|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Isa_bel
Dołączył: 11 Maj 2010
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:43, 13 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
wujzboj napisał: | Tak. Wczoraj zresztą oglądałem film... |
Nie znam filmu, ale mogę powiedzieć, że na agresję ma wpływ środowisko.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Isa_bel
Dołączył: 11 Maj 2010
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 19:59, 13 Cze 2012 Temat postu: Re: Dziedzictwo agresji |
|
|
luzik napisał: | Mówią, że drogowskazy nie muszą chodzić., otóż muszą.
Samymi rozmowami, choćby nie wiem jak umoralniającymi, nie wskórasz nic, zaś gdy okaże się, że wartości do których przekonywałaś, są Ci obce, toś umarła w butach.
Żadne, choćby najlepsze metody wychowawcze nie pomogą. Trza wziąć odpowiedzialność, za to co się robi. Każda wtopa może Cię kosztować utratę wiarygodności zawodowej.
Zaden pracodawca nie rozliczy Cię tak surowo, jak wychowanek.
Drogowskaz więc musi chodzić . |
Tak, ale drogowskazów jest wiele i wszystkie we wszystkich lub jednym miejscu nie trzeba umieszczać.
Drogowskazy się wybiera - jeśli mowa o drogowych, to w zależności od potrzeby na drodze i analogicznie z metodami ad wychowanków.
Cytat: | Moje zdanie w tej kwestii jest inne. Dopuszczam możliwość " wpadki" wychowanka. Konsekwencją nie musi być od razu surowa kara. Może być nią ostatnia szansa. W tym przypadku jest nią drugi wychowawca.
Czasami ukaranie przynosi więcej szkody niż pożytku. Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że osoby z którymi pracujemy, przez większość swojego życia były karane właśnie. |
No cóż muszę streścić poprzednią rozmowę, bo źle mnie odczytujesz bądź ustosunkowałaś się do ostatniej wypowiedzi.
Otóż kontrakt, to umowa między wychowawcą a wychowankiem w oparciu o istniejący regulamin w placówce. Zawiera się go na samym początku kiedy to wychowanek ma być pod opieką wychowawcy. On ma zaistnieć właśnie po to, by ewentualne wpadki, od razu nie ukarać karą porządkową, on ma być po to, by budować pozytywne emocje i pozytywne wartości poprzez nagrody, bo musi być w nim obowiązkowo zapis o karze i nagrodzie.
Cytat: | Obserwując bardziej zwierzęta niż ludzi, stwierdzić mogę, że dziedziczy się predyspozycje do zachowań agresywnych.
U ludzi jest to trudniejsze do zaobserwowania, gdyż potrafią to maskować (prawo, kultura, obyczaje zamydlają prawdziwy obraz naszych nabytych cech) |
O tym też pisałam, że agresja ma różne natężenie i ją dziedziczymy.
Jasne, że ludzie potrafią się maskować, ale tu też można dopatrzeć się pozytywności, wszak maskowanie powoduje brak działań agresywnych.
Prawo musi istnieć, ono powstało w obronie poszkodowanych.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 20:43, 13 Cze 2012 Temat postu: Re: Dziedzictwo agresji |
|
|
Isa_bel napisał: |
Tak, ale drogowskazów jest wiele i wszystkie we wszystkich lub jednym miejscu nie trzeba umieszczać.
Drogowskazy się wybiera - jeśli mowa o drogowych, to w zależności od potrzeby na drodze i analogicznie z metodami ad wychowanków.
Prawo musi istnieć, ono powstało w obronie poszkodowanych. |
Drogowskaz to wychowawca, nie metoda.
Wychowawca by być przekonującym musi prawy.
Tak
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Isa_bel
Dołączył: 11 Maj 2010
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 6:19, 14 Cze 2012 Temat postu: Re: Dziedzictwo agresji |
|
|
luzik napisał: | Drogowskaz to wychowawca, nie metoda.
Wychowawca by być przekonującym musi prawy. |
Można i tak, a można jeszcze inaczej.
Prawy wychowawca może wychowanków traktować jak drogowskazy i zmieniać/wymieniać jak te na drodze zgodnie z przepisami.
A zatem, prawość jest jedną z cech wychowawcy, ale na proces wychowania składa się bardzo wiele treści w tym metody.
Ja rozumiem, że zajmujesz stanowisko wychowanków, bo masz doświadczenie z grupami tzw "dzieci trudnych" i być może metody znane w pedagogice zawiodły, ale ja uważam, że były nieodpowiednio dobrane w powiązaniu z innymi treściami wychowania.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 7:07, 14 Cze 2012 Temat postu: Re: Dziedzictwo agresji |
|
|
Isa_bel napisał: |
Można i tak, a można jeszcze inaczej.
Prawy wychowawca może wychowanków traktować jak drogowskazy i zmieniać/wymieniać jak te na drodze zgodnie z przepisami.
A zatem, prawość jest jedną z cech wychowawcy, ale na proces wychowania składa się bardzo wiele treści w tym metody.
Ja rozumiem, że zajmujesz stanowisko wychowanków, bo masz doświadczenie z grupami tzw "dzieci trudnych" i być może metody znane w pedagogice zawiodły, ale ja uważam, że były nieodpowiednio dobrane w powiązaniu z innymi treściami wychowania. |
Iska, skąd pomysł, że pisząc o drogowskazach mialam coś do metod?
Czy ja zajmuję stanowisko wychowanków?
Swoje raczej zajmuję.
Jeśli wychowawca będzie pokazywał jak należy życ, sam zaś będzie w niezgodzie z tym co mowi, będzie fałszwką i sukcesow wychowawczych nie odniesie.
Z kim ja pracuję? Ano z osobami "zepsutymi" przez rodziców, wychowawców, społecznstwo
Ostatnio zmieniony przez luzik dnia Czw 7:09, 14 Cze 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 8:20, 14 Cze 2012 Temat postu: Re: Dziedzictwo agresji |
|
|
luzik napisał: | Drogowskaz to wychowawca, nie metoda.
Wychowawca by być przekonującym musi prawy. |
A jak widzisz problem rozwiązywania typowej sytuacji - niekonsekwencji w karaniu?
Bo - jak napisałem wyżej - dość typową jest sytuacja, że wychowawca grozi wychowankowi konkretną konsekwencją za przekroczenie jakiegoś zakazu. Potem - jakże często - ten zakaz jest jednak przekraczany (z różnych powodów - czasem bardziej zawinionych, czasem mniej). Wychowawca, aby zachować twarz, musi teraz wymierzyć karę. Niestety, kary się dewaluują. Po jakimś czasie brakuje już na nie miejsca, bo nie sposób np. kogoś cały czas trzymać w odosobnieniu, choć jednocześnie wychowanek znowu zasługuje na karę. Często przy tym otwarcie deklaruje, że wychowawca "może mu skoczyć" ze swoimi karami, bo wszystko można znieść, jak się jest zdeterminowanym.
Wychowawca ma więc do wyboru:
- karać słabo, ze świadomością nikłego wpływu kar na decyzje wychowanka
- eskalować kary, ale tutaj jest granica, poza którą nie da się przejść, jako że kary cielesne, kara śmierci, czy dożywocie raczej są poza zasięgiem typowego układu wychowanek - wychowawca
- poddać się - uznać, że wychowanek nas przetrzymał i nie mamy kary na jego wybryki.
Ja ostatecznie widzę, że uczciwa jest chyba opcja 3 - jak wychowanek przetrzyma wychowawcę, to wypada złożyć broń i powiedzieć: faktycznie, nic bardziej restrykcyjnego nie jestem w stanie tu zastosować. W tej sytuacji możliwe jest jeszcze czasem np. jakieś ostateczne rozstanie, które choć samo nie musi być karą, to jest jeszcze jakąś formą reakcji.
Dlatego na początku pisałem o układzie dokładającym tu osobę trzecią (czyli układ dobry - zły wychowawca), która - będąc formalnie osobą spoza układu i prawa konsekwencji - ma prerogatywy do "zresetowania" rejestru win i kar, dając wychowawcy karzącemu szansę na zachowanie twarzy i rozpoczęcie działań od nowa. Jednocześnie pozwala to na wprowadzanie nowych innych elementów do układu - np. propozycji w jakiś sposób omijających różne inne aspekty regulaminowe (nie związane bezpośrednio z zachowaniem wychowanka), dotyczące kwestii ustalonych (których nie przestrzeganie też w jakiś sposób obciąża wychowawcę, bo naraża go na zarzut nie stosowania się do przyjętych reguł). I cały czas bronię tego układu, bo uważam że samowolne zmienianie reguł przez tę samą osobę, która wcześniej deklaruje się jako niezłomna (a jest to potrzebne dla ustalenia mocy sprawczej groźby i kary), czyni ją niewiarygodną, słabą.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 16:59, 14 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Michale, to nie wychowanek jest dla wychowawcy, ale odwrotnie.
Wychowanek musi wiedzieć, że wychowawca użyje całej swej wiedzy, swoich umiejętności, doświadczenia dla jego dobra. To jest podstawą dobrej współpracy.
Karą jest upomnienie, rozmowa dyscyplinująca, utrata zaufania.
Są też kary bardziej rygorystyczne, takie jak na przykład wnioskowanie o zarządzenie wykonania kary pozbawienia wolności, ale stosując taką karę wychowawca sygnalizuje, że to jest koniec współpracy, ze resocjalizacja w warunkach wolnościowych nie jest możliwa.
Taka kara to ostateczność i podejmowana jest po wielu wpadkach wychowanka.
Czy wtedy można uznać, ze wychowawca był niekonsekwentny, bo powinien po pierwszej wnioskować o osadzenie w zakładzie karnym? Nie. Człowiek nie jest cyborgiem zdarzają mu się wpadki, należy je omawiać, wyciągać konsekwencje i iść dalej i w tej właśnie drodze powinien towarzyszyć ( upadłemu i upadającemu człowiekowi) wychowawca .
Ostatnio zmieniony przez luzik dnia Czw 17:03, 14 Cze 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 18:32, 14 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
luzik napisał: | Wychowanek musi wiedzieć, że wychowawca użyje całej swej wiedzy, swoich umiejętności, doświadczenia dla jego dobra. To jest podstawą dobrej współpracy.
Karą jest upomnienie, rozmowa dyscyplinująca, utrata zaufania.
Są też kary bardziej rygorystyczne, ... |
Fajne postulaty.
Problem zaczyna się, gdy - jak to w życiu - ktoś ma nasze (nawet zupełnie najlepsze) postulaty w d...e.
Co wtedy?
Noooo, zawsze można zaproponować nawet bardzo fajne postulaty. Albo jakieś komunały co "być powinno". Może to nawet i zadziała. Ja wątpię, czy w wielu przypadkach. Bo jeśli tego rodzaju przypominanie o tym co "się powinno" nie zadziałało wcześniej, to zapewne ma słabą siłę przebicia. Tak mi się wydaje.
Bo ja ze wszystkimi fajnymi postulatami się zgadzam. I z karami typu rozmowa, z utratą zaufania (tutaj co prawda miałbym wątpliwości czy ma ona status kary). To wszystko istnieje. Ale problem, który stawiam, dotyczy sytuacji, gdy okazuje się mało skuteczne. A wydaje mi się, że takie sytuacje są częste. Przynajmniej nikłe sukcesy w pracy resocjalizacyjnej o tym świadczą.
Bo łatwo jest przekonywać przekonanych (np. mnie, czyli osobnika, który od początku jest raczej legalistą).
Postawa wobec braku skuteczności polegająca na przypomnieniu: mamy kary, trzeba użyć swojej wiedzy, doświadczenia dla dobra wydaje mi się jednak rejteradą. Przecież nie zakładamy, że wcześniej wychowawca nie używał wiedzy, albo doświadczenia?... Chyba jednak używał. Ale jakże często to nie działa. Wydaje mi się, że rozwiązywania problemów zawsze tak samo, w przypadku gdy coś nie zadziałało, jest mało obiecującą strategią.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 18:49, 14 Cze 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:49, 14 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: |
Fajne postulaty.
Problem zaczyna się, gdy - jak to w życiu - ktoś ma nasze (nawet zupełnie najlepsze) postulaty w d...e.
Co wtedy?
|
Michał, wtedy idzie do więzienia.
Jeśli podopieczny uporczywie uchyla się od współpracy, trzeba użyć kary izolacyjnej.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 18:51, 14 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
luzik napisał: | Michał Dyszyński napisał: |
Fajne postulaty.
Problem zaczyna się, gdy - jak to w życiu - ktoś ma nasze (nawet zupełnie najlepsze) postulaty w d...e.
Co wtedy?
|
Michał, wtedy idzie do więzienia.
Jeśli podopieczny uporczywie uchyla się od współpracy, trzeba użyć kary izolacyjnej. |
No właśnie. Dochodzimy do wariantu, który wypisałem - eskalacja kar, aż się skończy pole manewru. Czyli do sytuacji patowej.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:00, 14 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: |
No właśnie. Dochodzimy do wariantu, który wypisałem - eskalacja kar, aż się skończy pole manewru. Czyli do sytuacji patowej. |
Tak naprawdę jeśli człowiek ma ochotę coś z sobą zrobić, to tych manewrow jest dużo. Jeśli nie chce, to "obiekt" nam się wymyka jakby. Zawsze mam wtedy niedosyt i odbieram to jako osobistą porażkę.
Ostatnio zmieniony przez luzik dnia Czw 19:01, 14 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 19:06, 14 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
powtorzony, nie wiem czemu ?
Ostatnio zmieniony przez luzik dnia Czw 19:07, 14 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Isa_bel
Dołączył: 11 Maj 2010
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 21:03, 14 Cze 2012 Temat postu: Re: Dziedzictwo agresji |
|
|
luzik napisał: | Iska, skąd pomysł, że pisząc o drogowskazach mialam coś do metod?
Czy ja zajmuję stanowisko wychowanków?
Swoje raczej zajmuję.
Jeśli wychowawca będzie pokazywał jak należy życ, sam zaś będzie w niezgodzie z tym co mowi, będzie fałszwką i sukcesow wychowawczych nie odniesie.
Z kim ja pracuję? Ano z osobami "zepsutymi" przez rodziców, wychowawców, społecznstwo
|
Gwoli wyjaśnienia:
Cytat: | luzik napisał:
Drogowskaz to wychowawca, nie metoda.
Iska, skąd pomysł, że pisząc o drogowskazach mialam coś do metod?
|
1.Ja uznałam metody za drogowskaz, a Ty wychowawcę i tyle.
2. Pisząc: "Zajmujesz stanowisko" użyłam w pojęciu, że jest Ci znane.
Trudno ustosunkować się do tego co piszesz "wychowawca -fałszywka", bo będzie jednego efektu o jakim wspominasz. Moje zdanie jest takie nie ma identycznych sytuacji i identycznych zachowań nawet w przypadku zapodanego "fałszywki", dlatego nie ma doskonałego obligatoryjnego rozwiązania.
To wszystko zależy od inwencji wychowawcy, jesli potrafi, to uratuje od więzienia, a jesli nie to wychowanek znajdzie się w zakładzie karnym.
Jak sama widzisz, to rodziców i wychowawców najpierw należałoby resocjalizować, by zepsutych dzieci nie było.
I na koniec, sytuacje patowe istnieją i jak piszesz nie ma innego rozwiązania jak więzienie czy poprawczak, to ostateczność.
To przykre i nie bardzo mogę uwierzyć, że młody człowiek nie ma żadnych wartości/ambicji czy huz wie jak to nazwać by nie odezwało się w nim uczucie, by nie chciał zmienić swego postępowania i tak naprawdę chciał iść do więzienia.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 22:52, 14 Cze 2012 Temat postu: Re: Dziedzictwo agresji |
|
|
Teraz mamy problem z EURO2012_kibolami.
Skąd tyle chuligaństwa w Polsce?
W moim przekonaniu dużo dokłada się obłędna koncepcja "profesjonalnego" wychowawcy. Jakieś kilkanaście lat temu w Polsce nierealni ideolodzy wychowania wygenerowali koncepcję superprofesjonalnego nauczyciela wychowawcy, który - mocą swojego nieziemskiego profesjonalizmu - radzi sobie z każdą sytuacją, z każdym młodocianym bandziorem. I to radzi sobie metodą "kompletne zero agresji" i zero przemocy. Bo przecież wychowawca - profesjonalista jest takim geniuszem, który tylko pogrozi palcem, a już piętnastoletni syn szefa mafii Wołomińskiego karnie stanie na baczność i zaprzestanie swojego złego zachowania...
Ten profesjonalista - wychowawca nie używa ani odrobiny, ani śladu czegoś, co by przypominało przemoc (przymus). On po prostu poraża każdego bandziora swoim profesjonalizmem. Ale "poraża" tylko łagodnie, od razu naprawiając złe skłonności, bo nie plami się jednocześnie żadnym zbyt negatywnym słowem, nie podnosi głosu, nie używa słów, które młodego człowieka mogłyby jakkolwiek dotknąć. Dotknąć, spowodować niższą samoocenę?... Nigdy!
Dalej - po wyprodukowaniu koncepcji owego genialnego wychowawcy - należało jeszcze stwierdzić, że taki wychowawca powinien być normą!
Zatem każde odstępstwo od owego ideału jest oczywiście totalnym brakiem odpowiedzialności, profesjonalizmu, jest godne natychmiastowego potępienia. Bo przecież wszyscy inni nauczyciele są profesjonalni i nie splamią się dodatkiem agresji do swoich słów, czy poczynań. To oznacza jednocześnie, że szkoła świetnie sama sobie radzi z kolejnymi pokoleniami coraz bardziej rozbrykanych młodych ludzi, którzy są kształtowani przez "rodziców sukcesu", a więc osoby uważające, że wymagania się stawia zawsze innym ludziom, nigdy sobie, albo np. swoich dzieciom. Czyli np. w szkole zawsze jest winien nauczyciel, a jeśli dziecko nie umie, to znaczy, że tępak i leń belfer "nie potrafił zainteresować", a jeśli dziecko zamiast do szkoły pije piwo z kolegami, to też jest wina belfra, który nie umiał przekazać swojej wiedzy. I można tegoż belfra objechać od góry do dołu jako nieudacznika (a jest nim przecież choćby dlatego, że go nie stać na nowy samochód, dobrą komórę i "godne" zarobki).
Jak należałoby by zacząć drogę do normalności w wychowaniu?
- Moim zdaniem - od usunięcia utopistów idealistów, którzy uważają, że świat zmienia się za pomocą deklaracji jak być powinno, albo ignorując to co jest i wskazując z mocą jakże szczytne (nic to, że nierealne) cele. Inaczej mówiąc, wypadałoby się zmierzyć z faktami, że
1. agresja istnieje, bo istniała od początku zjawiska zwanego "życie na ziemi"
2. agresja nie znika za pomocą samego pogrożenia palcem, czy wskazania na to, że agresja jest nie dobra (choćby się bardzo chciało, żeby znikała)
3. wolność przynależy wszystkim ludziom, ale może (i powinna być) sprawnie odebrana tym osobnikom, którzy występują przeciwko wolności innych osób. I te osoby powinny szybko doczekać się reakcji ze strony większości społeczeństwa (reprezentowanego przez nauczycieli, policję, sądy, wychowawców)
4. szkoły ośrodki wychowawcze powinny mieć wsparcie ze strony policji, władz - szczególnie w obszarze walki z przestępczością nieletnich! Bo nauczyciele z młodocianymi bandziorami wspieranymi przez ich dorosłych kumpli sami sobie nie poradzą.
5. Warto byłoby złapać i publicznie osądzić w Polsce parę dotychczas "świętych" krów naszej rzeczywistości publicznej. Aby dać przykład, że Państwa Polskiego nie ogrywa się łatwo i bez przykrych konsekwencji. Że być bandziorem, aferzystą nie zawsze jest fajnie.
To tak - trochę na gorąco. Bo na pewno lista jest niepełna.
Jak na razie mamy sytuację, w której wiele polskich szkół zostało sprawnie sterroryzowane przez nieliczne grupy młodocianych kandydatów na przestępców. I nie ma na nich rady - bo to młodociani, bo "powinni tym zająć się nauczyciele", bo nie ma kontaktu z rodzicami, bo, bo, bo...
Tymczasem trzeba byłoby przemyśleć całe zjawisko i uznać jako oczywiste, że
- młodociany przestępca ma zwykle za rodziców osoby, które niestety nie pomogą w wychowaniu
- młodociany przestępca nie reaguje na normalne działania wychowawcze
- do młodocianego przestępcy (i jego rodziny) trzeba stosować dobrze opracowany, specjalny zestaw bodźców, ale sami nauczyciele sobie z tym nie poradzą.
Jeśli będzie tak jak teraz - tzn. nauczyciele będę przepuszczać takich przestępców do następnych klas (bo chcą się ich wreszcie pozbyć ze szkoły, jako że każdy dzień, w którym młodociany przestępca jest w szkole oznacza stratę dla nauki i wychowania pozostałych uczniów) i - poza żałosnym, totalnie ignorowanym nawoływaniem o zmianę zachowania - udawać, że nic się nie stało.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 23:02, 14 Cze 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 7:37, 15 Cze 2012 Temat postu: Re: Dziedzictwo agresji |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Teraz mamy problem z EURO2012_kibolami.
Skąd tyle chuligaństwa w Polsce?
|
Wcale tak dużo tego chuligaństwa nie ma, a z pewnością nie więcej niż gdzie indziej.
Chuliganów jest niewielu. Przeglądałam różne fora, agresywne zachowania zostały przez znakomitą większość skrytykowane.
Prawda natomiast taka, że atawizmy się odzywają i panowie na wojnę idą.
Należałoby to umożliwić, przeznaczyć place do wojen między kibolami. obstawić Policją, medykami, sprawdzać czy na te place nie wnoszą kastetów, noży maczet i heja, niech się piorą po pyskach ile chcą.
Niech taki plac będzie potraktowany jak ring, nie ucierpi żadna osoba postronna, a potrzeby facetów zostaną zaspokojone.
Michał Dyszyński napisał: |
W moim przekonaniu dużo dokłada się obłędna koncepcja "profesjonalnego" wychowawcy.
|
Misiu, coś Ty taki agresywny dzisiaj?
Stworzono wzorzec, do jakiego należy równać. Problem zaś, nie w tym, że się pedagogom udaje, lecz w tym, że NIE.
Ja upatruję niepowodzeń w braku wiedzy na temat swoich dzieci ( i to niekoniecznie z powodu zaniedbań ) rodziców i braku profesjonalizmu pedagogów.
Mam dziecko w wieku szkolnym. Przeszłam przez wiele szkół podstawówka, gimnazjum, teraz technikum. Spotkania z belframi jeżyły mi włos na głowie. Brak szacunku do dzieci przeplatał się z brakiem przygotowania pedagogicznego.
Rodzice niszczą dzieci z niewiedzy, pedagodzy z niechęci.
To nie może być tak, że pedagog odreagowuje na dzieciaku swoje frustracje. Ma być profesjonalny! Zły samochód, kredyty i wredny szef nie może rzutować na jego pracę.
Dzieciak, który w domu słyszy tylko bluzgi, a potem w podobnej atmosferze jest traktowany w szkole NIE może być inny. Mamy dokładnie to co sobie wyhodujemy.
Czym się różni pedof.il od pedagoga? Tym , że ten pierwszy naprawdę kocha dzieci. Złośliwe, ale mówi wiele o stosunku pedagogów do swoich wychowanków.
c.d.n
spadam do roboty, przerwałam na dzisiaj urlop
Ostatnio zmieniony przez luzik dnia Pią 8:25, 15 Cze 2012, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 12:08, 15 Cze 2012 Temat postu: Re: Dziedzictwo agresji |
|
|
luzik napisał: | Mam dziecko w wieku szkolnym. Przeszłam przez wiele szkół podstawówka, gimnazjum, teraz technikum. Spotkania z belframi jeżyły mi włos na głowie. Brak szacunku do dzieci przeplatał się z brakiem przygotowania pedagogicznego.
Rodzice niszczą dzieci z niewiedzy, pedagodzy z niechęci. |
Moje dzieci z kolei, gdy były w gimnazjum opowiadały o bardzo fajnych nauczycielach, którzy nie mogli prowadzić lekcji, bo dużej części klasy chodziło przede wszystkim o wykazywanie się negatywne, rozbijanie lekcji, agresywne zachowania, niedopuszczalne odzywki.
Zrobiło się tak, że w szkole (myślę tu głównie o poziomie gimnazjum) mamy odsiew w stronę nauczycieli - kaprali, nauczycieli twardzieli. Pozostali się nie uchowają, bo zmasowany brak szacunku (nie tylko dla nauczycieli, ale w takim samym stopniu dla kolegów, którzy chcą się uczyć).
Mamy w Polsce kult łatwego sukcesu, opartego często o umiejętność (niezbyt przecież wymagającą) pokazania nagiego młodego ciała w tabloidzie. Dlatego w tej konkurencji gdzieś odpada inny ideał - po prostu pracy, wzajemnego szacunku ludzi, kontaktów opartych nie o rywalizację, a o życzliwość. Dlatego w szkołach zostaną wyłącznie ci pedagodzy, którzy nie dadzą sobie "w kaszę nadmuchać". Jednocześnie oznacza to, że osoby o bardziej łagodnym usposobieniu odejdą z zawodu. Wtedy wszyscy zaczną narzekać, że w szkołach mamy samych kaprali, albo kompletnych nieudaczników, nauczycieli dających sobie zakładać na głowę kosze na smieci.
Ten incydent z nauczycielem, któremu grupa młodych zakłada kosz na głowę jest znamienny. Podobno później, w innej szkole, ów nauczyciel radził sobie całkiem nieźle. I może nawet więcej nauczył, niż nauczyciel z kapralskim autorytetem, bo utrzymywanie w ryzach grupy młodych, napakowanych testosteronem i chęcią wykazania się przed komplami uczniów nie odbywa się bez skutków ubocznych. Cierpi na tym samo nauczanie, cierpi atmosfera życzliwości i pracy.
Nie chcę bronić złych pedagogów. Bo na pewno tacy są i dobrze byłoby, aby szkoły się ich pozbywały. Problem w tym, ze wg mnie może być tylko gorzej. Bo brakuje mądrej polityki rozprawiania się początkami przestępczości.
Nie zgadzam się z Tobą, że tego chuligaństwa jest mało. Jest go całkiem sporo. Są całe dzielnice, osiedla, na których niebezpiecznie jest pokazać się po zmroku. Na meczach ligowych rządzą "staruchy" i inni bonzowie kibolskiego półświadka.
Innym błędem współczesnych pedagogów jest idea integrowania wszystkich na siłę. Efektem jest sytuacja, gdy jeden uczeń z ADHD skupia 90% uwagi i cierpliwości nauczyciela na lekcji. Ja wiem, że dla tego ucznia pewnie jest lepiej, gdy uczy się on w grupie, gdy się integruje. Ale czy ktos myśli o kolejnych 25 pozostałych uczniach, którzy z powodu tego jednego gagatka mają lekcję na dużo dużo niższym poziomie, wciąż przerywaną upomnieniami dla rozbrykanej jednoski, wciąż w napięciu - co to nowego ów dzieciak wymyśli, na co trzeba będzie zareagować.
Pewnych rzeczy nie da się sensownie połączyć. Albo jest to tak trudne, że poradzi sobie z tym niewielka grupa pedagogów. Ja jestem za tym, aby znacząco modyfikować sposób postępowania wobec uczniów o różnych typach osobowości, inteligencji. Może grupę chłopców przesadnie skupionych na swoim etapie dojrzewania należałoby połączyć w jakąś klasę o paramilitarnym mechanizmie pracy, z reżimem, z jasnym systemem kar i nagród i żelazną konsekwencją. Jednocześnie osoby nie wymagające intensywnej pracy wychowawczej o wiele wiele więcej by zyskały, gdyby prowadzono z nimi zajęcia na zasadzie pewnej twórczej wolności, ekspresji, w atmosferze zwiększonego fermentu. Bo ci uczniowie z kolei są w stanie opanować swoją chęć ekspansji psychicznej i umieją dostosować się do reguł normalnego kontaktu międzyludzkiego.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 12:19, 15 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 17:25, 15 Cze 2012 Temat postu: Re: Dziedzictwo agresji |
|
|
Michał Dyszyński napisał: |
Innym błędem współczesnych pedagogów jest idea integrowania wszystkich na siłę. Efektem jest sytuacja, gdy jeden uczeń z ADHD skupia 90% uwagi i cierpliwości nauczyciela na lekcji. Ja wiem, że dla tego ucznia pewnie jest lepiej, gdy uczy się on w grupie, gdy się integruje. |
Nie uważam tego za błąd. W życiu spotykamy się z różnymi ludźmi i powinniśmy umieć z nimi żyć.
Swojego syna dałam do gimnazjum integracyjnego, by poznał " inne " dzieci, by nauczył się tolerancji, by nie zaskakiwały go inności.
Widzisz Misiek, oprócz wiedzy którą przekazują nauczyciele, jest jeszcze ta którą dzieciarnia czerpie od siebie nawzajem i ona jest nie mniej ważna.
Ostatnio zmieniony przez luzik dnia Pią 17:30, 15 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 17:40, 15 Cze 2012 Temat postu: Re: Dziedzictwo agresji |
|
|
Michał Dyszyński napisał: |
To tak - trochę na gorąco. Bo na pewno lista jest niepełna.
Jak na razie mamy sytuację, w której wiele polskich szkół zostało sprawnie sterroryzowane przez nieliczne grupy młodocianych kandydatów na przestępców. I nie ma na nich rady - bo to młodociani, bo "powinni tym zająć się nauczyciele", bo nie ma kontaktu z rodzicami, bo, bo, bo...
Tymczasem trzeba byłoby przemyśleć całe zjawisko i uznać jako oczywiste, że
- młodociany przestępca ma zwykle za rodziców osoby, które niestety nie pomogą w wychowaniu
- młodociany przestępca nie reaguje na normalne działania wychowawcze
- do młodocianego przestępcy (i jego rodziny) trzeba stosować dobrze opracowany, specjalny zestaw bodźców, ale sami nauczyciele sobie z tym nie poradzą.
Jeśli będzie tak jak teraz - tzn. nauczyciele będę przepuszczać takich przestępców do następnych klas (bo chcą się ich wreszcie pozbyć ze szkoły, jako że każdy dzień, w którym młodociany przestępca jest w szkole oznacza stratę dla nauki i wychowania pozostałych uczniów) i - poza żałosnym, totalnie ignorowanym nawoływaniem o zmianę zachowania - udawać, że nic się nie stało. |
Przypomina mi się od razu teoria Gietrycha O tolerancji.
To było przerażające. Z normalnej młodzieży, rozbrykanej, ciekawej świata młodzieży robiono przestępców.
Uważam, że zawód nauczyciela zobowiązuje. Taka osoba powinna być charyzmatyczna, kochać dzieci i mieć na nie pomysły.
Dla młodzieży zdemoralizowanej są ośrodki wychowawczo-poprawcze, kuratorzy rodzinni. Nauczyciele nie pozostają sami z problemami.
Ostatnio zmieniony przez luzik dnia Pią 17:43, 15 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 17:42, 15 Cze 2012 Temat postu: Re: Dziedzictwo agresji |
|
|
luzik napisał: | Michał Dyszyński napisał: |
Innym błędem współczesnych pedagogów jest idea integrowania wszystkich na siłę. Efektem jest sytuacja, gdy jeden uczeń z ADHD skupia 90% uwagi i cierpliwości nauczyciela na lekcji. Ja wiem, że dla tego ucznia pewnie jest lepiej, gdy uczy się on w grupie, gdy się integruje. |
Nie uważam tego za błąd. W życiu spotykamy się z różnymi ludźmi i powinniśmy umieć z nimi żyć.
Swojego syna dałam do gimnazjum integracyjnego, by poznał " inne " dzieci, by nauczył się tolerancji, by nie zaskakiwały go inności.
Widzisz Misiek, oprócz wiedzy którą przekazują nauczyciele, jest jeszcze ta którą dzieciarnia czerpie od siebie nawzajem i ona jest nie mniej ważna. |
Zgadzam się. I nie mam nic przeciwko integracji w rozsądny sposób. Są miejsca i sytuacje, gdzie integracja świetnie się sprawdza - na pikniku, na lekcjach nie wymagających szczególnych umiejętności, a mogących zaangażować wszystkich.
Ale wydaje mi się, że warto rozważyć sensowność rozwiązania, w którym
np. 95% uczniów traci, a tylko jeden zyskuje, bo nauczyciel musi wszystko robić pod niego. Przy czym nawet nie ma gwarancji, że cała ta operacja przyniesie pozytywny ostateczny efekt.
Czy uważasz, że to jest rzeczywiście takie sensowne rozwiązanie?
Wierz mi, że wiele spokojnych, nastawionych na naukę dzieci bardzo źle wspomina swoje czasy szkolne, właśnie dlatego, że byli zintegrowani z kolegami, którzy nie mieli ochoty, czy możliwości się uczyć, którzy (nie oceniam ich od strony etycznej, bo może ich struktura psychiczna nie pozwalała na zmianę postawy...) mieli tak wielki deficyt grupowej aktywności i interakcji, że kompletnie rozbijali zajęcia na większości lekcji.
Np. moje dzieci wspominają gimnazjum źle. I głównie właśnie z tego powodu.
Moim zdaniem chyba warto wziąć pod uwagę dobro obu stron tej zintegrowanej układanki - nie tylko tych kilku jednostek, które zyskują, ale może także (dziwne!...) jakiejś większości, która traci, która w jakiś sposób cierpi.
A może dałoby się jakoś zrobić, aby wilk był syty i owca cała?...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 17:53, 15 Cze 2012 Temat postu: Re: Dziedzictwo agresji |
|
|
Michał Dyszyński napisał: |
Wierz mi, że wiele spokojnych, nastawionych na naukę dzieci bardzo źle wspomina swoje czasy szkolne, właśnie dlatego, że byli zintegrowani z kolegami, którzy nie mieli ochoty, czy możliwości się uczyć, którzy (nie oceniam ich od strony etycznej, bo może ich struktura psychiczna nie pozwalała na zmianę postawy...) mieli tak wielki deficyt grupowej aktywności i interakcji, że kompletnie rozbijali zajęcia na większości lekcji.
Np. moje dzieci wspominają gimnazjum źle. I głównie właśnie z tego powodu.
Moim zdaniem chyba warto wziąć pod uwagę dobro obu stron tej zintegrowanej układanki - nie tylko tych kilku jednostek, które zyskują, ale może także (dziwne!...) jakiejś większości, która traci, która w jakiś sposób cierpi.
A może dałoby się jakoś zrobić, aby wilk był syty i owca cała?... |
Michał, szkoła to nie jest koncert życzeń i nie my nie wybieramy z kim będziemy się uczyć. Klasa to zbiór różnych dzieci w wieku od do.
Co Ty chcesz zrobić z chorymi dziećmi, bo nie bardzo rozumiem?
Dziecko z ADHD nie odpowiada rodzicom, bo przeszkadza, dziecko chore na AIDS tez, bo może zarazić.
Szkola ma uczyć, także zachowań, a w życiu okazać się może ze nasz sąsiad ma ADHD, zaś koleżanka z pracy HIVa.
Lepiej przerobić to w młodości, bo na stare lata zbytnio kostniejemy by przyjmować to bezboleśnie.
Ostatnio zmieniony przez luzik dnia Pią 17:56, 15 Cze 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 14:19, 16 Cze 2012 Temat postu: Re: Dziedzictwo agresji |
|
|
luzik napisał: | Michał Dyszyński napisał: |
Wierz mi, że wiele spokojnych, nastawionych na naukę dzieci bardzo źle wspomina swoje czasy szkolne, właśnie dlatego, że byli zintegrowani z kolegami, którzy nie mieli ochoty, czy możliwości się uczyć, którzy (nie oceniam ich od strony etycznej, bo może ich struktura psychiczna nie pozwalała na zmianę postawy...) mieli tak wielki deficyt grupowej aktywności i interakcji, że kompletnie rozbijali zajęcia na większości lekcji.
Np. moje dzieci wspominają gimnazjum źle. I głównie właśnie z tego powodu.
Moim zdaniem chyba warto wziąć pod uwagę dobro obu stron tej zintegrowanej układanki - nie tylko tych kilku jednostek, które zyskują, ale może także (dziwne!...) jakiejś większości, która traci, która w jakiś sposób cierpi.
A może dałoby się jakoś zrobić, aby wilk był syty i owca cała?... |
Michał, szkoła to nie jest koncert życzeń i nie my nie wybieramy z kim będziemy się uczyć. |
Zgadzam się z tą tezą do pewnego stopnia. Ale uważam przy tym, że SENSOWNIEJ jest zastosować ją w kierunku, gdzie więcej osób korzysta, a mniej traci. Bo taką regułę można stosować tak:
A Szkoła to nie koncert życzeń - niech straci 25 osób, a wygra jedna, wtedy jest ok.
B Szkoła to nie koncert życzeń - niech zyska 25 osób, a straci jedna, wtedy jest ok.
Co lepiej jest wybrać?...
Czy kraj konkurujący z innymi krajami na rynku gospodarki i edukacji może sobie pozwolić na zmarnowanie kilku lat życia zdolnych ludzi, tylko z powodu jakiejś ideologicznej edukacyjnej ortodoksji. Tylko dlatego, że KONIECZNIE MUSIMY SIĘ INTEGROWAĆ BEZ WZGLĘDU NA KOSZTY?!!!
Czy równanie - zawsze w dół - jest tą optymalną strategią?...
A może dałoby się dać tym zdolnym młodym ludziom taki czas w szkole, który nie będzie odczuwany jako totalna nuda, intelektualna mizeria i walka z irytacją związaną z tym, że trzeba obserwować, jak nauczyciel tłumaczy 10 razy to samo osobie, która i tak za chwilę to zapomni, która (z racji swoich wrodzonych małych predyspozycji) i tak ostatecznie będzie pracować, żyć bez korzystania z tej wiedzy, którą teraz wszyscy z takim mozołem próbują jej sprzedać?...
Oczywiście, w życiu można robić najbardziej nieefektywne rzeczy. Można - jak za komuny - marnować zdolności wybitnych informatyków, sprawiając, że zamiast tworzyć rzeczy wielkie, będą hodować świnie. Można wyjść z założenia, że każdy powinien robić coś dokładnie przeciwnego, niż to wynika z jego predyspozycji - czyli mało zdolni powinni uczyć się i uczyć, a zdolni i intelektualnie aktywni nudzić, patrząc na mało owocne wysiłki uczenia owych niezdolnych. Można taki świat sobie zmontować, uznać go za optymalny. Ale ja mam w tej materii inne zdanie.
I na koniec:
Uważam przy tym, że robiąc integrację INTELIGENTNIE, a więc tak, żeby jak najmniej traciły obie strony, da się osiągnąc efekt, w którym obie strony będą ostatecznie zyskiwały. Taka inteligentna integracja jest trudna. To fakt. Bo trzeba dość dynamicznie zmieniać grupy, trzeba indywidualnie pracować z uczniami, nie marnować ich czasu. Ale jest możliwa. I nawet dla tych słabszych może ona okazać się ostatecznie korzystniejsza, bo nie będzie wylewała się na nich cała gorycz, związana z poczuciem zmarnowanego czasu przez dzieci zdolne. Bo ta gorycz dokłada się później do wielu negatywnych zachowań w grupie. Dzieci nie są takie głupie i wiedzą, co powoduje, że ich czas w szkole jest zmarnowany. I wiedzą, że część ich nienawiści do systemu edukacji wynika nie z winy nauczycieli, ale np. owego przymusu integrowania wszystkiego na siłę. Dlatego naturalne jest do pewnego stopnia przypisywanie winy osobie, przez którą większość osób traci. Gdyby tej straty było mniej, gdyby to odbywało się jakoś bardziej "miękko", to i negatywne reakcje byłyby słabsze.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 14:35, 16 Cze 2012, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 15:44, 16 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Michale, jak chcesz zagospodarować dzieci chore? Co zrobić by nie przeszkadzały innym w nauce.
Czy zniesiesz dla nich obowiązek szkolny, czy stworzysz dla nich szkoły ( kilka szkol w kraju, gdzie by można dzieci z ADHD i inne " przeszkadzające edukować?
A może to wybitnie uzdolnione dzieci umieścić w placówkach dla geniuszy?
Ostatnio zmieniony przez luzik dnia Sob 15:45, 16 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 16:18, 16 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
luzik napisał: | Michale, jak chcesz zagospodarować dzieci chore? Co zrobić by nie przeszkadzały innym w nauce.
Czy zniesiesz dla nich obowiązek szkolny, czy stworzysz dla nich szkoły ( kilka szkol w kraju, gdzie by można dzieci z ADHD i inne " przeszkadzające edukować?
A może to wybitnie uzdolnione dzieci umieścić w placówkach dla geniuszy? |
To są dobre pytania. I myślę, że można znaleźć na nie sensowne odpowiedzi.
W szczególności - jak wcześniej pisałem - są obszary, w których integracja jest możliwa bez strat którejkolwiek ze stron - np. lekcje wychowawcze, wycieczki, częściowo przedmioty humanistyczne.
Myślę, że dzieci z większym stopniem choroby, upośledzenia powinny mieć faktycznie osobne zajęcia. I tak to dzisiaj się odbywa. Może też dałoby się stworzyć klasy o specjalnym profilu dla dzieci z ADHD (więcej sportu, a mniej siedzenia w ławce?...).
Nie łudźmy się, że idąc wbrew fizjologii dziecka (wielogodzinne trzymanie w ławce dziecka z ADHD) uzyskamy sensowne efekty edukacyjne. Z dzieckiem bez tego zaburzenia pójdzie już lepiej.
Nie jestem za placówkami dla geniuszy, bo to dość trudno byłoby zorganizować. Może w większych miastach by się udało. Poza tym trochę to samo się rozwiązuje, bo zdolne dzieci idą do lepszych gimnazjów i liceów, a tam mają wyższy poziom. I wcale nie jest to złe.
Myślę, że jest w tym jeszcze jedna kwestia do wyjaśnienia. Trudna kwestia, związana z samooceną.
Czy powinniśmy komuś mówić, że np. jest mniej inteligentny?
A może udawać do końca, że jest "Einsteinem inaczej"?
Bo część lewackich pedagogów próbuje tworzyć fikcyjny świat, w którym ludzie się nie różnią między sobą - wszyscy są tak samo inteligentni, zdolni, usportowieni. W tym świecie kobiety i mężczyźni są identyczni, a różnice pomiędzy nimi to wyłącznie efekt kalki wychowawczej wdrukowywanej wszystkim od dziecka.
Dla mnie droga w tym kierunku to paranoja. To zaprzeczenie pewnej godności człowieka. Tą godnością jest po prostu prawo do prawdy i do zmierzenia się z problemem w uczciwy sposób. Sam uważam, że są ludzie ode mnie inteligentniejsi i mniej inteligentni. Jestem sobie gdzieś w środku stawki (mniejsza o to bliżej którego końca). W pewnych zakresach wiedzy, zdolności jestem lepszy, w innych gorszy. Ale to żaden dramat, że nie jestem równy wszystkim, a oni równi mi. Akceptuję to, że mam swoje słabości, obszary bycia "gorszym". Ja mam w jednym zakresie, ktoś w innym. I nie zamierzam integrować się geniuszami malarstwa, udając, że jestem w stanie namalować lepiej, niż uzdolnieni plastycznie koledzy.
Przyjmijmy więc tak dowartościowujący model, że każdy jest w czymś dobry, może bardzo dobry, ale jednocześnie gdzieś jest gorszy i tam integracja będzie dobra tylko dla grupy zbliżonej do mnie w zakresie danej dziedziny.
To z resztą żaden wielki wynalazek, ale rzeczy znana od lat. Ja grywam na portalu internetowym w szachy. Tutaj każdy ma swój ranking. Dobrze odpowiada on sile gracza - przy czym większość osób chce rozgrywać partie z graczami o podobnym rankingu. Granie ze słabeuszami rozleniwia i nie sprawia satysfakcji, z kolei jeśli przyjdzie rozegrać partię ze zbyt silnym przeciwnikiem, to człowiek zapewne będzie musiał zmierzyć się z poczuciem bezradności wobec siły jego umiejętności. Więc grywa się w gronie zbliżonym umiejętnościami. Tak jest najfajniej. Najprzyjemniej. Dla wszystkich stron.
Gdybym teraz nawet został - jakoś honorowo - dopuszczony do grona szachistów o bardzo wielkiej sile, to wcale nie czułbym się (mimo "nobilitacji") dobrze. Przecież nie jestem głupi i wiem, że takie dopuszczenie to rodzaj łaski, że na nie nie zasłużyłem swoimi umiejętnościami. I w podobny sposób traktuję inne dziedziny.
Zawsze jesteśmy od kogoś gorsi, a od kogoś lepsi. Warto zaakceptować ten fakt, bo to oszczędza rozczarowań i podjęcia wielu nietrafionych decyzji.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
luzik
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 7765
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:01, 16 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Mamy szkoły dla dzieci opóźnionych w rozwoju, mamy szkoły integracyjne. Nie ma potrzeby dalszego różnicowania dzieci.
Uważam natomiast, że powinna być ostra selekcja przy naborze do zawodu nauczyciela.
Dobry nauczyciel powinien umieć radzić sobie z dziećmi. Powinien mieć odpowiednie predyspozycje, a także zostać wyposażony w umiejętności, które pozwolą mu skutecznie modelować materiał jaki dostaje.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 18:47, 16 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
luzik napisał: | Mamy szkoły dla dzieci opóźnionych w rozwoju, mamy szkoły integracyjne. Nie ma potrzeby dalszego różnicowania dzieci. |
Dla mnie sytuacja nie jest na raz ustalona. W jednych miejscach może być lepiej zróżnicować, w innych może zintegrować. A najwięcej zależy od tego JAK to zostanie wykonane. Bo zarówno rozdzielenie, jak i integracja mogą być robione dobrze i źle.
luzik napisał: | Uważam natomiast, że powinna być ostra selekcja przy naborze do zawodu nauczyciela.
Dobry nauczyciel powinien umieć radzić sobie z dziećmi. Powinien mieć odpowiednie predyspozycje, a także zostać wyposażony w umiejętności, które pozwolą mu skutecznie modelować materiał jaki dostaje. |
Po pierwsze nie wszystkiego da się nauczyć, "wyposażyć". Właściwie to ja (osoba z 10 letnim stażem nauczycielskim - dziś nie pracująca w szkołach) dzisiaj skłaniam się do wniosku, że większa część talentów nauczycielskich jest raczej wrodzona, niż dająca się wyuczyć. Mało tego, uważam że tego rodzaju zdolności można wręcz nabyć, bądź stracić - niezależnie od wykształcenia.
Innym problemem jest kwestia, czy mamy w czym wybierać. Przy dzisiejszych warunkach pracy i wynagradzania nauczycieli można wybierać raczej pedagogów średniego poziomu. Osoby najbardziej kreatywne raczej dziesięć razy się zastanowią, niż podejmą pracę w tak ciężkich warunkach, za tak skromną pensję, przy taki niskim statusie społecznym.
Oczywiście nie zmienia to postaci rzeczy, że jest wiele osób do usunięcia z tego zawodu. Jak z resztą z każdego chyba zawodu.
Ale przestrzegałbym przed pochopnym kwalifikowaniem nauczycieli jako dobrych i złych z zasady. Według mnie raczej jest tak, że są nauczyciele dobrzy dla jednego rodzaju uczniów (a gorsi dla innych) i odwrotnie. Ja w swojej pracy byłem lubiany przez uczniów o dużej dojrzałości - takich, którzy umieją sami się motywować. Oni doceniali to, że nie stosuję wobec nich "chwytów", że nie idę na tanie układy obfitujące w nagrody i kary. Takich uczniów jednak nie było zbyt wielu. I zdaję sobie sprawę z tego, że słabo sprawdzałem się w klasach, gdzie przeważają uczniowie wymagający dodatkowych zachęt do pracy. Ja przyznaję uczciwie - jestem raczej słabym "motywatorem". Gdzieś wewnątrz mnie tkwi nieusuwalne przeświadczenie, że wiedza jest wartością samą w sobie, a nagrody i kary bardziej psują poprawność motywacji i zaangażowania, niż wnoszą coś pozytywnego. Dlatego motywując nagrodami i karami działam w sposób dość nieszczery wobec siebie. I to po mnie widać "i czuć".
Czy miałem jakieś sukcesy w tym podejściu? - Wg mnie tak - bo przychodzili do mnie uczniowie specjalnie i prosili o dodatkowe zajęcia. Tylko ze mną chcieli je mieć. Czy miałem tu też porażki?
- Ano miałem i takie poczucie, bo znacząca część uczniów nie bardzo rozumiała moje podejście, lepiej czuli się z kolegami - nauczycielami, którzy wyraźniej ustawiali swoje oczekiwania w postaci silnych sygnałów - kar i nagród.
Ale czy - TAK OGÓLNIE - byłem dobrym, czy złym nauczycielem?
- Na to chyba nie ma prostej odpowiedzi. Bo wyniki zależały od klasy. Wydaje mi się, że "spod mojej ręki" wyszło zadziwiająco dużo osób, które chciały zgłębiać wiedzę właśnie mojego przedmiotu (sam się tym dziwiłem). Z drugiej strony pewnie spora grupa uczniów wspomina mnie jako osobę niezrozumiałą w swoich oczekiwaniach, może nawet "fałszywą" (bo nie rozpoznawali moich emocji).
Z doświadczenie też wiem, że zwykle tak jest, że jedni nauczyciele lepiej radzą sobie z jednymi klasami, a inni z innymi. I będę się upierał, że nie ma jednego wzorca dobrego nauczyciela. Jest całe spektrum nauczycieli o akceptowalnym typie podejścia do uczniów. I to chyba nawet dobrze, że ci nauczyciele są różni, bo dzięki temu uczniowie poznają różne typy podejścia, różne własne reakcje na odmienność typów motywowania, sposobów przekazu treści. Dziś z perspektywy lat, uważam że - mimo wielu różnic - do swoich nauczycieli nauczyłem się bardzo wielu różnych rzeczy. I czasem to właśnie dzięki temu, że byli jakoś ułomni.
Słyszałem historię o bardzo ciekawym przypadku nauczyciela w jednej z prowincjonalnych szkół. Oto ten nauczyciel miał wyjątkowo dużo uczniów osiągających wybitne wyniki w olimpiadach przedmiotowych. Wiele osób zastanawiało się: co to za geniusz dydaktyczny?... Okazało się coś zaskakującego - ponoć ten nauczyciel, swoją dziedzinę wiedzy znał... relatywnie słabo! Za to po prostu dobrze motywował uczniów do pracy. Z drugiej strony znałem inny podobny przypadek, który działał dzięki temu, że nauczyciel w ogóle "olał" pracę ze zwykłymi uczniami i tylko nastawił się na olimpijczyków. Pozostali byli poszkodowani.
Piszę to dlatego, że widzę łatwe generalizowanie w rodzaju "zostawmy sobie tylko tych najlepszych nauczycieli". Uważam, ze to się nie za bardzo uda. Bo w zależności od wybranego kryterium możemy poszkodować określoną grupę uczniów - zabierając im najbardziej odpowiednich dla nich pedagogów.
Usuwać jest sens tylko tych ewidentnie nieodpowiednich. W każdym razie ten słynny przypadek nauczyciela, któremu uczniowie zakładali kosz na głowę też nie jest jednoznaczny. Po przejściu do innej szkoły ów nauczyciel miał całkiem dobre wyniki pracy dydaktycznej. Po prostu nie nadawał się tylko do pracy z najbardziej rozwydrzonymi jednostkami.
A jednocześnie nauczyciele świetnie radzący sobie z trudną młodzieżą mają małe szanse zaimponować młodzieży ambitnej. Tu działa zupełnie inny typ motywacji (intelekt, a nie wykazanie się twardością). To wszystko jest o wiele bardziej skomplikowane, niż się wydaje...
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 18:50, 16 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|