Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Chęć dokuczenia innym ludziom, życiowe spełnienie, szczęście
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33478
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 0:31, 08 Mar 2018    Temat postu: Chęć dokuczenia innym ludziom, życiowe spełnienie, szczęście

Skąd właściwie się bierze taka chęć?

Mamy tu na sfinii osoby, które jak coś komentują, to niemal zawsze niechętnie, mamy chłopców, którzy dokuczają kolegom i koleżankom - tak po prostu, bez szczególnego motywu, mamy polityków, zbijających kapitał wyborczy na niechęci do jakichś tam ludzi. Co w nas siedzi, że tacy - jako ludzie - jesteśmy?...
Z resztą, nie tylko ludzie tacy są. Są wredne psy, złośliwe koty (są też przemiłe psy i urocze łagodne koty).
Wredność daje się zaobserwować u wielu gatunków.

Pytam o uzasadnienie.
Pierwsze, na początek mam. Ewolucja zwierząt stadnych wymaga zwykle ustanowienia hierarchii. W warunkach ogólnej zgody i życzliwości taka hierarchia by się nie tworzyła (albo tworzyłaby się wolniej). Z resztą wredota obserwowana trochę ma "ciągoty do władzy". Odsetek psychopatów wśród prezesów wielkich firm jest znacząco większy, niż ogólnie w populacji. Ale wredność ta ma też swoje uzasadnienie - skupienie na celu. Ktoś skupiony na sukcesie, na konkretnych wskaźnikach, będzie łatwiej ignorował wartości ludzkie, empatię, etykę. Bo trzymanie się zasad współżycia może przeszkadzać, utrudniać osiąganie pewnych celów.
Ale jest też sporo ludzkiej wredności właściwie nie uzasadnionej w dalszych działaniach wrednej osoby. Złośliwy, aspołeczny uczeń sprawia kłopoty wszystkim - nauczycielom, kolegom, rodzicom. I nie widać aby na czymś zyskiwał. Bo wszyscy go nie lubią, dostaje kary, nagany. A on dalej jest wredny, czasem jeszcze bardziej niż na początku...
Jaki mechanizm psychologiczny sprawia, że aspołeczne, destrukcyjne, a przy ewidentnie nie przynoszące wyraźnej korzyści działania się utrwalają, są powtarzane?
Jakaż to cząstka naszej ludzkiej natury doznaje satysfakcji, gdy uda nam się sprawić komuś przykrość, najlepiej wkurzyć na maksa?

Osoby religijne może powiedzą: to szatan kusi. Ale, jak wykazują badania, w szatana wierzy mniej niż połowa ludzi w Polsce. Szatan dobrze by tłumaczył ten efekt uzyskiwania satysfakcji z bycia wrednym, lecz nie tłumaczy dlaczego jedni wrednymi zostają, a inni są życzliwi otoczeniu. Coś w nas jest w środku.
Szukam innych tropów...
Złe dni, irytacja, hormony... Tłumaczą jakąś mniejszą odporność na stres, ale ponoć jesteśmy racjonalni.... Może nie jesteśmy. Dlaczego jednak ewolucja nie wykasowała destrukcyjnego społecznie genu z puli? Tak ewolucyjnie patrząc, to ktoś wredny nie powinien sobie znaleźć partnera życiowego, powinien być wyrzucany poza społeczność, powinien umierać w samotności. Gen się nie powinien powielać.
A może dla społeczności - grupy pewna liczba aspołecznych osobników jest potrzebna?
- Po co?
- aby nie było "marazmu", aby ktoś miał potrzebę wytknięcia błędów, przyczepić się do tego, co jakieś niewłaściwe. Jak wszyscy byliby wyłącznie empatyczni, omijający trudne tematy, to może zagłaskalibyśmy się - może nie na śmierć, ale na marazm i nudę. Może w społeczności są potrzebni tacy, którzy coś (w kontrolowanych dozach) psują - aby pozostali się trenowali w naprawach, aby byli przygotowani na złe czasy. Bo w końcu te złe czasy przychodzą, a wtedy nie jest to kompletne zaskoczenie - grupa może przetrwać.
Nie wiem, kto czytał relatywnie krótkie opowiadanie "Mały tyran" Carlosa Castanedy (mam nadzieję, że nie przekręciłem tytułu). W sumie na tyle krótkie, aby zaliczyć to opowiadanie w autobusie podczas dojazdu do pracy. Zawarta w tym opowiadaniu idea (czytałem pewnie około 20 lat temu) dość mocno dała mi do myślenia. I daje do myślenia do dzisiaj.
Znaczenie zła dla kształtowania się mocy, osiągania doskonałości - trudny temat. I nie chcę go jednoznacznie tutaj kwitować - raczej traktuję go jako wejście w szerszą dyskusję, postawienie wątpliwości wobec prostego patrzenia na sprawę, niż przypieczętowanie jedną celną tezą. Bo według mnie jest nad czym się zastanawiać, a wnioski z tych zastanowień płynące mogłyby być mocno niebanalne.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 23:31, 11 Kwi 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:32, 08 Mar 2018    Temat postu:

Osobiście mam poważny problem z napisaniem definicji wredności - poddaję się, intuicyjnie oczywiście wiem o co chodzi, ale serio nie potrafię sklecić zadowalającej mnie definicji wrednego zachowania...

Bo czy chodzi o to że to ja celowo chcę komuś dokuczyć, sprawić mu przykrość, czy raczej liczy się to co czuje odbiorca?

Mogę powiedzieć coś w żartach a odbiorca uzna to za wredne, oraz mogę chcieć komuś dopiec a ta osoba uzna to za dobry żart.

Osobiście dostrzegam ogromną korelację między obiema rodzajami wredności a cyklem miesiączkowym ( piszę tylko o sobie), serio przed okresem dosłownie mam ochotę się odegrać, choćby za zbyt głośne słuchanie muzyki perfidnie robiąc hałas gdy ta osoba chce odpocząć, oraz dużo częściej łapię się na tym że to co normalnie bym odebrała jako żart, traktuję jako przejaw wredoty, chamstwa, celowego ataku...

Dość ciekawy jest fakt że np mój facet pracuje w budowlance, ta grupa zawodowa posiada dość specyficzne poczucie humoru, latają teksty za które typowy człowiek obraziłby się na amen,lub potraktował nadawcę jako agresywnego chama , zboczeńca itd. Oni wiedzą że to żarty i nikt sobie z tego nic nie robi, nowy który tego nie załapie odchodzi, bo ma dość że cisną po nim, jakby nie dostrzegając że ekipie taki styl komunikacji pasuje i nikt sobie nic nie robi z specyficznych epitetów (np. 'wsadź sobie tą cegłę w dupę i wciągnij trochę zaprawy aby mózg ci ruszył, a potem cię wyruchamy debilu' jako podziękowanie za podanie owej cegły...)
Znam ten styl i z zasady mi to nie przeszkadza, ale osobiście łapię się na tym że słysząc podobne ( a wręcz znacznie skromniejsze )sformułowania od osób których nie kojarzę z tego typu stylem komunikacji jestem bardziej skłonna uznać to za celowy, wredny atak, fakt faktem i tak reaguję jak na żart odpowiadając w tym samym tonie, ale robię to w sumie dlatego że a nuż ta osoba chciała mnie wkuwić, a nic nie wkuwia bardziej niż sytuacja gdy ofiara ataku zachowuje się jakby ją to bawiło...

Większość ludzi którzy komunikują się między sobą w ten sposób doskonale rozumie że z innymi tak nie wolno, ale są wyjątki.

Sądzę że celowe wredne zachowania są rodzajem komunikacji, gdy nadawca nie potrafi w bardziej przyjazny sposób powiedzieć o co chodzi, czasem zaś zwyczajnie normalne przekazanie komunikatu nie działa i trzeba zastosować inne metody, gdy często tak trzeba, można zacząć z góry zakładać że do innych tylko informacja przekazana w odpowiednio wredny sposób dotrze.
Z przykładów - w pracy mojemu bratu notorycznie ktoś zjadał kanapki, grzeczne prośby o zaprzestanie tego procederu nie pomagały, jednorazowe nafaszerowanie kanapek mega ostrą papryczką zakończyło problem natychmiast. Gdy problem powrócił w innym miejscy pracy nawet się nie wysilał na kulturalne prośby o zostawienie jego śniadania w spokoju tylko zrobił kanapki z papryczką oraz dosypał do mleka środek przeczyszczający, ot tak na deserek. Sądzę że ta machina wredności może się sama napędzać - nie chcę być wredny, ale skoro z doświadczenia wiem że tylko to działa... skoro otoczenie jest wredne to i ja muszę... itd

Osobiście pamiętam z czasów szkolnych że kilka 'dobrych' akcji potrafiło zapewnić spokój na dłuuugo oraz dawało pewien rodzaj szacunku jakim inni zaczynali darzyć mnie za tego typu wyczyny. Przyznaję z zasady akcja dotyczyła nauczyciela, ale to pokazywało innym do czego jestem zdolna gdy coś mnie wkurwia i generalnie nikt nie zadzierał i nie śmiał mnie od kujonów wyzywać, zresztą to że kujonem nie jestem demonstrowałam na różne, z perspektywy czasu głupie i wredne metody, ale wówczas nie widziałam innego rozwiązania, potem odkryłam ciekawsze i skuteczniejsze metody dbania o siebie, ale częściowo rozumiem z pozoru bezsensowne agresywne zachowania.

Trochę też miałam styczności z prawdziwymi 'młodymi tyranami' z zasady to były mega skrzywdzone dzieciaki , które problemy jakie je spotkały przerosły i to wielokrotnie, w sumie to co odwalali było wołaniem o uwagę i o pomoc, choć brak wiary że można pomóc, to ile je spotkało już zawodów, sprawiał że reakcje na próbę pomocy bywały bardzo wredne i agresywne i potrzeba było specjalnego podejścia aby dotrzeć do takiej osoby i móc szczerze pogadać i coś zmienić.

Wyszedł zestaw luźnych danych anegdotycznych o niby minimalnej wartości, ale sądzę że jednak coś to wnosi do dyskusji :pidu:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Apolonia
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 26 Lis 2017
Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 17:41, 08 Mar 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
(np. 'wsadź sobie cegłę w dupę i wciągnij trochę zaprawy aby mózg ci ruszył, a potem cię wyruchamy debilu' jako podziękowanie za podanie owej cegły...)


"wsadź sobiecegłę w dupę..." brzmi lepiej ;-P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:03, 08 Mar 2018    Temat postu:

Apolonia : jakby tak spróbować zapisać tego typu znanie aby brzmiało lepiej ( w znaczeniu bliżej do oryginału to by było :
' wseź se te cegłe w dupe i sztachnyj se trochu zaprawy by ci musk ruszył, a pote ciem wyruchumy debilu... '
Ale rzeczywiście bliżej jest 'tę' niż 'tą' :D

Czy czepianie się literówek to już wredność? :P
Napisz coś merytorycznego i w temacie i zdefiniuj to pojęcie, ok?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Apolonia
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 26 Lis 2017
Posty: 329
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:46, 08 Mar 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Apolonia : jakby tak spróbować zapisać tego typu znanie aby brzmiało lepiej ( w znaczeniu bliżej do oryginału to by było :
' wseź se te cegłe w dupe i sztachnyj se trochu zaprawy by ci musk ruszył, a pote ciem wyruchumy debilu... '
Ale rzeczywiście bliżej jest 'tę' niż 'tą' :D

Czy czepianie się literówek to już wredność? :P
Napisz coś merytorycznego i w temacie i zdefiniuj to pojęcie, ok?


Obojętnie jak blisko jesteś oryginału i tak te cegłe se wsadzasz. :P

Dlaczego żartobliwe zwrócenie uwagi nazywasz "czepianiem się literówek" z wyraźnym podtekstem "wredne"?

To pierwsze zdanie było merytoryczne, uruchomiło w tobie całą lawinę myśli i już wiesz, że wszytko zależy od tego, kto nam zwraca uwagę.
Jeżeli to ktoś kogo lubimy to nawet napięcie przedmiesiączkowe idzie się bujać, a jak kogoś nie za bardzo lubiany to wtedy nawet taki drobiazg jak "tę czy tą" wywołuje burzę w szklance wody.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:22, 08 Mar 2018    Temat postu:

I tu się z Tobą zgodzę, nastawienie do osoby odgrywa kluczowe znaczenie,
do tego gdy mówimy do kogoś ogromne znaczenie ma ton głosu, mimika twarzy, bo z zasady wiemy kiedy ktoś sobie robi jaja a kiedy jest na serio zły,
w necie niby mamy emotki ,ale nie zawsze je odczytujemy zgodnie z intencją nadawcy, której zresztą tak naprawdę nie znamy, bo i skąd, to zawsze tylko przypuszczenia, no nie?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33478
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:51, 08 Mar 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Wyszedł zestaw luźnych danych anegdotycznych o niby minimalnej wartości, ale sądzę że jednak coś to wnosi do dyskusji :pidu:

W moim przekonaniu wnosi sporo, choć raczej nie pcha do przodu głównego tematu. Ale dobrze jest zwrócić uwagę na te niuanse, czyli na początek w ogóle jakoś zdiagnozowanie co jest wrednością.
Ja trochę na początku myślałem, aby problem upraszczać np. ograniczając się najbardziej do internetowego trolowania. Sytuacja w tym przypadku jest o tyle czysta, że nieznany człowiek z jednej strony łącza sieciowego, próbuje zdenerwować innego nieznanego sobie człowieka. Czasem ten człowiek ma nicka, ale na forach anonimowych, nawet nicki nie identyfikują osoby. Miałem trochę do czynienia z osobą lubującą się w trolowaniu. Poza tym - nawet na sfinii troli mamy dostatek. W tym przypadku - jako tako czystym, bo zupełnie odfiltrowanym od więzów ze świata realnego: rodzinnych, koleżeńskich itd. - widać niejako CZYSTĄ CHĘĆ, intencje są na tacy. Gdy znajomego trola pytałem, co takiego zyskuje, denerwując ludzi, nie umiał udzielić jakiejś w pełni jasnej odpowiedzi - coś tam wspominał, o tym jacy to owi ludzie z drugiej strony są "głupi", jak im się to denerwowanie ich "należy za ich głupotę". W sumie traktuję to bardziej jako wykręt, niż wyjaśnienie.

Bo jest jeszcze cała masa tych wrednych zachowań jako tako uzasadnionych - może stylem komunikacji, może hormonami, szczególną sytuacją. Gdy uzasadnienie jest - to je przyjmę, ale też mnie to nieco mniej zainteresuje, bo skoro mamy powód, to teraz można by długo gadać na temat tego, czy powód jest dobry, czy zły.
Mnie ciekawi tu najbardziej ta wredność bez powodu - wypływająca chyba z samej głębi motywacji człowieka. Ktoś ewidentnie CHCE być wredny dla samego tego, że robi komuś przykrość.
- rozładowuje się emocjonalnie?... dość ładnie o tym napisałaś.
Ale właściwie dlaczego zrobienie komuś przykrości miałoby rozładowywać? - Co to za mechanizm?
A może nawet ten mechanizm jest - biologiczny, ewolucyjny. Może wziął się stąd, że osobnik, który źle się czuł, miał kłopoty, gdy zwrócił na siebie wyraziście uwagę, to często dostawał pomoc? Więc może naszym odruchem podświadomym jest to, że czując się źle, robimy się wredni?...
Ja sam negatywnie reaguję najczęściej, jak mi ktoś przeszkadza, zawraca głowę. Nie mam za wielkiej podzielności uwagi i "szału dostaję", jak mi coś ktoś trajkocze nad głową, gdy ja z kolei próbuję się nad czymś skupić. Ale tu traktuję, że to nie jest bycie wrednym, tylko ustawianie kontaktu na poziomie, który jest jakoś dostosowany do możliwości, do psychiki osoby (tą osobą akurat jestem ja).
Dlaczego dążę do prześwietlenia owej "czystej" wredności?...
Bo z jednej strony ją jeszcze mam jakąś minimalną szansę wyjaśnić. A jak ją wyjaśnię, to dalej wiele innych zachowań będzie można ujrzeć w tym świetle.
Ircia napisał:
Osobiście dostrzegam ogromną korelację między obiema rodzajami wredności a cyklem miesiączkowym ( piszę tylko o sobie), serio przed okresem dosłownie mam ochotę się odegrać, choćby za zbyt głośne słuchanie muzyki perfidnie robiąc hałas gdy ta osoba chce odpocząć, oraz dużo częściej łapię się na tym że to co normalnie bym odebrała jako żart, traktuję jako przejaw wredoty, chamstwa, celowego ataku...

Tu jest właśnie ciekawy trop - chemia mózgu, hormony. Z tego da się wyciągnąć wniosek, że często "nasze" reakcje nie są do końca naszymi reakcjami, że próbujemy coś tam z naszym ciałem wynegocjować, dojść z nim do ładu, ale i tak często robimy coś, co później nam samym się nie podoba.

Może tak trochę być, że ci stale wredni (także trole) mają po prostu chemie w mózgu taką, która nakazuje im ciągle wykazywanie się w nieprzyjemny dla innych sposób. Oni temu ulegają, czyli mniej świadome (gadzie...) części mózgu biorą górę nad tymi świadomymi, modelującymi cele, zasady, metody. Każdy pewne ma swoje mniej normalne stany emocji, jakieś momenty bycia "nie sobą". Ale jak ktoś tylko wciąż kombinuje jak by to powkurzać innych, zaś takie chwile, kiedy po prostu chciałby się normalnie komunikować są rzadkie, to powstaje pytanie: kiedy właściwie jest sobą?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:36, 10 Mar 2018    Temat postu:

Sporo czasu byłam mocno zaangażowana w działanie pewnego specyficznego czata ( dużo ludzi praktycznie 24h, specyficzny klimat) , trafił się nam super troll - tak kombinował że techniczni musieli non stop modyfikować kody aby stracił kolejne opcję blokowania normalnego funkcjonowania czata( koleś tworzył boty do trolowania, automatyczne systemy tworzenia multikont , automatyczne pisanie pod nickami moderatorów itd),
doszło do tego że aby komuś nowemu dać podstawowe prawa na czacie musiał przejść indywidualną rozmowę z moderatorem i próbowaliśmy wykryć czy to nie on, co lepsze z zasady po krótkiej rozmowie już wiedzieliśmy że to on i próbowaliśmy gadać dalej co by zrozumieć po co on to robi... On twierdził że nam pomaga, że jest czynnikiem który wymusza zmiany, sprawia że jesteśmy twórczy i kreatywni a jego takie przepychanki bawią, że robi to z nudów, co by nasze reakcje zbadać... Aby poczuć że ma moc wpływania na innych, że jest kimś ważnym, że cokolwiek robimy musimy go brać pod uwagę, a on lubi być w centrum zainteresowania - pisał o tym bezpośrednio. Co zabawne okazało się że każdy z modów lubi sobie z nim tak pogadać, że to inteligentny i fajny gość, techniczni też zaczęli twierdzić że dzięki niemu gdy inne systemy padały przez ataki hakerskie, wirusy itd, nasz był tak doszlifowany że nic złego się nie działo, bo wszelkie luki przez owego akcje trolla były zlikwidowane, administracja i moderacja posiada także sporo super opcji szybkiego reagowania na różne niefajne zachowania, które powstały w wyniku jego gierek.

Kolo jest legendą czata i od kiedy zaczęliśmy mu wręcz dziękować za jego wkład w społeczność, za wykazanie słabych stron, dostał oficjalny znaczek super trolla z pewnymi przywilejami, choć i tak ma kilka kont co by trollować z zaskoczenia, trolluje w sposób akceptowalny, robi za chamskiego błazna, ale serio go lubię i praktycznie większość stałych bywalców również, ale serio zaliczyliśmy lata walki, narad co by z nim zrobić, jak się go pozbyć...W sumie to się nawzajem oswoiliśmy... Nauczyliśmy się zdrowego podejścia do granic kontroli, wolności słowa, jak reagować skutecznie co by trolli nie nakręcać itd

Co ciekawe okazało się że chłopak w ten sposób wyładowuje frustrację i mniej rozrabia w świecie rzeczywistym, jeśli to co pisał jest prawdą, a sądzę że jest bo było to spójne, sensowne i nie stawiało go w dobrym świetle (w jego specyficznym podejściu do dobrego światła, w końcu grał psychopatycznego chama), to takim ludziom daję osobiste przyzwolenie na wyładowywaniu się słownym na anonimowych ludziach w necie, bo w końcu taka ofiara może to zwyczajnie olać, to ona w sumie decyduje czy chce być ofiarą czy nie, dzięki temu ludzie mogą w kontrolowanych bezpiecznych warunkach nauczyć się zdrowego podejścia do hejtu co się w życiu przydaje.

Osobiście tamtemu trollowi dużo zawdzięczam, nikt inny nie potrafił mi tak bezpośrednio wykazać hipokryzji, słabych stron, dostrzegłam że najbardziej bolą mnie te epitety które w praktyce uważam za zasadne i obawiam się że mogą być prawdziwe, poznałam mechanizmy obronne ego w praktyce,
nie mówię że trolling jest dobry ,ale czasem potrafi sporo nauczyć, a przynajmniej nauczyć jak nie dać się zamienić w ofiarę, nauczyć że atak nie jest super obroną, bo rodzi jeszcze większą wrogość, nauczyć się wyczucia, nadal się uczę i wiem że sporo przede mną, ale serio hejt netowy to jak plac manewrowy, jak gra treningowa, w realnym życiu ludzie nie atakują tak bezpośrednio, bo nie są anonimowi, ale też jako ofiara masz mniejsze pole do manewrów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33478
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 16:19, 10 Mar 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
Sporo czasu byłam mocno zaangażowana w działanie pewnego specyficznego czata ( dużo ludzi praktycznie 24h, specyficzny klimat) , trafił się nam super troll.

Bardzo ciekawa historia i fajny jej opis. Wydaje mi się, że rozumiem co masz na myśli.
Choć też chętnie dowiedziałbym się, jak to jest z tą jego potrzebą trolowania. Czy nauczył się siebie w jej kontekście diagnozować.
A z grubsza o takie i podobne głosy przy zakładaniu owego wątku mi chodziło. To naprawdę rzuca światło na sprawę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ircia




Dołączył: 04 Lut 2018
Posty: 1031
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: z wyśnionej krainy abstrakcji
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:15, 10 Mar 2018    Temat postu:

Dorzucę tyle, bawiąc się w moderację tamtego czata często 'brałam na bok' trolli , hejterów, z zasady nie były to łatwe ani miłe rozmowy, ale z niektórymi, co zrozumieli że serio nie chcę ciągle walić banów, kicków itd a raczej zrozumieć o co chodzi, dało się pogadać tak normalnie, większość świadomie nie rozumiała czemu to robi, ale padały teksty o potrzebie rozładowania się - tak jak kopanie kamienia jak się człowiek wkurzy, kamień nic złego nam nie zrobił, a 'obrywa'...

Z zasady te osoby same oberwały w życiu, nie radziły sobie z wieloma sprawami, często były to jeszcze dzieciaki chcące pokazać jakie to są silne i wredne, mi było łatwiej ich pojąć bo miałam i w realu styczność z takimi osobami,do tego na pewnym etapie sama podobnie się zachowywałam (nie rozumiecie mnie, więc pokażę na co mnie stać i przynajmniej zwrócicie na mnie swoją uwagę) - odwalając numery nie rozumie się raczej dlaczego się to robi, teraz rozumiem że na pewnym etapie brak zainteresowania jest gorszy niż kary za złe zachowanie, w niesprzyjających okolicznościach to się utrwala, albo pozornie zanika, ale w necie gdzie się jest anonimowym można się 'rozładować' - często są to osoby ogólnie spokojne i ugodowe, z kompleksami,z niską samooceną, równocześnie do których otoczenie ma duże oczekiwania, choć to nie reguła, bo część także w życiu codziennym rozładowuje swoje frustracje na innych.

Ogólnie jakoś tak mam że zakładam że przyczyną takich zachowań, nawet ewidentnie i celowo chamskich jest to że ta osoba sobie z czymś nie radzi( choćby z własną agresją), choć oczywiście w większości przypadków gdy się wprost zapytasz nastąpi atak, ot dziecięce 'nic mi nie jest' , 'sam sobie poradzę'.

Przyznać się do tego że mam z czymś problem, że sobie nie radzę jest bardzo bardzo trudno, nauczono nas że prośba o pomoc to oznaka słabości, nieporadności, głupoty...

Czy gdziekolwiek uczy się dzieciaki jak bezpiecznie rozładować frustrację, złość, jak rozumieć swoje emocje? Że nie ma złych emocji, że nie jest się złym bo czuje się agresję, czy wręcz chęć mordu, że liczy się jak na to reagujemy? Jak być asertywnym, jak prosić i przyjmować pomoc? Jak działają mechanizmy obronne ego? Jak sprawić aby nie działać w ramach tych destrukcyjnych? Jak przyjmować krytykę oraz jak dobrze krytykować? Jak sprawić aby własnym myśleniem się nie sabotować, nie utwierdzać się w przekonaniach które do niczego dobrego nie prowadzą, itd

Z mojego doświadczenia dopiero gdy 'mleko się rozlazło' - super kursy pod tym względem są dla dzieciaków/młodzieży w ramach terapii zamiast kary za posiadanie, agresję połączoną już z korzystaniem z środków psychoaktywnych itd, mimo że udział jest przymusowy większość uczestników pod koniec pyta : dlaczego dopiero teraz ich tego uczą? Czemu nie już w podstawówce? Niestety powiem tylko - też tego nie rozumiem...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33478
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 0:36, 11 Mar 2018    Temat postu:

Ircia napisał:
...

Dzięki za ten ostatni opis. Jest jakoś budujący, przywracający wiarę w ludzi. Dla mnie naprawdę cenny. :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33478
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 23:32, 11 Kwi 2018    Temat postu:

Zmieniłem ostatnio tytuł tego, założonego przeze mnie wcześniej wątku, aby go pociągnąć w nowej konfiguracji.

W moim światopoglądzie od jakiegoś czasu kluczowym jest pewne pytanie, które w całości jest jednością, ale ma w sobie kilka "wydań":
1. kim jestem?
2. czym byłoby spełnienie mojego jestestwa?
3. Kiedy byłbym tak w pełni i naprawdę szczęśliwy?
te trzy pytania są dla mnie jednym - pytaniem o moją naturę.

Zadaję sobie to pytanie w kontekście mojego teizmu i przeświadczenia, że przeznaczona jest mi wieczność, że moja świadomość miałaby funkcjonować już na zawsze. Pytanie o wieczne spełnienie jest jednak chyba ciekawe tak w ogóle, mógłby je postawić nawet ateista, który np. przewiduje, że za ileś tam lat medycyna pokona wszystkie choroby i powstrzyma proces starzenia się. Powstaje pytanie: czy w ogóle chcielibyśmy żyć wiecznie?
Owo pytanie ma ścisły związek z poprzednimi - jeśli miałbym żyć wiecznie, a byc przy tym szczęśliwym, to chyba powinienem nigdy się owym życiem nie znudzić, a do tego funkcjonować w środowisku dla mnie przyjaznym. Bo życie w wiecznym cierpieniu jest chyba gorsze od śmierci, więc gdyby okazało się, że moja ludzka natura w ogóle jest takiego rodzaju, iż nie umożliwia mi szczęścia, które się nie dewaluuje, to śmierć może być ostatecznie wybawieniem.

Zadaję sobie więc pytanie: czy nawet mając wszystko to, co mogę sobie zamarzyć, byłbym szczęśliwy, spełniony życiowo?
- Nie jest łatwo odpowiedzieć zasadnie na to pytanie. Jako ktoś jednak w jakiś sposób przez życie doświadczony, ktoś kto sporo bólu zaznał, mimowolnie chciałbym odpowiedzieć: tak, byłbym szczęśliwy, tylko zabierzcie mi ten ból, niedostatki, zagrożenia, a będę szczęśliwy i nigdy mi się to nie znudzi.
Z drugiej strony jednak człowiek często ma mylne intuicje, więc patrzę też sobie na ludzi, którzy mają dziś znacznie lepiej niż ja, mają już dziś to, czego mi brakuje, a jednak tak chyba w pełni szczęśliwi nie są, a już na pewno nie za bardzo to po nich widać, to trochę mam wątpliwości. Może mając nawet wszystko, co można by sobie wymarzyć jako dobro - bezpieczeństwo, dostatek, brak chorób, silne ciało, życzliwych ludzi wokoło - może wciąż czułbym się nie spełniony?... Może takim wygodnym, bezpiecznym, ciepłym życiem bym się zwyczajnie znudził?
Ten problem można tez postawić w kontekście raju. Może Bóg dlatego wypędził Adama z raju, że ten i tak w owym raju nie byłby szczęśliwy?...
Jeśliby tak było, jeśli Adam czuł jakąś wewnętrzną niezgodność z radością, szczęściem, jeśli jakoś się nie akceptował (a Genesis podaje, że ukrył się i przesłonił część swojego ciała, czym dał objaw swojej nie akceptacji tego, jak wygląda, a może - jeśli owo zakrycie ciała to w rzeczywistości symbol czegoś głębszego poważniejszego, niż sprawa wyglądu zewnętrznego - nawet nie akceptacji własnej natury?...
Gdyby (to jest hipoteza, nie upieram się, że tak jest na pewno) tak właśnie było, to można wytłumaczyć działania Boga, który zsyłając Adama na ten świat z cierpieniem, chce jakoś uzyskać efekt wewnętrznej transformacji, mającej na celu przekształcenie myślenia i odczuwania człowieka tak, aby raj stał się dla niego miejscem szczęśliwym.
Czy coś ową hipotezę dodatkowo potwierdza? - tzn. czy rzeczywiście człowiek tak sam z siebie ostatecznie zawsze zrobi się niezadowolony, zawsze przestanie akceptować siebie, a może i otoczenie w którym jest - będzie nieszczęśliwy nawet w najlepszych warunkach?...
Pewne obserwacje, doświadczenia życia potwierdzają mi ów kierunek myślenia. Najważniejszą obserwacją jest to jak wiele ludzi w necie "trudni się" hejtem. Pytanie, które dla mnie jest zagwozdką: po co?
- Jaką korzyść odnosi ktoś, kto tylko hejtuje, tylko sieje negatywne emocje?...
- Według mnie racjonalnej odpowiedzi na to nie ma. Jedyne co tu można powiedzieć, to chyba tylko coś w rodzaju: taka jest ludzka natura, że część ludzi musi "pożywić się" negatywnymi emocjami. Oczywiście hejt jest nie tylko w internecie. Wojny, jakie toczy ludzkość też wynikają z potrzeby hejtu, wywyższania się, choć pewnie częściowo z walki o pieniądze i wpływy.
Poza tym, czym dzieci osób bardzo bogatych, mogących zapewnić swojemu potomstwu właściwie wszelkie dobra materialne są szczęśliwe?...
- Chyba nie za bardzo, bo jakże często "im odbija" - biorą narkotyki, przejawiają ryzykowne zachowania. Czyli samo bezpieczeństwo i dostatek, takim ludziom nie wystarczają. I pewnie gdyby te dzieci bogaczy były w raju - gdyby miały tam wszystko, to też czułyby się nie spełnione.

Ja z tego wyciągam wniosek, że ludzka natura poszukuje jakiejś formy spełnienia swojego jestestwa. Nie wystarcza nam dostatek, bezpieczeństwo, powodzenie. Oczywiście część owego niezadowolenia pewnie można zwalić na jakieś choroby. Ale chyba tylko część.
Zwykle tak jest, że ci co mają wiele, za chwilę będę chcieli jeszcze więcej. Jak ktoś zarobił milion, to "robi się nieszczęśliwy", że nie ma 2ch milionów, jak ma 10 milionów to celem staje się podwojenie tej sumy itd.
Nasza ludzka natura szuka spełnienia - trochę w postaci uznania w oczach bliźnich, trochę we własnych oczach. Stan statyczny posiadania, sukcesu niewielu zadowoli. A już na pewno są takie osoby, które tylko eskalując wyzwania życiowe, czują się spełnieni.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 23:33, 11 Kwi 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:06, 12 Kwi 2018    Temat postu:

MD napisał:
Stan statyczny posiadania, sukcesu niewielu zadowoli.
Dla mnie bez znaczenia, bo tak dobrze i nie tak dobrze a ja i tak jestem Zen :)

Powodem ludzkiego cierpienia na świecie jet fakt, że większość ludzi przykleja swoją historię życia do siebie klejem super glue. I nie pojmuję tego pędzenia za baranami. Tego usiłowania utożsamiania własnych nerwic lękowych w innych. To nie jest życie lecz cierpienie w przedsionku życia i ta egzystencja trwa do ostatniego tchnienia tych ludzi, bo niewielu się z tej "głupawki" wybudza. Mnie cieszy, że jest już ciepło na rower to jadę na 1.5 godzinną sesję jogi. Po powrocie jestem fizycznie zmęczona to sobie wypiję herbatę z rumianku i róży i napiszę do Ciebie parę słów. Następnie wezmę ciepły prysznic i położę się wcześniej, bo 2.5 godziny ćwiczenia fizycznego to jest najlepsza kołysanka. Jutro rano będę jak nowo-narodzona i gotowa do kolejnego dnia radości z życia. Kiedy przyjdzie moje ostatnie tchnienie, nie będę niczego żałować. :)


Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Czw 1:23, 12 Kwi 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33478
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 11:32, 12 Kwi 2018    Temat postu:

Dyskurs napisał:
Następnie wezmę ciepły prysznic i położę się wcześniej, bo 2.5 godziny ćwiczenia fizycznego to jest najlepsza kołysanka. Jutro rano będę jak nowo-narodzona i gotowa do kolejnego dnia radości z życia. Kiedy przyjdzie moje ostatnie tchnienie, nie będę niczego żałować. :)

Rozumiem Twoją zdolność cieszenia się ze zwykłych życiowych spraw. Nie rozumiem zaś tego, aby niczego nie żałować. Ja mnóstwa rzeczy żałuję i ten żal będzie chyba ze mną. Chociaż żałuję niekoniecznie dlatego, że byłem czemuś winny (choć tego ostatniego czasem też). Żałuję jakoś, że bylem SŁABY. Gdybym był mocniejszy w wielu sytuacjach, wszystko potoczyłoby się lepiej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:30, 13 Kwi 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dyskurs napisał:
Następnie wezmę ciepły prysznic i położę się wcześniej, bo 2.5 godziny ćwiczenia fizycznego to jest najlepsza kołysanka. Jutro rano będę jak nowo-narodzona i gotowa do kolejnego dnia radości z życia. Kiedy przyjdzie moje ostatnie tchnienie, nie będę niczego żałować. :)

Rozumiem Twoją zdolność cieszenia się ze zwykłych życiowych spraw.
Kto zdeklarował, że one są zwykłe?

MD napisał:
Nie rozumiem zaś tego, aby niczego nie żałować.

[link widoczny dla zalogowanych]

Psalm 46:10 napisał:
Bądź spokojny i wiedz, że jestem Bogiem.


Bez spokoju jest turbulencja konceptualna czyli Psalm 46:10 możemy zinterpretować odwrotnie jako - bądźcie wzburzeni, a nigdy nie poznacie Boga.

Jak nizej:
MD napisał:
Ja mnóstwa rzeczy żałuję i ten żal będzie chyba ze mną. Chociaż żałuję niekoniecznie dlatego, że byłem czemuś winny (choć tego ostatniego czasem też). Żałuję jakoś, że bylem SŁABY. Gdybym był mocniejszy w wielu sytuacjach, wszystko potoczyłoby się lepiej.


Nie umieraj rozmyślając ->
Psalm 46:10 napisał:
Bądź spokojny i wiedz, że jestem Bogiem.


Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Pią 15:31, 13 Kwi 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33478
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:43, 15 Kwi 2018    Temat postu:

Dyskurs napisał:
Psalm 46:10 napisał:
Bądź spokojny i wiedz, że jestem Bogiem.


Bez spokoju jest turbulencja konceptualna czyli Psalm 46:10 możemy zinterpretować odwrotnie jako - bądźcie wzburzeni, a nigdy nie poznacie Boga.

Ja mnóstwa rzeczy żałuję, będąc zupełnie spokojnym. Żal w ogóle nie jest niepokojem, jest konstatacją tego, że coś mogłoby być lepiej.
Mojego żalu nie zamierzam oddawać. On jest ze mną i jest mną. Tak jak i moje grzechy, choć są może do zgładzenia ich najbardziej toksyczne skutki (wiarą w Jezusa i Jego ofiarą), to same one, jako takie pozostaną ze mną - już w nieniszczącej postaci.
Moje cierpienie tez w części będzie ze mną, mój wstyd, nawet moje słabości - choć te ostatnie miałyby zostać w postaci bycia nauką mojego życia, pokonane.

Jest coś związane z tzw. "pozytywnym spojrzeniem" na świat, co odrzucam jako dość szczególny rodzaj fałszu i duchowej słabości. To udawanie, że czegoś nie ma (choć naprawdę jest), jakby się nie zdarzyło. Gdybym miał mozliwość zażycia tabletki amnezji - takiej likwidującej wszystkie przykre wspomnienia - to tym takiej tabletki nie zażył. W ogóle unikam tabletek i środków psychoaktywnych - jeśli przychodzi cierpienie, problem, widoczny dysonans w życiu, to POWINIENEM JE POKONAĆ SWOJĄ MOCĄ, a nie omijać, nie zamiatać pod dywan, nie aplikować sobie jakiegoś "głupiego jasia", który mi "da w żyłę" i będę śnił jakieś kolorowe bajki, zamiast myśleć, kojarzyć, być sobą w każdym calu.
To jest kwestia religijna - wymóg, który rozumiem postawił przede mną Bóg - problemy mamy pokonywać sobą i będąc sobą. Będę spokojny, gdy przyjdzie czas spokoju, a ja ten spokój zaakceptuję, wybiorę go.
Wierzę, że po ostatecznym oświeceniu swojej natury, czy takim pełnym narodzeniu się z ducha, w końcu ZROZUMIEM, co będzie wiązało się z tym, że nic nie będzie trzeba łagodzić, na siłę tuszować, udawać - po prostu mocą świadomości, rozumienia jak się rzeczy mają, strach i cierpienie powinny odejść - mocą przekształcenia i zrozumienia tego, co było problemem. W tym kontekście wiele z tego, czego chcemy standardowo unikać jest darem. Nie zawsze potrafimy ten dar przyjąć, ale jak to nam się uda, to wygrywamy tę swoją partię z życiem. I żal ma swoje miejsce, i trud, i cierpienie - z ich pokonania LECZ BEZ UDAWANIA I UMNIEJSZANIA, LECZ WIEDZĄ I TRANSFORMACJĄ rodzi się prawdziwa moc.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adriatyk
Proszę oczyść posty w DR



Dołączył: 06 Mar 2016
Posty: 3005
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 23:50, 15 Kwi 2018    Temat postu:

Cudowne jest życie Dyszyńskiego bez tragedii, tragedie pokonuje mocą swojego ducha. I po co się te durne starożytne Greki tak wysilały z tą swoja literaturą tragiczną. Głupie byli.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33478
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 0:01, 16 Kwi 2018    Temat postu:

Adriatyk napisał:
Cudowne jest życie Dyszyńskiego bez tragedii, tragedie pokonuje mocą swojego ducha. I po co się te durne starożytne Greki tak wysilały z tą swoja literaturą tragiczną. Głupie byli.

Nie wiem, czy pokonuję. Piszę o pewnych chęciach, nastawieniach, założonym programie. Mam wiele do zrobienia, bo wciąż się borykam ze słabościami. Ale jedno jest dla mnie oczywiste - słabości trzeba (po)znać, bo tylko wtedy jest jakaś szansa na ich pokonanie.
Robienie sobie sztucznie dobrego samopoczucia na zasadzie "fajnie byłoby myśleć o sobie, że się jest wspaniałym", takie coś mnie nie rajcuje. To jest za mało ambitne.
Choć oczywiście z drugiej strony nie zamierzam deklarować, że mi się mój plan powiedzie. Może w pewnym momencie, zgnieciony życiem, padnę i zacznę sobie sam tworzyć strefy komfortu psychicznego polegające na udawaniu, że rzeczy się mają lepiej, niż to widać, że pewne zdarzenia się nie stały, albo że wszystko jest Ok i już. Wtedy będę musiał uznać swoją porażkę. Będzie to nie pierwszy raz z resztą, bo porażek ci u mnie dostatek.
Właściwie to z moich mocy (czyli tego przeciwieństwa porażek i słabości) to główną jest właśnie ta, którą tutaj deklaruję (przynajmniej ja to za moc uważam) - czyli, że nie udaję sam przed sobą faktu owych porażek, bo mam moc wewnętrzną przyznać się sam przed sobą do błędów, słabości, przegranych życiowych. W tym jednym sobie wygrywam - że umiem znieść świadomość swojej słabości.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 0:04, 16 Kwi 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 1:15, 16 Kwi 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dyskurs napisał:
Psalm 46:10 napisał:
Bądź spokojny i wiedz, że jestem Bogiem.


Bez spokoju jest turbulencja konceptualna czyli Psalm 46:10 możemy zinterpretować odwrotnie jako - bądźcie wzburzeni, a nigdy nie poznacie Boga.

Ja mnóstwa rzeczy żałuję, będąc zupełnie spokojnym. Żal w ogóle nie jest niepokojem, jest konstatacją tego, że coś mogłoby być lepiej.
Mojego żalu nie zamierzam oddawać. On jest ze mną i jest mną. Tak jak i moje grzechy, choć są może do zgładzenia ich najbardziej toksyczne skutki (wiarą w Jezusa i Jego ofiarą), to same one, jako takie pozostaną ze mną - już w nieniszczącej postaci.
Moje cierpienie tez w części będzie ze mną, mój wstyd, nawet moje słabości - choć te ostatnie miałyby zostać w postaci bycia nauką mojego życia, pokonane.

Jest coś związane z tzw. "pozytywnym spojrzeniem" na świat, co odrzucam jako dość szczególny rodzaj fałszu i duchowej słabości. To udawanie, że czegoś nie ma (choć naprawdę jest), jakby się nie zdarzyło. Gdybym miał mozliwość zażycia tabletki amnezji - takiej likwidującej wszystkie przykre wspomnienia - to tym takiej tabletki nie zażył. W ogóle unikam tabletek i środków psychoaktywnych - jeśli przychodzi cierpienie, problem, widoczny dysonans w życiu, to POWINIENEM JE POKONAĆ SWOJĄ MOCĄ, a nie omijać, nie zamiatać pod dywan, nie aplikować sobie jakiegoś "głupiego jasia", który mi "da w żyłę" i będę śnił jakieś kolorowe bajki, zamiast myśleć, kojarzyć, być sobą w każdym calu.
To jest kwestia religijna - wymóg, który rozumiem postawił przede mną Bóg - problemy mamy pokonywać sobą i będąc sobą. Będę spokojny, gdy przyjdzie czas spokoju, a ja ten spokój zaakceptuję, wybiorę go.
Wierzę, że po ostatecznym oświeceniu swojej natury, czy takim pełnym narodzeniu się z ducha, w końcu ZROZUMIEM, co będzie wiązało się z tym, że nic nie będzie trzeba łagodzić, na siłę tuszować, udawać - po prostu mocą świadomości, rozumienia jak się rzeczy mają, strach i cierpienie powinny odejść - mocą przekształcenia i zrozumienia tego, co było problemem. W tym kontekście wiele z tego, czego chcemy standardowo unikać jest darem. Nie zawsze potrafimy ten dar przyjąć, ale jak to nam się uda, to wygrywamy tę swoją partię z życiem. I żal ma swoje miejsce, i trud, i cierpienie - z ich pokonania LECZ BEZ UDAWANIA I UMNIEJSZANIA, LECZ WIEDZĄ I TRANSFORMACJĄ rodzi się prawdziwa moc.
Niczego w życiu nie unikam i nieczego nie żałuję. Przyjmuję jako nauczyciela, nawet jak zadaje ból. Tylko nie tonę ani w bólu ani w rozkoszy, bo obydwa uczucia zintensyfikowane ponad miarę (a miarę noszę w duszy) potrafią zabić. Pamiętam dawno temu jeden z nauczycieli mojego strszego Syna powiedział mi, że mimo iż odczuwa co go w życiu czeka to wchodzi w te doświadczenia z szeroko otwartymi oczami. Ze mną jest podobnie, tylko, że - jak podkreślam - nie tonę w żadnym uczuciu. Pozwolam im spokojnie odchodzić aby być obecną w moim życiu tu i teraz.Ta potrzeba bycia obecną w moim życiu zintensyfikowała się po tym jak straciłam Męża/Przyjaciela i odbywałam okres rocznej żałoby. Bycie obecną w każdym momencie mojego życia stało się kkrytycznie ważne. Dlatego równowaga moich codziennych zajęć jest krytycznie ważna również.

http://www.sfinia.fora.pl/blog-dyskurs,67/poezja-filozoficzna-philosophical-poetry,10613-100.html#374881
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33478
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 1:22, 16 Kwi 2018    Temat postu:

Dyskurs napisał:
Niczego w życiu nie unikam i nieczego nie żałuję. Przyjmuję jako nauczyciela, nawet jak zadaje ból. Tylko nie tonę ani w bólu ani w rozkoszy, bo obydwa uczucia zintensyfikowane ponad miarę (a miarę noszę w duszy) potrafią zabić. Pamiętam dawno temu jeden z nauczycieli mojego strszego Syna powiedział mi, że mimo iż odczuwa co go w życiu czeka to wchodzi w te doświadczenia z szeroko otwartymi oczami. Ze mną jest podobnie, tylko, że - jak podkreślam - nie tonę w żadnym uczuciu. Pozwolam im spokojnie odchodzić aby być obecną w moim życiu tu i teraz.Ta potrzeba bycia obecną w moim życiu zintensyfikowała się po tym jak straciłam Męża/Przyjaciela i odbywałam okres rocznej żałoby. Bycie obecną w każdym momencie mojego życia stało się kkrytycznie ważne. Dlatego równowaga moich codziennych zajęć jest krytycznie ważna również.

Naprawdę niczego nie żałujesz? :shock:
Nie czułaś żalu po śmierci męża?
Nie jest Ci przykro, gdy niechcący zrobisz komuś niepotrzebnie przykrość?
Nigdy nie żałowałaś głupio wydanych pieniędzy, nietrafionej decyzji?
To jak dla mnie, dziwna z Ciebie istota. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:24, 16 Kwi 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dyskurs napisał:
Niczego w życiu nie unikam i nieczego nie żałuję. Przyjmuję jako nauczyciela, nawet jak zadaje ból. Tylko nie tonę ani w bólu ani w rozkoszy, bo obydwa uczucia zintensyfikowane ponad miarę (a miarę noszę w duszy) potrafią zabić. Pamiętam dawno temu jeden z nauczycieli mojego strszego Syna powiedział mi, że mimo iż odczuwa co go w życiu czeka to wchodzi w te doświadczenia z szeroko otwartymi oczami. Ze mną jest podobnie, tylko, że - jak podkreślam - nie tonę w żadnym uczuciu. Pozwolam im spokojnie odchodzić aby być obecną w moim życiu tu i teraz.Ta potrzeba bycia obecną w moim życiu zintensyfikowała się po tym jak straciłam Męża/Przyjaciela i odbywałam okres rocznej żałoby. Bycie obecną w każdym momencie mojego życia stało się kkrytycznie ważne. Dlatego równowaga moich codziennych zajęć jest krytycznie ważna również.

Naprawdę niczego nie żałujesz? :shock:
Nie czułaś żalu po śmierci męża?
Nie jest Ci przykro, gdy niechcący zrobisz komuś niepotrzebnie przykrość?
Nigdy nie żałowałaś głupio wydanych pieniędzy, nietrafionej decyzji?
To jak dla mnie, dziwna z Ciebie istota. :think:
Mamy najprawdopodobniej różne defiinicje robocze "żałowania" czyli angielskiegoo terminu to mourn. Nie oceniam Twojej, ale podkreślam, że moja robocza definicja "żałowania/opłakiwania" nie ma nic wspólnego z procesem chorobowym/patologicznym a tym samym bycie nieobecnym ->

http://www.sfinia.fora.pl/blog-dyskurs,67/poezja-filozoficzna-philosophical-poetry,10613-100.html#374985

MD napisał:
Nie czułaś żalu po śmierci męża?
Odczuwam nadal, tylko w tym uczuciu nie tonę :)

http://www.sfinia.fora.pl/blog-dyskurs,67/poezja-filozoficzna-philosophical-poetry,10613-100.html#374993

bo "tonięcie" to pewność/określona celowość :)

http://www.sfinia.fora.pl/blog-dyskurs,113/poezja-filozoficzna-philosophical-poetry,10613-100.html#375015


Ostatnio zmieniony przez Dyskurs dnia Pon 22:08, 16 Kwi 2018, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adriatyk
Proszę oczyść posty w DR



Dołączył: 06 Mar 2016
Posty: 3005
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 8:55, 22 Kwi 2018    Temat postu:

Dyskurs napisał:
nie tonę w żadnym uczuciu. Pozwolam im spokojnie odchodzić aby być obecną w moim życiu tu i teraz.

Cudowna synteza encyklopedycznej definicji socjopaty. A do tego, to szczere wyznanie swojej degeneracji moralnej. Zachwycające.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33478
Przeczytał: 75 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:01, 22 Kwi 2018    Temat postu:

Dyskurs napisał:
Mamy najprawdopodobniej różne defiinicje robocze "żałowania" czyli angielskiegoo terminu to mourn. Nie oceniam Twojej, ale podkreślam, że moja robocza definicja "żałowania/opłakiwania" nie ma nic wspólnego z procesem chorobowym/patologicznym a tym samym bycie nieobecnym ->

http://www.sfinia.fora.pl/blog-dyskurs,67/poezja-filozoficzna-philosophical-poetry,10613-100.html#374985

MD napisał:
Nie czułaś żalu po śmierci męża?
Odczuwam nadal, tylko w tym uczuciu nie tonę :)

A kto mówi o tonięciu?... :shock:
Żal, w rozumieniu słowa w języku polskim, ma całe spektrum desygnatów - od małych smuteczków "żal mi lata", poprzez konotacje religijno moralne np. w znaczeniu żalu za grzechy, dalej do żalu po stracie bliskich (niekoniecznie jakoś wielkiemu, władającemu). Mamy całą masę codziennych drobnych żalów - żal nam roślinki, która zmarniała w doniczce, kubka, któremu wyszczerbiło się uszko, więc go wyrzucamy.

Dalej uwaga ogólna (już nie do cytatu i dotychczasowego przebiegu wątku) :
Warto chyba zwrócić uwagę jak często w dyskusjach jedna ze stron bierze jeden zakres znaczenia słowa (czasem skrajny), druga strona bierze inny zakres (skrajny w drugą stronę), a że nie potrafią się dogadać, to potem się kłócą, bo każdy "ma rację". Ano może i mają rację o tyle, że wpatrując się w swoją wersję znaczenia słowa wciąż pozostają w zakresie poprawnego użycia języka. Ale jednak nie mają racji, jeśli by za cel dyskusji przyjąć jakąś dążność do dogadania się, do poprawnej komunikacji. Ten ostatni cel po prostu sugerowałby szersze spoglądanie na znaczenia słów - nie tylko każdy w swoje, ale stawianie sobie pytania: a może druga strona po prostu o czym innym mówi, choć używa tych samych słów?... I może nawet to inne użycie słów wciąż jest poprawne, ale trzeba się nieco wysilić, przekierować swoją uwagę z pierwszego celu myśli, na ten sugerowany przez drugą stronę?...

Z drugiej strony dla ludzi szukających w dyskusjach starcia, rywalizacji, czasem awantury, dla ludzi stawiających mocne emocje ponad dogadywanie się, taka postawa akceptująca raczej jest w ogóle trudna emocjonalnie do zrozumienia. Oni nawet nie wiedzieliby po co właściwie mają się z kimś zgadzać, dogadać. Przecież to (im) "chodzi o coś dokładnie przeciwnego".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adriatyk
Proszę oczyść posty w DR



Dołączył: 06 Mar 2016
Posty: 3005
Przeczytał: 0 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:29, 22 Kwi 2018    Temat postu:

Czyżbyś mi Dyszyński sugerował, że dla szukania w dyskusji starcia i rywalizacji z Dyskurs, a nawet awanturnictwa, nie odróżniał żalu za zmarłymi rodzicami od żalu za stłuczony kubek od kawy i nie powinienem z powodów grzecznościowych zauważyć, że żal Dyskurs za zmarłym mężem niczym się nie różni od żalu za stłuczony kubek do kawy? Proponujesz mi, abym był dżentelmenem ponad wszystko przedkładającym salonowe konwenanse wobec kobiet? A co, Dyszyński, z prawdą, tak przecie tu postulowaną przez ciebie, czyżby, to było możliwym, aby była na drugim miejscu za konwenansami? W tej sytuacji nie chce wyjść inaczej, jak tylko, że i bóg jest dla ciebie konwenansem, boć przecie boga cenisz najwyżej, a więc, nie jako drugorzędną prawdę, a jako twój na pierwszym miejscu priorytetów – konwenans. Rozumiem ciebie Dyszyński, w końcu, dla zdecydowanej większości praktykujących wiarę w boga, jest to konwenans, więc byłoby z mojej strony niegrzecznym odmawiać tobie prawa do tak powszechnie praktykowanego konwenansu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dyskurs
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 28 Wrz 2015
Posty: 9844
Przeczytał: 0 tematów

Skąd: USA
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:13, 22 Kwi 2018    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Dyskurs napisał:
Mamy najprawdopodobniej różne defiinicje robocze "żałowania" czyli angielskiegoo terminu to mourn. Nie oceniam Twojej, ale podkreślam, że moja robocza definicja "żałowania/opłakiwania" nie ma nic wspólnego z procesem chorobowym/patologicznym a tym samym bycie nieobecnym ->

http://www.sfinia.fora.pl/blog-dyskurs,67/poezja-filozoficzna-philosophical-poetry,10613-100.html#374985

MD napisał:
Nie czułaś żalu po śmierci męża?
Odczuwam nadal, tylko w tym uczuciu nie tonę :)

A kto mówi o tonięciu?... :shock:
Żal, w rozumieniu słowa w języku polskim, ma całe spektrum desygnatów - od małych smuteczków "żal mi lata", poprzez konotacje religijno moralne np. w znaczeniu żalu za grzechy, dalej do żalu po stracie bliskich (niekoniecznie jakoś wielkiemu, władającemu). Mamy całą masę codziennych drobnych żalów - żal nam roślinki, która zmarniała w doniczce, kubka, któremu wyszczerbiło się uszko, więc go wyrzucamy.

Dalej uwaga ogólna (już nie do cytatu i dotychczasowego przebiegu wątku) :
Warto chyba zwrócić uwagę jak często w dyskusjach jedna ze stron bierze jeden zakres znaczenia słowa (czasem skrajny), druga strona bierze inny zakres (skrajny w drugą stronę), a że [b]nie potrafią się dogadać, to potem się kłócą, bo każdy "ma rację".[/i] Ano może i mają rację o tyle, że wpatrując się w swoją wersję znaczenia słowa wciąż pozostają w zakresie poprawnego użycia języka. Ale jednak nie mają racji, jeśli by za cel dyskusji przyjąć jakąś dążność do dogadania się, do poprawnej komunikacji. Ten ostatni cel po prostu sugerowałby szersze spoglądanie na znaczenia słów - nie tylko każdy w swoje, ale stawianie sobie pytania: a może druga strona po prostu o czym innym mówi, choć używa tych samych słów?... I może nawet to inne użycie słów wciąż jest poprawne, ale trzeba się nieco wysilić, przekierować swoją uwagę z pierwszego celu myśli, na ten sugerowany przez drugą stronę?...

Z drugiej strony dla ludzi szukających w dyskusjach starcia, rywalizacji, czasem awantury, dla ludzi stawiających mocne emocje ponad dogadywanie się, taka postawa akceptująca raczej jest w ogóle trudna emocjonalnie do zrozumienia. Oni nawet nie wiedzieliby po co właściwie mają się z kimś zgadzać, dogadać. Przecież to (im) "chodzi o coś dokładnie przeciwnego".
E tam kłócić się o "poprawność" - ja "idę" w "noc kontemplacji" i się na nikogo nie oglądam :)

Wejść w "noc kontemplacji"
https://youtu.be/MIVtvjm7s5Y
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin