w którym de facto kłamiemy, deklarując że coś wiemy, choć tego nie wiemy, czujemy, choć tego nie czujemy w swoich emocjach.
Gdyby stan deklarowany był ważniejszy od tego, co w umyśle, to najlepszymi wyznawcami byłyby automaty odczytujące modlitwy czy katechizmy. Postawa "nieważne co tam w głębi myślisz i czujesz, a ważne, że się z nami zgadzasz i nagiąłeś się do wspólnotowych wymogów" jest w istocie odwróceniem się od człowieczeństwa jako takiego na rzecz gry pozorów, na rzecz religijnego lansu.
Postawa "nieważne co czujesz", ważne że okazujesz posłuszeństwo" - czy może być tym, czego chce od nas Bóg?...
- Przecież gdyby tak było, to sam Bóg tutaj na Ziemi już by mógł wprowadzić jakieś twarde środki przymusu. Jeśliby przymuszenie kogokolwiek załatwiało sprawę ostatecznie, jeśliby WOLNOŚĆ miała się sprowadzać do jednorazowego zaprzeczenia wszystkiemu, co sprzeciwia się posłuszeństwu, to już ten świat byłby od razu przez Boga uczyniony jednoznacznym pod tym względem. Przecież pod groźbą naprawdę dotkliwych kar, mając wizję ogromnego bólu, nikt nie sprzeciwiłby się Bogu, nikt by nie bluźnił, nie powiedział niczego "nie tak".
Ja widzę w postawie skupiającej się na lęku i posłuszeństwo ZASZYTY W GŁĘBI BRAK WIARY.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 8:05, 09 Cze 2023, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|