Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Problemy egzystencjalne istot świadomych
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2504
Przeczytał: 112 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:36, 24 Sie 2024    Temat postu: Problemy egzystencjalne istot świadomych

Ktoś kiedyś napisał, że człowiek próbuje odnaleźć swoje miejsce na tym świecie, zabawnie się przy tym miotając.


Rozmawiając z ludźmi i obserwując ich dochodzę do wniosku, że takim częstym celem jest wypracowanie sobie jak najlepszego miejsca w tym świecie, czyli chodzi o to, aby dobrze się urządzić. Najczęściej oparte jest to o takie wartości, jak kasa, zdobycie partnera/partnerki, dobra pozycja/znaczenie w kręgu ludzi, którzy nas znają. Człowiek nie lubi jak się innym powodzi, a jemu nie. Czyli najczęściej jest chyba tak, że człowiek stawia sobie te podstawowe cele (chyba wynikające z naszej biologicznej natury i będące dziedzictwem naszych zwierzęcych przodków) i jak się uda je zrealizować to jest ok, ale jeśli się nie uda to pojawia się frustracja, bo jesteś nikim.

Moje pytanie:
Waszym zdaniem, z czego wynika to "miotanie się" człowieka?
Z tego, że człowiek stawia sobie w życiu cele?
A może z tego, że stawia sobie ich za dużo?
A może z tego, że są one niewłaściwe?
A może właściwe, ale świat jest wrednie urządzony i człowiek musi cierpieć, stawać się sfrustrowany i nic z tym nie zrobimy?
W sposób zgubny wykazujemy własną sprawczość?

No więc jaki jest największy problem człowieka na tym świecie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 22746
Przeczytał: 86 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 10:06, 25 Sie 2024    Temat postu: Re: Problemy egzystencjalne istot świadomych

Katolikus napisał:
Ktoś kiedyś napisał, że człowiek próbuje odnaleźć swoje miejsce na tym świecie, zabawnie się przy tym miotając.


Rozmawiając z ludźmi i obserwując ich dochodzę do wniosku, że takim częstym celem jest wypracowanie sobie jak najlepszego miejsca w tym świecie, czyli chodzi o to, aby dobrze się urządzić. Najczęściej oparte jest to o takie wartości, jak kasa, zdobycie partnera/partnerki, dobra pozycja/znaczenie w kręgu ludzi, którzy nas znają. Człowiek nie lubi jak się innym powodzi, a jemu nie. Czyli najczęściej jest chyba tak, że człowiek stawia sobie te podstawowe cele (chyba wynikające z naszej biologicznej natury i będące dziedzictwem naszych zwierzęcych przodków) i jak się uda je zrealizować to jest ok, ale jeśli się nie uda to pojawia się frustracja, bo jesteś nikim.

Moje pytanie:
Waszym zdaniem, z czego wynika to "miotanie się" człowieka?
Z tego, że człowiek stawia sobie w życiu cele?
A może z tego, że stawia sobie ich za dużo?
A może z tego, że są one niewłaściwe?
A może właściwe, ale świat jest wrednie urządzony i człowiek musi cierpieć, stawać się sfrustrowany i nic z tym nie zrobimy?
W sposób zgubny wykazujemy własną sprawczość?

No więc jaki jest największy problem człowieka na tym świecie?


Szkoda, że nie możesz pogadać o tym z owieczką bo forum go zmiotło. Slusznie czy nieslusznie, nie wiem.

Szczególnie to stwierdzenie: człowiek nie lubi jak się innym powodzi a jemu nie. :) :wink:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2504
Przeczytał: 112 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:54, 25 Sie 2024    Temat postu: Re: Problemy egzystencjalne istot świadomych

Katolikus napisał:
Ktoś kiedyś napisał, że człowiek próbuje odnaleźć swoje miejsce na tym świecie, zabawnie się przy tym miotając.


Gdybyśmy nagle trafili do ciemnego, głuchego, nieznanego lasu, to pewnie chcielibyśmy znaleźć jakieś bezpieczne miejsce, gdzie moglibyśmy się schronić, rozbić namiot itd. Potem zaczęlibyśmy się rozglądać za jedzeniem, poszli na polowanie, a następnie zaczęli się zastanawiać, jak się stąd wydostać. Trochę podobnie jest z naszym przyjściem na świat. Też zaczynamy istnieć w jakimś nieznanym nam świecie, nie znamy nawet samych siebie, ale z racji tego, że nie żyjemy na pustyni w osamotnieniu, tylko w jakimś społeczeństwie i kulturze to są nam wdrukowywane jakieś zasady życia. Działają też na nas jakieś instynkty np. instynkt przetrwania, który jest właściwy każdej formie życia.
Ale mimo to miotamy się, bo za dużo jest niewiadomych, a życie zrzuca na nas liczne wyzwania/problemy, które wymuszają na nas jakieś decyzje.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32747
Przeczytał: 68 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 23:08, 25 Sie 2024    Temat postu: Re: Problemy egzystencjalne istot świadomych

Katolikus napisał:
Katolikus napisał:
Ktoś kiedyś napisał, że człowiek próbuje odnaleźć swoje miejsce na tym świecie, zabawnie się przy tym miotając.


Gdybyśmy nagle trafili do ciemnego, głuchego, nieznanego lasu, to pewnie chcielibyśmy znaleźć jakieś bezpieczne miejsce, gdzie moglibyśmy się schronić, rozbić namiot itd. Potem zaczęlibyśmy się rozglądać za jedzeniem, poszli na polowanie, a następnie zaczęli się zastanawiać, jak się stąd wydostać. Trochę podobnie jest z naszym przyjściem na świat. Też zaczynamy istnieć w jakimś nieznanym nam świecie, nie znamy nawet samych siebie, ale z racji tego, że nie żyjemy na pustyni w osamotnieniu, tylko w jakimś społeczeństwie i kulturze to są nam wdrukowywane jakieś zasady życia. Działają też na nas jakieś instynkty np. instynkt przetrwania, który jest właściwy każdej formie życia.
Ale mimo to miotamy się, bo za dużo jest niewiadomych, a życie zrzuca na nas liczne wyzwania/problemy, które wymuszają na nas jakieś decyzje.

Dlatego chyba można zrozumieć tych ateistów, którzy zauważają, iż dobry Bóg nie bardzo pasuje w tym kontekście do tradycyjnej roli, jaką się Mu chce w religii nadać - sędziego, który miałby karać za nieposłuszeństwo. To by może miało sens, gdyby owe normy, jakie człowiek ma w życiu spełniać, były rzeczywiście niepodważalne, gdyby zostały podane z jawnie boskiego źrodła - np. w sposób magiczny objawiały się na niebie. Tymczasem te formy przekazu woli Boga, jakie mamy w religiach, są wyraźnie niepewne, interpretacje ich są nieraz skonfliktowane w zależności od tego, która religia je interpretuje. Fundamentaliści maści wszelakiej mogą oczywiście zaklinać rzeczywistość (i najczęściej to robią) swoimi stwierdzeniami, jak to "oczywistym jest", że akurat ich grupa religijna jest w posiadaniu tego absolutu wyrażonej woli od samego Boga, jak to rzekomo oni niczego nie interpretowali, tylko wprost odczytują "prawdę". Ale już odrobina krytycznego spojrzenia na nich, jakaś minimalna dozna zdrowego rozsądku, połączona z porównaniem z fundamentalistami z wyznania konkurencyjnego (którzy tak samo jako "absolutne" traktują inne rozumienie woli Boga) pokaże, iż ci fundamentaliści albo zamykają oczy na oczywiste okoliczności, albo po prostu jawnie kłamią i manipulują, zgrywając niby mądrych, choć od logicznej strony niespójnych, czyli głupich.
Według mnie sensowność uznania, że Bóg rzeczywiście istnieje, a także że jest dobry, domaga się więc rewizji tego fundamentalistycznego obrazu Boga - sędziego, który każe za nieposłuszeństwo. Tylko co jest w zamian?...
- W zamian jest wg mnie Bóg, który rzuca człowieka w ten świat, aby ów człowiek mógł okazać swój ROZUM i WOLĘ w celu ODNALEZIENIA SAMODZIELNIE DOBREJ DROGI. W obliczu tego, że nawet fundamentalista oczekuje od innowierców nawracania się na jego wiarę, czyli odstępowania od tych (nieraz też bardzo fundamentalistycznie przedstawianych) zasad swojej pierwszej wiary, to fundamentalista nie może bez popadania w sprzeczność głosić po prostu posłuszeństwa. Nawracający się na słuszną (wedle danego fundamentalisty) religię porzuca przecież najczęściej religię swoich przodków, a więc jawnie jest tym pierwotnym zasadom NIEPOSŁUSZNY. Fundamentalista więc OCZEKUJE od innych jakiejś formy OSOBISTEGO WYBORU, POMYŚLENIA NAD ZASADAMI, NIEPOSŁUSZEŃSTWA, A NIE POSŁUSZEŃSTWA BEZWARUNKOWEGO. To, jakim pretekstem będzie fundamentalista uzasadniał, dlaczego to właśnie jego autorytetom religijnym wszyscy winni są posłuszeństwo, a autorytetom innej religii już nie, nie zmienia zupełnie tego, że ów pretekst do nieposłuszeństwa ostatecznie wiedzie.

Bóg zatem (zakładając, że jest dobry, że nie domaga się od człowieka sprzecznych reakcji) musi oczekiwać od człowieka czegoś innego niż ślepego posłuszeństwa ludzkim autorytetom. Wymaga - AKTYWNEGO POSZUKIWANIA prawdy, sensu, dobra, czyli dążenia do Niego. Żadne autorytety religijne nie zostały wyróżnione w sposób wyraźnie wskazujący na to, że owo wyróżnienie jest bezpośrednio wolą Boga. Żadne autorytety nie mogą się pochwalić jakimś absolutnie wyrazistym charyzmatem, czymś stawiającym je ponad innych ludzi. Same autorytety zaś są też WYBIERANE PRZEZ LUDZI - czy to ludzi we władzach danej wspólnoty religijnej, czy przez samych wyznawców, którzy ostatecznie godzą się na bycie posłusznymi.

Jeśli tak jest (a wydaje mi się, że nie byłem tendencyjny przy przedstawianiu tej sytuacji), to znaczy, że to główne przesłanie od Boga jest SKIEROWANE DO KAŻDEGO CZŁOWIEKA OSOBIŚCIE, a także że odpowiedź ze strony człowieka chyba też miałaby być osobista, uczciwa, zgodna z sumieniem i szczerze wyznawanymi wartościami.
Przy takim założeniu nagle cały obraz z tą niejasnością, którą wskazywał cytat z początku tego posta, zaczyna się klarować. Wtedy nagle nabiera sensu to, że nic tu do końca nie jest pewne. Ta niepewność jest bowiem najlepszym środowiskiem do tego, aby człowiek MÓGŁ SIĘ SPRAWDZAĆ, mógł ustalać, kim jest on, a także jaki jest świat, jakie są inne istoty myślące i czujące, zaś w końcu też zbliżać się do samego Boga.

Obraz sensu życia, jaki wyłania się z zaleceń fundamentalistów, którzy za główny nakaz uznają posłuszeństwo autorytetom religijnym, czyni życie człowieka właściwie zbędnym, Skoro i tak człowiek ma być tylko posłuszny, jeśli nie musi okazywać swoich wyższych funkcji mentalnych, jeśli nie miałby się doskonalić, tylko brać "gotowca" od swoich religijnych władz, to znaczyłoby, że życie takiego człowieka w ogóle do niczego jest niepotrzebne, bo wystarczyłoby na początku dać temu człowiekowi owe wzorce do bezwarunkowego zaakceptowania i już sprawa byłaby załatwiona.
Zupełnie inaczej jawi się sens, w którym to właśnie o tę drogę poszukiwań, samodzielność, sprawdzanie się osób na wielu mentalnych frontach chodzi. Wtedy owa niejasność zasad, konieczność sięgnięcia do głębszych warstw rozumu, doświadczania, doskonalenia się, staje się naturalna i niezbędna.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2504
Przeczytał: 112 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 1:51, 26 Sie 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dlatego chyba można zrozumieć tych ateistów, którzy zauważają, iż dobry Bóg nie bardzo pasuje w tym kontekście do tradycyjnej roli, jaką się Mu chce w religii nadać - sędziego, który miałby karać za nieposłuszeństwo. To by może miało sens, gdyby owe normy, jakie człowiek ma w życiu spełniać, były rzeczywiście niepodważalne, gdyby zostały podane z jawnie boskiego źrodła - np. w sposób magiczny objawiały się na niebie. Tymczasem te formy przekazu woli Boga, jakie mamy w religiach, są wyraźnie niepewne, interpretacje ich są nieraz skonfliktowane w zależności od tego, która religia je interpretuje.


Mnie się wydaje, że w religii nie ma problemu z jasnym sprecyzowaniem, co jest grzechem.
Np. na poniższej stronie wyjaśnione jest, że
"Obiektywnie ciężkie winy to popełnione świadomie i z własnego wyboru np.
ŚWIĘTOKRADZTWO, PRAKTYKOWANIE MAGII LUB SPIRYTYZMU,
NIEOBECNOŚĆ NA MSZY ŚW. W NIEDZIELE LUB OBOWIĄZUJĄCE ŚWIĘTA,
CIĘŻKIE PRACE BEZ POTRZEBY W DZIEŃ PAŃSKI,
NIENAWIŚĆ BLIŹNIEGO, ZABÓJSTWO NIEWINNEGO,
UCZESTNICZENIE W ABORCJI,
POWAŻNE ZRANIENIE KOGOŚ,
NIERZĄD, ROZWIĄZŁOŚĆ, CUDZOŁÓSTWO, ZGORSZENIE,
CZĘSTE NADUŻYWANIE ALKOHOLU,
ODRZUCENIE BOŻEJ MIŁOŚCI.
[link widoczny dla zalogowanych]

A na poniższej stronie jest nawet bardzo fajna tabelka, która ciekawie prezentuje co jest grzechem, definicja każdego grzechu i jakie są tego konsekwencje. Kliknij na zakładkę "lista najczęstszych grzechów ciężkich".
[link widoczny dla zalogowanych]


Jest też objawionych 10 przykazań Bożych, które też są raczej wyrażone w formie zrozumiałej. Dalej z tego w sposób pewny można wnioskować, co jest grzechem, za co Bóg mógłby karać. Tak więc można argumentować, że przynajmniej niektóre normy, jakie w życiu człowiek ma spełniać zostały objawione raczej w sposób zrozumiały.

Piszę o tym, nie dlatego, aby bronić obrazu Boga karzącego i surowego, ale po to, bo zastanawiam się, czy logika ortodoksyjnych wyznawców wiary jest, aby na pewno taka niespójna w kontekście tego o czym piszesz wyżej.

Cytat:
Według mnie sensowność uznania, że Bóg rzeczywiście istnieje, a także że jest dobry, domaga się więc rewizji tego fundamentalistycznego obrazu Boga - sędziego, który każe za nieposłuszeństwo.


Zgadzam się. :szacunek: Wydaje mi się, że tradycyjna narracja zakłada, że człowiek żyje na tym świecie, bo jest to kara za nieposłuszeństwo pierwszej pary w raju, która posłuchała podszeptów szatana, choć mieli jasno zakomunikowane, że z tego drzewa spożywać im nie wolno. Taka interpretacja jednak słabo pasuje do Boga, który miałby być miłością, cudowną, wspaniałą i absolutnie mądrą istotą. Dosłowne czytanie pewnych tekstów prowadzi do różnych absurdów. Dlatego zgoda - fundamentalistyczna interpretacja domaga się nowego przemyślenia.

Cytat:
W zamian jest wg mnie Bóg, który rzuca człowieka w ten świat, aby ów człowiek mógł okazać swój ROZUM i WOLĘ w celu ODNALEZIENIA SAMODZIELNIE DOBREJ DROGI.


A jakbyś opisał sytuację człowieka, który zaczyna istnieć na tym świecie?
Na pewno nie przychodzimy na ten świat jako wszechmądrzy geniusze super znający otaczający nas świat i własną naturę. Nikt też nam nie udowodnił jak należy żyć i do czego dążyć, na jakich wartościach oprzeć swoją mentalną strukturę itd.

No właśnie, a jak ty byś opisał kondycję pojawiającego się na tym świecie człowieka? Nie mam na myśli naszych przodków, tylko raczej ludzi współczesnych.


To może tu na tę chwilę postawię kropkę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32747
Przeczytał: 68 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 10:37, 26 Sie 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Tak więc można argumentować, że przynajmniej niektóre normy, jakie w życiu człowiek ma spełniać zostały objawione raczej w sposób zrozumiały.

Normy mogą być zrozumiałe. Jednak chodzi mi o to, że nie są takie same, bo różne wyznania i różne autorytety jedne postawy traktują jako grzechy, a inne wyznania już nie. Wiele zaleceń żydowskich (a przecież Tora jest częścią naszej Biblii, wyznajemy tego samego Boga) chrześcijanie lekceważą - np. jedzenie wieprzowiny, co dla Żydów jest grzechem wielokrotnie w biblijnych przekazach piętnowanym.

Katolikus napisał:
Cytat:
W zamian jest wg mnie Bóg, który rzuca człowieka w ten świat, aby ów człowiek mógł okazać swój ROZUM i WOLĘ w celu ODNALEZIENIA SAMODZIELNIE DOBREJ DROGI.


A jakbyś opisał sytuację człowieka, który zaczyna istnieć na tym świecie?
Na pewno nie przychodzimy na ten świat jako wszechmądrzy geniusze super znający otaczający nas świat i własną naturę. Nikt też nam nie udowodnił jak należy żyć i do czego dążyć, na jakich wartościach oprzeć swoją mentalną strukturę itd.

No właśnie, a jak ty byś opisał kondycję pojawiającego się na tym świecie człowieka? Nie mam na myśli naszych przodków, tylko raczej ludzi współczesnych.

Wierzę, że rozwój myśli ludzkiej jest czymś bardzo pozytywnym. Kondycja współczesnej ludzkości jest taka, że mamy tu wielu ludzi wybitnych, wspaniałych, zadziwiająco mądrych (trochę tu bym się doszukiwał natchnień od Pana), którzy już zrozumieli naprawdę wiele z woli Boga, z tego jakie jest Jego przesłanie dla ludzkości. Tych ludzi jest wielu w sensie bezwzględnym, choć tak procentowo, to chyba rzecz ma się gorzej. Większość ludzkości bowiem, choć może nie jest całkiem zła, to duchową ambicję ma na poziomie... średnim.
:(

Ludziska raczej gonią za drobnymi przyjemnościami życia, marnotrawiąc w znacznym stopniu swoje możliwości. Z drugiej strony boski zamysł tego świata jest w gruncie rzeczy bardziej przemyślny, niż to na pierwszy rzut oka widać. Dlatego większość z tych - nazwijmy ich "przyziemnymi" - ludzi, nawet jeśli w znacznym stopniu zaniedbuje świadomą postać doskonalenia się, to i tak się doskonali w pewnym sensie... przymusowo. Wychowując dzieci, opiekując się innymi osobami wymagającymi pomocy, rozwiązując problemy życia codziennego (często w duchu poszanowania innych istot) człowiek, który nawet nie poszedł w stronę w pełni uświadomionych duchowych poszukiwań, też w znacznym stopniu realizuje swoje życiowe boskie powołanie. Dlatego np. nie będę jakoś silnie tu promował filozofowania, jako czegoś obowiązkowego w życiu. Większości ludzi wystarczy ta mała refleksja nad sobą, że trzeba się ograniczać z dążeniem do przyjemności, że trzeba pomagać potrzebującym i ogólnie czynić dobro. I chyba większość ludzi, przynajmniej w pewnym ograniczonym stopniu, stara się to dobro czynić. Wychodzi to oczywiście raz lepiej, raz gorzej, ale tak to właśnie ma być - bo mamy tu na świecie zgromadzonych ludzi na bardzo różnych poziomach rozwoju. Więc trzeba się też pogodzić z tym, że w duchowym sensie też "nie od razu Kraków zbudowano".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5487
Przeczytał: 67 tematów


PostWysłany: Pon 11:38, 26 Sie 2024    Temat postu: Re: Problemy egzystencjalne istot świadomych

Katolikus napisał:
Moje pytanie:
Waszym zdaniem, z czego wynika to "miotanie się" człowieka?
Z tego, że człowiek stawia sobie w życiu cele?
A może z tego, że stawia sobie ich za dużo?
A może z tego, że są one niewłaściwe?
A może właściwe, ale świat jest wrednie urządzony i człowiek musi cierpieć, stawać się sfrustrowany i nic z tym nie zrobimy?
W sposób zgubny wykazujemy własną sprawczość?

No więc jaki jest największy problem człowieka na tym świecie?

Przeciętny człowiek nie wie kim jest, i nie może tej zagadki rozwiązać. Nie wie czego ostatecznie chce, spełnienie których pragnień go usatysfakcjonuje.
Jak już będziesz miał wszystko czego chcesz, to o co obecnie zabiegasz, co zrobisz ze swoim czasem? Będziesz patrzył na to co masz, czy zabiegał o to, żeby tego nie stracić?

Największym problemem jest wiec to, że człowiek jest bytem umownym, zmyślonym. Jak usatysfakcjonować taki zlepek konceptów? Czym jest usatysfakcjonowana projekcja? Odpowiedź jest możliwa tylko "tu i teraz" i nie jest to odpowiedź obiektywna.


Cytat:
Zgadzam się. :szacunek: Wydaje mi się, że tradycyjna narracja zakłada, że człowiek żyje na tym świecie, bo jest to kara za nieposłuszeństwo pierwszej pary w raju, która posłuchała podszeptów szatana, choć mieli jasno zakomunikowane, że z tego drzewa spożywać im nie wolno.

Czy oni czasem nie zjedli owocu z drzewa wiedzy o dobru i zlu, bez której nie mogli wiedzieć, co to znaczy, wolno i nie wolno, bo nie rozumieli czym są negatywne (złe) konsekwecje działania? Sorki, ale autorzy Starego Testamentu nie byli tytanami intelektu.

Michał napisał:
Ludziska raczej gonią za drobnymi przyjemnościami życia, marnotrawiąc w znacznym stopniu swoje możliwości.

Możliwości w osiągnięciu dużych przyjemności? Przyjemność jest dobra z własnej definicji, więc możemy jedynie prównywać przyjemności do siebie. Lepsze od drobnych przyjemności są tylko większe\trwalsze przyjemnośći, a więc wszelkie wskazówki Boga powinny jedynie zwiększać przyjemność, redukując cierpienie. Jakoś tego nie zauważyłem czytając Biblię.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Pon 11:48, 26 Sie 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2504
Przeczytał: 112 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:19, 26 Sie 2024    Temat postu:

Banjankri napisał:
Przeciętny człowiek nie wie kim jest, i nie może tej zagadki rozwiązać.


Bo przeciętny człowiek chyba nie odczuwa potrzeby kwestionowania własnych myśli i zastanych w sobie przekonań. A może nawet nie bardzo wie jak się za to zabrać?
Ponad to przeciętny człowiek ma codzienne życie wypełnione praca, rozrywką, różnymi codziennymi obowiązkami, że zwyczajnie nie ma czasu na zastanawianie się kim jest.

Cytat:
Nie wie czego ostatecznie chce, spełnienie których pragnień go usatysfakcjonuje.


Ciekawa uwaga. No bo w sumie startujemy w to życie z różnymi pragnieniami i nie wiemy, których spełnienie przyniesie nam szczęście i jak je zrealizować. Tego pomału każdy się chyba uczy. A źle obsłużone pragnienia chyba zniszczą człowieka.

Cytat:
Czy oni czasem nie zjedli owocu z drzewa wiedzy o dobru i zlu, bez której nie mogli wiedzieć, co to znaczy, wolno i nie wolno, bo nie rozumieli czym są negatywne (złe) konsekwecje działania? Sorki, ale autorzy Starego Testamentu nie byli tytanami intelektu.


Wiedzieli, co dobre, a co złe. Wszystko było dobre oprócz zerwania i zjedzenia owocu. Zjedzenie owocu to metafora uzyskania atrybutu boskości o decydowaniu, co dobre, a co złe. Pierwsza para zabrała się za coś co ich przerosło. Tak to rozumiem. Ale to chyba nie jest jedyna interpretacja. Są różne.


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Pon 18:20, 26 Sie 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5487
Przeczytał: 67 tematów


PostWysłany: Pon 20:21, 26 Sie 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Cytat:
Czy oni czasem nie zjedli owocu z drzewa wiedzy o dobru i zlu, bez której nie mogli wiedzieć, co to znaczy, wolno i nie wolno, bo nie rozumieli czym są negatywne (złe) konsekwecje działania? Sorki, ale autorzy Starego Testamentu nie byli tytanami intelektu.


Wiedzieli, co dobre, a co złe. Wszystko było dobre oprócz zerwania i zjedzenia owocu. Zjedzenie owocu to metafora uzyskania atrybutu boskości o decydowaniu, co dobre, a co złe. Pierwsza para zabrała się za coś co ich przerosło. Tak to rozumiem. Ale to chyba nie jest jedyna interpretacja. Są różne.

Skoro wiedzieli, co jest dobre a co złe, to co dawało zjedzenie owocu z drzewa wiedzy? Nie wiedzieli nic, nawet tego, że mają siusiaka i siśke. Zresztą jest to opisane w Biblii, trzeba tylko przeczytać bez zakładania metafor, którymi można uzasadnić co tam się chce.

Cytat:
Ponad to przeciętny człowiek ma codzienne życie wypełnione praca, rozrywką, różnymi codziennymi obowiązkami, że zwyczajnie nie ma czasu na zastanawianie się kim jest.

Każda chwila cierpienia jest podstawą refleksji. Niestety ludzie mają tendencję do racjonalizacji i obarczania winą innych. Czy czasem Bóg nie jest takim właśnie obiektem, wieszakiem na zmartwienia i troski? Czy właśnie przez to, że w trudnych sytuacji ludzie nie stają przed lustrem, tylko do modlitwy, nie uciekają od siebie w swoje fantazje? Wiemy, że modlitwa obiektywnie nie działa, musi wiec działać subiektywnie, bo inaczej by jej nie było.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2504
Przeczytał: 112 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 0:14, 27 Sie 2024    Temat postu:

Banjankri napisał:
Katolikus napisał:
Cytat:
Czy oni czasem nie zjedli owocu z drzewa wiedzy o dobru i zlu, bez której nie mogli wiedzieć, co to znaczy, wolno i nie wolno, bo nie rozumieli czym są negatywne (złe) konsekwecje działania? Sorki, ale autorzy Starego Testamentu nie byli tytanami intelektu.


Wiedzieli, co dobre, a co złe. Wszystko było dobre oprócz zerwania i zjedzenia owocu. Zjedzenie owocu to metafora uzyskania atrybutu boskości o decydowaniu, co dobre, a co złe. Pierwsza para zabrała się za coś co ich przerosło. Tak to rozumiem. Ale to chyba nie jest jedyna interpretacja. Są różne.

Skoro wiedzieli, co jest dobre a co złe, to co dawało zjedzenie owocu z drzewa wiedzy? Nie wiedzieli nic, nawet tego, że mają siusiaka i siśke. Zresztą jest to opisane w Biblii, trzeba tylko przeczytać bez zakładania metafor, którymi można uzasadnić co tam się chce.


Wiedzieli, ale zapragnęli sami ustanawiać, co jest dobre, a co złe. Zapragnęli posiąść boską kompetencję do decydowania o tym, co dobre i złe. To trochę tak jakby pięciolatek postanowił postawić się wyżej od własnych rodziców i od teraz zaczął to on decydować o zasadach rodzinnych.
Ja nie zakładam, że tekst biblijny jest tekstem historycznym. Staram się z tego opowiadania wydobyć jakieś głębsze i uniwersalne przesłania dotyczące kondycji duchowej człowieka. Mnie ten tekst m.in. uświadomił, że często w życiu codziennym ludzie bez najmniejszych wątpliwości stwierdzają, co jest prawdą, co jest dobre i złe. Ludzie oceniają tak jakby potrafili wydawać obiektywne osądy, co często prowadzi do różnych krzywdzących sytuacji.

Patrz punkt 2.
[link widoczny dla zalogowanych]

Cytat:
Cytat:
Ponad to przeciętny człowiek ma codzienne życie wypełnione praca, rozrywką, różnymi codziennymi obowiązkami, że zwyczajnie nie ma czasu na zastanawianie się kim jest.


Każda chwila cierpienia jest podstawą refleksji. Niestety ludzie mają tendencję do racjonalizacji i obarczania winą innych. Czy czasem Bóg nie jest takim właśnie obiektem, wieszakiem na zmartwienia i troski? Czy właśnie przez to, że w trudnych sytuacji ludzie nie stają przed lustrem, tylko do modlitwy, nie uciekają od siebie w swoje fantazje? Wiemy, że modlitwa obiektywnie nie działa, musi wiec działać subiektywnie, bo inaczej by jej nie było.


Lustro i modlitwa nie muszą się wykluczać.
A uciekanie "od siebie w swoje fantazje" to jest generalnie problem ludzkości, a nie samych osób wierzących.


Ale chciałbym wrócić do tego, co napisałeś wcześniej.
"Przeciętny człowiek nie wie kim jest, i nie może tej zagadki rozwiązać. Nie wie czego ostatecznie chce, spełnienie których pragnień go usatysfakcjonuje."

Czyli twoim zdaniem cierpienie człowieka bierze się z nieuporządkowanych pragnień, które szarpią człowieka w różne strony?
Czy twoim zdaniem są w człowieku takie pragnienia, które szczególnie są problematyczne? Jeśli tak, to które i dlaczego?

Czy zgodzisz się z ludźmi, którzy uważają, że człowiek tak powinien tym swoim życiem zarządzać, aby osiągnął wysoką pozycję (np. zawodową), podziw, atrakcyjnego partnera/partnerkę, duże liczby na koncie, bo to jest właśnie to, co się naprawdę liczy w naszym życiu?

Chyba coś człowieka pcha do takiego właśnie myślenia, że to właśnie się liczy. Skąd to się bierze i czy to myślenie jest
słuszne?


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Wto 1:35, 27 Sie 2024, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2504
Przeczytał: 112 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 2:00, 27 Sie 2024    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Normy mogą być zrozumiałe. Jednak chodzi mi o to, że nie są takie same, bo różne wyznania i różne autorytety jedne postawy traktują jako grzechy, a inne wyznania już nie. Wiele zaleceń żydowskich (a przecież Tora jest częścią naszej Biblii, wyznajemy tego samego Boga) chrześcijanie lekceważą - np. jedzenie wieprzowiny, co dla Żydów jest grzechem wielokrotnie w biblijnych przekazach piętnowanym.


A to nie wiedziałem. W sumie to zawsze zakładałem, że trzy największe religie mają podobne zdanie, co do tego, co jest grzechem. Oczywiście, jeśli np. brać pod uwagę samo chrześcijaństwo to są różnice teologiczne np. jeśli postawimy pytanie "w jaki sposób dostępujemy łaski?" to chrześcijanie prawosławni, katolicy i protestanci udzielą różnych odpowiedzi. Ale co do tego, co jest grzechem to wydawało mi się, że panuje względna zgoda.

Cytat:
Ludziska raczej gonią za drobnymi przyjemnościami życia, marnotrawiąc w znacznym stopniu swoje możliwości.


To, że gonią "za drobnymi przyjemnościami życia" też chyba z czegoś wynika. :think: Może taka jest po prostu ludzka natura. Gdyby Bóg wmontował w człowieka silne pragnienie do rozwoju duchowego to ludzie goniliby nie za przyjemnościami.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5487
Przeczytał: 67 tematów


PostWysłany: Wto 9:16, 27 Sie 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Wiedzieli, ale zapragnęli sami ustanawiać, co jest dobre, a co złe. Zapragnęli posiąść boską kompetencję do decydowania o tym, co dobre i złe.

Nie wiem skąd taki wniosek, ale na pewno nie z tekstu.

Cytat:
To trochę tak jakby pięciolatek postanowił postawić się wyżej od własnych rodziców i od teraz zaczął to on decydować o zasadach rodzinnych.

Masz gdzieś jakąś decyzję tego typu w Księdze Rodzaju? Oni się w ogóle nie buntowali.

Cytat:
Ja nie zakładam, że tekst biblijny jest tekstem historycznym. Staram się z tego opowiadania wydobyć jakieś głębsze i uniwersalne przesłania dotyczące kondycji duchowej człowieka. Mnie ten tekst m.in. uświadomił, że często w życiu codziennym ludzie bez najmniejszych wątpliwości stwierdzają, co jest prawdą, co jest dobre i złe. Ludzie oceniają tak jakby potrafili wydawać obiektywne osądy, co często prowadzi do różnych krzywdzących sytuacji.

Tak, ludzkie prawdy prowadzą do krzywdzących sytuacji, a sytuacja opisana w Księdze Rodzaju jest tego najlepszym przykładem. Za nieposłuszeństwo, którego nie rozumieli, zostali wygnani i "obdarowani" cierpieniem. To samo byś zrobił temu pięciolatkowi, który postanowił postawić się wyżej?

Cytat:
Patrz punkt 2.
[link widoczny dla zalogowanych]

Racjonalizacja kompletnie odbiegająca od treści tekstu. Akurat w przypadku tego tekstu, interpreatacja dosłowna jest możliwa i jak najbardziej wskazana. Dla mnie fakt, że mogę dosłownie interpretować ten tekst jest niesamowity, bo pozwala zajrzeć do pierwszych chwil formowalia się ludzkiej świadomości. Nadinterpretacja i dokonywanie projekcji własnych słabości jest tutaj jedynie symbolem psycho-emocjonalnych niedojrzałości.

Cytat:
Lustro i modlitwa nie muszą się wykluczać.

Nie muszą, można łączyć te dwa aspekty, ale będzie się to odbywać na zasadzie rywalizacji, aż któreś wygra. Stracisz Boga, albo siebie.

Cytat:
A uciekanie "od siebie w swoje fantazje" to jest generalnie problem ludzkości, a nie samych osób wierzących.

Owszem, różnica jednak polega na wadze tych fantazji. Własne fantazje są o wiele słabszą formą niż te utrwalone przez wieki. Za wiarą morzesz się schować, ale jak się zaczniesz chować za własnymi fantazjami, to możesz skończyć ubezwłasnowolniony. Innymi słowy, wiara (zwłaszcza pochodząca z zewnątrz) jest dużo trudniejszą fantazją do rozwiązania.

Katolikus napisał:
Czyli twoim zdaniem cierpienie człowieka bierze się z nieuporządkowanych pragnień, które szarpią człowieka w różne strony?

Tak, i to w oczywisty sposób. Pragnienie jest projekcją siebie w miejsce i czas, w którym będziemy doznawać tego, czego pragniemy. Nie możemy jednak opuścić teraźniejszości, więc "część nas" zostaje w tu i teraz, określając to miejsce jako gorsze, niż docelowe. Czyli, pragnienie pogarsza jakość obecnego samopoczucia, generując idee stanu satyfakcjonującego, czyniąc obecną chwilę dyssatysfakcjonującą.

Cytat:
Czy twoim zdaniem są w człowieku takie pragnienia, które szczególnie są problematyczne? Jeśli tak, to które i dlaczego?

Wszystkie pragnienia składają się na jaźń człowieka. Innymi słowy, jesteś sumą swoich niedoskonałości. Dlaczego? Bo każdy aspekt naszej osoby zbudowany jest z dualizmu między tym jacy jesteśmy, a jacy chcielibyśmy być.
"Mógłbym być bogaty, ale jestem biedny", "Mógłbym być przystojny, ale jestem brzydki", "chciałbym być wpływowy, ale nic nie mogę zmienić".
To, które pragnienia są szczególnie problematyczne, jest kwestią indywidualną i dynamiczną. Jeśli uda ci się pozbyć jednego pragnienia, inne stanie się numerem 1, i zacznie determinować sens twojego życia.
Ja wprowadzam tutaj dualizm, który dzieli wszystko na satysfakcjonującego i dyssatysfakcjonujące. Nie szukam rozwiązań na poszczególne problemy wywołane pragnieniami, a na cały mechanizm. To głęboka analiza, która rozpatruje wszelkie za i przeciw. Niemniej jednak, gdybym miał podać przykłady problematycznych pragnień, to chyba najgorsze są te, które zabierają najwięcej czasu, i których nie możemy się pozbyć. Dla przykładu, uporczywe pożądanie, którego nie można zaspokoić. Tutaj religia nie pomaga, bo zakazuje prawie wszystkich mechanizmów uwolnienia się. Owszem, stara się zapobiec niechcianym nawykom, ale jezeli już istnieją, to nie pozwala ich rozładować.

Cytat:
Czy zgodzisz się z ludźmi, którzy uważają, że człowiek tak powinien tym swoim życiem zarządzać, aby osiągnął wysoką pozycję (np. zawodową), podziw, atrakcyjnego partnera/partnerkę, duże liczby na koncie, bo to jest właśnie to, co się naprawdę liczy w naszym życiu?

To co opisujesz, to przypadek ogólny, wynikający z natury społeczeństwa, który stara się zaadresować jak najwięcej indywidualnych pragnień, czyli mieć kontrolę nad jak największą częścią rzeczywistości. To jest wynik judeo-chrześcijańskiej kultury, opartej o idoli. W tej kulturze, jaklepszym stanem jest boskość, wszechwiedza i wszechmoc.

Cytat:
Chyba coś człowieka pcha do takiego właśnie myślenia, że to właśnie się liczy. Skąd to się bierze i czy to myślenie jest
słuszne?

Pcha go kultura, a raczej ciągnie. Nie można służyć dwóm panom. Albo jesteś sobą, albo gonisz za idolem, którym chcesz być. W żywym interesie kultury, i wszystkich jej członków, jest to, abyś do niej dołączył. Ten interes odbywa się twoim kosztem. Innymi słowy, kultura obiecując satysfakcję, a tak naprawdę ją odbiera. Coś jak marchewka na kiju.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Wto 9:24, 27 Sie 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32747
Przeczytał: 68 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 10:12, 27 Sie 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Cytat:
Ludziska raczej gonią za drobnymi przyjemnościami życia, marnotrawiąc w znacznym stopniu swoje możliwości.


To, że gonią "za drobnymi przyjemnościami życia" też chyba z czegoś wynika. :think: Może taka jest po prostu ludzka natura. Gdyby Bóg wmontował w człowieka silne pragnienie do rozwoju duchowego to ludzie goniliby nie za przyjemnościami.

To gonienie za przyjemnościami jest naturalne. To jako przyjemność w ogóle człowiek poznaje pierwszą pozytywną motywację. To przyjemność sprawia, że w ogóle "się chce". Gdyby nie było przyjemności, mielibyśmy wyłącznie motywacje negatywne - strach, ból, niedostatek (pragnienie czegoś potrzebnego). Więc nawet nie miałem intencji jakiegoś zrzędzenia na te przyjemności. Chodzi mi ostatecznie o bardziej złożony wniosek, niż tylko krytykowanie przyjemności jako takich; chodzi mi o to, aby zasugerować, że człowiek powinien postrzegać przyjemności jako CZĘŚĆ SZERSZEJ UKŁADANKI.

To, ku czemu zmierzam, można wyjaśnić poprzez etapy rozwoju:
Etap 1 rozwoju osobistego - pierwotny: człowiek jest sterowany całkowicie przez to, co w nim jest instynktowne, czyli też i przyjemności, która z instynktownych odczuć się biorą. Na tym etapie przyjemności żądzą, wyznaczają człowiekowi jego działania, a człowiek nie ma co im przeciwstawić. Tutaj niejednokrotnie jedna przyjemność jest przeciw innej przyjemności, albo przeciw motywacjom negatywnym. To jest etap bliski zwierzęcemu.
Etap 2 rozwoju osobistego - pośredni: człowiek zaczyna dostrzegać wartości innego rodzaju niż prosta przyjemność, chce realizować wartości, jakie częściowo powstały w jego umyśle wskutek kontaktów z innymi ludźmi, a częściowo wskutek tego, co przemyślał. Pomiędzy motywacją opartą o przyjemności, a tymi motywacjami nowymi zaczyna się w umyśle rodzaj sporu, rywalizacja o priorytety.
Etap 3 rozwoju osobistego: człowiek dogadany sam ze sobą. - Na tym etapie przyjemności też się pojawiają, ale nie rządzą, są podporządkowane wyższemu rozumieniu, które rozstrzyga potencjalne konflikty.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2504
Przeczytał: 112 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 2:57, 28 Sie 2024    Temat postu:

Ok. Na początek przeniosę to, co jest na spodzie i na to odpowiem, bo to jest temat główny, a to, co pod kreską to tak na marginesie tego tematu.

Banjankri napisał:
Tak, i to w oczywisty sposób. Pragnienie jest projekcją siebie w miejsce i czas, w którym będziemy doznawać tego, czego pragniemy. Nie możemy jednak opuścić teraźniejszości, więc "część nas" zostaje w tu i teraz, określając to miejsce jako gorsze, niż docelowe. Czyli, pragnienie pogarsza jakość obecnego samopoczucia, generując idee stanu satyfakcjonującego, czyniąc obecną chwilę dyssatysfakcjonującą.


Czyli problemy człowieka zaczynają się nie od tego, że człowiek nie potrafi zapanować nad swoimi pragnieniami i mądrze je spełniać, ale od tego, że W OGÓLE JE MA? :think:

Cytat:
Wszystkie pragnienia składają się na jaźń człowieka. Innymi słowy, jesteś sumą swoich niedoskonałości. Dlaczego? Bo każdy aspekt naszej osoby zbudowany jest z dualizmu między tym jacy jesteśmy, a jacy chcielibyśmy być.
"Mógłbym być bogaty, ale jestem biedny", "Mógłbym być przystojny, ale jestem brzydki", "chciałbym być wpływowy, ale nic nie mogę zmienić".
To, które pragnienia są szczególnie problematyczne, jest kwestią indywidualną i dynamiczną. Jeśli uda ci się pozbyć jednego pragnienia, inne stanie się numerem 1, i zacznie determinować sens twojego życia.
Ja wprowadzam tutaj dualizm, który dzieli wszystko na satysfakcjonującego i dyssatysfakcjonujące. Nie szukam rozwiązań na poszczególne problemy wywołane pragnieniami, a na cały mechanizm. To głęboka analiza, która rozpatruje wszelkie za i przeciw. Niemniej jednak, gdybym miał podać przykłady problematycznych pragnień, to chyba najgorsze są te, które zabierają najwięcej czasu, i których nie możemy się pozbyć. Dla przykładu, uporczywe pożądanie, którego nie można zaspokoić. Tutaj religia nie pomaga, bo zakazuje prawie wszystkich mechanizmów uwolnienia się. Owszem, stara się zapobiec niechcianym nawykom, ale jezeli już istnieją, to nie pozwala ich rozładować.


Czy opowiadasz się za wymazaniem pragnień z ludzkiego życia? One chyba po coś są. Skądś się w nas wzięły.
Może wystarczy nie tyle, co je w sobie wygaszać, co po prostu jakoś uporządkować, uważać, aby bezmyślnie im nie ulegać?

Cytat:
To co opisujesz, to przypadek ogólny, wynikający z natury społeczeństwa, który stara się zaadresować jak najwięcej indywidualnych pragnień, czyli mieć kontrolę nad jak największą częścią rzeczywistości. To jest wynik judeo-chrześcijańskiej kultury, opartej o idoli. W tej kulturze, jaklepszym stanem jest boskość, wszechwiedza i wszechmoc.


Mnie się wydaje, że to co opisałem jest uniwersalne dla wszystkich ludzi, niezależnie od kultury.
Ale nie mam pewności.
-----

Banjankri napisał:
Katolikus napisał:
Wiedzieli, ale zapragnęli sami ustanawiać, co jest dobre, a co złe. Zapragnęli posiąść boską kompetencję do decydowania o tym, co dobre i złe.

Nie wiem skąd taki wniosek, ale na pewno nie z tekstu.

Cytat:
To trochę tak jakby pięciolatek postanowił postawić się wyżej od własnych rodziców i od teraz zaczął to on decydować o zasadach rodzinnych.

Masz gdzieś jakąś decyzję tego typu w Księdze Rodzaju? Oni się w ogóle nie buntowali.


Rdz 3,2: "Niewiasta odpowiedziała wężowi: «Owoce z drzew tego ogrodu jeść możemy, tylko o owocach z drzewa, które jest w środku ogrodu, Bóg powiedział: Nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli»."

Rdz 3, 5-6: "Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło».
Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy."

Wiedzieli, że nie wolno im spożywać z tego drzewa. Wąż - inteligentna i przebiegła istota - zadziałał na pragnienia pierwszej pary mówiąc "otworzą się wam oczy"; "będziecie znali dobro i zło". Kobieta pomyślała "owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy". Tak więc ona tego zapragnęła, zapragnęła posiać boską kompetencję "poznania dobra i zła". A że owo "poznanie" oznacza samodzielne decydowanie o tym, co dobre, a co złe (uzasadnienie było podane w linku i uargumentowane przez biblistę) to ostatecznie wychodzi, że zapragnęli być tacy jak Bóg w wymiarze decydowania, co dobre, a co złe.

Cytat:
Tak, ludzkie prawdy prowadzą do krzywdzących sytuacji, a sytuacja opisana w Księdze Rodzaju jest tego najlepszym przykładem. Za nieposłuszeństwo, którego nie rozumieli, zostali wygnani i "obdarowani" cierpieniem. To samo byś zrobił temu pięciolatkowi, który postanowił postawić się wyżej?


Pięciolatkowi nie, ale np. wyobraź sobie piętnastolatka, który zapragnął, że samemu będzie decydować, co dla niego dobre, a co złe. Jeżeli chce od razu uzyskać atrybut dorosłego, samemu sobie będzie decydować, co dla niego dobre, a co złe, sam sobie nakazywać i zakazywać i jak sobie wmówi, że on już "wie", to czy rodzic jest wstanie zapewnić mu raj?

Poza tym jeżeli chcesz interpretować to opowiadanie, tak jakby to była opisana prawdziwa historia to zgodzę się z tobą, że wtedy rodzą się różne absurdy, bo dlaczego np. Stwórca wpuszczając człowieka do ogrodu wcześniej np. nie ogrodził drzewa tak, aby człowiek nie mógł się zbliżyć? Albo dlaczego przy drzewie nie było aniołów, którzy by tego drzewa strzegli? A poza tym w jaki sposób jedzenie owocu ma sprawiać, że człowiek zacznie samemu decydować o tym, co dobre lub złe?
Bezsensu. Stwórca okazał się mocno nieodpowiedzialny, jeżeli traktować historycznie ten fragment. Tylko, że to nie historia tylko mit (dla człowieka wierzącego natchniony).

Cytat:
Racjonalizacja kompletnie odbiegająca od treści tekstu. Akurat w przypadku tego tekstu, interpreatacja dosłowna jest możliwa i jak najbardziej wskazana. Dla mnie fakt, że mogę dosłownie interpretować ten tekst jest niesamowity, bo pozwala zajrzeć do pierwszych chwil formowalia się ludzkiej świadomości. Nadinterpretacja i dokonywanie projekcji własnych słabości jest tutaj jedynie symbolem psycho-emocjonalnych niedojrzałości.


Racjonalizacją odbiegającą od treści tekstu nazywasz poprawne wyjaśnienie przez biblistę pojęcia zawartego w tekście? :shock:
A poza tym tak samo jak możliwa jest interpretacja dosłowna tak i alegoryczna. Nawet gdyby intencją autora było napisanie dosłownego opowiadania (na co nie ma dowodów) to niesamowite jest to, że tekst ten można interpretować alegorycznie na różne sposoby, że jest takim lustrem, w którym człowiek może znaleźć tam prawdę o swojej kondycji duchowej.

Cytat:
Nie muszą, można łączyć te dwa aspekty, ale będzie się to odbywać na zasadzie rywalizacji, aż któreś wygra. Stracisz Boga, albo siebie.


Spłycasz. Wszystko zależy od tego jaki mamy obraz Boga, czym jest dla nas modlitwa. Jezus dużo się modlił, ale z Boga nie uczynił "wieszaka na zmartwienia i troski" tylko podejmował wyzwania życiowe i nie stracił ani Boga, ani siebie.
A ci, którzy w Niego wierzą mają się od Niego uczyć. Jeżeli u kogoś pojawia się aspekt rywalizacji to coś rozeznał niewłaściwie.


Cytat:
Owszem, różnica jednak polega na wadze tych fantazji. Własne fantazje są o wiele słabszą formą niż te utrwalone przez wieki. Za wiarą morzesz się schować, ale jak się zaczniesz chować za własnymi fantazjami, to możesz skończyć ubezwłasnowolniony. Innymi słowy, wiara (zwłaszcza pochodząca z zewnątrz) jest dużo trudniejszą fantazją do rozwiązania.


Pójście w stronę modlitwy w ogóle nie musi być żadną fantazją. Wręcz przeciwnie - w modlitwie modlący się ZAUWAŻA problem, z którym nie może sobie poradzić i może prosić Boga o wsparcie, o siły potrzebne do rozwiązania problemu. To nie tylko nie jest fantazja, ale to jest element tego stanięcia przed lustrem, o którym wspominałeś.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5487
Przeczytał: 67 tematów


PostWysłany: Śro 9:20, 28 Sie 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Czyli problemy człowieka zaczynają się nie od tego, że człowiek nie potrafi zapanować nad swoimi pragnieniami i mądrze je spełniać, ale od tego, że W OGÓLE JE MA? :think:

Tak, dlatego ważnym jest określić dlaczego je ma, i co można z nimi zrobić. One mają swoją wartość, bo są dosłownie myśleniem, które ma jednak bardzo wysoką cenę.

Cytat:
Czy opowiadasz się za wymazaniem pragnień z ludzkiego życia? One chyba po coś są. Skądś się w nas wzięły.
Może wystarczy nie tyle, co je w sobie wygaszać, co po prostu jakoś uporządkować, uważać, aby bezmyślnie im nie ulegać?

Powidziałby raczej, że należy się od nich uwolnić, bez ich wymazywania. Uporządkowanie tych kwestii jest znanym motywem w hinduiźmie. Wszystkie konie powinny ciągnąć wóz równo. W buddyzmie jest trochę inaczej, bo jak zaczniesz porządkować, to zauważysz, że to porządkowanie, (czyli myśli i dalej pragnienia), kieruje tym procesem. Niepostrzeżenie promujemy więc jednego konia ponad inne. Problem jest więc o wiele głąbszy niż proste uporządkowanie.

Cytat:
Wiedzieli, że nie wolno im spożywać z tego drzewa. Wąż - inteligentna i przebiegła istota - zadziałał na pragnienia pierwszej pary mówiąc "otworzą się wam oczy"; "będziecie znali dobro i zło". Kobieta pomyślała "owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy". Tak więc ona tego zapragnęła, zapragnęła posiać boską kompetencję "poznania dobra i zła". A że owo "poznanie" oznacza samodzielne decydowanie o tym, co dobre, a co złe (uzasadnienie było podane w linku i uargumentowane przez biblistę) to ostatecznie wychodzi, że zapragnęli być tacy jak Bóg w wymiarze decydowania, co dobre, a co złe.

Nie ma specjalnie różnicy między wiedzą, co jest dobre, a co złe, a decydowaniem o tym, co jest dobre, a co złe, bo to pojęcia względne. Dopiero kiedy zaczynamy mówić o prawie, takie określanie zmienia sens. Nie ma nigdzie w biblii napisane, że owoc dawał taką moc, i zresztą jakby dawał, to po zjedzeniu go Adam i Ewa mieliby moc nadawania prawa, a go nie mieli. Jak widać w twoim cytanie, powodem dla którego Ewa nie chciała zjeść owocu, nie była wiedza, a strach przed śmiercią. Zresztą, patrząc dalej na twój cytat, jak po wyglądzie owocu, Ewa miałaby niby określić to, że nadaje się do sprawowania władzy?
Dalej, nie wiem czy zauważyłeś, ale oni stali się tacy jak Bóg. Jedyne co ich różniło od "Bogów" (było ich wielu, bo jest liczba mnoga) jest to, że nie zjedli owocu z drzewa życia i to jest wprost powiedziane prze Boga.

Cytat:
Pięciolatkowi nie, ale np. wyobraź sobie piętnastolatka, który zapragnął, że samemu będzie decydować, co dla niego dobre, a co złe.

To się nazywa dorastanie, i jest kluczową umiejętnością w radzeniu sobie w życiu. Nie wiem jak ty sobie wyobrażasz mieć piętnastolatka, który nie potrawi dokonywać wyborów.

Cytat:
Jeżeli chce od razu uzyskać atrybut dorosłego, samemu sobie będzie decydować, co dla niego dobre, a co złe, sam sobie nakazywać i zakazywać i jak sobie wmówi, że on już "wie", to czy rodzic jest wstanie zapewnić mu raj?

Ja nie, potencjalnie tylko Bóg. Stąd wiemy, że ci, których Adam i Ewa spotkali w Edenie, byli ludźmi. Zresztą widać to wyraźnie w opisie. Bóg miał buty bo było słychać jak idzie. Nie był wszechwiedzący, bo szukał Adama, który się ukrył. To było po prostu plemie żyjące w ogrodzie, z językiem, świadomością i zaczątkami kultury. Tyle wystarczyło, żeby wydarzyło się to, co się wydarzyło, a dla nierozumnej istoty, która dopiero zdobyła świadomość, te atrybuty wyglądały na boskie. Zostali wygonieni, dlatego że poznali wiedzę, która prowadzi do egoizmu, a przez to do konfliktu. Widocznie tamto plemie doskonale to rozumiało, bo to pewnie nie był pierwszy raz kiedy spotkali się z człowiekiem prymitywnym. Zresztą, nie było to plemie złych ludzi. Na początku pozwolili Adamowi i Ewie żyć w ogrodzie (to był ogród leśny, czyli uprawiany tak, aby służył człowiekowi. Najstarsze w Indiach datowane są na 17 tys lat), bo nieświadomi nie stanowili zagrożenia. Potem nawet ich ubrali i wyszykowali na drogę. Prawie wszystko w tym micie jest do wytłumaczenia racjonalnie i dosłownie.

Co więcej, takie dosłowne tłumaczenie pozwala nam połączyć te dwa tematy, i wytłumaczyć praktycznie całą historię tej religii, jako pogoń za owocem z drzewa życia (nieśmiertelnością). Wiara w religii pojawia się tylko dlatego, że ten "owoc" nie jest znany od tysięcy lat. W religiach abrahamicznych, to jest kwestia chemii. Oba owoce, to źródła substancji o konkretnych efektach. Jeden tworzy jaźń, z której buduje się obiektywny świat, z narodzinami, życiem i śmiercią, a drugi go usuwa, czyniąc życie pozaczasowym. Ten proces był znany jeszcze za czasów Jezusa, i dokładnie przez niego Jezus chciał przejść, ale nie wyszło. Dlaczego? Bo owoc z drzewa życia, zabija ego. Żeby zabić ego, czyli "Ja", musi ono umrzeć. A jak umiera "ja", które jest konceptem? Wierząc, że umiera. Trzeba więc mieć owoc, który bezpośrednio zabija ego w symulowanym świecie (sen, albo głęboka halucynacja), albo zatruć się śmiertelnie tak, aby uwierzyć, że się umarło. Dzisiaj takie subststancje jak owoc życia są znane, to tryptaminy, ale kiedyś trzeba było kombinować i jedynym znanym sposobem była trucizna, i antidotum. Proces znany w starożytności, przez który przeszło wiele znanych jednostek. Ogarnąć temat nie było jednak łatwo, bo potrzebne są odpowiednie dawki, w odpowiednim czasie, które nie było łatwo przyjąć. Jezus przyjął truciznę na ostatniej wieczerzy. Próbował zdobyć antidotum w Ogrójcu (stąd nagi chłopiec), ale mu się nie udało i na krzyżu zabiła go trucizna, stąd tak niespodziewanie szybka śmierć. To może brzmieć szokująco, ale w tamtych realiach, tak wyglądało zdobywanie nieśmiertelności, a co za tym idzie, statusu.

Proces jest więc znany. To co mnie interesuje, to fakt, że w Indiach, w których do dzisiaj stosowanie psychodelików jest na porządku dziennym, wytworzono ścieżkę przejścia przez ten proces, bez żadnych zewnętrznych wspomagaczy. Cel jest ten sam, śmierć jaźni, uwolnienie od obiektywnego świata, zbudowanego przez ego. Bardzo dużo czasu poświęciłem na to, żeby rozwiązać tę zagadkę w ramach chrześcijaństwa, ale tam jest zbyt mało informacji dostępnych. Trzeba przejść przez rozległe teksty greckie, a efekt i tak pozostanie kwestią przyjęcia jakiejś niebezpiecznej substancji. Po co, skoro dokładnie ten sam problem rozwiązujemy tu w tym temacie dyskutując o naturze pragnień? To jest właśnie problem, który należy rozwiązać, i da się to zrobić bez trucia się. Możesz nadal wierzyć, że tym owocem jest eucharystia, albo zacząć dogłębnie analizować naturę problemu, a co za tym idzie, naturę własnej jaźni.


Cytat:
Poza tym jeżeli chcesz interpretować to opowiadanie, tak jakby to była opisana prawdziwa historia to zgodzę się z tobą, że wtedy rodzą się różne absurdy, bo dlaczego np. Stwórca wpuszczając człowieka do ogrodu wcześniej np. nie ogrodził drzewa tak, aby człowiek nie mógł się zbliżyć? Albo dlaczego przy drzewie nie było aniołów, którzy by tego drzewa strzegli? A poza tym w jaki sposób jedzenie owocu ma sprawiać, że człowiek zacznie samemu decydować o tym, co dobre lub złe?
Bezsensu. Stwórca okazał się mocno nieodpowiedzialny, jeżeli traktować historycznie ten fragment. Tylko, że to nie historia tylko mit (dla człowieka wierzącego natchniony).

Nie, to jest prawdziwa historia, a "bogu" po prostu niespecjalnie zależało. To był członek plemienia, który znalazł w ogrodzie prymitywną parę, którą traktował jak swoje zwierzątka. Pewnie mu inni truli dupę, że będą z tego problemy, bo kończy się zawsze tak samo. Nie upilnujesz, bo prędzej czy później spróbują. Czego? Owocu, o silnym działaniu psychowaktywnym (żeby się nie rozpisywać o szczegółach).

Cytat:
Racjonalizacją odbiegającą od treści tekstu nazywasz poprawne wyjaśnienie przez biblistę pojęcia zawartego w tekście? :shock:

Ewidentnie nie jest poprawne, bo zmusza do niedosłownej interpretacji tekstu.

Cytat:
A poza tym tak samo jak możliwa jest interpretacja dosłowna tak i alegoryczna. Nawet gdyby intencją autora było napisanie dosłownego opowiadania (na co nie ma dowodów) to niesamowite jest to, że tekst ten można interpretować alegorycznie na różne sposoby, że jest takim lustrem, w którym człowiek może znaleźć tam prawdę o swojej kondycji duchowej.

To można powiedzieć o dosłownie każdym tekscie. Tylko co nam to mówi? Czym się różni interpretacja dosłowna od alegorycznej? Tym, że ta druga wyraża pragnienia. Chcesz być kierowany pragnieniami? Czy chcesz je okiełznać?

Cytat:
Spłycasz. Wszystko zależy od tego jaki mamy obraz Boga, czym jest dla nas modlitwa. Jezus dużo się modlił, ale z Boga nie uczynił "wieszaka na zmartwienia i troski" tylko podejmował wyzwania życiowe i nie stracił ani Boga, ani siebie.
A ci, którzy w Niego wierzą mają się od Niego uczyć. Jeżeli u kogoś pojawia się aspekt rywalizacji to coś rozeznał niewłaściwie.

Oczywiście, że spłycam, ale nie w takim sensie jak tu opisałeś. Nie ma znaczenia jaki masz obraz Boga, bo każdy obraz jest projekcją, która będzie się zmieniać i to bardzo dynamicznie. Stań przed lustrem i zacznij powtarząc słowo "Bóg". Gwarantuję ci, że po minucie efekt będzie inny, a po godzinie, będzie nie do poznania. Po kilku godzinach ty będziesz nie do poznania. Zresztą możesz zacząć w odwrotnej kolejności i zacząć od włąsnego imienia.
Tak przy okazji, Jezus na krzyżu stracił tak siebie, jak i Boga, dosłownie. Siebie stracił, bo umarł, a ideę Boga stracił, bo w niego zwątpił. Nie wiem skąd ta tendencja do interpretowania zdażeń na opak. Pewnie po to, aby zaspokoić swoje prawnienia. Jak widać cały czas ten temat pragnień wychodzi, pytanie tylko kiedy to zauważysz i co z tym zrobisz.

Cytat:
Pójście w stronę modlitwy w ogóle nie musi być żadną fantazją. Wręcz przeciwnie - w modlitwie modlący się ZAUWAŻA problem, z którym nie może sobie poradzić i może prosić Boga o wsparcie, o siły potrzebne do rozwiązania problemu. To nie tylko nie jest fantazja, ale to jest element tego stanięcia przed lustrem, o którym wspominałeś.

Tak stanięcie przed lustrem, jak i wszystko co w nim zobaczysz, jest fantazją. Zobaczysz to dopiero wtedy, kiedy zrobisz to, o czym pisałem wyżej. Nie ma na tym świecie żadnego istnienia, które wytrzyma ten test. Jedyne co można robić, to odwracać głowę i dalej opierać się o swoje pragnienia. Zdobąć się na ksztę odwagi, jeśli Bóg jest prawdziwy, proste i powtarzanie jego imienia przed lustrem nic mu nie zrobi.
To, z czym miałeś jak narazie do czynienia, to jedynie doktryny religijne. Spróbuj znaleźć odwagę do zagłębienia się w swoją religię bezpośrednio.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Śro 9:47, 28 Sie 2024, w całości zmieniany 9 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2504
Przeczytał: 112 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 11:34, 28 Sie 2024    Temat postu:

Banjankri napisał:
Katolikus napisał:
Czyli problemy człowieka zaczynają się nie od tego, że człowiek nie potrafi zapanować nad swoimi pragnieniami i mądrze je spełniać, ale od tego, że W OGÓLE JE MA? :think:

Tak, dlatego ważnym jest określić dlaczego je ma, i co można z nimi zrobić. One mają swoją wartość, bo są dosłownie myśleniem, które ma jednak bardzo wysoką cenę.

Cytat:
Czy opowiadasz się za wymazaniem pragnień z ludzkiego życia? One chyba po coś są. Skądś się w nas wzięły.
Może wystarczy nie tyle, co je w sobie wygaszać, co po prostu jakoś uporządkować, uważać, aby bezmyślnie im nie ulegać?

Powidziałby raczej, że należy się od nich uwolnić, bez ich wymazywania. Uporządkowanie tych kwestii jest znanym motywem w hinduiźmie. Wszystkie konie powinny ciągnąć wóz równo. W buddyzmie jest trochę inaczej, bo jak zaczniesz porządkować, to zauważysz, że to porządkowanie, (czyli myśli i dalej pragnienia), kieruje tym procesem. Niepostrzeżenie promujemy więc jednego konia ponad inne. Problem jest więc o wiele głąbszy niż proste uporządkowanie.


Ok., ale wyjaśnij mi jedną rzecz, jeśli możesz. Każdy człowiek ma pragnienia, ale nie każdy ma np. kłopoty z psychiką czyli nie każdy doświadcza stresów, omamów, schizy, depresji, albo samobójstw. Dlaczego jednych te problemy dotykają, a innych niekoniecznie, przecież każdy ma pragnienia.
----

Co do opisu z Księgi Rodzaju to przyznaję, że masz dość oryginalny i na pewno warty przemyślenia punkt widzenia i na postać Jezusa też. Jeżeli potraktować to, co piszesz jako dosłowny opis to obawiam się, że sam autor (autorzy?) by się mocno zdziwił, bo on nic o żadnym plemieniu nie pisał.
Księga Rodzaju wchodzi w skład Pięcioksięgu, który powstaje w i po niewoli Babilońskiej, czyli to jest 6,5,4 wiek p.n.e. Autor wierzy w Boga Stwórcę, który stwarza świat i człowieka, a później tego człowieka umieszcza w Edenie.. Ten mit miał w zamyśle wyjaśnić jaki jest sens naszego bytowania na świecie? Dlaczego ten świat jest jaki jest? Dlaczego jest cierpienie? itd.
Po prostu myślę, że autor opowiadania o pierwszej parze nie miał ambicji opisania, przedstawienia tego o czym ty tu piszesz. Ambicją autora natchnionego było dać jakieś głębsze odpowiedzi dotyczące życia i świata.

Cytat:
Jezus przyjął truciznę na ostatniej wieczerzy.


A apostołowie? ;-P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5487
Przeczytał: 67 tematów


PostWysłany: Śro 13:20, 28 Sie 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Ok., ale wyjaśnij mi jedną rzecz, jeśli możesz. Każdy człowiek ma pragnienia, ale nie każdy ma np. kłopoty z psychiką czyli nie każdy doświadcza stresów, omamów, schizy, depresji, albo samobójstw. Dlaczego jednych te problemy dotykają, a innych niekoniecznie, przecież każdy ma pragnienia.

Pragnienie można zobrazować jako napięcie między obecnym obrazem jaźni, a docelowym. Czym większa różnica, tym większe napięcie. Dodatkowo, napięcie to zwiększane jest przez wiarygodność obu obrazów. Jeżeli teraz uwierzymy, że jesteśmy kim nam się wydaje, że jesteśmy (np. poprzez potwierdzenie tego przez społeczestwo), a docelowy obraz jest tak odległy, że nieosiągalny, egzystencja staje się nieznośna. Wynika to z faktu obiektywnej oceny sytuacji, co znaczy, że obiektywna ocena ("co ludzie powiedzą!") jest nadrzędna do subiektywnego odczucia. Innymi słowy, taka osoba wierzy w to, że jest nieadekwatna. Wystarczy zluzować jeden z tych obrazów, aby uzyskać natychmiastową poprawę. Dla przykładu, kobieta myślała, że jest brzydka w stosunku do normy społecznej, którą przyjęła, ale zrobiła sobie operację plastyczną, co zredukowało tę różnicę, poprawiając samopoczucie. Normy społeczne są umowne, więc mogła również przeprowadzić się do innej kultury, w której jej cechy są uznawane za piękne.

Wszystko sprowadza się do zasadności uznania danego obrazu, danej persony, bo jeżeli dany wyznacznik nie jest ostateczny, to od nas zależy gdzie go umieścimy. I tak dochodzimy do sedna problemu, a mianowicie prawdziwości. Nasze samopoczucie opieramy o razultat naszych przekonań, opartych o definicję prawdziwości, którą uznajemy. Nazywamy to obiektywnym podejściem. W momencie, którym zastadność takiego myślenia zostanie podważona, napięcie puszcza jak zluzowana gumka. Porzucając przywiązanie do wyobrażenia obiektywnej prawdy, na rzecz subiektywnego samopoczucia, problemy się rozwiązują.

Cytat:
Co do opisu z Księgi Rodzaju to przyznaję, że masz dość oryginalny i na pewno warty przemyślenia punkt widzenia i na postać Jezusa też. Jeżeli potraktować to, co piszesz jako dosłowny opis to obawiam się, że sam autor (autorzy?) by się mocno zdziwił, bo on nic o żadnym plemieniu nie pisał.

"Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło; ".

Cytat:
Księga Rodzaju wchodzi w skład Pięcioksięgu, który powstaje w i po niewoli Babilońskiej, czyli to jest 6,5,4 wiek p.n.e. Autor wierzy w Boga Stwórcę, który stwarza świat i człowieka, a później tego człowieka umieszcza w Edenie.. Ten mit miał w zamyśle wyjaśnić jaki jest sens naszego bytowania na świecie? Dlaczego ten świat jest jaki jest? Dlaczego jest cierpienie? itd.
Po prostu myślę, że autor opowiadania o pierwszej parze nie miał ambicji opisania, przedstawienia tego o czym ty tu piszesz. Ambicją autora natchnionego było dać jakieś głębsze odpowiedzi dotyczące życia i świata.

Czyli cała historia jest zmyślona? Nie ma to kompletnie sensu, bo w takim razie po co zmyślać kwestie, które stawiają Boga w złym świetle? Jak to, że pomrą jak dotkną owocu?
Dla mnie kwestia jest dość oczywista. Nie było tak, że wszyscy ludzie rozwijali się w tym samym momencie. Pewnego dnia wstali rano i wszyscy byli samoświadomi. To następowało fazami, więc oczywistym jest, że były sytułacje, w których plemiona rozwinięte stykały się z tymi, które nie rozwinęły nawet świadomości obiektowej. Wyobraź sobie, że do ciebie do ogrodu przychodzą ludzie, którzy nie potrafią rozumować inaczej niż instynktownie. Możesz przegonić jak gołębie, albo pozwolić żeby tam mieszkali tak długo, jak nie generują problemów.
Mit o Edenie jest najprostszym opisem naturalnego procesu.

Cytat:
Cytat:
Jezus przyjął truciznę na ostatniej wieczerzy.

A apostołowie? ;-P

To Jezus miał aspiracje do bycia mesjaszem, więc mało prawdopodobne, że jego uczniowie próbowaliby go prześcinąć. Dla nich zostało wino, nie bez powodu uznane za jego krew. To jest bardzo dziwny dla nas, wręcz szokujący proces, o którym nie chcę tutaj pisać. Ważne jest to, że po ostatniej wieczerzy, udali się do Ogrójca i tam Jezus przez kilka godzin robił coś z nagim młodzieńcem, kiedy trzech apostołów pilnowało. Próbował usyskać antidotum, ale Judasz nie wytrzymał i poszedł nakablować. Uwierz mi, zrobił byś to samo co Judasz, gdybyś wiedział, to co on. Tłum wybrał Barabasza nie bez powodu. Katolicy do dzisiaj się zastanawiają dlaczego lud wybrał Barabasza, znanego przestępcę, a nie grzecznego Jezusa. Jest coś, czego ludzie ninawidzą bardziej niż kradzieży, czy morderstwa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32747
Przeczytał: 68 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 16:11, 28 Sie 2024    Temat postu:

Banjankri napisał:
Katolikus napisał:
Ok., ale wyjaśnij mi jedną rzecz, jeśli możesz. Każdy człowiek ma pragnienia, ale nie każdy ma np. kłopoty z psychiką czyli nie każdy doświadcza stresów, omamów, schizy, depresji, albo samobójstw. Dlaczego jednych te problemy dotykają, a innych niekoniecznie, przecież każdy ma pragnienia.

Pragnienie można zobrazować jako napięcie między obecnym obrazem jaźni, a docelowym. Czym większa różnica, tym większe napięcie. Dodatkowo, napięcie to zwiększane jest przez wiarygodność obu obrazów. Jeżeli teraz uwierzymy, że jesteśmy kim nam się wydaje, że jesteśmy (np. poprzez potwierdzenie tego przez społeczestwo), a docelowy obraz jest tak odległy, że nieosiągalny, egzystencja staje się nieznośna. Wynika to z faktu obiektywnej oceny sytuacji, co znaczy, że obiektywna ocena ("co ludzie powiedzą!") jest nadrzędna do subiektywnego odczucia. Innymi słowy, taka osoba wierzy w to, że jest nieadekwatna. Wystarczy zluzować jeden z tych obrazów, aby uzyskać natychmiastową poprawę. Dla przykładu, kobieta myślała, że jest brzydka w stosunku do normy społecznej, którą przyjęła, ale zrobiła sobie operację plastyczną, co zredukowało tę różnicę, poprawiając samopoczucie. Normy społeczne są umowne, więc mogła również przeprowadzić się do innej kultury, w której jej cechy są uznawane za piękne.

Wszystko sprowadza się do zasadności uznania danego obrazu, danej persony, bo jeżeli dany wyznacznik nie jest ostateczny, to od nas zależy gdzie go umieścimy. I tak dochodzimy do sedna problemu, a mianowicie prawdziwości. Nasze samopoczucie opieramy o razultat naszych przekonań, opartych o definicję prawdziwości, którą uznajemy. Nazywamy to obiektywnym podejściem. W momencie, którym zastadność takiego myślenia zostanie podważona, napięcie puszcza jak zluzowana gumka. Porzucając przywiązanie do wyobrażenia obiektywnej prawdy, na rzecz subiektywnego samopoczucia, problemy się rozwiązują.

Jedne problemy może się tak i rozwiązują, ale inny BARDZO POWAŻNY PROBLEM zostaje.
Tu dotykamy aspektu, dla którego buddyzm mnie nie przekonuje do końca, dla którego uważam te idee, które tu wyżej opisaleś (na "swoim poletku" nawet nie odmówię im jakiejś formy sluszności), za opis niekompletny, a przez to ostatecznie mylący.
Zacznę od tego z czym się jak najbardziej ZGADZAM:
- występuje owo napięcie, o którym piszesz
- występuje też owo napięcie w odniesieniu do aspektu prawdziwości/obiektowości
- występuje też efekt opisywanego "zluzowania", czyli jak to napięcie w pewnym momencie świadomości uda się zredukować, to powstaje efekt emocjonalnie przyjemny, nawet jakoś olśniewający, odczuwany jak uwolnienie, uspokojenie, zredukowanie stresu. Tak to wszystko występuje, a ja tego nie neguję.

Jest tylko aspekt, którego ten obraz/model nie obejmuje, a który uważam za na tyle istotny, iż jego pominięcie po prostu wywala sensowność takiego stawiania spraw. Tym aspektem jest CIERPIENIE INNEGO RODZAJU, NIŻ WYNIKAJĄCE Z NAPIĘCIA.
Owszem, jeśli się pogrążamy rozpamiętywaniu tego, czego nie mamy, a co bardzo byśmy chcieli, to wywoła to stres, ciągłą dyssatysfakcję, negatywne odczucia. Jednak "na drugim biegunie" jest coś kto wie, czy nie mniej przerażającego - NUDA I ZŁA PUSTKA.

Od razu chcę tu zastrzec, iż użyłem słowa "pustka" znacząco odmiennie znaczeniowo, niż to, jak używają (w polskim języku) słowa "pustka" buddyści - czyli odnosząca się do terminu obcego "sunjata". Ta "pustka", o ktorej tu piszę to absolutnie nie sunjata (którą, jak to z resztą wielu wskazuje, bardziej adekwatnie byłoby wiązać nie z "pustością", a niesubstancjalnością, nieobiektowością).
Ta pustka, którą (przynajmniej te znane mi odłamy) buddyzm przeoczył, jest cierpieniem nie mniej okrutnym niż tym, zwiazanym z napięciem niespełnienia. Może tutaj nawet stworzę osobny termin na owo coś, czyli już nie będzie to pustka, ale niechby było dojmujący nudobezsens.
Dojmujący nudobezsens jest odczuciem, które może powstać, gdy przetniemy właśnie wszystkie więzy identyfikacji z czymkolwiek, gdy nihilistyczna nicość zapanuje w świadomości na maksa. Co wtedy zostaje?...
- Zostają odczucia, które i tak przychodzą.
- Ale, skoro już przecieliśmy jakąkolwiek identyfikację, wartościowanie, ujmowanie rzeczy w coś spontanicznie je porządkującego, to KAŻDE DOZNANIE STAJE SIĘ OBCE.
- Wtedy osobowość trwa w DOŚWIADCZANIU PERMANENTNEJ OBCOŚCI, NUDNOŚCI, NIEATRAKCYJNOŚCI KAŻDEGO IMPULSU do niej docierajacego.
Tu wtedy nic nie ma sensu - nic zewnętrznego, ani nic wewnętrznego, osobistego. Jest tylko negatywna forma trwania w nawale strumienia dojmującej przykrości, obcości, cierpienia. A jeśli nie umiemy tego strumienia opanować CZYMŚ POZYTYWNYM (bo przecież WSZELKIE identyfikacje i obiektywizacje zanegowaliśmy, więc coś takiego jak "bycie pozytywnym odczuciem" też tu się łapie, czyli to też nie istnieje), to zostaje tylko właśnie to - przerażający nudobezsens, który osobowość gnębi samym swoim pojawianiem się.

Co jest rozwiązaniem?...
Jednak nie bierność, ale MOC, zdolność do UPORZĄDKOWANIA tego, co do świadomości i emocji dociera, w sposób, który sprawi, iż ostateczne odczucie jest pozytywne.
W głównej buddyjskiej tradycji dostrzegam silną nierównowagę po stronie NEGOWANIA. Twierdzę, że negowanie "w nieokreśloność, w nie wiadomo co" i tak jest nieskuteczne. Buddyści są wg mnie trochę stetryczałe moralizujące inwazyjnie zrzędy, które tylko mentolą: oj niedobrze robisz, bo coś widzisz po swojemu, oj niedobrze się się identyfikujesz, oj jak źle to, oj jak fatalnie tamto, jesteś tak w ogóle błędny, wadliwy i do niczego...
Tymczasem jednostronna negacja nie jest niczym dobrym. Negowanie ma sens wtedy, gdy po zanegowaniu tego, co było, niewłaściwie nie tworzy się "dziura", z którą nie wiadomo, co dalej robić, a pojawia się jakaś nadzieja, jakiś sens, kierunek pozytywny.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2504
Przeczytał: 112 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 16:44, 28 Sie 2024    Temat postu:

A ta ten "dojmujący nudobezsens", który opisałeś to nie jest depresja, którą trzeba leczyć u lekarza?

Swoją drogą mnie się wydaje, że coś w tym jest, co zauważył Banjankri, że "człowiek nie wie kim jest, i nie może tej zagadki rozwiązać. Nie wie czego ostatecznie chce, spełnienie których pragnień go usatysfakcjonuje."

Czy to nie od tego faktycznie zaczyna się cierpienie? :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32747
Przeczytał: 68 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 16:50, 28 Sie 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
A ta ten "dojmujący nudobezsens", który opisałeś to nie jest depresja, którą trzeba leczyć u lekarza?

To jest coś znacząco innego niż depresja, choć...
niektóre formy depresji w jakimś stopniu ten stan modelują. Jednak depresja (przynajmniej ta "normalna", bo nie odpowiadam tu za jakieś zastosowanie szerszej formy znaczeniowej tego pojęcia) jest stanem, który (często, nie zawsze) może nawet bardziej podpada pod to, co pisał Banjankri - czyli związany z nierealnymi oczekiwaniami mentalnymi i napięciem wewnętrznym. Ale są też formy depresji bardzo somatyczne - gdy neurony, z przyczyn czysto biologicznych "nie odpalają odczuwania przyjemności". To jednak ma niewiele wspólnego ze stanami duchowymi, stanami świadomości już oderwaniu od warunków zewnętrznych.
Nudobezsens, o którym piszę powstaje właśnie wtedy, gdy ktoś do końca zrealizuje postulaty nihilizmu. Ten stan może zostać wywołany wręcz intencjonalnie - odbierając wszelką wartość wszystkiemu.

Niektórzy jawnie deklarują się jako nihiliści. Być może jest sens mówić o dwóch rodzajach nihilizmu
- nihilizm niepełny, związany z zanegowaniem wartości NIEKTÓRYCH aspektów życia i odczuwania, ale jednak COŚ ZOSTAWIAJĄCY.
- nihilizm na maksa - pełny. W nim już naprawdę nic nie ma wartości, nic nie jest pozytywne, czyli wszystko jest nudne, bezsensowne, nijakie, sprawiające jedynie dyssatysfakcję z tytułu tego, że w ogóle to musi być przeżywane.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 16:53, 28 Sie 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 22746
Przeczytał: 86 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:03, 28 Sie 2024    Temat postu:

Banjankri napisał:
Katolikus napisał:
Ok., ale wyjaśnij mi jedną rzecz, jeśli możesz. Każdy człowiek ma pragnienia, ale nie każdy ma np. kłopoty z psychiką czyli nie każdy doświadcza stresów, omamów, schizy, depresji, albo samobójstw. Dlaczego jednych te problemy dotykają, a innych niekoniecznie, przecież każdy ma pragnienia.

Pragnienie można zobrazować jako napięcie między obecnym obrazem jaźni, a docelowym. Czym większa różnica, tym większe napięcie. Dodatkowo, napięcie to zwiększane jest przez wiarygodność obu obrazów. Jeżeli teraz uwierzymy, że jesteśmy kim nam się wydaje, że jesteśmy (np. poprzez potwierdzenie tego przez społeczestwo), a docelowy obraz jest tak odległy, że nieosiągalny, egzystencja staje się nieznośna. Wynika to z faktu obiektywnej oceny sytuacji, co znaczy, że obiektywna ocena ("co ludzie powiedzą!") jest nadrzędna do subiektywnego odczucia. Innymi słowy, taka osoba wierzy w to, że jest nieadekwatna. Wystarczy zluzować jeden z tych obrazów, aby uzyskać natychmiastową poprawę. Dla przykładu, kobieta myślała, że jest brzydka w stosunku do normy społecznej, którą przyjęła, ale zrobiła sobie operację plastyczną, co zredukowało tę różnicę, poprawiając samopoczucie. Normy społeczne są umowne, więc mogła również przeprowadzić się do innej kultury, w której jej cechy są uznawane za piękne.

Wszystko sprowadza się do zasadności uznania danego obrazu, danej persony, bo jeżeli dany wyznacznik nie jest ostateczny, to od nas zależy gdzie go umieścimy. I tak dochodzimy do sedna problemu, a mianowicie prawdziwości. Nasze samopoczucie opieramy o razultat naszych przekonań, opartych o definicję prawdziwości, którą uznajemy. Nazywamy to obiektywnym podejściem. W momencie, którym zastadność takiego myślenia zostanie podważona, napięcie puszcza jak zluzowana gumka. Porzucając przywiązanie do wyobrażenia obiektywnej prawdy, na rzecz subiektywnego samopoczucia, problemy się rozwiązują.

Cytat:
Co do opisu z Księgi Rodzaju to przyznaję, że masz dość oryginalny i na pewno warty przemyślenia punkt widzenia i na postać Jezusa też. Jeżeli potraktować to, co piszesz jako dosłowny opis to obawiam się, że sam autor (autorzy?) by się mocno zdziwił, bo on nic o żadnym plemieniu nie pisał.

"Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło; ".

Cytat:
Księga Rodzaju wchodzi w skład Pięcioksięgu, który powstaje w i po niewoli Babilońskiej, czyli to jest 6,5,4 wiek p.n.e. Autor wierzy w Boga Stwórcę, który stwarza świat i człowieka, a później tego człowieka umieszcza w Edenie.. Ten mit miał w zamyśle wyjaśnić jaki jest sens naszego bytowania na świecie? Dlaczego ten świat jest jaki jest? Dlaczego jest cierpienie? itd.
Po prostu myślę, że autor opowiadania o pierwszej parze nie miał ambicji opisania, przedstawienia tego o czym ty tu piszesz. Ambicją autora natchnionego było dać jakieś głębsze odpowiedzi dotyczące życia i świata.

Czyli cała historia jest zmyślona? Nie ma to kompletnie sensu, bo w takim razie po co zmyślać kwestie, które stawiają Boga w złym świetle? Jak to, że pomrą jak dotkną owocu?
Dla mnie kwestia jest dość oczywista. Nie było tak, że wszyscy ludzie rozwijali się w tym samym momencie. Pewnego dnia wstali rano i wszyscy byli samoświadomi. To następowało fazami, więc oczywistym jest, że były sytułacje, w których plemiona rozwinięte stykały się z tymi, które nie rozwinęły nawet świadomości obiektowej. Wyobraź sobie, że do ciebie do ogrodu przychodzą ludzie, którzy nie potrafią rozumować inaczej niż instynktownie. Możesz przegonić jak gołębie, albo pozwolić żeby tam mieszkali tak długo, jak nie generują problemów.
Mit o Edenie jest najprostszym opisem naturalnego procesu.

Cytat:
Cytat:
Jezus przyjął truciznę na ostatniej wieczerzy.

A apostołowie? ;-P

To Jezus miał aspiracje do bycia mesjaszem, więc mało prawdopodobne, że jego uczniowie próbowaliby go prześcinąć. Dla nich zostało wino, nie bez powodu uznane za jego krew. To jest bardzo dziwny dla nas, wręcz szokujący proces, o którym nie chcę tutaj pisać. Ważne jest to, że po ostatniej wieczerzy, udali się do Ogrójca i tam Jezus przez kilka godzin robił coś z nagim młodzieńcem, kiedy trzech apostołów pilnowało. Próbował usyskać antidotum, ale Judasz nie wytrzymał i poszedł nakablować. Uwierz mi, zrobił byś to samo co Judasz, gdybyś wiedział, to co on. Tłum wybrał Barabasza nie bez powodu. Katolicy do dzisiaj się zastanawiają dlaczego lud wybrał Barabasza, znanego przestępcę, a nie grzecznego Jezusa. Jest coś, czego ludzie ninawidzą bardziej niż kradzieży, czy morderstwa.


Nie wiem co masz na myśli.

Tak pisze o tym jeden z papieży:

[link widoczny dla zalogowanych]


Zdaniem Benedykta XVI Barabasz jako przywódca polityczny, bojownik o wolność narodu żydowskiego, stanowił odpowiedź na ówczesne postrzeganie figury mesjasza przez Żydów: miał on być wybawicielem, rozumianym jako wyzwoliciel narodu spod rzymskiego panowania. Jest odbiciem lustrzanym samego Chrystusa, który mówi "Królestwo moje nie jest z tego świata", odcinając się od narodowowyzwoleńczych ambicji na rzecz programu zbawienia. Wątek Barabasza, jakakolwiek byłaby o nim prawda historyczna, spełnia doniosłą rolę teologiczną.

Ratzinger poszedł w swoich rozważaniach dalej, podążając za myślą Soboru Watykańskiego II, i zdejmując szkodliwy zarzut bogobójstwa z Żydów: "Wyboru trzeba dokonać między Mesjaszem, który toczy walkę, przyobiecuje wolność i własne królestwo, i owym tajemniczym Jezusem, który głosi utratę samego siebie jako drogę do życia. Czy to dziwne, że masy dały pierwszeństwo Barabaszowi?"
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5487
Przeczytał: 67 tematów


PostWysłany: Śro 20:01, 28 Sie 2024    Temat postu:

Michał napisał:
NUDA I ZŁA PUSTKA.

Nie zrozumiałeś, bo gdybyś zrozumiał to byś się dłużej zastanowił i doszedł do wniosku, że nuda jest problemem tylko wtedy, kiedy kontrastuje z rozrywką. Kiedy nie kontrastuje, to nazywamy ją spokojem.
Co do pustki, to jest problematyczna tylko kiedy kontrastuje ze zmianą. Kiedy nie kontrastuje, nazywamy ją doskonałością.

Cytat:
Co jest rozwiązaniem?...
Jednak nie bierność, ale MOC, zdolność do UPORZĄDKOWANIA tego, co do świadomości i emocji dociera, w sposób, który sprawi, iż ostateczne odczucie jest pozytywne.

Nie nie jest. Zawiesiłeś się na tym, o czym wspominałem wcześniej, a mianowicie obsesji boskości, mocy i sprawczości.

Reszty nie komentuję, bo ewidentnie jest dla mnie pełna emocji i twoich osobistych uprzedzeń. Widać to chociażby po KAPITALIZACJI pojęć, która ma sztucznie wyolbrzymiać. Weź głęboki oddech, napij się herbatki, a zauważysz, że troszkę za mało wiesz, aby mówić o silnych nierównowagach w buddyzmie, którego kompletnie nie znasz, itp.

Semele napisał:
Zdaniem Benedykta XVI Barabasz jako przywódca polityczny, bojownik o wolność narodu żydowskiego, stanowił odpowiedź na ówczesne postrzeganie figury mesjasza przez Żydów: miał on być wybawicielem, rozumianym jako wyzwoliciel narodu spod rzymskiego panowania. Jest odbiciem lustrzanym samego Chrystusa, który mówi "Królestwo moje nie jest z tego świata", odcinając się od narodowowyzwoleńczych ambicji na rzecz programu zbawienia. Wątek Barabasza, jakakolwiek byłaby o nim prawda historyczna, spełnia doniosłą rolę teologiczną.

Ratzinger poszedł w swoich rozważaniach dalej, podążając za myślą Soboru Watykańskiego II, i zdejmując szkodliwy zarzut bogobójstwa z Żydów: "Wyboru trzeba dokonać między Mesjaszem, który toczy walkę, przyobiecuje wolność i własne królestwo, i owym tajemniczym Jezusem, który głosi utratę samego siebie jako drogę do życia. Czy to dziwne, że masy dały pierwszeństwo Barabaszowi?"

Ty tak na poważnie? Serio uważasz, że motłoch z przed 2000 lat tak rozumował? Tłumem kierują proste emocje, w tym przypadku wściekłość. Na co, a na to co Jesus sam sobie zarzucił w Ogrójcu, próbując się bronić przed strażą. "Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę" - nie zbójcę, a pirata, czyli handlarza ludźmi, takie jest właściwe tłumaczenie. Złapali go z nagim młodzieńcem w środku nocy, w ciemnym parku. Wyobraź sobie jakby w twoim mieście złapano wczoraj, w środku nocy faceta, "przywódcę duchowego" swoich dzieci (tak się odnosił do apostołów), z nagim chłopcem.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Śro 20:02, 28 Sie 2024, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 32747
Przeczytał: 68 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 21:09, 28 Sie 2024    Temat postu:

Banjankri napisał:
Michał napisał:
NUDA I ZŁA PUSTKA.

Nie zrozumiałeś, bo gdybyś zrozumiał to byś się dłużej zastanowił i doszedł do wniosku, że nuda jest problemem tylko wtedy, kiedy kontrastuje z rozrywką. Kiedy nie kontrastuje, to nazywamy ją spokojem.
Co do pustki, to jest problematyczna tylko kiedy kontrastuje ze zmianą. Kiedy nie kontrastuje, nazywamy ją doskonałością.

Cytat:
Co jest rozwiązaniem?...
Jednak nie bierność, ale MOC, zdolność do UPORZĄDKOWANIA tego, co do świadomości i emocji dociera, w sposób, który sprawi, iż ostateczne odczucie jest pozytywne.

Nie nie jest. Zawiesiłeś się na tym, o czym wspominałem wcześniej, a mianowicie obsesji boskości, mocy i sprawczości.

Reszty nie komentuję, bo ewidentnie jest dla mnie pełna emocji i twoich osobistych uprzedzeń. Widać to chociażby po KAPITALIZACJI pojęć, która ma sztucznie wyolbrzymiać. Weź głęboki oddech, napij się herbatki, a zauważysz, że troszkę za mało wiesz, aby mówić o silnych nierównowagach w buddyzmie, którego kompletnie nie znasz, itp.

Nie wiem, skąd to domniemanie moich emocji, ale spieszę donieść, iż byłem bardzo spokojny, gdy pisałem wcześniejszy post. I z resztą dalej spokojnie o tym myślę, odnosząc się do różnych swoich osobistych doswiadczeń, których czas powstawania sięgał nawet 40 lat wstecz, część była powiedzmy 20 lat wstecz, zaś ja przez kolejne lata tworzyłem ich syntezę. To, co wyżej napisałem było dalekie od powstawania pod wpływem jakiegoś impulsu, było wzięciem pod uwagę, skonfrontowaniem ze sobą wielu relacji ludzi, wypowiedzi czasem mistyków, czasem też właśnie tekstów buddyjskich. Wiem, że to fajny wykret jest, gdy odstępując od wyjaśnień sprawy (choćby minimalnego określenia swojego stanowiska, że miałeś kiedys do czynienia z podobnym doświadczenim, pasującym w jakims stopniu do opisywanego przeze mnie doznania nudobezsensu, czy nudopustki), zarzucasz po prostu drugiej stronie emocje. To zawsze oczywiście można zarzucić, a ja Ci nie udowodnię, że nie masz racji, bo łącza internetowe nie pozwalają na weryfikację stanu myśli i uczuć stron, więc "jesteś kryty", zawsze zarzut możesz postawić.
A jednak będę się upierał, że fenomen odczuć typu nudopustka występuje. I dodam jeszcze, że nie ma on nic wspólnego z rozrywką, czy kontrastem z nią. Jeśli wymyślasz takie boczne ścieżki dla tego fenomenu, to spieszę skorygować, iż przynajmniej mi chodziło o coś innego. Chodziło bardziej (dodaję kolejną właściwość, może to coś rozjaśni) o WIELKI NIEDOBÓR POZYTYWNEJ ENERGII. Jest to stan, w którym BARDZO PRAGNIESZ NIEODCZUWAĆ - chcesz nieczuć niczego absolutnie. Czujesz, że nie masz już ani odrobiny energii do obsłużenia mentalnie tego, co dociera do świadomości - nie chcesz niczego, nie chcesz ani rozrywki, ani radości, ani smutku, ani doznań wielkości, ani małości, ani... czegokolwiek. Nie chcesz NICZEGO, z wyjątkiem tego, aby ktoś "wyciągnął wtyczkę z kontaktu". Bo jak się jest na wielkim deficycie energii, który z kolei też powstaje na bazie "ja kompletnie niczego nie wyróżniam, czyli nic dla mnie nie ma znaczenia", to każde doznanie staje się już wyłącznie inwazyjną formą napastliwości mentalnej wobec osoby.

Zamiast mnie arbitralnie oskarżać o emocje, to uważam, że mógłbyś po prostu zająć stanowisko typu: nie znam tego twojego doświadczenia, nie uważam, aby było powszechne, albo np. jeślibyś jednak dopatrzył się podobieństwa tych moich opisów stanu nudopustki do czegoś Ci znanego, to mógłbyś wnieść coś do sprawy. Ale jeśli wolisz po prostu z góry potraktować sprawę i zamknąć ją autorytatywnie, to oczywiście to zrobisz, a ja nic temu nie przeciwstawię. I nawet też się nie zdziwię, bo tak już bywało.

Będę się w każdym razie upierał, iż owa nudopustka nie jest takim "byle czym", to jest realny problem na drodze świadomości do spełnienia. Nihilizm przynajmniej w pewnej postaci uważam za zagrożenie dla szczęścia i spełnienia (nie wypowiadam się tu za wszystko, co ktoś zechce kiedykolwiek nazwać "nihilizmem", bo może akurat nazwie coś, co ja też bym zaakceptował, więc to jest osobna kwestia).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2504
Przeczytał: 112 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 1:10, 29 Sie 2024    Temat postu:

katolikus napisał:
Co do opisu z Księgi Rodzaju to przyznaję, że masz dość oryginalny i na pewno warty przemyślenia punkt widzenia i na postać Jezusa też. Jeżeli potraktować to, co piszesz jako dosłowny opis to obawiam się, że sam autor (autorzy?) by się mocno zdziwił, bo on nic o żadnym plemieniu nie pisał.
Banjankri napisał:
"Oto człowiek stał się taki jak My: zna dobro i zło; ".


Rdz 1,26:
"A wreszcie rzekł Bóg: «Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!»

Starożytny autor od początku pisze o Stwórcy, który stwarza świat, ziemię, człowieka, a później ogród Eden itd. Tu nie ma żadnego nawiązania do jakiegoś starożytnego plemienia. Taka nauka w ogóle jest nieznana starożytnym Izraelitom.

Banjankri napisał:
Cytat:
Księga Rodzaju wchodzi w skład Pięcioksięgu, który powstaje w i po niewoli Babilońskiej, czyli to jest 6,5,4 wiek p.n.e. Autor wierzy w Boga Stwórcę, który stwarza świat i człowieka, a później tego człowieka umieszcza w Edenie.. Ten mit miał w zamyśle wyjaśnić jaki jest sens naszego bytowania na świecie? Dlaczego ten świat jest jaki jest? Dlaczego jest cierpienie? itd.
Po prostu myślę, że autor opowiadania o pierwszej parze nie miał ambicji opisania, przedstawienia tego o czym ty tu piszesz. Ambicją autora natchnionego było dać jakieś głębsze odpowiedzi dotyczące życia i świata.


Czyli cała historia jest zmyślona? Nie ma to kompletnie sensu, bo w takim razie po co zmyślać kwestie, które stawiają Boga w złym świetle? Jak to, że pomrą jak dotkną owocu?


Nie rozumiem twojego pytania postawionego na początku. Myślałeś, że jakiś człowiek obserwował to, co jest opisane w Rdz i spisywał to jakby był jakimś historykiem?
Z pewnością starożytni autorzy tekstu nie traktowali tego, jako czegoś zmyślonego w sensie "bajka", wymysł, coś nieprawdziwego, tylko ci, którzy stworzyli te opowiadania chcieli podjąć kluczowe problemy dotyczące wiary. W ten sposób starożytny autor stara się dotrzeć do jakichś istotnych prawd o życiu, rzeczywistości. I to, że ty dziś to czytając widzisz tam Boga przedstawionego w złym świetle, to nie oznacza, że takimi samymi kryteriami rozumował starożytny Izraelita.
Tak czy owak mit o pierwszej parze wpisuje się w pewną refleksję teologiczną nad początkami stworzenia świata i tu nie ma żadnego nawiązania do jakiegoś plemienia. Starożytni Izraelici wierzyli w Boga Stwórcę, a nie w jakieś plemię. To, co przedstawiasz to współczesna nakładka na wierzenia starożytnych Izraelitów.

Cytat:
Dla mnie kwestia jest dość oczywista. Nie było tak, że wszyscy ludzie rozwijali się w tym samym momencie. Pewnego dnia wstali rano i wszyscy byli samoświadomi. To następowało fazami, więc oczywistym jest, że były sytułacje, w których plemiona rozwinięte stykały się z tymi, które nie rozwinęły nawet świadomości obiektowej. Wyobraź sobie, że do ciebie do ogrodu przychodzą ludzie, którzy nie potrafią rozumować inaczej niż instynktownie. Możesz przegonić jak gołębie, albo pozwolić żeby tam mieszkali tak długo, jak nie generują problemów.
Mit o Edenie jest najprostszym opisem naturalnego procesu.


Ok, zgoda, że "były sytułacje, w których plemiona rozwinięte stykały się z tymi, które nie rozwinęły nawet świadomości" - temu nie przeczę. Tylko, co to ma do wiary starożytnych Izraelitów, którzy wierzą w Boga Stwórcę, który stwarza etapami wszystko z niczego?

Cytat:
To Jezus miał aspiracje do bycia mesjaszem, więc mało prawdopodobne, że jego uczniowie próbowaliby go prześcinąć. Dla nich zostało wino, nie bez powodu uznane za jego krew.


Podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus i apostołowie dzielili się tym samym chlebem i winem. Skoro Jezus przyjął truciznę to znaczyłoby, że apostołowie również.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2504
Przeczytał: 112 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 1:55, 29 Sie 2024    Temat postu:

Wracając do tematu.. :)

To mnie się wydaje, że nie tylko problem egzystencjalny występuje, gdy człowiek nie wie czego chce i się gubi w swoich pragnieniach, ale też problem jest, gdy wie czego chce, ale z racji różnych okoliczności, nie jest wstanie osiągnąć tego czego pragnie, a widzi, że innym się udaje.
W tej sytuacji chyba jednak trudno być szczęśliwym (jeśli nie udaje się zrealizować jakichś uznanych za ważne lub niezbywalne pragnienia/cele) i nawet porady psychologów typu "ciesz się tym, co masz, a przestań martwić z powodu tego czego nie osiągnąłeś" po prostu nie działają.
Człowiek szczęśliwy to ten, który realizuje swoje przemyślane cele i je osiąga, a wtedy staje się tym kim chce być i jest szczęśliwy.


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Czw 1:57, 29 Sie 2024, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin