Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Definicje - czym są, w tym definicje wiary
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 12:49, 11 Kwi 2018    Temat postu:

Irbisol napisał:
@MD
MY się pogubiliśmy w definicjach?
Idealny przykład, jak zaprzeczasz sam sobie, jest bezpośrednio wyżej.

Proste kryteria oceny, czy dana metoda określania światopoglądu nie powinna być od razu odrzucona:

1. Zgodność z logiką tez światopoglądu.
2. Niemożliwość dojścia do sprzecznych wniosków o dużym stopniu pewności przy stosowaniu tego sposobu.

Wszystko - cała filozofia. A nawet to potrafisz przekręcić.
Byle tylko się nie przyznać, byle zatkać uszy i krzyczeć "lalalala, arbitralne i nieuzasadnione".

------

Z dostępem do prawdy znowu tak naprawdę atakujesz wiarę chodnikową.
Przecież na 100% NIE WIADOMO, jak będzie. I już zrównujesz wiarę religijną z czymkolwiek, co nie jest pewne na 100%. A co oczywiście cały czas odróżniasz.

Nie rozumiem tego, co tu piszesz, odbieram to jako zdania bez spójnej, rozumowej treści, czyli że piszesz jakieś ogólnikowe hasła w stylu sloganu reklamowego, takie które znaczą wszystko i nic, ale nic rzeczywiście sensownego. Ostatecznie nie potrafię Twojemu tekstowi w swoim umyśle NADAĆ ZNACZEŃ jako tako rozsądnych. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to może być bardziej skomplikowane, bo albo Ty nie potrafisz się wysłowić, albo ja po prostu nie potrafię Cię zrozumieć. Może tak być... :think:

PS
Niedawno spojrzałem na Twoją dyskusję z placusiem i przyszło mi do głowy, że może Ci się mieszają dwa różne wątki na podobne tematy, które prowadzisz. Bo to co do mnie piszesz zawiera nieraz elementy, które nie wiadomo skąd tutaj wskakują. Chcę zaznaczyć, że placus ma inną wizję wiary, a ja inną. Nie mieszaj tych ujęć.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 18:36, 11 Kwi 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6618
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:36, 11 Kwi 2018    Temat postu:

Pierwszymi ofiarami zakłamania są słowa, których znaczenia się zmienia. Z jakiegoś powodu (może by dowartościować wiarę?) nazywa się to co ludzie od pokoleń nazywają wiedzą - wiarą. Czyli twierdzi się że mianem wiedzy można nazwać tylko wiedzę absolutną czy wszechwiedzę, a tak to jest wiara. Nie odróżniając w ten sposób wiedzy od wiary. To tak jakby twierdzić że wiedza o tym że w pokoju mam szafę jest dokładnie równa wierze że ta szafa jest portalem prowadzącym do innego wymiaru. Mam propozycję - nie zmieniajmy znaczeń słów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 16:51, 11 Kwi 2018    Temat postu:

Andy72 napisał:
Mam propozycję - nie zmieniajmy znaczeń słów.
Ten fenomen już przerabialiśmy z miernym skutkiem -> palono księgi, ludzi,, i nic co (nie)ludzkie nie było w stanie zniszczyć ludzkiego ducha i niech tak naturalnie - (id est w "myśl" Matki Natury czyli obyśmy się nie wynaturzali dla przykładu fundammentalizmem słów - zostanie "na wieki wiekow, amen" :)

Jeśli chcesz, Andy72, konstruktywnie dyskutować z kimkolwiek, to potrzeba z interlokutorem stworzyć kontekst dyskusji i definicje robocze a nie fundamentalistyczne, bo te ostatnie prowadzą do fenomenu "ja mu bukłaczkiem, a on mi Wilcze Doły" a w pierwszym scenariuszu kreatywność i innowacja = inna owacja kwitną :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:59, 11 Kwi 2018    Temat postu:

Andy72 napisał:
Pierwszymi ofiarami zakłamania są słowa, których znaczenia się zmienia. Z jakiegoś powodu (może by dowartościować wiarę?) nazywa się to co ludzie od pokoleń nazywają wiedzą - wiarą. Czyli twierdzi się że mianem wiedzy można nazwać tylko wiedzę absolutną czy wszechwiedzę, a tak to jest wiara. Nie odróżniając w ten sposób wiedzy od wiary. To tak jakby twierdzić że wiedza o tym że w pokoju mam szafę jest dokładnie równa wierze że ta szafa jest portalem prowadzącym do innego wymiaru. Mam propozycję - nie zmieniajmy znaczeń słów.

Z postulatem nie zmieniania znaczeń słów się zgodzę. Ale też chcę zaznaczyć, że sprawa wcale nie jest oczywista. Bo zmieniać można jedynie coś, co jest już określone, znane. Tymczasem w zakresie tych dwóch pojęć - wiedza i wiara - mamy dość podstawowy problem z określenie stanu początkowego, tego zasadniczego, który ewentualnie dalej byłby bazą do ustalenia, czy coś w ogóle zmieniamy, czy nie.
Bo słusznie zauważasz tutaj, że wiedzy absolutnej nie ma. Jakoś tam zasadnie podważać da się wszystko. Mamy płynne przejście od stanów bardzo dużej wątpliwości co do czegoś, poprzez średnie, małe wątpliwości, aż do stanu jakiejś tam pewności. I teraz zadekretowanie czegoś "tu ma być pewność" w sytuacji gdy wciąż jednak nie wiemy jak daną rzecz traktować - takie zadekretowanie samo w sobie też jest zakłamaniem. Postulat pewności, czyli jakieś takie sobie postanowienie "od dzisiaj tę rzecz uznam za pewną", w sytuacji gdy na początku były rzeczywiście poważne wątpliwości, gdy jednak spora szansa była na to, że dana rzecz ma się inaczej, byłby drogą w kłamstwo. I im więcej tak byśmy rzeczy sobie "postanowili", tym więcej potencjalnych fałszów wygenerujemy, a z rachunku prawdopodobieństwa wynika, że w końcu któryś z tych fałszów da o sobie znać, my zaś staniemy się "posiadaczami pewności", która powiedzie nas w błędne rozstrzygnięcia, może nawet poważne straty życiowe, moralne - jednym słowem sami się oszukamy.
Z pojęciem wiary mamy bowiem ten problem, że fajnie jest zadekretować "uwierz", lecz trudniej jest ustalić: w co mam uwierzyć? - W daną rzecz na plus, czy na minus, w to, że coś zachodzi, czy w to, że jednak nie zachodzi.

Zwykłym chciejstwem "chcemy, żeby wiedzieć, więc uwierzmy, że to coś jest pewne" nie da się zbudować rozsądnego stanu umysłu. I to mimo tego, że ma się najlepsze intencje, pomimo tego, że człowiek gotów jest wszystko (może i życie) poświęcić za czymś tam. Ale świat i życie mogą sobie z niego zakpić - bo jak źle coś rozeznał, a się poświęcił, to owo poświęcenie będzie zmarnowane, ośmieszy tego, który głupio się poświęcił.
Wiara - w sensownym rozumieniu tego pojęcia - jest czymś więcej, niż prostym przypisaniem statusu "jestem pewien" do jakiegoś stwierdzenia. Sprowadzanie rozważania o wierze do takiego prostego i arbitralnego aktu nadawania pewności czemuś - bez pytania na jakich zasadach to nadanie zachodzi - gubi istotę wiary. Także wiary religijnej. To trzeba w sobie przemyśleć, odejść od naiwnego obrazu, w którym wiarę się sobie nakaże "bo tak trzeba".

Jest taki ciekawy tekst w Biblii na temat wiary:
Ew. Łukasza napisał:

Apostołowie prosili Pana: Przymnóż nam wiary. (6) Pan rzekł: Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze, a byłaby wam posłuszna.


Radą Jezusa na słabą wiarę wcale nie coś w stylu: uwierzcie bardziej mocą swojego arbitralnego nakazu. Raczej mamy tu odwrotną wskazówkę: uwierz na początek mniej! Bo na początku wiara ma być jak malutkie ziarenko, potem ma wzrastać!
Ci co chcą wierzyć dekretowaniem sobie różnych rzeczy, jak im tak wypadnie, jaka jest "potrzeba", ostatecznie dorobią się różnych głupich wiar. Lepiej jest mieć wiarę dobrze wybraną, nie buńczuczną, nie ogarniającą wszystko na początek - wiarę jak malutkie ziarenko. Ale trzeba ową wiarę rozwijać - jak będzie dobrze dobrana na początek, to da się rozwinąć do wielkiego drzewa. Ten wzrost od czegoś, małego opisany jest w innej przypowieści:
Ew. Mateusza napisał:
Inną przypowieść im przedłożył: Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej roli. (32) Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie, jest większe od innych jarzyn i staje się drzewem, tak że ptaki przylatują z powietrza i gnieżdżą się na jego gałęziach.

Wiara - ta poprawna - nie jest wiarą łatwą, nadawaną po uważaniu i kapryśnie - jest WIARĄ WYPRACOWANĄ, taką która zaczyna od postaci minimalnej (minimum założeń na początek - ale dobrych! - założeń), a ostatecznie rozrasta się do bogatej struktury, dającej wspaniały efekt końcowy (ptaki się mogą gnieździć w gałęziach).


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 18:01, 11 Kwi 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kromagus




Dołączył: 16 Kwi 2018
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 22:15, 16 Kwi 2018    Temat postu:

Trochę przeskrolowałem środkowe strony na szybko, bo się trochę zapętliliście z dala od tematu głównego, a chciałbym tu go ugryźć podobnie jak Irbisol, ale od trochę innej strony. Mam nadzieję, że jeszcze nie było.

Michał Dyszyński napisał:

Generalnie gdyby zanalizować kontekst najbardziej ogólnie dla koncepcji wiara, to będziemy mieli sytuację, w której
1. ktoś coś stwierdza
2. istnieją wątpliwości, czy owo stwierdzenie jest poprawne/prawdziwe
3. jeśli odbiorca/akceptant owego stwierdzenia przyjmie poprawność, prawdziwość to powiemy, że "uwierzył", a jeśli nie to "nie uwierzył".
To byłaby chyba najbardziej ogólna postać definiowania koncepcji wiary.


To są zupełnie inne sytuacje - wiara w kontekście Boga a wiara w czyjeś słowa. W języku angielskim są na to osobne terminy: "faith" i "belief". Niezbędnym komponentem wiary-faith jest byt nadrzędny, stanowcze i świadome oddanie się mu i/lub oddawanie mu czci. Z kolei wiara-belief (czyli twoje uwierzenie w czyjeś stwierdzenie) to po prostu domniemanie prawdy. Oczywiście w języku potocznym bardzo często słowa te są stosowane zamiennie, tym niemniej jest to relacja asymetryczna - wiara-belief może być zamiennikiem wiary-faith ("I believe in Jesus Christ" = "I have faith in Jesus Christ"), ale zamiana w drugą stronę jest możliwa tylko na zasadzie hiperboli albo przenośni ("I have faith in you" nie jest wyznaniem wiary w inną osobę, a wyrażeniem nadziei o jej powodzeniu).

Irbisol nazwał wiarę-faith wiarą religijną, ale wydaje mi się, że angielskie odpowiedniki dużo lepiej obrazują problematykę i lepiej obrazują, że wiara ateistyczna to coś zupełnie innego niż wiara teistyczna. Teizm opiera się ściśle na wierze-faith, a ateizm zazwyczaj* na wierze-belief, a zatem na pojęciu o wiele uboższym i mniej zobowiązującym. Nie jest możliwe sztywne zestawienie tych dwóch wiar, ponieważ opisują one inne zjawiska.

* są pewne odstępstwa, istnieją ludzie zamieniający obiekt wiary-faith na innego bożka czy totem (np. scjentyzm), ale nie należy to do definicji ateizmu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:38, 16 Kwi 2018    Temat postu:

kromagus napisał:
W języku angielskim są na to osobne terminy: "faith" i "belief". Niezbędnym komponentem wiary-faith jest byt nadrzędny, stanowcze i świadome oddanie się mu i/lub oddawanie mu czci. Z kolei wiara-belief (czyli twoje uwierzenie w czyjeś stwierdzenie) to po prostu domniemanie prawdy. Oczywiście w języku potocznym bardzo często słowa te są stosowane zamiennie, tym niemniej jest to relacja asymetryczna - wiara-belief może być zamiennikiem wiary-faith ("I believe in Jesus Christ" = "I have faith in Jesus Christ"), ale zamiana w drugą stronę jest możliwa tylko na zasadzie hiperboli albo przenośni ("I have faith in you" nie jest wyznaniem wiary w inną osobę, a wyrażeniem nadziei o jej powodzeniu).

Dzięki za ten cenny głos. To odniesienie do angielskich słów sporo porządkuje dla owego tematu. Ale też chyba problemu do końca nie rozwiązuje.

Bo jednak wiara religijna jakoś z wiarą w stwierdzenia (belief) się łączy. Jest trochę inna, bo zawiera element adoracji, poszukiwania kontaktu osobowego, jakiegoś takiego ogólnego zawierzenia. Ale jest w niej też element tego uwierzenia w jakieś zdarzenia - że one naprawdę zaszły. Choć oczywiście wierzący religijnie nawet nie do końca sobie owe subtelności uświadamia. Podobnie jak ateista wierzący w poprawność teorii relatywistycznej (o ile nie jest akurat fizykiem) wierzy "tak ogólnie", ze się fizycy nie pomylili w tej teorii.
Ale spostrzeżeń można by tu snuć wiele różnych. Zadajmy więc pytanie: co jest tak naprawdę clou sporu?...
Ateista chciałby chyba ustawić sytuację wiary teisty bardziej na pozycji belief - aby teista po prostu wytłumaczył się ze stwierdzeń, które jego religia ogłosiła. Teista, wierzący faith uważa to za niespecjalnie potrzebne, bo to nie w stwierdzenia takie, czy inne on wierzy, ale właśnie w jakąś taką osobową moc i rzeczywistość.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kromagus




Dołączył: 16 Kwi 2018
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pon 23:52, 16 Kwi 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Bo jednak wiara religijna jakoś z wiarą w stwierdzenia (belief) się łączy.

Owszem. Różnica polega głównie na, hm, nazwałbym to koniecznością zaufania. Wiara w Boga koniecznie ufa Bogu, wiara w naukę może ufać, ale nie musi.

Michał Dyszyński napisał:
element tego uwierzenia w jakieś zdarzenia - że one naprawdę zaszły.

To można wyprowadzić wprost z typu religii. Deista nie wierzy np. że zdarzenia opisane w Biblii miały miejsce, bo wierzy również, że kontakt bezpośredni Boga z człowiekiem jest niemożliwy. Z kolei chrześcijanin wierzy w zdarzenia biblijne, bo Biblia jako nierozłączny element kultu podlega tym samym zasadom zaufania, co sama wiara w Boga.

Michał Dyszyński napisał:
Ateista chciałby chyba ustawić sytuację wiary teisty bardziej na pozycji belief - aby teista po prostu wytłumaczył się ze stwierdzeń, które jego religia ogłosiła. Teista, wierzący faith uważa to za niespecjalnie potrzebne, bo to nie w stwierdzenia takie, czy inne on wierzy, ale właśnie w jakąś taką osobową moc i rzeczywistość.

Albo np. żeby teista dostrzegł, że indukcja ateisty (przejawów Boga osobowego jest coraz mniej, więc pewnie w końcu nie będzie ich wcale) ma większą wartość niż zaufanie teisty.

Mi się z kolei wydaje, że wiara w Boga ma dużo głębsze korzenie psychologiczno-kulturowe niż jakakolwiek argumentacja jest w stanie naruszyć. Spójrzmy np. na Czechy, gdzie circa połowa społeczeństwa to ateiści. Historycznie było to państwo katolickie (pomijam zawirowania protestanckie jako nieistotne dla historii późniejszej i sedna wypowiedzi), ale z historii i badań wynika, że od wieluset lat odczuwali to jako przymus i takie samo nastawienie przekazywali swoim dzieciom, więc kiedy tylko ateizm stał się społeczenie akceptowalny - oficjalnie odrzucili religię.

U nas było z kolei dokładnie na odwrót - kiedy tylko ateizm stał się akceptowalny, najpierw w formie deklaratywnie ateistycznego realnego socjalizmu, a potem w formie zwykłych prądów kulturowych - wzmocniło to naszą religijność w obawie przed owym ateizmem.

Oczywiście w każdym takim systemie kulturowym występują fluktuację, np. w Czechach ostatnio popularny robi się buddyzm, a w Egipcie, gdzie do niedawna 100% osób deklarowało wiarę i praktykę, zaczęły się pojawiać pierwsze statystycznie istotne skupiska wierzących-niepraktykujących.

Finalnie dąże do tego, że w skali społeczeństwa wiara i niewiara są bardziej czynnikami psychologii i systemu społeczno-kulturowego, w którym funkcjonują, a nie w pełni uświadomionymi, obiektywnymi decyzjami. W pojedynczych przypadkach możliwa jest zmiana jednostkowa, ale bywa ona powierzchowna (zastąpienie Boga nauką w zmiennej "zaufanie"), podobnie zresztą wygląda sytuacja z polityką i innymi głęboko zakorzenionymi funkcjami kulturowymi. A zatem problem nie leży w samej wierze w Boga, a w wychowaniu i zdolności do wiary w Boga. Wydaje mi się, że w pewnym wieku zdolność ta się utrwala w tej lub innej pozycji i jej nabycie bądź utracenie są statystycznie mało prawdopodobne. Innymi słowy osoba, która nie czuje pustki po bycie, któremu można bezgranicznie zaufać pustki takiej w sobie nie wytworzy ani też nie zrozumie, czym ona jest, z kolei osoba, która kiedyś zaufanie utraci, ale ma taki "slot" będzie starała się go ponownie wypełnić najlepiej pasującym elementem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 0:08, 17 Kwi 2018    Temat postu:

kromagus napisał:
... osoba, która nie czuje pustki po bycie, któremu można bezgranicznie zaufać pustki takiej w sobie nie wytworzy ani też nie zrozumie, czym ona jest, z kolei osoba, która kiedyś zaufanie utraci, ale ma taki "slot" będzie starała się go ponownie wypełnić najlepiej pasującym elementem.

Ogólna zgoda co do treści całego posta. Skomentuję zaś ostatni cytat.
Owe "sloty", które mamy w naszym mentalnym spojrzeniu na rzeczywistość to właśnie światopogląd. Część z tych slotów jest zapewne nieuświadamiana, część ludzie potrafią nazwać, ale ich struktury intelektualno - uczuciowej nie ogarniają. Używają nazw, powtarzają za kimś jakieś stwierdzenia, ale robią to niespójnie, bo dokładniej sprawy nie przemyśleli.
Czy owe sloty traktować pozytywnie, czy negatywnie?...
- Ja widzę w nich rolę myślotwórczą, impuls do poszukiwań mentalnych, więc raczej chyba kieruję się w stronę pozytywu. Oczywiście sloty mogą być jakoś głupie, nieprzemyślane, instynktowne - takimi są według mnie np. potrzeby podległości grupie (liderowi) bez względu na konsekwencje. Ale też takie po prostu jest życie - że trenujemy w nim różne opcje, różne pomysły na porządek w głowie robiony w kontekście doznań, odczuć, założeń. Sloty są, bo jesteśmy ludźmi. Są nieraz błędne, niespójne, wymagające korekt rozumem - i dobrze, na tym życie polega, aby uporać się z tym wszystkim, co nam narzucone, zaś my się wobec tego określamy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kromagus




Dołączył: 16 Kwi 2018
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 1:11, 17 Kwi 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Czy owe sloty traktować pozytywnie, czy negatywnie?...

Nie wiem, jak to jest nie mieć slota, ale wydaje mi się, że to zbyt indywidualna sprawa, żeby traktować sam fakt potrzeby Boga jako coś pozytywnego albo negatywnego. To zależy raczej od wartości, jaką ma dla ciebie interpretacja własnego stanu, ale też od tego, jak się to przekłada na działania etyczne czy społeczne, bo to przecież nie jest wcale oczywiste.

Przykładowo moja żona tego slota nie ma i choć oboje jesteśmy ateistami, to mój ateizm jest całkiem inny niż jej. Jej jest po prostu naturalny, nie czuje potrzeby szukania wiary, rozmawiania z kimkolwiek o wierze ani nawet tłumaczenia istnienia. Się jest i już. Mój natomiast wynika z odrzucenia wszystkiego, co było wewnętrznie sprzeczne albo nadmiarowe w moich kolejnych religiach, a i tak nadal zahaczam momentami o panteizm, ciągle rozważam różne modele czy ciągi przyczynowe. Teraz szukanie to taki mój Bóg właśnie, nawet pomimo tego, że jestem rozumowo zasadniczo pewien, że żadnej transcendencji nie znajdę.

Ale w samych kwestiach samooceny, etyki, zadowolenia albo relacji społecznych różnic między sobą a żoną już tak wyraźnie nie widzę. Nie mogę powiedzieć, że moje modele sprawiają, że jestem w jakiś sposób lepszym albo bogatszym człowiekiem niż moja żona.


Ostatnio zmieniony przez kromagus dnia Wto 1:16, 17 Kwi 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 1:31, 17 Kwi 2018    Temat postu:

kromagus napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Czy owe sloty traktować pozytywnie, czy negatywnie?...

Nie wiem, jak to jest nie mieć slota, ale wydaje mi się, że to zbyt indywidualna sprawa, żeby traktować sam fakt potrzeby Boga jako coś pozytywnego albo negatywnego. To zależy raczej od wartości, jaką ma dla ciebie interpretacja własnego stanu, ale też od tego, jak się to przekłada na działania etyczne czy społeczne, bo to przecież nie jest wcale oczywiste.

Słowa "pozytywny" i "negatywny" w moim tekście nie miały intencji moralnej, czy etycznej. Poza tym wciąż się zastanawiam nad ową "potrzebą Boga" - czy uznać ją za coś pozytywnego, czy negatywnego. To chyba zależy. Tu należałoby wymyślić kryterium, może model. I jedyne co mi przychodzi do głowy, aby w ogóle problem nadgryźć jest SILNE WPATRZENIE SIĘ WE WŁASNĄ NATURĘ.
Mam taką swoją hipotezę równoległych światów - nieco inaczej jednak rozumianą, niż w literaturze. Wyobrażam sobie, że niejako obok siebie istnieją światy, w których np. Bóg jest, albo - w innym obok - Boga nie ma, świadomość jest ogólnie bardziej rozwinięta, albo mniej. Może w jakimś świecie istoty pojawiły się tak, że Bóg jest im do niczego nie potrzebny, a w innym odwrotnie - Bóg jest absolutnie niezbędny. To, do jakiego świata pasuję ja zależy właśnie od mojej natury.
Więc wpatruję się w tą moją naturę, aby zorientować się, na ile jest ona kompatybilna z ideą/osobą Boga. To nie za bardzo jest odpowiednik dla znaczenia słowa "potrzeba", bardziej pasowałoby słowo "adekwatność", a potrzeba pojawiałaby się dalej, ewentualnie jako efekt owej adekwatności.

Cóż, moja odpowiedź jest typowo teistyczna - nie potrafię sobie wyobrazić funkcjonowania świata, który nie byłby "ogarnięty" przez jakąś mocną superświadomość. Mam wrażenie, że taki (wszech)świat bardzo szybko musiałby się jakoś rozsypać, więzy go tworzące musiałyby być nietrwałe, bo chaos nie ogarnięty mocą świadomości jest zbyt silny, aby nie dokonał destrukcji wszystkiego, co próbowałoby się jakoś wyrwać w określoność.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kromagus




Dołączył: 16 Kwi 2018
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Wto 3:40, 17 Kwi 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Słowa "pozytywny" i "negatywny" w moim tekście nie miały intencji moralnej, czy etycznej.

Dla mnie z kolei mają takie znaczenie domyślnie, dlaczego mam traktować własne postrzeganie albo samopoczucie jako jedyne istotne?

To nie jest żadne pytanie filozoficzne, po prostu myśląc o sobie nie potrafię się oddzielić od otoczenia, a wręcz za bardzo solipsyzmem mi pachnie taka możliwość, a solipsyzm jest mi bardzo, bardzo obcy. O wiele bardziej wolę postrzegać się w roli trybika w maszynie, którą jest życie (nawet, jeśli chodzi tylko o skalę rodziny). A zatem dla mnie pozytywne jest to, co jest pozytywne najlepiej jednocześnie dla mnie i dla maszyny.

Michał Dyszyński napisał:
Poza tym wciąż się zastanawiam nad ową "potrzebą Boga" - czy uznać ją za coś pozytywnego, czy negatywnego. To chyba zależy. Tu należałoby wymyślić kryterium, może model. I jedyne co mi przychodzi do głowy, aby w ogóle problem nadgryźć jest SILNE WPATRZENIE SIĘ WE WŁASNĄ NATURĘ.

Widzę, że to jest ogólnie jakaś niekompatybilność spojrzeń. Ja widzę siebie jako wypadkową otoczenia, a zatem moja natura i natura otoczenia to jeden system naczyń połączonych i nie bardzo potrafię je rozdzielić. Która myśl jest właściwie moją myślą, a która nie? Skąd mogę wiedzieć czy coś wymyśliłem, czy powtarzam? Ostatecznie nie widzę żadnej różnicy.

Michał Dyszyński napisał:
Mam taką swoją hipotezę równoległych światów - nieco inaczej jednak rozumianą, niż w literaturze. Wyobrażam sobie, że niejako obok siebie istnieją światy, w których np. Bóg jest, albo - w innym obok - Boga nie ma, świadomość jest ogólnie bardziej rozwinięta, albo mniej. Może w jakimś świecie istoty pojawiły się tak, że Bóg jest im do niczego nie potrzebny, a w innym odwrotnie - Bóg jest absolutnie niezbędny. To, do jakiego świata pasuję ja zależy właśnie od mojej natury.
Więc wpatruję się w tą moją naturę, aby zorientować się, na ile jest ona kompatybilna z ideą/osobą Boga. To nie za bardzo jest odpowiednik dla znaczenia słowa "potrzeba", bardziej pasowałoby słowo "adekwatność", a potrzeba pojawiałaby się dalej, ewentualnie jako efekt owej adekwatności.

Mmm, to mi z kolei nieco zalatuje krzywizną banana albo takim trochę odwrotnym Leibnizem. Spróbuję to sparafrazować:

1. W światach, w których Bóg istnieje istnieją ludzie kompatybilni z Bogiem
2. Uważasz, że odkryłeś w sobie kompatybilność z Bogiem
3. Jesteś w świecie, w którym Bóg istnieje

Jeśli dobrze sparafrazowałem, to widzę w tym dwie dziury takie poważniejsze:

1. Traktujesz swoje zmysły jako dowód na to, że jesteś czymś, na co te zmysły wskazują.
2. Wnioskujesz, że znajdujesz się w świecie, do którego pasujesz.

Chyba, że nie twierdzisz, że z tego wynika, że świat w którym istniejesz jest tym, w którym jest Bóg, to pardon.

W każdym razie skupiłbym się tutaj głównie nad tym, co widzisz. Skąd wiesz, że właściwie postrzegasz własną naturę? Ja przy takich pytaniach zazwyczaj uciekam się do psychologii czy nawet psychoterapii, a konkretnie do tego, że nie jest możliwe poznanie samego siebie przez samego siebie - samego siebie można poznawać wyłącznie przez pryzmat innych, przez "odbijanie się" od nich. W przeciwnym wypadku tworzysz po prostu model oparty o to, jak wyobrażasz sobie siebie (bo o ludziach, w tym o własnej osobie, można mieć jedynie wyobrażenia). Natomiast model uwzględniajacy spostrzeżenia zarówno twoje, jak i innych jest bardziej adekwatny, ponieważ mamy pewne mechanizmy obronne, które manipulują próbami obiektywnej oceny własnych działań i motywacji i nawet jeżeli ocena innych jest również subiektywna, nie znaczy to, że musi koniecznie spudłować w zauważeniu tego, czego my nie jesteśmy w stanie.

Dlatego też odrzucam z zasady wszystkie próby zmysłowego czy rozumowego poznania samego siebie, bo to mi też zahacza o solipsyzm. Spójrz na to w ten sposób: jesteś schizofrenikiem i wszystkie twoje zmysły i rozum mówią ci, że jesteś tajnym agentem CIA i masz do wykonania tajną misję. Jeżeli nie pójdziesz do lekarza po leki albo nie spotkasz kogoś, kto z zewnętrznych przesłanek wydedukuje, że nie możesz być agentem CIA, to zawsze będzie to jedyne poznanie, jakim dysponujesz.

Nie znaczy to, że doświadczenie poznawcze schizofrenika-agenta jest jakoś gorsze niż nie-schizofrenika. Znaczy to tylko tyle, że zmysły są z natury zawodne (zawodniejsze niż zwykle) na tle otoczenia, jeżeli w grę wchodzi własna osoba.

Oczywiscie w ten sposób (gromadzenie wiedzy o sobie przez kontakt z innymi ludźmi) nie wywnioskujesz niczego o Bogu i wielu światach, ale o samej naturze już owszem.

Michał Dyszyński napisał:
Cóż, moja odpowiedź jest typowo teistyczna - nie potrafię sobie wyobrazić funkcjonowania świata, który nie byłby "ogarnięty" przez jakąś mocną superświadomość. Mam wrażenie, że taki (wszech)świat bardzo szybko musiałby się jakoś rozsypać, więzy go tworzące musiałyby być nietrwałe, bo chaos nie ogarnięty mocą świadomości jest zbyt silny, aby nie dokonał destrukcji wszystkiego, co próbowałoby się jakoś wyrwać w określoność.

A co właściwie postrzegasz jako chaos? Bo przecież wszechświat nie jest chaotyczny (nieuporządkowany/nieprzewidywalny). Jest bardzo metodyczny, powiedziałbym nawet. Przypadkowe powstanie życia nie oznacza, że powstało ono z chaosu. To wszystko są od początku stabilne systemy, a są stabilne bo trzymają je w ryzach odpowiednie siły. Entropia również nie oznacza chaosu. Ba, nawet w samej teorii chaosu wszystko jest deterministyczne i uporządkowane.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 10:40, 17 Kwi 2018    Temat postu:

kromagus napisał:
1. W światach, w których Bóg istnieje istnieją ludzie kompatybilni z Bogiem
2. Uważasz, że odkryłeś w sobie kompatybilność z Bogiem
3. Jesteś w świecie, w którym Bóg istnieje

Jeśli dobrze sparafrazowałem, to widzę w tym dwie dziury takie poważniejsze:

1. Traktujesz swoje zmysły jako dowód na to, że jesteś czymś, na co te zmysły wskazują.
2. Wnioskujesz, że znajdujesz się w świecie, do którego pasujesz.


Jednak w moim przekonaniu problem jest tu w czym innym. Mogę nie potraktować siebie (zmysłów, rozumowania) jako detektora tego, co miałoby być. Co mi wtedy pozostanie?...
Jak mam nie wskazania swoich zmysłów, to co? - cudzych?... Jak mam nie swoje założenia i myśli, to co? - lepsze są jakieś zupełnie inne, których nawet nie znam?...
Może i moje zmysły nie są doskonałe, a rozumowanie obarczone możliwością błędu, lecz czy na pewno mam coś lepszego?
Twoje podejście stawia dylemat: czy własne ja do poznania, czy coś spoza mojego ja? - to coś z nie ja, miałoby być lepsze...
Lecz dla mnie poprawnie odczytany ów dylemat polega na wyborze pomiędzy: ja - względnie znane, albo...
... albo ostatecznie i tak TEŻ JA (!) tylko operujące na danych pochodzących z dalszych obszarów, z pośrednich odczytów, szacowane, przewidywane, pochodzące z czegoś odległego.
A ostatecznie wszystko i tak będzie PRZYJĘTE LOKALNIE.
Bo i tak to na koniec JA zaklasyfikuję, doznam, ocenię. Jeśli ocenię to co odległe od siebie, może w jakiejś sprzeczności z sobą, to czy to będzie bardziej właściwe?...
Niby dlaczego to coś dalsze od mojego umysłu ma być tym mniej błędnym? - właśnie dlatego, że jest dalszym, nie podlegającym mojej kontroli?... (czy nie sensowniej jest założyć coś odwrotnego - że większą szansę na skorygowanie potencjalnych błędów mam działając z tym, nad czym mam większą kontrolę?...)
Sorry, ale to ja już wolę owo potencjalnie błędne, które przynajmniej mam blisko siebie, którego błędy mogę badać, kontrolować. Oczywiście szukam owych błędów, nie dowierzam sobie. Ale realnie i tak mogę zrobić tylko jedno - BADAĆ SPÓJNOŚĆ WEWNĘTRZNĄ. Jeśli uznam za fakt, że wyskoczenie z samego siebie i tak nie jest możliwe, to ostatecznie będę musiał się pogodzić z koniecznością znoszenia owego siebie - nawet, jeśli dostrzegam możliwość błędu. Ale błąd brania (i tak sobą!) za ważniejsze to, co zakwalifikowane jako "poza mną" mógłby być tylko większy.
Tak więc moje wpatrywanie się we własną naturę nie jest, niestety, strategią tak bardzo pozytywną (choć w innym znaczeniu jednak pozytywną strategią już jest), lecz wyborem najlepszym z jakoś tam kiepskich, grożących błędami. Mamy tu "mniejsze zło" - przynajmniej patrząc przez pryzmat pytań o możliwość popełniania błędów. Ale jest to jednak najlepszy wybór.

kromagus napisał:
A co właściwie postrzegasz jako chaos? Bo przecież wszechświat nie jest chaotyczny (nieuporządkowany/nieprzewidywalny).

Moja wizja chaosu to "chaos jako tworzywo wszelkich możliwości", trochę podobnie do próżni kwantowej, z której co chwila wyskakują różne cząstki. Chaos postrzegam jako pierwotny - może nawet jako istniejący przed Bogiem. Ale chaos nie jest bytem. To już całkowita (jednolita) pustka byłaby bardziej bytem, bo jest jakoś stała, określona. Chaos jest doskonałym niebytem, bo jest idealnie nietrwały, bo zawsze jest i taki, i inny może sprzeczny, bo po prostu nie można powiedzieć JAKI jest.
Byt, już w tym poprawnym sensie, to WYBICIE SIĘ NA OKREŚLONOŚĆ, zbudowanie jakiejś formy trwałości, powtarzalności i ROZPOZNAWALNOŚCI. Uważam, że świat jest efektem statystycznym (jak w fizyce statystycznej, w której np. prawa gazów wynikają z nałożenia się na siebie fluktuacji na poziomie cząsteczkowym), zaś chaos jest tym pierwotnym medium istnienia.

Nie upieram się co prawda, że chaos był przed Bogiem. Raczej powstanie (niekoniecznie w czasie) istnienia zaszło jednocześnie - powstał chaos jako nieokreśloność i tworzywo, i Bóg jako "słowo", czyli określoność - wskazanie na byt, zapoczątkowanie jakiejś trwałości. W pewnym sensie wciąż byt "walczy z chaosem" - byt "stara się udowodnić", że trwa - czyli, że jest właśnie trwały, że się nie rozpada, a chaos wciąż "próbuje zaszumić" ów byt, dodając coraz to nowe emanacje nieokreślonych miniepizodów, minizaistnień, które prawdziwymi istnieniami nie są, bo znikają zanim się zdążą określić.
To, że świat postrzegamy jako określony jest w moim przekonaniu bardziej prawem umysłu, prawem samego postrzegania, a nie naturą świata. To my chcemy postrzegać świat w ramach praw, skupiamy się na tym, aby znaleźć trwałości i powtarzalności. Ewolucyjnie rozwój umysłów był taki, że preferował skupienie się na regule, powtarzalności - bo tak zyskiwało się przewagę konkurencyjną nad resztą, bo tylko tak były możliwe decyzje. Więc dzisiaj, choć jak się rozejrzymy wokół to otacza nas ocean nieprzewidywalności (nie wiemy kogo spotkamy, co się zdarzy za chwilę, co nas zastrzyka w kościach, jaki dźwięk dobiegnie, a już wychodząc poza znany sobie światek, w którym żyjemy - np. wychodząc w kosmos - nie wiemy prawie nic), my skupiamy się na tym, co przewidzieć potrafimy. Nawet to co jakoś przewidujemy, przewidujemy nieściśle, nieprecyzyjnie - co prawda ściany pomieszczenia, w którym jesteśmy są stabilne, ale już na poziomie atomowym dzieje się tam mnóstwo zdarzeń, których nie rejestrujemy. Tylko ostateczny efekt - statystyczne uśrednienie - buduje nam obraz trwałości.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 11:16, 17 Kwi 2018, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adriatyk
Proszę oczyść posty w DR



Dołączył: 06 Mar 2016
Posty: 3005
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 8:45, 20 Kwi 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
jak się rozejrzymy wokół to otacza nas ocean nieprzewidywalności

Dyszyńskiego wybór wiary katolickiej, absolutnie nie jest uwarunkowany kulturą społeczną, a jego osobistym subiektywnym wyborem i tak samo u Hindusów, w żaden sposób ich wiara nie jest uwarunkowana kulturą społeczna, a jako i u Dyszyńskiego, osobistym subiektywnym wyborem. A to, że akurat Europejczycy dokonali, co oczywista, subiektywnie osobistych wyborów tak podobnych do siebie, a tak innych od subiektywnych wyborów Hindusów i to, że Europejczycy dokonali akurat takiego wyboru i zupełnie innego od wyborów Hindusów, którzy dokonali wyborów zupełnie innych od Europejczyków, absolutnie nie ma nic wspólnego z uwarunkowaniem kulturą społeczna, że te subiektywne wybory osobiste są tak identyczne w obrębie jednej kultury społecznej, a ta identyczność subiektywnych wyborów osobistych w obrębie jednej kultury uwarunkowana być może jakimi zjawiskami kosmicznymi, ale i też różnicami genetycznymi. A takie marksistowskie uwarunkowanie kulturą społeczną, jeżeli w ogóle ma jakiś wpływ na uwarunkowanie, to absolutnie tak minimalny, że nawet do pominięcia w ogromie różnorodności czynników wpływających na, a jakże, subiektywnie osobiste wybory antymarksisty Dyszyńskiego, toż antymarksiście nawet nie przystoi być uwarunkowanym od plugawego marksizmu. Boć przecie jest oczywistym, że 95% katolików w polskiej populacji spowodowały wpływy kosmosu i struktury genetycznej z różnymi jeszcze innymi czynnikami tak wielorako zróżnicowanymi, że od samej próby zrozumienia tego, tak kręci się w głowie, że strach nogę postawić na chodniku z obawy, aby się pod nami nie zarwał od tych tak wielorako zróżnicowanych uwarunkowań, choćby takich, jak słusznie wskazuje Dyszyński, jak czynników biologicznych w środowisku. Tylko tak się martwię, co też ten bóg Dyszyńskiego sobie pomyśli, jak tylko się dowie, że wiara Dyszyńskiego w niego jest uwarunkowana od jedzenia przez Dyszyńskiego kartofli? Na pewno będzie mu bardzo przykro, że to kartofle decydują o zaufaniu do niego. A swoją drogą, warto by przeprowadzić jakie badania, czy występowanie dziur w chodnikach nie jest aby uwarunkowane zbyt intensywną uprawą kartofli. Oczywiście, badania takie, jak i wszystkie inne, nie mogą nam dać żadnego dowodu, ale mogą wzmocnić wiarę w kartofla, w końcu zasłużył sobie kartofel na to, przez całe wieki człowiek kopał kartofle, to teraz dla odmiany, kartofel będzie sobie mógł kopnąć Dyszyńskiego i to nawet w głowę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:26, 20 Kwi 2018    Temat postu:

Adriatyk napisał:
Michał Dyszyński napisał:
jak się rozejrzymy wokół to otacza nas ocean nieprzewidywalności

Dyszyńskiego wybór wiary katolickiej, absolutnie nie jest uwarunkowany kulturą społeczną, a jego osobistym subiektywnym wyborem.

Nadinterpretujesz Pan, Panie Barycki. Ja nie twierdzę, iż absolutnie nie jestem uwarunkowany kulturą społeczną, lecz to że NIE WYŁĄCZNIE kulturą społeczną są tworzone moje wybory.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adriatyk
Proszę oczyść posty w DR



Dołączył: 06 Mar 2016
Posty: 3005
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 2:10, 21 Kwi 2018    Temat postu:

A co to ja jaki głupi jestem żeby nie wiedzieć o tym, że los nasz uwarunkowany jest ruchem ciał niebieskich, jednak nie można odmówić znacznego wpływu na uwarunkowania kartoflom, kartofel, to nie w kij dmuchał w uwarunkowaniu naszego rozwoju duchowego. Ale też są i inne czynniki, na przykład, idzie sobie człowiek chodnikiem cały w niepewności, czy aby chodnik się nie zarwie i nie pochłonie nas otchłań i wtedy potyka się o bruk wystający, natychmiast w głowie powstaje chaos, aż nagle przed oczyma widzi szyld, a na nim napis – restauracja. Tak, Dyszyński, to właśnie jest ta iskra boża, nagle z chaosu wyłania się porządek i człowiek jasno widzi cel swojego istnienia, wchodzi do knajpy, woła kelnera i zamawia pół litra, a kiedy budzi się następnego dnia, to pomimo, iż w głowie ma chaos, to jednak ma pewność jakąś taką wewnętrzną, że jednak gdzieś tam w środku jest ład, jeno trza się do niego przedrzeć przez chaos, więc piję dzień drugi, a jak mało, to trzeci i czwarty, aż do skutku, aż z chaosu wyłoni się prawda, a prawda jest straszna, drgawki, leki, ba, przerażenie, ale co zrobić, dla prawdy trza się czasem poświęcić.

Ostatnio zmieniony przez Adriatyk dnia Sob 2:13, 21 Kwi 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rafal3006
Opiekun Forum Kubusia



Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 35532
Przeczytał: 15 tematów

Skąd: z innego Wszechświata
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 7:50, 21 Kwi 2018    Temat postu:

Panie Barycki,
Wszyscy zgadzamy się z Pana argumentem że kartofel nie może zostać burakiem choćby tego bardzo chciał.
Piszesz Pan buraki twierdząc że to samo obowiązuje w świecie żywym.
Dlaczego Pan wykluczasz, że obecna Pana świętość, komunizm, za parę lat będzie budziła w Panu wstręt i obrzedzenie?
Człowiek, zatem i Pan, ma wolną wolę daną Panu przez Boga, zatem to co wyżej jest po prostu możliwe - bo Pan nie jesteś kartoflem.

Był tu nie tak dawno Żyd-Polak (nie pamiętam nazwiska) który reklamował swoje pamiętniki.
Otóż ten żyd, jako młody człowiek był zatwardziałym komunistą, pisał poematy na cześć komunizmu, płakał jak Stalin umarł etc
No i po X latach zmienił zdanie na temat komunizmu, co oznacza że po prostu psychicznie wyzdrowiał - stał się zaciekłym wrogiem komunizmu.

Twierdząc że nigdy nie zmienisz Pan zdania na temat komunizmu zapisujesz Pan równanie:
Pan Barycki = burak
Czy jest Pan pewiem prawdziwości tego równania? :think:


Ostatnio zmieniony przez rafal3006 dnia Sob 7:51, 21 Kwi 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adriatyk
Proszę oczyść posty w DR



Dołączył: 06 Mar 2016
Posty: 3005
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:37, 21 Kwi 2018    Temat postu:

A cóż w tym takiego dziwnego, że Żyd plwa na prawdę, kiedy plwać potrafi nawet na groby swoich rodziców i dziadków, mówiąc dzisiaj, że to, nie w niemieckich obozach zagłady Żydów mordowano, a w polskich obozach zagłady i nie Niemcy mordowali Żydów, a Polacy. Jak wykazały badania w USA, 90% studentów amerykańskich na pytanie – jakiej narodowości byli naziści – odpowiedziało, że polskiej i taka właśnie jest prawda żydowska roznoszona po świecie jak zaraza. Konsultantem historycznym przy produkcji antypolskiego serialu niemieckiego – Nasze matki, nasi ojcowie – była żona polskiego ministra, Żydówka Applebaum, publicystka „The Washington Post”. Gorszego plugastwa i ze świecą szukając, nie znajdzie na świecie. I Pan Barycki miałby nie być burakiem, a zostać nowoczesnym intelektualistą żydowskim? O, nie, nigdy. Burak = ~Żyd i dlatego do końca naszego wszechświata zawsze będzie 2+2=4 i Pan Barycki = burak.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
rafal3006
Opiekun Forum Kubusia



Dołączył: 30 Kwi 2006
Posty: 35532
Przeczytał: 15 tematów

Skąd: z innego Wszechświata
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 7:23, 22 Kwi 2018    Temat postu:

Adriatyk napisał:

.... i dlatego do końca naszego wszechświata zawsze będzie 2+2=4 i Pan Barycki = burak.

Muszę Pana zmartwić:
To zdanie jest fałszywe bo pojęcie 2+2=4 jest rozłączne z pojęciem:
Pan Barycki = burak
Dowód wkrótce w wiadomym miejscu, proszę pilnie śledzić kiedy dzwon ostatni zabije, zabijając logikę "matematyczną" ziemian w 100%.


Ostatnio zmieniony przez rafal3006 dnia Nie 7:24, 22 Kwi 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adriatyk
Proszę oczyść posty w DR



Dołączył: 06 Mar 2016
Posty: 3005
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 8:32, 22 Kwi 2018    Temat postu:

rafal3006 napisał:
Dowód wkrótce

Matko boska, toż to tytaniczna praca, to, że będziesz musiał udowodnić, iż Mickiewicz nie był Polakiem, aby udowodnić obowiązujący w AK zapis: (Mickiewicz był Polakiem)*(pies ma 4 łapy)=0, to mały pikuś w porównaniu z wyłapaniem wszystkich psów na całej planecie, aby im pourywać, przynajmniej po jednej łapie. W tej sytuacji, mam bardzo poważnie podstawy, aby niepokoić się o dalsze losy AK, ponieważ humaniści z całego świata, nie tylko nie pozwolą ci Kubusiu okaleczyć wszystkich na świecie psów, ale nawet jednego, a za sam taki pomysł mogą zamknąć ciebie w więzieniu i zakazać propagowania AK, jako zakazują propagowania ideologii nawołujących do mordowania. Ale do tego nawet nie dojdzie, ponieważ tu na forum zaglądają stare kurwy, które za jedną urwana psu łapę, nie tylko urwą tobie Kubusiu obie nogi i obie ręce, a jeszcze wydrapią oboje oczu, ale i głowę twoją mądrą urwą i odrzucą precz na śmietnik, a to byłaby wielka strata dla ludzkości. Dlatego dla dobra twojego i dobra nowej nauki AK, ale też i dla dobra ludzkości, która coraz to bardziej nie potrafi się obyć bez AK, na kolanach błagam ciebie Kubusiu, zaprzestań udowadniać Panu Baryckiemu, że nie będzie komunistą do końca życia, bo inaczej szlag nagły trafi naturalną prawdę wszechświata.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Irbisol




Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 15458
Przeczytał: 25 tematów


PostWysłany: Nie 12:41, 22 Kwi 2018    Temat postu:

rafal3006 napisał:
Adriatyk napisał:

.... i dlatego do końca naszego wszechświata zawsze będzie 2+2=4 i Pan Barycki = burak.

Muszę Pana zmartwić:
To zdanie jest fałszywe bo pojęcie 2+2=4 jest rozłączne z pojęciem:
Pan Barycki = burak
Dowód wkrótce w wiadomym miejscu, proszę pilnie śledzić kiedy dzwon ostatni zabije, zabijając logikę "matematyczną" ziemian w 100%.

Dla tych, którym nie chce się przebijać przez schizofrenię tego faceta, streszczę, że wg niego spójnik 'i' w zdaniu nie oznacz koniunkcji logicznej, lecz stwierdzenie, czy istnieje część wspólna zbiorów definiowana przez zdania połączone tym spójnikiem.
Co ciekawe, wcześniej w całej swojej "logyce" używał tego spójnika właśnie jako koniunkcji logicznej - więc teraz wystrzelił cały swój poprzedni dorobek w kosmos.

BTW. Podobno na tym forum nie ma kasowania postów. A jednak jakiś moderator wiele z nich wywalił.


Ostatnio zmieniony przez Irbisol dnia Nie 12:47, 22 Kwi 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33525
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:45, 22 Kwi 2018    Temat postu:

Irbisol napisał:
BTW. Podobno na tym forum nie ma kasowania postów. A jednak jakiś moderator wiele z nich wywalił.

Obawiam się, że to po prostu znowu jaki błąd, coś się sypnęło w bazie danych. W każdym razie Wuj się z tym boryka nie pierwszy raz. Sporo było gorzkich słów pomiędzy Wujem, a Hushkiem o jeden z wątków, który jakoś wystrzelił w kosmos. Wiadomo, jak coś jest za darmo, to właściciel do niczego się nie poczuwa, a więc administratorzy forum fora.pl mogą sobie nie odpowiadać na monity. Gorzej, że własnych backupów też tutaj nie ma - tylko można się modlić o to, aby się coś nie wywaliło bardziej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adriatyk
Proszę oczyść posty w DR



Dołączył: 06 Mar 2016
Posty: 3005
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:49, 22 Kwi 2018    Temat postu:

Ale i też usuwane były dlatego, że te posty upraszczały głębię zróżnicowanej różnorodności o wiele mocniej penetrującej absolutna prawdę od prostej rzeczywistości zakutej w kajdany zniewalającej ją, przecie było nie było, prymitywnej logiki nie sięgającej absolutnej prawdzie nawet do pięt.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adriatyk
Proszę oczyść posty w DR



Dołączył: 06 Mar 2016
Posty: 3005
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:59, 22 Kwi 2018    Temat postu:

Irbisol napisał:
teraz wystrzelił cały swój poprzedni dorobek w kosmos

To nie ma żadnego znaczenia, dostrzec to mogą tylko nieliczne dinozaury starej epoki edukacyjnej, które już, jako relikty dalekiej przeszłości, wymrą lada moment, a AK jest przeznaczona dla nowoczesnej przyszłości mas, a masy tego nie zobaczą, jako i dzisiaj nikt w lesie nie widzi dinozaura.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
Strona 5 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin