|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 20:09, 23 Wrz 2016 Temat postu: Intelektualna ambicja |
|
|
Temat, który chcę poruszyć mógłby mieć inny tytuł - może np. "poszukiwanie prawdy", albo "czym jest uczciwość intelektualna?", albo może jeszcze inaczej. Zastanawiałem się nad tym tytułem, ale chyba ten, który ostatecznie jest, najlepiej nakierowuje na istotę najbardziej chyba fundamentalnej kwestii filozoficznej, osobowej, światopoglądowej.
Pomysł na tę refleksję wziął się z zastanowienia nad uczciwością intelektualną w kontekście lojalności. Niewątpliwie byłby to przytyk do mechanizmu WIARY, jaki propagują religie. Bo faktycznie zwykle tak jest, że dostajemy wiarę w "spadku" czy to po rodzicach, czy po społeczności, która nas otacza. Wygląda jak byśmy jej nie wybierali, tylko po prostu przyjmowali niewiele mając do powiedzenia. Ale ten mechanizm dotyczy według mnie tylko wiary religijnej, ale i jej przeciwieństwa - ateizmu. Bo nietrudno zauważyć, że ludzie znacznie częściej odchodzą od religii, jeśli często stykają się w swoim życiu z ateistami (albo odwrotnie - przyjmą religię, jeśli spotkają na swojej drodze zaangażowanych, godnych zaufania teistów). Innym przykładem kształtowania swoich przekonań i systemu rozpoznawania świata według narzuconych wzorców jest patriotyzm. "Dziwnym trafem" patrioci polskości mieszkają głównie w Polsce, a patrioci rosyjscy w Rosjii, angielscy w Anglii, xxx-scy w X. Przypadki przeciwne może się i zdarzają, ale są rzadkie.
Z owej obserwacji, mi osobiście wynikła pewna konstatacja, którą chcę właśnie określić mianem AMBICJI. Polega ona na tym, że czuję się nieco "wkurzony" tym, że mój umysł wygląda jakby był z góry zaszufladkowany co w sobie wybierze - jakie upodobania, jaki światopogląd. Gdzie się urodziłeś, co ci wcisnęli do głowy, taki masz być.... Brrrrr!!!
Mam ambicję być ponad to, co mi wciska świat. Problem w tym, że nie jest to łatwe...
Statystycznie rzecz biorąc niewielu wybija się ponad dziedzictwo myśli, które gotuje mu miejsce urodzenia, czy zamieszkania. W środowiskach wielokulturowych wybór jest większy, a z kolei tam, gdzie mamy praktycznie monokulturę ideową (kraje ortodoksyjnego islamu są bardzo wyraźnym przykładem), przypadki odrębności są wyjątkowo rzadkie. Ja osobiście uważam za pewien dar od losu (Boga), że urodziłem się w miejscu, gdzie ścierają się różne (świato)poglądy - są tu chrześcijanie (różnych wyznań), sporo ateistów, nawet nieco muzułmanów, buddystów. I choć czasem pojawią się naciski ze strony jakichś środowisk (przystąp do nas, bo inaczej cię nie zaakceptujemy), to jednak twardych metod zmuszania do wyboru światopoglądu nie ma. A przynajmniej nie ma embarga informacyjnego, można sobie wyszukiwać różne poglądy do woli i ostatecznie wybrać ten najlepszy.
No właśnie - NAJLEPSZY ŚWIATOPOGLĄD... Każdy sądzi, że ten jaki aktualnie ma, jest najlepszym (w przeciwnym wypadku by go chyba zmienił). Tylko jak tu uznać za najlepsze to, co mają wszyscy wokoło?...
A może się zbuntować i mieć ten jeden z ważniejszych znanych, ale najmniej "obsadzony" w moim środowisku?... - Jednak manipulowanie swoim wyborem na zasadzie "zrobię odwrotnie, niż to co mam wokół" jest tak samo bycie poddanym wpływowi zewnętrznemu, jak akceptacja (tylko zmienia się znak osi).
Jak wybrnąć z owego dylematu, jak MIEĆ WŁASNE (!) ZDANIE?
Żeby nie było niejasności - ja chcę mieć własne zdanie! Uważam to za moje prawo, a nawet obowiązek.
Przyznaję to jako teista. Tu oczywiście, jak znam moich kolegów ateistów, pierwszą ich myślą będzie rada: to się zbuntuj, odrzuć te stare religijne mity i zostań wolnym intelektualnie człowiekiem, tak jak my...
Tak sobie myślą ateiści. Ja też kiedyś ateistą byłem. Argumenty ateizmu - w większości - znam. I uważam je za mało przekonywujące. A "wolność", którą oferuje ateizm dziś uważam za ułudę. Ale może kiedyś pojawi się taki, który mnie przekona?...
- No nie! - tu zakrzyknie pewni mój kolega teista - chyba nie zaparłbyś się swojej wiary?...
Ano właśnie - czy gotów byłbym zmienić światopogląd, jeśli znalazłbym WYSTARCZAJĄCE POWODY?...
Tu właśnie dotykamy istoty problemu z tytułu wątku - owej ambicji intelektualnej. Jeśli ktoś tę - prawdziwą - ambicję posiada, to powinien odpowiedzieć TAK. Czyli, jaki aktualnie mój światopogląd by nie był, to powinienem go zmienić, jeśli uznam, że jest na to czas, wystarczające powody.
A gdzie lojalność?...
- sorry, trzeba olać lojalność!
A gdzie przyzwyczajenie?
- Do licha z przyzwyczajeniem.
Skoro tak, skoro miałbym wyżej postawić moją intelektualną ambicję (można by mówić o intelektualnym honorze), to co by miało z tego wynikać praktycznie?
Oto moja lista:
- Nie odrzucać twierdzeń, które przychodzą z różnych stron, które wyglądają sensownie, ale mają tę wadę, że do aktualnych moich poglądów nie pasują
- nie okopywać się na swoich stanowiskach, ignorując to co nowe, czyli potencjalnie niebezpieczne
- AKTYWNIE (nawet z pewną pasją) SZUKAĆ ZAPRZECZEŃ dla własnych poglądów. Przyglądać się im szczególnie uważnie- a im bardziej wyglądają na mającą moc przeczenia temu co moje, tym uważniej je badać.
- Cieszyć się z każdego (wystarczająco inteligentnego) przeciwnika dla swoich poglądów.
- Każdego STARAĆ SIĘ ZROZUMIEĆ, a najbardziej starać się zrozumieć stanowisko tych, którzy są najdalej od mojego własnego pojmowania świata.
W tym kontekście bardzo ciekawa jest kwestia WIARY. W naiwnym ujęciu wiara polega na tym, że przyjmuję rzecz dowolną (w szczególności bo ktoś mi chce to zainputować) nie opierając się na żadnych przesłankach. Dla mnie taka wiara nie ma większego sensu i ją odrzucam. Choć myślę, że tak właśnie wiarę teistów wyobrażają sobie często ateiści - jako wrzucenie w umysł twierdzeń kompletnie z sufitu, zrealizowanego w oparciu o przymus kulturowy.
Ja widzę tę sprawę jako coś dużo bardziej złożonego. Po pierwsze nie ma żadnego stwierdzenia, które w jakiś sposób na aspekcie wiary by się nie oparło (było wiele na ten temat dyskusji na sfinii, więc sprawę uważam za wyjaśnioną). Oczywiście wiara wierze nierówna. Według mnie wiara - ta sensowna - JEST DOMKNIĘCIEM ASPEKTÓW ROZUMOWYCH.
Podam tu prosty przykład: przez całe życie, jakie znam rano wschodziło słońce, a wieczorem zachodziło. Zatem WIERZĘ, że jutro wzejdzie słońce. Ktoś może powiedzieć, że takie twierdzenie to już wiedza. Ano nie - ściśle sprawę ujmując traktuję to jako wiarę (a wyjątki są, co da się sprawdzić podróżując poza koło podbiegunowe). Mamy więc płynne przejście od różnych form hipotez tego, co myślę o życiu - od tych mniej do bardziej pewnych.
Mając tego świadomość, świat nie jawi mi się już jako czarno - biały w przestrzeni prawdziwości, lecz jako niezmierzony ocean możliwości, który mogę poznawać, który pomagają mi poznać inni ludzie (dzięki swojej ode mnie odrębności), a który jest fascynujący sam w sobie.
Powtórzę: ODRZUCAM INTELEKTUALNĄ LOJALNOŚĆ. Moim panem jest prawda, a nie przynależność do grupy, czy kierunku myśli. Sorry, ale porzucę każdy obóz światopoglądowy, jeśli pojawią się wystarczające (!) powody, aby to uczynić. Trochę oczekuję podobnej postawy od osób, z którymi dyskutuję - tzn. BARDZO WYSOKO CENIĘ SOBIE KOGOŚ, KTO UMIE PRZYZNAĆ SIĘ DO BŁĘDU, ZMIENIĆ ZDANIE. Gdybym przyznawał intelektualne medale, to - co wynika właśnie z opisywanego aspektu ambicji - złoto dostawałby ten, kto gotów jest porzucić wszystko dla prawdy.
A czy mam czymś potwierdzić taką postawę?
- Cóż, moge to zrobić autorytetem chrześcijaństwa. W Biblii mowa jest o jednym jedynym rodzaju grzechu, który nie może być odpuszczony - to grzech przeciwko Duchowi Świętemu. W innym miejscu Duch Święty nazywany jest "Duchem Prawdy". Zatem jedyną rzeczą, z która u człowieka sam Bóg nie może sobie poradzić - jest ZAKŁAMANIE, trwałe sprzeciwienie się prawdzie jako takiej, zlekceważenie jej. A dla mnie prawda to nic innego, tylko właśnie ten szczególny rodzaj ambicji dla myśli, polegający na nie tolerowaniu sprzeczności w rozumowaniu.
Uważam, że póki co, zachowuję swój ideał uczciwości - ambicji intelektualnej (oceniam sam siebie - więc na pewno moge się mylić, więc uzasadnioną krytykę zawsze będę musiał rozważyć). Tzn. jestem autentycznie przekonany, że ta postać chrześcijaństwa, jaka mi się ukształtowała przez lata dociekań, znacznie lepiej prowadzi mój umysł do niesprzecznego trwania w jedności ze światem, niż jakikolwiek inny światopogląd, czy religia. Nie wszystko może jest tu do końca wyjaśnione, ale wyjaśnienia alternatywne jakie znam, nawet jeśli pewne rzeczy obrazują bardziej przekonywająco, to "wykładają się" na innych aspektach sprawy. Summa summarum - wychodzi na chrześcijaństwo (przynajmniej takie, jakie ja rozumiem).
Tak jest na razie. Zobaczymy co będzie dalej. Bo skoro się rzekło... może być trudno. Taki los.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 20:06, 23 Wrz 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 0:09, 20 Paź 2016 Temat postu: Re: Intelektualna ambicja |
|
|
Jeszcze w moim (lubianym) temacie intelektualnej ambicji.
Oto kilka przykazań, które sam sobie wypracowałem, dotyczących myślenia (i dyskutowania), a które - przynajmniej deklaratywnie - wyznaję (pewnie nie zawsze mi się udaje je spełnić):
- Panuj nad agresją. Jeśli ulegam emocjom walki - buntu - ucieczki, to postępuje w myśl żądań ewolucji we mnie. Intelekt wtedy spada na dalszy plan, bo decyduje odwieczne prawo zwyciężania, zamiast prawa rozumienia. Dla mnie brak opanowania emocjonalnego ogólnie jest wskaźnikiem słabości intelektu w konfrontacji z emocjami. To stawia pod znakiem zapytania ten intelekt w ogóle. Bo jak jest słaby w tym, to z dużym prawdopodobieństwem i w czymś innym.
- Jeśli coś odrzucam, albo przyjmuję, to MAM ZNAĆ POWÓD. Oczywiście to, czy ten powód jest zasadny może (i powinien) być kwestią wątpienia, krytyki, dyskusji. Ale zupełnie bez powodu nie prowadzi się rozumowania.
- Dobry krytyk moich poglądów na wagę złota. Aplauz jest może i miły, ale intelektualnie zwykle mniej użyteczny, niż zasadna (!) krytyka. Nie znaczy to, że nie lubię być chwalony. Raczej to, że jak już lubię, to siebie za to nie bardzo lubię... A pochwała jednak ma swój sens - szczególnie wtedy, gdy ktoś określa za co chwali, albo stawia pytania, albo przynajmniej umie przy tym choćby powtórzyć to samo rozumowanie swoimi słowami. Wtedy człowiek ma szansę dowiedzieć się, że był zrozumiały w swoich tłumaczeniach. To czasami jest bardzo cenne. Jednak najczęściej pcha do przodu rozumowanie czyjaś wnikliwa krytyka.
- Nawet największy głupek może być źródłem cennych odkryć intelektualnych. Nieraz zdarzało mi się sporo nauczyć od ludzi, którzy gadali/pisali bez sensu. Oczywiście zwykle nie było to związane z akceptacją tego, co napisali, ale z okazją do stworzenia MODELU GŁUPOTY. Głupek daje dość unikalną okazję do tego, aby stać się obiektem ciekawej analizy - zazwyczaj reaguje w sposób nieskomplikowany, czyli łatwo poddający się modelowaniu. Mądrala jest za trudny do analizy, więc nawet nie warto do niej podchodzić. A głupek - w sam raz. Modele głupoty są o tyle cenne, że można je później twórczo odnosić do samego siebie, sprawdzając na ile samemu się nie zgłupiało...
Poza tym mądry - głupi, wszystko jest kwestią skali i poziomu odniesienia. Sam jestem głupi dla kogoś kto jest mądrzejszy. Nie mówiąc już o tym, że po prostu mogę się mylić w ocenie czyichś słów.
- za najważniejszą zasadę intelektualną ogólnego poziomu uważam ZASADĘ SYMETRII (tak ją tu nazwałem, może ktoś zna lepszą nazwę). Polega ona na tym, że aby cokolwiek stwierdzić, problem musi zostać spolaryzowany - rozbity na przeciwstawne (niekoniecznie tylko w układzie plus minus, ale może wielowymiarowym) tendencje, a następnie połączony w jednym modelu, który "widzi" całość, pozwalając jednak odbijać się stronom - tendencjom jak w lustrze. U Hegla mieliśmy w związku z tą zasada dialektykę: teza, antyteza, synteza, w mądrościach wschodu yang, yin. Z zasady symetrii wynikają m.in. takie zasady jak:
A. nie rób drugiemu co tobie nie miło
B. jeśli zarzucasz komuś jakiś błąd, to odnieś ten sam błąd do własnego rozumowania
C. definicja powinna różnicować - czyli ustawiać granicę pomiędzy rozpoznawalnymi fenomenami zgodnymi z pojęciem, jak też i mu przeczącymi. Najskuteczniej działają te definicje, które granice sytuują relatywnie niedaleko od środka.
D. dobro i zło są wzajemnie powiązane - w świecie całkiem bez zła/czy innej formy trudności, niedostatku, nie ma jak być dobrym, bo nie ma możliwości udowodnić swojej wartości, dobro jest zbyt automatyczne. Może właśnie dlatego musimy przemęczyć się na tym świecie - aby docenić dobro już na zawsze, a w przyszłości nie musieć już go poznawać poprzez konfrontację ze złem...
E, F, G... i wiele innych
- największą intelektualną słabością jest pycha, jakieś przeświadczenie, że się rozumy pozjadało. Z niej wynika dalej cała paleta błędów, kończących się ostatecznie wadliwością rozumowania w każdym względzie:
A. z pychy wynika brak rozważania wątpliwości obrazu świata, w konsekwencji brak rozwoju intelektualnego
B. z pychy wynika zafiksowanie się na walce z przeciwnikiem, który nas atakuje, zamiast skupienia na samym przedmiocie myśli. Efektem jest strata czasu na prztykanie się, zamiast myślenia.
C. z pychy wynika cała masa przeoczeń, bo pycha skrzywia rozumowanie według jakiegoś wzorca emocjonalnego, spychając w cień aspekty intelektualne.
D. pycha jest stratą czasu, bo dość często generuje jałowe rozważania nad własną wspaniałością, zamiast zajęcie się czymś użytecznym (intelektualnie)
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dyskurs
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: USA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 0:24, 20 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
Odpisze z domu, bo mnie zaintrygowales swoja dojrzaloscia zyciowa. Widze sploty Zlotej Zasady (nic dziwnego, pochodzimy z tradycji judeo-chrzescijanskiej) ale widze rowniez Platynowa Zasade I to mnie intryguje najbardziej. Temat rozwine, bo terea pora jechac 30 mil do domu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dyskurs
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: USA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 3:56, 20 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
To nie ambicja lecz pragnienie autentycznosci wzgledem samego siebie i innych, Michal. Transparencja. Jest to integralny element podrozy poznania zwanej zyciem na coraz wyzszym poziomie swiadomosci. Jakkolwiek poziom swiadomosci milosci moralnej/agapao przekroczysz dopiero kiedy ogarniesz wszystkie elementy swojej ramy referencji doswiadczen zyciowych i bede Cie wspomagac a nie ograniczac. W kinematografii w pozycji "Indiana Jones i Ostatnia Krucjata" jest taki moment gdy Indiana musi wybrac czy jest w stanie przekroczyc most pomiedzy 2 skalami a tego mostu nie widac. Bierze do reki drobinki piasku i rzuca przed siebie tym samym wytyczajac parametry mostu. Podobnie jest z przekraczaniem "mostu" do swiadomosci milosci moralnej/agapao (500 LoC na Mapie Swiadomosci Hawkinsa), gdyz wymaga ten krok bezwarunkowego zaufania sobie (nie wlasnemu ego lecz Jestestwu, ktore zawiera wszystko, ktorego nie jestesmy w stanie lingwistycznie zdefiniowac). Wowczas, kazdy kogo spotykamy w zyciu odgrywa w nim role nauczyciela bez wzgledu na rezultaty wymiany a pokusa osadu nie ma racji bytu. "Kontroluje" ta pokuse pokora przekazana nam przez Essenczykow na rysunku skalnym w Arizonie. Wszyscy i wszystko jest. Ale to nie znaczy, ze nie masz opinii w sprawie innych lub czegos. To znaczy, ze jestes swiadomy pakietu emocji, ktore zarzadzaja Twoja opinia ktora ukierunkowana jest dla dobra ludzkosci jako calosci i nie ma nic wspolnego z Twoim ego. Inspiracja (in Spirit = w Duchu) to stan, ktory katolicyzm nazywa stanem laski uswiecajacej. Jakkolwiek nie zapominajmy, ze Jezus z Nazaretu (bez znaczenia jest czy istnial czy jest postacia fikcyjna, znaczenie ma istnienie przekazu) w momencie braku aprobaty "kupczenia" w swiatyni zachowal sie emocjonalnie i gwaltownie. Nastepnie udal sie na pustynie aby to odmedytowac czyli zrownowazyc emocje, instynkt, intelekt, i sfere intuicji. Szanuje Twoje "przykazania" (konotacja pozytywna). Pamietaj jednak, ze pomiedzy "zrozumieniem" a "porozumieniem" jest znaczna roznica swiadomosci. Milosci moralnej nie spolaryzujesz. Jest jak dobra matka, przytuli i dobrze wychowa. Emocje uniwersalne to strach i milosc. Jakkolwiek, przez wieki milosc zostala znieksztalcona do afektu i dlatego jest nietrwala. Milosc moralna jest malo znana. Zakurzona dziejami historii, gdzie okresy wojny wygrywaja z okresami relatywnego spokoju. Definicje robocze sluza do okreslenia kontekstu. Definicje bez kontekstu sa miara pychy (175 LoC) czyli egzystencji w falszu bez mozliwosci jego odczucia. Zlota Zasada by "czynic innym co pragnelibysmy aby czynili nam" mozna rozszerzyc na Platynowa Zasade i przewidziec co inni zycza sobie aby im uczynic i "pay it forward" czyli wprowadzic nasza intencje do swiatowej wioski w celu czynienia dobra dla samego dobra.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 10:46, 20 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
Dyskurs napisał: | ...
Zlota Zasada by "czynic innym co pragnelibysmy aby czynili nam" mozna rozszerzyc na Platynowa Zasade i przewidziec co inni zycza sobie aby im uczynic i "pay it forward" czyli wprowadzic nasza intencje do swiatowej wioski w celu czynienia dobra dla samego dobra. |
Ciekawe rzeczy ogólnie piszesz. Natomiast odniosę się do zacytowanego. I to na dwa sposoby.
Pierwsze, to podzielę się tutaj jednym z większych moich odkryć życiowych. Może nie jakoś specjalnie skomplikowanych, ale dla mnie - osobiście - ważnych. To odkrycie odmienności każdego człowieka. Nie jest dobrym (przynajmniej nie zawsze jest, a często bywa złym), czy mądrym postępowaniem po prostu przenoszenie swoich odczuć i oczekiwań na inne osoby. Zasada, aby czynić innym czego sami byśmy chcieli ma więc liczne wyjątki, jest wskazówką startową, która wymaga poprawek na dalszym etapie. Choć niewątpliwie jest dobra na początek - a przynajmniej lepsza, niż brak zasady. Dla mnie - osobiście - to było ważnym zwrotem w życiu, to uświadomienie sobie jak bardzo nieraz się różnimy od siebie, jak odmienne bywają nasze potrzeby. Oczywiście taki wniosek jest nieco destrukcyjny, bo trudno jest z samego stwierdzenia zmienności ustalić w którą stronę/jaka zmienność akurat ma miejsce. Dlatego zawsze trzeba szukać - patrząc na innych, widzimy w jakiś sposób siebie. To jest kolejne wydanie zasady symetrii - nie tylko ma ona wymiar etyczny, ale poznawczy. Bo widząc jak reagują inni ludzie możemy zadać sobie pytanie: czy/na ile my sami tacy jesteśmy?...
W tym kontekście kontakt z innymi ludźmi jest wielkim, trudnym do przecenienia darem intelektualnym. W innych ludziach przeglądamy się jak w lustrze. Bez tego lustra upadlibyśmy pod ciężarem niewiedzy, nieokreśloności.
Rozwijamy się składając w całość te dwa przeciwne aspekty: zmienność i "taksamość". One są dwoma połówkami pewnej układanki - tylko wiedząc jak wygląda stałość, możemy dostrzec zmienność, a z powtarzających się sposobów zmienności, rodzi się odczucie stałości.
Drugim odniesieniem jest postawienie pytania o intencje. Jak je wbudować w obraz świata i siebie?
Z jednej strony stare przysłowie mówi że "dobrymi chęciami (czyli intencjami) piekło wybrukowano". Z drugiej jednak strony, wokół owych intencji kręci się nasze życie. Dobro i zło znajduje swoje rozwiązanie w świetle intencji - bo jeśli ktoś jest zmuszany do cierpienia (działanie wbrew jego intencjom) jest zwykle złem. Podobna sytuacja - ale gdy ktoś sam decyduje się wziąć jakieś cierpienie - jest objawem mocy tej osoby, czyli jakiegoś dobra. Można by prawie uogólnić, że WSZYSTKO BIERZE SIĘ OD INTENCJI, nasze szczęścia i nieszczęścia to nic innego, tylko takie, a nie inne konfiguracje intencji. Potępienie - to intencje z natury niespełnialne; raj jest układem intencji, które same nawzajem się wspierają i rozwijają. Tak więc moc naszego umysłu/istnienia jest w swojej głównej części mocą poprawnie skonfigurowanych intencji.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
mat
Dołączył: 28 Maj 2007
Posty: 2977
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 10:53, 20 Paź 2016 Temat postu: Re: Intelektualna ambicja |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Ja też kiedyś ateistą byłem. Argumenty ateizmu - w większości - znam. I uważam je za mało przekonywujące. A "wolność", którą oferuje ateizm dziś uważam za ułudę. Ale może kiedyś pojawi się taki, który mnie przekona? |
Tylko czy mówienie o "argumentach ateizmu" ma w ogóle sens. W końcu świat w którym żyjemy wygląda jak świat bez niego; niezależnie jaki to bóg, nawet jeśli istnieje, nie jest on nam póki co dostępny. To są fakty, nie argumenty.
O argumentach czy raczej pragnieniach możesz mówić w przypadku teizmu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 11:16, 20 Paź 2016 Temat postu: Re: Intelektualna ambicja |
|
|
mat napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Ja też kiedyś ateistą byłem. Argumenty ateizmu - w większości - znam. I uważam je za mało przekonywujące. A "wolność", którą oferuje ateizm dziś uważam za ułudę. Ale może kiedyś pojawi się taki, który mnie przekona? |
Tylko czy mówienie o "argumentach ateizmu" ma w ogóle sens. W końcu świat w którym żyjemy wygląda jak świat bez niego; niezależnie jaki to bóg, nawet jeśli istnieje, nie jest on nam póki co dostępny. To są fakty, nie argumenty.
O argumentach czy raczej pragnieniach możesz mówić w przypadku teizmu. |
Fakty są przereklamowane.
Dla mnie - człowieka - skupianie się na faktach (bo to są fakty, więc tak bardzo "są") można by uznać za formę masochizmu, czy perwersji. Ileż można patrzeć na kamień i upajać się: "leży kamień, leży kamień, leży kamień...". I co z tego, że leży? To samo tyczy się innych form żeglowania umysłem do faktów - jest jałowym emocjonalnym męczeniem się.
Dla mnie fakty są niczym rozbłyski w dogasającym ognisku - pojawiają się i znikają co chwila. Nie dogonisz, ich nie zatrzymasz, do niczego ci nie posłuży rozczulaniem się nad ich zaistnieniem.
Tym co dla mnie jest ważne, co mnie tworzy, jest MÓJ STOSUNEK DO FAKTÓW, INTERPRETACJI, ODNIESIEŃ. Skupianie się na faktach można z grubsza porównać do funkcji księgowego robiącego remanent w magazynie - chodzi i zapisuje: pozycja 1324323 - młotek z trzonkiem, pozycja 1324324 - młotek z trzonkiem, pozycja 1324325 - młotek z trzonkiem, pozycja 1324326 - młotek bez trzonka itd...
Ja się pytam o samego siebie - faktów są niezliczone ilości, a więc muszę wybierać. I wybieram - z tych faktów, tworzę swoje interpretacje, odniesienia i to jest treścią moich emocji, dążeń.
Jak ktoś chce emocjonalnie i duchowo pełnić rolę takiego księgowego w magazynie, czy innego katalogującego bezosobowe byty, to jego wybór. Jak dla mnie to nuda, brak życia. Wybieram życie, czyli patrzę nie tyle na to, że jakies fakty są, ale" po co są? Co dla mnie z tych faktów wynika? Kim jestem wobec owych faktów? itp.
Fakty więc, owszem są, tylko że dla mnie to dopiero początek drogi - robię krok dalej - krok w ŚWIADOMOŚĆ.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 21:55, 20 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
@ mat: Zastanów się, kto/co kontroluje np. twój mózg, a przede wszystkim, czym/kim jest np. to, co wie, że myśli...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
mat
Dołączył: 28 Maj 2007
Posty: 2977
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 10:26, 21 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
Piotr Rokubungi napisał: | @ mat: Zastanów się, kto/co kontroluje np. twój mózg, a przede wszystkim, czym/kim jest np. to, co wie, że myśli... |
Moim mózgiem sterują procesy neurobiologiczne + wpływy kulturowe w środowisko jakim żyje (to tak a propos wolnej woli ;)), natomiast nie traktowałbym poważnie solipsystycznych paradoksów, chyba, że ktoś chce wylądować na oddziale ze schizofrenikami.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 11:21, 21 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
Tryb mocy intelektualnej niezachwianej i tryb terapeuty
Jedną rzecz chcę dopisać do tego wątku, bo jest tu mocno na miejscu, a dla mnie - osobiście - jest dość ważna. Dotyczy ona właśnie w szczególny sposób AMBICJI. Wzięła się też troszkę z dyskusji, jaką prowadziłem z Janem Lewandowskim w innym wątku, co przypomniało mi, ze już kiedyś dawno chciałem o tym napisać.
Większość z nas - ludzi w sposób naturalny dzieli sobie innych ludzi według podziałów: ten głupi, tamten mądry itp. Kiedyś przyszło mi do głowy, że nie powinienem nikogo traktować jako głupiego, bo nie ja jestem sędzią, nie ja znam uwarunkowania ludzkich myśli i emocji. Ale jednak z pewnym ludźmi trudno się jest dogadać. Pewni ludzie, np. gdy się ich skrytykuje, albo powie coś przeciw temu, co im pasuje, zaczynają reagować agresywnie - próbują atakować samego człowieka - dyskutanta, a nie poglądy. W licznych przypadkach mamy małych rodzinnych tyranów, którzy wybuchami gniewu, agresji próbują kontrolować ludzi w swoim otoczeniu, nie dadzą sobie nic powiedzieć, zawsze muszą "mieć rację", zawsze ich musi być na wierzchu. Mam znajomego, który szczyci się tym, że jego żona musi prowadzić różne "gierki", aby sie z nim dogadać. Bo on jest taki twardziel, taki macho, nie daje sobie wprost mówić pewnych rzeczy, jak mi się sprzeciwiają, to używa siły, agresji. Przyznam, że taka postawa intelektualna i emocjonalna jest moim zdecydowanym "negatywnym bohaterem" - tzn. traktuję ja jak małość, słabość, wręcz poniżenie własnej mocy rozumowania. Tolerowanie czegoś takiego u siebie w relacjach z ludźmi traktowałbym jako porażkę.
Z niektórymi ludźmi nie da się normalnie poruszać trudnych tematów, bo ci ludzie się rozklejają, reagują agresją, albo - odwrotnie - ucieczką, unikaniem. Intelektualista Prawdziwy, ten pisany z wielkiej litery, to ktoś kto nie używa w swojej argumentacji chwytów z domeny innej, niż intelekt. Bo jeśli ktoś takiego chwytu użył (np. grozi drugiej stronie w jakiś sposób, gdy tamta wysuwa swoje zastrzeżenia), to znaczy, że na gruncie intelektualnym nie starcza mu mocy, to przyznanie się do porażki. Przy czym jeszcze przyznanie się do porażki - takie jawne - w rodzaju: jednak masz rację, myliłem się w tamtym i teraz to widzę, takie przyznanie liczyłbym na plus człowiekowi, jest ono oznaką dojrzałości. Porażką prawdziwą jest przyznanie się do porażki na sposób udawania, że się wygrało. To jest podwójna porażka - raz w samym przedmiocie sprawy, a dodatkowo w emocjach, które nie są w stanie zaakceptować prawdy. A według mnie prawdziwy intelektualista ma jedno główne przykazanie, najbardziej podstawową ambicję zrozumieć, nie odrzucić każdą prawdę, bez względu na to, jak jest trudna do zaakceptowania. W tym kontekście mali tyrani tego świata, którzy "denerwują się", bo spotkali niewygodne dla siebie twierdzenia, to cieniasy, to intelektualni loserzy. Wielu z nich jest uciążliwych, wielu z nich jest po prostu despotami, wciąż grożącymi otoczeniu w przypadku nieposłuszeństwa, wciąż damagającymi się dowodów, że sprawują kontrolę. Ale to jest właśnie dowodem ich przegranej, ich małości i słabości - to, że nie potrafią przyjąć tego co trudne, że muszą oszukiwać (siebie i innych), że są górą, chociaż polegli na całej linii. Z takimi despotami i tyranami, ale też z rozklejającymi się emocjonalnie słabeuszami, którzy w obliczu poruszania trudnych problemów odmawiają przyjrzenia się tym problemom, dyskusji itp. można rozmawiać tylko w szczególnym trybie. Ja go sobie nazwałem prywatnie "trybem terapeuty". Ludziom, którzy nie są w stanie znieść prawdy nie mówi się tej prawdy, a co najwyżej jakoś ja może sygnalizuje, chroni psychikę tamtej osoby, zamiata trudne rzeczy pod dywan. Inaczej się nie da, bo jeśli druga strona jest słabeuszem uczuć i intelektu, to normalnie mówiąc co i jak narażamy się na konflikty, problemy, agresję, które najczęściej do niczego pozytywnego nie prowadzą.
Intelektualista ambitny nigdy nie wymusza na swoim otoczeniu, aby prowadziło jego emocjonalno - intelektualną psychoterapię. Oznaczałoby to, że taki intelektualista nawet :
- nie ma prawa zbytnio się denerwować, gdy mu się sprzeciwiają
- nie ma prawa grozić
- nie ma nawet prawa zbytniego domagania się poszanowania jego uczuć.
Tzn. to ostatnie - w ramach pewnej podstawowej kultury bycia - chyba powinno być przestrzegane w znaczeniu nie posługiwania się obraźliwymi określeniami, czy jawną pogardą. Ale jednak intelektualista ambitny nie użyje argumentu w stylu "nie mówcie nic przeciw mojemu narodowi, religii, rodzinie". Jeśli ktoś miałoby powstrzymywać swój trudny zarzut wobec mnie, dlatego, że ja się rozkleję i zacznę z tego powodu płakać, albo grozić, to znaczy, że leżę i kwiczę na polu intelektu, że przegrałem z kretesem.
Co ciekawe, ten dokładnie aspekt sprawy (choć w szerszym zakresie) widzę jako główną ideę chrześcijaństwa. Jezus, który umiera, zamęczony w straszliwy sposób, przyjmując dobrowolnie głupotę i zło świata na swoją głowę, pokazuje moc świadomości wykraczającą poza wszystko, co mali, słabi (duchowo i intelektualnie) ludzie są w stanie przeciw niemu wystawić. Jezus mówi, że jego królestwo "nie jest z tego świata", a potem dowodzi tego czynem - sugerując: oddaję wam wszystko co jest z tego świata, bierzcie i wygrywajcie sobie to, co wasze, co z tyranii, małości, głupoty ulepione. Możecie to wziąć sobie do tego stopnia, że nawet zabrać mi moje ciało, moje życie - a to wszystko i tak okaże się niczym wobec mocy świadomości. Ja widzę chrześcijaństwo jako swoistą pieśń o wielkiej mocy ducha, intelektu, uczuć. Tyrania działa w świecie zewnętrznym, jest mocą wyłącznie "tego świata". Uwolniony duch, intelekt jest ponad nią - Jezus rzuca wyzwanie mocom wobec ducha zewnętrznym sugerując: nawet niszcząc "nośnik" (ciało), który niesie tutaj świadomość, nie potraficie wiele zdziałać. Ostatecznie świadomość, o ile jest poprawna, wygra.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 22:00, 21 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
mat napisał: | Piotr Rokubungi napisał: | @ mat: Zastanów się, kto/co kontroluje np. twój mózg, a przede wszystkim, czym/kim jest np. to, co wie, że myśli... |
Moim mózgiem sterują procesy neurobiologiczne + wpływy kulturowe w środowisko jakim żyje (to tak a propos wolnej woli ;)), natomiast nie traktowałbym poważnie solipsystycznych paradoksów, chyba, że ktoś chce wylądować na oddziale ze schizofrenikami. | Dziękuje za odpowiedź. Jednak z ograniczonymi psychicznie nie będę dyskutować. Bez komentarza dalszego i bez odbioru.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 23:54, 06 Lis 2016 Temat postu: Re: Intelektualna ambicja |
|
|
mat napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Ja też kiedyś ateistą byłem. Argumenty ateizmu - w większości - znam. I uważam je za mało przekonywujące. A "wolność", którą oferuje ateizm dziś uważam za ułudę. Ale może kiedyś pojawi się taki, który mnie przekona? |
Tylko czy mówienie o "argumentach ateizmu" ma w ogóle sens. W końcu świat w którym żyjemy wygląda jak świat bez niego; niezależnie jaki to bóg, nawet jeśli istnieje, nie jest on nam póki co dostępny. To są fakty, nie argumenty.
O argumentach czy raczej pragnieniach możesz mówić w przypadku teizmu. |
Nie zgadzam się z taką diagnozą.
"Fakt" - czym on jest?
Gdy tzw. zwykły człowiek idzie przez las, to widzi liście drzewa, trawy. Najczęściej ma takie ogólne wrażenie lasu, roślinności. Gdy przez las kroczy botanik, znający się na drzewach, widzi wokół siebie mnóstwo gatunków traw, dostrzega części roślin, widzi zależności. Gdy przez las idzie ktoś znający się na leśnej zoologii, ten widzi (przynajmniej znacznie wyraziściej niż pozostali) owady, zwierzynę itp.
Postrzeganie niezależnych "faktów" to mit. Widzimy to, co potrafimy widzieć. Albo jeszcze inaczej - świat jest, jaki jest - nieskończenie skomplikowany w swoich przejawach, a my MODELUJEMY SWOJE POSTRZEGANIE tym, co mamy w umyśle, czyli swoją wiedzą, wiarą, przekonaniami. Gdy ateista idzie przez las, widzi las, gdy ktoś przepełniony wiarą w Boga idzie przez las, widzi WIELKIE BOŻE DZIEŁO. Dla niego to dzieło jest faktem - jest bezpośrednio postrzeganym aspektem rzeczywistości. Dla kogoś przepełnionego wiarą, las jest dowodem wielkości Boga.
Nikt nie "widzi" świata w oderwaniu od "argumentów". Może pies, albo mrówka tak widzi - tzn. raczej ODCZUWA. Człowiek widzi tym, co się nauczył, czyli "argumentami" - widzi dom, bo rozpoznaje byt kulturowo mu wmontowany, czyli budynek mieszkalny. Nie da się więc myślenia odseparować od owych "argumentów". Można tylko nie zauważać owych argumentów w swoim myśleniu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 1:10, 07 Lis 2016 Temat postu: |
|
|
mat napisał: | Tylko czy mówienie o "argumentach ateizmu" ma w ogóle sens. W końcu świat w którym żyjemy wygląda jak świat bez niego; niezależnie jaki to bóg, nawet jeśli istnieje, nie jest on nam póki co dostępny. To są fakty, nie argumenty.
O argumentach czy raczej pragnieniach możesz mówić w przypadku teizmu. | Bogiem jest cała natura, a przede wszystkim Wola. Bogiem jest też, w mniejszym swoim zakresie, umysł ludzki- szczególnie dla kogoś tak ograniczonego intelektualnie, jak ty, mat: umysł jest dla ciebie prawie niedostępny i obce ci jest raczej metamyślenie... No, ale wątpię, byś nie wyśmiał tego mego postu podchodząc do tego swoim prostackim rozumkiem.
Innymi słowy, już bez wycieczek osobistych i dla tych bardziej rozgarniętych mentalnie i intelektualnie: przejawy istnienia boga są dosłownie we wszystkim; ale nie tego boga- dziadka z brodą, ani Jehowy, ani Allacha, ani Kryszny, ani Quetzalcoatla, ani żadnego takiego; tyko prawdziwego boga, czyli Tajemnicy Istnienia.
Sami ludzie są w pewnym stopniu i w pewnym sensie bogami- tylko tak często robią z siebie głupków...
Ostatnio zmieniony przez Piotr Rokubungi dnia Pon 1:14, 07 Lis 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 12:52, 19 Lis 2016 Temat postu: |
|
|
Piotr Rokubungi napisał: | Innymi słowy, już bez wycieczek osobistych i dla tych bardziej rozgarniętych mentalnie i intelektualnie: przejawy istnienia boga są dosłownie we wszystkim; ale nie tego boga- dziadka z brodą, ani Jehowy, ani Allacha, ani Kryszny, ani Quetzalcoatla, ani żadnego takiego; tyko prawdziwego boga, czyli Tajemnicy Istnienia.
Sami ludzie są w pewnym stopniu i w pewnym sensie bogami- tylko tak często robią z siebie głupków... |
Masz w tym sporo racji. Ty odbierasz Boga jako wolę. I chyba coś w tym jest. Dość częstym odbiorem Boga jest Wszechogarniająca Miłość. Ja bym tu dodał opcję odczucia Boga w stylu: Budująca-Stwórcza Prawda.
Można wziąć pod uwagę różne aspekty Boga, a wtedy umysł dostroi się do jakiejś "fali" odbioru w tym aspekcie. Chrześcijaństwo dokłada tutaj też aspekt przebaczenia, co jest w dużym stopniu niejako częścią opisywanych: twórczości-miłości-woli-istnienia wbrew potencjalnym przeszkodom.
Przebaczenie jest po prostu spojrzeniem na wszystko w duchu zrozumienia niepelności, tymczasowości, niedoskonałości świata. Doskonałość zaś nie jest jakimś prostym wyeskalowaniem wybranej cechy (np. mocy łamania każdego potencjalnego sprzeciwu), lecz UMIEJĘTNOŚCIĄ BUDOWANIA Z TEGO CO JEST - nawet jeśli ten "materiał" wydaje się być wyjątkowo kiepski, kruchy. Przebaczenie - zrozumienie jest tym aspektem, który DODAJĄC WIEDZĘ I MOC DUCHA jest w stanie z najmniejszego, najsłabszego materiału wygenerować piękno, wielkość, dobro. Nie odbywa się to automatycznie, bo do przebaczenia wymagane jest zrozumienie, pragnienie poprawy ze strony tego, któremu przebaczamy. Jednak właśnie to co najsłabsze, najgorsze na starcie, gdy już pokona swoją (tę największą, najbardziej wydawałoby się nie do usunięcia) słabość i małość, stanie się dowodem wielkiej mocy przemieniającej.
W Biblii jest stwierdzenie "ostatni będą pierwszymi". W moim odbiorze odnosi się to właśnie do tej sytuacji, gdy najbardziej marne, osłabione ogniwo, najbardziej "głupie" jestestwo - świadomość ostatecznie wyzwoli się ze swojej głupoty i małości, wtedy w "Królestwie Niebieskim" zapanuje radość największa. Znowu posłużę się cytatem z Biblii "większa w niebie radość z jednego nawróconego grzesznika, niż z 99 sprawiedliwych".
Tak to właśnie jest - głównym celem Boga - wbrew mniemaniom co niektórych właściwie nie są Ci, którzy już są tacy wspaniali i doskonali. Oni już "są", już osiągają swój cel. Teraz trzeba zająć się tymi, którzy zostaii w tyle.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 19:01, 24 Lis 2016 Temat postu: |
|
|
Sorry Michał, ale prawie zupełnie nie na temat napisałeś, tzn. nie odniosłeś się do przekazu zawartego w moim cytowanym teksie. Często ci się to zdarza niestety (a może i stety): snucie własnych rozbrykanych, mało spójnych myśli w oderwaniu nawet od jakiegokolwiek nawiązania czy sensu. No cóż, tak już masz...
Jeszcze raz podkreślę tylko, że Wola jest jedynie o tyle dla mnie bogiem, że stanowi tajemnicę może nawet spoza Natury, czyli zupełnie nie z tego świata... Jest to jednak prawie zupełnie coś innego, niż to, co np. ty rozumiesz, jako wola.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 14:14, 30 Lis 2016 Temat postu: |
|
|
Piotr Rokubungi napisał: | Sorry Michał, ale prawie zupełnie nie na temat napisałeś, tzn. nie odniosłeś się do przekazu zawartego w moim cytowanym teksie. Często ci się to zdarza niestety (a może i stety): snucie własnych rozbrykanych, mało spójnych myśli w oderwaniu nawet od jakiegokolwiek nawiązania czy sensu. No cóż, tak już masz...
Jeszcze raz podkreślę tylko, że Wola jest jedynie o tyle dla mnie bogiem, że stanowi tajemnicę może nawet spoza Natury, czyli zupełnie nie z tego świata... Jest to jednak prawie zupełnie coś innego, niż to, co np. ty rozumiesz, jako wola. |
Czyli CO to jest?
Wciąż słyszę, ze to jest coś innego. Nazywasz to "wolą", czyli jakoś Twój koncept aspiruje do tego, co się potocznie przez słowo wola rozumie - czyli dążenie do jakiegoś celu, wizji, jakieś pragnienie. Jeśli chcesz użyć słowa w zupełnie innym znaczeniu, niż to jest stosowane w języku, to przynajmniej jakoś to zaanonsuj - np. że nie jest to wola, tylko wooooola, albo coś podobnego (WL444). Bo jeśli będziesz używał języka na superprywatny sposób, oczekując czyjegoś wniknięcia (telepatia?) w swoje intencje tajemniczym sposobem, a potem się dziwił, że to nie wychodzi, to tylko sam sobie będziesz winien.
Oczywiście jest to naturalne, że pojęcia niejako aktualizują swój schemat znaczeniowy w konkretnym przekazie. Ale są pewne granice owego dostosowania - aktualizacji, czyli jak ktoś słowem "kot" zacznie opisywać zwierzęta morskie posiadające osiem ramion i przyssawki, to nie powinien oczekiwać zrozumienia z drugiej strony.
Napisz może co jest podobne w Twojej koncepcji do tego pojęcia woli, jakie znamy normalnie z języka, co jest różne, a ostatecznie może da sie przedstawić jakoś swoją koncepcję. W przeciwnym wypadku pozostanie ona wyłącznie prywatną wizją - kompletnie nieweryfikowalną w sensie ludzkim, społecznym.
Ale jeszcze w temacie intelektualnej ambicji zacytuję tu własny tekst z innego wątku (bo mi tu pasuje, więc chciałbym aby się właśnie tutaj znalazł).
Michał Dyszyński w innym wątku napisał: | sformułowałem sobie swój IDEAŁ KOMPETENCJI INTELEKTUALNEJ.
Ten ideał polega nie tyle na posiadaniu jakiegoś absolutnego modelu wiedzy, który wyjaśnia zewnętrzne zjawiska w doskonały sposób, ale na czymś o niebo trudniejszym - na UMIEJĘTNOŚCI WEJŚCIA W KAŻDY SYSTEM PRZEKAZU (nawet ten wadliwy) jaki tworzą inni, rozejrzenie się w tym co oni mówią, zdiagnozowaniu jego mocnych i słabych stron, a następnie PRZEMÓWIENIE DO DRUGIEJ STRONY JEJ JĘZYKIEM, tak aby ta druga strona (z totalnym opadem szczęki...) zrozumiała: ten człowiek rozumie MNIE lepiej, niż ja sam siebie.... |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 22:46, 30 Lis 2016 Temat postu: |
|
|
Michałek, jo cie prosza po raz kolejny, ale ostatni już chyba: więcej się zastanawiaj, a mniej bełkotaj. Jaki jest sens używać słowa "wola" na określenie takich pojęć, jak napisałes, czyli dążenia, celu, pragnienia, wizji, skoro one same mają własne dookreślone znaczenia?! A wola, to wola- sam się zastanów, co to jest wg ciebie... Ja już nieraz opisywałem, czym jest wola wg mnie. Widocznie nie czytasz dokładnie, wnikliwie... To nie moja wina.
Na przemawianie do drugiej strony jej językiem troche szkoda mi energii i czasu; język powinien być jeden uniwersalny, a jeszcze lepiej porozumiewać się bez języka, czyli informacji o informacji- tylko samą informacją.
Pytałeś, co w "mojej" Woli podobne jest do znaczenia tego słowa z potocznego znaczenia; odpowiadam: wiele. Ale wola, to nie np. dążenie, bo dążenie, to dążenie; ani nie zamiar, bo zamiar, to zamiar; ani nie pragnienie, bo pragnienie, to pragnienie...
Myśl konsekwentnie, a nie "po łebkach".
Ostatnio zmieniony przez Piotr Rokubungi dnia Śro 22:48, 30 Lis 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 1:17, 01 Gru 2016 Temat postu: |
|
|
Piotr Rokubungi napisał: | Michałek, jo cie prosza po raz kolejny, ale ostatni już chyba: więcej się zastanawiaj, a mniej bełkotaj. Jaki jest sens używać słowa "wola" na określenie takich pojęć, jak napisałes, czyli dążenia, celu, pragnienia, wizji, skoro one same mają własne dookreślone znaczenia?! A wola, to wola- sam się zastanów, co to jest wg ciebie... Ja już nieraz opisywałem, czym jest wola wg mnie. Widocznie nie czytasz dokładnie, wnikliwie... To nie moja wina.
Na przemawianie do drugiej strony jej językiem troche szkoda mi energii i czasu; język powinien być jeden uniwersalny, a jeszcze lepiej porozumiewać się bez języka, czyli informacji o informacji- tylko samą informacją.
Pytałeś, co w "mojej" Woli podobne jest do znaczenia tego słowa z potocznego znaczenia; odpowiadam: wiele. Ale wola, to nie np. dążenie, bo dążenie, to dążenie; ani nie zamiar, bo zamiar, to zamiar; ani nie pragnienie, bo pragnienie, to pragnienie...
Myśl konsekwentnie, a nie "po łebkach". |
Ubawiłem się.
Piotrze, chyba jednak przejdziesz do historii. Przynajmniej historii naszego forum. Już parę osób zwraca uwagę na fajny casus "teorii Piotra". Ze swoją "teorią" będziesz pewnie symbolem dyskusyjnego blefu - kogoś, kto ma kartach parę dziewiątek, a stara się zrobić wrażenie, że dostał pokera. Ale, że ludziska już zajrzeli ci w karty, więc nawet nie doczekasz się "sprawdzam!". Ja tam będę sie dobrze bawił na każdą kolejną wieść o twojej genialnej teorii...
Z drugiej strony, trochę mi cię żal i chyba zasługujesz na jakąś formę nauki w zakresie, czy warto zawracać ludziom głowę głupotami. Więc, żeby sie nie zdziwił, gdy następne Twoje uwagi o tej "teorii", czy kolejne lekceważące słowa o innych, mogą być przeze mnie odczytane, jak okazja do wypróbowania mojego dowcipu. Zobaczymy, czy uda mi się rozbawiać nasz chlewik.
Jak na razie mamy dość fajny mem forumowy - "teoria wszystkiego Piotra Rokubungi". Będzie wesoło.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 12:31, 01 Gru 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 19:16, 01 Gru 2016 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Piotr Rokubungi napisał: | Michałek, jo cie prosza po raz kolejny, ale ostatni już chyba: więcej się zastanawiaj, a mniej bełkotaj. Jaki jest sens używać słowa "wola" na określenie takich pojęć, jak napisałes, czyli dążenia, celu, pragnienia, wizji, skoro one same mają własne dookreślone znaczenia?! A wola, to wola- sam się zastanów, co to jest wg ciebie... Ja już nieraz opisywałem, czym jest wola wg mnie. Widocznie nie czytasz dokładnie, wnikliwie... To nie moja wina.
Na przemawianie do drugiej strony jej językiem troche szkoda mi energii i czasu; język powinien być jeden uniwersalny, a jeszcze lepiej porozumiewać się bez języka, czyli informacji o informacji- tylko samą informacją.
Pytałeś, co w "mojej" Woli podobne jest do znaczenia tego słowa z potocznego znaczenia; odpowiadam: wiele. Ale wola, to nie np. dążenie, bo dążenie, to dążenie; ani nie zamiar, bo zamiar, to zamiar; ani nie pragnienie, bo pragnienie, to pragnienie...
Myśl konsekwentnie, a nie "po łebkach". |
Ubawiłem się.
Piotrze, chyba jednak przejdziesz do historii. Przynajmniej historii naszego forum. Już parę osób zwraca uwagę na fajny casus "teorii Piotra". Ze swoją "teorią" będziesz pewnie symbolem dyskusyjnego blefu - kogoś, kto ma kartach parę dziewiątek, a stara się zrobić wrażenie, że dostał pokera. Ale, że ludziska już zajrzeli ci w karty, więc nawet nie doczekasz się "sprawdzam!". Ja tam będę sie dobrze bawił na każdą kolejną wieść o twojej genialnej teorii...
Z drugiej strony, trochę mi cię żal i chyba zasługujesz na jakąś formę nauki w zakresie, czy warto zawracać ludziom głowę głupotami. Więc, żeby sie nie zdziwił, gdy następne Twoje uwagi o tej "teorii", czy kolejne lekceważące słowa o innych, mogą być przeze mnie odczytane, jak okazja do wypróbowania mojego dowcipu. Zobaczymy, czy uda mi się rozbawiać nasz chlewik.
Jak na razie mamy dość fajny mem forumowy - "teoria wszystkiego Piotra Rokubungi". Będzie wesoło. | A więc zdechniesz pierdolonym pajacem pozostawszy.
I odpierdol się, cymbale, od czegoś, czego nie chce ci się nawet "liznąć" tym twoim rozchwianym pseudo-rozumkiem!
Ostatnio zmieniony przez Piotr Rokubungi dnia Czw 19:19, 01 Gru 2016, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 19:44, 01 Gru 2016 Temat postu: |
|
|
Piotr Rokubungi napisał: | ...A więc zdechniesz pierdolonym pajacem pozostawszy.
I odpierdol się, cymbale, od czegoś, czego nie chce ci się nawet "liznąć" tym twoim rozchwianym pseudo-rozumkiem! |
W działach merytorycznych nie zamierzam śmiecić utarczkami słownymi. Moja zasadnicza odpowiedź na post Piotra jest tu:
http://www.sfinia.fora.pl/gwiezdne-wojny,61/genialna-teoria-piotra-rokubungi,9171.html#300875
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 0:29, 01 Lip 2018, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 1:18, 01 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
Jest pewien szczególny rodzaj intelektualnej ambicji, którego spora część ludzi chyba nie zrozumie i nie podziela. Ta ambicja to NIE KUPCZYĆ UCZCIWOŚCIĄ, OTWARTOŚCIĄ I PRAWDĄ.
Czym jest w moim przekonaniu kupczenie otwartością i uczciwością intelektualną?
- To każdorazowe ustępowanie z rygoru szukania prawdy w sposób maksymalnie bezstronny, nie odrzucający faktów, nie przekręcający interpretacji, w imię nie robienia sobie przykrości.
Pytanie jest zasadnicze: co jest dla człowieka cenniejsze - dobre samopoczucie, czy prawda?
Powszechną praktyką jest strategia udawania przed samym sobą różnych myśłowych "konieczności" w imię tego, aby się czuć lepszym, bardziej kompetentnym, będącym po właściwej stronie, mądrym itp.
To udawania przyjmuje postać:
- mówienie z emfazą i pewnością o czymś, co jest ledwie przypuszczeniem, ma niewiele potwierdzeń na swoją stronę.
- ogólne nadużywanie trybu twierdzącego, przemawianie "ex catedra", niczym jakiś mistrz, albo mędrzec
- podkreślanie swoich tytułów, jakichś atrybutów, zamiast po prostu mówienia o sprawie
- dyskredytowanie przeciwników w dyskusji za pomocą określeń w stylu: bzdura, głupi, niedouczony itp....
Chcemy mieć rację - to uważam akurat za naturalne i cenne, bo z tego pragnienie wyrasta wiedza i rozumienie. Jednak w naszych ludzkich emocjach funkcjonuje dziwne rozszczepienie, które zamienia potwierdzalność merytoryczną naszych stwierdzeń/racji na pokonywanie przeciwników dyskusyjnych - często związane z wywyższaniem siebie, a poniżaniem ich. Dla kogoś ambitnego intelektualnie pokonanie przeciwnika w dyskusji ma niższy priorytet, niż zdobycie wyważonego, pełnego osądu sprawy - powiększenie swojej wiedzy i rozumienia. Bo nawet jeśli nasz przeciwnik rzeczywiście byłby "głupi", to twarde realia są taki, że w danym sporze, jednak może mieć rację, a poniżenie osoby NIC NIE ZMIENIA W ASPEKCIE MERYTORYCZNYM. Inaczej mówiąc w 100% liczy się sama koncepcja - myśl. Nazwanie kogoś/siebie, a nawet uznanie tej nazwy przez kogoś niczego nie posuwa naprzód w kwestii samej koncepcji. Jeśli ktoś się poczuł lepiej, bo nazwał swojego przeciwnika głupim, jego myśli bzdurą, to SAMYM OWYM PRAGNIENIEM takiego "wygrania" owej dyskusji zdemaskował się, jako ktoś kto wyżej od prawdy myśli traktuje czcze epitety. Ambicja intelektualna domaga się, aby aby taką postawą względem samego siebie wzgardzić. Bo jeśli ktoś na pierwszym miejscu w celach myślenia, dyskusji stawia robienie sobie przyjemności, to znaczy, ze na dalszym stawia prawdę i samo rozumowanie.
Jakich ludzi cenimy, uważamy za mocarzy umysłu (dla mnie są to ludzie właśnie ambitni intelektualnie)?
- takich, którzy mówiąc o tym co obiektywne są BEZSTRONNYMI SĘDZIAMI.
- którzy nie powiedzą niczego fałszywie, czy nawet "trochę niedokładnie", po to, aby podkarmiać swoje uczucia
- umiejących rozważać nawet te TRUDNE DLA SIEBIE EMOCJONALNIE ASPEKTY SPRAWY.
- uznających zasadę, że to co niewygodne, czasem wyglądające na bzdurne, bez sensu, ale jeśli posiada pewne minimum dające szansę na to, że jest w tym jakaś rozsądna myśl, NALEŻY PRZYNAJMNIEJ ROZWAŻYĆ (bo oczywiście nie ma obowiązku przyznawania racji, czy uznawania ogólnego poglądu, który okazał się mało wartościowy). To przynajmniej rozważenie jest bardzo ważne.
Robić to co trudne, nawet to co normalnie sprawia przykrość - w tym jest moc, w tym jest ambicja. Kto tę ambicję ma niejedno emocjonalnie straci. Pytanie jednak czy straci coś cennego, czy może właśnie wartego, aby to stracić?...
W moim przekonaniu ktoś, kto utraci tę przyjemność i satysfakcję łatwego zdobycia dobrego mniemania o sobie STRACI TYLKO SWOJĄ SŁABOŚĆ.
Co zaś zyska?
- Ogląd sprawy, uwzględniający szerszy zakres zagadnień - może kluczowy dla podjęcia dalej poprawnej decyzji. To możliwość dotarcia umysłem do obszarów, na których słabeusze myśli i uczuć się nie pojawiają.
Ale to właśnie widzenie rzeczy szeroko, we wszystkich możliwych do ogarnięcia aspektach jest tym, co nazwiemy raczej "prawdą". Jeśli ktoś w swoim rozumowaniu jakiś aspekt sprawy notorycznie pomija, bo jego uczucia, pragnienie przyjemności, satysfakcji go tutaj blokują, to ten ktoś po prostu NIE ZNA W PEŁNI DANEJ SPRAWY. Zatem dalej jego decyzje nie uwzględnią często kluczowych dla rozumowania elementów, co będzie skutkowało błędami, fałszem.
Kto broni siebie bardziej, niż broni prawdy rozumowania, ten może zyska dla siebie trochę komfortu emocjonalnego, ale będzie funkcjonował w zakłamaniu. Kto nie ma tej ambicji pokonania swoich słabości mentalnych blokujących pełen ogląd sprawy, ten będzie zawsze właścicielem tylko części prawdy - tej co prawda emocjonalnie komfortowej, ale jakże często zwodniczej, a nawet groźnej dla dalszych wyborów życiowych.
Czy jestem ambitny intelektualnie? - takie pytanie sam sobie nieraz zadaję. Myślę, że - przynajmniej w celach i ogólnym pragnieniu - chyba jestem. Ale nie zawsze umiem tę ambicję utrzymać, czasem słabnę. Ale jedno o sobie mogę powiedzieć - chcę WIEDZIEĆ KIEDY TA SŁABOŚĆ MNIE DOPADA i nie zamierzam od siebie odsuwać wstydu z tego powodu. Samo to też zalicza się do owej ambicji intelektualnej - chcę i zamierzam wstydzić się (sam przed sobą najbardziej) własnych mentalnych słabości. Bo właśnie ambicję, moc intelektu stawiam wyżej, niż komfort swoich emocji.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Nie 1:51, 01 Lip 2018, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dyskurs
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: USA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 3:23, 01 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
MD napisał: | ... co jest dla człowieka cenniejsze - dobre samopoczucie, czy prawda? | Te fenomeny ida w parze tylko u niektorych ludzi zaslona dymna ego nie pozwala im wystarczajaco szybko odczuc, ze BS w zlotku to nadal BS. Ja nawet sie nie musze zastanawiac, bo mam w sobie barometr BS i usuwam sie z otoczenia BS, ktore u nas ze swieca trzeba szukac
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 13:49, 01 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
Dyskurs napisał: | MD napisał: | ... co jest dla człowieka cenniejsze - dobre samopoczucie, czy prawda? | Te fenomeny ida w parze tylko u niektorych ludzi zaslona dymna ego nie pozwala im wystarczajaco szybko odczuc, ze BS w zlotku to nadal BS. Ja nawet sie nie musze zastanawiac, bo mam w sobie barometr BS i usuwam sie z otoczenia BS, ktore u nas ze swieca trzeba szukac |
Masz jakiś taki magiczny barometr, który sprawia, że uzyskujesz pewną wiedzę w ogóle bez zastanawiania się?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Dyskurs
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: USA Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 14:50, 01 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Dyskurs napisał: | MD napisał: | ... co jest dla człowieka cenniejsze - dobre samopoczucie, czy prawda? | Te fenomeny ida w parze tylko u niektorych ludzi zaslona dymna ego nie pozwala im wystarczajaco szybko odczuc, ze BS w zlotku to nadal BS. Ja nawet sie nie musze zastanawiac, bo mam w sobie barometr BS i usuwam sie z otoczenia BS, ktore u nas ze swieca trzeba szukac |
Masz jakiś taki magiczny barometr, który sprawia, że uzyskujesz pewną wiedzę w ogóle bez zastanawiania się? | Mam, i nie okreslalabym go cudownym, bo ma kazdy ale nie kazdy "uzywa". Nauka wyjasnia, ze serce "wie" ciut wczesniej od mozgu w szparce przed mysla przodowniczka o kazdym fenomenie ktory nie jest mysla recyklingiem z wczoraj, bo to autopilot i myslenia nie wymaga
Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Nie 14:52, 01 Lip 2018, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 15:03, 01 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
Dyskurs napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Dyskurs napisał: | MD napisał: | ... co jest dla człowieka cenniejsze - dobre samopoczucie, czy prawda? | Te fenomeny ida w parze tylko u niektorych ludzi zaslona dymna ego nie pozwala im wystarczajaco szybko odczuc, ze BS w zlotku to nadal BS. Ja nawet sie nie musze zastanawiac, bo mam w sobie barometr BS i usuwam sie z otoczenia BS, ktore u nas ze swieca trzeba szukac |
Masz jakiś taki magiczny barometr, który sprawia, że uzyskujesz pewną wiedzę w ogóle bez zastanawiania się? | Mam, i nie okreslalabym go cudownym, bo ma kazdy ale nie kazdy "uzywa". Nauka wyjasnia, ze serce "wie" ciut wczesniej od mozgu w szparce przed mysla przodowniczka o kazdym fenomenie ktory nie jest mysla recyklingiem z wczoraj, bo to autopilot i myslenia nie wymaga |
Nigdy nie popełniasz pomyłek?
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|