Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

ISTNIEJE
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 32, 33, 34 ... 85, 86, 87  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8769
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 10:11, 06 Lut 2019    Temat postu:

hikari33 napisał:
Więc na czym polega ta "stabilność" o której piszesz i skąd to wiesz? :think:

na wciskaniu "swoich", z jedynie słusznych źródeł, dla mnie zazwyczaj wyjątkowo głupawych :wink:


Ostatnio zmieniony przez lucek dnia Śro 10:14, 06 Lut 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hikari33




Dołączył: 23 Lut 2012
Posty: 223
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska

PostWysłany: Śro 10:16, 06 Lut 2019    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Dyskurs napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Dyskurs, nie pisz głupot, a przynajmniej nie w moim imieniu.
Bo co, ego Ci sie obrazi? So what? "Twoje "bedzlenie" jest Twoja konstrukcja mentalna, bo masz problemy z "ogarnieciem" nieskonczonosci :)
A ty kupę zrobiłaś ostatnio? Bo może z powodu zatwardzenia:fuj: :shock: :rotfl:


Piotrze, po co tyle niemiłych słów? Przecież w gruncie rzeczy jesteś fajny, konkretny i cieplejszy niż w tym cytacie... Pozdrawiam
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
hikari33




Dołączył: 23 Lut 2012
Posty: 223
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska

PostWysłany: Śro 10:20, 06 Lut 2019    Temat postu:

lucek napisał:
hikari33 napisał:
Więc na czym polega ta "stabilność" o której piszesz i skąd to wiesz? :think:

na wciskaniu "swoich", z jedynie słusznych źródeł, dla mnie zazwyczaj wyjątkowo głupawych :wink:


Aha, to fakt, też to widzę, ale może "ten typ tak ma"? Może nie zauważać tych moralizatorskich wypowiedzi, nie odnosić się do nich i będzie spoko :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8769
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 10:24, 06 Lut 2019    Temat postu:

lucek napisał:
Dyskurs napisał:
lucek napisał:
Dyskurs napisał:
lucek napisał:
@ szaryobywatel
Cytat:
Ja się zastanawiam nad pojęciem własnej tożsamości.

W sumie, bardzo ciekawe pytanie, przed tym twoim pytaniem, nigdy w tym sensie, się nad tym nie zastanawiałem.

Wychodzi na to, że we "własnej tożsamość" zawiera się jej cały wszechświat łącznie z nią ("ja"), czyli widzenie z perspektywy Boga i z drugiej strony, gdy pojawia się "ja" to operuje wewnątrz własnej tożsamości - własnego wszechświata. jedna i druga perspektywa wydaje się konieczna dla siebie samego - ta Boska, gdy człowiek jest w harmonii ze sobą, i perspektywa "ja", gdy ten swój wszechświat, musi zaktualizować, w oparciu o nowe pojawiające się doświadczenia, zakłócające - nie mieszczące się w tej harmonii.

Oczywiście,osoby, dla których prawda to "rezonowanie z własną miłością 'moralną' ", i nie istniej poza nimi, czyli prawami rządzącymi ich wszechświatem, czyli ich tożsamością aby pozostawać w harmonii wiedzę czerpać muszą jedynie z "autoryzowanych źródeł", własnej posiadać nie mogą, byłyby doskonałym tworzywem np. dla Hitlera :)
Niesamowite pomieszanie z poplataniem - to juz Twoje maxium czy potrafisz jeszcze bardziej :rotfl:

Winston, 2002 napisał:
Moral (Gr. agapao) love means to love in a social and moral sense, embracing the judgment and the deliberate assent of the will as a matter of principle, duty, and propriety. - Miłość moralna oznacza kochać w sensie społecznym i moralnym przez ocene i świadomą zgode woli jako zasady obowiązku i przyzwoitości.


Dyskurs, tu nie o definicję miłości moralnej chodzi a o twoją definicję prawdy. ale fajnie, że dałaś mi sposobność powtórzenia i pokazania na własnym przykładzie, jakie spustoszenie intelektualne i mentalne robi współczesna ideologia :) z jej "miłością społeczną", którą z codzienności każdy zna :)
Sorry lucek ale moja robocza definicja prawdy nie rozni sie od znaczenia greckiego slowa agapao czyli milosci moralnej.


no i o tym właśnie napisałem, doskonały materiał dla np. Hitlera - jeśli spamerstwo porównać z bojówkarstwem ... to tym bardziej ... :)


hikari33 napisał:
Może nie zauważać tych moralizatorskich wypowiedzi, nie odnosić się do nich i będzie spoko :think:

czasami jest dobrą ilustracją tego o czym właśnie napisałem :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5556
Przeczytał: 44 tematy


PostWysłany: Śro 10:24, 06 Lut 2019    Temat postu:

hikari33 napisał:
Pozdrawiam

Taka mała prośba. Czy mogłaby Pani odpowiadać w jednym poście i nie spamować? To znacznie ułatwi odpisywanie, bo dostęp jest do ograniczonej liczby postów. Dziękujem i pozdrawiam.

Nawet nie proszę lucka, bo on pokonany w dyskusji, powziął zemstę i próbuje wykończyć temat prostackim spamem.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Śro 10:26, 06 Lut 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8769
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 10:29, 06 Lut 2019    Temat postu:

Cytat:
Nawet nie proszę lucka, bo on pokonany w dyskusji, powziął zemstę i próbuje wykończyć temat prostackim spamem.

no proszę, drugi Dyszyński :mrgreen:

PS

przypominam, ze temat założyła Semele, pytając wuja, czy wg niego materia istnieje, a cała reszta dołączyła się ze swoimi tematami :wink:


Ostatnio zmieniony przez lucek dnia Śro 10:34, 06 Lut 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5556
Przeczytał: 44 tematy


PostWysłany: Śro 10:46, 06 Lut 2019    Temat postu:

lucek napisał:
przypominam, ze temat założyła Semele, pytając wuja, czy wg niego materia istnieje, a cała reszta dołączyła się ze swoimi tematami :wink:

I dlatego posty z twojej dyskusji z Dyskurs widzimy 10x? Takie ważnej, że trzeba je powtarzać w kółko. Do stopki sobie je wsadź.
Prostak...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8769
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Śro 10:48, 06 Lut 2019    Temat postu:

głupek :mrgreen:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 96 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 10:59, 06 Lut 2019    Temat postu:

Banjankri:
Cytat:
W jakiej religii? Takie oświecenie, nie tylko nie rozwiązuje problemu cierpienia, a powiela je niewyobrażalnie. Miejsce, w którym wszyscy współczują cierpienie wszystkich, jest samonapędzającym się piekłem. Jeżeli w punkcie startowym jest cierpienie, to będzie się tylko rozchodzić jak echo i powielać w nieskończoność.

Przykładem tego, co tu zaprezentowałeś, jest śmierć Jezusa na krzyżu, za wszystkich. Cierpiał za wszystkich, pełen empatii do ludzi, przyjał ich cierpienie. A potem jego cierpienie przyczyniło się do kolejnych cierpień przez setki lat... Wojny, prześladowania, mordy, na tle krzyża.
To nie jest wolność od cierpienia, to jest ubóstwianie cierpienia i promowanie go. Religia, której symbolem jest narzędzie tortury, nie jest skupiona na miłości, a kultura mająca kult cierpienia u swoich podstaw, nie będzie pokojowa. Może będzie skuteczna, dzięki poświęceniu, ale nie miłosierna.

PS. Śmietnik się robić z tego tematu, bo ludzie używają go jak czatu


To mi nie przeszkadza. Bardziej różne uwagi pełne wulgaryzmów.
I to od ludzi, którzy bywa są apologetami chrześcijaństwa...
Dziękuję wszystkim, którzy byli dla mnie życzliwi na tym forum i próbowali mnie zrozumieć.








:)


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Śro 11:20, 06 Lut 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 12:31, 06 Lut 2019    Temat postu:

hikari33, szkoda mi trochę, że tak mało pisujesz, bo jesteś jedna z niewielu tu osób, które nie „palą głupa”, a czasami masz fajne, interesujące wnioski z dziedziny nie tylko filozofii. A dlaczego ja chamski i wulgarny? Tak mnie chyba życie nauczyło, a właściwie inni ludzie. Jako wrażliwiec, aby się opędzić od badziewia ludzkiego musiałem stosować niekiedy „niezłe kung-fu”. Do tej pory czasami jeszcze żałuję, że w dawnych już trochę latach nie zaprowadziłem porządku z grupką dresiarzy „koksów”, którzy panoszyli się po miasteczku... Ale mniejsza już z tym. A tutaj, no cóż: gdy ktoś jest tak „lansujący się”, jak nie tylko Dyskurs, bo tu wielu takich, to raczej nie obędzie się bez „lobotomii”.:fuj: Zauważ, że np. w odniesieniu do ciebie, czy do wujazboja zazwyczaj nie piszę agresywnie, a przynajmniej niezbyt wulgarnie. I nie dlatego, że się „podlizuję naczelnemu”, tylko dlatego, że i on i ty piszecie raczej sensownie i merytorycznie, bez właśnie „wycieczek osobistych”, a szczególnie bez bredni; aczkolwiek wg mnie wujowizbojowi się to sporadycznie zdarza i wtedy zwracam mu uwagę na to, niekiedy nawet uszczypliwie.;-P
Jeszcze raz: Niedobrze, gdy ci rozsądni wycofują się, speszeni bełkotem pospólstwa; ale tak było i jest często niestety. Ja się głupocie nie daję- walę ją w pysk albo i w coś innego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 12:38, 06 Lut 2019    Temat postu:

wujzboj napisał:
Chyba zupełnie się nie rozumiemy, a przyczyną nieporozumienia jest znaczenie słów. Ten cały wątek jest właśnie o znaczeniu słów, o znaczeniu takich słów i używanych w takim kontekście, jak w tym twoim zdaniu powyżej. Piszesz: poznać, nieświadoma, zachodzi, wie. Najwyraźniej używasz przy tym intuicyjnych, pół-określonych znaczeń, te są zaś po prostu tutaj niekompatybilne zarówno jedno z drugim nawzajem jak i w ogóle z całym zamierzeniem zdania; to nie tylko uniemożliwia porozumienie, ale także latwo prowadzi do zupełnie błędnych wniosków, gdyż ekwiwokacja nie trzyma kursu lecz spycha uwagę i myśli na przypadkowe tory.

Gdy mowa jest o poznawaniu, pojawiają się skojarzenia w rodzaju "zajrzałem wgłąb", "rozpracowałem podział tego na szczegóły", "dowiedziałem się, z czego się to składa". Jeszcze mocniej jest to akcentowane, gdy zdanie łączy poznawanie z wiedzą. Tymczasem tutaj powinna być mowa o czymś zupełnie innym! Bo samo-postrzeganie się "jestem" (Całość) wcale nie na tym polega i NIE zawiera w sobie niczego takiego! Poznawanie polegające na zbieraniu wiedzy, na zaglądaniu wgłąb, na rozpracowywaniu podziałów i rozważaniu składu to poznawanie dzielące na części, poznawanie analityczne. Samo-postrzeganie NIE zawiera takich elementów; ono jest całościowe i MUSI być całościowe, bo Całość "jestem" NIE jest sumą części; jakieś części pojawiają się zawsze, zazwyczaj tańcząc na pierwszym planie na tle Całości, a czasami jako tło dla Całości (zależy od rodzaju skupienia uwagi). Całość jet zrozumiała nie jako podzielona i przeanalizowana, bo to niewykonalne z fundamentalnych, kategorialnych powodów, lecz jako samo-postrzegana, nieodłączna, NADAJĄCA sobą, swoją obecnością znaczenie i wartość każdemu postrzeganiu, poznaniu, doznaniu, wspomnieniu, jakiejkolwiek wiedzy, jakiejkolwiek emocji.

Jeśli w tym sensie rozumiesz "zachodzenie nieświadomej duszy", to OK. Tyle, że właśnie podobnie jak to jest w przypadku terminologii buddyjskiej, takie nazewnictwo jest ryzykowne, bo przybliża myśl do tego, co UTRUDNIA dostrzeżenie istoty sprawy: do tego, co na mocy swej natury jest w procesie myślowym wypychane na pierwszy plan i przy rozważaniach tylko w minimalnym stopniu wymaga od podmiotu, by zdawał sobie sprawę z obecności tła, z Całości, "ż tego, że jestem". Takie jest to wszystko, co nazywamy przedmiotami, rzeczami, co określamy mianem "nieświadome", co staramy się ODDZIELIĆ od siebie, sądząc przy tym właśnie, że oddzielamy je od Całości - a sądzimy tak zawsze, gdy tylko identyfikujemy się nie z Całością, lecz z częścią, z "fałszywym ja" będącym zlepkiem wspomnień, pragnień, sympatii i animozji, nastrojów, wiedzy, fantazji, cech charakteru. Podobnie jest, gdy zamiast o nieświadomej duszy mówimy o nicości. Szczegóły są nieco inne, ale problem ten sam. Skutek może zaś być nawet bardziej negatywny, niż gdy zamiast tego umieszczamy na pierwszym miejscu materię. Postawienie na pierwszym miejscu materii niekoniecznie prowadzi do zaniku empatii, bo zwykle nie wiąże się ze specjalnie głębokimi rozważaniami nad istotą bycia osobą i przez to nie odwraca tak mocno uwagi od (intuicyjnie zauważanego) sensu cierpienia i szczęścia. Tymczasem gdy już na skutek starannych rozmyślań odsuniemy Całość w taki czy inny sposób w niebyt, wtedy empatia szybko staje się balastem - i potrafimy uzasadnić ignorowanie jej, gdy tylko z jakiegoś powodu odczujemy taką potrzebę.

I właśnie dlatego mówię "jestem", a nie "dusza" ani "nicość".
Co do nazywania duszy „jestem”, to nie zgodzę się z tym, gdyż ona nie jest, lecz daje możliwość takiemu systemowi, jak ludzki organizm, aby postrzegał i rozumował, przez co wydaje się świadomości tego organizmu, że jest, że istnieje, jak inne formy, obiekty, których świadomość dozna, które pozna.
Dusza jest tym, co „pozostaje” po śmierci ciała, umysłu i świadomości. A ponieważ za życia nie dajemy rady całkowicie świadomości „wyłączyć”, „wyzerować” wyobraźni, dlatego pozostaje w niej niemal zawsze choćby to jedno wyobrażenie- własnej osoby, własnej świadomości. Ale to nie jest dusza; samoświadomość, to wytwór energii fizycznych, podobnie, jak wszystko, co stanowi informacje.

Co do empatii, to niezbyt chyba cię rozumiem. Ale wg mnie empatia jest „opłacalna” w tej rzeczywistości, a opłacalność ta wynika choćby z pragmatycznego rachunku zysków i strat; tak jest przynajmniej dlatego, że człowiek, jako jednostka jest mało wydolny i raczej nie tylko by się nie rozwinął, ale nawet nie przetrwałby biologicznie w tej rzeczywistości ziemskiej w pojedynkę, a więc opłaca się mu, a nawet musi współpracować zgodnie z innymi ludźmi..

Dodam coś jeszcze odnośnie emocji- tylko trochę, bo więcej na ten temat zamierzałem i zamierzam napisać w wątku „Czym są myśli, czym są emocje?”. Otóż wydaje mi się, że nieświadome dusze nie są tak bardzo bez cech, bez atrybutów; przypuszczam, że cechą dusz, cechą zatem raczej Woli również jest odczuwanie, poniekąd emocje. To odczuwanie tylko Woli, tylko dusz „rozłączonych” z będzleniem jest znowu takie, jakby go nie było, bo jest bez informacji, bez rozpoznania, bez nazywania, bo Wola, dusze są nieświadome. Wobec tego zachodzi w nich odczuwanie, ale nie wiadomo czego, raczej wszystkiego, i „bez konsekwencji”...


Ostatnio zmieniony przez Piotr Rokubungi dnia Śro 19:31, 06 Lut 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 96 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 13:03, 06 Lut 2019    Temat postu:

szaryobywatel napisał:
Banjankri napisał:
szaryobywatel napisał:
Semele napisał:

[link widoczny dla zalogowanych]


Inne Medium, lol :D

Tam jest link do nature.com, a w nim:
"experiment confirms Bohr’s view that it does not make sense to ascribe the wave or particle behaviour to a massive particle before the measurement takes place"


Dokładnie, a jest tak dlatego że rzeczywistość musi być spójna. Nie znaczy to ani że jej nie ma "przed" pomiarem, ani że pomiaru musi dokonywać człowiek. Pomiar jest po prostu interakcją wpisaną w przyczynowo-skutkową naturę rzeczy. Ani "cząstki", ani "fale", nie tworzą same rzeczywistości. Robią to prawa powodujące jej spójność.
Tutaj znalazłem filmik o kwantowej gumce:
https://www.youtube.com/watch?v=8ORLN_KwAgs


Myślę, że słowo rzeczywistość zostało tu użyte w szczególnym znaczeniu, może to właśnie sprawa złego tlumaczenia. Może chodzi tu o "naocznosc". Spróbujesz @wuju ustosunkować się do tych rewelacji ?

Wuj:

Cytat:
Tak samo z materią.

Materia istnieje: znajdę krzesło w miejscu, w którym je postawiłaś.

Materia nie istnieje: nie ma czegoś takiego jak materia, z której da się zbudować ciebie lub mnie. My istniejemy, materia nie istnieje.


Ale przecież materia jak najbardziej istnieje.

Cytat:
Problem jest pozorny i bierze się ze słów. Tak samo brzmiące słowa mogą mieć zupełnie różne znaczenia, chociaż to samo ich brzmienie nie więło się znikąd. W przypadku materii jest (znów!) to bycie ważnym elementem realności. Krzesło jest przydatne w pokoju, a do tego można je rozłożyć na substancje chemiczne, atomy, kwarki. Ja i ty jesteśmy potrzebni nie tylko naszym bliskim, ale do tego każde z nas nadaje sens wszystkiemu, co się zdarza. Materia istnieje fizycznie, ty i ja istniejemy ontologicznie i etycznie.


Wracamy do tematu, który najbardziej mnie interesuje.
Czy z Twojej odpowiedzi wuju wynika, że materia nie istnieje ontologicznie i co to dokładnie znaczy?


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Śro 13:23, 06 Lut 2019, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 96 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:42, 06 Lut 2019    Temat postu:

Fragment dysertacji Grzegorza Bugajaka. Zapewne Tobie znany jest ten człowiek:kontynuację substratowej koncepcji materii, w której próbuje się odpowiedzieć na pytanie o ostateczne, podstawowe elementy, z których ciała się składają. W drugim nurcie, pytając o istotę materii, wskazuje się na cechy charakterystyczne dla ciał materialnych, to jest takie, które odróżniają ciało od tego, co ciałem nie jest. Użytecznym odróżnieniem tych dwu głównych rodzajów rozważań jest mówienie z jednej strony o teoriach materii - fizykalnych czy chemicznych (nurt substratowy pojęty fizykalnie), a z drugiej - o koncepcjach materii, wskazujących na takie cechy, jakie muszą mieć rozważane rzeczy, by mogły być kwalifikowane jako materialne. Ta różnica była jasna już dla wielu filozofów nowożytnych. Na przykład koncepcja materii Kartezjusza utożsamiała materialność z rozciągłością, zaś jego teoria materii zawierała tzw. hipotezę wirów, co było próbą czysto fizykalnego opisu materialnych oddziaływań. Sam Kartezjusz uważał, że ta fizykalna teoria wynika z jego koncepcji filozoficznej, co jest dyskusyjne. Jednak, nawet jeśli takie wynikanie zachodzi, to czym innym są przyrodnicze teorie materii, a czym innym jej filozoficzne koncepcje. Należy podkreślić, że zaproponowane tu rozróżnienie nie prowadzi do dwóch zupełnie odrębnych pojęć materii, z których pojęcie fizykalne byłoby zmienne i zależne od odkryć przyrodoznawstwa, zaś pojęcie filozoficzne - niezmienne i niewrażliwe na odkrycia naukowe (jak chciało wielu filozofów marksistowskich pierwszej połowy XX w.) i wskazywałoby tym samym na jakąś inną rzeczywistość, inny rodzaj materii. Oba pojęcia materii dotyczą tego samego przedmiotu, są zakresowo tożsame, choć różne treściowo. Fizyka bada budowę materii, filozofia usiłuje dociec czym materia jest w swej istocie, a rozważania w obu dziedzinach wzajemnie się uzupełniają. Odróżnienie fizykalnego i filozoficznego aspektu pojęcia materii nie implikuje niezależności dociekań filozoficznych od wyników badań naukowych. Przeciwnie, filozoficzna definicja materii, nie myląc jej filozoficznego pojęcia z przyrodniczymi teoriami jej budowy, powinna uwzględniać wyniki nauk przyrodniczych. Co ciekawe, takie podejście było trudne do przyjęcia dla wielu przedstawicieli materializmu dialektycznego, mimo programowo deklarowanej w tym kierunku filozoficznym próby tworzenia tzw. "filozofii naukowej", czyli takiej, która byłaby w jakimś sensie zgodna z przyrodniczą wiedzą o świecie. Wielu przedstawicieli tego kierunku, uznając że poznawanie struktury i własności rzeczy materialnych jest wyłączną domeną przyrodoznawstwa, filozoficzne określenie materii redukowało do stwierdzenia, że materia (rozumiana najczęściej nie w sensie substratu, którego istnieniu zwykle zaprzeczano, lecz w dystrybutywnym sensie zbioru materialnych przedmiotów) jest obiektywną rzeczywistością, niezależną od świadomości i we wrażeniach oddziałującą na nasze zmysły. Niekiedy, tę tak zwaną "leninowską definicję materii" redukowano jeszcze bardziej, utożsamiając pojęcie materii z pojęciem obiektywnej rzeczywistości, co prowadziło do konsekwencji paradoksalnych ...

Ontologia. Tylko w starożytności nazywano ją filozofią pierwszą – do tej nazwy raczej się współcześnie nie wraca. Czy metafizyka różni się od ontologii? I tak, i nie. W niektórych ujęciach ta różnica jest wyraźna – w nich ontologia jest pojmowana jako analiza znaczenia pojęć służących charakterystyce bytu.
W innych ujęciach różnicy tej jednak nie ma. Tak jest aż w pięciu z siedmiu wymienionych przez Hempolińskiego sposobów.
Czymże więc jest ontologia/metafizyka? Powtórzę tylko to, co jest wyżej, ale mogło umknąć. Jest to filozofia bytu lub też inaczej – ogólna filozoficzna teoria świata. Mam nadzieję,

* M. Hempoliński, Filozofia współczesna, PWN, Warszawa 1989, s. 56.

Tgu ciekawe ujęcie: [link widoczny dla zalogowanych]
Czy z Twojej odpowiedzi wuju wynika, że materia nie istnieje ontologicznie i co to dokładnie znaczy?
_________________


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Śro 23:05, 06 Lut 2019, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szaryobywatel




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 6062
Przeczytał: 90 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 0:32, 07 Lut 2019    Temat postu:

lucek napisał:
szaryobywatelu, najlepiej byłoby myślę, gdybyś napisał swoją odpowiedź na to własne pytanie, bo może nie łapię o co pytasz


No więc uważam lucku, że "ja" (w cudzysłowie), nie jestem tym zbiorem przekonań, niedoskonałym odbiciem, jak to nazywasz. "Ja" doświadczam tego zbioru przekonań, niedoskonałego odbicia, poprzez "swoją" osobę. To samo "ja" doświadcza też "Twojego" zbioru przekonań, niedoskonałego odbicia, poprzez "Twoją" osobę. A uważam tak dlatego, że jeżeli "ja" istnieje w tym samym sensie ogólnym, jego definicje ogólne nie mogą być ze sobą sprzeczne, więc jest tylko jedno "ja".
Mam do Ciebie 2 prośby:
1. Jeżeli w danej chwili nie masz czasu żeby poskładać czytelną odpowiedź/czytać wszystko uważnie, zostaw to sobie na później gdy będziesz mieć czas. To podniesie jakość dyskusji.
2. Nie obraź się.


Ostatnio zmieniony przez szaryobywatel dnia Czw 0:33, 07 Lut 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8769
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 0:58, 07 Lut 2019    Temat postu:

szaryobywatel napisał:
lucek napisał:
szaryobywatelu, najlepiej byłoby myślę, gdybyś napisał swoją odpowiedź na to własne pytanie, bo może nie łapię o co pytasz


No więc uważam lucku, że "ja" (w cudzysłowie), nie jestem tym zbiorem przekonań, niedoskonałym odbiciem, jak to nazywasz. "Ja" doświadczam tego zbioru przekonań, niedoskonałego odbicia, poprzez "swoją" osobę. To samo "ja" doświadcza też "Twojego" zbioru przekonań, niedoskonałego odbicia, poprzez "Twoją" osobę. A uważam tak dlatego, że jeżeli "ja" istnieje w tym samym sensie ogólnym, jego definicje ogólne nie mogą być ze sobą sprzeczne, więc jest tylko jedno "ja".
Mam do Ciebie 2 prośby:
1. Jeżeli w danej chwili nie masz czasu żeby poskładać czytelną odpowiedź/czytać wszystko uważnie, zostaw to sobie na później gdy będziesz mieć czas. To podniesie jakość dyskusji.
2. Nie obraź się.


to co zaznaczyłem na niebiesko równie dobrze mógłbym napisać jak ty, w tym sensie, że "jestem" a "doświadczam", tu to dla mnie to samo. "ja" natomiast używasz już w innym znaczeniu niż ja :)

i zgodnie z pkt. 1,2 :) (oczywiście się nie obraziłem) wy-edytuję ponownie ten post, starając się czytelnie odpowiedzieć, choć jeszcze przemyślę, gdzie widzę różnicę - na chwilę obecną - "ja" to nie "ty", jeśli przy tym pozostanę, to i uzasadnię :)

ciąg dalszy odpowiedzi umieściłem jednak w nowym poście:
http://www.sfinia.fora.pl/filozofia,4/istnieje,12339-800.html#431167


Ostatnio zmieniony przez lucek dnia Czw 6:22, 07 Lut 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
wujzboj
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 23951
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: znad Odry
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 3:03, 07 Lut 2019    Temat postu:

wuj napisał:
Zła nie nazwę więc nigdy elementem pełnej harmonii; zło nazwę zawsze dysharmonią, której należy unikać tak dalece, jak dalece to możliwe i powiem, że także to unikanie zła należy do naszych niezbędnych doświadczeń.
Banjankri napisał:
Nie tylko twoja harmonia (jako idea) zawiera się w mojej, ale co ważnejsze, wszystko się w mojej harmonii zawiera. Jest dosłownie tym, co jest, a nie tym, czym chciałbym, żeby było.

Twoja harmonia jest nie tym, co jest, lecz tym, co WIERZYSZ, że jest. I temu poświęciłem moją poprzednią odpowiedź tobie. Temu, że NIE WIESZ. Podobnie, jak ja NIE WIEM. Oraz temu, co z tego FAKTU niewiedzy wynika dla stosunku człowieka do tego, co o świecie sądzi.

Banjankri napisał:
Tak przy okazji, nie wiem czy zauważyłeś, głównym problemem jaki ludzie mają z Bogiem, jest obecność cierpienia. To jest problem, którego też nie potrafisz rozwiązać,

Ależ ja posiadam rozwiązanie tego klasycznego problemu, którym zresztą zajmuje się cała gałąź teologii (teodcea). To rozwiązanie było zresztą nie raz przedstawiana na forum. Widocznie na nie nie natrafiłeś, ale właśnie spodziewając się tego, naszkicowałem je w moim poprzednim poście; to było zdanie poprzedzające to zacytowane przez ciebie i brzmiało:

wuj napisał:
Gdyby jednak drogi nasze nie prowadziły przez obszary, na których czyha cierpienie, to wielu wędrowców w ogóle nie mogłoby wyruszyć, gdyż aby mogli potem trwać w harmonii, potrzebują oni doświadczeń zebranych na takich wyboistych drogach.

Pod hasłem "teodycea" znajdziesz w Wikipedii całą listę rozwiązań; dodałem do niej moje na końcu, oczywiście niebiesko.

- Cierpienie jest niczym.
- Im szerzej widzimy, tym więcej sensu, piękna i nieodzowności postrzegamy nawet w lokalnych skazach.
- Za zło odpowiedzialny jest Szatan.
- Cierpienie jest konsekwencją grzechu.
- Zło pobudza ewolucję ludzkości.
- Cierpienie daje okazję do moralnego doskonalenia się.
- Tylko Stwórca może być doskonały, Jego dzieło jest najlepsze z możliwych lecz musi mieć skazy (Leibnitz).
- Człowiek przyjmie zbawienie od Boga tylko gdy przekona się, że sam sobie nie da rady.

Banjankri napisał:
Powiedz mi, jaki jest sens dyskutowania o tym, jaki chcielibyśmy, żeby świat było? Bo mi się wydaje, że sens ma dyskutowanie o tym, jaki świat jest, czy nam się podoba, czy nie.
Wujzm jest wiarą opartą o pozytywne myślenie, a z tego nie da się wyprowadzić żadnego argumentu.

Przecież odpowiedź na to pytanie i argumentację z pozytywnego myślenia masz w poprzednim moim poście. W tym akapicie, ze środka którego cytowałeś:

wuj napisał:
Ja natomiast, starając uwolnić się od cierpienia i wspierając te starania różnymi pismami, w tym buddyjskimi, hinduistycznymi i chrześcijańskimi, oraz "doświadczeniami na sobie", uznałem konieczność obdarzenia moich własnych ocen i wyborów przynajmniej chwilowym zaufaniem. Uzyskałem przekonanie, że skoro w pewnych podstawowych sprawach nie mogę i nie będę mógł uzyskać wiedzy i umiejętności pozwalających mi tak kierować moim własnym losem, by kiedykolwiek mieć pewność, że z czasem bez pudła trafię w dokładnie takie warunki, jakich bym sobie życzył, to zawsze gdy pojawia się taka niepokonywalna niepewność wyboru drogi najlepiej zrobię kierując się w stronę, która WYDAJE mi się prowadzącą do celu. Wierzę więc, że świat może podążać różnymi drogami i że każdy z nas może znaleźć się na drodze właściwej, gdy tylko dostrzeże w sobie samego siebie i wierzę, że możemy być strzeżeni na tej drodze przez wszechmocną miłość tak, byśmy z tej drogi nie zbłądzili. Dążę w efekcie nie tyle do uwolnienia się od cierpienia, lecz do czegoś więcej: do powszechnej harmonii rozumianej nie jako dowolne "wszystko działa", lecz jako "wszyscy są zadowoleni z tego, jak wszystko działa i przy tym nic się przed nikim nie kryje". To zdecydowanie NIE jest aktualny stan rzeczywistości. Gdyby jednak drogi nasze nie prowadziły przez obszary, na których czyha cierpienie, to wielu wędrowców w ogóle nie mogłoby wyruszyć, gdyż aby mogli potem trwać w harmonii, potrzebują oni doświadczeń zebranych na takich wyboistych drogach. Zła nie nazwę więc nigdy elementem pełnej harmonii; zło nazwę zawsze dysharmonią, której należy unikać tak dalece, jak dalece to możliwe i powiem, że także to unikanie zła należy do naszych niezbędnych doświadczeń.

Akapit zaczyna się od "Ja natomiast", ponieważ poprzedni, o podobnej konstrukcji i niemal identycznym początku, dotyczy tego, co o tobie się od ciebie dowiedziałem (brak twojego komentarza uznaję za rodzaj autoryzacji - najwidocznej nie ma tam, nic, co by budziło twój zdecydowany sprzeciw).

Dla pełnej jasności, odpowiem jeszcze raz:

P: Jaki jest sens dyskutowania o tym, jaki chcielibyśmy, żeby świat był?
O: Podstawowych rzeczy nie wiemy i musimy przyjąć, co chcemy, albo czego nie chcemy, albo poddawać się zabobonom.

P: Czy nie da się ograniczyć do tego, jaki świat jest, czy nam się podoba, czy nie?
O: Zwykle się da, ale gdy problem sięga podstaw, wtedy po prostu NIE WIEMY, jaki świat jest.

P: Czy z pozytywnego myślenia da się wyprowadzić jakieś argumenty?
O: Tak jak z każdego logicznie spójnego myślenia. A każde musi się opierać na założeniach przyjętych na wiarę.

wuj napisał:
Niezdeformowana rzeczywistość zawiera w sobie wszystkich i oświecony nie widzi istotnej różnicy pomiędzy cierpieniem swoim i cudzym, poza chwilowymi doznaniami fizycznymi i psychicznymi. To oznacza empatię. Gdzie jej nie ma, tam jest oślepienie a nie oświecenie.
Banjankri napisał:
W jakiej religii?

W żadnej. Oświecienie nie ma nic wspólnego z religią.

Banjankri napisał:
Takie oświecenie, nie tylko nie rozwiązuje problemu cierpienia, a powiela je niewyobrażalnie. Miejsce, w którym wszyscy współczują cierpienie wszystkich, jest samonapędzającym się piekłem.

Po pierwsze, unikanie cierpienia jest jedynie motywacją do wstąpienia na drogę wiodącą do oświecenia, a chwilowe uniknięcie cierpienia nie jest dowodem uzyskania oświecenia. OŚwiecony to ten, dla kogo rzeczywistość jest otwarta, bo zobaczył ponad pojęciami, które ją dowolnie deformują niczym rozgrzane powietrze nad szosą deformuje widok: gdy się przez nie patrzy, wszystko faluje i płynie. A niezdeformowana rzeczywistość zawiera w sobie wszystkich. Dlatego - obojętne, czy chcesz tego, czy nie chcesz i obojętne, jak to nazywasz - oświecony nie widzi istotnej różnicy pomiędzy cierpieniem swoim i cudzym, poza chwilowymi doznaniami fizycznymi i psychicznymi. I dlatego oświecenie pociąga za sobą empatię.

Po drugie, oświecenie nie oznacza, że oświecony czuje cierpienie każdej istoty; dlatego napisałem: "poza chwilowymi doznaniami fizycznymi i psychicznymi". Oświecony przywiązuje natomiast taką samą wagę do cierpienia swojego jak do cierpienia każdej innej istoty (to samo dotyczy szczęścia). A realizuje to w życiu dokładnie tak, jak potrafi i dokładnie w takim stopniu, w jakim pozwala mu na to jego rozsądek i wynikająca z niego ocena sytuacji oraz możliwości i konsekwencji działania. To może oznaczać nawet wejście na "drogę pytona" (jak powiadają w Indiach, pyton nie poluje lecz otwiera paszczę i czeka, aż mu jedzenie samo do niej wejdzie), a empatia oznacza w tym przypadku, że oświecony w każdej chwili podzieli się z napotkanym potrzebującym nawet tą jedyną kromką chleba, którą ma i właśnie je. Może też oznaczać życie w normalnej rodzinie, a empatia oznacza w tym przypadku, że oświecony stara się nikomu nie wyrządzać krzywdy, nikomu nie zazdrości, jest wolny od zawiści, nie cieszy się z cudzych niepowodzeń, radują go cudze sukcesy, pomaga potrzebującym na miarę możliwości nie obciążając przy tym kosztami swoich bliskich.

Banjankri napisał:
Jeżeli w punkcie startowym jest cierpienie, to będzie się tylko rozchodzić jak echo i powielać w nieskończoność.

W punkcie startowym MUSI być cierpienie, bo po pierwsze ono JEST obecne tu i teraz, a po drugie to cierpienie (czy to własne, czy to cudze) motywuje do tego, by szukać sposobu jego uniknięcia.

Banjankri napisał:
Przykładem tego, co tu zaprezentowałeś, jest śmierć Jezusa na krzyżu, za wszystkich. Cierpiał za wszystkich, pełen empatii do ludzi, przyjał ich cierpienie. A potem jego cierpienie przyczyniło się do kolejnych cierpień przez setki lat... Wojny, prześladowania, mordy, na tle krzyża.

To jest twoja interpretacja śmierci Jezusa na krzyżu za wszystkich, ale nie moja. Jak również twoją interpretacją jest, że jego cierpienie przyczyniło się do kolejnych cierpień. To, że w imieniu Jezusa zadawano cierpienie i mordowano nie świadczy o tym, że przyczyną tego był Jezus. Kto chce psa uderzyć, kij znajdzie. Każdą ideę da się wykorzystać do czynienia zła. W tym tak chrześcijaństwo jak i buddyzm.




wuj napisał:
psim obowiązkiem oświeconego jest EMPATIA. Jeśli jej nie ma, to jest oślepionym, a nie oświeconym; to jedno z prostych kryteriów odróżnienia, z czym mamy do czynienia i chyba się z nim zgodzisz.
Dyskurs napisał:
Empatia ma wiele twarzy i nie mozna jej zdefiniowac roboczo. Dlatego stwierdzenie, ze "psim obowiazkiem jest EMPATIA" jest teoria bez mozliwosci realizacji, gdyz (1) wyrazanie empatii jest zalezne od kontekstu sytuacji, (2) wyrazanie empatii nie potrzebuje widownii, (3) wyrazanie empatii wyplywa z dojrzalosci zyciowej osoby wyrazajacej i nie jest zalezne od reakcji osoby czy osob empatii doswiadczajecej/doswiadczajacych.

Ależ właśnie ponieważ empatia zależy od kontekstu sytuacyjnego, to stwierdzenie, że "psim obowiązkiem oświeconego jest EMPATIA" jest co najwyżej bardzo OGÓLNIKOWE i przez to zbyt ŁATAWE do realizacji. Tak czy owak, nie chodzi w tym zdaniu o rozwijanie teorii empatii, lecz o zaznaczenie kierunku.

wuj napisał:
Kiedyś napisałem w tym wątku, że używam słowa "jestem" w miejsce może bardziej precyzyjnych terminów, które jednak w wielce prawdopodobnym przypadku nieporozumienia łatwo kierują trafionego w stronę nihilizmu, ten zaś uważam za destrukcyjny. Teraz dałeś jeden ze sztandarowych przykładów takich efektów ubocznych myśli buddyjskiej, których unikanie jest moim zdaniem priorytetowe. Rzecz w tym, że ani ty ani ja NIE WIEMY, jak jest. Mamy jednak - co możemy spokojnie założyć - porównywalne doświadczenia, porównywalne doznania, porównywalne umiejętności postrzegania i wnioskowania.
Dyskurs napisał:
W kontrascie do Twojej opinii, nieswiadomy samego siebie czlowiek nie wie kim jest w swiecie a swiadomy wie.

Nawet tego, jakim się jest, nie wie się nigdy; tego można się tylko domyślać. Człowiek świadomy siebie (w sensie Całości "jestem") nie tyle wie, JAKI jest, ile wie, co znaczy, ŻE jest - a wie to wyłącznie w znaczeniu "zauważam siebie", zaś nigdy w znaczeniu "potrafię poprawnie rozłożyć siebie na części składowe i przeanalizować, a wynik tej analizy prawidłowo zastosować w życiu".

wuj do Banjankriego napisał:
Ty jednak, starając uwolnić się od cierpienia i wspierając te starania pismami buddyjskimi i wrażeniami "na haju", poddałeś się wierze w ścisłe przeznaczenie (tyle znaczy determinizm). Uzyskałeś przekonanie, że skoro tobie i wszystkim brak wolnej woli (czego wymaga determinizm), to wszystko łącznie z tobą i z innymi jest bez znaczenia. Wierząc, że świat podąża jedyną możliwą drogą, wierzysz niezłomnie, że jest to droga idealna, co potwierdzają twoje doświadczenia "z innego stanu świadomości", w których to wszystko, czego tutaj doznajesz, nie ma żadnego znaczenia i w których to, z czym się tutaj identyfikujesz, rozpada się w drobny mak. W efekcie bez zająknienia się nazywasz zło dysharmonią będącą elementem pełnej harmonii (niczym dysonans niezbędny dla kompletności dzieła muzycznego), bo przecież wszystko razem ze sobą współgra. Także gwałciciel idealnie współgra ze swoją ofiarą i z jej cierpieniem, bo takie są konieczne stadia tego pięknego (gdyż funkcjonującego od początku do końca) choć krwawego i brutalnego filmu zwanego rzeczywistością.
Dyskurs napisał:
Rzeczywistosc to abstrakcyjny termin - jest konglomeratem czyli dynamicznym procesem dychotomii ludzkiej. Jesli zalozysz inaczej, to wypierasz ten anstrakcyjny proces. Jesli go przyjmiesz, to latwiej Ci bedzie zyc.

Najogólnie, rzeczywistość to wszystko, co ma lub może mieć na nas wpływ. Jak ona działa, to już kwestia dyskusyjna i wiedzy o tym nie zdobędziemy; o tym możemy sobie jedynie spekulować. Sposobów na ułatwianie sobie życia jest zaś wiele (i można oraz warto o tym pisać). Na dłuższą metę najskuteczniejsze okazują się oczywiście sposoby nie ignorujące tych aspektów rzeczywistości (czyli tych doznań), które nasze doświadczenie ukazuje nam jako dostatecznie stabilne, by się dało na nich polegać. Do tych stabilnych aspektów należy chociażby dynamiczny charakter zarówno relacji międzyludzkich jak i stosunku do otoczenia, do własnej przeszłości, do własnej przyszłości, należy do nich popełnianie błędów, należą do nich niespodziewane zdarzenia, należą do nich niezawinione przykrości, kruchość chwili teraźniejszej, przemijanie. Tego się nie da odrzucić, to byłoby najzwyczajniej w świecie głupie. Ale branie tych aspektów na serio nie oznacza fatalizmu, nie oznacza wiary brak wpływu na losy swoje i cudze, nie oznacza pochwały dla tego, jak świat wygląda, nie oznacza przekonania, że wybawienie to przyjęcie tego co jest jako tego, co musiało być, a tego co będzie jako raz na zawsze ustalonego scenariusza, któremu można tylko oddać pokłon - i od tego momentu będzie się raz na zawsze wolnym od cierpienia.

Nie bez powodu dokładnie takie podejście do świata (które bynajmniej buddyjskim nie jest, ale które mimo to jest przez wielu uważane za istotę buddyzmu) jest przez chrześcijańskich teologów uznawane za satanistyczne. Rzecz bowiem w tym, że oznacza ono pełną akceptację zła, poodanie się złu na zasadzie "Jest jak ma być i wiedza o tym uwalnia od cierpienia i czyni częścią piękna harmonii świata". Z tego powodu w kręgach chrześcijańskich Budda jest często traktowany jako demon, a buddyzm omawiany jest z tej demonicznej perspektywy. Przykładem może być cytowana przez Semele bardzo skądinąd życiowa i pozytywna historia o Buddzie, zinterpretowana przez katolickiego księdza jako negacja dążenia do prawdy a mówiąca w rzeczywistości o tym, że problem należy rozwiązywać tam, gdzie on jest, a nie tam, gdzie jest problem zupełnie inny.

Dyskurs napisał:
usilowanie uwolnienia sie od cierpienia jest cierpieniem.

Nie, usiłowanie uwolnienia się od cierpienia jest silną motywacją do tego, by lepiej poznać siebie i świat.

Dyskurs napisał:
Jestem jest wedlug mojego zrozumienia i odczucia superpozycja, tak jakbym cala - moj umysl (os centralny system nerwowy, mozg, podswiadomosc, fizjologia komorkowa i wszystko) unioslo sie ponad moje doswiadczenie aby spojrzec panoramicznie. W tym procesie nastepuje taka kompresja ego, ze praktycznie nie jest w stanie pisnac. Priorytetem jest co dodaje wartosci dla ogolu.

Nie jestem pewien, że rozumiem, bo przecież nie można wyjść z siebie i stanąć obok. Czy więc "unosi się ponad doświadczenie" znaczy nie tyle "staje obok doświadczenia" (jak mi się wydawało, gdy to czytałem pierwszy raz), ile "uzyskuje perspektywę, z której może dostrzec to, co wspólne każdemu doświadczeniu"?

Dyskurs napisał:
nasze istnienie to wspolpraca materii z energia.

Istnienie naszych ciał to współpraca materii z energią. To nie jest domena filozofii, ale dietetyki, biologii, chemii...




wuj napisał:
Materia to wszystko, co można badać za pomocą metod fizyki. Chociaż czasami ma zaskakujące własności, są to jedynie własności MODELI. Własności abstrakcyjnych wielkości użytych PRZEZ OSOBĘ do tego, by uzyskać zadowalający opis doświadczenia fizycznego lub obserwacji fizycznej. Do których zalicza się także korzystanie z tego komputera PRZEZ OSOBĘ: przez ciebie, przeze mnie.
Semele napisał:
Więc nie ma nic złego w tym, że jestem materialistką :-);)

Złego? Przecież wciąż powtarzam: nie ma w tym nic złego. Bycie materialistą nie jest złe, jest tylko irracjonalne, bo materia NIE MOŻE BYĆ PODSTAWOWĄ SUBSTANCJĄ. Fizyka nie bada ontologii, model nie jest bytem.

Semele napisał:
Piszesz to samo co ja myślę..Ciekawe. A tyle się nagadaliśmy.

Jeśli piszę to samo, co ty myślisz, to nie powinnaś mówić o sobie, że jesteś materialistką. Materializm to nie uważanie, że materia to wszystko, co można badać za pomocą metod fizyki, lecz uważanie, że materia (czyli to, co bada fizyka) jest podstawową substancją, z której zbudowana jest nasza rzeczywistość, w tym - my sami.

Semele napisał:
Czy z Twojej odpowiedzi wuju wynika, że materia nie istnieje ontologicznie i co to dokładnie znaczy?

Tak, w mojej odpowiedzi napisałem worost, że materia NIE ISTNIEJE ONTOLOGICZNIE. A znaczy to, że nie przekazuje się absolutnie żadnej treści twierdzeniami takimi, jak "materia jest podstawową substancją, z której zbudowana jest nasza rzeczywistość, w tym - my sami". Dokładnie tyle samo treści przekazuje zdanie "lh4gNE jest podstawową substancją, z której zbudowana jest nasza rzeczywistość, w tym - my sami". Pojęcie "materia" jest w tym kontekście NIEOKREŚLONE, treściowo PUSTE, można je spokojnie zastąpić dowolnym ciągiem liter, dźwięków, kolorów, ruchów rąk i zostanie tym samym - bezsensownym zlepkiem znaków. Tyle, że jeśli w zdaniu stoi zlepek liter "materia", to piszącemu i czytającemu wydaje się, że ten zbitek coś znaczy. Bo W INNYM KONTEKŚCIE ten zbitek faktycznie coś znaczy i jest to bardzo ważne, bardzo przydatne znaczenie. Ale to NIE TEN KONTEKST.




Piotrek napisał:
za życia nie dajemy rady całkowicie świadomości „wyłączyć”, „wyzerować” wyobraźni, dlatego pozostaje w niej niemal zawsze choćby to jedno wyobrażenie- własnej osoby, własnej świadomości. Ale to nie jest dusza; samoświadomość, to wytwór energii fizycznych, podobnie, jak wszystko, co stanowi informacje.

Czyli dusza to fXSkzcA1-!x3. Bo napisałeś mi właśnie, że samoświadomość to F+l?nZ PaL1kqv ZB9#6Vz, podobnie jak wszystko, co stanowi Bxj30U8s. Piotrku, skoro zdajesz sobie sprawę z tego, że nie możesz przyłapać się na byciu nieświadomym, to powinieneś też zdawać sobie sprawę z tego, że we wszystkim, co możesz jakkolwiek wyrazić, tkwi twoja samoświadomość. Starając się powiedzieć czy pomyśleć "coś", w czym żadna samoświadomość nie tkwi, wypowiadasz więc właśnie tylko takie "2c n_oi_Ls5fqn+". Puste ciągi znaków, za którymi nie kryje się nic, żadna treść. Tyle, że na ekran wstukujesz mi zamiast hB0SLLPuT inny zbitek, wyglądający jak sensowne słowo (informacja) - ale to NIE jest sensowne słowo, w tym NIE kryje się treść zawarta w sensownym pojęciu "informacja".



__________
PS. Piotrku, kw kwestii technicznej... Kiedy cytujesz, podawaj w quote nicka użytkownika W CUDZYSŁOWIE. Inaczej cytat nie wyjdzie, będzie "połamany". To znaczy, pisz tak:
Kod:
[quote="wujzboj"]

a nie tak:
Kod:
[quote=wujzboj]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8769
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 6:20, 07 Lut 2019    Temat postu:

szaryobywatel napisał:
lucek napisał:
szaryobywatelu, najlepiej byłoby myślę, gdybyś napisał swoją odpowiedź na to własne pytanie, bo może nie łapię o co pytasz


No więc uważam lucku, że "ja" (w cudzysłowie), nie jestem tym zbiorem przekonań, niedoskonałym odbiciem, jak to nazywasz. "Ja" doświadczam tego zbioru przekonań, niedoskonałego odbicia, poprzez "swoją" osobę. To samo "ja" doświadcza też "Twojego" zbioru przekonań, niedoskonałego odbicia, poprzez "Twoją" osobę. A uważam tak dlatego, że jeżeli "ja" istnieje w tym samym sensie ogólnym, jego definicje ogólne nie mogą być ze sobą sprzeczne, więc jest tylko jedno "ja".


http://www.sfinia.fora.pl/filozofia,4/istnieje,12339-800.html#431151 ciąg dalszy

na początek szaryobywatelu co rozumiem przez solipsyzm:
wiki napisał:
Solipsyzm (łac. solus ipse, "ja sam")[1] – pogląd filozoficzny głoszący, że istnieje tylko jednostkowy podmiot poznający[2], cała zaś rzeczywistość jest jedynie zbiorem jego subiektywnych wrażeń – wszystkie obiekty, ludzie, etc., których doświadcza jednostka, są tylko częściami jej umysłu.
....
Za twórcę owego poglądu uważany[potrzebny przypis] jest sofista Gorgiasz (ok. 480-385 p.n.e.), który w manifeście antycznego nihilizmu, dziele O naturze albo o niebycie (Περί του μη όντος ή περί φύσεως), utrzymywał, że:

Nic nie istnieje.
Nawet gdyby coś istniało, nikt nie mógłby o tym wiedzieć.
Nawet gdyby ktoś o tym wiedział, nie mógłby tego nikomu zakomunikować.

wiki napisał:
Gorgiasza swoje tezy argumentował w następujący sposób:

- Nic nie istnieje:
Skoro wśród filozofów przyrody zdania na temat bytu, tego czym właściwie jest i jaki jest, są podzielone, to oznacza ni mniej ni więcej, że go nie ma, gdyż w przeciwnym wypadku nie dałby się określić zarazem jako „jeden”, „mnogi” bądź „niezmienny” i „powstający”.

- Gdyby nawet coś było, to byłoby to niepoznawalne:
Myśl według ówczesnych poglądów sprowadzana była do myśli o bycie w taki sposób, że można było uznawać myśl i byt za to samo. Niebytu w tej koncepcji pomyśleć się nie dało. Tymczasem Gorgiasz dowodzi, że można sobie wyobrazić np. latającego człowieka, mimo że taki nie istnieje. W konsekwencji myśli zostają oddzielone od bytu i przestają być wiarygodnym źródłem poznania świata.

- Gdyby nawet było poznawalne, to i tak wiedzy o tym nie udałoby się przekazać:
Swoje odczucia zmysłowe takie jak kolor, zapach czy barwę możemy przekazać innemu za pomocą słów, które te odczucia symbolizują. Lecz nie mamy żadnej gwarancji, że drugi rozumie nasze sformułowania tak, jak my. Nie wiemy też czy te same bodźce powodują u niego takie same uczucia.

Wobec takich racji Gorgiasz neguje zarówno prawdę absolutną (gr. ἀλήθεια aletheia) jako niepoznawalną, jak i prawdę subiektywną (gr. δόξα doksa) jako nie mającą sensu.

czyli, nie ma możliwości porozumiewania się ludzi pomiędzy sobą bezpośrednio, bez wprowadzenia pojęcia Bóg (niepoznawalna prawda absolutna), i porozumiewania się poprzez to pojęcie, za jego pośrednictwem, które odpowiada "prawdzie niezależnej od obserwatora".

czyli zdanie, które napisałeś, wg mnie powinno brzmieć tak:

mój Bóg, którego doświadczam jako zbiór moich przekonań, w którym zawierasz się ty, ze swoim Bogiem, doświadczanym jako zbiór twoich przekonań, w którym zawieram się ja ..., zawieramy się w zbiorze reguł rządzących światem, czyli w Bogu.

ale ja to nie ty, ani nie Bóg, podobnie ty, to nie ja i to nie Bóg.

towarzyski.pelikan napisał mi kiedyś tutaj, że ona to Bóg, ja to Bóg i że jesteśmy jednym Bogiem, to nieprawda, a błąd bierze się chyba z buddyzmu, gdzie Budda pomylił sobie znany, doświadczany wszechświat, z wszechświatem w ogóle - ty szaryobywatelu mówisz podobnie jak towarzyski.pelikan, choć ona używa pojęcia "Bóg", a ty pojęcia "ja" , dlatego:

lucek napisał:
["coś" które jest doświadczane] # "coś"

bo nie poznaję Boga, wtedy poznawałbym prawdy absolutne, a jedynie poznaję swojego Boga, ale nie jakąś "prawdę subiektywną", a jedyną prawdę, choć w sposób niedoskonały

ja to ja, a ty to ty, a Budda się pomylił, uznał swoją Prawdę, za Prawdę w ogóle ....

Ewangelia wg św. Jana napisał:
20 W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was.


Bóg Jezusa jest moim Bogiem :)

szaryobywatel napisał:
Mam do Ciebie 2 prośby:
1. Jeżeli w danej chwili nie masz czasu żeby poskładać czytelną odpowiedź/czytać wszystko uważnie, zostaw to sobie na później gdy będziesz mieć czas. To podniesie jakość dyskusji.
2. Nie obraź się.

staram się od dawna, nie tylko Tobie pokazać, że Bóg jest pierwotnym doświadczeniem człowieka, dlatego też odpowiedziałem jednak w nowym poście i najlepiej jak potrafię, bo lepiej to chyba książkę bym musiał napisać a i tak, to czy ktoś zrozumie nie tylko ode mnie zależy.

PS
szaryobywatel napisał:
A uważam tak dlatego, że jeżeli "ja" istnieje w tym samym sensie ogólnym, jego definicje ogólne nie mogą być ze sobą sprzeczne, więc jest tylko jedno "ja".

tak, tylko, że to pojęcie to nie "ja", a "Bóg".


Ostatnio zmieniony przez lucek dnia Czw 7:06, 07 Lut 2019, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 96 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 8:31, 07 Lut 2019    Temat postu:

wuj:
Cytat:
Jeśli piszę to samo, co ty myślisz, to nie powinnaś mówić o sobie, że jesteś materialistką. Materializm to nie uważanie, że materia to wszystko, co można badać za pomocą metod fizyki, lecz uważanie, że materia (czyli to, co bada fizyka) jest podstawową substancją, z której zbudowana jest nasza rzeczywistość, w tym - my sami.

Semele napisał:
Czy z Twojej odpowiedzi wuju wynika, że materia nie istnieje ontologicznie i co to dokładnie znaczy?

Tak, w mojej odpowiedzi napisałem worost, że materia NIE ISTNIEJE ONTOLOGICZNIE. A znaczy to, że nie przekazuje się absolutnie żadnej treści twierdzeniami takimi, jak "materia jest podstawową substancją, z której zbudowana jest nasza rzeczywistość, w tym - my sami". Dokładnie tyle samo treści przekazuje zdanie "lh4gNE jest podstawową substancją, z której zbudowana jest nasza rzeczywistość, w tym - my sami". Pojęcie "materia" jest w tym kontekście NIEOKREŚLONE, treściowo PUSTE, można je spokojnie zastąpić dowolnym ciągiem liter, dźwięków, kolorów, ruchów rąk i zostanie tym samym - bezsensownym zlepkiem znaków. Tyle, że jeśli w zdaniu stoi zlepek liter "materia", to piszącemu i czytającemu wydaje się, że ten zbitek coś znaczy. Bo W INNYM KONTEKŚCIE ten zbitek faktycznie coś znaczy i jest to bardzo ważne, bardzo przydatne znaczenie. Ale to NIE TEN KONTEKST.


Słusznie, ja pisałam materialistką w sensie ontologicznym....
Ty jesteś spirytualistą w sensie ontologicznym?
Uważasz, że podstawową substancją budującą naszą rzeczywistość jest świadomość..
Z tym wyrazem jest podobnie, może znaczyć różne rzeczy w różnych kontekstach.

Istnienie materii można jednak stwierdzić empirycznie.
Czy podobnie jest ze świadomością?

wuj
Cytat:
bo materia NIE MOŻE BYĆ PODSTAWOWĄ SUBSTANCJĄ


dlaczego? Skąd to wiesz?


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Czw 8:50, 07 Lut 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5556
Przeczytał: 44 tematy


PostWysłany: Czw 10:25, 07 Lut 2019    Temat postu:

wujzboj napisał:
(brak twojego komentarza uznaję za rodzaj autoryzacji - najwidocznej nie ma tam, nic, co by budziło twój zdecydowany sprzeciw)

Wręcz przeciwnie. Już jakiś czas temu uznaliśmy razem, że trzeba moderować ten wątek, bo sie zbytnio rozrasta. Nie promujemy do następnej iteracji tego, z czym się nie zgadzamy, a to co jest warte omówienia. Nie budujemy listy niezgodności, a próbujemy ustalić punkty zgodne. Jak mi napiszesz, że jestem debilem, a ja tego nie skomentuje, nie będzie to żadnym potwierdzeniem mojego debilizmu, czy autoryzacją do nazywania mnie debilem.

wujzboj napisał:
Twoja harmonia jest nie tym, co jest, lecz tym, co WIERZYSZ, że jest. I temu poświęciłem moją poprzednią odpowiedź tobie. Temu, że NIE WIESZ. Podobnie, jak ja NIE WIEM. Oraz temu, co z tego FAKTU niewiedzy wynika dla stosunku człowieka do tego, co o świecie sądzi.

Zacznę od tego, że uzgodniliśmy już wcześniej, że o tym co wychodzi poza doświadczenie, nie dyskutujemy, a ty teraz próbujesz z tego zrobić kontrargument.

Jeżeli dla mnie harmonia jest Całością doznania bez dysharmonii, wywołanej błędną wiedzą, czy jak wolisz wiarą, to moja harmonia jest czymś pierwotnym do wiedzy, czy wiary. Innymi słowy, dla mnie harmonia nie jest kwestią wiary, jak u ciebie, a Całości doświadczenia.

wujzboj napisał:
Po drugie, oświecenie nie oznacza, że oświecony czuje cierpienie każdej istoty; dlatego napisałem: "poza chwilowymi doznaniami fizycznymi i psychicznymi". Oświecony przywiązuje natomiast taką samą wagę do cierpienia swojego jak do cierpienia każdej innej istoty (to samo dotyczy szczęścia). A realizuje to w życiu dokładnie tak, jak potrafi i dokładnie w takim stopniu, w jakim pozwala mu na to jego rozsądek i wynikająca z niego ocena sytuacji oraz możliwości i konsekwencji działania. To może oznaczać nawet wejście na "drogę pytona" (jak powiadają w Indiach, pyton nie poluje lecz otwiera paszczę i czeka, aż mu jedzenie samo do niej wejdzie), a empatia oznacza w tym przypadku, że oświecony w każdej chwili podzieli się z napotkanym potrzebującym nawet tą jedyną kromką chleba, którą ma i właśnie je. Może też oznaczać życie w normalnej rodzinie, a empatia oznacza w tym przypadku, że oświecony stara się nikomu nie wyrządzać krzywdy, nikomu nie zazdrości, jest wolny od zawiści, nie cieszy się z cudzych niepowodzeń, radują go cudze sukcesy, pomaga potrzebującym na miarę możliwości nie obciążając przy tym kosztami swoich bliskich.

Człowiek oświecony, to taki, który zdobył głębsze zrozumienie natury świata, które doprowadziło do transformacji jego świadomości. Ta nowa perspektywa ma wpływ na zachowanie. Ty zebrałeś sobie pewne charakterystyki, z których budujesz definicję oświeconego, z czego wychodzi ci święty. Ponieważ są różne stopnie wglądu i różne transformacje osobowości, przypisywanie jednej miary prowadzi do wypaczeń. Ja nie mam ochoty bawić się w takie zgadywanie, tym bardziej, że znam wielu oświeconych, którzy kompletnie nie pasowaliby do twojej definicji i to nie ja ich uznałem za oświeconych, na podstawie własnego widzimisię.

wujzboj napisał:
Pod hasłem "teodycea" znajdziesz w Wikipedii całą listę rozwiązań; dodałem do niej moje na końcu, oczywiście niebiesko.

- Cierpienie jest niczym.
- Im szerzej widzimy, tym więcej sensu, piękna i nieodzowności postrzegamy nawet w lokalnych skazach.
- Za zło odpowiedzialny jest Szatan.
- Cierpienie jest konsekwencją grzechu.
- Zło pobudza ewolucję ludzkości.
- Cierpienie daje okazję do moralnego doskonalenia się.
- Tylko Stwórca może być doskonały, Jego dzieło jest najlepsze z możliwych lecz musi mieć skazy (Leibnitz).
- Człowiek przyjmie zbawienie od Boga tylko gdy przekona się, że sam sobie nie da rady.


Czy to nie jest usprawiedliwianie cierpienia? Każde z tych zdań można włożyć w usta gwałciciela.
Belki we własnym oku nie widzisz...
Co więcej, żadne z tych "rozwiązań" nie jest rozwiązaniem, a jedynie usprawiedliwieniem cierpienia. W twojej wersji, cierpienie jest wręcz koniecznością. Teraz już rozumiem czemu nie możemy się porozumieć, mamy przeciwne cele. Dla ciebie cierpienie jest drogą do zbawienia, które nastąpi po śmierci, więc wszelkie rozwiązania problemu cierpienia za życia, są dla ciebie problemem. Co bym nie napisał, to nic nie zmieni, bo ty nawet nie chcesz słyszeć o rozwązaniu. To jest kult cierpienia.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Czw 11:21, 07 Lut 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 10:55, 07 Lut 2019    Temat postu:

Nie tyle żeś Jarku głupi, ile uparty, jak..zbój i z tak samo-ograniczonym światopoglądem na pewno nie przydasz się do pomocy w rozwoju Hipotezy Wszystkiego, o ile w ogóle się do czegoś tu przydasz, poza „wciskaniem”, że jest jak jest- ale nie wiadomo właściwie, jak jest, bo świadomość ludzka tylko „odbiera”, ale prawie wcale nie „nadaje”, a i tak tylko część „nadawania” do niej dociera.
Zauważ też, że sam napisałeś: „Czyli dusza to fXSkzcA1-!x3. Bo napisałeś mi właśnie, że samoświadomość to F+l?nZ PaL1kqv ZB9#6Vz”. Użyłeś tam również słów, które coś jednak znaczą, bowiem nie napisałeś zamiast tak, to np. tak: „Chkf74+fxi*8d&m2 6fh<cg0zr aqb5vh^m4”. Zauważ też, że nie tak mało takich niedoprecyzowanych, a nawet praktycznie niezrozumiałych pojęć jest używanych i to nawet w naukowym języku; dla przykładu tzw. ciemna materia- niemal zupełnie nie wiadomo, czym jest, poza tym, że oddziaływuje jakoby grawitacyjnie, a i grawitacja też wciąż nie bardzo wiadomo, czym jest: czy to zakrzywienie czasoprzestrzeni, czy to pole sił, a wg mnie to „ściśnienie”, zagęszczenie informacji; ale mało kto się czepia, że ciemna materia, to „bzdrynga” albo np. „f47nb1^3gt”. Jeszcze gorzej jest z ciemną energią- to w sumie zupełnie „nie-wiadomo-co”, tyle że pasuje do większości równań kosmologicznych, aby te zgadzały się z nowymi danymi tylko częściowo otrzymanymi w bezpośrednich pomiarach Wszechświata.

Co do cudzysłowu w kodzie cytatów, to dzięki za podpowiedź, bo zapomniałem o tym, a powód dlaczego tak cytowanie w moich wpisach „rozsypuje się” zwalałem na to, że pisuję ostatnio z iOS’a i przypuszczałem, że kodowanie znaków jest inne, w co jednak było mi trudno uwierzyć.
:wink:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 96 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:37, 07 Lut 2019    Temat postu:

Cytat:
punkcie startowym MUSI być cierpienie, bo po pierwsze ono JEST obecne tu i teraz, a po drugie to cierpienie (czy to własne, czy to cudze) motywuje do tego, by szukać sposobu jego uniknięcia.


Cierpienia nie musi być.
Pisząc tak jakby je usprawiedliwiasz.

Materialista ontologiczny wie, że materia może boleć :-)
Dlatego szuka Boga.

Czy to jest złota myśl

:) :wink:


Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Czw 15:41, 07 Lut 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8769
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 16:09, 07 Lut 2019    Temat postu:

Cytat:
punkcie startowym MUSI być cierpienie


w "judeochrześcijaństwie" w "punkcie startowym" jest zawsze kłamstwo, a jego skutkiem jest cierpienie ... w buddyźmie podobno "cierpienie" jest "punktem startowym"
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 96 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:22, 07 Lut 2019    Temat postu:

lucek napisał:
Cytat:
punkcie startowym MUSI być cierpienie


w "judeochrześcijaństwie" w "punkcie startowym" jest zawsze kłamstwo, a jego skutkiem jest cierpienie ... w buddyźmie podobno "cierpienie" jest "punktem startowym"


Jakie kłamstwo , na Boga??

Bo Budda cierpiał, może miał depresję?? To całkiem prawdopodobne. Może dlatego wielu ludzi i psychologów chce z tych doświadczeń czerpać..
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8769
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 17:37, 07 Lut 2019    Temat postu:

Cytat:
Może dlatego wielu ludzi i psychologów chce z tych doświadczeń czerpać.


wróży i innych hochsztaplerów też :)


Ostatnio zmieniony przez lucek dnia Czw 17:51, 07 Lut 2019, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
szaryobywatel




Dołączył: 21 Wrz 2016
Posty: 6062
Przeczytał: 90 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 19:32, 07 Lut 2019    Temat postu:

lucek napisał:
szaryobywatel napisał:
lucek napisał:
szaryobywatelu, najlepiej byłoby myślę, gdybyś napisał swoją odpowiedź na to własne pytanie, bo może nie łapię o co pytasz


No więc uważam lucku, że "ja" (w cudzysłowie), nie jestem tym zbiorem przekonań, niedoskonałym odbiciem, jak to nazywasz. "Ja" doświadczam tego zbioru przekonań, niedoskonałego odbicia, poprzez "swoją" osobę. To samo "ja" doświadcza też "Twojego" zbioru przekonań, niedoskonałego odbicia, poprzez "Twoją" osobę. A uważam tak dlatego, że jeżeli "ja" istnieje w tym samym sensie ogólnym, jego definicje ogólne nie mogą być ze sobą sprzeczne, więc jest tylko jedno "ja".


http://www.sfinia.fora.pl/filozofia,4/istnieje,12339-800.html#431151 ciąg dalszy

na początek szaryobywatelu co rozumiem przez solipsyzm:
wiki napisał:
Solipsyzm (łac. solus ipse, "ja sam")[1] – pogląd filozoficzny głoszący, że istnieje tylko jednostkowy podmiot poznający[2], cała zaś rzeczywistość jest jedynie zbiorem jego subiektywnych wrażeń – wszystkie obiekty, ludzie, etc., których doświadcza jednostka, są tylko częściami jej umysłu.
....
Za twórcę owego poglądu uważany[potrzebny przypis] jest sofista Gorgiasz (ok. 480-385 p.n.e.), który w manifeście antycznego nihilizmu, dziele O naturze albo o niebycie (Περί του μη όντος ή περί φύσεως), utrzymywał, że:

Nic nie istnieje.
Nawet gdyby coś istniało, nikt nie mógłby o tym wiedzieć.
Nawet gdyby ktoś o tym wiedział, nie mógłby tego nikomu zakomunikować.

wiki napisał:
Gorgiasza swoje tezy argumentował w następujący sposób:

- Nic nie istnieje:
Skoro wśród filozofów przyrody zdania na temat bytu, tego czym właściwie jest i jaki jest, są podzielone, to oznacza ni mniej ni więcej, że go nie ma, gdyż w przeciwnym wypadku nie dałby się określić zarazem jako „jeden”, „mnogi” bądź „niezmienny” i „powstający”.

- Gdyby nawet coś było, to byłoby to niepoznawalne:
Myśl według ówczesnych poglądów sprowadzana była do myśli o bycie w taki sposób, że można było uznawać myśl i byt za to samo. Niebytu w tej koncepcji pomyśleć się nie dało. Tymczasem Gorgiasz dowodzi, że można sobie wyobrazić np. latającego człowieka, mimo że taki nie istnieje. W konsekwencji myśli zostają oddzielone od bytu i przestają być wiarygodnym źródłem poznania świata.

- Gdyby nawet było poznawalne, to i tak wiedzy o tym nie udałoby się przekazać:
Swoje odczucia zmysłowe takie jak kolor, zapach czy barwę możemy przekazać innemu za pomocą słów, które te odczucia symbolizują. Lecz nie mamy żadnej gwarancji, że drugi rozumie nasze sformułowania tak, jak my. Nie wiemy też czy te same bodźce powodują u niego takie same uczucia.

Wobec takich racji Gorgiasz neguje zarówno prawdę absolutną (gr. ἀλήθεια aletheia) jako niepoznawalną, jak i prawdę subiektywną (gr. δόξα doksa) jako nie mającą sensu.

czyli, nie ma możliwości porozumiewania się ludzi pomiędzy sobą bezpośrednio, bez wprowadzenia pojęcia Bóg (niepoznawalna prawda absolutna), i porozumiewania się poprzez to pojęcie, za jego pośrednictwem, które odpowiada "prawdzie niezależnej od obserwatora".

czyli zdanie, które napisałeś, wg mnie powinno brzmieć tak:

mój Bóg, którego doświadczam jako zbiór moich przekonań, w którym zawierasz się ty, ze swoim Bogiem, doświadczanym jako zbiór twoich przekonań, w którym zawieram się ja ..., zawieramy się w zbiorze reguł rządzących światem, czyli w Bogu.

ale ja to nie ty, ani nie Bóg, podobnie ty, to nie ja i to nie Bóg.

towarzyski.pelikan napisał mi kiedyś tutaj, że ona to Bóg, ja to Bóg i że jesteśmy jednym Bogiem, to nieprawda, a błąd bierze się chyba z buddyzmu, gdzie Budda pomylił sobie znany, doświadczany wszechświat, z wszechświatem w ogóle - ty szaryobywatelu mówisz podobnie jak towarzyski.pelikan, choć ona używa pojęcia "Bóg", a ty pojęcia "ja" , dlatego:

lucek napisał:
["coś" które jest doświadczane] # "coś"

bo nie poznaję Boga, wtedy poznawałbym prawdy absolutne, a jedynie poznaję swojego Boga, ale nie jakąś "prawdę subiektywną", a jedyną prawdę, choć w sposób niedoskonały

ja to ja, a ty to ty, a Budda się pomylił, uznał swoją Prawdę, za Prawdę w ogóle ....

Ewangelia wg św. Jana napisał:
20 W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was.


Bóg Jezusa jest moim Bogiem :)

szaryobywatel napisał:
Mam do Ciebie 2 prośby:
1. Jeżeli w danej chwili nie masz czasu żeby poskładać czytelną odpowiedź/czytać wszystko uważnie, zostaw to sobie na później gdy będziesz mieć czas. To podniesie jakość dyskusji.
2. Nie obraź się.

staram się od dawna, nie tylko Tobie pokazać, że Bóg jest pierwotnym doświadczeniem człowieka, dlatego też odpowiedziałem jednak w nowym poście i najlepiej jak potrafię, bo lepiej to chyba książkę bym musiał napisać a i tak, to czy ktoś zrozumie nie tylko ode mnie zależy.

PS
szaryobywatel napisał:
A uważam tak dlatego, że jeżeli "ja" istnieje w tym samym sensie ogólnym, jego definicje ogólne nie mogą być ze sobą sprzeczne, więc jest tylko jedno "ja".

tak, tylko, że to pojęcie to nie "ja", a "Bóg".


lucku, stwierdzając "ja myślę", "ja widzę", "ja jestem Kowalski", odnosimy się do jednego i tego samego "ja", tylko w różnych relacjach.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 32, 33, 34 ... 85, 86, 87  Następny
Strona 33 z 87

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin