Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Naszość, czyli instynktowny ideał

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33339
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:54, 28 Maj 2018    Temat postu: Naszość, czyli instynktowny ideał

Z dzieciństwa pamiętam taki oto obraz wiejskiej rzeczywistości. Moja babcia hodowała gęsi. Po to, aby mieć z nich pierze. W pewnym momencie przychodził czas skubania owego pierza - ze stadka gęsi brało się jadną i skubało. Potem przychodził czas na kolejną. Żal mi dziś tych gęsi, bo babcia się nie przejmowała cierpieniem ptaka, któremu żywcem wydziera się kawał ciała. Mam nadzieję, że to jakoś bardzo nie boli; pewnie jak wyrywanie włosów...
Ale to ostatnie było dygresją, bo opisuję całą historię z innym celem - obserwacji psychologicznej. Okazało się, że pierwsza oskubana gęś wypuszczona do swojego stada była atakowana. Najwyraźniej za inność. Jak się zrobiło więcej oskubanych gęsi w stadzie, to wciry dostawały te, które skubania jeszcze nie doznały...
Zjawisko jest obserwowane również u innych gatunków - jak się osobnik ze stada wyróżnia, ma przerąbane. Widać to u dzieci - najczęściej odmieńcy w grupach są prześladowani. Inne badania na niemowlakach pokazują, że wystarczy pacynkę ubrać w szmatkę takiego koloru jaki jest "nasz" (związany, przypisany do obserwującego pacynkę niemowlaka), a zmienia się postrzeganie owej pacynki - robi się "sympatyczna" i "dobra", gdy jest nasza, a wroga, gdy dostanie etykietę odmienności.
W genach chyba mamy poszukiwanie swoich i instynktowną niechęć do obcych. Pytanie jest tylko jak zakreślimy sobie tę granicę pomiędzy swoimi, a obcymi. Zazwyczaj najważniejszy instynktownie jest każdy JA. Ale ja, to nie grupa. Dopiero rodzina jest tym pierwszym kręgiem społecznym - niżej są już obcy. Dla wielu ludzi istnieje bardzo silna różnica pomiędzy tymi co z rodziny, tymi z spoza niej. Czasem nawet najbardziej niesympatyczny jakiś pociot, "ale rodzina" jest ważniejszy, bardziej godny pomocy i szacunku, niż sąsiad, który jest miłym gościem, ale już nie z rodziny.
Na wsiach kolejnym kręgiem jest "nasza wieś". Chłopaki na zabawach prali się sztachetami wioska przeciw wiosce. Było oczywiste, że z naszej wioski są "nasi", którzy powinni sprać na kwaśne jabłko "tamtych", albo "obcych".
Potrzebę naszości zaspakajają kluby sportowe - klub jest o tyle dobry, że ma swoje barwy klubowe, z których można zrobić szalik, a wtedy jest wyraźne odróżnienie kto ma komu przyłożyć na ustawce.
Potem naszość i obcość rozkłada się już różnie - miejscem zamieszkania, różnymi preferencjami...
W pakiecie instynktownym emocji i zachowań związanych z naszością jest niewątpliwie niechęć do obcych i odmieńców, a do tego podkreślanie wagi, znaczenia, cnót "swoich". Zasadą jest, że oceny są silnie filtrowane - co nasze powinno być dobre, cenne i fajne, a co obce okupuje przeciwny koniec skali ocen.
Silny terytorializm społeczny panuje w środowiskach przestępczych (kibole to grupy łączące właśnie środowiska przestępcze i związane z przynależnością do grupy).
Czym jest owo pragnienie naszości?...
- Według mnie to taki najprostszy (bo instynktowny) IDEAŁ. Ludzie bardziej uduchowieni postrzegają ideały bardziej złożone: prawdę, sprawiedliwość, bezinteresowność. Ludzie o przyziemnej duchowości najwyraziściej postrzegają te ideały instynktowne, zwierzęce, stadne - właśnie postrzeganie swój - obcy, obrona vs atak.
Tak wchodząc w myślenie niewykształconego, wychowanego dość prymitywnie człowieka, to co byśmy odpowiedzieli na pytanie: o co warto walczyć, co jest ideałem?...
- Taka naturalna odpowiedź brzmiałaby pewnie: o nasze!
Bo cóż innego?...
- Nic bardziej narzucającego się, zrozumiałego dla prostego umysłu nie przychodzi chyba do głowy. :think:

Nieraz się zastanawiam nad tym, czym jest owo dziedzictwo emocjonalnego dzielenia na swoich i obcych. Jako filozofujący indywidualista mam dystans do tego dziedzictwa. Ale mam też i dystans do owego dystansu...
Tzn. myślę, że od czegoś ową przygodę intelektualno - emocjonalną z kategoryzowaniem ogólniejszym ludzi, świata trzeba zacząć. Ideał owej naszości widzę jako prymitywny, jeśli miałby być bezrefleksyjny, to wręcz świadczący o prymitywizmie. Jednak jednocześnie można go uznać za początek myśli nie ściśle praktycznej, właśnie taki ideał.
Dla kogo warto żyć?
- Dla swoich - rodziny, kraju...
Za co można oddać życie?
- za rodzinę, ojczyznę...
Wielkie emocje, wielkie słowa - ale przynajmniej zrozumiałe. Ten świat podzielony na swoich i obcych, na przyjaciół i wrogów.
Teraz filozof będzie pytał: dlaczego właściwie ta konkretna grupa ma być "nasza", a nie jakaś szersza, czy jakaś węższa?...
- To są pytanie słabo zrozumiałe dla ludzi instynktownie rozumujących. Oni po prostu "wiedzą", którzy są nasi, a którzy obcy, nie mają w tym zakresie większych rozterek. Nie zastanawiają się też, na ile w ogóle sens ma owo wyjątkowe traktowanie naszości - tak po prostu "się ma". Więc tak mają.
To jest rzeczywiście jakaś pierwocina do budowania sobie w świadomości ideałów wyższego rzędu. Ale trzeba ją przemyśleć, przetransformować. I to wielokrotnie. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:29, 28 Maj 2018    Temat postu: Re: Naszość, czyli instynktowny ideał

Michał Dyszyński napisał:
Z dzieciństwa pamiętam taki oto obraz wiejskiej rzeczywistości. Moja babcia hodowała gęsi. Po to, aby mieć z nich pierze. W pewnym momencie przychodził czas skubania owego pierza - ze stadka gęsi brało się jadną i skubało. Potem przychodził czas na kolejną. Żal mi dziś tych gęsi, bo babcia się nie przejmowała cierpieniem ptaka, któremu żywcem wydziera się kawał ciała. Mam nadzieję, że to jakoś bardzo nie boli; pewnie jak wyrywanie włosów...
Ale to ostatnie było dygresją, bo opisuję całą historię z innym celem - obserwacji psychologicznej. Okazało się, że pierwsza oskubana gęś wypuszczona do swojego stada była atakowana. Najwyraźniej za inność. Jak się zrobiło więcej oskubanych gęsi w stadzie, to wciry dostawały te, które skubania jeszcze nie doznały...
Zjawisko jest obserwowane również u innych gatunków - jak się osobnik ze stada wyróżnia, ma przerąbane. Widać to u dzieci - najczęściej odmieńcy w grupach są prześladowani. Inne badania na niemowlakach pokazują, że wystarczy pacynkę ubrać w szmatkę takiego koloru jaki jest "nasz" (związany, przypisany do obserwującego pacynkę niemowlaka), a zmienia się postrzeganie owej pacynki - robi się "sympatyczna" i "dobra", gdy jest nasza, a wroga, gdy dostanie etykietę odmienności.
W genach chyba mamy poszukiwanie swoich i instynktowną niechęć do obcych. Pytanie jest tylko jak zakreślimy sobie tę granicę pomiędzy swoimi, a obcymi. Zazwyczaj najważniejszy instynktownie jest każdy JA. Ale ja, to nie grupa. Dopiero rodzina jest tym pierwszym kręgiem społecznym - niżej są już obcy. Dla wielu ludzi istnieje bardzo silna różnica pomiędzy tymi co z rodziny, tymi z spoza niej. Czasem nawet najbardziej niesympatyczny jakiś pociot, "ale rodzina" jest ważniejszy, bardziej godny pomocy i szacunku, niż sąsiad, który jest miłym gościem, ale już nie z rodziny.
Na wsiach kolejnym kręgiem jest "nasza wieś". Chłopaki na zabawach prali się sztachetami wioska przeciw wiosce. Było oczywiste, że z naszej wioski są "nasi", którzy powinni sprać na kwaśne jabłko "tamtych", albo "obcych".
Potrzebę naszości zaspakajają kluby sportowe - klub jest o tyle dobry, że ma swoje barwy klubowe, z których można zrobić szalik, a wtedy jest wyraźne odróżnienie kto ma komu przyłożyć na ustawce.
Potem naszość i obcość rozkłada się już różnie - miejscem zamieszkania, różnymi preferencjami...
W pakiecie instynktownym emocji i zachowań związanych z naszością jest niewątpliwie niechęć do obcych i odmieńców, a do tego podkreślanie wagi, znaczenia, cnót "swoich". Zasadą jest, że oceny są silnie filtrowane - co nasze powinno być dobre, cenne i fajne, a co obce okupuje przeciwny koniec skali ocen.
Silny terytorializm społeczny panuje w środowiskach przestępczych (kibole to grupy łączące właśnie środowiska przestępcze i związane z przynależnością do grupy).
Czym jest owo pragnienie naszości?...
- Według mnie to taki najprostszy (bo instynktowny) IDEAŁ. Ludzie bardziej uduchowieni postrzegają ideały bardziej złożone: prawdę, sprawiedliwość, bezinteresowność. Ludzie o przyziemnej duchowości najwyraziściej postrzegają te ideały instynktowne, zwierzęce, stadne - właśnie postrzeganie swój - obcy, obrona vs atak.
Tak wchodząc w myślenie niewykształconego, wychowanego dość prymitywnie człowieka, to co byśmy odpowiedzieli na pytanie: o co warto walczyć, co jest ideałem?...
- Taka naturalna odpowiedź brzmiałaby pewnie: o nasze!
Bo cóż innego?...
- Nic bardziej narzucającego się, zrozumiałego dla prostego umysłu nie przychodzi chyba do głowy. :think:

Nieraz się zastanawiam nad tym, czym jest owo dziedzictwo emocjonalnego dzielenia na swoich i obcych. Jako filozofujący indywidualista mam dystans do tego dziedzictwa. Ale mam też i dystans do owego dystansu...
Tzn. myślę, że od czegoś ową przygodę intelektualno - emocjonalną z kategoryzowaniem ogólniejszym ludzi, świata trzeba zacząć. Ideał owej naszości widzę jako prymitywny, jeśli miałby być bezrefleksyjny, to wręcz świadczący o prymitywizmie. Jednak jednocześnie można go uznać za początek myśli nie ściśle praktycznej, właśnie taki ideał.
Dla kogo warto żyć?
- Dla swoich - rodziny, kraju...
Za co można oddać życie?
- za rodzinę, ojczyznę...
Wielkie emocje, wielkie słowa - ale przynajmniej zrozumiałe. Ten świat podzielony na swoich i obcych, na przyjaciół i wrogów.
Teraz filozof będzie pytał: dlaczego właściwie ta konkretna grupa ma być "nasza", a nie jakaś szersza, czy jakaś węższa?...
- To są pytanie słabo zrozumiałe dla ludzi instynktownie rozumujących. Oni po prostu "wiedzą", którzy są nasi, a którzy obcy, nie mają w tym zakresie większych rozterek. Nie zastanawiają się też, na ile w ogóle sens ma owo wyjątkowe traktowanie naszości - tak po prostu "się ma". Więc tak mają.
To jest rzeczywiście jakaś pierwocina do budowania sobie w świadomości ideałów wyższego rzędu. Ale trzeba ją przemyśleć, przetransformować. I to wielokrotnie. :think:
Michał, nie ma terminu "przyziemna duchowość". Człowiek albo żyje ciałem i duchem albo tylko ciałem. Nie ma niczego pośrodku. Człowiek ktoy żyje tylko ciałem, nie słyszy głosu swego ducha, bo żyje na poziomie swoich niskich instynktów - konketnie jest ich zakładnikiem. -> http://www.sfinia.fora.pl/blog-dyskurs,67/polemiki-polemics,10623.html#369385

Człowiek który żyje ciąłem i duchem jest członkiem Rodziny Ludzkiej w Ogrodzie Edenu, ktory jest tutaj zwany przez nas Matka Ziemia i bez znaczenia jest dla jej /jego gdzie mieszka, bo z każdego miejsca na Matce Ziemi pragnie czynić odnawialne dobro dla doba ogolnego. Charakter moralny to wartości, które przekazuja nam Rodzice. Gdy ktoś zakopuje ten talent pielegnacji wartosci przekazanych przez Rodzicow, nie pomnaża go i wartości zamierają w "krzyku" życia. Etyka to dźwignia, którą używamy aby nasze wartości wprowadzać w czyn w naszych środowiskach lokalnych a one przez sprzezenie zwrotne Matki Natury stają się globalne.

Margaret Meade napisał:
Never doubt that a small group of thoughtful, committed, citizens can change the world. Indeed, it is the only thing that ever has. - Nigdy nie wątp w to, że niewielka grupa rozważnych i zaangażowanych obywateli może zmienić świat. Rzeczywiście, to jedyny sposob w jaki takie zmiany sie dokonują.


Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Pon 21:41, 28 Maj 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33339
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:57, 28 Maj 2018    Temat postu: Re: Naszość, czyli instynktowny ideał

Dyskurs napisał:
Michał, nie ma terminu "przyziemna duchowość". Człowiek albo żyje ciałem i duchem albo tylko ciałem. Nie ma niczego pośrodku.

Czyli uważasz, że ludzie albo w ogóle nie mają żadnych potrzeb duchowych, albo od razu są maksymalnie uduchowieni?...
:shock:
Ja tam od początku życia pracuję na swoją duchowość. Staram się o nią, doskonalę, wiem, że kiedyś była na słabszym poziomie, potem wzrosła, potem jeszcze wzrosła.. Wciąż czuję, że mam wiele w tym zakresie do zrobienia. Czyli chyba, skoro nie jestem duchowy na maksa, to pewnie - według Twojej koncepcji - muszę być zerowy, bo przypadków pośrednich nie ma. :(
Taka sytuacja, w której ludzie mają albo zero duchowości albo kompletność w tym zakresie oznaczałaby chyba, za albo rodzą się tacy i to się nie zmienia, albo w jakimś mikroskopijnym ułamku sekundy transformują się z osoby nic kompletnie duchowo nie rozumiejacej, ślepej na ideały, miłość, dobro od razu w wysoce zaawansowanego uduchowionego, niczym mnich osobnika. Obserwujesz takie sytuacje, albo ludzi którzy kompletnie nie mają duchowości, a także tak od razu uduchowionych, że nie mogą się w tym zakresie doskonalić?...
To może opisz mi to, gdzie takie transformacji występują, albo po czym poznajesz tę zerojedynkową ludzką duchowość. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:46, 28 Maj 2018    Temat postu: Re: Naszość, czyli instynktowny ideał

Michał Dyszyński napisał:
Dyskurs napisał:
Michał, nie ma terminu "przyziemna duchowość". Człowiek albo żyje ciałem i duchem albo tylko ciałem. Nie ma niczego pośrodku.

Czyli uważasz, że ludzie albo w ogóle nie mają żadnych potrzeb duchowych, albo od razu są maksymalnie uduchowieni?...
:shock:
Ja tam od początku życia pracuję na swoją duchowość. Staram się o nią, doskonalę, wiem, że kiedyś była na słabszym poziomie, potem wzrosła, potem jeszcze wzrosła.. Wciąż czuję, że mam wiele w tym zakresie do zrobienia. Czyli chyba, skoro nie jestem duchowy na maksa, to pewnie - według Twojej koncepcji - muszę być zerowy, bo przypadków pośrednich nie ma. :(
Taka sytuacja, w której ludzie mają albo zero duchowości albo kompletność w tym zakresie oznaczałaby chyba, za albo rodzą się tacy i to się nie zmienia, albo w jakimś mikroskopijnym ułamku sekundy transformują się z osoby nic kompletnie duchowo nie rozumiejacej, ślepej na ideały, miłość, dobro od razu w wysoce zaawansowanego uduchowionego, niczym mnich osobnika. Obserwujesz takie sytuacje, albo ludzi którzy kompletnie nie mają duchowości, a także tak od razu uduchowionych, że nie mogą się w tym zakresie doskonalić?...
To może opisz mi to, gdzie takie transformacji występują, albo po czym poznajesz tę zerojedynkową ludzką duchowość. :think:
Nie, nie uważam. W dalszym ciągu zgadzam się a teoria Hawkins, MD, PhD (1995), który udowodnił przez 2 dekady badań na całym świecie, że osoby żyjące ponad krytycznym poziomem świadomości czyli na poziomie Prawdy/Mocy uzwierciedlaja swoje emocje na przykładzie procesow zyciowych/punktu widzenia do których referencji dokonuje Hawkins (1995) w 4 kolumnie swojej Mapy Świadomości -> -> [link widoczny dla zalogowanych]

Człowiek żyjący poniżej punktu krytycznego (< 200 log) czyli w fałszu, jest osobą opisywana przez Tanzi, PhD -> http://www.sfinia.fora.pl/blog-dyskurs,67/polemiki-polemics,10623.html#369385

Cytat:
Ja tam od początku życia pracuję na swoją duchowość.
Tak. Ja również. Dlaczego? Bo obydwoje żyjemy na poziomie świadomości >200 log i to wyjaśnia potrzebę rozwijania duchowości. Człowiek egzystujący w stanie świadomości < 200 log nie odczuwa potrzeby rozwoju duchowości. Jest egocentrykiem na płytszych lub głębszych poziomach.

Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Wto 0:01, 29 Maj 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33339
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 0:49, 29 Maj 2018    Temat postu: Re: Naszość, czyli instynktowny ideał

Dyskurs napisał:
Nie, nie uważam. W dalszym ciągu zgadzam się a teoria Hawkins, MD, PhD (1995), który udowodnił przez 2 dekady badań na całym świecie, że osoby żyjące ponad krytycznym poziomem świadomości czyli na poziomie Prawdy/Mocy uzwierciedlaja swoje emocje na przykładzie procesow zyciowych/punktu widzenia do których referencji dokonuje Hawkins

Z naukowością koncepcja Hawkinsa (bo raczej daleko jej do miana "teorii") ma niewiele wspólnego - to takie luźne gdybania i luźne przypisania wartości do nazw z języka. Na moje pytanie - zarzut względem tego jak wyznaczać punkt, który rozgranicza owe dwa zbiory ludzie całkiem bez duchowości i z duchowością kompletną nie odpowiedziałaś. Jedynie przedstawiłaś luźno rzucone, z pytaniem nie związane stwierdzenia. Zatem ciągle jest on w mocy. Jeśli chcesz postrzegać coś zerojedynkowo, jeśli duchowość człowieka dzielisz na całkiem uduchowionych i zupełnie nieuduchowionych, to powinnaś przedstawić jakieś wyraziste rozróżnienie, kiedy owa duchowość ma wartość dodatnią, a kiedy zerową. Jeśli chcesz mnie tylko "zagadać", albo zarzucić tymi tabelkami, które na postawiony przeze mnie zarzut nie są w stanie odpowiedzieć, nic do sprawy nie wnosząc, to wiedz, że jest to czynność bezoowocna. Koncepcja zaś przez Ciebie prezentowana okazuje się niespójna.
Najwyraźniej nie miałaś do czynienia z naukami matematycznymi i nie masz porównania czym jest teoria w poważnym sensie tego słowa. Ta tabelka i pomysły Hawkinsa nie spełnia najbardziej nawet rozluźnionego minimum dla prawdziwej teorii, mając status z grubsza "tak to się panu Hawkinsowi zdawało i miał wenę taką tabelkę zrobić". Nie ma to większego waloru naukowego, niż pomysł grupy uczniów liceum, którym nauczyciel zadał jakieś tak uszeregowanie sobie słów z zadanego zakresu. Każdy robił zależnie od tego, jaki mu pomysł do głowy wpadł. Ale np. o żadnej dowodliwości tutaj nie ma absolutnie mowy.
Tak w ogóle, jak się w nauce wprowadza liczby, to należy choćby jakiś minimalny wzór matematyczny ("formułę" po angielsku) określić, podając w nim mierzalne wielkości. W przypadku tabelki Hawkinsa liczby nie mają żadnego umocowania - to że coś jest 100, a coś innego 200 jest tak samo "z czapy" wzięte i równie dobrze mogłoby być na odwrót. W prawdziwej teorii taka rzecz po prostu nie miałaby miejsca. Arbitralne są wielkości definicyjne i reguły przejścia.


dyskurs napisał:
Cytat:

Ja tam od początku życia pracuję na swoją duchowość.

Tak. Ja również. Dlaczego? Bo obydwoje żyjemy na poziomie świadomości >200 log i to wyjaśnia potrzebę rozwijania duchowości. Człowiek egzystujący w stanie świadomości < 200 log nie odczuwa potrzeby rozwoju duchowości. Jest egocentrykiem na płytszych lub głębszych poziomach.

Znowu nie odpowiadasz na pytanie, albo kompletnie nie rozumiesz, bądź ignorujesz zależność. Jesli pracujesz na duchowość, jeśli ona się PŁYNNIE zwiększa, to nie może być tak, że może przyjmować wyłącznie dwa stany: jest albo jej nie ma. A taką tezę na początku zgłosiłaś - przypomnę:
dyskurs napisał:
Człowiek albo żyje ciałem i duchem albo tylko ciałem. Nie ma niczego pośrodku.

Jeśli "niczego nie ma pośrodku" i żyje się "tylko ciałem", albo "tylko ciałem i duchem", to musi być moment, w którym te stany się przełączają. To powinien być chyba bardzo wyraźny moment, ludzie powinni nagminnie o tym dawać świadectwo. Tymczasem takie postacie nagłych oświeceń nie są czeste, zaś wielu ludzi o takich momentach nie wspominających cechuje się całkiem dobrą duchowością. Jeżeli Ty też pracujesz na duchowość przez całe życie, to albo jest to kompletnie nieskuteczne do tej pory (jeśli jest po stronie stanu "tylko ciałem"), albo to nie ma sensu, bo - jak sama stwierdzasz jesteś w stanie, który "jest ciałem i duchem", czyli tym kompletnym drugim, do którego nic nie da się dołożyć. Jeśli zakładasz, że ciągłe doskonalenie jest możliwe, to sam sobie przeczysz opisując duchowość jako możliwą wyłącznie w dwóch stanach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 13:35, 29 Maj 2018    Temat postu:

Dyskurs - kiedyś już pytałam ale pewnie gdzieś umknęło - odnośnie tych poziomów świadomości:
będę wypowiadać się tylko za siebie, bo nie wiem co tam inni czują, ale ja w zależności od momentu mogę się opisać na każdym z tych poziomów, a do tego odczuwam że po takim 'zejściu' na te dolne i porządnym przeżyciu i przemyśleniu tego dokonuje się prawdziwy rozwój dużo głębszy i sensowniejszy niż po doświadczaniu tych górnych.
Moim zdaniem to z przeżycia i zrozumienia wstydu i poczucia winy rodzi się szczery szacunek do wszystkich istot, niezależnie od błędów jakie popełniają, niezależnie od tego jak postępują - oddzielam szacunek do osoby od szanowania czyiś poglądów czy zachowań- poglądy czy zachowania muszą sobie na szacunek zasłużyć, za to mimo że uznaję je za durne potrafię szanować daną osobę.
Podobnie dopiero z poznania strachu rodzi się zdrowa ostrożność, bez której odwaga może dążyć do brawury.
Nie uważam żeby którekolwiek poziomy były lepsze czy gorsze, oczywiście wygodniej żyje się na tych wyższych, ale to nie znaczy że rozwój duchowy idzie taką a nie inną ścieżką- sądzę że każdy rozwija się własnym rytmem, idzie własną indywidualną drogą i trudno dokonać jakichkolwiek porównań.
Do tego gdzie leżą konkretne granice między ciałem, umysłem, a duchem? Ja nie potrafię wskazać dokładnych granic i twierdzę że są bardzo umowne.
Dla mnie nic nie jest zero- jedynkowe poza kodem binarnym, zawsze jest całe spektrum i to nie liniowe ale wielowymiarowe.

Podobnie nie zgadzam się na określanie ludzi na poziomie mentalności plemiennej( utożsamiania się ze swoją grupą, dzielenia świata na swoich i obcych) jako gorszych, to inna mentalność - to fakt, ale czy gorsza? Ma swoje minusy, ale i ma plusy, które jako osoba która nie czuje tego rodzaju wspólnoty, nie identyfikuje się z daną tożsamością potrafię docenić- serio , wystarczy pójść na stadion i obserwować ludzi, tą niezwykłą jedność i wspólnotę, podobnie na koncertach. Ma to swoją złą stronę czyli agresję wobec 'wrogów', ale sądzę że należy raczej uczyć szacunku dla 'wroga', tolerancji dla inności niż wyśmiewać mentalność plemienną.
Być może mój punkt widzenia jest skażony tym że długo odczuwałam brak czegoś takiego, obecnie już akceptuję siebie i to że jestem obserwatorem a nie integralnym członkiem grupy, potrafię współpracować nie czując się członkiem zespołu.
Tożsamość plemienną mamy wykształconą ewolucyjnie i to że np ja jej nie odczuwam uważam za rodzaj zaburzenia a nie powód do dumy, bo większość osób instynktownie wie kto jest nasz a kto nie , jak się tego nie wyczuwa to nie należy się nigdzie, a przecież jesteśmy zwierzętami stadnymi.
Niby mogę stwierdzić że należę do tego świata, ale też nie bo nadal jestem jakby kimś kto obserwuje tą grę z boku, niby w nią gra, niby pełni pewne role, ale nie odczuwa że należy gdzieś, to rodzi rodzaj samotności. Na szczęście gdzieś należę - do własnej rodziny i czy to źle że bardziej mi zależy na jej członkach niż na ludziach z poza niej? Sądzę że dopóki nie sprawia to że staję się ślepa na wady członków mojego stada oraz że dostrzegam plusy w ludziach z poza wszystko jest ok.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33339
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:56, 29 Maj 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Podobnie nie zgadzam się na określanie ludzi na poziomie mentalności plemiennej( utożsamiania się ze swoją grupą, dzielenia świata na swoich i obcych) jako gorszych, to inna mentalność - to fakt, ale czy gorsza? Ma swoje minusy, ale i ma plusy, które jako osoba która nie czuje tego rodzaju wspólnoty, nie identyfikuje się z daną tożsamością potrafię docenić- serio , wystarczy pójść na stadion i obserwować ludzi, tą niezwykłą jedność i wspólnotę, podobnie na koncertach. Ma to swoją złą stronę czyli agresję wobec 'wrogów', ale sądzę że należy raczej uczyć szacunku dla 'wroga', tolerancji dla inności niż wyśmiewać mentalność plemienną.
Być może mój punkt widzenia jest skażony tym że długo odczuwałam brak czegoś takiego, obecnie już akceptuję siebie i to że jestem obserwatorem a nie integralnym członkiem grupy, potrafię współpracować nie czując się członkiem zespołu.
Tożsamość plemienną mamy wykształconą ewolucyjnie i to że np ja jej nie odczuwam uważam za rodzaj zaburzenia a nie powód do dumy, bo większość osób instynktownie wie kto jest nasz a kto nie , jak się tego nie wyczuwa to nie należy się nigdzie, a przecież jesteśmy zwierzętami stadnymi.
Niby mogę stwierdzić że należę do tego świata, ale też nie bo nadal jestem jakby kimś kto obserwuje tą grę z boku, niby w nią gra, niby pełni pewne role, ale nie odczuwa że należy gdzieś, to rodzi rodzaj samotności. Na szczęście gdzieś należę - do własnej rodziny i czy to źle że bardziej mi zależy na jej członkach niż na ludziach z poza niej? Sądzę że dopóki nie sprawia to że staję się ślepa na wady członków mojego stada oraz że dostrzegam plusy w ludziach z poza wszystko jest ok.

Problem z mentalnością plemienną jest jednak zasadniczy. Pojawia się on bardzo często, jako psychologia tłumu - znosi etykę, czyni ludzi dzikimi bestiami, gotowymi czynić najgorsze zbrodnie w myśl tego, że inni coś podobnego robią.
W religii chrześcijańskiej mamy znamienny obraz Jezusa skazywanego na śmierć przez podburzony tłum: "na krzyż z nim!" krzyczą ludzie nie pytając właściwie o sens, o zasady, o swoje człowieczeństwo, o to kim są i co robią w tej sytuajci - kazali, inni też to robią, to i ja będę krzyczał. Inny przykład - hitleryzm. Miliony osób idące mordować w imię "wielkości narodu" i tego, że tak kazał im wódz.
Nie zamierzam całości plemiennego myślenia oskarżać o wszelkie zło świata. Jednak coś jest na rzeczy, że tej mentalności chyba trzeba się bać. Oddawanie swoich uczuć, rozpoznań rzeczy, rozumu tak całkowicie (albo nawet w znaczącym stopniu) w ręce tłumu i jego przywódców, takie zrzeczenie się swojej wolnej sprawczości, stanie się w trybikiem w machinie o bliżej nieokreślonych zasadach etycznych - to mi się trochę jawi jako rodzaj grzechu przeciwko rozumowi jako takiemu, grzechu przeciw samemu sobie i misji życia, którą jest odnajdowanie tego co dobre, właściwe w wyborach i rozpoznaniach.
Nie zamierzam potępiać kogoś, kto w plemienność wpadł bardzo głęboko. W końcu nie wiem z jakich poziomów startował, co mogł zrobić w życiu inaczej; nie ja jestem jego sędzią. Jednak uważam, że jeśli ktoś ma wybór, jeśli ma to minimum samodzielnego myślenia, rozróżniania rzeczy, to nie powinien się dawać ubezwłasnowolniać z samodzielnością, niezależnością myślenia. Na ile umie, na ile jest w stanie, powinien walczyć o siebie prawdziwego - indywidualnego.
II wojna światowa była straszną lekcją dla ludzkości. Tak straszną, że czasem trudno jest ją w pełni pojąć, bo uczucia gdzieś dostają skurczu, gdy pomyśli się o tym ogromie nieludzkich reakcji, zachowań, cierpienia tak bezsensownego. Ale, jako chrześcijanin, widzę też swego rodzaju sens w takich zdarzeniach - jako WIELKA NAUKA LUDZKOŚCI. Trzeba jakoś to zrozumieć - na ile się da - przyjąć, że TACY JESTEŚMY. To my moglibyśmy być owym operatorem karabinu maszynowego, który zmienia taśmy strzelając do tysięcy stłoczonych kobiet, dzieci, starców. Mogliśmy się urodzić w nazistowskich Niemczech, zostać powołani do wojska, a potem osobiście zgładzić tysiące niewinnych. Mogliśmy tez być tymi, którzy popierali wodza, świadomie budowali maszynę wojenną. Mogliśmy też zawiesić swoje człowieczeństwo na kołku i eskortować żydów do komór gazowych, a potem żyć z myślą o współudziale w owej właściwie trudnej do wyobrażenia zbrodni.
Będę się upierał przy tym, że oddając zbyt (... tak, zasadne jest pytanie od kiedy zaczyna się "zbyt") wiele własnej woli w ręce tłumu, naszości, bycia ze swoimi degradujemy swoją duchowość. W rozsądnych dawkach naszość jest fajnym uczuciem, barwiącym nasze życie w zbiorowości, nadające kształt wyborom, odczuciom społecznym. Ale eskalacja owej naszości ponad inne ważne wartości potrafi uczynić właściwie z pozoru dobrych i rozsądnych ludzi dzikimi bestiami, wyzutymi z człowieczeństwa.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 15:59, 29 Maj 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:29, 29 Maj 2018    Temat postu:

Sądzę że dobrze byłoby czuć przynależność do jakiejś grupy, ale równocześnie nie traktować innych grup jako gorszych.
Masz rację - psychologia stada bywa przerażająca. Grupa nie powinna odbierać indywidualności, ale najpierw jej członkowie powinni tą indywidualność sobie wypracować - przemyśleć sobie swoje poglądy, wiedzieć dlaczego sądzą tak a nie inaczej, nauczyć się empatii i zrozumienia innych punktów widzenia...
Robi się układ :
1.Pierwotna przynależność ( nie wybraliśmy jej, taka z urodzenia)
2.Indywidualizm - przemyślenie sobie poglądów, ich weryfikacja, uzyskanie suwerenności - ja rządzę mną, szanuję to że Ty rządzisz sobą
3.Przynależność do wybranych grup, bez oddawania im władzy nad sobą, każdy członek jest suwerenny, jednoczy nas wspólny cel, zainteresowanie itd
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 1:20, 30 Maj 2018    Temat postu:

MD napisał:
Z naukowością koncepcja Hawkinsa (bo raczej daleko jej do miana "teorii") ma niewiele wspólnego - to takie luźne gdybania i luźne przypisania wartości do nazw z języka. Na moje pytanie - zarzut względem tego jak wyznaczać punkt, który rozgranicza owe dwa zbiory ludzie całkiem bez duchowości i z duchowością kompletną nie odpowiedziałaś.
Odpowiedziałam w stylu concise/zwięzłym. Osoby żyjące w fałszu/świadomości siły (< 200 loc) nie zajmuja się rozwojem własnej duchowości bo są zbyt egoistyczne. Osoby żyjące w świadomości Prawdy (> 200 loc) znajdują się na roznych poziomach duchowości, gdyż angażują oprócz emocji (ruchu), myśli i uczucia oraz wartościują je przez najwyższą funkcję mózgu - intuicyjną - aby nadawać swojemu życiu znaczenie altruistyczne o roznych stopniach w zależności od stopnia uduchownienia.

Przyko mi ale publikacja Hawkinsa (1995) Power vs. Force jest publikacją naukową i nie masz na to żadnego wpływu. W moich pracach dokonywałam niejednokrotnie do tej publikacji referencji

[link widoczny dla zalogowanych]

MD napisał:
Ta tabelka i pomysły Hawkinsa nie spełnia najbardziej nawet rozluźnionego minimum dla prawdziwej teorii, mając status z grubsza "tak to się panu Hawkinsowi zdawało i miał wenę taką tabelkę zrobić".
Znasz Jego dysertację napisana po 2 dekadach badań na ludziach z całego świata? Miałbys siłę i cierpliwosc przeprowadzic takie badania? Bo krytykować z pustego potrafi każdy. Czy zdajesz sobie sprawę, że można łatwo oszacować siłę Twoich mięśni kiedy obniżasz swoją świadomość pisząc takie bzdury, bo ego przekonywać Cię bedzie o Twojej nieskończonej madrosci kiedy faktycznie wychodzisz na osobę niezmienie niedoinformowaną.

Ja piszę swoją dysertacje od października ubiegłego roku i końca jeszcze nie widać. Przygotowanie do końcowych egzaminow doktorskich, niewyobrażalny wysilek i stopień dla osoby ktora tego nie doświadczyła, to "pikus" w porównaniu do dysertacji. Nie zdajesz sobie sprawy o czym piszesz.

Tez sie zacytuje:
Dyskus napisał:
Człowiek albo żyje ciałem i duchem albo tylko ciałem. Nie ma niczego pośrodku.
Gdzie w tym zdaniu, podkresl prosze, napisalam, ze zycie duchem jest statycznym poziomem. Bo cyfy Hawkinsa sa modelem konceptualnym do wyrazenia jak spodziewamy sie, ze w wiekszosci bedzie przetwarzal i jakie emocje czlowiek funkcjonujacy na danych poziomach swiadomosci. Dla przykladum na poziomie 500 loc czyli duchowy nielinearnie lub w swiadomosci mistycznej bedzie wiecej czasu pragnela przebywac w odosobnieniu z dala od "zgielku" swiata, bedzie stronic od logicznych debat jakie mamy Ty i ja, bedzie sporo medytowac, dlugo spac, i duzo spedzac czasu w Naturze.

MD napisał:
... musi być moment, w którym te stany się przełączają.
Tak, i dlatego Hawkins okresla go mianem punktu kytycznego = 200 loc. Jak sie to odczuwa, nie wiem, bo zawsze zylam powyzej 200 loc. Zapytaj bylego alkoholika, ktory zamiast zatracic siebie na smierc odbil sie od dna i zyje w trzezwosci dzieki faktoi, ze programy AA kalibruja na poziomie swiadomosci mistycznej. Zapytaj i napisz jak u nich wygladal ten shift. Chetnie poczytam.

Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Śro 1:49, 30 Maj 2018, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 1:58, 30 Maj 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Dyskurs - kiedyś już pytałam ale pewnie gdzieś umknęło - odnośnie tych poziomów świadomości:
będę wypowiadać się tylko za siebie, bo nie wiem co tam inni czują, ale ja w zależności od momentu mogę się opisać na każdym z tych poziomów, a do tego odczuwam że po takim 'zejściu' na te dolne i porządnym przeżyciu i przemyśleniu tego dokonuje się prawdziwy rozwój dużo głębszy i sensowniejszy niż po doświadczaniu tych górnych.
Moim zdaniem to z przeżycia i zrozumienia wstydu i poczucia winy rodzi się szczery szacunek do wszystkich istot, niezależnie od błędów jakie popełniają, niezależnie od tego jak postępują - oddzielam szacunek do osoby od szanowania czyiś poglądów czy zachowań- poglądy czy zachowania muszą sobie na szacunek zasłużyć, za to mimo że uznaję je za durne potrafię szanować daną osobę.
Podobnie dopiero z poznania strachu rodzi się zdrowa ostrożność, bez której odwaga może dążyć do brawury.
Nie uważam żeby którekolwiek poziomy były lepsze czy gorsze, oczywiście wygodniej żyje się na tych wyższych, ale to nie znaczy że rozwój duchowy idzie taką a nie inną ścieżką- sądzę że każdy rozwija się własnym rytmem, idzie własną indywidualną drogą i trudno dokonać jakichkolwiek porównań.
Do tego gdzie leżą konkretne granice między ciałem, umysłem, a duchem? Ja nie potrafię wskazać dokładnych granic i twierdzę że są bardzo umowne.
Dla mnie nic nie jest zero- jedynkowe poza kodem binarnym, zawsze jest całe spektrum i to nie liniowe ale wielowymiarowe.

Podobnie nie zgadzam się na określanie ludzi na poziomie mentalności plemiennej( utożsamiania się ze swoją grupą, dzielenia świata na swoich i obcych) jako gorszych, to inna mentalność - to fakt, ale czy gorsza? Ma swoje minusy, ale i ma plusy, które jako osoba która nie czuje tego rodzaju wspólnoty, nie identyfikuje się z daną tożsamością potrafię docenić- serio , wystarczy pójść na stadion i obserwować ludzi, tą niezwykłą jedność i wspólnotę, podobnie na koncertach. Ma to swoją złą stronę czyli agresję wobec 'wrogów', ale sądzę że należy raczej uczyć szacunku dla 'wroga', tolerancji dla inności niż wyśmiewać mentalność plemienną.
Być może mój punkt widzenia jest skażony tym że długo odczuwałam brak czegoś takiego, obecnie już akceptuję siebie i to że jestem obserwatorem a nie integralnym członkiem grupy, potrafię współpracować nie czując się członkiem zespołu.
Tożsamość plemienną mamy wykształconą ewolucyjnie i to że np ja jej nie odczuwam uważam za rodzaj zaburzenia a nie powód do dumy, bo większość osób instynktownie wie kto jest nasz a kto nie , jak się tego nie wyczuwa to nie należy się nigdzie, a przecież jesteśmy zwierzętami stadnymi.
Niby mogę stwierdzić że należę do tego świata, ale też nie bo nadal jestem jakby kimś kto obserwuje tą grę z boku, niby w nią gra, niby pełni pewne role, ale nie odczuwa że należy gdzieś, to rodzi rodzaj samotności. Na szczęście gdzieś należę - do własnej rodziny i czy to źle że bardziej mi zależy na jej członkach niż na ludziach z poza niej? Sądzę że dopóki nie sprawia to że staję się ślepa na wady członków mojego stada oraz że dostrzegam plusy w ludziach z poza wszystko jest ok.
Po przekroczeniu poziomu swiadomosci mistycznej przynajmniej raz w zyciu - i wiedz, ze nie odczuc tego nie sposob - nic nie jest juz takie samo. Wszystko sie "zlewa" jako jednosc, ale watosciowanie nie ustepuje a nawet poglebia sie z odczuwaniem empatii nawet dla tych ktorzy kogos zabili, ale z ta roznica, ze empatia jest zwrocona na zalobe po ich utracie mozliwosci zycia w godnosci. Duch nigdy nie pokloni sie ego, bo Duch jest wszechmocny. Ego to tylko skonczona suma swoich wcielen. Najlepiej czuje sie w trakcie 15 minutowej sesji medytacji z instruktorem w pozie jogi sivasana, to jak oczyszczenie, odrodzenie, mawiam ze jestem pijana szczesciem. Zawsze ide do domu z jogi spacerkiem do domu w srody wieczorem i w niedziele wczesnym popoludniem. Jestem naladowana doba energia do nastepnej sesji. Pomocnym jest miec mily dom i prace a ja mam mile srodowiska w obydwoch - prywatnej i profesjonalnej czyli korporacyjnej i akademickiej sferze mojego zycia. Tworze siebie w moich wybranych srodowiskach swiadomie i z pietyzmem Dodatkowo, mam na lewym przegubie Max Buzz, ktory liczy moje kroki i przez iPhone przesyla do software pracodawcy na znizke na ubiezpieczenie medyczne. Jesli plan ubezpieczenia medycznego kosztuje co 2 tygodnie 250 USD to ja place 125 USD i mam 3.250,00 USD rocznie na inne wydatki. Oprocz tego, 75 minutowa sesje jogi konwertowana jest na ponad 3 tysiace krokow. Do tego dochodzi zdrowe jedzenie (jak owsianka z grubego przemialu z garscia ziaen i jagod na sniadanie, zupka z warzyw na lunch i napoj z owocow na kolacje, odpowiednia ilosc snu, wystarczajaca ilosc wartosciowego bialka (groch w zupce) i tluszczow omega dziennie, dobry humor, i tych punktow/krokow mam najwiecej w firmie. Wiec "zyc nie umierac" a zycie na nizszych poziomach swiadomosci to "czysciec". Wole Niebo, bo "czysciec" to jak ladowanie samolotu bez kol. O zyciu w "piekle" (< 200 loc) nie wiem, bo tak nie egzystuje, ale to musi byc okropne i wspolczuje ciut takim istotom, ze tak cierpia na wlasne zyczenie. Wybieram Niebo jako bios/wcielona w zoe/Wiecznosci :)

Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Śro 2:12, 30 Maj 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kulson




Dołączył: 08 Mar 2018
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 8:19, 30 Maj 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Dyskurs - kiedyś już pytałam ale pewnie gdzieś umknęło - odnośnie tych poziomów świadomości (...)
Moim zdaniem to z przeżycia i zrozumienia wstydu i poczucia winy rodzi się szczery szacunek do wszystkich (...)
Dyskurs napisał:
Dodatkowo, mam na lewym przegubie Max Buzz, ktory liczy moje kroki i przez iPhone przesyla do software pracodawcy na znizke na ubiezpieczenie medyczne. Jesli plan ubezpieczenia medycznego kosztuje co 2 tygodnie 250 USD to ja place 125 USD i mam 3.250,00 USD rocznie na inne wydatki. Oprocz tego, 75 minutowa sesje jogi konwertowana jest na ponad 3 tysiace krokow. Do tego dochodzi zdrowe jedzenie (jak owsianka z grubego przemialu z garscia ziaen i jagod na sniadanie, zupka z warzyw na lunch i napoj z owocow na kolacje, odpowiednia ilosc snu, wystarczajaca ilosc wartosciowego bialka (groch w zupce) i tluszczow omega dziennie, dobry humor, i tych punktow/krokow mam najwiecej w firmie.




Kochana Irciu, najwyższy poziom świadomości (nawet powyżej 700 LOC na Mapie Świadomości Hawkinsa (1995)) osiągam używając takiej samej opaski Max Buzz, jak Dyskurs oraz smartfona. Różnice polegają na tym, że opaskę zakładam nie na przegubie, lecz na tym czego kobiety nie posiadają ( :oops: ) oraz nie przesyłam tych informacji mojemu pracodawcy. Opaska liczy ilość wzwodów na dobę natomiast smartfon przelicza je na LOC. Software jest na tyle zaawansowane, że rozróżnia wzwód spowodowany napięciem seksualnym od zwykłego siusiania ( :oops: ). Dlatego nie przesyłam wyników pracodawcy, ponieważ mógłby chcieć osiągać wyższy LOC oszukując, na przykład przy pomocy tak zwanej "Niebieskiej Tablety".


O zupkach, lunchach i napojach napiszę następnym razem.


Ostatnio zmieniony przez Kulson dnia Śro 8:20, 30 Maj 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rafal3006
Opiekun Forum Kubusia



Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 35331
Przeczytał: 23 tematy

Skąd: z innego Wszechświata
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 5:22, 31 Maj 2018    Temat postu:

Wydaje mi się Dyskurs, że tu nie masz racji, zgłaszając post Kulsona do utylizacji.
Komuś nie podoba się twoja teoria którą atakuje, ja też uważam te twoje stopnie dobra etc za teorię płaskiej ziemi.
Kulson zaatakował cię ad personam w dziale regulaminowym, zatem mod może ten post posłać do więzienia i Kulson nie ma prawa mieć o to pretensji.
ale,
Każdy ma prawo przyjąć lub odrzucić dowolną teorię, wyznawca teorii X nie powinien się obrażać, nawet jak ktoś w zaciętości zwalczania teorii x zaatakuje ad personam.
Jeśli nie będą to ataki permanentne to z takim czymś autor teorii X powinien się pogodzić.

W historii algebry Kubusia było bardzo dużo wściekłych ataków zarówno na samą teorię jak i autora teorii, Kubusia - stwórcy naszego Wszechświata.

Ja nie mam ani żalu, ani pretensji iż przeciwnicy AK atakowali zarówno teorię jak i autora teorii.
Wręcz przeciwnie, często celowo podpuszczałem, aby moi przeciwnicy wściekle atakowali algebrę Kubusia - dokładnie o te ataki mi chodziło - bo dzięki temu algebra Kubusia mogła się rozwijać.
Ja po prostu miałem za sobą absolutnie pewny aparat matematyczny, z racji wykształcenia perfekcyjnie znam teorię bramek logicznych = teoria logiki matematycznej.
Bez wściekłych ataków (czytaj braku zainteresowania) szanse na narodziny algebry Kubusia byłyby równe zeru absolutnemu.

Tu możesz popatrzeć:
http://www.sfinia.fora.pl/forum-kubusia,12/paradoks-warunku-wystarczajacego,3164-25.html#309843
jak wściekle atakowano zarówno mnie jak i algebrę Kubusia za co ja, Rafał3006 wszystkim atakującym po prostu DZIĘKUJĘ.
Jestem im wdzięczny że atakowali a nie spierdalali z forum Kubusia, co gro czytelników robiło.

Przykład ataku ad personam na Rafała3006:
http://www.sfinia.fora.pl/forum-kubusia,12/p-1-i-q-1-ale-p-q-0,10575-450.html#369345
Irbisol napisał:
Ty jesteś naprawdę ograniczony - nie ma z tobą podstawowego kontaktu ... Nie wiem, jak do ciebie przemówić, bo twoja głupota przerasta wszystko, co do tej pory spotkałem na wielu forach


Ostatnio zmieniony przez rafal3006 dnia Czw 5:50, 31 Maj 2018, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kulson




Dołączył: 08 Mar 2018
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 7:23, 31 Maj 2018    Temat postu:

To jak będzie? Gdy napiszę o zupkach, lunchach i napojach, które podnoszą mój LOC dwukrotnie bardziej niż owsianka z warzyw, to też będzie atak ad personam? Pytam, bo boję się, że jak się o tym dowie mój pracodawca, to umrze ze śmiechu i zostanę bezrobotnym konsumentem grochu omega.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kulson




Dołączył: 08 Mar 2018
Posty: 67
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:46, 31 Maj 2018    Temat postu:

Nie do końca o to mi chodziło. W każdym razie nie o Hawkinsa z jego LOC-ami. Przepraszam, ale pierwszy i ostatni raz zacytuję w całości.


Ircia napisał:
Dyskurs - kiedyś już pytałam ale pewnie gdzieś umknęło - odnośnie tych poziomów świadomości:
będę wypowiadać się tylko za siebie, bo nie wiem co tam inni czują, ale ja w zależności od momentu mogę się opisać na każdym z tych poziomów, a do tego odczuwam że po takim 'zejściu' na te dolne i porządnym przeżyciu i przemyśleniu tego dokonuje się prawdziwy rozwój dużo głębszy i sensowniejszy niż po doświadczaniu tych górnych.
Moim zdaniem to z przeżycia i zrozumienia wstydu i poczucia winy rodzi się szczery szacunek do wszystkich istot, niezależnie od błędów jakie popełniają, niezależnie od tego jak postępują - oddzielam szacunek do osoby od szanowania czyiś poglądów czy zachowań- poglądy czy zachowania muszą sobie na szacunek zasłużyć, za to mimo że uznaję je za durne potrafię szanować daną osobę.
Podobnie dopiero z poznania strachu rodzi się zdrowa ostrożność, bez której odwaga może dążyć do brawury.
Nie uważam żeby którekolwiek poziomy były lepsze czy gorsze, oczywiście wygodniej żyje się na tych wyższych, ale to nie znaczy że rozwój duchowy idzie taką a nie inną ścieżką- sądzę że każdy rozwija się własnym rytmem, idzie własną indywidualną drogą i trudno dokonać jakichkolwiek porównań.
Do tego gdzie leżą konkretne granice między ciałem, umysłem, a duchem? Ja nie potrafię wskazać dokładnych granic i twierdzę że są bardzo umowne.
Dla mnie nic nie jest zero- jedynkowe poza kodem binarnym, zawsze jest całe spektrum i to nie liniowe ale wielowymiarowe.

Podobnie nie zgadzam się na określanie ludzi na poziomie mentalności plemiennej( utożsamiania się ze swoją grupą, dzielenia świata na swoich i obcych) jako gorszych, to inna mentalność - to fakt, ale czy gorsza? Ma swoje minusy, ale i ma plusy, które jako osoba która nie czuje tego rodzaju wspólnoty, nie identyfikuje się z daną tożsamością potrafię docenić- serio , wystarczy pójść na stadion i obserwować ludzi, tą niezwykłą jedność i wspólnotę, podobnie na koncertach. Ma to swoją złą stronę czyli agresję wobec 'wrogów', ale sądzę że należy raczej uczyć szacunku dla 'wroga', tolerancji dla inności niż wyśmiewać mentalność plemienną.
Być może mój punkt widzenia jest skażony tym że długo odczuwałam brak czegoś takiego, obecnie już akceptuję siebie i to że jestem obserwatorem a nie integralnym członkiem grupy, potrafię współpracować nie czując się członkiem zespołu.
Tożsamość plemienną mamy wykształconą ewolucyjnie i to że np ja jej nie odczuwam uważam za rodzaj zaburzenia a nie powód do dumy, bo większość osób instynktownie wie kto jest nasz a kto nie , jak się tego nie wyczuwa to nie należy się nigdzie, a przecież jesteśmy zwierzętami stadnymi.
Niby mogę stwierdzić że należę do tego świata, ale też nie bo nadal jestem jakby kimś kto obserwuje tą grę z boku, niby w nią gra, niby pełni pewne role, ale nie odczuwa że należy gdzieś, to rodzi rodzaj samotności. Na szczęście gdzieś należę - do własnej rodziny i czy to źle że bardziej mi zależy na jej członkach niż na ludziach z poza niej? Sądzę że dopóki nie sprawia to że staję się ślepa na wady członków mojego stada oraz że dostrzegam plusy w ludziach z poza wszystko jest ok.



Dyskurs napisał:
Po przekroczeniu poziomu swiadomosci mistycznej przynajmniej raz w zyciu - i wiedz, ze nie odczuc tego nie sposob - nic nie jest juz takie samo. Wszystko sie "zlewa" jako jednosc, ale watosciowanie nie ustepuje a nawet poglebia sie z odczuwaniem empatii nawet dla tych ktorzy kogos zabili, ale z ta roznica, ze empatia jest zwrocona na zalobe po ich utracie mozliwosci zycia w godnosci. Duch nigdy nie pokloni sie ego, bo Duch jest wszechmocny. Ego to tylko skonczona suma swoich wcielen. Najlepiej czuje sie w trakcie 15 minutowej sesji medytacji z instruktorem w pozie jogi sivasana, to jak oczyszczenie, odrodzenie, mawiam ze jestem pijana szczesciem. Zawsze ide do domu z jogi spacerkiem do domu w srody wieczorem i w niedziele wczesnym popoludniem. Jestem naladowana doba energia do nastepnej sesji. Pomocnym jest miec mily dom i prace a ja mam mile srodowiska w obydwoch - prywatnej i profesjonalnej czyli korporacyjnej i akademickiej sferze mojego zycia. Tworze siebie w moich wybranych srodowiskach swiadomie i z pietyzmem Dodatkowo, mam na lewym przegubie Max Buzz, ktory liczy moje kroki i przez iPhone przesyla do software pracodawcy na znizke na ubiezpieczenie medyczne. Jesli plan ubezpieczenia medycznego kosztuje co 2 tygodnie 250 USD to ja place 125 USD i mam 3.250,00 USD rocznie na inne wydatki. Oprocz tego, 75 minutowa sesje jogi konwertowana jest na ponad 3 tysiace krokow. Do tego dochodzi zdrowe jedzenie (jak owsianka z grubego przemialu z garscia ziaen i jagod na sniadanie, zupka z warzyw na lunch i napoj z owocow na kolacje, odpowiednia ilosc snu, wystarczajaca ilosc wartosciowego bialka (groch w zupce) i tluszczow omega dziennie, dobry humor, i tych punktow/krokow mam najwiecej w firmie. Wiec "zyc nie umierac" a zycie na nizszych poziomach swiadomosci to "czysciec". Wole Niebo, bo "czysciec" to jak ladowanie samolotu bez kol. O zyciu w "piekle" (< 200 loc) nie wiem, bo tak nie egzystuje, ale to musi byc okropne i wspolczuje ciut takim istotom, ze tak cierpia na wlasne zyczenie. Wybieram Niebo jako bios/wcielona w zoe/Wiecznosci :)


O to mi chodzi! Ircia informuje o braku odpowiedzi na pytanie, które padło gdzieś tam wcześniej, opisuje swoje przemyślenia, zadaje kolejne pytania. Otrzymuje w zamian cztery zdania (zaznaczyłem je na czerwono) nie będące stricte odpowiedzią na nie. Takie tam pitu pitu. Zaraz po nich, po tych czterech zdaniach coś, co mnie kojarzy się bezczelnym lansem. Może się mylę w swojej ocenie postu Dyskurs , nie wiem. Wobec tego ma ktoś kontrargument na moją ocenę i napisze co ma wspólnego ludzka świadomość z iPhonem?


Ostatnio zmieniony przez Kulson dnia Czw 20:48, 31 Maj 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33339
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:39, 31 Maj 2018    Temat postu:

Kulson napisał:
To jak będzie? Gdy napiszę o zupkach, lunchach i napojach, które podnoszą mój LOC dwukrotnie bardziej niż owsianka z warzyw, to też będzie atak ad personam? Pytam, bo boję się, że jak się o tym dowie mój pracodawca, to umrze ze śmiechu i zostanę bezrobotnym konsumentem grochu omega.

Tak w ogóle to z grubsza się z Tobą zgadzam. Szanowna Dyskurs, to muszę z przykrością zaznaczyć ma bardzo humanistyczne pojęcie o tym, co to jest teoria, a dalej do czego służą liczby w teorii. W związku z tym nie budzi jej zdziwienia, gdy ktoś po prostu napisze, że jak LOC przekroczy 200 to ów ktoś osiąga nagłe oświecenie duchowe. Skoro tak napisał, to pewnie tak jest... Nie dziwi jej też czyjś opór, gdy POJĘCIA FILOZOFICZNE I OGÓLNE - w zasadzie niedefiniowalne w ogóle ściśle, nie mające żadnego precyzyjnego modelu (i słusznie z resztą), takie jak miłość, rozum, doskonałość ozdobi jakimś tam numerkiem LOC. To dla osoby nie mającej do czynienia z naukami operującymi na liczbach w sposób weryfikowalny, wydaje się normalne.
Z zewnątrz patrząc, naukowcy bowiem coś podobnego robią - mają jakieś pojęcia, przypisują im wartości, czasem umieszczają w tabelkach. Więc wzięcie sobie takich słów znanych z opisów duchowości, psychologii, czy ogólnofilozoficznych wydaje się owej osobie "uprawianiem nauki".
Dla mnie to trochę wygląda tak, jakby ktoś obserwujący pracę inżyniera, który bierze jakiś schemat, coś tam stuka na kalkulatorze, coś tam zapisuje, też był przekonany, że też zrobi projekt inżynierski, gdy popatrzy na pierwszy lepszy schemat, potem wstuka pierwszą lepszą sekwencję w kalkulator, a na koniec coś tam zapisze, czy narysuje. Z zewnątrz patrząc - wygląda na to samo.
Więc nie da się zapewne wytłumaczyć osobom widzącym działalność naukową od zewnątrz - czyli to oznaczanie wartości liczbami, używanie słów, tabelek, że to jednak nie jest to samo.
Kiedyś czytałem analizę literacką powieści Mniszkównej "Trędowata". Ogólnie jest to powieść od strony literackiej nie specjalnie wybitna. Przynajmniej tak twierdzą fachowcy. Jednak powieść ta była wielkim sukcesem - całe pokolenia służących, kucharek, czy ogólniej kobiet wykształconych średnio i mniej (w trochę mniejszym stopniu także mężczyzn) zaczytywały się w tym obrazie życia arystokracji. W owej analizie powieście Mniszkównej zaskoczyło mnie, co zostało uznane za siłę, główny czynnik skłaniający do czytania tej książki przez miliony osób. Tą przyczyną była... IGNORANCJA AUTORKI. Mniszkówna nie miała pojęcia o tym jak żyje arystokracja. Ale miała na ten temat wyobrażenia - z grubsza takie wyobrażenia, jakie ma niezbyt wykształcona, nie bywała w owych kręgach kobieta. Obraz arystokracji był więc uproszczony i właściwie fałszywy. Ale był taki, jakiego OCZEKIWALI CZYTELNICY. Po prostu tak napisana książka, właśnie DZIĘKI JEJ WADOM, stała się zrozumiała dla mas ludzi, stała się bestsellerem.
W moim przekonaniu podobny mechanizm tkwi u podstaw sukcesu wielu pseudonaukowych teorii. One są budowane zewnętrznie na podobieństwo (używają dość podobnych zwrotów) teorii rzeczywiście naukowych. Ale w prawdziwej teorii naukowej wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane. Jest na tyle trudne, że niewielka część populacji takie teorie jest w stanie wykorzystywać aktywnie w pracy. Jakaś tam jeszcze część ludzi z grubsza pewne ogólne rzeczy rozumie, ale już nie ma umiejętności operacyjnych do ich użycia. Pozostali widzą tylko warstwę zewnętrzną - JAKIEŚ liczby, JAKIEŚ wielkości/nazwy, JAKIEŚ tabelki, rysunki. Więc są przekonani, ze jak się połączy po prostu w tabelkach liczby i nazwy, a potem coś tam o tym napisze w ogólnej interpretacji, to będzie z tego teoria tak samo dobra, jak ta z prawdziwej nauki. I większość (słabiej wykształconych w zakresie nauk przyrodniczych) ludzi, z braku wiedzy o ISTOCIE tworzenia teorii naukowej, bierze właśnie takie "teorie" za naukę, a nawet są przekonani, że jest to lepsze od tej "przesadnie skomplikowanej" teorii, jaką tworzą matematycy, fizycy, chemicy, astronomowie. Jest to według nich lepsze, bo jakoś tam zrozumiałe, jakoś tam przemawia do ich wyobrażeń i oczekiwań. Podobnie jak oderwana od realiów "Trędowata" stała się dla wielu pokoleń kanonem wiedzy o arystokracji.
Od razu tu zastrzegę, że nie chcę się wywyższać. Sam wiem, że nieraz uległem urokowi niejednej popularnej wersji "wiedzy". Czytając Karola Maya byłem przekonany, że wiem jak żyli Indianie w Ameryce Północnej. Dopiero za ileś lat się dowiedziałem, że Karol May nie był traperem, życie Indian znał z trzeciej ręki i własnego fantazjowania, a przecież sobie wymyślił poczytną książkę. Przykłady można by mnożyć. Sam jednak (nie tylko na tym przykładzie) nauczyłem się tyle, że przynajmniej jak się zaczynam wypowiadać o czymś, co znam pobieżnie, w co nie wniknąłem głębiej, biorąc jakieś pierwsze źródło (nawet razem z drugim i trzecim) i za wzorzec wyrobiłem sobie pogląd, to mówię sobie po cichu: wiesz co? Jednak się nie upieraj! Powiedz sobie prawdę - tu się za bardzo nie znasz. Jak spotkasz kogoś, kto daną rzecz zna zawodowo, jest fachowcem, to go nie pouczaj. W pewnym momencie daj głos tym, co jednak coś tam wiedzą. Pewnie nie zawsze mi się ta pokora intelektualna udaje, pewnie zrobię tu niejeden błąd, ale przynajmniej sobie coś takiego postanawiam, żeby chociaż się nie upierać do końca przy swoim...

Sorry, ale...
tu piszę z pełnym szacunkiem dla humanistów, wspaniałych ludzi, nieraz przewyższających umysły ścisłe w zakresie moralności, czy ogólnego oczytania, czy czego tam jeszcze, to jednak...
tam gdzie wchodzą w grę liczby, wzory, weryfikowalność - czyli to co tworzy prawdziwa teorię, naukę w głębszym znaczeniu słowa - to, Drodzy Humaniści - NIE WCHODŹCIE TU W DYSKUSJĘ. Po prostu, naprawdę (!), zwykle w ogóle nie macie zielonego pojęcia o tych zagadnieniach. Jeśli ktoś nie ma zielonego pojęcia o takich zagadnieniach jak: rachunek błędów, statystyczne opracowanie pomiarów, dopasowywanie krzywych teoretycznych do doświadczalnych, a do tego nie zna matematyki na poziomie minimum operowania prostymi równaniami różniczkowymi, to on NIE WIE, CO SIĘ W NAUCE DZIEJE. Jak ktoś - przynajmniej na podstawowym poziomie - te zagadnienia opanuje (tak aby zrozumieć!), to wtedy będzie wiedział, czym się różni nauka weryfikowalna od luźnego mielenia słów, zastępowania jednych określeń przez inne, bo tak ktoś miał wenę. To są po prostu ZNACZĄCO INNE RZECZY.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 12:03, 02 Cze 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 2:58, 01 Cze 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Kulson napisał:
To jak będzie? Gdy napiszę o zupkach, lunchach i napojach, które podnoszą mój LOC dwukrotnie bardziej niż owsianka z warzyw, to też będzie atak ad personam? Pytam, bo boję się, że jak się o tym dowie mój pracodawca, to umrze ze śmiechu i zostanę bezrobotnym konsumentem grochu omega.

Tak w ogóle to z grubsza się z Tobą zgadzam. Szanowna Dyskurs, to muszę z przykrością zaznaczyć ma bardzo humanistyczne pojęcie o tym, co to jest teoria, a dalej do czego służą liczy w teorii. W związku z tym nie budzi jej zdziwienia, gdy ktoś p prostu napisze, że jak LOC przekroczy 200 to ów ktoś osiąga nagłe oświecenie duchowe. Skoro tak napisał, to pewnie tak jest... Nie dziwi jej też czyjś opór, gdy POJĘCIA FILOZOFICZNE I OGÓLNE - w zasadzie niedefiniowalne w ogóle ściśle, nie mające żadnego precyzyjnego modelu (i słusznie z resztą), takie jak miłość, rozum, doskonałość ozdobi jakimś tam numerkiem LOC. To dla osoby nie mającej do czynienia z naukami operującymi na liczbach w sposób weryfikowalny, wydaje się normalne.
Z zewnątrz patrząc, naukowcy bowiem coś podobnego robią - mają jakieś pojęcia, przypisują im wartości, czasem umieszczają w tabelkach. Więc wzięcie sobie takich słów znanych z opisów duchowości, psychologii, czy ogólnofilozoficznych wydaje się owej osobie "uprawianiem nauki".
Dla mnie to trochę wygląda tak, jakby ktoś obserwujący pracę inżyniera, który bierze jakiś schemat, coś tam stuka na kalkulatorze, coś tam zapisuje, też był przekonany, że też zrobi projekt inżynierski, gdy popatrzy na pierwszy lepszy schemat, potem wstuka pierwszą lepszą sekwencję w kalkulator, a na koniec coś tam zapisze, czy narysuje. Z zewnątrz patrząc - wygląda na to samo.
Więc nie da się zapewne wytłumaczyć osobom widzącym działalność naukową od zewnątrz - czyli to oznaczanie wartości liczbami, używanie słów, tabelek, że to jednak nie jest to samo.
Kiedyś czytałem analizę literacką powieści Mniszkównej "Trędowata". Ogólnie jest to powieść od strony literackiej nie specjalnie wybitna. Przynajmniej tak twierdzą fachowcy. Jednak powieść ta była wielkim sukcesem - całe pokolenia służących, kucharek, czy ogólniej kobiet wykształconych średnio i mniej (w trochę mniejszym stopniu także mężczyzn) zaczytywały się w tym obrazie życia arystokracji. W owej analizie powieście Mniszkównej zaskoczyło mnie, co zostało uznane za siłę, główny czynnik skłaniający do czytania tej książki przez miliony osób. Tą przyczyną była... IGNORANCJA AUTORKI. Mniszkówna nie miała pojęcia o tym jak żyje arystokracja. Ale miała na ten temat wyobrażenia - z grubsza takie wyobrażenia, jakie ma niezbyt wykształcona, nie bywała w owych kręgach kobieta. Obraz arystokracji był więc uproszczony i właściwie fałszywy. Ale był taki, jakiego OCZEKIWALI CZYTELNICY. Po prostu tak napisana książka, właśnie DZIĘKI JEJ WADOM, stała się zrozumiała dla mas ludzi, stała się bestsellerem.
W moim przekonaniu podobny mechanizm tkwi u podstaw sukcesu wielu pseudonaukowych teorii. One są budowane zewnętrznie na podobieństwo (używają dość podobnych zwrotów) teorii rzeczywiście naukowych. Ale w prawdziwej teorii naukowej wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane. Jest na tyle trudne, że niewielka część populacji takie teorie jest w stanie wykorzystywać aktywnie w pracy. Jakaś tam jeszcze część ludzi z grubsza pewne ogólne rzeczy rozumie, ale już nie ma umiejętności operacyjnych do ich użycia. Pozostali widzą tylko warstwę zewnętrzną - JAKIEŚ liczby, JAKIEŚ wielkości/nazwy, JAKIEŚ tabelki, rysunki. Więc są przekonani, ze jak się połączy po prostu w tabelkach liczby i nazwy, a potem coś tam o tym napisze w ogólnej interpretacji, to będzie z tego teoria tak samo dobra, jak ta z prawdziwej nauki. I większość (słabiej wykształconych w zakresie nauk przyrodniczych) ludzi, z braku wiedzy o ISTOCIE tworzenia teorii naukowej, bierze właśnie takie "teorie" za naukę, a nawet są przekonani, że jest to lepsze od tej "przesadnie skomplikowanej" teorii, jaką tworzą matematycy, fizycy, chemicy, astronomowie. Jest to według nich lepsze, bo jakoś tam zrozumiałe, jakoś tam przemawia do ich wyobrażeń i oczekiwań. Podobnie jak oderwana od realiów "Trędowata" stała się dla wielu pokoleń kanonem wiedzy o arystokracji.
Od razu tu zastrzegę, że nie chcę się wywyższać. Sam wiem, że nieraz uległem urokowi niejednej popularnej wersji "wiedzy". Czytając Karola Maya byłem przekonany, że wiem jak żyli Indianie w Ameryce Północnej. Dopiero za ileś lat się dowiedziałem, że Karol May nie był traperem, życie Indian znał z trzeciej ręki i własnego fantazjowania, a przecież sobie wymyślił poczytną książkę. Przykłady można by mnożyć. Sam jednak (nie tylko na tym przykładzie) nauczyłem się tyle, że przynajmniej jak się zaczynam wypowiadać o czymś, co znam pobieżnie, w co nie wniknąłem głębiej, biorąc jakieś pierwsze źródło (nawet razem z drugim i trzecim) i za wzorzec wyrobiłem sobie pogląd, to mówię sobie po cichu: wiesz co? Jednak się nie upieraj! Powiedz sobie prawdę - tu się za bardzo nie znasz. Jak spotkasz kogoś, kto daną rzecz zna zawodowo, jest fachowcem, to go nie pouczaj. W pewnym momencie daj głos tym, co jednak coś tam wiedzą. Pewnie nie zawsze mi się ta pokora intelektualna udaje, pewnie zrobię tu niejeden błąd, ale przynajmniej sobie coś takiego postanawiam, żeby chociaż się nie upierać do końca przy swoim...

Sorry, ale...
tu piszę z pełnym szacunkiem dla humanistów, wspaniałych ludzi, nieraz przewyższających umysły ścisłe w zakresie moralności, czy ogólnego oczytania, czy czego tam jeszcze, to jednak...
tam gdzie wchodzą w grę liczby, wzory, weryfikowalność - czyli to co tworzy prawdziwa teorię, naukę w głębszym znaczeniu słowa - to, Drodzy Humaniści - NIE WCHODŹCIE TU W DYSKUSJĘ. Po prostu, naprawdę (!), zwykle w ogóle nie macie zielonego pojęcia o tych zagadnieniach. Jeśli ktoś nie ma zielonego pojęcia o takich zagadnieniach jak: rachunek błędów, statystyczne opracowanie pomiarów, dopasowywanie krzywych teoretycznych do doświadczalnych, a do tego nie zna matematyki na poziomie minimum operowania prostymi równaniami różniczkowymi, to on NIE WIE, CO SIĘ W NAUCE DZIEJE. Jak ktoś - przynajmniej na podstawowym poziomie - te zagadnienia opanuje (tak aby zrozumieć!), to wtedy będzie wiedział, czym się różni nauka weryfikowalna od luźnego mielenia słów, zastępowania jednych określeń przez inne, bo tak ktoś miał wenę. To są po prostu ZNACZĄCO INNE RZECZY.
Teoria naukowa albo istnieje i można się na nią powoływać w pracach naukowych, albo nie. Jeśli teoria naukowa istnieje, ewidentnie nie ulega stopniowaniu na poziom prawdy. Nie interesuje mnie opinia osoby spoza środowiska akademickiego w aspekcie funkcji teorii naukowych. Jeśli zaliczysz 16 kursów doktorskich, zdasz z ich zawartości egzaminy końcowe w jednym dniu, to może przestaniesz pisać te "skecze". Dla mnie szkoda czasu na dyskusje, z kimś kto wypowiada się w aspekcie teorii naukowych a nie jest aktywnym członkiem środowiska naukowego na poziomie post-graduate. Graduate = magister. Post-graduate = edukacja po magistrze. Spytaj Wuja, Ph. D. :)
Desphande & Kulkani, (2011) napisał:
With a scale of consciousness at hand, the next task is to find a way to measure it. Ancient
references to the unmanifest and Akashik Record not withstanding, no one had found a way to measure the level of consciousness, until recently that is. Dr. David R. Hawkins MD, Medical College of Wisconsin 1953; Established as Marquette University School of Medicine), appears to have succeeded in that effort with the help of Kinesiology and muscle testing methodology pioneered by Dr. John Diamond, MD. He asserts that the human nervous
system is capable of downloading the information, data, facts, etc., from the unmanifest to the manifest with muscle testing, a test procedure used by the International College of Applied Kinesiology (5, 6). This method requires two persons, a tester and a subject. The tester places two fingers of say the left hand on the wrist of say the right hand of the subject extended so
that it is at a right angle to his/her body. The tester rests his right hand on the left shoulder of the subject for balance. Then, the tester makes a declarative statement having correct and incorrect responses and tells the subject to resist as he quickly applies downward pressure on
the wrist. Dr. Hawkins found that the subject resisted the downward force and the deltoid muscle remained strong if the declarative statements were correct but would go weak if the declarative statements were incorrect. He subjected the results of over four thousand subjects to χ2
tests of hypothesis testing producing favorable p-values. Monte et al., healthcare professionals affiliated with Philadelphia-area medical schools, conducted a muscle-test investigation with 87 college students and reported that the correct and incorrect responses to declarative statements could be distinguished from the plots of applied force versus time (7).
They used a computer-assisted dynamometer in the investigation to eliminate human bias. Here too, the p-values were favorable. However, in this investigation, the subjects knew what the correct responses were (e. g., my name is … OR I am a US citizen). When downloading from the infinite domain of the unmanifest to the finite domain of the manifest, it is quite
possible that not even the subconscious would have a clue of what the correct response is. It is remarkable that Dr. Hawkins and his researchers obtained correct responses even under these circumstances.
-> [link widoczny dla zalogowanych]

Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Pią 3:01, 01 Cze 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rafal3006
Opiekun Forum Kubusia



Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 35331
Przeczytał: 23 tematy

Skąd: z innego Wszechświata
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 8:04, 01 Cze 2018    Temat postu:

Tego typu nowatorskie teorie, podobne do teorii której wielbicielką jest Dyskurs, są nauce bardzo potrzebne, bo na ich gruncie bardzo łatwo dorobić się kolejnych stopni naukowych dr. prof.
Przykładem podobnej teorii naukowej jest "Teoria Strun" której podstawową zaletą jest fakt, że nie da się jej fizycznie zweryfikować - mimo to chmara matematyków rzuciła się na tą teorie i robią sobie na jej poletku tytuły naukowe, poważne publikacje etc

[link widoczny dla zalogowanych]

Kontrowersje[edytuj | edytuj kod]
Teoria strun nie ma do tej pory dowodów na swą słuszność. Wielu naukowców zarzuca jej brak potwierdzających ją doświadczeń.
Philip Anderson twierdzi, że teoria ta jest "pierwszą od setek lat nauką, która uprawiana jest w sposób przedbaconowski, bez żadnej odpowiedniej procedury eksperymentalnej"[38].

Sheldon Lee Glashow twierdzi natomiast ironicznie, że teoria ta jest "absolutnie bezpieczna", jako że nie ma żadnego sposobu, by ją zweryfikować i ewentualnie obalić[39].

W 2006 roku Peter Woit napisał krytyczną wobec teorii książkę, w której stara się udowodnić nie tyle fałszywość teorii, ile jej absurdalność[40]. W tym samym roku również krytyczną wobec teorii strun książkę napisał Lee Smolin[41][42].
Innym krytykiem TS jest Roger Penrose. Jednak nie neguje TS jako nauki[43] ani nie kwestionuje tego, że podstawowym budulcem materii może być struna, a nie punkt, lecz nie akceptuje jednego z fundamentalnych założeń, w którym na polu TS przyjmuje się istnienie więcej niż 4 wymiarów rzeczywistych[44].


Ostatnio zmieniony przez rafal3006 dnia Pią 8:08, 01 Cze 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
evaj23
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Gru 2017
Posty: 3139
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 8:31, 01 Cze 2018    Temat postu:

rafal3006 napisał:
Tego typu nowatorskie teorie, podobne do teorii której wielbicielką jest Dyskurs, są nauce bardzo potrzebne, bo na ich gruncie bardzo łatwo dorobić się kolejnych stopni naukowych dr. prof.
Przykładem podobnej teorii naukowej jest "Teoria Strun" której podstawową zaletą jest fakt, że nie da się jej fizycznie zweryfikować - mimo to chmara matematyków rzuciła się na tą teorie i robią sobie na jej poletku tytuły naukowe, poważne publikacje etc

[link widoczny dla zalogowanych]

Kontrowersje[edytuj | edytuj kod]
Teoria strun nie ma do tej pory dowodów na swą słuszność. Wielu naukowców zarzuca jej brak potwierdzających ją doświadczeń.
Philip Anderson twierdzi, że teoria ta jest "pierwszą od setek lat nauką, która uprawiana jest w sposób przedbaconowski, bez żadnej odpowiedniej procedury eksperymentalnej"[38].

Sheldon Lee Glashow twierdzi natomiast ironicznie, że teoria ta jest "absolutnie bezpieczna", jako że nie ma żadnego sposobu, by ją zweryfikować i ewentualnie obalić[39].

W 2006 roku Peter Woit napisał krytyczną wobec teorii książkę, w której stara się udowodnić nie tyle fałszywość teorii, ile jej absurdalność[40]. W tym samym roku również krytyczną wobec teorii strun książkę napisał Lee Smolin[41][42].
Innym krytykiem TS jest Roger Penrose. Jednak nie neguje TS jako nauki[43] ani nie kwestionuje tego, że podstawowym budulcem materii może być struna, a nie punkt, lecz nie akceptuje jednego z fundamentalnych założeń, w którym na polu TS przyjmuje się istnienie więcej niż 4 wymiarów rzeczywistych[44].


Zgłaszam post Kubusia jako uwłaczający amerykanckim tytulantom doktorskim z szesnastoma korespondencyjnymi egzaminami. Prokurator się kłania Kubusiu i Ty Panie Dyszyński za brak respektu , poważania i podważania.....ect.....
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rafal3006
Opiekun Forum Kubusia



Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 35331
Przeczytał: 23 tematy

Skąd: z innego Wszechświata
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 8:37, 01 Cze 2018    Temat postu:

Evaj23, autorytet potęgą jest i basta.

Załóżmy że ktoś znajdzie najzwyklejsze bazgroły, ale z podpisem "Picasso" - ekspert potwierdza autentyczność podpisu.
Te bazgroły sprzeda bez problemu za przykładowo 1mln USD.

Evaj23 znajdzie podobne bazgroły, ale bez podpisu "Picasso" - jak myślisz za jaką sumę ktoś to od ciebie kupi?


Ostatnio zmieniony przez rafal3006 dnia Pią 8:39, 01 Cze 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
evaj23
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Gru 2017
Posty: 3139
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 8:55, 01 Cze 2018    Temat postu:

rafal3006 napisał:
Evaj23, autorytet potęgą jest i basta.

Załóżmy że ktoś znajdzie najzwyklejsze bazgroły, ale z podpisem "Picasso" - ekspert potwierdza autentyczność podpisu.
Te bazgroły sprzeda bez problemu za przykładowo 1mln USD.

Evaj23 znajdzie podobne bazgroły, ale bez podpisu "Picasso" - jak myślisz za jaką sumę ktoś to od ciebie kupi?



Kubusiu czy Ty sugerujesz, że mamy tu klasyczną podróbę nie wartą 1dolara?

nosz kpatataj, patataj, patataj FBI, CIA, Prezydent RP, Sejm i Senat już się Tobą zajmą kpatataj, patataj, patataj :rotfl:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33339
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 11:16, 01 Cze 2018    Temat postu:

Dyskurs napisał:
Teoria naukowa albo istnieje i można się na nią powoływać w pracach naukowych, albo nie. Jeśli teoria naukowa istnieje, ewidentnie nie ulega stopniowaniu na poziom prawdy. Nie interesuje mnie opinia osoby spoza środowiska akademickiego w aspekcie funkcji teorii naukowych. Jeśli zaliczysz 16 kursów doktorskich

To jest otwarte forum filozoficzne. Skoro (nawet niechcący) tu zabłądziłaś, to warto przyjąć do wiadomości, że sobie ludzie dyskutują tytuły akademickie mając i nie mając. I będą wyrażać swoje zdanie.
Nie wiem, czy nie warto byłoby kiedyś zrobić osobny wątek czym różni się teoria naukowa od zbioru luźnych mniemań w rodzaju tabelki LOC Hawkinsa. Może warto byłoby gdzieś po prostu wypisać te cechy teorii, które powinny być spełnione, aby rzeczywiście można było mówić o "teorii naukowej", pokazać jak to działa w poprawnych systemach myślowych. Jak się sprawę ujmie ogólnie, to przynajmniej ci, którzy zechcą zrozumieć, zorientują się dlaczego koncepcja typu LOC Hawkinsa nie jest żadną nauką, bo po prostu nie spełnia STANDARDÓW. To da się jasno wykazać - krok po kroku, właściwość za właściwością. Może nawet warto...
:think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:58, 01 Cze 2018    Temat postu:

Jeśli ktoś się trzyma zasad naukowości ma prawo przedstawiać swoje hipotezy oraz teorie naukowe niezależnie od tytułów naukowych i co ciekawe środowisko naukowe nie ma nic przeciwko ich weryfikacji, warunkiem jest spełnienie standardów naukowych ( co ciekawe różnych w różnych dziedzinach! - serio od teorii matematycznych nie wymaga się podwójnej ślepej próby).
Teorie z jednej dziedziny nie są tym samym co teorie z innej - naprawdę łatwiej stworzyć nową spełniającą standardy teorię socjologiczną niż fizyczną, naprawdę obowiązują inne standardy - dość wyraźnie widać to w dziedzinach z pogranicza np kognitywistyka, gdzie nagle razem pracują ludzie po informatyce, psychologii oraz biochemicy itd i robią się jaja, bo każdy jest nauczony do innych standardów , do nieco innej roli autorytetu i faktów, innego poziomu wymaganych potwierdzeń aby coś za teorię naukową uznać...

Ile razy eksperyment musi być potwierdzony( i przy zachowaniu jakich warunków) aby uznać go za wiarygodny i móc się na niego powołać w swojej teorii naukowej? Oraz jak daleko idące wnioski można z niego wyciągać?
Jeśli to możliwe proszę o odpowiedź Dyskurs
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rafal3006
Opiekun Forum Kubusia



Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 35331
Przeczytał: 23 tematy

Skąd: z innego Wszechświata
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 14:47, 01 Cze 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Jeśli ktoś się trzyma zasad naukowości ma prawo przedstawiać swoje hipotezy oraz teorie naukowe niezależnie od tytułów naukowych i co ciekawe środowisko naukowe nie ma nic przeciwko ich weryfikacji, warunkiem jest spełnienie standardów naukowych ( co ciekawe różnych w różnych dziedzinach! - serio od teorii matematycznych nie wymaga się podwójnej ślepej próby).


Mylisz się Ircia,
Czasami może się zdarzyć, że środowisko naukowe to stado Baranów (czytaj głupców)
Dowód 3 jest tu najciekawszy, bo to mój dowód pokazujący prawdziwość równania:
Współcześni logicy = stado bezmyślnych baranów

Dowód 1
[link widoczny dla zalogowanych]
Matematyk to ślepiec w ciemnym pokoju szukający czarnego kota, którego tam w ogóle nie ma.
Autor: Karol Darwin

Matematycy są jak zakochani. Podaruj takiemu najskromniejszą przesłankę, a uczepi się jej i wyprowadzi z tego wnioski, które będziesz musiał zaakceptować.
Autor: Bernard Fontenelle

Matematycy to gatunek Francuzów: mówisz coś do nich, a oni przekładają to na swój język i proszę: robi się z tego coś zupełnie innego.
Autor: Johann Wolfgang von Goethe

Matematyk to taka maszyna do zamieniania kawy w teorie.
Autor: Paul Erdős


Dowód 2
http://www.sfinia.fora.pl/forum-kubusia,12/paradoks-warunku-wystarczajacego,3164-25.html#241180

Błędy nauki
Autor: Luc Bürgin

Ludzie mają widocznie skłonność do przedwczesnego i negatywnego oceniania perspektyw rozwojowych pewnych dziedzin nauki. Niektóre rewolucyjne odkrycia lub idee przez lata bojkotowano i zwalczano tylko dlatego, że dogmatycznie nastawieni luminarze nauki nie umieli odrzucić swych ulubionych, choć przestarzałych i skostniałych idei i przekonań. Jednym słowem: „Niemożliwe!" hamowali postęp nauki, a przykładami można dosłownie sypać jak z rękawa:

• Gdy w XVIII wieku Antoine-Laurem de Lavoisier zaprzeczył istnieniu „flogistonu" – nieważkiej substancji, która wydziela się w trakcie procesu spalania i w którą wierzyli wszyscy ówcześni chemicy – i po raz pierwszy sformułował teorię utleniania, świat nauki zatrząsł się z oburzenia. „Observations sur la Physique", czołowy francuski magazyn naukowy, wytoczył przeciwko Lavoisierowi najcięższe działa, a poglądy uczonego upowszechniły się dopiero po zażartych walkach.



Dowód 3
http://www.sfinia.fora.pl/forum-kubusia,12/algebra-kubusia-2018-cdn,10787-25.html#383627
rafal3006 napisał:
Kwadratura koła dla Idioty i Irbisola na poziomie 5-cio latka!

idiota napisał:
To dlaczego nie potrafisz na nie odpowiedzieć, tylko przerzucasz je na pytającego?

Zainicjowałeś wątek o SWOJEJ logice, zadano ci pytania, a ty nie umiesz odpowiedzieć i udajesz, że to nie twój wątek o twojej logice.
I na coś czekasz jeszcze...

Idioto,
Sam widzisz, że Irbisol rozkraczył się na zdaniach przez siebie wypowiedzianych tzn. wypowiedział je pytając o ich prawdziwość/fałszywość na gruncie algebry Kubusia a sam ni cholery nie potrafi określić prawdziwości/fałszywości tych zdań na gruncie swojej własnej logiki matematycznej!

Dla ciebie mam niebotycznie prostsze zadanie, dosłownie na poziomie 5-cio latka, zatem jestem pewien że z tym zadaniem uporasz się błyskawicznie.

Pani w przedszkolu pokazuje zamknięte pudełko A i mówi:
A.
Czy w tym pudełku mogę mieć pieska i zwierzątko mające cztery łapy?
P i 4L =?
Idiota:
TAK/NIE

Pani pokazuje kolejne zamknięte pudełko B i mówi:
B.
Czy w tym pudełku mogę mieć pieska i zwierzątko które nie ma czterech łap?
P i ~4L =?
Idiota:
TAK/NIE

Pani pokazuje zamknięte pudełko C i mówi:
C.
Czy w tym pudełku mogę mieć zwierzątko które nie jest pieskiem i zwierzątko które nie ma czterech łap?
~P i ~4L =?
Idiota:
TAK/NIE

Pani pokazuje ostatnie zamknięte pudełko D i mówi:
D.
Czy w tym pudełku mogę mieć zwierzątko które nie jest pieskiem i zwierzątko które ma cztery łapy?
~P i 4L =?
Idiota:
TAK/NIE

Idioto, to jest zadanie typu pikuś, bo na 100% poprawne odpowiedzi zna każdy 5-cio latek.
Nie jest zatem możliwe, abyś ty nie znał poprawnych odpowiedzi na wszystkie cztery pytania pani przedszkolanki - wystarczy że skreślisz jedno ze słówek TAK albo NIE i podasz przykłady takich zwierzątek.

P.S.
Gdybyś miał jednak kłopoty, to poproś Irbisola, we dwójkę będzie wam raźniej myśleć nad problemem, którego rozwiązanie zna każdy 5-cio latek - to absolutnie pewne!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:29, 01 Cze 2018    Temat postu:

Rafał - może masz rację co do traktowania matematyków( choć sądzę że tu w grę wchodzi zwyczajny brak rozumienia i inne sposoby myślenia), nie wiem, z matematyką rozstałam się tak szybko jak to było możliwe , mimo że do pewnego etapu matma mi się podobało, wygrywało się jakieś kangury itd, potem mi fascynacja przeszła, w sumie chyba dlatego że kazano mi liczyć z góry narzuconym sposobem i zaczęłam tego unikać jak ognia, potem już tylko aby zaliczyć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin