|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
istota
Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Czw 19:02, 15 Sty 2015 Temat postu: Życie jako dar w perspektywie ateistycznej |
|
|
Nie ma sensu rozstrzygać zasadności rozumienia "życia jako daru" w perspektywie religijnej, gdyż tutaj (niemal) każde uzasadnienie da się obronić, czy to będzie zaczerpnięta z wschodniej filozofii koncepcja doskonalenia się duszy w poszczególnych wcieleniach, czy wiara w to, że o powstaniu życia decyduje nie Bóg, którego wolę należy wypełniać, aby dostąpić zbawienia etc.
W tym temacie interesuje mnie tylko rozumienie "życia jako daru" przy zachowaniu światopoglądu ateistycznego. Żeby daleko nie szukać, powołam się na przykład fanatycznego ateisty Dawkinsa. Kilkukrotnie udało mi się w jego wypowiedziach usłyszeć/przeczytać przekonanie, że człowiek powinien być szczęśliwy z tego tytułu, że to właśnie on, przy tak małym prawdopodobieństwie, znalazł się na świecie, który może do końca życia poznawać i znajdować w tym wielką przyjemność.
Nie można odmówić Dawkinsowi racji w tym, że poznawanie świata może uszczęśliwiać, jednak frapuje mnie jedno, o kim/czym Dawkins mówi, kiedy rzecze coś w stylu: "człowiek powinien być szczęśliwy z tego tytułu, że to właśnie on, przy tak małym prawdopodobieństwie, znalazł się na świecie"?
Mamy tu do czynienia z pomieszaniem dwóch różnych rzeczy. Człowieka jako cennej zdobyczy i człowieka jako zdobywcy. Człowiek zdobycz to człowiek, który dostąpił zaszczytu zaistnienia, a człowiek zdobywca to ten, na którego to dostąpienie spada.
Człowieka zdobywcę można (czy wręcz trzeba) odczłowieczyć, sprowadzić do jakiegoś mętnego bytu, gdyż tak długo jak nie osiągnie miana zdobyczy, nie zaistnieje jako człowiek (zarodek). Dawkins jako ateista pojęcie "duszy", która się intuicyjnie w tym kontekście nasuwa, zastąpiłby zapewne możliwością, potencjałem.
Jednak czy można powiedzieć, że możliwości się poszczęściło, że została czymś obdarowana? Brzmi absurdalnie. Poszczęścić może się tylko czemuś konkretnemu, a więc wszelkie "dary" mogą spaść tylko na człowieka zdobycz.
Człowiek zdobycz jednak nie może czuć się obdarowany czymś, w czym się znalazł, zanim w ogóle sobie uświadomił, że się w tym znalazł. Istnienie trzeba uznać za punkt wyjścia. Dopiero od tego momentu można mówić o jakimkolwiek obdarowywaniu.
Zatem życie w perspektywie ateistycznej darem być nie może, a skoro ateiści przejawy takiego pojmowania życia zdradzają, to albo zdradzają w ten sposób swoją zakamuflowaną wiarę w upodmiotowioną możliwość (duszę), albo bezrefleksyjnie powtarzają zasłyszany frazes.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33370
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 20:47, 15 Sty 2015 Temat postu: Re: Życie jako dar w perspektywie ateistycznej |
|
|
istota napisał: | Nie ma sensu rozstrzygać zasadności rozumienia "życia jako daru" w perspektywie religijnej, gdyż tutaj (niemal) każde uzasadnienie da się obronić,...
W tym temacie interesuje mnie tylko rozumienie "życia jako daru" przy zachowaniu światopoglądu ateistycznego.
...
Zatem życie w perspektywie ateistycznej darem być nie może, a skoro ateiści przejawy takiego pojmowania życia zdradzają, to albo zdradzają w ten sposób swoją zakamuflowaną wiarę w upodmiotowioną możliwość (duszę), albo bezrefleksyjnie powtarzają zasłyszany frazes. |
Ciekawe spojrzenie na sprawę.
W moim odczuciu opisany paradoks wynika z niedostosowania pojęcia "dar" do specyficznego kontekstu, w jakim tutaj ma wystąpić. Faktycznie - dar jest czymś od kogoś, dla kogoś (i jest jeszcze "coś" co owym darem jest). Tutaj mamy jednak chyba z zerwaniem domyślnej koncepcji tego pojęcia i zastosowaniem go w nowej konfiguracji - dar, jako pewien stan docelowy, oceniony przez człowieka.
Bo tak już jest z pojęciami, że ulegają one pewnej ewolucji, niekiedy zaczynają żyć swoim własnym życiem, przeciwstawiając się kontekstowi, w jakim powstawały. Dlatego dla ateisty najlepszym desygnatem dla frazy "życie jako dar" byłoby chyba pominięcie kwestii powstawania, a skupienie na stanie docelowym, czyli na tym, że człowiek żyjący może swoją egzystencję odczuwać jako coś atrakcyjnego, wartościowego, będącego celem do którego się dąży. Zbytnie drążenie szczegółów owego pojęcia, a w szczególności skupienie się na powstawaniu, spowoduje rozmycie tej podstawowej cechy emocjonalnej daru - radości z otrzymania, ze stanu, jaki powstał.
W tym ujęciu perspektywa ateistyczna i teistyczna stają się ze sobą względnie zgodne, bo w obu przypadkach myślimy po prostu o akceptacji życia, jakie jest; nieważne, czy ono powstawało w taki, czy inny sposób.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
istota
Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Pią 9:27, 16 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
Miałby Pan rację, gdyby nie to, że rozumienie życia jako daru (niekoniecznie chodzi mi o użycie akurat tego pojęcia) pojawia się w kontekstach, gdzie trudno mówić o zrównaniu takiego rozumowania z samą akceptacją, docenianiem walorów życia.
Np. w dyskusjach dotyczących aborcji pojawiają się argumenty typu "cieszę się, że mnie nie 'wyskrobano' i mogę spełniać teraz moje marzenia", "gdybym się nie urodził, nie miałbym nawet szansy na ocenę tego, czy życie sprawia mi radość" etc.
Ewidentnie widać w takich wypowiedziach coś co wykracza poza odczucie "dobrze jest", wychodzi w nich mianowicie przekonanie, że "lepiej być niż nie być", "bycie jest szansą".
Podobne zjawisko można zauważyć w przyp. dyskusji o samobójstwie, gdzie mówi się o "utracie raz na zawsze szansy". I to poczucie straty projektuje się na trupa.
Argumenty przeze mnie przytoczone nie słabną nawet jeśli wskazuje się na ich nieracjonalny charakter. Co może oznaczać, że to nie tylko taka ot emocjonalna reakcja, tylko głębokie przekonanie, że jest się wyróżnionym faktem zaistnienia.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
mat
Dołączył: 28 Maj 2007
Posty: 2977
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 0:11, 17 Sty 2015 Temat postu: Re: Życie jako dar w perspektywie ateistycznej |
|
|
Musialabys o to zapytac Dawkinsa, ateisci nie maja kosciola i papieza, mozna byc ateista a nie podzielac jego zdania o zyciu jako darze, nielogicznie generalizujesz.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
istota
Dołączył: 10 Sty 2015
Posty: 194
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Sob 11:01, 17 Sty 2015 Temat postu: Re: Życie jako dar w perspektywie ateistycznej |
|
|
mat napisał: | Musialabys o to zapytac Dawkinsa, ateisci nie maja kosciola i papieza, mozna byc ateista a nie podzielac jego zdania o zyciu jako darze, nielogicznie generalizujesz. |
Nie generalizuję. Piszę tylko o tym, że z takim poglądem można spotkać się nie tylko u ludzi wierzących. A Dawkins ma robić za dobrze znany ogółowi przykład.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33370
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 13:47, 17 Sty 2015 Temat postu: |
|
|
istota napisał: | Miałby Pan rację, gdyby nie to, że rozumienie życia jako daru (niekoniecznie chodzi mi o użycie akurat tego pojęcia) pojawia się w kontekstach, gdzie trudno mówić o zrównaniu takiego rozumowania z samą akceptacją, docenianiem walorów życia.
Np. w dyskusjach dotyczących aborcji pojawiają się argumenty typu "cieszę się, że mnie nie 'wyskrobano' i mogę spełniać teraz moje marzenia", "gdybym się nie urodził, nie miałbym nawet szansy na ocenę tego, czy życie sprawia mi radość" etc. |
Trochę te przykłady przeczą tezie, a jakoś potwierdzają moją...
Użycie słów "cieszę się", "sprawia mi radość", ewidentnie pokazuje, że dopiero możliwość doznawania czegoś przyjemnego nadaje życiu walor daru.
Być może ktoś w cierpieniu powie coś w stylu: "a jednak uważam moje życie za dar", to chyba jednak będą to wyjątki. Bo brak szczęścia, spełnienia w życiu raczej będzie skłaniał do traktowania tegoż życia jako brzemię, a nie coś, co chciałoby się dostać (a to jest chyba istotą pełnego pojęcia dar).
W religii z kolei mówi się o "trudnych darach bożych", czyli takich zdarzeniach, sytuacjach zsyłanych przez Boga, które w pierwszym kontakcie przynoszą trud, cierpienie, ale ostatecznie budują nową świadomość, która zostanie przez człowieka uznana i zaakceptowana. Nie wiem na ile ta koncepcja sprawdzi się w ateizmie. Tutaj bowiem mamy problem ulotności życia. Bilans trzeba zamknąć w skończonym czasie, więc chyba czasami zysk w postaci wzrostu świadomości, może okazać się słabym zadośćuczynieniem za trudy i cierpienia. Co oczywiście nie oznacza, że ateiści nie są gotowi na poświęcenie. Bo niekiedy są. Choć trudno to wytłumaczyć racjonalnie w oparciu o ateistyczną koncepcję życia.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|