|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 20:22, 02 Wrz 2014 Temat postu: Pojęcie przebaczenia |
|
|
Czym w rozsądnym psychologicznie ujęciu jest przebaczenie?
- Wydaje mi się, że problem jest naprawdę niebanalny, bo wielu ludzi nie przebacza tylko dlatego, że nie rozumieją właściwie co mają – przebaczając – zrobić ze swoimi myślami, uczuciami. Nie przebaczają, bo gdzieś w środku czują niewłaściwość postawy odstąpienia od uznawania winy drugiej osoby: to co? To mam tak „jakby nigdy nic” zapomnieć o tym co było złe i znowu wystawiać się na niewłaściwe zachowanie tej osoby, albo uznać, że nic się nie stało?!!!...
Takie (nie)zrozumienie chyba dominuje w negatywnej wersji odczuć związanych z przebaczeniem. Generuje gdzieś tam poczucie niesprawiedliwości, bo jakże, tak po prostu, przebaczyć coś komuś, kto dopuszcza się ewidentnego zła?...
Tymczasem np. w chrześcijaństwie przebaczenie uważane jest za coś ważnego, niezbędnego dla człowieczeństwa. Z resztą i ateistycznie – może bardziej z przyczyn praktycznych, niż czysto ideowych – można agitować za przebaczeniem.
W języku angielskim mamy dwa podobnie brzmiące słowa” forgiven (przebaczyć) i forgotten (zapomnieć). Jest nawet zespół rockowy o nazwie „Forgiven, Not Forgotten”. Po polsku nie mamy bliskości brzmień, ale chyba jest pewna bliskość znaczeń.
Łącznikiem obu te znaczeń jest chyba to, że w obu przypadkach zostaje niejako przywrócona, choćby częściowo, sytuacja emocjonalna sprzed jakiegoś zdarzenia, w którym komuś przypisano winę. Zapomnienie win i przebaczenie tych win spowoduje więc, że nie będziemy danej osoby stygmatyzowali, traktowali jako niegodnej, złej, czy choćby po prostu boczyli się na nią, albo nawet jeszcze mniej – w duchu nosili urazę.
Jednak poza tym podobieństwem mamy sporo, niezwykle ważnych różnic pomiędzy zapominaniem, a przebaczaniem. W przypadku gdy ktoś komuś zawinił, te dwa podejścia będą często diametralnie różne – np. w takich aspektach:
1. Zapominanie czegoś polega na wykasowaniu w świadomości odniesień do win, niejako anulowanie ich – łącznie z nauką, jakie niosły, z tym wszystkim co się stało. Przebaczenie jest o wiele bardziej złożonym działaniem umysłu - tutaj pamięć o zdarzeniach pozostaje, ale zmienia się jej status w emocjach i świadomości przebaczającego. Czyli przebaczenie w pełni respektuje PRAWDĘ O LUDZIACH I ZDARZENIACH.
2. Zapomnienie nie niesie żadnych dodatkowych atrybutów, aspektów (oprócz tego, że nawet kasuje niektóre z nich), a w odróżnieniu od niego przebaczenie uznaje znaczenie wszystkiego co było i osób, które w zdarzeniach uczestniczyły, nadając im nowe atrybuty. PRZEBACZENIE ROZPINA NIEJAKO NOWY WYMIAR WARTOŚCI danej osoby – wskazując, że jest ona WAŻNA POMIMO tego, co normalnie miałoby dzielić. Dlatego to osoby z niskim poczuciem własnej wartości, z problemami emocjonalnymi (odrzucone, albo zapomniane dzieci, osoby, których miłość została zlekceważona) nieraz stają się niesforne, agresywne, wyzywające – one poszukują potwierdzenia własnej wartości. Niejako domagają się od drugiej osoby: pokaż mi, że jestem ważniejszy(a), niż twój spokój, twoje zasady, twoje potrzeby. Udowodnij mi moją wartość!
Bo istotą przebaczenia jest postawa w stylu: bez względu na to co się zdarzyło, bez względu na to jak trudno jest mi Cię zrozumieć, w tym co się stało, to szanuję Cię (nawet kocham) mimo to wszystko – jesteś dla mnie wartością niepodważalną.
3. Przebaczenie jest dowodem MOCY emocjonalnej, umysłowej przebaczającego, bo związane jest ze szczególną PRACĄ ZROZUMIENIA tej drugiej osoby, z wyjściem poza własny punkt widzenia.
Jak pisałem na początku, w emocjach i myślach przebaczenie konkuruje nam jakoś z poczuciem sprawiedliwości. Bo faktycznie – jeśli komuś coś przebaczamy, kto zrobił źle, to jakbyśmy odstępowali od karania go (zasłużonego), a dodatkowo zrównywali tego kogoś z kimś obok, kto może nic złego nie zrobił, a czasem nawet jeszcze starał się być dobrym. To powoduje, że nawet chrześcijanie, którzy mają obowiązek duchowy przebaczania, mają nieraz problem z takim postawieniem sprawy. Umysł jest tu niejako w rozdwojeniu – przebaczę i będzie jakby nigdy nic? To ten ktoś dalej będzie robił tak, jak poprzednio.
W takim myśleniu jest wg mnie jednak kilka błędów:
- po pierwsze, przebacza się zwykle winy już dokonane, a nie awansem wszystkie (choć to ostatnie też jest możliwe).
- po drugie, przebaczenie nie zawsze powstrzymuje karę (choć może ją powstrzymać)
- po trzecie, zwykle warunkiem przebaczenia jest jednak UZNANIE WIN przez winowajcę, uświadomienie mu, że zrobił źle i oczekiwanie ŻALU za owo zło
- po czwarte, przebaczamy nie tylko w interesie winowajcy, ale także (a może nieraz przede wszystkim!) dla siebie. Czasami trudno jest nam przebaczyć drobiazgi, albo rzeczy, na które tamta osoba miała niewielki wpływ – bo jakiś fakt tkwi w naszych uczuciach jako uraza, defekt w stosunkach z drugą osobą. Wtedy przebaczyć będzie oznaczało przede wszystkim UZDROWIĆ SIEBIE.
Przyznam, że nieraz przykro jest patrzeć, jak wielu chrześcijan lubuje się w postawie przeciwnej przebaczeniu – celują w wyszukiwaniu wszelkich możliwych (czasem tylko potencjalnych, bądź domniemanych) win i uraz u swoich bliźnich. I chociaż modlą się „odpuść nam winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”, to za chwilę z uporem będą chcieli ujrzeć w innych ludziach to, co złe, negatywnie świadczące. Może trochę chrześcijaństwo stało się za bardzo „grzechocentryczne” i „winocentryczne”?... Może za bardzo szukamy w życiu, skupiamy się (myślę, jako chrześcijanie) na tym co negatywne?... Może to właśnie to tak razi uczciwie myślących ludzi, którzy decydują się odejść od wspólnoty wierzących?...
W dzisiejszych czasach wiele dawnych „strasznych grzechów”, czasem niewybaczalnych wg starożytnego podejścia, stało się wręcz normą, ale drobną lekceważoną słabostką. Kiedyś za cudzołóstwo kamieniowano, za kradzież obcinano rękę, homoseksualizm w krajach muzułmańskich jeszcze do dziś bywa karany śmiercią. Patrząc na to, taki człowiek myśli – skoro „normalnie” żyje się dzisiaj w krajach Zachodu, mimo spowszednienia tych strasznych grzechów, to pewnie ci tradycyjni chrześcijanie mieli nie po kolei w głowie – przesadzili do kwadratu. I potem może mówią sobie, z takimi rygorystami nie chcę mieć nic wspólnego, wybieram „wolność od winy i grzechu", bo te stare zasady pasują do dzisiejszego świata jak geocentryczna astronomia Ptolomeusza. I dalej myśli sobie: zostaję ateistą, bo z tamtymi archaicznymi głupstwami nie chcę mieć wiele wspólnego.
Nie chcę tu się jasno opowiadać po stronie tej czy innej, traktującej taki czy inny grzech rygorystycznie, albo lekceważąc stare zasady. Tak sobie tylko zauważam, że z punktu widzenia osoby przyzwyczajonej do – obserwowanej np. na co dzień – swobody seksualnej, rozliźnienia obyczajów pewne winy się zdewaluowały. To może i inne winy powinny się zdewaluować?... Ale może za chwilę coś te stare, odeszłe w niepamięć winy zastąpi?...
Bez względu na rozstrzygnięcie powyższego, problem przebaczenia jako takiego, zostaje. Czy ktoś jest ateistą, czy wierzącym, prędzej czy później spotka na swojej drodze kogoś, kto go skrzywdzi. I będzie musiał coś z tym zrobić – w swojej własnej psychice.
Słyszałem o jakiejś psychoterapeutycznej firmie, która organizuje dla ludzi coś w rodzaju wczasów, na których główny rozpracowywany problem to: przebacz własnym rodzicom. I podobno naprawia w ten sposób emocje i radość życia wielu osób. Przy czym uważam, że właściwie nieważne jest to, kto „miał rację”? Czy owe winy, które się przebaczyło wynikły z prawdziwych złych intencji, zaniedbań, czy też z przewrażliwienia, albo nawet urojenia. Przebaczanie ma to do siebie, że nie żąda racji. Przebacza się przede wszystkim, BO MA SIĘ MOC PRZEBACZENIA! I jeszcze dlatego, że tak trzeba, że to naprawia ten świat, naprawia nas samych. A dopiero na dalszych miejscach są ewentualne racje.
Jest takie piękne powiedzenie: gdybyś wszystko zrozumiał, to byś wszystko przebaczył! Ono pokazuje jeszcze jedną moc, jaką okazuje przebaczający: umiejętność zrozumienia. Tylko ci, którzy naprawdę coś rozumieją, potrafią prawdziwie przebaczyć – nie wmawiać sobie, że przebaczyłem, nie zmiatać emocji pod dywan, ale przebaczyć prawdziwie, w głębi JA . Niestety, taka moc dana jest nielicznym.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 22:37, 02 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Bardzo trafna i mocna znaczeniowo treść powyższego postu. Traktuje o chyba najsilniejszym a dość ukrytym "demonie" w człowieku- chęci dominacji, wywyższenia się. Bo chyba właśnie do tego sprowadza się problem, że tak trudno wybaczać. Bo przecież ja jestem lepszy i tego drugiego muszę "nauczyć", choćby na siłę- tym bardziej, że "pobłądził"; i to tak bardzo, że nawet MNIE [moje ego] zranił. Ale daną "ranę" bardziej dotkliwie odczuwa istota słaba, niż silna. Silny [psychicznie i fizycznie] człowiek poradzi sobie lepiej, pomimo ran. Choć nie należy dawać się też ranić przesadnie...
Natomiast mścić się lubi bardziej ten, kto słabo odczuwa własną godność, a tym samym także godność drugiego człowieka, czy nawet zwierzęcia.
Jest jeszcze tu pewien mechanizm "zamkniętego koła". Ten mechanizm najlepiej jest przerwać w ten sposób, że zwracasz komuś uwagę, że źle postępuje wobec ciebie lub innych; ale POZWALASZ MU NA PEWNE BŁĘDY, ABY SAM SIĘ DO NICH ODNIÓSŁ, PRZEMYŚLAŁ I ZROZUMIAŁ! Karanie tylko spotęgować może mechanizm "zamkniętego koła", wówczas gdy karany NIE CZUJE SAM, NIE ROZUMIE wagi i skutków swoich czynów.
To jest oczywiście ogólna zasada. A, ponieważ każdy człowiek jest nieco inny, to bywają też takie przypadki, gdzie należy reagować konkretnie i jak najszybciej- np. przy czyichś skłonnościach do psychoz, uwarunkowanej [szczególnie genetycznie] socjopatii, i t. p.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 18:41, 03 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Piotr Rokubungi napisał: | Karanie tylko spotęgować może mechanizm "zamkniętego koła", wówczas gdy karany NIE CZUJE SAM, NIE ROZUMIE wagi i skutków swoich czynów. |
Zgadzam się. To są cenne uwagi, które pominięto w początkowym temacie. Przy czym chyba warto dodać jeszcze jeden problematyczny dla mechanizmu kary mechanizm psychologiczny. To problem - zniekształcenia przez karę statusu EGO.
Co najczęściej czuje karany człowiek?
- Ano zwykle myśli coś w stylu: oni (ci co karzą) uważają się ważniejszych ode, myślą, że mogą mi narzucać swoją ocenę świata. Chcą mnie zmieniać przemocą, nie pytając się o to, co mam do powiedzenia w tej sprawie.
Takie myśli raczej skłaniają do reakcji w stylu: przyczaić się, przeczekać, a jak będzie lepsza atmosfera, dać "tamtym" popalić. Oczywiście nie zawsze jest taka reakcja, ale jest częsta.
Kara o tyle ma sens wychowawczy, o ile jest akceptowana przez karanego, jeśli w jakiś sposób stanowi dla niego zadośćuczynienie za to, co zrobił. Kara wynikająca z czystej przemocy jest skuteczna tylko na dość niskim poziomie emocji - przy silnym strachu, albo wobec ludzi, którzy mają ogólnie mało złożoną psychikę. Dla ludzi prosto myślących jest w niej może pewien potencjał wychowawczy, bo pokazuje pewną granicę, która została przekroczona, a której winowajca "nie raczył" zauważyć. Ale dla kogoś, kto wiedział co czyni, jednak był przekonany, że jego czyn był uzasadniony, kara ma małą szansę na zmianę myślenia. Tutaj ważniejsze jest, aby dana osoba nie tyle skupiła się na interakcjach karzący-karany, co raczej na tym co się dzieje w układzie karany-poszkodowani(y). Bo skupienie się na karze jako takiej odsuwa na dalszy plan sytuację, z której kara wynikła - np. z uczynionej komuś krzywdy.
Poza tym kara ma jeszcze jeden szkodliwy mechanizm - po jej odbyciu duża część osób uważa, że ma moralnie "czyste konto", więc właściwie to nic nie stoi na przeszkodzie, aby powtórzyć stary grzech.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 19:50, 03 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Prawie dokładnie to miałem na myśli pisząc nawet poprzedni swój post w tym temacie, co ty napisałeś powyżej, Michale.
W stosunku do ludzi z w miarę "normalnie" rozwiniętą psychiką, empatią, zdolnościami interpersonalnymi często chyba lepszy skutek, niż odizolowanie w celach, odnosiłoby nawet trochę wymuszone zadośćuczynienie [choćby nawet częściowe albo symboliczne] konkretnej poszkodowanej w danej sprawie osobie [osobom]. Wtedy może i ofiary nie tak często czułyby się tymi "słabszymi, gorszymi".
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
wujzboj
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: znad Odry Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 0:28, 08 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Gdybyśmy nie byli bezradni wobec niektórych zachowań, wtedy karać mógłby tyko zły człowiek. Ale karanie jest właśnie przejawem bezsilności: innej drogi nie umiemy znaleźć. A że karanie bywa łatwe i bywa też skuteczne, to pojawia się w psychice sprzężenie zwrotne, promujące karanie i zniechęcające do szukania innych metod wychowawczych. Zaczyna się to w rodzinie czy wśród rówieśników, a kończyna poziomie prawodawstwa albo jeszcze wyżej: na poziomie poczucia sprawiedliwości: winny musi ponieść "sprawiedliwą karę" za swe czyny, inaczej Sprawiedliwość doznaje Uszczerbku. Takie sprzeczne z podstawami nie tylko chrześcijaństwa, ale w ogóle zdrowego rozsądku podejście zadomowiło się na dobre w głowach, w tym - w głowach chrześcijańskich. Do tego stopnia, że dl wielu stało się ono wręcz wyznacznikiem sprawiedliwości także u ludzi, którzy - jak zauważył Michał - codziennie modlą się słowami "odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom"...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 1:41, 09 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Słusznie, Jarku. Myślę, że ten schemat karania przetrwał dotychczas jako poniekąd relikt czasów, gdy ludzkość była jeszcze ewolucyjnie na etapie kierowania się podstawowymi emocjami i instynktami, gdy przetrwanie było tak trudne, że brakowało sił i czasu, aby wymyślać i stosować jakąś "resocjalizację".
Ale rzeczywiście, tzw. zamykanie w pierdlu jest chyba jednym z mało odpowiednich i średnio skutecznych sposobów. Właściwie niewiele daje pokrzywdzonej osobie [może poza- raczej prymitywną- satysfakcją], a sprawcę "kieruje" ku jeszcze być może gorszym "sposobom na życie".
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 6:59, 09 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
wujzboj napisał: | Gdybyśmy nie byli bezradni wobec niektórych zachowań, wtedy karać mógłby tyko zły człowiek. |
Chociaż, czy zawsze?...
Z jednej strony zgadzam się z tym, że kara najczęściej wynika z bezsilności. Ale chyba nie zawsze tak jest.
Bo mnie zastanawia sytuacja, w której (wielokrotnie to się zdarza) przestępca sam zgłasza się na policję, aby poddać się karze. Czyli są też przypadki kary akceptowanej przez winowajcę i kara może pełnić funkcję oczyszczającą. Można by chyba powiedzieć, że takie zachowanie jest nieracjonalne - po co ktoś sam pakuje się w przykrości, skoro mógłby po prostu zapomnieć o tym co się stało i żyć sobie spokojnie.
Oczywiście sytuacja, o której tu wspominam, jest znacząco inna, niż gdy karę narzuca się winowajcy siłą. Ale chyba warto o niej wspomnieć, bo jest bardzo ciekawa, tajemnicza, świadcząca o pewnych niezwykłych cechach psychiki ludzkiej. Gdzieś w środku, w nas jest jakaś siła, która domaga się sprawiedliwości nawet wbrew naszej przyjemności, wygodzie. Niektórzy winowajcy czują się przecież na tyle obarczeni brzemieniem swojego czynu, że nawet popełniają samobójstwa.
Ja to tłumaczę w takim modelu, w którym myśląca istota musi w sobie mieć zaimplementowaną podstawową, nieusuwalną funkcję myśli, którą można by określić jako PILNUJ WEWNĘTRZNEGO ŁADU. Psychika, aby funkcjonowała prawidłowo, musi mieć pewien minimalny poziom integracji - jeśli jest w niej zbyt silny rozdźwięk pomiędzy deklaracjami, a poczuciem jak naprawdę jest, psychika cierpi, nie potrafi sobie z tym poradzić - czasem nawet do tego stopnia, że pragnie się unicestwić.
Dlatego chyba rzeczywiście NAJTRUDNIEJ JEST PRZEBACZYĆ SAMEMU SOBIE.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 8:19, 09 Wrz 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 9:26, 09 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Właściwie to mam tu ochotę dopisać jeszcze jedną rzecz. Wg mnie niezwykle ważną, ale chyba trudną do przekazania. Więc nie zdziwię się, jeśli to co dalej napiszę nie zostanie zrozumiane tak, jak bym tego oczekiwał. Chodzi o pewien absolutnie podstawowy, ontologiczny wymiar przebaczenia.
Przebaczenie jest w moim przekonaniu funkcją umysłu, która w ogóle umożliwia mu trwanie, nie rozpłynięcie się, albo unicestwienie.
Aby to jakoś sobie ułożyć, trzeba najpierw zwrócić uwagę na to, że umysł działa ze światem WYŁĄCZNIE PRZEZ INSTANCJE AKTUALNE. Umysł nie poznaje świata takim "jak on jest" (o ile w ogóle pojęcie "świat jaki jest" ma sens...), ale poprzez AKTY INTERAKCJI, skonfrontowane z AKTAMI PORÓWNANIA owych interakcji z dotychczasową zawartością umysłu. Umysł musi jakoś w tym się odnajdować, więc tworzy sobie ROBOCZE WZORCE WARTOŚCI - takie kryteria, schematy oceny. W ramach owych roboczych wzorców pewne rzeczy jawią się jako dobre, albo złe. Ale umysł nie startuje od wszechwiedzy, działa głównie metodą prób i błędów. Dlatego owe robocze wzorce, owe schematy dobra i zła zawsze są obarczone błędem, nieokreślonością. Absolutyzowanie owych wzorców, nadawanie im wymiaru ostateczności, absolutności prowadzi do katastrofy umysłu. Ta katastrofa wynika z faktu, że ZAWSZE, prędzej czy później, dana kategoria oceny musi się nam wywalić, musi zawieść przy jakiejś nowej sytuacji, nowej próbie zsynchronizowania różnych aspektów umysłu.
Umysł jest więc w rozdarciu - z jednej strony MUSI TWORZYĆ INSTANCJE OCENY siebie i świata, ale z drugiej strony nie może ich zbytnio absolutyzować. Im bardziej nieokreślone stają się owe oceny, tym trudniej jest umysłowi pozbierać się w tym świecie. Z drugiej strony im bardziej określone i niewzruszalne stają się owe oceny, tym większy ból i problem powstaje, gdy ostatecznie one zawiodą (a w końcu zawsze tak się stanie). Tutaj właśnie rozwiązaniem jest przebaczenie - czyli przekształcenie starych zasad oceny do jakiejś nowej postaci, uwzględnienie czegoś, czego poprzednia instancja oceniania nie brała pod uwagę. Przebaczając TWORZYMY. Co tworzymy?
- Nową instancję naszej oceny świata i siebie (o ile oczywiście naprawdę przebaczamy - tzn. nie zapominamy, ale generujemy stan umysłu, w którym nowa rzeczywistość integruje się niesprzecznie z tym co umysł doznał), czyli NOWE ZASADY NIESPRZECZNOŚCI.
Oczywiście to przebaczanie, to tworzenie odnowionego siebie nie powinno być chaotyczne. Jest do niego jedna ważna wskazówka. Tą wskazówką jest UZNANIE ZA NADRZĘDNE WARTOŚCI CZŁOWIEKA/UMYSŁU, inaczej na sprawę patrząc jest to MIŁOŚĆ, jeszcze inaczej jest to TRWANIE, jeszcze inaczej jest to WZRASTANIE DO WYŻSZYCH POZIOMÓW, a jeszcze, jeszcze inaczej, w ostatecznej perspektywie jest to Bóg (ale to ostatnie dowiązanie potraktujmy jako niekonieczną alternatywę rozumowania, bo tłumaczy się ona odrębnie - na pierwszej instancji sprzecznie - na język ateizmu i teizmu).
Wracając do rzeczy - PRZEBACZENIE JEST WARUNKIEM TRWANIA UMYSŁU W ROZWOJU, czyli tak naprawdę trwanie w ogóle (bo umysł nie rozwijający się, nie poznający niczego, nie jest w ogóle umysłem w rozsądnym sensie tego słowa) Przebaczenie jest w tym kontekście też ABSOLUTNYM POSTULATEM TRWANIA - postulatem, bo chyba nie ma dowodu, że przebaczać trzeba. Można agitować, można przekonywać do przebaczenia, ale można je też odrzucić. Jednak konsekwencje odrzucenia przebaczenia są wyjątkowo destrukcyjne.
Przebaczenie jest więc o tyle ontologiczną operacją, że ustala ono nową formę tego CO JEST/obowiązuje dla umysłu, zapewniając mu niesprzeczność działania, czyli trwania. Przebaczenie jest też aktem pewnej wiary - z jednej strony w nadrzędność postulatu o szczególnej "ochronie" w myślach, jaką otoczony jest sam umysł (a która wymusiła przebaczenie), a z drugiej strony w zasadność nowej instancji wartościowania świata.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 12:33, 09 Wrz 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 20:21, 09 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Spoko teks, Michale; szczególnie ten ostatni. Chociaż kwestia wydaje się na tyle złożona, że w wielu aspektach wymaga jeszcze przemyślenia, przynajmniej przeze mnie. A, że teraz nie chce mi się zbytnio myśleć- czasem to boli - więc może kiedyś coś tu dorzucę...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|