Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Przemijanie
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2713
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 14:23, 09 Cze 2018    Temat postu: Przemijanie

Ciekawi mnie temat przemijania ludzkiego życia. Tysiące ludzi jest przekonanych -być może nie deklarując tego wprost ale jednak dając tej myśli pierwszeństwo nad innymi opcjami- że po wędrówce życia na ziemi nic dalej nie ma.

Niedawno znajomy opowiadał mi, jak gdzieś czytał, że spora część ludzi pomimo spełnienia zawodowego, rodzinnego, mając poczucie bycia radosnymi, nie jest wstanie poradzić sobie z poczuciem przemijania własnego życia. Nie wiedzą jak sobie z tym poradzić. Ponad to przeraża ich perspektywa utraty najbliższych. Niektórzy boją się, że z tego może urodzić się depresja...

Czy człowiek, któremu bliższa jest myśl, że jednak to życie i dalej nic, może poradzić sobie z poczuciem przemijania? z myślą że tak po prostu to wszystko się skończy, że trzeba będzie pożegnać najbliższych i swoje własne życie? Jak sobie można poradzić? A może nie można, bo to ostatecznie tylko będą puste i złudne zabiegi?
hmm?..


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Sob 14:26, 09 Cze 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mat




Dołączył: 28 Maj 2007
Posty: 2977
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:17, 09 Cze 2018    Temat postu: Re: Przemijanie

Można takich ludzi zapytać jak radzili sobie przez miliardy lat, które minęły zanim się urodzili.

Ostatnio zmieniony przez mat dnia Sob 15:18, 09 Cze 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:33, 09 Cze 2018    Temat postu:

Gdy myślimy o tym że nic po śmierci nie ma pojawiają się absurdalne skojarzenia z doświadczaniem niczego, jakiejś strasznej pustki, nicości i to może rodzić strach, ale przecież nie chodzi o doświadczanie niczego( zresztą nie da się doświadczyć niczego, doświadczamy coś -poczucie braku czegoś to też coś!) a o brak doświadczania, po prostu znikasz i tyle - wszystko się kończy, zero problemów...
Gdy umrzesz nie doświadczysz utraty czegokolwiek bo kto by to miał doświadczyć?
Zniknie to co nazywasz 'ja', gdy uświadomisz sobie kim jesteś strach przed śmiercią staje się absurdalny...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2713
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 16:46, 09 Cze 2018    Temat postu:

mat napisał:
Można takich ludzi zapytać jak radzili sobie przez miliardy lat, które minęły zanim się urodzili.

Albo nie rozumiesz tematu albo ja nie rozumiem twojej odpowiedzi. Może w ten sposób:
Ktoś przychodzi do ciebie i się pyta -jak poradzić sobie z uczuciem przemijania, tego, że moje życie się skończy i że stracimy najbliższych na zawsze?- A ty takiej osobie jako rozwiązanie proponujesz pomyśleć o tym, co było, kiedy jej nie było? Ale po, co? Problem jest „tu i teraz” i właśnie dlatego teraz trzeba się z tym zmierzyć.

Można starać się o tym nie myśleć, albo uciekać w zabawy tego świata, ale na ile to skuteczne?

Rozumiesz ten temat? Tysiące ludzi tu i teraz dołuje przemijanie życia, ze to się skończy. No więc oświeceni ateiści z forum śfinia jaką mają na to receptę?


ircia napisał:
Gdy myślimy o tym że nic po śmierci nie ma pojawiają się absurdalne skojarzenia z doświadczaniem niczego, jakiejś strasznej pustki, nicości i to może rodzić strach, ale przecież nie chodzi o doświadczanie niczego( zresztą nie da się doświadczyć niczego


Myślę, że problemem nie jest strach tylko egzystencjalny „bol dupy”, wielki żal i ogromny smutek, że to wszystko, co dobre zostawimy, że już nigdy nie zobaczymy się z najbliższymi. Oczywiście, gdzieś tam strach też pewnie się pojawia, ale on tu chyba nie jest najistotniejszy.

Cytat:
po prostu znikasz i tyle - wszystko się kończy, zero problemów...

Właśnie problemem tu i teraz jest to, że znikniesz, przeminiesz (przynajmniej dla wielu ludzi, którzy tak to odczuwają) - i to jest tematem tego wątku.

Cytat:
Gdy umrzesz nie doświadczysz utraty czegokolwiek bo kto by to miał doświadczyć?

Chodzi o tu i teraz. Teraz doświadczasz przyszłej utraty.

Być może ciężko ci zrozumieć wątek, bo nie odczuwasz tego, co wielu innych ludzi wierzących w nic po śmierci.


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Sob 16:49, 09 Cze 2018, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:49, 09 Cze 2018    Temat postu:

Tu i teraz doświadczam tu i teraz, oczywiście jest miejsce na plany i marzenia, na myślenie jak uniknąć czegoś na co nie mam ochoty, ale są rzeczy na które nic się nie poradzi i nie warto się tym zajmować, pozwalać by myśli o tym rujnowały to co piękne tu i teraz, tak samo jak warto wyciągnąć z przeszłości wnioski, ale nie warto pozwalać aby złe wspomnienia psuły tu i teraz - wiem że to się tylko tak łatwo mówi, szczególnie że ja nie mam tego 'bólu dupy'.

Osobiście bardziej mnie dziwą podobne obawy u ludzi wierzących w coś po śmierci, choć tu zapewne chodzi o to że grzechy są tak zdefiniowane że każdy może czuć obawę że trafi do jakiegoś mało fajnego miejsca.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:28, 09 Cze 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Osobiście bardziej mnie dziwą podobne obawy u ludzi wierzących w coś po śmierci, choć tu zapewne chodzi o to że grzechy są tak zdefiniowane że każdy może czuć obawę że trafi do jakiegoś mało fajnego miejsca.
I pomyśleć, że ten produkt Watykanu zwany szumnie odpusty/indulgences od 1517 roku tak się dobrze sprzedaje :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2713
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:15, 09 Cze 2018    Temat postu:

Cytat:
rzeczy na które nic się nie poradzi i nie warto się tym zajmować, pozwalać by myśli o tym rujnowały to co piękne tu i teraz



„rzeczy na które nic się nie poradzi” – zawszę można zmienić swoje spojrzenie na świat z wiary w śmierć całkowitą na wiarę w kontynuację życia. Epistemologicznie nic się nie zmieni, ale psychologicznie już tak. No, ale przyjmijmy tę pesymistyczną wizję gdzie ( miłość, najbliżsi, własne cudowne życie, wiele nieosiągniętych celów ..) bezpowrotnie się kończy i nic z tym poradzić (z tym „faktem”) nie można, bo piszesz dalej, że…

„i nie warto się tym zajmować” – jeśli, ktoś świadomie podchodzi do otaczającego świata i pyta się o własne miejsce tu na ziemi i dochodzi do wniosku, że to jednak wycieczka ma swój koniec to jak się tym nie zajmować? To samo z siebie się narzuca chyba. Czy jednak ty sugerujesz, by ktoś taki odtrącił tę myśl, nie dając jej dojść do świadomości?

Człowiekowi doskwiera jego własne przemijanie i przemijanie bliskich osób (czyli wieczna rozłąka), a ty po prostu powiedziałabyś „nie warto się tym przejmować?” Dobrze rozumiem twój tok rozumowania?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mat




Dołączył: 28 Maj 2007
Posty: 2977
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:44, 09 Cze 2018    Temat postu:

Katolikus napisał:
Tysiące ludzi tu i teraz dołuje przemijanie życia, ze to się skończy. No więc oświeceni ateiści z forum śfinia jaką mają na to receptę?

A dlaczego mieliby mieć, ateiści tez mogą się na ten temat zamartwiać. Dla takich ludzi recepta byłaby tylko nieśmiertelność, no ale na to recepty nie ma.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:46, 09 Cze 2018    Temat postu:

Po prostu sądzę że z nieradzenia sobie z przemijaniem, z nieuchronnością śmierci wywodzą się wszelkie wizje zaświatów - gdy odszedł nasz ukochany pies bardzo kusiło aby powiedzieć dzieciakom że trafiła do lepszego świata i że kiedyś się z nią spotkają, ale powiedziałam że będzie żyła w naszej pamięci, we wspomnieniach cudownych chwil... daliśmy sobie czas na przeżycie tego tak jak kto potrzebował, pożegnaliśmy ją tak jak uznaliśmy za słuszne , olewając pewne normy... po półtora miesiąca byliśmy gotowi na wyprawę do schroniska.

Gdy odchodzi ktoś bliski to za nim tęsknimy i tak naprawdę w śmierci raczej nie boli to że się odchodzi w nicość ale fakt że ktoś będzie cierpiał z powodu naszego odejścia.

Odrzucanie myśli o swojej śmiertelności oznacza że się jej obawiamy, nie chodzi o odtrącenie ale o akceptację tego faktu, zrozumienie że śmierć i życie to dualna para, jedno bez drugiego nie może istnieć.

Jaka wieczna rozłąka? Jeśli po śmierci nie ma mnie to nie ma rozłąki ,bo nie ma kogoś kto by ją odczuwał, kogo by to mogło boleć.

Aby pozbyć się problemu z akceptacją śmierci polecam skupić się na pytaniu : kim jestem?


Ostatnio zmieniony przez Ircia dnia Sob 21:54, 09 Cze 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:47, 09 Cze 2018    Temat postu:

Katolikus napisał:
Cytat:
rzeczy na które nic się nie poradzi i nie warto się tym zajmować, pozwalać by myśli o tym rujnowały to co piękne tu i teraz



„rzeczy na które nic się nie poradzi” – zawszę można zmienić swoje spojrzenie na świat z wiary w śmierć całkowitą na wiarę w kontynuację życia. Epistemologicznie nic się nie zmieni, ale psychologicznie już tak. No, ale przyjmijmy tę pesymistyczną wizję gdzie ( miłość, najbliżsi, własne cudowne życie, wiele nieosiągniętych celów ..) bezpowrotnie się kończy i nic z tym poradzić (z tym „faktem”) nie można, bo piszesz dalej, że…

„i nie warto się tym zajmować” – jeśli, ktoś świadomie podchodzi do otaczającego świata i pyta się o własne miejsce tu na ziemi i dochodzi do wniosku, że to jednak wycieczka ma swój koniec to jak się tym nie zajmować? To samo z siebie się narzuca chyba. Czy jednak ty sugerujesz, by ktoś taki odtrącił tę myśl, nie dając jej dojść do świadomości?

Człowiekowi doskwiera jego własne przemijanie i przemijanie bliskich osób (czyli wieczna rozłąka), a ty po prostu powiedziałabyś „nie warto się tym przejmować?” Dobrze rozumiem twój tok rozumowania?
Jeśli będziesz odtrącał/wypierał takie myśli to będa przez efekt cienia wracać i "uwierac" coraz bardziej. W języku angielskim używamy terminu to effectively mourn/czyli efektywnie odbyć żałobę po ... To jest również przekazane madroscia życiową przez
Mateusza 5:4 napisał:
Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.
co w kontekście kultury amerykaskiej nieascetycznej natury znaczy wykazywanie głębokiego poziomu troski o innych i organizacje oparte na zaufaniu, lojalności i oddaniu. Aby przejść przez ten proces, lider musi często ustąpić i wyobrazić sobie, że znajduje się w sytuacji swoich naśladowców z pełnym zaangażowaniem swoich zmysłów w oparciu o swoją inteligencję serca, która jest określana jako współczucie lub serce pełne uznania. Troska, wdzięczność i uznanie tworzą spójność pomiędzy wszystkimi elementami środowiska osoby wykazującej takie emocje i uczucia na poziomie jej serca, nie tylko jako afirmacji opartej na poznaniu / ego i wspierającej bezprecedensowy poziom współpracy. Wpływ pozytywnych emocji, które napędzają konstruktywne interwencje przekłada się na wzrost zdrowia pracowników, produktywność, przejrzystość celów, zadowolenie z pracy, efektywność komunikacji i minimalne zmiany kadr (McCraty & Childre, 2002). :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2713
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:44, 09 Cze 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Jaka wieczna rozłąka? Jeśli po śmierci nie ma mnie to nie ma rozłąki ,bo nie ma kogoś kto by ją odczuwał, kogo by to mogło boleć.


Ach, czyli tak to sobie próbujesz „wyłagodzić” : d To proste: jeśli śmierć ziemska = moje bezpowrotne unicestwienie to znaczy, że nadejdzie taki moment, który będzie oznaczał wieczne rozstanie z tymi, których kocham. To boli już tu na swój sposób subiektywnie. Wszystko zakończy się nieodwracalnym rozstaniem z sobą samym, bliskimi i wszystkim tym, co tak się ceniło w życiu i nawet tym czego nie zdążyliśmy spróbować, a chcieliśmy.

Cytat:
Aby pozbyć się problemu z akceptacją śmierci polecam skupić się na pytaniu : kim jestem?

A co dadzą takie gdybania? Dla kogoś, kto przyjmuje wizję, w której światło bezpowrotnie gaśnie to jakie ma znaczenie dojście nawet do najwznioślejszych odp. na to pytanie? Jak odp. na to „kim jestem” pomoże osobie, którą dopada wielki smutek i żal, że wieczna rozłąka z tymi wszystkimi i tym wszystkim to fakt?

Czy można poradzić sobie z tym poczuciem przemijania czy może sprawa jest tak mocno subiektywna, że nic tu sensownego wykombinować się nie da?

mat napisał:
A dlaczego mieliby mieć, ateiści tez mogą się na ten temat zamartwiać. Dla takich ludzi recepta byłaby tylko nieśmiertelność, no ale na to recepty nie ma.


Założyłem, że ty masz, skoro udzieliłeś się w tym wątku, a nawet udzieliłeś jakiejś odp. choć nie wiadomo do czego to miało służyć…



Pomyślałem, że wyjdzie z tego wątek taki trochę psychologiczny, ale dajcie dupy po całości i jesteście tu bezradni. Ratowanie „sensu życia” po świecku to jak próba odkurzenia pustyni.
:wink:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:55, 09 Cze 2018    Temat postu:

Katolikus napisał:
Ratowanie „sensu życia” po świecku to jak próba odkurzenia pustyni.
Przede wszystkim "sens życia to fenomen indywidualny w normalnych demokracjach, więc nie ma potrzeby "ratować". Po wtóre, twierdząc, że - nazwijmy to w cywilizowany sposób - zajmowanie się/kierowanie uwagi a tym samym energii życiowej na fenomen "sensu życia" przez osobę nie związana z żadna tradycja światową, i tą osobą jestem, jest nietrafiony. Poszukiwanie "sensu życia" mamy wrodzone. Jakkolwiek, niektórzy zwalniają się z trudu czynienia tego z wielu powodów jak z 3 kategorii jak (a) życie na poziomie biologicznym czyli zaspokajanie podstawowych potrzeb, (b) używanie dogmatu tradycji w celu wyjaśnienia "sensu życia", i (c) abdykacja z "sensu życia" przez zachowania destruktywne, depresję, i w końcu samobójstwo.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33545
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:20, 09 Cze 2018    Temat postu: Re: Przemijanie

Katolikus napisał:
Ciekawi mnie temat przemijania ludzkiego życia. Tysiące ludzi jest przekonanych -być może nie deklarując tego wprost ale jednak dając tej myśli pierwszeństwo nad innymi opcjami- że po wędrówce życia na ziemi nic dalej nie ma.

Chyba gorzej, gdyby było coś strasznego.
Ja samego przemijania się chyba nie specjalnie boję. Drażniący jest natomiast fakt, że nagle kończą się życiowe cele. Wielu ludzi chce odejść ze świata, gdy poczują, że tak naprawdę nie mają po co żyć. A nie ma się po co żyć z różnych powodów - utraty zdrowia i cierpienia, poczucia niemożliwości skomunikowania się z ludźmi nas otaczającymi, świadomość osiągnięcia wszystkiego, co nadawało życiu barwę, a dalej przekonanie, że nic już owej barwy naszemu życiu nie będzie w stanie nadać.
Cierpienie (choroba) w ostatnich dniach życia jest z jednej strony przekleństwem, a z drugiej strony daje szansę na pogodzenie się z przemijaniem - jak i tak nasze życie stało się tak mało atrakcyjne, to lepsza byłaby od niego nicość.

Ja osobiście nie uważam mojej wiary w Boga za coś istotnie zmieniającego mój stan w zakresie problemu przemijania. Jeśli miałbym żyć nawet wiecznie na takim świecie, jaki znam, czyli z jego okrucieństwem, nienawiścią, chorobami, kłamstwem, czy ogólniej cierpieniem, to przemijanie rozumiane jako odejście z tego świata, wcale nie wydaje się złą perspektywą. Byle chwila odejścia stąd nie dokładała jeszcze jakiegoś szczególnego cierpienia.
Może to dziwnie "brzmi" gdy pochodzi od osoby wierzącej, ale gdybym wiedział, że i tak stanie się to co stanie (niezależnie od tego, co by miało być), że moje życie nie służy żadnemu większemu (niejako zewnętrznemu) celowi, to wcale nie upierałbym się przy opcji "więcej trwania'.
I nie wiem właściwie czy lepiej by mi się żyło jako ateiście. Teraz nie potrafię już wykonać stosownych symulacji mnie - ateisty przez wiele lat, bo tyle wyborów moich związanych było z wiarą w Boga, że na pewno moje życie w opcji ateistycznej byłoby zupełnie inne, niemożliwe do przewidzenia. Tak więc przyjemność samego zycia tutaj na ziemi uważam, za coś, czemu wiara nie specjalnie pomaga (o ile właściwie nie szkodzi).
Jedna rzecz tutaj przychyla szalę na rzecz teizmu - uważam, że gdybym się upierał przy opcji ateistycznej byłbym... głupszy (ważna uwaga! - piszę "ja byłbym głupszy" tzn. odnoszę sytuację do siebie, nie wypowiadam się za innych, może inni byliby głupsi od teizmu, a mądrzejsi od ateizmu).
:shock:
Dziś traktuję ateizm trochę jako pęta na umysł, zaś teizm jako ścieżkę do wolności umysłu. Co prawda z ciekawością obserwuję, jak sobie co niektórzy ze swoim ateizmem radzą - według mnie całkiem nieźle. Szacun... :szacunek: Trochę się dziwię, że powinni od tego jakoś bardziej zgłupieć, a nie głupieją. :szacunek: (choć niektórzy jednak głupieją ;-P )
Z drugiej strony całkiem niemało ludzi głupieje od swojej religii, więc do końca nie wiem, od czego się głupieje bardziej.

Dlaczego ateizm według mnie pęta umysł, a teizm uwalnia?...
Bo uważam coś przeciwnego, niż tutaj nam ateiści piszą, że ateizm (nawet taki agnostyczny) zostawia opcje otwarte (czyli byłby pełny wybór), zaś teizm jedną z opcji (brak Boga) zwyczajnie zamyka, czyli mamy jakby mniej szansy na wybory. W rzeczywistości tak jest, że ateizm buduje dalej ścieżkę dla umysłu w pustkę, w nicość, zostawia ten umysł w chaosie. Wybieranie z totalnego chaosu postrzegam jako gorszą niewolę, niż wybieranie z tylko kilku opcji, ale jako tako nakreślonych, znaczących dla wybierającego umysłu. Bo w moim przekonaniu ateizm niszczy znaczenia, a teizm buduje znaczenia. Zaś wybieramy dzięki temu, że opcje coś dla nas znaczą. Jak wszystkie są tak samo nieistotne, to choćbyśmy mieli miliardy opcji, to one się nie przydadzą. Ateizm zaś wyrzuca umysł na pustynię bezznaczenia, albo skupia na znaczeniach małych, żałosnych, przyziemnych - typu zjeść, wypić, wydalić, udawać, że to życie ma jakiś sens, choć w istocie owego sensu trudno jest się doszukać. Teizm wskazuje CEL NADZIEJĘ - będzie dobrze! Nawet nie wiadomo jak to będzie dobrze, nawet może będzie to trudne, ale jednak będzie dobrze! - wystarczy to potraktować jako samosprawdzającą przepowiednię. I tez będzie dobrze.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 23:27, 09 Cze 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 3:14, 10 Cze 2018    Temat postu:

MD napisał:
Cierpienie (choroba) w ostatnich dniach życia jest z jednej strony przekleństwem, a z drugiej strony daje szansę na pogodzenie się z przemijaniem - jak i tak nasze życie stało się tak mało atrakcyjne, to lepsza byłaby od niego nicość.
Daje możliwość zachowania godności i emanacji godności do ostatniego tchnienia, która z powodu utraty sił witalnych odbywa się przez "okna duszy" czyli oczy. Umieranie mamy wbudowane w swoją protoplazmę podobnie jak narodziny. Z tym, że osoba koncentujaca się na życiu bios/wcieleniu materialnym będzie odchodzić z roszczeniami. Osoba koncentujaca się na zyciu zoe będzie odchodzić bez żalu po radości życia gotowego na zmianę formy. Dopoki nie dotkniesz prochów najbliższej osoby (żony), do tego czasu mozesz miec wątpliwości czy istnieje jakieś "życie po życiu". Kiedy dotkniesz jej prochy i pozwolisz na zespolenie się z Matkan Ziemia, życie po życiu będzie Ci się jawić jako proces niskonczonosci zmian form. Prochy ludzkie wyglądają jak piasek na plaży w Wirginii. A zmielone kości oprócz kości miednicy, ktorej zmielić nie sposób, są perłowymi "kamyczkami". Jeśli w tej ziemi posadzisz krzak róży, to każdy kwiat przypominał będzie Ci słodkie całusy żony. Niech zyje jak najdluzej. Uzylam hipotetycznego przykladu.

MD napisał:
Bo w moim przekonaniu ateizm niszczy znaczenia, a teizm buduje znaczenia.
Niekoniecznie. To uogolnienie. Moj mlodszy Syn uzyl ostatnio w stosunku do siebie okeslenia "ateista", bo "teista" nie jest. Ale z niego taki ateista bezideowy. Poprostu nie zastanawia sie nad kwestiami egzystencyjnymi, bo ma 14 lat i to nie jest pora - teraz jest u Niego "burza" hormonow. Ze mnie tez jest "ni pies ni wydra", bo wiedzac, ze ateista nie wierzy w Boga a ja nie wierze w Boga ale wiem ze jest moj Bog czyli proces zyciowy wszystkiego w konglomeracie zmian form, to ja sie nie zastanawima kim jestem a "tabelce" ludzkosci, bo na to szkoda czasu i enegii. Jestem, potem mnie nie bedzie. Ale jestem i ciesze sie, ze jestem bo w kazdej chwili nadaje memu zyciu znaczenie. :)

Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Nie 3:24, 10 Cze 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mat




Dołączył: 28 Maj 2007
Posty: 2977
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 9:12, 10 Cze 2018    Temat postu:

Katolikus napisał:
Pomyślałem, że wyjdzie z tego wątek taki trochę psychologiczny, ale dajcie dupy po całości i jesteście tu bezradni. Ratowanie „sensu życia” po świecku to jak próba odkurzenia pustyni.

Na ateizmie nie ciąży ciężar dawania "sensu życia", więc nie ma podstaw aby zarzucać mu tutaj "dawanie ciała". Tym się zajmują religie, które obiecują życie wiecznie, a skoro ludziom wciąż to nie wystarcza, to chyba "dupy po całości" dają owe religie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2713
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:53, 10 Cze 2018    Temat postu:

mat napisał:
Na ateizmie nie ciąży ciężar dawania "sensu życia", więc nie ma podstaw aby zarzucać mu tutaj "dawanie ciała". Tym się zajmują religie, które obiecują życie wiecznie, a skoro ludziom wciąż to nie wystarcza, to chyba "dupy po całości" dają owe religie.


A dlaczego „nie ciąży”? Temat porusza grupę ludzi o konkretnej wizji świata, w ramach której owi ludzie są przekonani, że miłość, najbliżsi, własne cudowne życie, wiele nieosiągniętych celów bezpowrotnie się skończy. Bowiem w ramach tej wizji świata faktem jest (albo daje się temu duże prawdopodobieństwo) bezpowrotne unicestwienie wszystkiego. Ateizm (skoro chcesz tu używać tego słowa to ok) w ramach tej wizji daje dupy z tego względu, że nie jest wstanie poradzić sobie z poczuciem przemijania i ostatecznego rozstania, które to w ramach tej wizji zakłada.

Mat wczuj się w problem. Wyobraź sobie na potrzeby tematu, że przychodzi do ciebie twój przyjaciel/ żona/ koleżanka… Obydwoje patrzycie na życie przez pryzmat przekonania, że po śmierci jesteście tylko pożywką dla podziemnego tałatajstwa. Przyjaciel pomimo fajnego, nienudnego życia mówi, że nie może poradzić sobie z poczuciem przemijania, że ostatecznie na zawsze się zniknie. Jak może sobie z tym poradzić?

Michał Dyszyński napisał:
jak i tak nasze życie stało się tak mało atrakcyjne, to lepsza byłaby od niego nicość …
Ja osobiście nie uważam mojej wiary w Boga za coś istotnie zmieniającego mój stan w zakresie problemu przemijania. Jeśli miałbym żyć nawet wiecznie na takim świecie, jaki znam, czyli z jego okrucieństwem, nienawiścią, chorobami, kłamstwem, czy ogólniej cierpieniem, to przemijanie rozumiane jako odejście z tego świata, wcale nie wydaje się złą perspektywą.


Trochę to odbiegnę od sedna całego wątku, ale myślę, że warto to skomentować. To chyba jeden jedyny taki mocniejszy argument na rzecz psychologii ateizmu tzn. ateizm nie da nikomu nadziei, ale niesie jakieś pocieszenie tym, którzy w życiu bardzo cierpią, w ogóle to życie im się niepodobna, woleli by nigdy nie zaistnieć, bo jeśli za życia dużo cierpią to nie będzie to miało konsekwencji wiecznych. To nie będzie trwało wiecznie. I nie trzeba się męczyć z żadnym piekłem, pośmiertną samotnością.


---

chciałem ten wątek od początku zrobić taki psychologiczny. Trochę jakby postawić problem: w płaszczyźnie psychologicznej lepiej lepiej sprawdza się teizm czy ateizm. Który z nich psychologicznie bardziej buduje człowieka..

Ale nie wiem czy udało mi się wyraźnie zakreślić taki temat. Chyba nie bardzo.


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Nie 13:56, 10 Cze 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:46, 10 Cze 2018    Temat postu:

Katolikus napisał:
Temat porusza grupę ludzi o konkretnej wizji świata, w ramach której owi ludzie są przekonani, że miłość, najbliżsi, własne cudowne życie, wiele nieosiągniętych celów bezpowrotnie się skończy. Bowiem w ramach tej wizji świata faktem jest (albo daje się temu duże prawdopodobieństwo) bezpowrotne unicestwienie wszystkiego. Ateizm (skoro chcesz tu używać tego słowa to ok) w ramach tej wizji daje d*py z tego względu, że nie jest wstanie poradzić sobie z poczuciem przemijania i ostatecznego rozstania, które to w ramach tej wizji zakłada.
Popełniasz dysonans kognitywny (i.e. konflikt z powodu Twoich wierzeń i kognicji) zakładając, że w grupie nazwijmy ją roboczo "ateisci" następuje fenomen subordynacji indywidualności na poczet grupy i światopogląd przyjmowany pzez każdego członka grupy jest statyczny i ten sam dla każdego członka grupy i jeśli światopogląd grupy ateistów ulega jakimkolwiek przemianom to we współzależności z każdym czlonkiem grupy i grupy jako całości.

Taka grupę "ateistów" spełniałaby "trzoda", która podążała (użycie czasu przeszłego jest celowe) za "kapłanem" tego rodzaju ale nie w XXI wieku indywidualnej myśli i światopoglądu:
Richard Dawkins espouses Militant Atheism: "Mock them, Ridicule them."
https://youtu.be/uPqqp8KVuQU

Kryteria takiej grupy spełnialby rowniez katolicyzm w Polsce z okesu feudalnego ale, jak wiadomo, w dalszym ciągu wyodrebnily się regiony z powodu wplywu innych kultur niz polska. Tak jak na Podkapaciu nadal spotkasz najwięcej katolików, którzy wierzą w Boga z najgorszymi cechami człowieka, ale to nie znaczy, że każdy katolik na Podkarpaciu tak funkcjonuje jako katolik/człowiek i jako członek społeczności/grupy katolickiej. Ten fenomen będzie miał wymierny wplyw na indywidualny światopogląd w badanej przez Ciebie kwestii. Podobnie musisz wziąć pod uwage wiek, miejsce zamieszkania wieś/miasto, wieś na ścianie wschodniej, i inne czynniki. Inaczej popełniałbyś, co określamy w nauce, błąd generalizacji i przenoszenie Twoich wierzeń (nie chodzi tutaj o Twój katolicyzm tylko wierzenia które powstały w Tobie na bazie systemu wartowci który pielęgnujesz w sobie i przynosisz do globalnego stołu. Mieszkając w Polsce 33 lat temu nie wiedziałam, że katolicyzm może przyjmować twarz mistyczna jak tutaj -> "Nie przerywając ciszy - nowy album Marcina Gajdy"
https://youtu.be/hqlQqZXex1c


Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Nie 14:46, 10 Cze 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:42, 10 Cze 2018    Temat postu:

Katolikus napisał:
mat napisał:
Na ateizmie nie ciąży ciężar dawania "sensu życia", więc nie ma podstaw aby zarzucać mu tutaj "dawanie ciała". Tym się zajmują religie, które obiecują życie wiecznie, a skoro ludziom wciąż to nie wystarcza, to chyba "dupy po całości" dają owe religie.


A dlaczego „nie ciąży”? Temat porusza grupę ludzi o konkretnej wizji świata, w ramach której owi ludzie są przekonani, że miłość, najbliżsi, własne cudowne życie, wiele nieosiągniętych celów bezpowrotnie się skończy. Bowiem w ramach tej wizji świata faktem jest (albo daje się temu duże prawdopodobieństwo) bezpowrotne unicestwienie wszystkiego. Ateizm (skoro chcesz tu używać tego słowa to ok) w ramach tej wizji daje dupy z tego względu, że nie jest wstanie poradzić sobie z poczuciem przemijania i ostatecznego rozstania, które to w ramach tej wizji zakłada.



Ateizm to brak wiary w osobowego Boga/ bogów ingerujących w świat, przyjęcie tego poglądu nie jest równoznaczne z materializmem , nie ma zakazu wiary w życie pozagrobowe choć nie w wersji że trafia się do Boga, oraz większość ateistów raczej w życie pozagrobowe nie wierzy, ale sam ateizm jakiejkolwiek wizji nie narzuca i każdy ateista tak naprawdę po swojemu sobie z tym radzi.

Dlatego tak ważne jest pytanie :kim jestem?
Jeśli utożsamiam się z ciałem to wiadomo że ono przemija , składa się z atomów pochodzących z różnych fragmentów wszechświata, które ciągle zmieniają miejsce pobytu, to co dziś jest fragmentem mojego ciała, za parę dni może być fragmentem Twojego albo dębu lub kanapki...
Jeśli utożsamiam się z umysłem to warto zdefiniować sobie co to znaczy? Czy jestem swoimi myślami, które przychodzą i odchodzą? Czy jestem swoimi poglądami które ulegają ciągłym zmianą a w większości pochodzą od innych osób?
Czy jestem swoimi emocjami?
Czy jestem swoją osobowością, inteligencją, pamięcią?
A może jestem czymś zupełnie innym?
Mi odpowiedź przyniosła koniec problemów egzystencjalnych, choć nie potrafię tego sensownie ubrać w słowa, dość dobrze pasuje:
-jestem ( a kim to sprawa drugorzędna, to kwestia masek, uzgodnień, utożsamiania się)
-doświadczam ( a czy i czego to sprawa drugorzędna)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mat




Dołączył: 28 Maj 2007
Posty: 2977
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:40, 10 Cze 2018    Temat postu:

Katolikus napisał:
mat napisał:
Na ateizmie nie ciąży ciężar dawania "sensu życia", więc nie ma podstaw aby zarzucać mu tutaj "dawanie ciała"
A dlaczego „nie ciąży”?

Ponieważ ateizm jest tezą na temat wiary w istnienie boga/bogów a nie nad sensem życia.

Katolikus napisał:
Ateizm (skoro chcesz tu używać tego słowa to ok) w ramach tej wizji daje dupy z tego względu, że nie jest wstanie poradzić sobie z poczuciem przemijania i ostatecznego rozstania, które to w ramach tej wizji zakłada.

Dla ateizmu taki problem w ogóle nie istnieje, ani go nie interesuje, ani nie dotyczy. To tak jakbyś powiedział, ze wegetarianizm nie jest wstanie poradzić sobie z poczuciem przemijania i ostatecznego rozstania.

Katolikus napisał:
Mat wczuj się w problem. Wyobraź sobie na potrzeby tematu, że przychodzi do ciebie twój przyjaciel/ żona/ koleżanka… Obydwoje patrzycie na życie przez pryzmat przekonania, że po śmierci jesteście tylko pożywką dla podziemnego tałatajstwa. Przyjaciel pomimo fajnego, nienudnego życia mówi, że nie może poradzić sobie z poczuciem przemijania, że ostatecznie na zawsze się zniknie. Jak może sobie z tym poradzić?

Osobiście mogę odpowiedzieć na takie pytanie ale to będzie tylko i wyłącznie moja wypowiedź czyli "matizm", a nie odpowiedz ateizmu. On potrafi odpowiadać tylko na pytanie o istnienie boga/bogów.

Katolikus napisał:
chciałem ten wątek od początku zrobić taki psychologiczny. Trochę jakby postawić problem: w płaszczyźnie psychologicznej lepiej lepiej sprawdza się teizm czy ateizm. Który z nich psychologicznie bardziej buduje człowieka.

Trochę odpowiedział już Dyskurs. Mieszanie ateizmu do tego tematu jest bezsensowne, bo każdy ateista może mieć inną odpowiedź na temat przemijania ludzkiego życia.
Natomiast psychologia ewolucyjna pokazuje nam, ze większość ludzi zadowala to co głoszą religie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2713
Przeczytał: 88 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:28, 10 Cze 2018    Temat postu:

mat napisał:
Dla ateizmu taki problem w ogóle nie istnieje, ani go nie interesuje, ani nie dotyczy.


Ale, kto pierwszy w temacie odwołał się do ateizmu? Ja kierowałem pytanie do m.in. ateistów. A tak się składa, że dla ateistów problem istnieje.

ale mniejsza o to..
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:39, 10 Cze 2018    Temat postu:

Katolikus napisał:
mat napisał:
Dla ateizmu taki problem w ogóle nie istnieje, ani go nie interesuje, ani nie dotyczy.


Ale, kto pierwszy w temacie odwołał się do ateizmu? Ja kierowałem pytanie do m.in. ateistów. A tak się składa, że dla ateistów problem istnieje.

ale mniejsza o to..
Pogrubiony tekst to twoja hipoteza robocza, narazie w stanie spoczynku. Jak widac nic nie czynisz aby ja przynajmniej w jakiejs badanej populacji udowodnic. Jakbys napisal , ze po rozmowie z 5 osobami ktore deklaruja swiatopoglad ateistyczny, wszystkie potwierdzily, ze aspekt przemijania czasu w szasoprzestrzeni percepcyjnej czlowieka i koniec zycia bios = interakcji czlowieka jako materii ozywionej ze swoim otoczeniem czyli materia ozywiona i nie, to bylby juz jakis punkt zaczepienia dla Twojej hipotezy roboczej ale li tylko w populacji badanej. A tak, leniwy intelektualnie (to bodziec) zamiast uszac do czynu powtarzasz formulke, ktora sie sam zindoktrynowales jak mantre i sadzisz, ze stanie sie rzeczywistoscia pecepcyjna innych. Rezultat jest taki, ze BS jedzie na BS i BS pogania :)

Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Nie 22:45, 10 Cze 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:46, 10 Cze 2018    Temat postu:

Ateizmu nijak problem śmierci nie obchodzi bo ateizm to tylko brak wiary w osobowego Boga/bogów ingerujących w świat, natomiast ateiści jakoś sobie z pytaniami egzystencjalnymi radzą - każdy po swojemu, bo ateizm niczego nie sugeruje, nie podsuwa odpowiedzi, poza tym że skoro raczej nie ma Boga to i nieba w którym można będzie z nim przebywać raczej nie ma, tak samo piekła, natomiast ateista może sobie snuć dowolne wizje zaświatów bez bóstw.
Większość ludzi nie wierzących w Boga nie wierzy w cokolwiek po śmierci, choć znam ateistów wierzących np w reinkarnację, takich którzy wierzą w posiadanie dusz które po śmieci spotykają się z najbliższymi i przebywają w jakiś zaświatach, itd.
Ja wierzę że dla mnie jako osoby po śmierci nic nie ma, ale jak już pisałam - dla mnie kluczem jest pytanie - kim jestem?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:58, 10 Cze 2018    Temat postu:

Katolikus napisał:
mat napisał:
Na ateizmie nie ciąży ciężar dawania "sensu życia", więc nie ma podstaw aby zarzucać mu tutaj "dawanie ciała". Tym się zajmują religie, które obiecują życie wiecznie, a skoro ludziom wciąż to nie wystarcza, to chyba "dupy po całości" dają owe religie.


A dlaczego „nie ciąży”? Temat porusza grupę ludzi o konkretnej wizji świata, w ramach której owi ludzie są przekonani, że miłość, najbliżsi, własne cudowne życie, wiele nieosiągniętych celów bezpowrotnie się skończy. Bowiem w ramach tej wizji świata faktem jest (albo daje się temu duże prawdopodobieństwo) bezpowrotne unicestwienie wszystkiego. Ateizm (skoro chcesz tu używać tego słowa to ok) w ramach tej wizji daje dupy z tego względu, że nie jest wstanie poradzić sobie z poczuciem przemijania i ostatecznego rozstania, które to w ramach tej wizji zakłada.

Mat wczuj się w problem. Wyobraź sobie na potrzeby tematu, że przychodzi do ciebie twój przyjaciel/ żona/ koleżanka… Obydwoje patrzycie na życie przez pryzmat przekonania, że po śmierci jesteście tylko pożywką dla podziemnego tałatajstwa. Przyjaciel pomimo fajnego, nienudnego życia mówi, że nie może poradzić sobie z poczuciem przemijania, że ostatecznie na zawsze się zniknie. Jak może sobie z tym poradzić?

Michał Dyszyński napisał:
jak i tak nasze życie stało się tak mało atrakcyjne, to lepsza byłaby od niego nicość …
Ja osobiście nie uważam mojej wiary w Boga za coś istotnie zmieniającego mój stan w zakresie problemu przemijania. Jeśli miałbym żyć nawet wiecznie na takim świecie, jaki znam, czyli z jego okrucieństwem, nienawiścią, chorobami, kłamstwem, czy ogólniej cierpieniem, to przemijanie rozumiane jako odejście z tego świata, wcale nie wydaje się złą perspektywą.


Trochę to odbiegnę od sedna całego wątku, ale myślę, że warto to skomentować. To chyba jeden jedyny taki mocniejszy argument na rzecz psychologii ateizmu tzn. ateizm nie da nikomu nadziei, ale niesie jakieś pocieszenie tym, którzy w życiu bardzo cierpią, w ogóle to życie im się niepodobna, woleli by nigdy nie zaistnieć, bo jeśli za życia dużo cierpią to nie będzie to miało konsekwencji wiecznych. To nie będzie trwało wiecznie. I nie trzeba się męczyć z żadnym piekłem, pośmiertną samotnością.


---

chciałem ten wątek od początku zrobić taki psychologiczny. Trochę jakby postawić problem: w płaszczyźnie psychologicznej lepiej lepiej sprawdza się teizm czy ateizm. Który z nich psychologicznie bardziej buduje człowieka..

Ale nie wiem czy udało mi się wyraźnie zakreślić taki temat. Chyba nie bardzo.
Prosisz, mas - z uwaga, ze artykul populanonaukowy jest z roku 2010 co w kontekscie galopu technologicznego jest artefaktem muzealnym. Ale chciales psychologie ateizmu, to sie zmaterializowala :)

Nigel Barber, Ph. D. napisał:
Ateiści są silnie skoncentrowani w krajach rozwiniętych gospodarczo, szczególnie w socjaldemokratycznych krajach Europy (Barber, 2012). W krajach słabo rozwiniętych praktycznie nie ma ateistów. Ateizm jest więc zjawiskiem szczególnie nowoczesnym. Dlaczego współczesne warunki powodują ateizm?
Po pierwsze, jeśli chodzi o rozmieszczenie ateizmu na świecie, można dostrzec wyraźny wzorzec. W Afryce subsaharyjskiej prawie nie ma ateizmu (Zuckerman, 2007). Wiara w Boga zmniejsza się w krajach bardziej rozwiniętych i brak tej wiary w Boga jest skoncentrowany w Europie w takich krajach jak Szwecja (64% niewierzących), Dania (48%), Francja (44%) i Niemcy (42%). Natomiast występowanie ateizmu w większości krajów subsaharyjskich wynosi poniżej 1%. Pytanie, dlaczego kraje rozwinięte gospodarczo przechodzą na ateizm, przez antropologów przemykało od około osiemdziesięciu lat. Antropolog James Fraser zaproponował, że naukowe przewidywanie i kontrola natury wypiera religię jako sposób kontrolowania niepewności w naszym życiu. Pogląd ten jest poparty danymi pokazującymi, że kraje bardziej wykształcone mają wyższy poziom niewiary i istnieją silne powiązania między ateizmem a inteligencją.
Ateiści są ludźmi wykształconymi w college'u, którzy mieszkają w miastach i są silnie skoncentrowani na socjaldemokracjach Europy. Ateizm w ten sposób kwitnie wśród dobrobytu, gdzie większość ludzi czuje się ekonomicznie bezpieczna. Ale dlaczego? Wydaje się, że ludzie zwracają się do religii jako balsamu na trudności i niepewności swojego życia. W socjaldemokracjach mniej jest strachu i niepewności co do przyszłości, ponieważ programy opieki społecznej zapewniają sieć bezpieczeństwa, a lepsza opieka zdrowotna oznacza, że ​​mniej osób spodziewa sie umzec w młodości. Ludzie, którzy są mniej podatni na wrogie siły natury, czują większą kontrolę nad swoim życiem i mniej potrzebują religii. Oprócz tego, że religia jest opium ludu (jak to określił z pogardą Karol Marks), religia może również promować płodność, szczególnie poprzez promowanie małżeństwa, zgodnie z obszernymi danymi recenzowanymi przez Sandersona (2008). Rodziny wielodzietne są preferowane w krajach rolniczych jako źródło darmowej siły roboczej. W rozwiniętych krajach "ateistycznych" kobiety mają wyjątkowo małe rodziny i nie potrzebują religii, aby pomóc im w wychowaniu dużych rodzin. Nawet psychologiczne funkcje religii stają dziś w obliczu ostrej konkurencji. W nowoczesnych społeczeństwach, kiedy ludzie doświadczają trudności psychologicznych, zwracają się do swojego lekarza, psychologa lub psychiatry. Chcą naukowej poprawki i preferują prawdziwe leki psychotropowe przepisywane przez lekarzy zamiast metaforycznych opiatów oferowanych przez religię. Co więcej, psychologowie sportowi odkrywają, że widzowie sportowi zapewniaja sobie wiele takich samych społecznych i duchowych korzyści, jakie ludzie uzyskują z członkostwa w kościołach. W poprzednim poście stwierdziłem, że sport zastępuje religię. Dokładnie to samo można argumentować za innymi formami rozrywki, z którymi widzowie są głęboko zaangażowani. W rzeczywistości religia walczy o zwycięstwo w rywalizacji w popularnych mediach, takich jak televangelism i christian rock oraz poprzez organizację żywej świeckości w kościele. Powody, dla których kościoły tracą grunt w krajach rozwiniętych można streścić w kategoriach rynkowych. Po pierwsze, dzięki lepszej nauce i rządowym sieciom bezpieczeństwa oraz mniejszym rodzinom, mniej jest strachu i niepewności w codziennym życiu ludzi, a tym samym mniej rynku dla religii. Jednocześnie oferuje się wiele alternatywnych produktów, takich jak leki psychotropowe i rozrywka elektroniczna, które mają mniej przywiązań i które nie wymagają niewolniczej zgodności z nienaukowymi wierzeniami.
-> [link widoczny dla zalogowanych]

Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Nie 23:01, 10 Cze 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:28, 10 Cze 2018    Temat postu:

Tekst raczej objaśnia powody dla których ludziom przestaje być potrzebna religia, co jeszcze nie oznacza ateizmu - mamy mnóstwo wierzących niepraktykujących, oraz osoby wierzące w Boga które nie czują się związane z jakąkolwiek religią.
Do tego jak wyjaśnić fenomen poziomu religijności w USA - wszystkie powody rozkwitu ateizmu w Europie występują także w Stanach - możesz się Dyskurs wykazać.
Dlaczego Czechy i Polska mimo bardzo zbliżonego poziomu życia i kultury pod względem liczby ateistów dzieli przepaść?
Wiara w Boga rozwiązuje sporo problemów egzystencjalnych - jest pewnym drogowskazem, może i niekoniecznie kierującym tam gdzie chcemy dojść, ale gdy ktoś nie potrafi samemu sobie wyznaczyć celu i poszukać drogi taka opcja jest kusząca, szczególnie gdy rodzice nas na nią wprowadzili i sprawili że to znana droga, że się ktoś do takiej wizji przywiązał.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33545
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:13, 11 Cze 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Do tego jak wyjaśnić fenomen poziomu religijności w USA - wszystkie powody rozkwitu ateizmu w Europie występują także w Stanach

Dlaczego Czechy i Polska mimo bardzo zbliżonego poziomu życia i kultury pod względem liczby ateistów dzieli przepaść?

Europa ma za sobą historię wojen religijnych. Ta sytuacja też właśnie mocno różnicuje Polskę i Czechy, bo w Polsce katolicyzm był ostoją ruchów niepodległościowych, zaś w Czechach kojarzy się bardziej z agresją przeciw wolności Czechów.
Weźmy przykładowo taką Francję - tam rewolucja zmiotła nie tylko arystokratów, ale i znaczenie kleru. Z kolei w Anglii najpierw religijność uwikłała się w konflikt skutkujący powstaniem protestantyzmu anglikańskiego, by później uzyskać postać mocno zeświecczoną. Generalnie w Europie protestantyzm jakoś raczej się nie obronił przed zeświecczeniem.

Ciekawą sytuacje mamy wśród narodów wyznających prawosławie. Choć były one w dużej części pod przymusową kuratelą ZSRR i propagandy ateistycznej, teraz religia tam odżywa (choć i ateizm wciąż jest silny).
Fascynuje mnie trochę religijność Greków - w szczególny sposób intrygująca, łącząca zeświecczenie ze sporym szacunkiem dla religii i jednak znaczeniem tejże.
Zgodziłbym się z tezą, że w krajach bogatych i sytych potrzeba religijności ogólnie się zmniejsza. Widać to i w Polsce. Nie tak dawno znajomy zauważył, że ponoć w zeszłym roku (nie sprawdzałem, może źle się dowiedział, ale chyba coś w tym jest) zawarto więcej małżeństw świeckich - w urzędzie stanu cywilnego, niż kościelnych. Ja w swoim otoczeniu obserwuję znaczącą ekspansję ateizmu. I trochę sie tej tendencji nie dziwię, bo polski katolicyzm chyba się w tych przemianach po roku 1989 pogubił. Owo pogubienie wynika z dość podstawowego problemu - za dużo wciąż może stracić, jeśliby zapoczątkował poważniejsze zmiany w stylu nauczania. Wciąż więc Kościół mocno stawia na aspekt tradycyjny, kulturowy, mocno zaniedbując aspekt intelektualny. Tzn. ten ostatni aspekt oczywiście w kościele jest, a nawet jest go wcale nie mało, ale działa bardziej w ukryciu, nikt go nie promuje. Za to mocno promują się środowiska typu Radio Maryja. Efektem jest polaryzacja w środowisku katolików, zaś ci, którym radiomaryjność mocno przeszkadza, odchodzą od religii. A z tego co widzę, naprawdę wielu Polaków nie jest w stanie zaakceptować tej wizji religii, jaką promuje ojciec Rydzyk (i przyjaciele). Co ciekawe tenże sam ruch radiomaryjny jednocześnie mocno konsoliduje środowiska tradycyjne - trochę tnie polską religijność jak brzytew.
Dziwię się, że grupa światłych polskich biskupów nie była w stanie przeciwstawić się hegemonii radiomaryjności, nie umiała stworzyć wyrazistej alternatywy. Ja w braku owej alternatywy widzę aktualnie główny powód słabnięcia znaczenia katolicyzmu w polskim spoleczeństwie. Po prostu wielu rozumuje na zasadzie: skoro aby być w Polsce katolikiem, to trzeba być moherowym, więc jak w ogóle dziękuję za taką religię.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin