|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33358
Przeczytał: 63 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 13:05, 12 Wrz 2014 Temat postu: Co to znaczy być SOBĄ? |
|
|
W piosenkach, w dziełach filozofów pojawia się zwrot "być sobą". I chyba większość ludzi potrafi podać przykłady jakichś zdarzeń z życia, o których chciałaby powiedzieć "nie byłem wtedy sobą". Ale co to właściwie znaczy "być sobą"?...
Moją podstawową hipotezą jest tutaj to, że człowiek posiada w sobie wiele pragnień i oczekiwań względem swoich reakcji. Te pragnienia i oczekiwania bywają wzajemnie sprzeczne, a do tego sytuacje, w jakich zdarza się nam bywać pakują nas czasami w reakcje, których później - z perspektywy czasu - nie zaakceptujemy. Wtedy powiemy: wtedy nie byłem sobą.
Wydaje mi się, że z tym jest trochę jak z dialektyką heglowską - gdzieś tam balansujemy pomiędzy przeciwieństwami, chcielibyśmy coś, boimy się tego, albo i czegoś innego, mamy za mało informacji do oceny siebie i świata, a potem widzimy jakieś sprzeczności, coś wydaje nam się nie do zaakceptowania. Ale u Hegla było, że po tezie i jej antytezie da się dojść do syntezy. Może właśnie ta synteza ludzkiej osobowości oznacza bycie sobą? - Wtedy nie będzie już w nas nieakceptowalnych sprzeczności, będziemy pogodzeni z własną naturą. Może trzeba przejść przez życie z problemami, żeby potem móc sobie powiedzieć: ale w końcu znalazłem rozwiązania z sytuacji pozornie bez wyjścia. Może o to właśnie w życiu chodzi?...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 21:59, 13 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Troszkę powyższy tekst wydaje mi się "oczywistą oczywistością" [choć zapewne nie dla wszystkich] i w nieco populistycznym tonie... Ale pochwałę dodałem, bo raczej precyzyjnie opisuje rzecz, zjawisko istotne.
Myślę, że kluczową sprawą jest tutaj ludzka zdolność do fantazjowania, do tworzenia wyobrażeń. (Czy tylko ludzka?) Raczej nie byłoby sprzeczności [lub niewielkie], gdybyśmy działali, a przede wszystkim
"myśleli" jedynie wg pewnych schematów, kierowali się wyłącznie instynktami. Lecz mózg człowieka wytwarza własne wyobrażenia, światy [myślenie abstrakcyjne i twórcze], przez co z jednej strony możemy się w tym pogubić, ale z drugiej pozwala to "nie mieć jednej rzeczywistości, wyłącznie słusznej". Tylko, czy ta "nadprodukcja" mózgów służy czemuś konkretnemu? Do czego prowadzi ewolucja w tym kierunku?
Ostatnio zmieniony przez Piotr Rokubungi dnia Pon 0:23, 15 Wrz 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33358
Przeczytał: 63 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 23:09, 13 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Piotr Rokubungi napisał: | Troszkę powyższy tekst wydaje mi się "oczywistą oczywistością" [choć zapewne nie dla wszystkich] i w nieco populistycznym tonie... Ale pochwałę dodałem, bo raczej precyzyjnie opisuje rzecz, zjawisko istotne. |
Rzeczy można widzieć w różnych punktach zaczepienia, z różnych kierunków. Ale chyba spojrzenie od strony: kiedy jestem JA? Jest jednym z najbardziej ważnych. Mam nawet taką hipotez, że bardzo dużo zaburzeniem psychicznych, emocjonalnych, wynika gdzieś z tego, że myślenie oddala się od "siebie". Stan niejako "poza sobą" chyba też jest jakoś możliwy - byłby to dla mnie jakiś odlot po narkotykach, kiedy umysł kierujący, odwołujący się do jakichś kryteriów zostanie przyblokowany, a pojawia się strumień wrażeń przepływający bez narzutu myślowego w postaci oceniania go. Takie postacie odczuwania uznałbym za świadomość, która nie dba o bycie sobą.
W odróżnieniu od niego, jestem sobą, jeśli to co myślę, czuję, doświadczam, planuję jest ZGODNE.
A z czym zgodne?...
To chyba jest tu najciekawsze. Widać ten problem dopiero wtedy, gdy staniemy w jego zaprzeczeniu. Czyli gdy brak nam zgody z jakąś formą sumienia, z naszym obrazem JA, z tym co deklarowaliśmy kiedyś. Owo poczucie zgodności jest chyba ogólnie DROGĄ JA.
Czy można zignorować JA?...
Bo może właściwie fajnie byłoby olać te wszystkie oceny, to co trzeba, albo i nie trzeba i po prostu czuć wszystko co spływa do umysłu.
Ale wg mnie tak się nie da. Umysł ocenia, czy tego chcemy, czy nie. Ocenia nawet w nieświadomości, bo mamy pewne wbudowane mechanizmy, które pewnym bodźcom przypiszą atrybuty dobry/zły, poprawny/niepoprawny, przyjemny/nieprzyjemny. Nie sposób wyswobodzić się od jakiejś części ocen, a przecież te które już są w umysł wbudowane, potrafią być WZAJEMNIE SPRZECZNE.
Przykładowo - przyjemnie byłoby czasem sięgnąć po ciastko z wystawy, nawet jeśli nie mamy akurat pieniędzy. Ale pragnienie ciastka jest w konflikcie ze świadomością konsekwencji - np. przyłapania na kradzieży, albo przykrością poczucia się niemoralnym - złodziejem. Ten przykład oczywiście jest banalny. Ale on pokazuje, jak łatwo nasze JUŻ GOTOWE, WBUDOWANE systemy oceny mogą być sprzeczne, wywoływać konflikty wewnętrzne. Na tysiące sposobów. A przecież do tego budujemy nowe mechanizmy oceniania. I zapanować nad tym wszystkim jest bardzo trudno. Zaś im więcej konfliktów wewnętrznych, tym więcej wewnętrznego cierpienia.
Jeśliby udało się nam zapanować nad tą plątanina pragnień, oczekiwań, lęków, ocen, nakazów sumienia, chęci przypodobania się, bycia zgodnym, szanowanym, spełnionym to byłaby chyba najbardziej oczywista droga do TRWAŁEGO SZCZĘŚCIA.
Problem zwykle jest w tym, że konfliktują się w nas oceny tego co na krótką metę i tego co trwałe, tego co tylko dla nas i tego co dla wielu ludzi; tego co przeczuwane, ale jakoś wewnętrznie istotne vs tego konkretnego, ale banalnego, spranego w naszych emocjach, nie dającego szansy na głębszą satysfakcję.
Być sobą zawiera chyba też pewną otwartość, gotowość zmiany. Bycie sobą jest chyba dynamiczne. Dlatego też być sobą oznaczałoby chyba także "być bez lęku". Czy to możliwe?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Banjankri
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5556
Przeczytał: 44 tematy
|
Wysłany: Wto 10:48, 16 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Przerąbane nie? Od tysięcy lat ludzie na wschodzie (i nie tylko) kombinują jak ten problem rozwiązać. Mechanizm "Ja" funkcjonuje w oparciu o wewnętrzny konflikt. Jeśli nie ma konfliktu, to nie funkcjonuje. Na domiar złego, są dwa różne ośrodki "ja", o bardzo odmiennych preferencjach. Jeśli przestudiujesz filozofię wschodu, zobaczysz że rozwiązaniem jest ubicie jednego, albo drugiego. Niestety żaden scenariusz nie jest satysfakcjonujący.
Pytaj i szukaj odpowiedzi dalej. Może będziesz pierwszym, który ją znajdzie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33358
Przeczytał: 63 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 16:15, 16 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Banjankri napisał: | Przerąbane nie? Od tysięcy lat ludzie na wschodzie (i nie tylko) kombinują jak ten problem rozwiązać. Mechanizm "Ja" funkcjonuje w oparciu o wewnętrzny konflikt. Jeśli nie ma konfliktu, to nie funkcjonuje. Na domiar złego, są dwa różne ośrodki "ja", o bardzo odmiennych preferencjach. Jeśli przestudiujesz filozofię wschodu, zobaczysz że rozwiązaniem jest ubicie jednego, albo drugiego. Niestety żaden scenariusz nie jest satysfakcjonujący.
Pytaj i szukaj odpowiedzi dalej. Może będziesz pierwszym, który ją znajdzie. |
W pewnym sensie "odpowiedź" to już nawet mam...
Problem w tym, że jest do odpowiedź NIEWYPOWIADALNA (sprzeczność już na poziomie werbalnym). Odpowiedzią, którą w istocie miałbym dla odbiorcy, jest jakaś taka "całość jak jest", ale przecież całości - słowami - przekazać się nie da. Bo przekazujemy zawsze aspekty. Przekazując zaś (tylko) aspekt gubimy z automatu aspekt przeciwny, uzupełniający, dopełniający i parę innych jeszcze. W efekcie wygląda to tak, jak byśmy chcieli wyróżnić ze sprawy to konkretne coś, o czym mówimy. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie - chciałoby się jakoś przekazać tę całość, w jej niezliczonych powiązaniach, tylko tego się nie daje (i to jeszcze z kilku przynajmniej powodów).
Tu wychodzi nam bardzo ciekawy aspekt ludzkiego myślenia, wynikający z EKONOMII KOMUNIKACJI. Ludzkie myślenie genetycznie jest zaprogramowane aby przekazywać nie tyle klarowne obrazy całościowe, nie tyle wyważone odwzorowania rzeczywistości, czy nawet naszych myśli o niej, ale...
... ASPEKTY EMOCJONALNIE WYRÓŻNIONE.
Dla stada małpoludów ważniejsze jest bowiem przekazanie szybkiej (bez deliberowania) informacji o zagrożeniu, dostępnym pożywieniu, czy innych konkretnych bytowych rzeczach, niż stworzenie u odbiorcy wyważonego, przemyślanego, kompletnego obrazu - modelu rzeczywistości, czy myśli. Dla przeżycia stada małpoludów ważne było, aby jego współplemieńcy szybko zareagowali na komunikat: TAM - MAMUT!, a nie na pracowitym ustaleniu rozkładu statystycznego mamucich wędrówek. Skoro jesteśmy dziedzicami małpoludów skupiających się na emocjach, pojedynczych wyrazistych obrazach, zagrożeniach, korzyściach, to przekazanie w miarę KOMPLETNEGO OBRAZU wymaga pójścia wbrew temu co dane bezpośrednio, wbrew uczuciom wbudowanym, odruchom myślowym.
Tutaj chciałbym wspomnieć trochę dokładniej tylko o jednej sprawie, która dość często uderzyła mnie w moich dyskusjach na sfinii - z rzadko którym dyskutantem (są wyjątki - na pewno np. Wuj, niedawno Piotr, ale też jeszcze parę innych osób) nadaję na tyle podobnych falach, że nie muszę co chwila tłumaczyć się z tego, czego nie powiedziałem, albo czego nie myślałem, gdy mówiłem to, a nie tamto. Niestety, dla większości osób naturalną ścieżką odbioru moich słów jest traktowanie ich na zasadzie sprowadzenia do skrajności. Podam przykład nieco absurdalny i przesadzony, ale przez to jakoś wyrazisty - jeślibym gdzieś powiedział "bardzo lubię jabłka", to spora część osób gotowa jest reagować "dlaczego nie lubisz gruszek?". Bo typowy tok odbioru przekazu polega na silnym wyróżnieniu, zaakcentowaniu przekazywanej tezy i postawieni jej w opozycji do tezy przeciwnej. Tak myślenie większości ludzi działa, że widzą rzeczy w skrajnościach, a komunikaty odczytują też zgodnie z tym swoim stylem widzenia. Tymczasem ja akurat zwykle rzadko stawiam moje tezy i przekonania w skrajnych położeniach, a nawet jeśli je tam stawiam, to jakoś rozumiem, uwzględniam opcje z przeciwnego bieguna. Jeśli o czymś pisze pozytywnie, to wcale nie oznacza, że domyślnie przeciwstawiana opcja jest u mnie na pewno w negatywie. Zwykle jest tak, że linia pozytywny - negatywny, dobry - zły przebiega w o wiele bardziej złożony sposób, niż to by wynikało z kulturowo zaakceptowanych schematów. Ale dyskutując z ludźmi zwykle bardzo trudno jest "sprzedać" taki sposób podejścia.
Czego brakuje do porozumienia w stylu, który uważam za właściwy? Przede wszystkim trzech ważnych rzeczy:
- zaufania (w szczególności zaufania, że jak o czymś nie napisałem, to wcale jeszcze nie znaczy, że to ignoruję, albo nie akceptuję)
- szukania PONAD to co proste i oczywiste.
- świadomości tego, że język zawsze jest jakoś niejednoznaczny, więc trzeba zwykle włożyć dodatkową pracę myślową w uzgadnianie stanowisk. Zatem także i odmienność (początkowa!) stanowisk nie świadczy o niezgodzie, czy (jak u niektórych) wrogości, ale raczej o konieczności dopracowania się wspólnego języka.
Z resztą, nie o to mi chodzi, aby ogólnie tu jakoś uskarżać się na te czy inne dyskusje, ale aby zilustrować tezę, że bezpośrednio od natury jesteśmy raczej słabo wyposażeni w narzędzia do percepcji złożonych modeli, teorii itp. Tu trzeba włożyć ponadstandardowy wysiłek, nauczyć się nowych ścieżek myśli, opanować predefiniowane emocje - myśleć raczej na chłodno, z dystansem, a nie w sposób naturalny.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 18:33, 16 Wrz 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Banjankri
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5556
Przeczytał: 44 tematy
|
Wysłany: Wto 20:42, 16 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
No, myślenie w nienaturalny sposób ciężko nazwać byciem sobą. Tak na marginesie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Piotr Rokubungi
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 31 Maj 2014
Posty: 6081
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Polska, Pomorze Zachodnie Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 0:55, 18 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Pewnym "podsumowaniem" mogłoby tu być chyba yin i yang jako współtworzące chi, które to wyłoniło się z wu- tak na marginesie...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kori
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 08 Lip 2009
Posty: 529
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 8:52, 18 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
"Istotne problemy naszego życia nie mogą być rozwiązywane na tym samym poziomie myślenia, na jakim byliśmy, kiedy je tworzyliśmy." - [link widoczny dla zalogowanych]
Jeżeli powyższe zdanie jest prawdziwe i problem „Co to znaczy być sobą?” jest istotny, to nie możemy tego problemu rozwiązać na tym samym poziomie myślenia, na jakim byliśmy, kiedy go tworzyliśmy.
Tutaj jest propozycja spekulacyjna, by za pojęcie „poziom myślenia” uznawać „stan świadomości”. Jeśli to jest prawda, to problemu „Co to znaczy być sobą?” nie możemy rozwiązać będąc w naszym codziennym, normalnym stanie świadomości, jeśli w tym stanie świadomości go tworzyliśmy, z czego wynika, że możemy rozwiązać go w innym stanie świadomości.
Banjankri napisał: | Przerąbane nie? Od tysięcy lat ludzie na wschodzie (i nie tylko) kombinują jak ten problem rozwiązać. Mechanizm "Ja" funkcjonuje w oparciu o wewnętrzny konflikt. Jeśli nie ma konfliktu, to nie funkcjonuje. Na domiar złego, są dwa różne ośrodki "ja", o bardzo odmiennych preferencjach. Jeśli przestudiujesz filozofię wschodu, zobaczysz że rozwiązaniem jest ubicie jednego, albo drugiego. Niestety żaden scenariusz nie jest satysfakcjonujący.
Pytaj i szukaj odpowiedzi dalej. Może będziesz pierwszym, który ją znajdzie. |
Jedno ja to lewa półkula mózgowa = wspomniany przez ciebie intelekt (kultura), dominacja, siła, systematyczność
Drugie ja to prawa półkula mózgowa = wspominana przez ciebie intuicja (natura), poddaństwo, słabość, spontaniczność
Propozycja spekulacyjna warunku, które musi zostać spełniony, by rozwiązać omawiany problem, to synchronizacja półkul mózgowych.
Hipoteza, że jeśli lewa i prawa półkula mózgowa są zsynchronizowane, to jeden z gruczołów wydzielania wewnętrznego znajdujący się w mózgu, szyszynka, zostaje pobudzony i zaczyna na powrót produkować DMT w organizmie zwierzęcym, w wyniku czego zwierzę znajduje się w innym stanie świadomości, człowiek może rozwiązać swój istotny problem.
http://www.sfinia.fora.pl/filozofia,4/czy-wiara-to-kwestia-wyboru,4685-50.html:
bol999 napisał: | Michał Dyszyński
Cytat: | Faktycznie, nie jestem specjalistą badaczem podświadomości. |
Nie trzeba być ani specjalistą ani badaczem.
Znasz porzekadło; Czym za młodu skorupka nasiąknie, na starość trąci?
Dlaczego? Bo to podświadomość, naukowo obecnie- nieświadomość a do niedawna instynkt.
Od dziecka uczymy się wszystkiego i niektóre rzeczy przyjmujemy świadomie inne podświadomie.
Dlaczego?- nie wiem, ale co wiem krótko opiszę.
Swiadomość to raczej tylko myśląca pamięć, gdyż informacje w niej zachowane, ciagle podlegają różnym korektom i modyfikacjom, są zmienne niestabilne, niepewne i podlegają rozmaitym przekonaniom, argumentom często fałszywym lecz przekonywujących itd.
Informacje zachowane w podświadomości, to juz nie informacje a ugruntowane i zakorzenione niezmienne przekonania.
Jeśli zakodowano nam w dzieciństwie istnienie Boga i strachu przed jego karą, to choćby świadomy rozum (świadomość), wskazywała nam kolejno co raz to inne religie jako słuszne i właściwe, to zakodowany w dzieciństwie Bóg i strach przed nim i tak zostanie zazwyczaj do śmierci, choćby logika świadomości mówiła nam wręcz same przeciwności i choćbyśmy za głosem świadomości 10 razy zmienili religię czy zostali ateistą, to podświadomość (w głębi duszy) nadal wie swoje i zazwyczaj wraca do tego nawet po wielu latach a najczęściej w stresowych sytuacjach.
Tyle podstaw różnic miedzy świadomościa i podświadomością.
Zarówno R. Strassman jak i Szamani od tysiecy lat, Max Freedom Long, Messmer i inni mówią o czymś jeszcze bardziej istotnym.
Jest to Nadświadomość, Wyższa świadomość, Bóg, Uniwersum, Bank informacji itd którą każde dziecko dysponuje do około 5 -ciu lat.
W tym samym czasie organizmy dzieci wytwarzają duże ilości DMT a ich szyszynka dużo serotoniny. Wiadomo też że to nie mózg a właśnie od szyszynki zależy poziom inteligencji, długość życia i wiele innych ważnych rzeczy.
W rezultacie nagromadzenia zbyt dużo negatywnych przekonań jak strach, nienawiść, zemsta, zazdrość itp wstrzymana zostaje produkcja serotoniny, DMT a więź z nadświadomością przerwana..
Z tą chwilą dzieci te zostają po prostu inwalidami a że wszyscy dorośli tacy są więc nikt tego nie dostrzega.
Jeśli wyjątkowo któreś z dzieci zachowuje ten kontakt, zostaje uznane jako "Indygo", "kryształowe" czy podobnie i już zajmują się nim "fachowcy" aby stało się normalne jak reszta ludzi czyli w rzeczywistości też ułomne.
Rozpisałem się trochę, ale tracę daremnie czas, bo z pewnością temat ten Ciebie nie interesuje. Masz swój model świata i go chronisz i przekonujesz innych aby Cię naśladowali.
Jeśli ten model Ci się opatrzy, będziesz przekonywał do zupełnie przeciwnego.
Nic w tym ani nowego ani ciekawego. Tak robią wszyscy inni poszkodowani, którzy utracili tą najważniejsza część siebie samego.
Cytat: | Osobnym zagadnieniem jest, czy można zmienić zakorzenione w podświadomości fałszywe przekonania?
Otóż można tyle, że kto wie jak (a tych jest mało) nie odważy się na dość obszerne wyjaśnienia, ponieważ natychmiast uznany bedzie za twórcę nowej sekty, fałszywego Guru a w najlepszym wypadku wyśmiany, poniżony wygwizdany.
Mogę Ci dać tylko jedną radę; Jedź do Peru, poszukaj curanderos gdzieś w dżungli (nigdy brujo żerujących na turystach i podszywający się w miastach pod curanderos).
Powiedz mu o zaśmieconej psychice bezwartościowymi a zakorzenionymi przekonaniami nie tylko religijnymi a najwyżej w kilka dni staniesz się normalnym człowiekiem. |
|
Narzędzia do wprowadzania się w inny stan świadomości są dostępne na naszej planecie.
[link widoczny dla zalogowanych] - MerhlinLaboratory. Urządzenia Harmonicznej Fali – Technologie z Przyszłości
[link widoczny dla zalogowanych] - Śmierć ego i cybernetyka samokontroli.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Banjankri
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5556
Przeczytał: 44 tematy
|
Wysłany: Czw 10:00, 18 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Propozycja spekulacyjna warunku, które musi zostać spełniony, by rozwiązać omawiany problem, to synchronizacja półkul mózgowych. |
Osobiście uważam, że pełna "synchronizacja" nie jest możliwa. Oczywiście można bajać na temat zabijania ego, czyli kultury w sobie, ale spróbuj później żyć bez niego w społeczeństwie... koszmar nagiego we mgle. Pozostanie ci uciec w bezludzie i siedzieć w jaskini ciućkając korzonki.
Jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest "cywilizacja" prawej półkuli. Ona funcjonuje na bardzo niskim poziomie abstrakcji, przez co często się blokuje przez trudniejsze problemy. Później próbuje to jakoś ogarnąć przez sny, ale średnio daje sobie rade. Te problemy rzutują później na jej postrzeganie rzeczywistości, generując negatywne doznania. Mamy w sobie takiego brata bliźniaka, którego rozwój intalektualny zatrzymał się na poziomie 1,5-2 lat, a który musi stawiać czoła światu. Niewiele rozumie, więc raguje spontanicznie i mocno emocjonalnie. Zabijając ego, zostaje nam tylko on. Nie opłaca się. Możliwe jest jednak edukowanie naszej prawej półkuli adresując trudne wątki z naszej przeszłości. Solidna analiza naszego życia, odkąd je pamiętamy, da wyraźne efekty. Można to sobie wyobrazić słabego ucznia, który dostał zadanie z matematyki. Nie udało mu się go rozwiązać w danym czasie, a już dostaje nowe. Nie porzuca starego i pamięta o problemie, ale próbuje rozwiązać nowe. Z czasem, nazbierane ma całe mnóstwo zadań nierozwiązanych, którymi się martwi.
Innymi słowy, kultura nadała takie tempo, którego nie możemy utrzymać w początkowym okresie naszego życia. Brakuje czasu. Dlatego próbując wyprostować sytuację należy dać czas problemom z przeszłości, aby więcej nie rzutowały na to jak widzimy świat dzisiaj.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kori
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 08 Lip 2009
Posty: 529
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 11:04, 18 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Cieszę się, że piszesz do rzeczy.
W takim razie dalsze pytania.
Jak dosięgnąć tego brata. Co mam zrobić. Gdzie jestem. Czy to ma sens.
Ten brat jest w stałym niepokoju. Na codzień, gdy pracuję, obracam się w "normalnych" sprawach typu zakupy, inni ludzie, robienie jedzenia, itd. jest niewidoczny, tzn. nie ma go na pierwszym planie.
Wybacz brak precyzji języka, nie mam zamiaru ciągle się korygować.
Introspekcja nie jest możliwa, próbowałem przez wiele lat. Cała moja młodość liceum + licencjat była temu w zasadzie poświęcona. W liceum mój mózg był już w takim stanie, że z wzorowego ucznia w podstawówce, dobrego w gimnazjum, liceum skończyłem z dopuszczającymi. Studiów w ogóle nie chciałem zaczynać, ale kultura mnie pchnęła, jakieś resztki strachu czy kontroli, i siłą rzeczy skończyłem i to, na najmniej wymagającym, najłatwiejszym kierunku.
I nie da się, nie potrafię dojść głębiej. Gdybym miał wyrazić problem, nie byłoby to wyrażone w słowach, a w mojej fizjologii, którą ktoś musiałby umieć odczytać czy wychwycić. Napięcia w ciele, jakiś opór, jakieś "nie!" mówione przez ciało. Straszny stan, bo nie umiem go podkręcić, a wyciąć nie mogę, bo już jestem i tak trupem w środku, emocje wykastrowane, na cenzurowanym, pod płaszczem uwarunkowań się skryły.
W moim życiu nie ma muzyki. Udało mi się jednak zahaczyć pracę, warunki, ludzi. Starszy brat bliźniak nie ma tak źle, przynajmniej tak to widzi na ten moment, a może się strasznie myli i wszystko jest tymczasowym, pozornym spokojem.
Najgorsze jest to, że gdybym umarł dzisiaj, w tej sekundzie, to by było takie nic, taka kupa, takie zero.
Tu nie chodzi o to, że ja żyję i mogę umrzeć. Ja już jestem w pewnym sensie nieżywy. Wyczerpał się cały pierwotny napęd, rozpęd z dzieciństwa, z tajemnic bytu, z łona matki czy natury.
No i widzisz, jakie rzeczy piszę, tak jak Dyszyński czy inni tutaj. To wszystko jest strasznie niedojrzałe, jak szamotanie się okaleczonego dzieciaka.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Banjankri
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5556
Przeczytał: 44 tematy
|
Wysłany: Czw 12:25, 18 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Jak dosięgnąć tego brata. Co mam zrobić. Gdzie jestem. Czy to ma sens. |
Oj, ile czasu spędziłem szukając odpowiedzi... Niestety są to obszary gdzie schematy logiczne przestają działać, a raczej przestajemy je widzieć. Przesunięcie się w tamte obszary powoduje automatycznie wyłączenie zdolności logicznego myślenia. W praktyce wygląda to tak, że wiesz co chcesz zrobić, ale zapominasz o tym, jak tylko się tam dostaniesz. To jest obszar pozbawiony konceptualizacji, bez pamięci. Nie tędy droga. Co więcej uporczywe próbowanie uchwycenia nieuchtywnego ma negatywne skutki, w większości przypadków losowe. Szukanie więc nie ma sensu i nic w tym kierunkuk zrobić się nie da. Jest jednak drugi kierunek, który adresuje faktyczny problem, a nie szuka cudownego rozwiązania po omacku. Problemem od samego początku był czas. Jak to powiedział śp. Lepper, "mały czas czasu". Te problemy, które się z czasem uzbierały, mają swoją niezaadresowaną energię. Żeby to nie był pusty przykład, to owa energia jest tym co czujesz kiedy wiesz, że miałeś coś zrobić ale nie pamiętasz co. Pewne wewnętrzne napięcie, które czeka abyś je zaadresował. Jak tylko sobie przypomnisz co miałeś zrobić, i to zrobisz, owo napięcie znika.
Reasumując, daj sobie czas. Idealna byłaby komora deprywacji sensorycznej, ale dla tych grubych problemów wystarczy czas, cisza i spokój. Ograniczasz bodźce z zewnątrz do minimum i dajesz zupełną wolność swoim myślom.
Cytat: | Ten brat jest w stałym niepokoju. |
Bo ma pełno problemów, z którymi sobie nie potrafi poradzić, a którym ty nie dajesz czasu.
Cytat: | I nie da się, nie potrafię dojść głębiej. |
Jeśli chesz wejść głębiej, polecam dialog z samym sobą w formie pisemnej, w prostym języku (prawa półkula nie potrafi mówić i nie rozumie języka słownego, ale potrafi czytać proste zdania). Zadajesz pytanie i udzielasz odpowiedzi. Drążysz temat za tematem. Wyrażasz swoje niepokoje i wątpliwości. To wiertło pytań i odpowiedzi potrafi wyjawić wiele i wiele z tych wyjawionych problemów jest tak absurdalna, że znikają momentalnie, na zawsze.
Cytat: | Gdybym miał wyrazić problem, nie byłoby to wyrażone w słowach, a w mojej fizjologii, którą ktoś musiałby umieć odczytać czy wychwycić. |
Dlatego się nie trudź, rozmawiaj z samym sobą. Początkowo, będziesz rozmawiał z samym sobą, ale z czasem zauważysz że twoje odpowiedzi pochodzą jakby od kogoś innego.
Cytat: | Straszny stan, bo nie umiem go podkręcić, a wyciąć nie mogę, bo już jestem i tak trupem w środku, emocje wykastrowane, na cenzurowanym, pod płaszczem uwarunkowań się skryły. |
Każdy z tym walczy.
Cytat: | No i widzisz, jakie rzeczy piszę, tak jak Dyszyński czy inni tutaj. To wszystko jest strasznie niedojrzałe, jak szamotanie się okaleczonego dzieciaka. |
Bo tym właśnie jest. To są arcy trudne tematy. W tej kwestii optymiści to tylko niedoinformowani pesymiści. Niemniej jednak, pewnie wiesz że gdzieś tam drzemie olbrzymia energia. Świerza i kreatywna, lekka i błyskotliwa. To właśnie tęsknota za nią tak nas prześladuje.
Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Czw 12:29, 18 Wrz 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kori
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 08 Lip 2009
Posty: 529
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 16:46, 18 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Banjankri napisał: | Oczywiście można bajać na temat zabijania ego, czyli kultury w sobie, ale spróbuj później żyć bez niego w społeczeństwie... koszmar nagiego we mgle. Pozostanie ci uciec w bezludzie i siedzieć w jaskini ciućkając korzonki. |
Nie. Śmierć ego i cybernetyka samokontroli, [link widoczny dla zalogowanych], jest pracą poświęconą zagadnieniu obecności enteogenów w religiach świata. Śmierć ego jest nieunikniona, ale jest możliwa śmierć ego i odrodzenie w nowej tożsamości jeszcze za życia, a nie w jakimś "niebie". To postuluje autor. Przedstawia on enteogeny jako sakramenty, które były środkiem do inicjacji człowieka do prawdy o sobie. Prawdy takiej, że nasze kontrolujące "ja" jest iluzją i tak naprawdę wszystko, co robimy, wszystkie nasze myśli, pochodzą od wyższej siły. Inicjowany, według teorii, uzyskiwał takowy wgląd i porzucając iluzję, oddawał kontrolę nad sobą w ręce wyższej siły.
Podobne doświadczenia, o jakich piszesz, opisywał np. Osho i Eckhart Tolle. Na YouTube jest program poświęcony ludziom, którzy doznali oświecenia, prowadzący przeprowadza z nimi dość szczegółowe wywiady, opowiadają oni o tym, przez co przechodzili, zanim doszło do tego momentu przemiany: https://www.youtube.com/user/BuddhaAtTheGasPump. Moim zdaniem, to samo przeżywa główny bohater w filmie "Pi" : https://www.youtube.com/watch?v=1U1PM-p3860. Moim zdaniem, ów koszmar jest największą iluzją właśnie owego ego, któremu się wydaje, że ma kontrolę nad czymś. Moim zdaniem to iluzja, że owo ego zapewnia ci jakiekolwiek bezpieczeństwo, w społeczeństwie, czy poza. Bo pod tym ego, pod tą iluzją, która odseparowuje prawdziwe życie w tobie od bycia "jednym z Bogiem", jest wyższa siła, która obserwuje to ego i jest ponad nim i ponad jego iluzorycznym panowaniem nad ciałem. Ta wyższa siła potrafi o wszystko zadbać, w przeciwieństwie do iluzji człowieka, która jedynie trzyma go z dala od prawdy o sobie. Niestety, nie mogę ci powiedzieć, że to urzeczywistniłem w sobie, ale mam nadzieję i dążę do wyzwolenia siebie...od samego siebie. A jak mi się nie uda, to i tak życie o wszystko odpowiednio do swoich planów zadba. Nie moja rola wszystko wiedzieć i przewidywać, nie moja rola kontrolować. To jest największa iluzja i przyczyna tego, że kultura ma nad nami kontrolę: strach, że mamy coś, co możemy stracić. A jedyne, co możemy stracić, to iluzje. Na tym strachu pędzi całe społeczeństwo.
[link widoczny dla zalogowanych]:
Cytat: | The Transcendent Solution to Restoring Viable Control
A different approach and solution is required, to restore order from the chaos of trying to use a self-dependence that’s based on incoherent premises. This solution provides a more robust basis than reliance on personal power wielded by the semi-illusory conventional self. Something that transcends personal control-power logic is needed to provide an alternative to the seized, useless logical scheme of egoic control power. After being shown this cybernetically fatal potential, a rescuing miracle of transcendent magic arrives from outside the system of egoic control-power logic.
The mind’s transcendent potential kicks in, realizing that the logic of control-agency power originated by the phantom self cannot be the solution to the very problem that such an inaccurate configuration generated in the first place. One must put one’s reliance on a self-existing faith, compassion, heart, love, or benevolent Holy Spirit, which cannot have any ordinary rational control-logic basis and that one does not experience as a product of one’s own egoic control-power or will, but is consciously experienced as being given by the hidden source of thoughts.
Solving the problem of true and justified mental order of personal self-government instead of control-chaos comes through a transcendent Zen jump. Depending on the egoic system of reasoning, which is constructed around inherently self-frustrating premises, ultimately leads to control lock-up and a catastrophically ineffective self-cancellation of control. Buddha recognized that his destiny was to touch the ground in an act of compassion and harmonious integration with the unity of the Ground of Being, causing Mara and his army of demons to instantly disperse – then he experienced enlightenment.
Viable and coherent control is provided by recognizing that personal control depends on transcendent givenness of your thoughts by a mysterious hidden source that ultimately caused the control lock-up and that independently saves your controllership, restoring it in a newly coherent form. The hidden source of thoughts that provides a viable, transcendent personal control system is personified as a merciful and compassionate God. |
Ostatnio zmieniony przez Kori dnia Czw 17:25, 18 Wrz 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Banjankri
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5556
Przeczytał: 44 tematy
|
Wysłany: Czw 17:46, 18 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
To nie jest takie proste, a i pole manewru dla oszustów ogromne. Na tym potęgę zbudował kler wszelkiej maści. Duchowieństwo jest najwyższą pozycją społeczną, najbardziej zabezpieczoną i w dodatku w pełni zależną od wiernych. Jakich cudów oni nie wymyślą, aby tylko przyciągnąć wiernych...
Powiem ci coś. Ja trochę czasu spędziłem studiując Buddyzm. Można powiedzieć, że jest to najbardziej racjonalna religia świata, oparta o rozum i doświadczenie. Wszystko pięknie, ślicznie. Problem w tym, że kiedy zaczałęm kopać głębiej, i zaznajamiać się z kolejnymi warstwami filozofii Buddyjskiej (piekielnie trudna logicznie) dotarłem do obszaru końcowego. Jakież było moje zdziwienie, kiedy wyłonił się obraz totalnie anty-religijny, demaskujący doktryniarskie pułapki, i magiczne transformacje. Innymi słowy, po drugiej stronie nie ma nic specjalnego! Wszystko można streścić w jednym zdaniu. "Bądź sobą, nie zmuszaj się do niczego". Brzmi trywialnie, ale trywialne nie jest. To właśnie kultura przekonała nas do naszej małości. To ona poprzez religie stworzyła obraz siły wyższej, która wie lepiej. Efektem jest wewnętrzne wątpienie i podważanie autorytetu własnej osoby. "Ja nie wiem, ale oni wiedzą".
Jeżeli wierzysz autorytetom zewnętrznym, automatycznie zaczynasz negować te myśli, które nie idą w parze z owymi wierzeniami. Zaczynasz wewnętrzą batalię. Tworzą się blokady, i te myśli których nie akceptujemy, są tłumione i trywializowane. To generuje cierpienie i w konsekwencji nie pozwalamy sobie być szczęśliwymi. Daj swoim myślom prawo głosu. Jest taki świedny tekst wczesno zenowski, który mówi, że "źle" nie istnieje." Uzmysłowienie sobie tego, jest jak wyjście z ciemnej piwnicy.
Pamiętaj, sam jesteś sobie oprawcą, ale nie oprawcą jakiegoś kosmicznego Ja. Po prostu swoim oprawcą. Dopiero kiedy zaakceptujesz siebie, będziesz mógł pomóc prawej półkuli i odzyskać wolność.
Tu masz wykład, który zaoszczędzi ci wielu problemów:
https://www.youtube.com/watch?v=iXyLbU1GGqU
Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Czw 17:55, 18 Wrz 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kori
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 08 Lip 2009
Posty: 529
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 20:58, 05 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
...
Ostatnio zmieniony przez Kori dnia Nie 21:26, 05 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kori
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 08 Lip 2009
Posty: 529
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 10:20, 12 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Wygląda na to, że nie m żadnych problemów, bo problem to opis zjawisk, subiektywne nazwanie czegoś. Jeśli nie ma "ja", to nie ma problemów. A jedyne "ja", jakie znam, to te, które pojawia się jako myśl, rodzaj odczucia czy dźwięku w głowie.
Możemy dalej pisać, że ciało cierpi i doznaje, ale kto doznaje ciała? Nie ma nikogo takiego. Się doznaje. W ogóle nie widzę tu miejsca na jakąkolwiek myśl o czymkolwiek. "Coś" jest zawsze czymś, albo niczym.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Banjankri
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5556
Przeczytał: 44 tematy
|
Wysłany: Nie 10:45, 12 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Cytat: | W ogóle nie widzę tu miejsca na jakąkolwiek myśl o czymkolwiek. "Coś" jest zawsze czymś, albo niczym. |
Ciągnąc to dalej dochodzimy do celowości. "Ja" powstaje jako narzędzie implementacji konretnego celu, a te kultura tworzy na potęge. Sieje je w ludzkich umysłach jak ziarno, tworząc, a potem rozbudowując "Ja".
Jaki jest ostateczny cel mojego, czy twojego istnienia? Żaden, ale tych małych każdy z nas ma wiele.
I taki mały bonus (eng):
https://www.youtube.com/watch?v=aUHMnRIS3bk
Ostatnio zmieniony przez Banjankri dnia Nie 10:45, 12 Paź 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kori
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 08 Lip 2009
Posty: 529
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Banjankri
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5556
Przeczytał: 44 tematy
|
Wysłany: Nie 12:33, 12 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Kultura, znowu kultura. Jak wirus. A jak wygląda w czystej formie, w pełnym majestacie? To ten głos komentujący doznania w naszej głowie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33358
Przeczytał: 63 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 19:23, 12 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Banjankri napisał: | Kultura, znowu kultura. Jak wirus. A jak wygląda w czystej formie, w pełnym majestacie? To ten głos komentujący doznania w naszej głowie. |
Ale jest tu wciąż nie rozwiązane pytanie: jeśli nie kultura, to co?
Takie siedzę sobie, patrzę i nie myślę?...
- Trochę jak czujnik, który rejestruje, ale niczego nie zapisuje, o nic nie dba, o nic mu nie chodzi, niczego nie porównuje (nie pamięta), o nic nie zabiega?...
Czy może w ogóle rozpłynąć się, żeby nie było żadnego patrzenia rejestrowania?...
Jest tu jakiś konstruktywny program dla bycia sobą?...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Banjankri
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5556
Przeczytał: 44 tematy
|
Wysłany: Nie 20:06, 12 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Cytat: | jeśli nie kultura, to co? |
Nie ma alternatywy, i być nie musi.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kori
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 08 Lip 2009
Posty: 529
Przeczytał: 0 tematów
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 21:01, 12 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
mnie czasem zastanawia, czy wy jesteście normalni, tj. czy zarabiacie na siebie, macie pracę, itp. byłoby ciekawe zestawić położenie życiowe, że tak powiem, z tym, co ktoś głosi.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Banjankri
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5556
Przeczytał: 44 tematy
|
Wysłany: Nie 21:15, 12 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Kori napisał: | mnie czasem zastanawia, czy wy jesteście normalni, tj. czy zarabiacie na siebie, macie pracę, itp. byłoby ciekawe zestawić położenie życiowe, że tak powiem, z tym, co ktoś głosi. |
Jeśli chodzi o mnie, to można powiedzieć życie normalne, choć mocno minimalistyczne. Praca, dzieci, żona i pytanie jak to wszystko rozegrać. Jeśli chodzi o wpływ filozofii na moje życie, to chyba najwyraźniej go widać w wychowaniu dzieci, stosunkach społecznych i podejściu do dóbr materialnych.
Wbrew pozorom, przyjęta filozofia ma ogromny wpływ na te obszary.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33358
Przeczytał: 63 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 13:06, 14 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Banjankri napisał: | Cytat: | jeśli nie kultura, to co? |
Nie ma alternatywy, i być nie musi. |
Jeśli nie ma alternatywy, to nie ma porównania, to właściwie nie ma jak oceniać elementu kultura. Nie ma jak go negować, ani cenić, bo i tak musimy z tym żyć.
Rozumiem, że można co najwyżej "mieć świadomość", czyli po prostu nauczyć się oddzielać to co gdzieś ze środka, z samego jądra "Ja", od tego, co zewnętrznie dane, czasem wręcz narzucone. Pewnie dzięki temu można by w życiu dokonywać lepszych (wg jakiego kryterium lepszych) wyborów.
Ja widzę tu - przynajmniej w pierwszym rzucie - dość prostą układankę. Mamy:
1. wrodzone biologiczne popędy, emocje, instynkty itp. czyli to, co daje ewolucja
2. kulturowe schematy, które modyfikują 1. ale też dają szanse na rozwój myśli - dzięki możliwości wykorzystania języka, schematów myślowych przetestowanych przez pokolenia ludzi
3. bieżące doświadczenia, pamięć, intelekt - łączące jakoś 1 i 2, a dodatkowo budujące świadomość
4. Tajemniczy czynnik "psi" - duchowość w wyższym senie, połączenie z Bogiem, z Absolutem, z prawdziwą (?) naturą JA - element odrzucany przez ateizm, trudny (niemożliwy?...) do udowodnienia, właściwie to przede wszystkim subiektywnie odczuwany, a więc trudny do przekazania (choć dla części ludzi, odczuwany na tyle dojmująco i silnie, że wręcz "oczywisty").
To wszystko razem tworzy nam szczególnego puzzla, który po wrzuceniu człowieka w "gotującą się zupę" bieżących zdarzeń i doświadczeń buduje...
... no właśnie: co buduje?
- dla mnie odpowiedzią w słowach najbliższą intuicji, którą w sobie noszę jest chyba słowny zbitek SPÓJNOŚĆ ISTNIENIA.
Owa spójność istnienia to jest właśnie owo ewangeliczne Królestwo Boże, ale też szczęście, spełnienie, oświecenie, nirwana... Można by ów aspekt porównać do orkiestry instrumentów strunowych, dętych, smyczkowych - w wersji początkowej, przed udoskonaleniem do orkiestry zasiada grupa bardzo kiepskich muzyków - efektem jest fałszowanie, brak ładu i składu odtwarzanej muzyki. Ale orkiestra - o ile chce i potrafi - zaczyna się uczyć, zaczynają jej członkowie krzyczeć na niesfornych kolegów, aby się przyłożyli, aby grali zgodnie i ładnie. Ostatecznym efektem, jeśli wszystko dobrze pójdzie, muzycy zagrają pięknie, kreatywnie, choć jednocześnie w duchu wolności. Bo każdy coś dołoży od siebie, czasem zaimprowizuje, ale jednocześnie wszystko to uda się połączyć w doskonale uzupełniającą się całość.
To by było szczęście, spełnienie.
W wersji teistycznej mielibyśmy tu jeszcze dyrygenta i kompozytora w jednej osobie - Boga (i problem z niesfornymi muzykami, którzy dyrygenta słuchać się nie chcą). W wersji ateistycznej (buddyjskiej?...) orkiestra musi radzić sobie sama.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Banjankri
Dołączył: 17 Kwi 2012
Posty: 5556
Przeczytał: 44 tematy
|
Wysłany: Śro 9:23, 15 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Jeśli nie ma alternatywy, to nie ma porównania, to właściwie nie ma jak oceniać elementu kultura. Nie ma jak go negować, ani cenić, bo i tak musimy z tym żyć. |
Akceptacja.
Cytat: | Rozumiem, że można co najwyżej "mieć świadomość", czyli po prostu nauczyć się oddzielać to co gdzieś ze środka, z samego jądra "Ja", od tego, co zewnętrznie dane, czasem wręcz narzucone. Pewnie dzięki temu można by w życiu dokonywać lepszych (wg jakiego kryterium lepszych) wyborów. |
Problem z tym "samym jądrem Ja", które na poziomie intelektualnym jest przecież tworem kultury.
Cytat: | 1. wrodzone biologiczne popędy, emocje, instynkty itp. czyli to, co daje ewolucja |
Tak
Cytat: | 2. kulturowe schematy, które modyfikują 1. ale też dają szanse na rozwój myśli - dzięki możliwości wykorzystania języka, schematów myślowych przetestowanych przez pokolenia ludzi |
Powiedziałbym, że kultura wykorzystuje 1., aby się rozwijać, bo przecież myśl to kultura. Robi to przez opresję popędów, emocji, instyktów itp. Nie możesz sobie ulżyć na rynku, ani przytulić laski każdej laski, która cię kręci.
Cytat: | 3. bieżące doświadczenia, pamięć, intelekt - łączące jakoś 1 i 2, a dodatkowo budujące świadomość
|
Pamięć i intelekt części 2. nałożone na 1., wykorzystujące 1.
Tak, buduje to świadomość, ale w intelektualnym sensie tego słowa, czyli "świadomość czegoś". Nie byłem świadom czegoś, jestem świadom czegoś. W obu przypadkach "światło" było zapalone, ale w jednym obiekt nie był wyróżniony, w drugim był.
Cytat: | 4. Tajemniczy czynnik "psi" - duchowość w wyższym senie, połączenie z Bogiem, z Absolutem, z prawdziwą (?) naturą JA - element odrzucany przez ateizm, trudny (niemożliwy?...) do udowodnienia, właściwie to przede wszystkim subiektywnie odczuwany, a więc trudny do przekazania (choć dla części ludzi, odczuwany na tyle dojmująco i silnie, że wręcz "oczywisty"). |
To jest kultura (2.), a raczej wysoce wyspecjalizowana jego cześć. Rozumiem, że zakłasz istnienie czegoś więcej, czegoś ponad kulturę, niewerbalnego, wolnego od intelektualizacji, tylko że czegoś takiego nie ma. Nie ma dwóch stanów, jest tylko jeden stan i jego brak, który intelektualnie jest niczym, czyli po prostu nie istnieje. Teraz można dumać, i wielu to robi/robiło, jak uchwycić to nieistnienie, jak je posiąść i opisać. Nie da się, z oczywistego względu, bo "Ja" jest kulturą.
Cytat: | To wszystko razem tworzy nam szczególnego puzzla, który po wrzuceniu człowieka w "gotującą się zupę" bieżących zdarzeń i doświadczeń buduje...
... no właśnie: co buduje? |
Kulturę. To wszystko czego doznajesz jest kulturą, której ramieniami są wiedza, intuicja, rozum, intelekt...
Cytat: | - dla mnie odpowiedzią w słowach najbliższą intuicji, którą w sobie noszę jest chyba słowny zbitek SPÓJNOŚĆ ISTNIENIA. |
Tak, tylko że niespójność istnienia jest pojęciem absurdalnym, ponieważ "nieistnienie" nie występuj w doznaniu. Jest tylko sztucznie wygenerowanym narzędziem, które stymuluje działanie. Jeżeli coś w twoim życiu jest niekompletne, to będziesz starał się tą dziurę załatać. Ta niekompletność jest niczym innym jak kulturą.
Postrzegamy otoczenie przez jego "niedoskonałość", a raczej niezgodność z oczekiwaniami kultury. Jeżeli wszytko jest kompletne, to niczego nie jesteśmy świadomi (nie ma zresztą takiej potrzeby). Nie ma też styulacji działania, są tylko komponenty z 1.
Teraz już pewnie rozumiesz, dlaczego mówiłem że 4. nie istnieje. Istnienie jest konsekwencją niekompletności. Jeżeli wszystko jest kompletne to nie ma niekompletność obiektów, czyli nasza świadomość o nich, nie powstaje. Nie znaczy to, że dany obiekt nie istnieje same w sobie. Nie istnieje w świadomości, jako wyodrębniony obiekt.
Cytat: | W wersji teistycznej mielibyśmy tu jeszcze dyrygenta i kompozytora w jednej osobie - Boga (i problem z niesfornymi muzykami, którzy dyrygenta słuchać się nie chcą). W wersji ateistycznej (buddyjskiej?...) orkiestra musi radzić sobie sama. |
Niekompletność (fałszowanie) nie istnieje, jest tylko iluzją. Boga nie potrzeba, albo jak już tak bardzo chcesz, to jego plan zawsze się realizuje w każdym zdarzeniu i jest on nieodróżnialny od żadnego zdarzenia. W wersji ateistycznej na piedestale jest zawsze kultura.
W wersji buddyjskiej, tak jak wynika z powyższego postu, problemu nie ma i nigdy nie było. Była tylko iluzja.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33358
Przeczytał: 63 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 11:35, 15 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
Banjankri napisał: | Cytat: | 3. bieżące doświadczenia, pamięć, intelekt - łączące jakoś 1 i 2, a dodatkowo budujące świadomość
|
Pamięć i intelekt części 2. nałożone na 1., wykorzystujące 1.
Tak, buduje to świadomość, ale w intelektualnym sensie tego słowa, czyli "świadomość czegoś". Nie byłem świadom czegoś, jestem świadom czegoś. W obu przypadkach "światło" było zapalone, ale w jednym obiekt nie był wyróżniony, w drugim był. |
Mój model jest w tym aspekcie chyba jakoś inny (nie w całości, ale w jakiejś części). Model - czyli podział co jest świadomością, co jest kulturą, intelektem - granice pojęciowe. Dla mnie świadomość jest czymś bardziej skomplikowanym, a w szczególności mocno zakorzenionym w sferze niewerbalnej. Owo "światło" jest czymś umownym, analogowo (czyli najczęściej bez spektakularnych skoków) towarzyszącym umysłowi.
Banjankri napisał: | Cytat: | 4. Tajemniczy czynnik "psi" - duchowość w wyższym senie, połączenie z Bogiem, z Absolutem, z prawdziwą (?) naturą JA - element odrzucany przez ateizm, trudny (niemożliwy?...) do udowodnienia, właściwie to przede wszystkim subiektywnie odczuwany, a więc trudny do przekazania (choć dla części ludzi, odczuwany na tyle dojmująco i silnie, że wręcz "oczywisty"). |
To jest kultura (2.), a raczej wysoce wyspecjalizowana jego cześć. Rozumiem, że zakłasz istnienie czegoś więcej, czegoś ponad kulturę, niewerbalnego, wolnego od intelektualizacji, tylko że czegoś takiego nie ma. Nie ma dwóch stanów, jest tylko jeden stan i jego brak, który intelektualnie jest niczym, czyli po prostu nie istnieje. Teraz można dumać, i wielu to robi/robiło, jak uchwycić to nieistnienie, jak je posiąść i opisać. Nie da się, z oczywistego względu, bo "Ja" jest kulturą. |
Tu się ewidentnie różnimy. Oczywiście można różnicę (pierwszy punkt zaczepu dyskusji) zwalić na konstrukcję modelu - Ty po prostu inaczej niż ja zakreślasz granice aspektu "kultura". Ale w istocie chodzi przecież o jakiś konkret, o ROZPOZNAWALNOŚĆ PODZIAŁU. Ja tu zatem twierdzę, że ów "czynnik psi" ma więc znacząco inne właściwości, niż kultura. Jeśli więc dyskusja miałaby być rzeczowa, to powinna skupić na jakimś ustaleniu owych właściwości i ew. dalej przedyskutowaniu czy da się je zasadnie przykleić do kultury.
Banjankri napisał: | Cytat: | To wszystko razem tworzy nam szczególnego puzzla, który po wrzuceniu człowieka w "gotującą się zupę" bieżących zdarzeń i doświadczeń buduje...
... no właśnie: co buduje? |
Kulturę. To wszystko czego doznajesz jest kulturą, której ramieniami są wiedza, intuicja, rozum, intelekt...
Cytat: | - dla mnie odpowiedzią w słowach najbliższą intuicji, którą w sobie noszę jest chyba słowny zbitek SPÓJNOŚĆ ISTNIENIA. |
Tak, tylko że niespójność istnienia jest pojęciem absurdalnym, ponieważ "nieistnienie" nie występuj w doznaniu. Jest tylko sztucznie wygenerowanym narzędziem, które stymuluje działanie. Jeżeli coś w twoim życiu jest niekompletne, to będziesz starał się tą dziurę załatać. Ta niekompletność jest niczym innym jak kulturą.
Postrzegamy otoczenie przez jego "niedoskonałość", a raczej niezgodność z oczekiwaniami kultury. Jeżeli wszytko jest kompletne, to niczego nie jesteśmy świadomi (nie ma zresztą takiej potrzeby). Nie ma też styulacji działania, są tylko komponenty z 1.
Teraz już pewnie rozumiesz, dlaczego mówiłem że 4. nie istnieje. Istnienie jest konsekwencją niekompletności. Jeżeli wszystko jest kompletne to nie ma niekompletność obiektów, czyli nasza świadomość o nich, nie powstaje. Nie znaczy to, że dany obiekt nie istnieje same w sobie. Nie istnieje w świadomości, jako wyodrębniony obiekt.
Cytat: | W wersji teistycznej mielibyśmy tu jeszcze dyrygenta i kompozytora w jednej osobie - Boga (i problem z niesfornymi muzykami, którzy dyrygenta słuchać się nie chcą). W wersji ateistycznej (buddyjskiej?...) orkiestra musi radzić sobie sama. |
Niekompletność (fałszowanie) nie istnieje, jest tylko iluzją. Boga nie potrzeba, albo jak już tak bardzo chcesz, to jego plan zawsze się realizuje w każdym zdarzeniu i jest on nieodróżnialny od żadnego zdarzenia. W wersji ateistycznej na piedestale jest zawsze kultura.
W wersji buddyjskiej, tak jak wynika z powyższego postu, problemu nie ma i nigdy nie było. Była tylko iluzja. |
Wróćmy tutaj do głównej Twojej tezy: Cytat: | Ta niekompletność jest niczym innym jak kulturą. |
Otóż dla mnie sytuacja jest bardziej złożona - czyli istnieją (ważne!) niekompletności wyrastające poza kulturę. Nie wszystkie oczekiwania myśli biorą się z kultury. Mamy pewne narzucone, wynikające z samej natury JA, schematy myśli - takie właściwie "ontologiczne". I o ile, faktycznie, te kulturowe niekompletności można by jakoś wrzucić do worka "iluzje", o tyle te ontologiczne, już nie. I oczywiście twierdzę, że owe ontologiczne aspekty (czyli kompletności vs niekompletności) muszą być jakoś uzgodnione z JA.
Czym one są (to określić słowami, dlatego proszę o wyrozumiałość dla mojego słowotwórstwa):
- aspekt PIERWOTNEGO ROZPOZNANIA, czyli zdolności JA do dostrzegania rzeczy (nie chodzi oczywiście o przedmioty, tylko o ogólnie o wszystko, co daje się umysłem rozpoznawać)
- aspekt PRAWDY, czyli - w uproszczeniu - spójności JA deklarowanego i realnego we wszystkim co JA podejmuje (na poziomie ogólnym, nie dotyczącym konkretnych decyzji)
- aspekt MIŁOŚCI/AKCEPTACJI/OTWARCIA/DOSTĘPNOŚCI - czyli gotowość JA, do bycia w jakiejś części poza JA i sposobu w jakim poza JA się znajdzie.
Te aspekty oczywiście w życiu jakoś tam zakorzeniają się w kulturę, ale same nią nie są. One będą trwały niezależnie od jakiejkolwiek kultury, a niespójność w ich zakresie będzie trwałym problemem JA.
Tu chyba warto dodać, że JA ze swojej natury ma pewną predefiniowaną, nieusuwalną właściwość - CHCE BYĆ. Ja chce być, choć nie wie właściwie co to znaczy owo "być". Więc szuka owego bycia czepiając się zdarzeń, odczuć, myśli. To nadaje dynamikę istnieniu JA, bo owo JA poczucie niebycia/niespójności/nierozpoznawalności odnajduje jako coś nieakceptowalnego. Dopóki nie odnajdzie się w owych myślach, dopóty będzie dla owego JA niefajnie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|