Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33339
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 12:54, 07 Paź 2021 Temat postu: Gdy nie ma dostępu do samej rzeczy, jest jeszcze dostęp do |
|
|
Limit znaków tytule wątku nie pozwolił mi dokończyć frazy, więc tutaj ją zamieszczam w całości:
Gdy nie ma dostępu do samej rzeczy, jest jeszcze dostęp do...
zasad konstruowania dostępu do rzeczy!
Jeśli ktoś by wniknął w sens powyższego podobnie do tego, jak ja to rozumiem, odczułby to spostrzeżenie jako FUNDAMENT WSZELKIEJ EPISTEMOLOGII, a do tego wielkich postaci pozostałych działów filozofii.
Bo jak się wnikliwie przyjrzymy praktycznie każdej próbie zmierzenia się z zagadnieniem prawdziwości, to wyjdzie na to, że sama - absolutna - prawda jest nieuchwytna. Próbujemy ją sobie przybliżać WYOBRAŻENIAMI I KONCEPCJAMI na jakie stać nasz umysł, na danym etapie naszego rozwoju (osobnym pytaniem, czy taka - dobrze sformułowana - absolutna prawda w ogóle jest poprawnym konstruktem, ale na początku przyjmijmy ten kierunek myśli, że takim poprawnym konstruktem jest). Żaden fizyk nie wie, czy jest "elektron sam w sobie". Ale fizyk MA OPIS koncepcji elektronu i stosuje ten opis przy rozważaniu zagadnień praktycznych. Żaden matematyk nie posiada na własność, nie zawładnął "fizycznie" ani jednym pojęciem, którym się posługuje - np. pojęciem liczby, relacji - ale za pomocą aksjomatów teorii, ma do tych bytów dostęp. I wszystko co matematyk ma "zrobić z liczbami", robi w istocie z tymi aksjomatami, opisującymi liczby.
Mamy tak naprawdę wyłącznie dostępy do dostępów do prawdy.
Możemy wykorzystywać aksjomatykę Peano, aby w ten sposób wyprowadzać twierdzenia dotyczące liczb, możemy - odwołując się do CECH PRZYPISYWANYCH elektronom rozważać ich zachowanie w różnych sytuacjach i tak badać, czy wyniki eksperymentów dają zgodność z przewidywaniami teoretycznymi.
Tam gdzie toczą się różne spory epistemiczne, też tak realnie toczą się one nie na temat samej prawdy, ale na temat SPOSOBÓW DOSTĘPU do prawdy - np. czy ten dostęp ma być poprzez ideę użyteczności (pragmatyczna koncepcja prawdy), czy przez ideę konsensualności (koncepcja konsensualna), czy idee koherencji, czy coś tam cudując z obszarze koncepcji korespondencyjnej. Za każdym razem jednak nie będziemy mówili o samej prawdzie, tylko o metodach jej pozyskiwania z rzeczywistości
- czy to skupiając się na zagadnieniu spójności opisu
- czy skupiając się na społecznym, historycznym aspekcie rozwoju myśli
- czy analizując zagadnienia metodologiczne (np. falsyfikacjonizm).
Wciąż jest ROZMOWA O METODACH dostępu (aż się przypomina sławetny tytuł "Rozprawa o metodzie"), a nie o samym przedmiocie zainteresowania.
Gdyby przyjąć to jako punkt wyjścia, czyli uznać, godząc się mentalnie do końca z owym faktem, że zasadnie można omawiać metody dostępu, a nie sam przedmiot zainteresowania, to także do poziomu znacznie wyższego urasta nam dyskusja o metodologii. Wtedy taż to metodologia z roli tylko narzędzia urasta nam do roli samego celu dla umysłu. Można by to sformułować:
Nie oszukujmy się, że rozmawiamy o samej prawdzie, skoro zawsze rozmawiamy o metodach dostępu do owej prawdy, a nie o niej samej.
W tym ujęciu fałszem realnie stają się zakłócenia poprawności metodologicznej.
Fałszem jest pogwałcenie jakiś zasad. Co prawda będzie tu jakieś domniemanie, iż pogwałcenie tych zasad oznaczać będzie niepoprawność stwierdzenia w kontekście jego pomylenia wobec samej rzeczy, ale to domniemanie jest właściwie postulatem, nie ma jak go bezpośrednio sprawdzić. Bo sprawdzamy i tak zawsze porównując jedne opisy z innymi opisami, a potem priorytetując, który opis jednak ma mieć najwyższą rangę, czyli to on ostatecznie by decydował co jest prawdą, a co nią nie jest.
Piszę o tym między innymi dlatego, że ja już dawno - przeczuwając tę myśl, którą dzisiaj formułuję jawnie - zrezygnowałem z angażowania się w takie projekty myślowe, które lekceważą sobie jakkolwiek NAJWAŻNIEJSZE ZASADY METODOLOGII, swoiste FILARY DOSTĘPNOŚCI DO PRAWDY.
Jakie to byłyby zasady?
Na początek wymieniłbym 3 zasady:
1. Zasada jawności - nie ukrywania faktów, ani okoliczności sprawy
2. Zasada nie blokowania sprawdzeń poprawności na żadnym z etapów
3. Zasada nie zakłamywania interpretacji z powodów pozamerytorycznych.
Od dawna stosuję te zasady jako swoisty test dla źródła informacji, źródła interpretacji czyli metody. Jakiekolwiek uchybienie względem tych zasad dla mnie osobiście jest powodem do odrzucenia źródła/metody rozumowania jako wadliwej.
Od razu zastrzegam, że nie odrzucając taką metodę nie zamierzam twierdzić, iż prowadzi ona na pewno do fałszywych wniosków. Nie, czasem z fałszywych przesłanek uzyskuje się poprawne wnioski (np. z fałszywej przesłanki, że w zwłokach zmarłych podczas zarazy osób gnieżdżą się złośliwe duchy, można uzyskać poprawny wniosek, aby od takich zwłok trzymać się z dala). Wniosek może być poprawny. Jednak...
skoro do prawdy samej w sobie i tak nie mam dostępu, to muszę poprzestać na tym, do czego dostęp posiadam - do zasad konstruowania prawdy.
I tego się trzymam - oceniam metodę jako niewystarczająco rzetelną, czyli z dużym prawdopodobieństwem dającą nieprawidłowe rezultaty.
Z tego co wyżej napisałem w bezpośredni sposób wynika, skąd wziął się pewien mój rygoryzm i krytycyzm wobec mediów, czy wobec metod wymiany informacji, które
- wyraźnie ukrywają jakąś część okoliczności
- utrudniają niezależną weryfikację u źródła
- próbują wekslować dyskusję, zbywać pytania merytoryczne sformułowaniami nie na temat - np. powoływaniem się na lojalności, autorytety, rzekome ideały (które i tak każdy stosuje tak, jak on uważa, a nie koniecznie tak jakby chciał to przedstawić zaciemniacz sprawy).
Jest w tym moim podejściu wyraźny MOTYW OBRONY PRZED MANIPULACJĄ.
Ten świat pełen jest manipulacji. Wiele wskazuje na to, że na stałe rzetelność informowania uległa walkom narracji ze strony zwalczających się grup. Jeśli nie mogę zmusić informujących mnie do owej rzetelności, jeśli widzę jawne pogwałcenie tych 3 zasad, to jedyne co mogę zrobić, to zaprotestować i uznać informację za niewiarygodną, a jej źródło za nierzetelne. Dla siebie wewnętrznie uznaje tak tworzone wnioski, tak podawane informacje jako z dużym prawdopodobieństwem fejki. I tego zamierzam się trzymać.
|
|