|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
wujzboj
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: znad Odry Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 0:01, 08 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
napisał: | O.K. napisał: | Zaczynam chyba łapać o co Ci chodzi. Można podsumować to tak: tzw. Prawda Naukowa i nazwijmy to Prawda Obiektywna to dwie różne rzeczy. Nauka stara się opisać rzeczywistość za pomocą narzędzi jakie ma (a z konieczności musi się posługiwać jedynie językiem zjawisk naturalnych bo z nadnaturalnymi sobie nie potrafi poradzić), ale to w jakim stopniu ten opis odpowiada rzeczywistości taką jaka ona jest, to już inna sprawa. Podobnie jak w przypadku Historii jako nauki, ona tez stara się opisać dzieje takimi metodami jakie są jej dostępne, ale czy opis historyczny wydarzeń rekonstruowany na podstawie zachowanych źródeł odpowiada tym wydarzeniom jakie one naprawdę były, to już inna kwestia. | |
Tak. I tym optymistycznym akcentem moglibyśmy zakończyć . Ale na wszelki wypadek skomentuję jednak resztę twoich uwag:
O.K. napisał: | Znaczy to tyle że TE tak naprawdę nie jest wcale teorią, tylko pewnym językiem, czy systemem pojęciowym, w ramach którego dokonujemy opisu -tak jak np. język przestrzeni Hilberta jest systemem pojęciowym mechaniki kwantowej, a rozmaitości różniczkowych OTW. I oczywiście nikt nie weryfikuje tych matematycznych narzędzi - one tylko się przydają do opisania rzeczywistości za pomocą tychże teorii. |
W zasadzie wszystko jest językiem, w ramach którego dokonujemy opisu. Weź chociażby mechanikę kwantowę: ona funkcjonuje, ale czy potrafisz udowodnić, że świat fizyczny jest u swych podstaw kwantowy? Równania Schrödingera są wyssane z palca, a nie wyprowadzone z doświadczenia i nie da się ich zweryfikować w sensie, jakiego domagasz się przy weryfikacji TE. Mechanika kwantowa działa, TE działa, każde z nich spełnia taką rolę, do jakiej jest przeznaczone. To są teorie, to są języki, to są systemy pojęciowe - jak się zwał, tak się zwał, ale żadna z tych nazw nie powinna budzić sprzeciwu.
wuj napisał: | nie każdy element nadnaturalny jest taki, żeby nie dało się bezpośrednio go uchwycić ani zrozumieć jego istoty; uważam, że takich elementów należy i można unikać w światopoglądzie, bo nie wnoszą one dokładnie niczego poza chaosem pojęciowym i zachętą do manipulacji (o ile są to elementy religii czy jakiejś ideologii wyznawanej przez grupę ludzi). | O.K. napisał: | Tutaj akurat nie rozumiem o co Ci chodzi -czy to znaczy że należy wyrzucić możliwość cudów i objawień ze światopoglądu? |
Jeśli miałyby to być cuda i objawienia takie, których nie da się uchwycić ani zrozumieć ich istoty, to oczywiście nie ma dla nich miejsca w racjonalnym światopoglądzie. W racjonalnym świaatopoglądzie jest natomiast masa miejsca na takie cuda i obiawienia, które da się uchwycić i zrozumieć ich istotę. Przez "uchwycić i zrozumieć istotę" rozumiem tutaj: "umieć przypisać zjawisku konkretną, zrozumiałą treść oraz konkretne, zrozumiałe pochodzenie". Co nie oznacza ani zrozumienia mechanizmu powstawania tego zjawiska od strony technicznej (bo wtedy nie byłby to cud, lecz ciekawostka przyrodnicza), ani możliwości podania dowodu na to, że źródłem jest to czy owo (bo wtedy to nie byłoby to objawienie, lecz telefon od szefa). Być może ty przez "uchwycić i zrozumieć istotę" rozumiałeś tu coś innego, i stąd moja reakcja i twoje zdziwienie.
wuj napisał: | Ważne jest, że zgodnie z aktualnym stanem wiedzy, może nim być. Nie szukamy wiedzy absolutnej (bo jej nie znajdziemy), szukamy wiedzy praktycznej. | O.K. napisał: | Co prowadzi mnie do tego, że o ile TE może być użytecznym narzędziem opisującym w jaki sposób organizmy się zmieniają, to jednak tak naprawdę nie potrafi ona dać odpowiedzi dlaczego się zmieniają -czy tylko w wyniku zupełnie przypadkowych zmian które miałyby być "korzystne" lub "niekorzystne" (tudzież "neutralne"), czy może Ktoś musi jednak wspomagać te zmiany, bo samoczynnie postępują one zbyt wolno lub w niewłaściwym kierunku. Czyli czy to, co popularnie rozumiemy przez ewolucję, postępuje samoczynnie w tempie szybszym niż infinityzymalnie małym. Ale to jest już chyba kwestia nierozstrzygalna. |
W zasadzie tak. Chociaż nie tak dawno wpadł mi w oko prosty i sprytny artykuł: jakieś łebskie typy zauważyły w rozwoju organizmów tencencję przypominającą prawo Moore'a. Prawo Moore'a mówi, że szybkość mikroprocesorów i skala ich integracji podwajają się z grubsza co dwa lata; faktycznie, tak to działa, choć nie wiadomo, dlaczego. W artykule zauważono zaś, że podobna logarytmiczna zależność od czasu charakteryzuje stopień złożoności organizmów, mierzony długością łańcucha DNA, czyli ilością informacji używanej przez organizm. Tyle, że skala czasu jest, rzecz jasna, zupełnie inna. Taka zależność wygląda jak linia prosta, jeśli zrobi się wykres w skali logarytmicznej. Łatwo więc przez zwykłe przyłożenie linijki oszacować, ile czasu musiało upłynąć, żeby startując od minimalnej informacji (np. od prostej cząsteczki chemicznej) dojć do ludzkiego łańcucha DNA. Okazuje się, że jest to czas porównywalny do (chociaż krótszy od) wieku Wszechświata. Zabawne, prawda? Piękno tej obserwacji polega na tym, że - podobnie jak w przypadku prawa Moore'a - mechanizm zjawiska nie ma tutaj żadnego znaczenia. A zbieżność wyniku z wiekiem Wszechświata sugeruje, że wszystko mogło sobie iść własną drogą, bez ingerencji.
I bardzo dobrze, bo raczej nie należy przypuszczać, żeby Bóg tak kiepsko zmajstrował fizykę, że potem musiał co krok popychać, nakręcać i korygować!
Nawiasem mówiąc, TE może przedstawiać problemy interpretacyjne tylko dla teisty-materialisty. Co i tak jest niezbyt zgrabnym połączeniem, bo materializm jest irracjonalną ontologią.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Prestończik
Dołączył: 15 Sie 2013
Posty: 53
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Połonina Wetlińska Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 1:43, 12 Paź 2013 Temat postu: Żywy dowód na symbiozę kreacjonizmu z ewolucjonizmem |
|
|
Chłopaki, pogódżta sie!
Obniżcie swe loty i odetchnijcie:
Wszyscy zawsze mi mówili: kurde, Zenek, ty chyba pochodzisz od jakiejś złośliwej małpy!
Jabłka kradłem najsprawniej z całej bandy, w ZOO babcia nie miała siły na odciąganie mnie od klatek z małpami - nie zdawałem sobie wtedy sprawy o co tak naprawdę chodzi, dopóki nie natrafiłem na wyjaśnienie: "Ostatnim wspólnym dla wszystkich ludzi przodkiem był Noe".
Ucieszyłem się z niespodziewanego otrzymania tak słynnego Pra-Ojca, chociaż niewątpliwie zoofila - gdybym to wcześniej wiedział, to śpiewając przy ognisku: "Raz Noe, Noe, Noe, Noe upił się i poszedł spać do Arki..." robiłbym jakieś gesty, puszczał oko, ale teraz już rozumiem, że nie mogę mieć Pra-Ojcu za złe Jego zboczenia, bo takim właśnie stworzył go Jehowa: sprawnym rozsiewaczem ludzkich genów w ciemnościach zatłoczonej Arki.
Po prostu Jehowa jest zdolny do uczenia sie na własnych błędach: gdy Mu się pierwsza hodowla zdegenerowała od kazirodztwa - bo wyprowadził ją z tylko jednej parki - to zaczął myć "płytkę" dla następnej hodowli, tym razem wyprowadzanej bardziej inteligentnie: jedna rodzina plus wszystkie zwierzęta.
Dlatego teraz ewolucjoniści znajdują ludzkie geny we wszystkich stworzeniach i bezczelnie twierdzą, że tak było prawie od Wielkiego Wybuchu.
A gdzież tam! To są wszystko geny mojego Pra-Ojca, Noego!
Ewolucja zaczęła się od Potopu!
Pozostaje nam tylko podziwiać jak wspaniałymi pływakami, mimo dziedzicznego obciążenia, byli synowie Noego...
(-) pan Zenek Spodbudki, potomek Noego i ewunii
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gregorio
Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: trojmiasto :)
|
Wysłany: Wto 23:28, 26 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
A dlaczego definicje nauki nie sprowadzić tylko do jej zdolności predykcji zjawisk?(a wyjaśnienie do ilosci procedur jakie należy wykonac, aby osiagnac dany efekt). Przecież tylko na tych czysto praktycznych elementach zbudował się autorytet nauki, tzn. że pewne metody okazały się w danym czasie najskuteczniejsze w przewidywaniu zjawisk (np. uzycie matematyki do pomiaru fizykalnego). Niestety obecnie mamy ciekawe zjawisko socjologiczne, w którym same metody stały się zabsolutyzowane do rangi nauki tylko dlatego, że zwykły być cześcią procesu tworzenia modelu przewidującego dane zjawisko. Stąd dzisiaj mamy coraz więcej bezużytecznych zupełnie modelów, które mówią że coś wyjaśniają lub coś porządkują, jednakże tak na dobrą sprawę służą co najwyżej do zaspokojenia oczekiwań części, specyficznych światopoglądów. W rezultacie taka teoria ewolucji okazuje się być ideologiczną grą na dwa fronty: z jednej strony fanatycznych naturalistów, którzy chcą swój naturalistyczny światopogląd podbudować autorytetem nauki lub odwrotnie czyli przez fanatycznych kreacjonistów próbujących swój teistyczny światopogląd podbudować autorytetem nauki bazując na przykład na modelach rachunku prawdopodobieństwa czy pojeciu nieredukowalnej złożoności. Oba teorematy są w gruncie rzeczy bezużyteczne po zaspokajają tylko określoną grupę światopoglądów. Jak wcześniej pisałem - nauka zbudowała swój autoretet na zdolności do skutecznej predykcji zjawisk - to wszytsko! Modele dla samych modeli upodobniają sie co najwyżej do pewnych elementów jakie zwykła stosować nauka - żeby jak najefektywniej przewidywać zjawiska - jednakże same w sobie nie wnoszą one nic praktycznego poza manifestacją pewnych upodobań światopogladowych. (tzw. upodobań racjonalnych lub naturalistycznych, które lubbują sie postrzegać rzeczywistość czysto racjonalnie lub naturalistycznie)
Powiem szczerze, że nie mam nic przeciwko Feyerabendowskiej zasadzie anarchizmu metodologicznego ,,wszytsko idzie" o ile spełnione jest owe minimalne kryterium predykcji jako warunek konieczny uprawiania nauki. Brzytwa Okhama siłą rzeczy sama się będzie narzucać, bo im model będzie prostszy - tym bardziej użyteczny (im mniej procedur musze wykonać, aby przewidziec dany efekt - tym model jest bardziej użyteczny np. ilośc procedur jakie muszę wykonać, aby przewidzieć lot kuli wystrzelonej pod danym kątem z danego działa o okreslonej mocy). Jednakże nie widzę powodu, aby wprowadzać jakiś metodologiczny zakaz na wyrugowanie modeli, które stosują wyjaśnienia nadnaturalne (konkurencja to bardzo silny bodziec do rozwoju nauki. Im więcej teorii spełniających kryterium predykcji tym lepiej).
Potrafie sobie wyobrazić model, który będzie skonstruowany na elementach magicznych porządkujących przebieg zdarzeń w owym modelu i zarazem pozwalający coś powiedzieć o przyszłości.
Przykład: jakiś tam Zeus najczęściej kopuluje ze swoją małżonką późną jesienią i wczesną wiosną a resztki jego nasienia rozlewają się na bieguny dając efekt zorzy polarnej właśnie w tych okresach. Ten absurdalny przykład pokazuje, że myślenie naukowe było wpisane w ludzki umysł od samego zarania zaistnienia swiadomosci mitologiczno-magicznej a powód dla którego wyjaśnienia magiczne miały wcześniej wiekszą rangę predykcji niż wyjaśnienia naturalne wiąże się ściśle z marnym rozwinieciem ludzkich narzędzi takich jak matematyka. Nie było na czym tworzyć wspolczesny typ modeli predykcyjnych i tym samym modele magiczno-mityczne były jedynymi inspirującymi do przewidywania zjawisk. Z biegiem czasu sam fakt narastającej dokładności predykcji danego zjawiska wykształcił w ludziach świadomość, że predykcje należy powiązać ściśle z naturalnymi i matematycznymi procedurami wyjaśnień. (jednakże to nie przesądza przecież czy rzeczywistość jest matematyczna, jedynie mówi nam - na tym etapie wiedzy - że matematyka jest bardzo dobrym narzędziem do predykcji). Oczywiscie nie możemy wykluczyć, że pojawi się nowy materiał empiryczny lub zupełnie nieznane nam okoliczności (np. okaże się,, że jesteśmy komputerowym wirusem, który nagle przestanie działać według procedur racjonalnych ale jakichś innych procedur, ale dających się przewidzieć), które na powrót uczynią użytecznymi narzedzia wyjaśnień magiczno-mitycznych.
To tyle jeśli chodzi chodzi o zredukowanie definicji nauki do jej mocy predykcyjnej.
Inny ciekawy wątek związany z rozwojem nauki wiąże się z badaniami historyczno-socjologicznymi. Otoż tego typu badania ukazują obraz nauki nie rządzącej się do końca czynnikami racjonalnymi jak zapewniają nas liczne kregi naukowców. Thomas Kuhn w swoim epokowym dziele ,,Rewolucja odkrycia naukowego" daje szereg przykładów, gdzie dane teorie były sprzeczne z narastającymi danymi empirycznymi i pomimo ukazania się alternatywnych teorii lepiej wyjaśniających dany materiał empiryczny - nie dochodziły one do głosu, bo autorytarny krąg naukowców wytworzył pewną ślepą świadomość rozumienia danego zjawiska tylko z tej jednej perspektywy (paradygmat). Dopóki dany krąg naukowców nie zastygł na kopcach cmentarnych i nie nadeszło równocześnie nowe pokolenie naukowców dopóty te niewydolne teorie były cały czas uważane powszechnie za najlepsze teorematy a alternatywne często były desygnowane jako quazi-naukowe - delikatnie pisząc. Nie sposób zignorować tego zjawiska, gdyż ono ma miejsce za każdym razem, gdy mamy do czynienia ze zmianą paradygmatu. Naukowcy w swej pysze zwykle oddzielają nauke od czynników kulturowych, dając jej status obiektywny i racjonalny(oczywiscie pomijam tu roszczenia scjentyczne bo ich juz nikt poważnie nie traktuje, chodzi mi jedynie o rzekomo wewnetrzną obiektywizacje danych systemów aksjomatycznych) - niestety szersza perspektywa pokazuje, że to tylko pobożne życzenia tychże naukowców. Każdy fakt okazuje się być ściśle związany z interpretacją narzuconą nam nieświadomie przez czynniki kulturowo-psychologiczne...Dlatego trudno stworzyć taką przestrzeń gdzie panowałaby absolutna zgodność (w tym przypadku słynne 2+2 jest oczywiste na mocy czynników kulturowych a nie na mocy racji wewnetrznych danego systemu aksjomatycznego). Owa zgodnośc wydaje się pojawiąc na mocy arbitralnych racji i to moc kultury lub naszej psychologii stwarza ostatecznie ową zgodność. Wszyscy wiec ulegamy pewnej iluzji. Każda struktura racjonalna na liniach brzegowych się załamuje i to okazuje się byc kluczowe w ostatecznym rozrysowywaniu systemów aspirujących do miana systemów obiektywnych. Tym sposobem pragne zwrócić uwagę, że coraz bardziej powątpiewam w racjonalny porzadek nauki.
Ostatnio zmieniony przez Gregorio dnia Śro 11:50, 27 Lis 2013, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
malaavi
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 06 Sie 2011
Posty: 930
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 23:16, 13 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Co nie oddziałuje, to nie istnieje. Nie ma sensu tworzyć dwóch modeli, używać różnych wypowiedzi, różnych słów, różnych definicji, różnych metodologii, różnych stylów, różnych koncepcji, różnych hipotez, jeśli ostatecznie tezy te nie różnią się niczym od siebie i od jeszcze innych tez. A skoro niczym, to i przewidywaniami się nie różnią.
Sens nauki polega na różnicowaniu, że jest raczej A niż B. Jest dokładnie tak samo A jak B, jeśli teorie te mają te same przewidywania lub nie mają żadnych. Nie ma różnicy, dla przykładu, czy bóg nie istnieje czy istnieje i nie wpływa zupełnie na świat, bo zupełny brak wpływu to nieistnienie. Teorie tego rodzaju są nonsensowne.
Zaistniało w swoim czasie zjawisko zwane kultem cargo (nie chce mi się pisać, masz internet). W czasie, gdy tworzono naukę, to znaczy, gdy z jednej strony odkrywano coraz dalej idące zależności w przyrodzie, ale z drugiej opis tych zależności próbowano upraszczać, przyglądający się temu tubylcy (ale już nie tylko pacyficzni) doszli do wniosku, że nauka to niezrozumiałe tezy ogólne lub niezrozumiałe tezy skomplikowane.
Stąd u "filozofów" forumowych jakieś tezy w rodzaju "bóg to natura" czy "wola natury porusza kulki lotto" (czyli ogólne), oraz "stwórzmy model zjawiska w 177 aspektach, z 129298 podaspektami, 28939423493 wariantami, z podpunktami, przypisami i tabelami" (czyli skomplikowane).
Dodatkowo, odkąd nauka daje pieniądze, a nie tylko je pochłania, warto pokomplikować troszkę, żeby była lepsza publikacja, więcej trudności sprawiła czytającym, więc bardziej przypominała naukę.
Gdyby się to zjawisko ograniczyło do forum, to by nie było wielkiego problemu, ale potem cargo przeniknęło na uczelnie i do ośrodków naukowych. Typy o mentalności Dyszyńskiego pracują przez to naukowo, czyli przerabiają naukę działającą (lądują!) na naukę z bambusa i gliny (nie lądują!). Naukowców finansują politycy i, nazwijmy to, kapitaliści, zatem trudno o ocenę kompetencji inną niż "przynosi zyski czyli coś umie". W ośrodkach nienastawionych na zysk doraźny, w szczególności na uniwersytetach, zwłaszcza w okolicach szumnie zwanych humanistycznymi, cargo przekłada się na znaczący wzrost komplikowania, na sztuczne tworzenie problemów by je skomplikowanie rozwiązywać, jest zatem grą słowną. Naśladowaniem komplikacji, której gmin dawniej nie rozumiał, ale nie tworzył, a dziś nie rozumie choć tworzy.
Zasada Feyerabenda nie jest totalnym olaniem wszystkiego. Jest przede wszystkim zauważeniem, że osiągnięcie naukowe nie wynika ze sztywnego trzymania się "tajemnej metody osiągania", bo takiej metody nie ma. Że motorem odkrycia może być choroba psychiczna, zawód miłosny albo chciwość. Nie oznacza to, że każdy wniosek będzie równie dobry, równie naukowy.
W szczególności zasada Fayerabenda, choć nie wiem czy autor na nią spojrzał z tej strony, uderza w cargo, które jest naśladowaniem metody - bez wyników. Cargo to właśnie przekonanie, że wynik naukowy jest owocem zachowania pewnego rytuału. Lekarz umyje dokładnie ręce przed operacją, a lekarz cargo umyje i zacznie dłubać palcem w nosie (oby w nosie), bo gest stracił uzasadnienie, stał się czynnością rytualną, magiczną, w momencie umycia magia zadziałała i już dłubanie oby_w_nosie zaszkodzić nie może.
Na podobnej zasadzie pewne czynności naukowe, od formalizmu, przez styl języka, precyzowanie słownictwa, modele, prowadziły do poprawy jakości wyników naukowych, ale gdy Dyszyński pisze co post, czego to nie modeluje i nie bada w przeróżnych aspektach, to tak naprawdę niczego nie modeluje i niczego nie bada, naśladuje tylko język nauki, który musiał gdzieś słyszeć.
Albo Kubuś, gdy wali tę przygłupią logikę i nawija żargonem "z definicji wynika", gdy nie wynika, zresztą on w ogóle nie umie definicji zbudować poprawnie, a sprzeczność to nie problem.
Mnożenie modeli, pójście w ilość, nie jest ŻADNYM motorem rozwoju nauki.
To jest, trzeba przyznać, także zasada cargo. Myli się niedoskonałe kryterium z samym zjawiskiem, a przyczynę z korelacją. Otóż owszem, było tak, że gdy istniała jedna idea, a wszyscy ją uznawali i jej nauczano, to wielu ludzi nie dowiadywało się o innej idei i nie podchodziło do wyjściowej krytycznie. Natomiast współegzystowanie co najmniej dwóch idei skłaniało przynajmniej nieliczne umysły do krytycznego porównania i może nawet odrzucenia obydwu teorii na rzecz teorii trzeciej.
Jednocześnie, gdy istnieje 7 teorii, to zwiększenie ich liczby do 77 albo 7777777777 nie poprawi nic. Konieczność dokonywania wyboru spośród wielu alternatyw sprawia, że wybór staje się mniej dokładny, pobieżny, brane pod uwagę są i tak tylko nieliczne alternatywy, w związku z tym, że nie można każdej z 77 poświęcić tyle czasu, ile poświęcało się każdej z 7.
Ilość teorii korelowała z odkryciami, bo płodne okresy, jeśli chodzi o odkrycia, dawały przecież wiele współistniejących w czasie teorii. Nie oznacza to jednak, że przyczyną odkryć jest wielość idei.
Jeśli (nie wiem) długość członka koreluje z długością stopy, to czy operacje stopy, czyli sztuczne wpłynięcie na pewne kryterium oceny długości członka, będą ludziom penisy wydłużać? Nie będą. Zwyczajnie osłabi się dotychczasową korelację.
Jeśli dawniej liczne teorie korelowały z bogactwem odkryć, to może się to zmienić, teraz liczne teorie będą po prostu liczne. I już.
Bowiem gdy A koreluje z B, a B jest cenne, to rozsądny człowiek próbuje osiągnąć B (czyli odkrycia). Natomiast człowiek cargo woli osiągnąć łatwiejsze A i powołać się na korelację. Jakby ta korelacja była stałą fizyczną, a nie była właśnie zaburzana!
Przykład z Zeusem NIE daje przewidywań. Co innego wiedzieć, jaki wynik ma doświadczenie, i dorobić interpretację która ma dać ten sam wynik, a co innego PRZEWIDZIEĆ coś, co dopiero ma być zaobserwowane.
Na podstawie czasu, kiedy kopuluje Posejdon, spróbuj przewidzieć jakieś zjawisko, którego nie przewidują znane Ci już teorie. Czyli nie dopasowuj się do tego, co wiesz, ale wnioskuj ze swojego modelu reprodukcyjnego. Jeśli odkryjesz w ten sposób zjawisko, którego nie przewidzieli ludzie zajmujący się morzami bardziej konwencjonalnie, to może masz rację, może to kopuluje Posejdon.
Moim zdaniem nie jesteś w stanie stworzyć teorii magicznej z przewidywaniami, czyli naprawdę z przewidywaniami. Nie chodzi o bajkę, w której przewidywaniem nazwiesz to, czego się już spodziewasz znając inne, uznane, teorie. Chodzi o bajkę, w której przewidywane będzie coś, czego bez tej bajki byś nie przewidywał. I takiej nie zrobisz. Zaskocz mnie.
Kubuś, w swym paralogicznym bełkocie, powołuje się często na przykład Fouriera, którego odkrycia nie uznano. Cóż z tego? O wiele częściej naukowcy odrzucają bełkot niż odrzucają wielkie teorie z uwagi na czynniki kulturowe. Tak, odrzucają. Dlatego powinno się tę kulturę i te czynniki analizować, żeby wpływ niejawnych założeń możliwie zmniejszać. Natomiast fakt, że czegoś dzisiaj w ramach paradygmatu nie uznajemy - magii na przykład, a CZASEM nie uznaje się rzeczy wielkich, nie przekłada się wcale na wniosek, że magia jest wielka i niedoceniona.
Teorie magiczne nie tylko nie mają mocy przewidywania zdarzeń, ale przede wszystkim opierają się na nieprecyzyjnym, celowo nieprecyzyjnym, definiowaniu. Uri Geller ma wpływ na widelce, ale tylko daleko od sceptyków wyczulonych na sztuczki z wyginaniem widelca o blat stołu. Jego moc jest jakaś nieokreślona ściśle, ale przypadkiem nie lubi sceptyków. W ich otoczeniu zresztą nikomu się nie udaje odgadnąć kolejności kart ani co jest na obrazku. W ten sposób sceptyk odgania niejasną moc. O, jakie przewidywanie! Będzie odganiał zawsze! Brak precyzji pozwala zawsze na wybieg "nie o to chodziło" albo "nie dość głęboko interpretujecie" albo "ta sprzeczność jest tylko pozorna". Pozwala on bronić teorię przed krytykiem, co nie jest kwestią jakości teorii, a jakością tarczy. Chorowity człowiek w dużym czołgu pozostaje chorowity. Autor, wierzę, kocha swoją teorię, ale teoria zabezpieczona przed krytyką i tylko dlatego żywa, to bardzo marna teoria.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
MrSpock
Dołączył: 21 Kwi 2019
Posty: 70
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Wto 9:33, 23 Kwi 2019 Temat postu: |
|
|
Jak wspominałem, ewolucja działa, ale nie w odniesieniu do człowieka, bo zmiany zaszły za szybko. Znam tą sprawę, zbierałem informacje na ten temat od kilku lat i przedstawienie wyników moich badań zajęłoby kilka stron. W skrócie mogę powiedzieć, że nastąpiła interwencja na ludziach ze strony obcej cywilizacji. Dusze ludzi, za swoją zgodą, dostały się do ciał małp i szybko zmieniły ich DNA przez samą swoją obecność, przez co wygląd małpy zmienił się w wygląd człowieka.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|