Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 3:09, 30 Cze 2020 Temat postu: Komentarz mój. |
|
|
Ktoś na tym forum napisał tak (Skopiowałem sobie ten wpis jakiś czas temu, ale nie dałem rady go aktualnie odszukać tu, na forum, dlatego w nowym wątku osobnym go komentuję.):
Cytat: | Żeby uniknąć ugrzęźnięcia w temacie pewności, wiary, wiedzy, tego kiedy i co ateiści przyjmują na wiarę i tym podobnych spraw, do których prędzej czy później dyskusja na linii teizm-ateizm się sprowadza (z mojego doświadczenia), przyjmuję na potrzeby tylko i wyłącznie tej rozkminy, że u podstaw wiedzy jest wiara, czyli, innymi słowy, trzeba przyjąć na wiarę jakieś aksjomaty, tak jak na wiarę przyjmuje się Boga, żeby w ogóle mówić o wiedzy.
No i w jakiej wówczas znajdujemy się sytuacji? No takiej, że ostatecznie, tak u podstaw, wszystko to kwestia wiary. To, że Bóg istnieje to kwestia wiary. To, że szczepionki zapobiegają chorobom, to kwestia wiary. Jak skoczę przez okno z 10 piętra i nic nie zamortyzuje upadku, to się zabiję to kwestia wiary itd. Nie można wówczas stwierdzić, że z przyjmowaniem Boga na wiarę jest coś nie tak, kiedy u podstaw wszystko w ten sposób jest przyjmowane.
Z drugiej strony na wiarę można również przyjąć, że cieciorkowanie wyleczy z raka, że szczepionki powodują autyzm, że 5G powoduje zgony przypisywane koronawirusowi itd. Nie można wówczas stwierdzić, że z przyjmowaniem tych rzeczy na wiarę jest coś nie tak, kiedy u podstaw wszystko w ten sposób jest przyjmowane.
No i teraz, o co mi chodzi. Jakie jest kryterium, dzięki któremu teiści odrzucają cieciorkowanie, autyzm spowodowany szczepionką i zgony wywołane 5G? Czy to nie jest przypadkiem również wiara - w tym wypadku przyjęcie na wiarę, że "nauka działa" lub coś w tym duchu ujęte innymi słowami?
Bo jeśli tak, to ktoś inny może powiedzieć, że przyjmuje na wiarę, że "nauka nie działa" i nie można wówczas stwierdzić, że z przyjęciem tego jest coś nie tak, kiedy u podstaw wszystko w ten sposób jest przyjmowane. Jaki jest wówczas sens drogich terapii onkologicznych, skoro ich skuteczność i skuteczność cieciorkowania, to ostatecznie kwestia wiary? Ujmując inaczej, jeśli osoba A przyjmuje: 1) wiara jest źródłem poznania, a następnie 2) wierzę, że "nauka działa", a następnie 3) uzasadnia naukowo działanie szczepionek, a osoba B przyjmuje: 1) wiara jest źródłem poznania, a następnie 2) nie wierzę, że "nauka działa", a następnie 3) wymyśla jakieś cuda na kiju, to nie można zarzucić osobie B, że coś w tych cudach na kiju jest nie tak, bo ona po prostu w pewnym momencie przyjęła na wiarę coś innego, w momencie, w którym nie dało się uzasadnić pójścia ani w jedną, ani w drugą stronę, bo jeszcze za mało aksjomatów było przyjętych na wiarę. A jeśli nawet nie ma tego etapowania, w którym kolejne założenie wiąże się z poprzednim, to jeszcze gorzej, bo wówczas od razu sobie przyjmujemy dosłownie wszystko, na co mamy ochotę.
W tym miejscu chciałbym przy okazji jeszcze jedną kwestię poruszyć. Wszystkie przykłady, które podałem, osadzone są w doświadczeniu i to może być pewna furtka, ponieważ dla części teistów, Bóg z doświadczeniem, ma tyle wspólnego, co na przykład matematyka. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę i jeśli teista, który tak rozumie Boga, mówi, że Bóg istnieje, to wówczas porównałbym to do stwierdzenia, że np. trójkąt równoboczny istnieje. W takim wypadku, to co pisałem wyżej, nie jest problemem, ale konsekwencją takiego platońskiego? pojmowania Boga jest to, że:
1) Bóg należy do świata idei.
2) Bóg jest ideą tak, jak trójkąt równoboczny jest ideą, jestem w stanie jedno i drugie sobie wyobrazić, powiedzieć nawet, że jedno i drugie istnieje, a np. narysowany od linijki trójkąt równoboczny traktować jako niedoskonałe odwzorowanie idei, a mierzenie go joktometrami, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście jest równoboczny, uznać za bez sensu.
3) widzę problem z kompatybilnością z chrześcijaństwem, no bo przecież Jezus w czasie ziemskiego życia miał być w pełni Bogiem. Nie bardzo jestem w stanie sobie wyobrazić jak osoba stąpająca po ziemi mogła być w pełni ideą, czymś co ze swojej natury stąpać po ziemi nie może.
DISCLAIMER: mój post nie ma na celu nikogo ośmieszyć. Napisany jest w taki sposób, a nie inny, ponieważ tak sobie to wyobrażam. Interesują mnie komentarze, w których znajdzie się próba odpowiedzi na postawione problemy, najlepiej na przykładach, które podałem, bo to ułatwi mi zrozumienie. Mój obraz teizmu, którym posłużyłem się do napisania tego posta, powstał na podstawie rozmów z teistami i może być zniekształcony, dlatego w tych miejscach, w których jakieś założenia są błędne np."nie jest prawdą, że u podstaw wiedzy leży wiara", proszę o wytknięcie mi tego. Proszę również o zachowanie mojego ciągu logicznego, a jeśli jest błędny to wskazanie na to, w którym miejscu i uzasadnienie dlaczego. To są kwestie, która zawsze się, gdzieś tam w tle rozmów, które prowadziłem przewijały, a które chcę po prostu kompleksowo wyjaśnić. |
Czy nie jest dość oczywiste, że to, w co wierzyć niejako należy, jako bardziej prawdopodobne, weryfikuje właśnie empiria, (roz)poznanie?! Natomiast to samo poznanie, doświadczenie nie sugeruje w żaden sposób, że należy nie wierzyć we wszystko inne, w cokolwiek; i to właśnie jest być może dla wielu „nie do przełknięcia”. Raczej- o czym napisałem już kilka razy dawniej na tym forum- doznawanie, poznawanie sugeruje, że jest coraz więcej do odkrycia i to jest implikacją do tego, że zachodzi zawsze więcej coś, niż jakieś, kiedyś [w końcu] nic!
Natomiast nie rozumiem zupełnie problemu z ideą wcieloną; przecież wszystko nią jest. Ile to idei, pomysłów wcielili np. wynalazcy?! Ponadto sam człowiek, jako druga, inna osoba w świadomości danej (pierwszej) osoby istnieje [tylko], jako idea, wyobrażenie!
Ostatnio zmieniony przez Piotr Rokubungi dnia Wto 3:12, 30 Cze 2020, w całości zmieniany 2 razy
|
|