Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33772
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 19:11, 14 Maj 2016 Temat postu: Myślenie, a wartościowanie |
|
|
Pozwolę sobie postawić dość szczególną tezę: istotą myślenia jest rozbudowana postać WARTOŚCIOWANIA.
Zdaję sobie sprawę, że niejedna osoba, czytając to sformułowanie, poczuje jakiś dysonans, może irytację. W końcu osoby wartościujące "wszystko jak leci", uważające, że każda rzecz jest zawsze dobra, albo zła, oceniające wszystkich (czasami siebie, ale to w sposób ukryty i niechętnie) to raczej mało dojrzałe, niespecjalnie samoświadome osobniki. W każdym razie z wartościowaniem kojarzy nam się najbardziej chyba jakiś religijny ortodoks, który zabraniałby wszystkiego, albo nawiedzony kaznodzieja, który szczególną przyjemność znajduje w potępianiu ludzkich grzechów, ale nawet i pewne ruchy lewicowo - ateistyczne, jak np. feministki, które każdy aspekt życia widzą w kontekście wartościowania względem walki płci.
Jednak z drugiej strony trudno jest sobie wyobrazić jakikolwiek proces myślowy, w którym zdarzeniom, symbolom, obiektom intelektualnym nie nada się jakichś wartości. Cała fizyka bazuje na "wartościach fizycznych", a matematyka podobnie. Wstanie z rana zwykle zaczyna się od kontroli wartości zmiennej czasowej (która godzina?), zaś kupienie czegoś w sklepie wymaga zwartościowania własnych zasobów finansowych w kontekście planowanego zakupu. Wartości są wszędzie wokół nas.
Dlaczego więc w jednych przypadkach wartościowanie jest czymś oczywistym i potrzebnym, a w innym prowadzi wręcz do zaburzenia obrazu rzeczywistości?...
Wydaje mi się, że kluczowym wyróżnikiem tego patologicznego wartościowania jest chyba pewna forma BRAKU DYSTANSU DO WARTOŚCIOWANEJ RZECZY.
Dla osób wartościujących patologicznie oceny spraw i rzeczy są "słuszne same w sobie", te oceny działają niejako w oderwaniu od modelowania rzeczywistości. Wartościowanie w sposób poprawny intelektualnie wymaga pewnego dystansu emocjonalnego i intelektualnego do tego, czego dotyczy ocena. Umysł powinien stać PONAD OCENĄ, a owa ocena nie ma prawa wodzić umysłu "za nos". Poprawnie oceniając wiem DLACZEGO coś oceniam tak, a nie inaczej, rozumiem uwarunkowania, potrafię cofnąć swoje wartościowanie w zależności od zmiennych parametrów sytuacji. Oceniający, wartościujący patologicznie nie widzą zależności, tylko ocenną "czarną dziurę", jakiś taki absolutny, nieskończenie potężny emocjonalno - intelektualny wir, który jakimś "boskim", niepojętym prawem ustanawia niepodważalną wartość dla owej oceny. Ten wir później owocuje dalszymi destrukcyjnymi reakcjami umysłu - szczególnie niepokojem, lękiem, poczuciem zawieszenia, przekonaniem, że coś koniecznie trzeba tu zrobić, choć właściwie nie wiadomo co.
Religia obraca się wokół problemu wartości. Właściwie każda religia. Grzech pierworodny, jaki stanowi oś myślową religii judeochrześcijańskich dotyczy właśnie kwestii wartości - problemu dobra i zła. Ja odnoszę wrażenie, że ten problem jakoś ludzi religijnych przytłacza - bo właściwie nie wiadomo: co z nim robić?
Wartościować (czyli moralizować, potępiać) byle mocniej, a przynajmniej tak mocno, jak się da?...
- To by sugerowały liczne teksty ksiąg religijnych - pełne napomnień, obrazów kar za grzechy, nawoływań do spełniania prawa.
Z drugiej strony w chrześcijaństwie mamy też i przeciwną tendencję - akcentowane jest przebaczenie, nikogo się absolutnie nie potępia.
Zatem mamy problem - bo religia buduje dość sprzeczny obraz, w którym nie wiadomo, co jest poprawną postawą: rygoryzm, "duszenie" swoich emocji wartościowaniem każdej najdrobniejszej rzeczy w życiu, czy może jednak pewien luz, poczucie, że i tak nie da się przeżyć swoich dni bez żadnych uchybień, zaś Bóg jest miłosierny, więc nam nasze winy wybaczy?...
- To pytanie chyba nie doczeka się jednoznacznej odpowiedzi. Instynktownie boimy się, że zaufanie, iż wszystko nam się ostatecznie "upiecze", może być dla nas zgubnie demobilizujące. Z drugiej strony zadręczanie się wszystkim co nam w życiu nie wyszło też nie jest chyba dobrą strategią i chyba nie o to chodzi. Ale o co chodzi?...
Zostawiam religię (ateizm wg mnie w wymienionej kwestii niekoniecznie jest lepszy), bo to była tylko dygresja, wracając do wartościowania. Powtórzę - wartościowanie jest po prostu opisem myślenia. Cokolwiek myślimy, to wartościujemy - nawet oglądanie kwiatków na łące polega na wyznaczeniu wartości kolorów i jasności dla dochodzących do naszych oczu promieni światła, a później zwartościowanie całej sceny w kontekście odczuć estetycznych. Tak więc nie wartościować oznaczałoby nie odczuwać i nie myśleć, bo odczucie czegokolwiek jest właśnie nadaniem wewnętrznej wartości wrażeniom.
Tylko to wartościowanie patologiczne - skąd się bierze?
Według mnie (a chyba nie tylko mnie) jest to trochę nabytek ewolucyjny. W warunkach ciągłego zagrożenia, którym podlegały gatunki ludzkie i przedludzkie od milionów lat najważniejszą wartością do ustalenia było bezpieczeństwo. Ta wartość jest tak istotna, tak nie do przecenienia, że wymuszała na zwierzętach, czy ludziach maksymalną możliwą do uzyskania reakcję wobec potencjalnego ataku drapieżnika (atakującego często z zaskoczenia). Tylko totalne spięcie organizmu do ucieczki, albo skutecznej obrony dawało szansę na przeżycie. Więc teraz, wartościując cokolwiek, też mamy tendencję do działania w sposób skrajny - mamy instynktowne zero-jedynkowe podejście do oceniania. W ten sposób upraszczamy sobie rzeczywistość, wrzucając różne aspekty sprawy "do jednego wora" - jak coś nam się nie spodobało, to od razu "robi się w tym wszystko złe", czyli takie coś jest automatycznie: brzydkie, głupie, wredne itp. Choć w istocie to tylko nam się nie spodobało, a te pozostałe atrybuty, obiektywnie rzecz biorąc są niezależne i wcale nie muszą być negatywne. Ale niedojrzałe emocjonalnie i intelektualnie umysły mają trudności z selektywnością, z oddzielaniem ocen w jednej kategorii, od innej.
Kiedyś, gdy uczyłem w liceum społecznym, przypadła mi rola podliczania wyników ankiety, w której uczniowie oceniali swoich nauczycieli. Znałem trochę tych nauczycieli - swoich kolegów, więc miałem swoje "typy", jak kto zostanie oceniony. Trochę sie to potwierdziło, ale też i miałem swoje zdziwienia i ciekawe spostrzeżenia. Głównym było to, że choć ocena nauczyciela przez ucznia podzielona była na wyraźne kategorie w rodzaju: zrozumiałość tłumaczenia, sprawiedliwość oceniania, traktowanie uczniów na lekcji itp. to jak się okazało, niewiele ankiet było wypełnionych tak, żeby w różnych kategoriach były różne wartości (od 1 do 5). Zwykle dla uczniów jak nauczyciel dobrze oceniał, to także był sprawiedliwy, a także dobrze tłumaczył - dokładnie w tej samej wartości liczbowej. Odniosłem wrażenie, że właściwie liczyła się tylko jedna ocena: jak ja osobiście widzę tego nauczyciela, czy go lubię, czy mi się podoba - w jednej wspólnej wartości. Tak w każdym razie oceniała większość uczniów, że rozbicie oceny na kategorie raczej było słabe.
Myślę, że to jest właśnie ten problem z wartościowaniem i ocenianiem - czyli nie sam fakt jego stosowania. Wartościowanie bywa patologiczne, prowadzi do błędów dlatego, że nie potrafimy odseparować różnych aspektów sprawy - w szczególności własnego nastawienia od bieżąco dopływających faktów, od twardych, obiektywnych okoliczności. To wymaga, wspomnianego wcześniej, dystansu emocjonalnego, chłodnego rozdzielenia kategorii - w stylu: co prawda samo to, co oceniam jest niemiłe i wredne, ale akurat aspekt sprawy X jest jak najbardziej pozytywny...
Dziś takie błędy wartościowania widać chyba najbardziej w polityce (a już szczególnie ostatnio w Polsce), gdzie wokół widzimy samych przekonanych, którzy - jeśli lubią PiS, to co by nie powiedzieli pisiorzy, to będzie świetne i mądre, a co by nie powiedzieli ci z opozycji, to będzie fałszywe i głupie. Odwrotnie przeciwnicy PiSu widzą w każdej wypowiedzi, czy działaniu aktualnej władzy zło, zamach na demokrację, zaś prawie wszystko co robi opozycja jest dobre i mądre. Czyli mamy sytuację, gdy przekonani najczęściej przekonują się jeszcze bardziej w tym, do czego się skłaniali. I to jest chyba właśnie ten główny intelektualny błąd wartościowania.
|
|