Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Czego naprawdę (w życiu) chcemy?
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33511
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:38, 25 Lis 2013    Temat postu: Czego naprawdę (w życiu) chcemy?

Tak na pierwszy rzut oka ten tekst powinien pojawić się w dziale Nauki społeczne, psychologia. W końcu ludzie pragną różnych rzeczy, to zależy od ich osobowości, wychowania, predyspozycji. Jednak moim celem teraz jest nieco głębsza refleksja, niż tylko proste wyliczenie rzeczy, które ludzie deklarują jako pożądane. Dlatego pytanie umieszczam w kontekście filozofii.
Teoretycznie pewnie najczęściej w tym świecie ludzie chcą pieniędzy. To wydaje się proste. Ale czy naprawdę pieniądze jako takie są ostatecznym celem naszych pragnień?... Wydaje mi się, że nie do końca tak jest. Po pierwsze ludzie za pomocą pieniędzy kupują sobie różne towary i to one są ostateczną destynacją. Po drugie pieniądze, po zaspokojeniu absolutnie podstawowych potrzeb, pieniądze zmieniają swoją role dla psychiki ludzkiej – np. dają ludziom status społeczny. I dla typów ambicjonalnych, prestiżowców to właśnie nie same pieniądze będą ważne, ale poczucie bycia kimś docenionym, możliwie „najlepszym”. Przypuszczam, że gdyby większość bogaczy jakoś tam, czarodziejskim sposobem, znalazła się w grupie ludzi, dla których nie liczy się status materialny, a np. umiejętności, dokonania, to szybko owi bogacze (przynajmniej większość z nich) zrezygnowaliby z gromadzenia środków finansowych, a za to przerzuciła się na to, co jest w tym społeczeństwie cenione.
To może prawidłową odpowiedzią jest, że pragniemy właśnie prestiżu, znaczenia?
- Moim zdaniem taka odpowiedź byłaby przynajmniej mocno niepełna. Bo o ile faktycznie dla części ludzi prestiż jest głównym motywatorem, to dla innych już nie. Np. dla znacznej grupy ludzi pragnieniem życiowym jest miłość, życie w związku z kimś, przebywanie wśród osób, które się lubi, akceptuje, a kwestie rywalizacji, statusu są drugorzędne. Takie osoby często godzą się (bez większego żalu) z podrzędną rolą, byle tylko czuć się kochane i potrzebne. Czyli nie tylko status się dla nich liczy. Ale to chyba też nie koniec listy wielkich ludzkich pragnień.
Dla wielu osób priorytetem jest przeżywanie, doznania ogólniej pojęte – czyli nie tylko miłość. Gotowi są wszystkie pieniędze przeznaczać na wyjazdy, zwiedzania dalekich miejsc, albo uczestnictwo w jakichś imprezach. I często ludzie ci nie dbają zbyt mocno ani o związki z ludźmi, ani o status materialny. Byle tylko móc więcej przeżywać.
Ja bym do owej listy pragnień dołączył jeszcze jedno. Takie własne, choć pewnie nie tylko jest to pragnienie znaczące dla Michała Dyszyńskiego. Tym pragnieniem jest poczucie sensu działania i życia. Oto mnie jakoś tak nie bawi zdobycie nawet największej fortuny, jeślibym miał ją zdobywać w niezgodzie z własnymi przekonaniami, z tym co uważam za ważne i słuszne. I jak obserwuje wiele ludzi tak ma, tzn. jest chyba dość powszechne (pewnie nie u każdego w tym stopniu, ale na pewno u wielu) pragnienie, aby nasze działania, dążenia układały się w coś co rozumiemy, co wydaje się ważne dla nas osobiście, a nie tylko narzucone zasadami świata i rządzących nim ludzi.
Naturalnym byłoby tu pytanie: czy w takim razie nie można mówić o jakimś wspólnym rdzeniu dla różnych pragnień, czy mamy po prostu wieloskładnikową odpowiedź na postawiony problem?
- Aby to rozstrzygnąć dobrze byłoby zastanowić się nad jeszcze jedną rzeczą: czy aby na pewno chcemy właśnie tych rzeczy (może lista jest niepełna, ale wnioski, które się pojawią nie zależą od tego, czy ustaliśmy tu komplet motywacji emocjonalnych), które zostały wypisane. Wyobraźmy sobie więc, że dostajemy w wielkim nadmiarze to, czego najbardziej pragniemy – np. bogacz dostaje w prezencie wszystkie pieniądze świata - czy na pewno byłby szczęśliwy?
- Wg mnie nie. Taki samotny bogacz wśród nędzarzy szybko poczułby się samotny. Nagle okazałoby się, że jeśli nie mamy otoczenia (społecznego), które rozumie i akceptuje nas jak nas, które czuje podobnie jak my, to wtedy, żeby nie wiem co, nie będziemy szczęśliwi. Podobnie byłoby w przypadku osoby nastawionej na miłość – gdyby tej miłości dostawała w nadmiarze, to by się jej znudziła. Także w przypadku prestiżowca, wystąpiłby chyba efekt znużenia bycia non stop rok za rokiem podziwianym, na szczycie bez wyzwań związanych ze zdobywaniem. Jeśli nie ma czego zdobywać, to działanie traci sens. Ktoś powiedział, że to droga do celu jest wszystkim, zaś sam cel w tym kontekście jest niczym.
Gdyby tak jakoś zrobić lekkie podsumowanie, to chyba można by powiedzieć, że naszą życiową satysfakcję, motywację, szczęście w istocie ciągniemy z dwóch źródeł:
- ze społecznego środowiska
- z własnego systemu wartości.
Gdzieś te źródła jakoś na siebie się nakładają, a dodatkowo wpływają na siebie – tzn. nasze role społeczne muszą być ostatecznie jakoś zaakceptowane wewnętrznie, a z drugiej strony nasze poglądy prywatne jakoś biorą się z życia społecznego. Ale czy to osiągnięcie celu daje szczęście, czy może jego osiąganie? A może jedno i drugie?...
Ale wtedy mielibyśmy chyba dość pesymistyczny wniosek, że szczęście zawiera w sobie zawsze jakiś element niespełnienia – bo tylko mając cel niezrealizowany (!) mamy go w ogóle. I tylko mając coś niespełnionego, możemy poczuć sens, możemy grać o ponowne spełnienie.
Ale może istnieje jednak takie szczęście i taki cel, który byłby w jakiś sposób ostateczny? - tzn. można by pławić się w nim bez końca (po zrealizowaniu), a on wciąż dostarczałby nam pozytywnych uczuć?...
Tak się trochę nad tym zastanawiam. W religii mówi się, że kontakt z Bogiem jest takim szczęściem samym w sobie, szczęściem nie podlegającym „inflacji”. Choć trudno jest to sobie jakoś wyobrazić. Poza tym ateista zaprzeczy takiemu podejściu z oczywistych względów. Ale może tak jest (w wersji dla wierzących), że nawet Bóg nie zniewala swoich istot na tyle, aby uniemożliwić im grymaszenie nad tym co mają. W końcu Adam i Ewa w raju chyba byli jakoś nie do końca usatysfakcjonowani, skoro sięgnęli po zakazany owoc...
No właśnie. Czego tak naprawdę chcemy? Może ktoś ma tu jakiś ciekawszy pomysł, przemyślenia...


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 15:39, 25 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Johnny99




Dołączył: 10 Wrz 2009
Posty: 592
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:00, 25 Lis 2013    Temat postu:

Chcemy być sobą, chcemy być sobą wreszcie!

(wbrew pozorom, to jest bardzo poważna odpowiedź ;)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33511
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:07, 25 Lis 2013    Temat postu:

Johnny99 napisał:
Chcemy być sobą, chcemy być sobą wreszcie!

(wbrew pozorom, to jest bardzo poważna odpowiedź ;)

Tylko właśnie - co to znaczy "być sobą"?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gregorio




Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: trojmiasto :)

PostWysłany: Śro 13:22, 27 Lis 2013    Temat postu:

Moim zdaniem człowiek może chcieć w czasie jedynie zmiany sytuacji dyskomfortowej na bardziej komfortową. Właścwie nawet nie okreslałbym kierunku w jakim człowiek ,,chce" iśc, tylko zwróciłbym uwagę na sam aspekt pozbycia się dyskomfortu. Nawet sadomasochisty ta reguła dotyczy, gdyż jego ,,chcę" wyraża przejście ze stanu nieprzyjemnego napięcia psychicznego w inny stan (trudno określić ten drugi stan przyjemnym na przykładzie celów sadomasochisty). W tym przypadku realizacja fantazji seksualnej zwiazanej z sadomasochizmem jest wyrazem znoszenia sytuacji wcześniejszej (a tą wcześniejszą możemy powiązać z jakimś rodzajem dyskomfortu).

Próba odpowiedzi na ostateczny cel do jakiego zmierzamy - uważam, za problem nierozstrzygalny. Ludzka psychika jest tak skomplikowana i uwarunkowana w kołowrocie samonapedzjących sie pragnien różnego typu (czy to materialnych czy to duchowych), że trudno odnaleść jeden punkt styczny dla wszytskich ludzi....Moim zdaniem realizacja najwiekszych marzeń zwiazanych z naszym ,,,chce" nie może dać ostatecznego spełnienia (bo ,,chce" wyraża się w czasie a czas generuje zmiane stanów mentalnych). Jeśli istnieje jakieś uniwersalne szczęscie dające absolutne spełnienie dla wszytskich istot - to jest ono transcendetne wobec naszych ,,chciejstw". I tu otwierają się wrota dla mistyki szeroko pojętej.


Ostatnio zmieniony przez Gregorio dnia Śro 13:25, 27 Lis 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33511
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:24, 27 Lis 2013    Temat postu:

Gregorio napisał:
Moim zdaniem człowiek może chcieć w czasie jedynie zmiany sytuacji dyskomfortowej na bardziej komfortową.

Faktycznie, można tak to ująć - bo jak się odpowiednio szeroko zdefiniuje komfort i dyskomfort, to po prostu uzyskamy jakby formę tautologii - czyli z definicji będzie tak, że człowiek, jeśli coś robi, to motywacją tego jest polepszenie komfortu.
Choć ja widzę sprawę w trochę większej złożoności. Przynajmniej moje niektóre decyzje nie przekładają się (w moim odczuciu) na jakieś wyraźne komfortowo - dyskomfortowe konotacje. Czasem robię coś sterowany jakąś namową zewnętrzną. Dla mnie dana sprawa jest obojętna. Właściwie to sama namowa, też nie jest jakoś bardzo namolna, więc nie wiążę jakiegoś dyskomfortu z odmową. Robię coś, bo jakoś "tak wyszło", to był kaprys. Nie do końca wiem: dlaczego?. Oczywiście można powiedzieć, że w tym też tkwi jakaś motywacja na linii dyskomfort - komfort, ale dla mnie to nie jest zbyt czytelne, bo nie potrafię podpiąć pod to działanie jakiś rozpoznawalnych elementów.
Tu mamy znowu problem wolności (woli) - jeśli zdefiniujemy sobie działania jako, z definicji, podlegające motywacji komfort - dyskomfort, to niejako z konstrukcji sami sobie ustalamy światopogląd, w którym wolna wola traci rację bytu (zawsze jest "powód" działań, a więc trudno mówić o wolności). Ale jak dla mnie to nie jest konieczny sposób rozumowania, tylko zewnętrznie wybrany postulat. Tak naprawdę to MY CHCEMY WIDZIEĆ (!) rzeczy w porządku jakiegoś systemu motywacyjnego. I to my (kreacją umysłu) takie podejście wybieramy. A świat - jest, jaki jest. Być może nawet działa w poprzek naszemu postulatowi...

Gregorio napisał:
...Moim zdaniem realizacja najwiekszych marzeń zwiazanych z naszym ,,,chce" nie może dać ostatecznego spełnienia (bo ,,chce" wyraża się w czasie a czas generuje zmiane stanów mentalnych). Jeśli istnieje jakieś uniwersalne szczęscie dające absolutne spełnienie dla wszytskich istot - to jest ono transcendetne wobec naszych ,,chciejstw". I tu otwierają się wrota dla mistyki szeroko pojętej.

To tez jest ciekawy problem - czy jest jedno (!) transcendentne spełnienie i pragnienie (Bóg?... Nirwana?...), czy może wiele samouzupełniających się pragnień? Może tym spełnieniem byłoby BYĆ W SYSTEMIE, czyli ostatecznie stać się częścią jakieś wspaniałej całości, której sensownie nie da się opisać prostym sformułowaniem?...


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 14:47, 27 Lis 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gregorio




Dołączył: 18 Sty 2006
Posty: 134
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: trojmiasto :)

PostWysłany: Śro 23:18, 27 Lis 2013    Temat postu:

Cytat:
Tu mamy znowu problem wolności (woli) - jeśli zdefiniujemy sobie działania jako, z definicji, podlegające motywacji komfort - dyskomfort, to niejako z konstrukcji sami sobie ustalamy światopogląd, w którym wolna wola traci rację bytu



alez skąd. Wolna wola cały czas ma prawo tu zaistnieć, gdyż definicja ,,chcenia" - jako ciągłego znoszenia dyskomfortu - nie uściśla spektrum alternatyw jakie może dokonywać człowiek, gdy znosi owy dyskomfort, np. czuje dyskomfort lub stan niespełnienia w siedzeniu ciągłym na krześle przy komputerze; w rezultacie pojawia się chcenie, które może określić się przez szereg różnych alternatyw: 1. moge pójśc do kuchni napić się szklanki zimnej wody albo 2. moge jedynie wstać i podejśc do okna aby sobie popatrzeć na gwiazdy.

Jak widać zasada dyskomfortu jedynie określa pewną formę praw w obrębie jakich funkcjonuje ludzkie działanie i ludzka psychika, natomiast nie wpisuje człowieka w przestrzeń gdzie nie ma alternatyw.

Cytat:
To tez jest ciekawy problem - czy jest jedno (!) transcendentne spełnienie i pragnienie (Bóg?... Nirwana?...), czy może wiele samouzupełniających się pragnień? Może tym spełnieniem byłoby BYĆ W SYSTEMIE, czyli ostatecznie stać się częścią jakieś wspaniałej całości, której sensownie nie da się opisać prostym sformułowaniem?


Ja również szukałbym absolutnego spełnienia w jakieś pełni czy Jedni, gdzie zostaje zniesiona ranga czasu i konieczność nieustannie podejmowanych decyzji. Trudno mi sobie wyobrazić rzeczywistośc objętą granicami czasu oraz koniecznością podejmowania decyzji - i zarazem dającą totalne spełnienie.


Ostatnio zmieniony przez Gregorio dnia Śro 23:45, 27 Lis 2013, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
matfiz




Dołączył: 29 Wrz 2014
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:04, 04 Paź 2014    Temat postu:

Chcemy przede wszystkim zdrowia, miłości, przyjaciół, dobrej pracy, rodziny w której mamy wsparcie, szczęścia, rozwijania swoich pasji, na tym chyba opiera się życie :)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:21, 04 Paź 2014    Temat postu:

Przede wszystkim chcemy tego, co sobie wymyślimy. Niekoniecznie tego, co naprawdę potrzebne, a czasem nawet nie tego, co jest...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5571
Przeczytał: 54 tematy


PostWysłany: Pon 12:05, 06 Paź 2014    Temat postu:

Tak naprawdę nie chcemy niczego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:45, 06 Paź 2014    Temat postu:

Powiedziałbym raczej, że chcemy wszystkiego. A szczególnie być bogiem; no, przynajmniej ja. :shock: :mrgreen:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6618
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 21:45, 06 Paź 2014    Temat postu:

Życie Boga to nie sielanka, popatrz na Jezusa :oops:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33511
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:17, 06 Paź 2014    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Powiedziałbym raczej, że chcemy wszystkiego. A szczególnie być bogiem; no, przynajmniej ja. :shock: :mrgreen:

Ktoś który ma tak od początku do końca wszystko i może wszystko, nie ma wyzwań. A skoro tak, to nie ma czego chcieć. Jego istnienie straciłoby sens.

Może więc Bóg po to stwarza istoty typu Człowiek, istoty obdarzone prawdziwą niezależnością od Niego, aby mieć wyzwania dla swojego istnienia?...
Chociaż dla mnie Bóg jest ostatecznie jakąś taką genialną, nieogarnioną kreacją - otwarciem się na twórczość przekraczającą wszelkie granice. Więc nawet tak niedoskonałe "narzędzie" tworzenia, jakim jest człowiek, mógłby być dla Boga wyzwaniem. Zrobić wszystko od początku do końca bez skazy nie jest satysfakcjonujące. Ciekawe życie zaczyna się tam, gdzie jest coś niewiadomego, coś, z czym trzeba się pomęczyć. Bo być może najlepszą odpowiedzią na pytanie: czego naprawdę chce niemal każda istota zdrowo, spójnie myśląca, nie podlegająca jakiejś sztucznej deprywacji byłoby: trwać w ciągłym przekraczaniu granic własnego istnienia?...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 1:37, 07 Paź 2014    Temat postu:

Andy72 napisał:
Życie Boga to nie sielanka, popatrz na Jezusa :oops:
Nie jestem przekonany, czy Jezus Chrystus był bogiem [i w jakim konkretnym znaczeniu]; raczej uważam, że był [jest] przedstawicielem wysoko rozwiniętej cywilizacji pozaziemskiej [może nie koniecznie cywilizacji, lecz gatunku].
A tych, którzy tylko uważają się za bogów, życie też nie jest raczej łatwe- są albo "czubkami" albo ludobójcami...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 2:00, 07 Paź 2014    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Powiedziałbym raczej, że chcemy wszystkiego. A szczególnie być bogiem; no, przynajmniej ja. :shock: :mrgreen:

Ktoś który ma tak od początku do końca wszystko i może wszystko, nie ma wyzwań. A skoro tak, to nie ma czego chcieć. Jego istnienie straciłoby sens.

Może więc Bóg po to stwarza istoty typu Człowiek, istoty obdarzone prawdziwą niezależnością od Niego, aby mieć wyzwania dla swojego istnienia?...
Chociaż dla mnie Bóg jest ostatecznie jakąś taką genialną, nieogarnioną kreacją - otwarciem się na twórczość przekraczającą wszelkie granice. Więc nawet tak niedoskonałe "narzędzie" tworzenia, jakim jest człowiek, mógłby być dla Boga wyzwaniem. Zrobić wszystko od początku do końca bez skazy nie jest satysfakcjonujące. Ciekawe życie zaczyna się tam, gdzie jest coś niewiadomego, coś, z czym trzeba się pomęczyć. Bo być może najlepszą odpowiedzią na pytanie: czego naprawdę chce niemal każda istota zdrowo, spójnie myśląca, nie podlegająca jakiejś sztucznej deprywacji byłoby: trwać w ciągłym przekraczaniu granic własnego istnienia?...

Żyłem pewien czas w przekonaniu, że mam wszystko [no, prawie] i jestem [a raczej powinienem być] doskonały. Podczas, gdy okazało się, że nie miałem i nie mam raczej nic, a do doskonałości bardzo mi daleko. :oops:
Ale tu raczej, Michale, "mierzysz" Boga- jakiegokolwiek- ludzką miarą. Ja- po pierwsze- nie sądzę, aby bóg był świadomością, osobą; raczej jest pierwotną siłą, wolą, energią zmian, życia. A jeśli już jest choćby trochę "podobny" do człowieka, to może właśnie jednak nie chce niczego. Ja bym chyba wolał nie chcieć, jeśli "chcenie" nie byłoby konieczne, choćby do przeżycia biologicznego w warunkach ziemskich. Taki stan, gdy uważa się i odczuwa, że nic nie trzeba, nawet istnieć, jest cudowny, jakby błogosławieństwo; lecz jednocześnie w warunkach życia ziemskiego to przekleństwo. A to dlatego, że jednak to popieprzone życie polega- tak czy siak- na walce! Choćby na walce z samym sobą, czyli- innymi słowy- na przekraczaniu granic swojego istnienia, a przede wszystkim własnych ograniczeń.
Wydaje mi się, że potępienie i oświecenie [stan błogosławiony] to raczej ten sam stan- ale do którego dochodzi się dwoma różnymi sposobami: do pierwszego poprzez zaniechanie, do drugiego poprzez "wyzwalanie się z oków zmysłowo-logicznego sposobu interakcji z tym światem [a może raczej jego złudzeniem]".
:think: :)


Ostatnio zmieniony przez Piotr Rokubungi dnia Wto 2:02, 07 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5571
Przeczytał: 54 tematy


PostWysłany: Wto 7:50, 07 Paź 2014    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Powiedziałbym raczej, że chcemy wszystkiego. A szczególnie być bogiem; no, przynajmniej ja. :shock: :mrgreen:

To już efekt (i pragnienie) kultury.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Wto 7:51, 07 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:19, 07 Paź 2014    Temat postu:

Banjankri napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Powiedziałbym raczej, że chcemy wszystkiego. A szczególnie być bogiem; no, przynajmniej ja. :shock: :mrgreen:

To już efekt (i pragnienie) kultury.

Jeśli chodzi o moje doświadczenia w tej kwestii- to się mylisz. Chciałbym być bogiem raczej dlatego, że po prostu- przynajmniej dla mnie- jest zajebiście móc wszystko, a nie musieć nic! I mieć wszystko, a nie potrzebować niczego! :gitara:


Ostatnio zmieniony przez Piotr Rokubungi dnia Wto 17:20, 07 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6618
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:32, 07 Paź 2014    Temat postu:

A nie przypadkiem mieć wszystko na głowie i cierpieć za wszystkich?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:44, 07 Paź 2014    Temat postu:

Może jestem egoistycznym skurwielem [podobno jestem bardzo egocentryczny, a nawet narcystyczny trochę ;-P], ale po jaką cholerę miałbym sobie zaprzątać moją "wspaniałą" egzystencję losem innych, a tym bardziej cierpieć?! Ja bym "cierpiał" jedynie własne szczęście i satysfakcję... Poza tym, bóg chyba może być tylko jeden. :think: :wink:
Że tak zacytuję Queen'a z "Highlander'a": "I am the one, the only one, i am a god of kingdom comes- gimme the prize!" :gitara: ;-P


Ostatnio zmieniony przez Piotr Rokubungi dnia Wto 17:45, 07 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33511
Przeczytał: 76 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 18:08, 07 Paź 2014    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Chciałbym być bogiem raczej dlatego, że po prostu- przynajmniej dla mnie- jest zajebiście móc wszystko, a nie musieć nic! I mieć wszystko, a nie potrzebować niczego!:gitara:


Człowiek w życiu ma niejedną okazję, aby wczuć się w taką sytuację, gdy jest - prawie - bogiem. Dorosły człowiek wobec gromady przedszkolaków jest w dość podobnej sytuacji - może małym dzieciakom bardzo wiele narzucić, może im wmówić mnóstwo rzeczy. Podobnie człowiek jest niemal bogiem dla zwierzaka, którego sobie nabędzie - wobec chomika, rybek, czy pieska sprawuje władzę nieograniczoną. Albo w sporcie - zawodowy gracz w coś, jeśli wejdzie do środowiska amatorów, jest w stanie ograć każdego, jest bezapelacyjnie na szczycie. Ale...
To jakoś ludzi nie satysfakcjonuje. Jakoś dziwnie tak jest, że niemal każdy, po nasyceniu się łatwymi sukcesami, zaczyna się nudzić, zaczyna szukać czegoś więcej. Szachista nie ma ochoty grać z amatorami, z którymi zawsze wygra - to nuda, brak satysfakcji, wynika stąd niechęć do (takiej) gry w ogóle.
Czy życie jest formą gry?...
W moim przekonaniu TAK - życie można porównać do gry, do zawodów. Przy czym nie koniecznie chodzi o rywalizację z innymi ludźmi, czasem jest to gra jednoosobowa. Ale jednak gra - czyli posiada swoje cele, powody działania, reguły i element wyzwania.
Jestem przekonany, że gdyby dano Ci władzę nieograniczoną, to po krótkim okresie upajania się robieniem tego, co kiedyś było poza zasięgiem, sam zacząłbyś szukać czegoś, co właśnie owej władzy zaprzeczy, co by stanowiło wyzwanie. To wymaga pewnej wyobraźni, może refleksji nad znanymi sobie sytuacjami z przeszłości, ale jak się tak spojrzy na swoje życie, to najprostszym elementem usunięcia czegoś z kręgu naszego ludzkiego zainteresowania, jest uczynienie tego absolutnie bezproblemowo dostępnym.
Zrobili nawet dość ciekawe doświadczenie psychologiczne z kobietami. Dawano im do obejrzenia sylwetkę mężczyzny (losowo), tylko raz mówiono przy tym, że dany mężczyzna jest pytaną kobietą zainteresowany, że chciałby ją jakoś zdobyć, a w drugim przypadku mówiono, że mężczyzna - owszem ją zna - ale nie wyraża specjalnego zainteresowania. Zaskakująco - kobiety za bardziej atrakcyjnych uważały tych mężczyzn mniej zainteresowanych. Oczywiście efekt był statystyczny, więc pewnie dla kobiet bardzo potrzebujących mężczyzny pewnego, łatwego do zdobycia, odpowiedzi były inne, niż większość, ale sam fakt przechylania się szali zainteresowania w stronę sytuacji, gdy jest jakieś wyzwanie, na pewno o czymś w ludzkiej naturze świadczy. Z resztą - pewnie prawie każdy grał w jakieś gry komputerowe. Większość z nich da się przejść na różnych poziomach trudności. I jakoś tak "dziwnie" się składa, że ten najłatwiejszy tryb (nieprzypadkowo nazywany god mode) jest niespecjalnie często i na niespecjalnie długo włączany. Ludzie za to chętnie włączają tryby o dużych trudnościach, aby mieć pełną radość gry.
Wbrew pozorom, posiadanie zbyt wielkiej władzy nie jest taką frajda, jak się to wydaje. Na początek - tak; dla osoby, które wcześniej doświadczała wielu ograniczeń - zdecydowanie tak. Ale gdyby dzień za dniem, miesiąc za miesiącem, rok za rokiem wszystko poddawało się bez walki naszej woli, to szybko poczulibyśmy się zagubieni i nieszczęśliwi. Można to sobie wyobrazić w modelu ograniczenia przestrzennego. Gdy jesteśmy totalnie ograniczeni w ruchu - np. przykuci do ściany i skrępowani, to oczywiście główną rzeczą, którą pragniemy, jest uwolnić się, a bez tego jesteśmy nieszczęśliwi. Gdy mamy możliwość poruszania się w jakimś obszarze, to sytuacja jest znacznie lepsza - ściany stanowią problem w ruchu, ale jakoś go pokonujemy - obchodzimy te ściany, czasem forsujemy, albo wreszcie rezygnujemy z prób dostępu do zamkniętego obszaru przestrzeni. A gdybyśmy tak mieli skrajną wolność - tzn. dostęp do każdego kierunku, bez żadnego ograniczenia?...
- Co by to było?.... Ano wyrzucono nas w przestrzeń kosmiczną i wyposażono w niewyczerpywalny pod wzgledem paliwa plecak odrzutowy. Wokół - żadnej ściany, wszystko co nas otacza jest dostępne, wszędzie można się dostać. Tylko, że jak wszędzie można się dostać, jak wszystko jest (tak samo łatwo) dostępne, to nie ma powodu nigdzie się poruszać. Wszędzie jest tak samo...

Ten model - choć prosty, mechaniczny - wg mnie jednak ilustruje sytuację, w której znajduje się umysł postawiony wobec problemu (!) totalnej wolności. Owa dostępność z plecakiem odrzutowym w przestrzeni kosmicznej jest właśnie alegorią mocy nie oferującej żadnego ograniczenia. Taka moc, taka absolutność wolności TO KOSZMAR!!!
Podam nieco inny przykład. Wyobraźmy sobie, że oto znalazł się sponsor, który robi nam niesamowity prezent - daje nam do dyspozycji największą na świecie fortunę, możliwość zamówienia dowolnego towaru, skorzystania z dowolnej przyjemności - ale stawia jeden warunek: nie wolno jest tego z żadnym innym człowiekiem skonfrontować, nie wolno się pochwalić, nie wolno jest czerpać satysfakcji z tego, że my jesteśmy w roli najbardziej możnego, najlepiej żyjącego człowieka świata. Jednocześnie jednak mielibyśmy wybór - zamiast takiego największego daru, ale dostępnego tylko dla siebie, moglibyśmy zyskać o wiele mniejsze środki, ale jakoś znacząco poprawiające naszą sytuację życiową - np. po prostu jakaś sumka na start, naprawdę dobra praca, szybkie spełnienie materialnych marzeń - ale nic szczególnego, tyle że teraz możemy pochwalić się tym przed przyjaciółmi, PORÓWNYWAĆ z tym co nas otacza.
Badania wykazują, że człowiek swoją życiowa satysfakcję czerpie Z PORÓWNANIA z podobnymi sobie ludźmi, z konfrontacji z OGRANICZENIAMI. Dlatego mówi się, że niski wśród zupełnych karłów, będzie szczęśliwy, będzie czuł się dobrze; dopiero skonfrontowany z ludźmi wyższego wzrostu, odczuje swoje ograniczenie.
Nasze poczucie szczęścia nie jest bezwzględne!
Niemal zawsze szukamy porównania. Absolutna władza i moc, to jednocześnie absolutna samotność, wyalienowanie psychiczne, to nieszczęście.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:23, 11 Paź 2014    Temat postu:

Pozornie zgadzam się z większością tego, co napisałeś w ostatnim tu post'cie, Michale, bo również uważam, że podobnie czuje, myśli i postępuje wielu ludzi. Jednak ja mam co do tych spraw inne osobiste odczucia, nastawienie i podejście.
Wydaje mi się, że nie chciałbym byś wszechwiedzący i omnipotentny dla przewagi, władzy, podporządkowywania sobie [innych] ludzi; raczej dla pomocy im i ich wspierania. Poza tym, wydaje się, że osoba, ktoś lub coś, co charakteryzowałoby się wszechwiedzą i wszechwładzą, nie byłaby zainteresowana przewagą, dominacją- bo to już w sposób oczywisty by posiadała. Mogłaby się zachowywać wyłącznie" dobrze"- tym bardziej, że nic by ją to nie kosztowało. Podobnie- a raczej przeciwnie- do mego poglądu, że największymi, a może jedynymi "zarodkami zła" w człowieku są jego własne słabości, niedoskonałości właśnie.
Życie- przynajmniej w postaci, w jakiej większość ludzi je prowadzi- można dość dobrze porównać do zawodów, gry. Ale czy już sama idea konkurencji nie niesie w sobie "ziarna zła"? I, oczywiście, ktoś na miarę boga nie byłby raczej zainteresowany udziałem w takiej grze- bo przecież i tak jest pod każdym względem lepszy od kogokolwiek innego- więc nic nie musiałby więcej udowadniać; na pewno nie sobie.
Co do osobistych moich odczuć i przemyśleń, to jakiś czas żyłem potrzebując niewiele (sam tak się z tym czułem, że nie potrzebuję więcej), nie musząc prawie nic (bo "trafił" mi się niemały "zastrzyk" środków finansowych), poniekąd zapominając o nabytej dotychczas wiedzy- a czas spędzałem głównie w osobności, jakby na nowo rozmyślając nad tym [i nie tylko] światem oraz ludźmi. I- poza tym, ze trochę czułem się samotny, ale tylko niekiedy- wcale nie chciało mi się, nie czułem potrzeby, ani nie zależało mi na niczym więcej właściwie. Nie pragnąłem grać, ścigać się w życiu o lepsze wyniki- czy to w nauce, sporcie, w zarobkach, w pozycji społecznej. Raczej chciałem- i wciąż chcę- "odkryć" boga, tzn. poznać w końcu odpowiedzi skąd jestem, czym jestem i po co tu jestem, oraz co będzie po śmierci mojej ze mną. A odpowiedzi na to nie daje [wbrew może pozorom] ani nauka, wiedza, ani bycie sportowcem, "pakerem" np., ani też [znów może wbrew pozorom] religie. Najsłuszniejszym, w tym wypadku, kierunkiem wydają mi się fizyka, ale na jak najbardziej podstawowym poziomie- fizyka cząsteczek, oddziaływań, kwantowa, oraz psychologia w połączeniu z psychiatrią, neurologią, socjologią, antropologią.
Chcę jednak jeszcze raz podkreślić, iż- może ze względu na moją "dziwaczność"- będąc w stanie, w którym naprawdę niewiele musiałem, w stanie- jak piszesz na końcu- wyalienowania i samotności- raczej nie czułem się źle, nie czułem potrzeby zmiany tego, nie chciałem nic więcej, oprócz "boskiej wiedzy" i, ewentualnie, możliwości.
A powracając jeszcze do opisanego przez ciebie porównywania się z innymi- jest to zupełnie częste zjawisko. Jednak znów, sądzę, że u podstaw jego leżą raczej "niskie" ludzkie pobudki: chęć dominowania, rywalizacji, zazdrość, a u samych podstaw- ludzka niedoskonałość, słabość fizyczna i psychiczna, oraz umysłowa.
Co do "god mode" w grach wideo, to jest to poziom najwyższy, a nie najniższy- ale tu chyba zrobiłeś po prostu "czeski błąd". Ja rzadko gram w takie gry, ale zazwyczaj wystarcza mi przejście na poziomie najłatwiejszym. ;-P Bo, jak wynika z powyższego tekstu mego- "god mode" chciałbym realizować w prawdziwym życiu, a nie na ekranie. :)
I jeszcze jedno. Podobny stan, jaki opisałem we wcześniejszym post'cie, wydaje mi się, że mieli ludzie w Raju, w Ogrodzie Eden- jeśli tak zaczerpnąć z Biblii [również z Koranu czy Talmudu]. Czy wtedy- mając wszystkiego co niezbędne pod dostatkiem, nie musząc się martwić o nic, prawdopodobnie żyjąc wiecznie- czy byli nieszczęśliwi? Wg mnie i wspomnianych wyżej tekstów, wręcz odwrotnie. Wg mnie taka moc i absolutna wolność to prawdziwe szczęście, a nie żaden koszmar!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6618
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 7:25, 12 Paź 2014    Temat postu:

W raju nie mieli "God Mode" własnie chcieli być Bogami, tak jak Ty chcesz i za to zastali wywaleni z raju
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5571
Przeczytał: 54 tematy


PostWysłany: Nie 7:46, 12 Paź 2014    Temat postu:

Piotr Rokubungi napisał:
Banjankri napisał:
Piotr Rokubungi napisał:
Powiedziałbym raczej, że chcemy wszystkiego. A szczególnie być bogiem; no, przynajmniej ja. :shock: :mrgreen:

To już efekt (i pragnienie) kultury.

[color=darkred]Jeśli chodzi o moje doświadczenia w tej kwestii- to się mylisz. Chciałbym być bogiem raczej dlatego, że po prostu- przynajmniej dla mnie- jest zajebiście móc wszystko, a nie musieć nic!

"Zajebiście", "móc", "wszystko", "Musieć" itp. to elementy kultury. To jest oczywiste.

Cytat:
I mieć wszystko, a nie potrzebować niczego!

To są pojęcia sprzeczne. Marzysz o niemożliwym. Jeżeli niczego nie potrzebujesz, to nie potrzebujesz też mieć.

Od razu możesz przejść do efektu. Kultura ci jednak wpoiła, że potrzebujesz mieć, a jak już mieć to wszystko.
Swoimi pragnieniami czcisz bożka kultury i jemu odwalasz pańszczyznę.


Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Nie 7:47, 12 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6618
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 7:48, 12 Paź 2014    Temat postu:

Kultura to zespół samolubnych memów
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Banjankri




Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5571
Przeczytał: 54 tematy


PostWysłany: Nie 8:01, 12 Paź 2014    Temat postu:

Andy72 napisał:
Kultura to zespół samolubnych memów

Zespół samolubnych memów, to kultura. Niby to samo, ale nie do końca...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Andy72




Dołączył: 30 Sie 2010
Posty: 6618
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 8:03, 12 Paź 2014    Temat postu:

Twierdzisz że kultura A jest a B nie jest?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin