Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Atrybuty Boga: naj... - najbardziej, czy najsubtelniej?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:59, 17 Sie 2023    Temat postu: Atrybuty Boga: naj... - najbardziej, czy najsubtelniej?

Kiedyś sformułowałem sobie hipotezę, iż integrystyczne, ortodoksyjne pojmowanie idei Boga w religiach nastawionych na rygoryzm i posłuszeństwo gdzieś w tle ma pewne, nieuświadamiane mentalne założenie na temat samej natury Boga.
Skoro Bóg jest taki ponad człowiekiem, nieskończony, wszech... i ogólnie naj..., to przysługiwałyby mu te największe, najbardziej godne, najbardziej wynoszące w oczach obserwatorów atrybuty. W pierwszym odruchu, szczególnie dla człowieka wychowanego w typowej ludzkiej społeczności, szczególnie takiej, w której często pojawia się przemoc, twarda władza, rządy silniejszego, człowiek byłby skłonny Bogu przypisywać te atrybuty, które budzą standardowo
- największy respekt, także lęk
- najsilniejszy posłuch, nie negowanie słów, nie pytani o nic, tylko słuchanie z maksymalną intencją dokładnego się zastosowania
- największą czołobitność, uznawanie z automatu z pełną mocą wszystkiego co wizerunkowo pozytywne.
- największa siła, także największa przemoc, największa zdolność narzucania swojej woli także mentalnie, nawet nieskrępowana zdolność manipulacji
- największa niezależność, nie oglądanie się na niczyje zdanie, arbitralność absolutna stwierdzeń.
To z grubsza (choć listę można by rozszerzać) miałby w standardowym wyobrażeniu istoty najwyższej dla typowego człowieka Bóg.
Nie chcę tego obrazu jakoś teraz całościowo negować. Bo nie wiem, w jakim stopniu owe cechy są tymi, które należałoby zasadnie przypisać prawdziwemu Bogu. Jednak uważam, że spojrzenie na atrybuty Boga należałoby rozszerzyć o coś mniej wyrazistego, głębiej ukrytego - np. o atrybut:
- największej umiejętności oceny tego co subtelne
- rozwiązywania najtrudniejszych problemów tak, aby zbilansowane były potrzeby jak największej liczby istot czujących
- największa delikatność działania, dostrzeganie najgłębszych niuansów spraw,a potem uwzględnienie ich w działaniu.
Czy Bóg nie mógłby być (też, a może przede wszystkim...) istotą najsubtelniejszą, najdelikatniejszą?...

Dla mentalności człowieka oddanego tyraniom i władzy ta ostatnia hipoteza może wydawać się jakimś niepotrzebnym rozmywaniem problemu. Dla emocji twardych i żądających posłuszeństwa, często metodą presji i destrukcji, to właśnie taka presja, nie oglądanie się na zdanie innych, arbitralność zbliżona do arogancji wobec wszystkiego co niższe (a dla Boga wszystko jest niższe) stanowi o "tej prawdziwej" mocy i wielkości. Wielkim dla takiej mentalności jest przede wszystkim tyran. Wielkim jest ktoś, kto przed nikim się nie tłumaczy, tylko twardo żąda swego, a w razie czego nieposłusznych karze w sposób straszny. Tylko przecież tak Bóg może być "naj...".
Tylko czy na pewno w taki sposób?...

Czy aby na pewno ocena Boga przez perspektywę człowieka, który swoje ideowe wartości wzoruje na tyraniach, przemocy, twardej władzy jest tą słuszną?...
Czy Bóg, który by naprawdę nie złamał trzciny nadłamanej, nie zgasił knotka o nikłym płomyku miałby być po prostu słaby (pluszowy)?...
Czy Bóg, który znalazł rozwiązanie totalnie pokomplikowanej układanki ludzkich żalów, bólów, pretensji, grzechów, win i krzywd, czegoś niemożliwego wedle wszelkich znanych reguł, czegoś DOMAGAJĄCEGO SIĘ NIEWYOBRAŻALNEJ INTELIGENCJI, WYCZUCIA, SUBTELNOŚCI byłbym tym "gorszym" (słabszym), od Boga, który by po prostu brutalnie wszedł w taki układ i rozwiązał ten problem po prostu karząc z wielką surowością tych wszystkich, którzy okazali się za słabi, za naiwnie, za głupi?...

Ale nawet przecież z ziemskiej perspektywy patrząc, nawet dla dość prymitywnego człowieka przecież jednak większy szacunek budzi przykładowo wygrana w szachy kogoś, kto zaczyna grę od beznadziejnej sytuacji, mając zdecydowanie mniej figur i gorsze ich rozstawienie niż u oponenta, ale ZACHOWUJĄC REGUŁY GRY, czyli POSŁUGUJĄC SIĘ SUBTELNOŚCIĄ I INTELIGENCJĄ ostatecznie wygrywa partię z trudnym przeciwnikiem, niż ktoś, kto odgórnie ma prawo wszystko zadekretować po swojemu, czyli tylko podchodzi do szachownicy, rozrzuca na niej figury i ogłasza "to ja wygrałem! Jestem najmocniejszy, więc tak mi wolno wygrać, wystarczy, że to z ogłoszę mocą mojej najwyższej pozycji!"
Czy Bóg, który ma najwyższą pozycję, ale jej NIE WYKORZYSTUJE, bo właśnie chce UWZGLĘDNIĆ TO CO NIEZALEŻNE od Niego, do czego trzeba nie twardej, przemocowej siły, ale subtelnej inteligencji, wyczucia, nadzwyczajnej intuicji jest tym "silniejszym", czy "słabszym"?...

Zdaję sobie sprawę, że kryteria dla oceny tego mojego pytania, każdy postawi ostatecznie w oparciu o to, co mu w duszy (także w emocjach) gra. Więc spodziewam się, że wizja Boga subtelnego, który chce jak najwięcej zachować z tego, co niezależnie od Niego (w stopniu największym, jaki ta niezależność jest w ogóle możliwa) powstawało będzie mdłą i nijaką dla kogoś, kto ma w sobie kult siły, twardego okazywania własnej woli wbrew woli innych. Wizja Boga subtelnego będzie dla takiej osoby wizją Boga słabego.
A ja uważam akurat odwrotnie - uważam, ze Bóg jest wielki właśnie mocą SUBTELNOŚCI W DZIAŁANIU, mocą zdolności do zachowywania maksimum z tego, co ma choćby pozór dobra. I tak jak mam największy szacunek dla tych geniuszy, którzy byli w stanie uwzględnić niuanse, rozwiązać problemy bardzo trudne, dla innych niemożliwe do ogarnięcia, to tak samo postrzegam wielkość Boga - jak tego, kto nie cofa się przed tym co trudne, a nie który, niczym wielki słoń w składzie porcelany rozgniata wszystko pomniejsze na miazgę, nie tłumacząc niczego, tylko twardo krzycząc: wolno mi to, bo to ja tu mam władzę i niczego nie potrzebuję uwzględniać, na nic, ani na nikogo nie muszę się oglądać!
Ja uważam, że Bóg jest wielki właśnie przez to, że JEST W STANIE UWZGLĘDNIAĆ I OGLĄDAĆ SIĘ NA TO, co pomniejsze, słabe, co potrzebuje uzdrowienia i naprawy. I właśnie to Bóg naprawia.

Tu tak naprawdę nie chodzi tylko o wizję Boga. To nie jest wątek w dziale teologicznym, tylko filozoficznym. Bo chodzi o coś szerszego: o DEFINICJĘ PRAWDZIWEJ WIELKOŚCI OSOBY (Bóg jawi się w tym kontekście jako skrajna egzemplifikacja definicji).
Jaka osoba (teraz już uogólniając, nie tylko odnosząc do Boga), jakie cechy posiadająca kwalifikuje się (według naszego umysłu) do miana osoby wielkiej, wspaniałej, doskonałej?
- Czy ta, co niczego nie uwzględnia, bo ma władzę rozdeptywania każdego oporu, lekceważenia każdej reguły, każdego zobowiązania, jako że ma władzę ponad wszelkie inne władze?
- Czy ta, która W RAMACH REGUŁ I SZANUJĄC DOBRO INNYCH ISTOT osiąga cele, które SPONTANICZNIE INNE ISTOTY gotowe byłyby uznać za godne najwyższego szacunku?...
Która z tych definicji wielkości osoby jest bardziej przemawiająca do umysłu?...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8769
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 17:35, 17 Sie 2023    Temat postu:

Cytat:
Tu tak naprawdę nie chodzi tylko o wizję Boga. To nie jest wątek w dziale teologicznym, tylko filozoficznym. Bo chodzi o coś szerszego: o DEFINICJĘ PRAWDZIWEJ WIELKOŚCI OSOBY (Bóg jawi się w tym kontekście jako skrajna egzemplifikacja definicji).
Jaka osoba (teraz już uogólniając, nie tylko odnosząc do Boga), jakie cechy posiadająca kwalifikuje się (według naszego umysłu) do miana osoby wielkiej, wspaniałej, doskonałej?


no a jakie osoby ci najbardziej odpowiadają?

może łatwiej napisać czego się nie lubi
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 17:47, 17 Sie 2023    Temat postu:

lucek napisał:
Cytat:
Tu tak naprawdę nie chodzi tylko o wizję Boga. To nie jest wątek w dziale teologicznym, tylko filozoficznym. Bo chodzi o coś szerszego: o DEFINICJĘ PRAWDZIWEJ WIELKOŚCI OSOBY (Bóg jawi się w tym kontekście jako skrajna egzemplifikacja definicji).
Jaka osoba (teraz już uogólniając, nie tylko odnosząc do Boga), jakie cechy posiadająca kwalifikuje się (według naszego umysłu) do miana osoby wielkiej, wspaniałej, doskonałej?


no a jakie osoby ci najbardziej odpowiadają?

może łatwiej napisać czego się nie lubi

Rzeczywiście nie przepadam za przemocowcami, lubię osoby empatyczne, inteligentne, potrafiące zrozumieć inną osobę, dostosować się być pomocnymi. Tylko lubienie jest osobna kategorią od wielkości. Mogę lubić także osoby słabe, nieporadne, mało inteligentne. A Bóg jednak chyba do takiego wzorca nie pasuje. I ideał doskonałości też nie jest kompatybilny z taką cechą jak słabość.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8769
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 18:02, 17 Sie 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
lucek napisał:
Cytat:
Tu tak naprawdę nie chodzi tylko o wizję Boga. To nie jest wątek w dziale teologicznym, tylko filozoficznym. Bo chodzi o coś szerszego: o DEFINICJĘ PRAWDZIWEJ WIELKOŚCI OSOBY (Bóg jawi się w tym kontekście jako skrajna egzemplifikacja definicji).
Jaka osoba (teraz już uogólniając, nie tylko odnosząc do Boga), jakie cechy posiadająca kwalifikuje się (według naszego umysłu) do miana osoby wielkiej, wspaniałej, doskonałej?


no a jakie osoby ci najbardziej odpowiadają?

może łatwiej napisać czego się nie lubi

Rzeczywiście nie przepadam za przemocowcami, lubię osoby empatyczne, inteligentne, potrafiące zrozumieć inną osobę, dostosować się być pomocnymi. Tylko lubienie jest osobna kategorią od wielkości. Mogę lubić także osoby słabe, nieporadne, mało inteligentne. A Bóg jednak chyba do takiego wzorca nie pasuje. I ideał doskonałości też nie jest kompatybilny z taką cechą jak słabość.


ta "kategoria wielkości", to jak ją rozumieć? to być jak Bóg Wszechmocny? być władcą świata?

fajnie byłoby ci spotkać kogoś takiego, doskonałego w tej kategorii wielkości?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:25, 17 Sie 2023    Temat postu:

lucek napisał:
Michał Dyszyński napisał:
lucek napisał:
Cytat:
Tu tak naprawdę nie chodzi tylko o wizję Boga. To nie jest wątek w dziale teologicznym, tylko filozoficznym. Bo chodzi o coś szerszego: o DEFINICJĘ PRAWDZIWEJ WIELKOŚCI OSOBY (Bóg jawi się w tym kontekście jako skrajna egzemplifikacja definicji).
Jaka osoba (teraz już uogólniając, nie tylko odnosząc do Boga), jakie cechy posiadająca kwalifikuje się (według naszego umysłu) do miana osoby wielkiej, wspaniałej, doskonałej?


no a jakie osoby ci najbardziej odpowiadają?

może łatwiej napisać czego się nie lubi

Rzeczywiście nie przepadam za przemocowcami, lubię osoby empatyczne, inteligentne, potrafiące zrozumieć inną osobę, dostosować się być pomocnymi. Tylko lubienie jest osobna kategorią od wielkości. Mogę lubić także osoby słabe, nieporadne, mało inteligentne. A Bóg jednak chyba do takiego wzorca nie pasuje. I ideał doskonałości też nie jest kompatybilny z taką cechą jak słabość.


ta "kategoria wielkości", to jak ją rozumieć? to być jak Bóg Wszechmocny? być władcą świata?

fajnie byłoby ci spotkać kogoś takiego, doskonałego w tej kategorii wielkości?

Właśnie o tym piszę, że może...
niekoniecznie władcą?...
Może najcudowniejszym lekarzem, uzdrowicielem. :shock: Może tym, który dał najwięcej szczęścia największej ilości istot? :shock:
Może tym, który nawet najbardziej słabej, mizernej, skonfliktowanej w swoim wnętrzu istocie, ukazał ścieżkę zbawienia, szczęścia, stawania się kimś?...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8769
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 18:43, 17 Sie 2023    Temat postu:

Cytat:
Może najcudowniejszym lekarzem, uzdrowicielem. :shock: Może tym, który dał najwięcej szczęścia największej ilości istot? :shock:


chciałbyś kogoś takiego spotkać i mu się wypłakać, czy chciałbyś taki być ?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:16, 17 Sie 2023    Temat postu:

lucek napisał:
Cytat:
Może najcudowniejszym lekarzem, uzdrowicielem. :shock: Może tym, który dał najwięcej szczęścia największej ilości istot? :shock:


chciałbyś kogoś takiego spotkać i mu się wypłakać, czy chciałbyś taki być ?

Nie wiem, czy aż wypłakać się, ale pewnie chciałbym spotkać taką istotę, która ogolnie mnie zrozumie i pomoże w tym, co postrzegam jako za wielki ciężar dla mnie. A pewnie też sam też chciałbym taki ideał spełnić, sam chciałbym pomóc skutecznie tym, którzy są w potrzebie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
lucek




Dołączył: 18 Lut 2011
Posty: 8769
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Czw 20:54, 17 Sie 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
lucek napisał:
Cytat:
Może najcudowniejszym lekarzem, uzdrowicielem. :shock: Może tym, który dał najwięcej szczęścia największej ilości istot? :shock:


chciałbyś kogoś takiego spotkać i mu się wypłakać, czy chciałbyś taki być ?

Nie wiem, czy aż wypłakać się, ale pewnie chciałbym spotkać taką istotę, która ogolnie mnie zrozumie i pomoże w tym, co postrzegam jako za wielki ciężar dla mnie. A pewnie też sam też chciałbym taki ideał spełnić, sam chciałbym pomóc skutecznie tym, którzy są w potrzebie.


jak dla mnie jedno i drugie, to nierealne .... no i nie mam wzorców
owszem żeby mnie ludzie lepiej rozumieli to owszem ... ale raczej bym się nie spodziewał, żeby ktokolwiek wielki ciężar kogoś był w stanie rozwiązać

jestem jaki jestem i tyle .... no może np. chciałbym się czegoś nauczyć ale nie żeby się zmieniać, dążyć do jakiegoś wyimaginowanego wzorca
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 1:25, 18 Sie 2023    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Czy Bóg, który ma najwyższą pozycję, ale jej NIE WYKORZYSTUJE, bo właśnie chce UWZGLĘDNIĆ TO CO NIEZALEŻNE od Niego, do czego trzeba nie twardej, przemocowej siły, ale subtelnej inteligencji, wyczucia, nadzwyczajnej intuicji jest tym "silniejszym", czy "słabszym"?...


W ST jest opisana taka scena, gdzie Jahwe zabija Amorytów rzucając w nich z nieba wielkimi kamieniami. Gdyby Bóg naprawdę był takim "przemocowcem", który brutalnie gładzi ludzi, jak człowiek, który rozdeptuje robaka na swojej drodze, to taki Bóg nie tylko byłby nieodróżnialny od despoty, ale chyba nawet od agresywnego zwierzęcia, które umie tylko brutalnie atakować. Czy Bóg - wspaniała istota o niewyobrażalnej mądrości - sprowadzałaby siebie do poziomu zwierzęcych reakcji?
Skoro Jezus naucza, że trzeba się człowiekowi "narodzić na nowo", to kto jest źródłem tego narodzenia? Dlaczego takie narodzenie jest w ogóle możliwe? Bo istnieje Ten, który jest tego źródłem, a więc Bóg sam, jest tym ideałem "narodzenia na nowo", w Kimś takim nie może być to, co jest niskie, złe.

Cytat:
Tu tak naprawdę nie chodzi tylko o wizję Boga. To nie jest wątek w dziale teologicznym, tylko filozoficznym. Bo chodzi o coś szerszego: o DEFINICJĘ PRAWDZIWEJ WIELKOŚCI OSOBY (Bóg jawi się w tym kontekście jako skrajna egzemplifikacja definicji).
Jaka osoba (teraz już uogólniając, nie tylko odnosząc do Boga), jakie cechy posiadająca kwalifikuje się (według naszego umysłu) do miana osoby wielkiej, wspaniałej, doskonałej?


Taka osoba, która potrafi wydobyć z drugiego człowieka to, co w nim najlepsze, najwspanialsze. Tym czymś na pewno, co w każdym z nas jest, ale może być bardzo głęboko przysłonięte, jest miłość. Ktoś, kto potrafi w drugim człowieku obudzić miłość, jest wspaniałą osobą, która zasługuje na szacunek, podziw, uznanie.
Ludziom brakuje miłości. Za to nie brakuje nienawiści, przemocy, pogardy. :(
Na szczęście są ludzie, którzy wierzą, że zasadą tego świata jest miłość i potrafią nawet okruchy dobra dostrzec w najgorszym człowieku. Ja tak nie potrafię. Podziwiam takie osoby, które mają w sobie taką moc spojrzenia na kogoś bardzo złego w dobrym świetle, jak na kogoś, kto potrzebuje pomocy, a nie potępienia.

Ps. Dziękuję ci za ten temat. Bardzo pobudza do myślenia. :szacunek:


Ostatnio zmieniony przez Katolikus dnia Pią 1:30, 18 Sie 2023, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Semele
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23104
Przeczytał: 93 tematy


Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 9:30, 18 Sie 2023    Temat postu:

Michał książka będzie niebawem wydana?
Życzę Tobie tego. Trzymam kciuki.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:42, 18 Sie 2023    Temat postu:

Semele napisał:
Michał książka będzie niebawem wydana?
Życzę Tobie tego. Trzymam kciuki.

Do tej pory wszystkie własne książki, które pisałem, kończyły na tym, że doprowadzałem je do stanu co najwyżej niedlugo do publikacji, a potem jakoś energia we mnie gasła. Tak więc jedyne książki jako książki na rynku, jakie się pojawiły z mojego pisania do takie, w których jestem tłumaczem (plus jeden dodatkowy rozdział już ode mnie). Jeśli coś z moich tekstów zatem się pojawi jako książka, to prędzej na zasadzie, że ktoś to weźmie i wstawi po swojemu. Kilkanaście lat temu, zupełnie przypadkowo, natrafiłem w sieci na tekst zatytułowany "Inspired by Michał Dyszyński". Było o tym, że każdy dowód musi mieć założenia, a każde rozumowanie musi się oprzeć na czymś ogólnie arbitralnie przyjętym. Podobało mi się to, co ktoś zgrabnie sobie ode mnie wziął, ale też uczciwie napisał, że to ode mnie (pewnie to ktoś z forum sfinia, ale do dziś nie wiem, kto). Wtedy wpadłem na pomysł, że jeśli coś z moich tekstów pójdzie kiedyś dalej, to prędzej dlatego, że ktoś tego użyje, niż ja sam. Mam "w szufladzie" już w 90% gotowy, napisany przeze mnie podręcznik o kryptografii i zabezpieczeniach elektronicznych (taki w stylu "dla idiotów", czyli bardziej obliczony na łopatologiczne tłumaczenie podstaw i głównych idei, a nie jakąś zaawansowaną wiedzę, tylko elementarne rzeczy ilustrowane dość bajkowymi przykładami). I mam go pewnie już z 10 lat, albo i więcej. I nic z tym nie robię. A wystarczyłoby poświęcić pewnie z miesiąc ostrej pracy, poprawiając parę rzeczy i dodając to czy owo, aby był z tego jakiś tam zarobek. Mam jakieś takie podejście w stylu "co było - poszło, przechodzę do następnego".
Ja zapominam o czym napisałem już w kilka godzin od tego napisania, a po paru dniach czy miesiącach nie byłbym w stanie rozpoznać większości tekstów, że są moje. Czasem jak biorę te starsze, to się dziwię: ja to napisałem?... :shock:
Mam chyba pewien ogólny problem z zamykaniem spraw. U mnie intelektualnie wszystko jest w postaci "wiecznie rozgrzebanej, nigdy nie zakończonej", w postaci ciągłego poprawiania. Gdy mam coś zakończyć, to czuję psychiczny dyskomfort, bo tutaj należałoby coś jeszcze dodać, tam zmienić, jeszcze w innym miejscu jakiś drobiazg udoskonalić. A to powoduje, że nie kończę swoich dzieł. Prędzej by je zakończył ktoś, kto wybrał z tego coś po swojemu.

katolikus napisał:
osoba, która potrafi wydobyć z drugiego człowieka to, co w nim najlepsze, najwspanialsze. Tym czymś na pewno, co w każdym z nas jest, ale może być bardzo głęboko przysłonięte, jest miłość. Ktoś, kto potrafi w drugim człowieku obudzić miłość, jest wspaniałą osobą, która zasługuje na szacunek, podziw, uznanie.

No właśnie. Ja też tak czuję, że dla mnie "być doskonałym", być "budzącym podziw" oznaczałoby - tak intuicyjnie, spontaniczne - właśnie z grubsza tego rodzaju postawę. A postawami despotycznymi gardzę, uznając je za objaw niedojrzałości.

Ci, którzy Bogu pragną przypisać postawę dążenia do twardej władzy, karania, złości w mojej ocenie nie rozliczyli się z własną niedojrzałością, która wciaż postrzega swój osobowy sukces, jako pokonanie jakiegoś wroga, wywyższenie się mocą arbitralnej przewagi siłowej. Oni, skoro dla nich taka postawa jest uznawana za objaw wielkości, potem przypisują ją też Bogu, który przecież jest "naj...".
Z mojej perspektywy postrzeganie Boga jako tego, który powinien być największym, najbardziej bezlitosnym despotą da się porównać do pytania, czy może nie powinien być najgłośniej przeklinającym, albo najdalej sypiącym w oczy piaskiem w piaskownicach, gdzie się bawią dzieci... :shock:
Naiwny obraz wielkości ogólnie, a w tym wielkości Boga, polega na wymyślaniu różnych zadań, a potem stwierdzaniu "ale w realizacji tych zadań Bóg musi być naj... albo wszech...". I taki stwierdzający jakby hołdował nadziei, że Bóg bardzo mu na plus liczy ten automatyzm uznawania Go za wielkiego w taki każdy do pomyślenia sposób. Bo - rzekomo - miałby być tym (też chyba naj...) najbardziej łasym na wywyższanie i żądny chwalenia w sposób maksymalnie arbitralny oderwany od jakichkolwiek spontanicznych rozpoznań przez różne istoty.

Tak to obraz wewnętrzny ogólny wielkości, wspaniałości, dobra jaki ma każdy w nas, z racji na to, co w sercu uznaje za wartościowe, w pewien sposób determinuje to jakie cechy potem przypisze Bogu.
Szczególną rolę pełni tu idea prawdy.
Są dwa podejścia do zagadnienia prawdy
- Prawda wolności uznawania, spontanicznego charakteru rozpoznań, jakie są udziałem wolnych istot
- Prawda arbitralności stwierdzania, deklarowania wbrew wszystkiemu, na zasadzie "tak musi być, bo ogłasza tak wielki despota, więc co by nie ogłosił, jaki by nie był jego kaprys, to i tak wszyscy będą musieli to (w dużej mierze ze strachu) uznać, czyli to jest prawda".
Są to rozumienia prawdy sobie właściwie przeciwne.
Prawda arbitralności "nie musi się przed nikim tłumaczyć", zaś prawda wynikła z uznawania przez oceniających w ich wolności "właśnie na tym polega, że się tłumaczy!".

Trochę inaczej rzecz ujmując, prawda wolności jest jak wygrana w szachy zgodnie z regułami gry - ona UWZGLĘDNIA OGRANICZENIA, które są zewnętrzne także wobec kogoś, kogo się ocenia. Prawda arbitralności jest jak wygrana w szachy za pomocą przyjścia, rozrzucenia szachownicy i figur, a potem retorycznego spytania: to może coś się komuś tu nie podoba? Czy ktoś może nie uznaje, że to ja wygrałem?... :fight: :fight: :fight:

"Prawda" despotyzmu jest na przeciwnym biegunie niż prawda spełnienia obiektywnych reguł, i ZDANIA SIĘ NA SZCZERY, SPONTANICZNY OSĄD. Z tego właściwie dalej bierze się cała istota religii teistycznej... (ale to jest złożona konstrukcja)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33347
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:17, 18 Sie 2023    Temat postu:

Jest jeszcze jeden wątek w tym rozumowaniu. Zilustruję go bardzo śmiałą tezę:
Tylko delikatny i subtelny może poznać prawdę o rzeczywistości.

Wynika to niejako z samego sformułowania czym jest prawda (w jednym ze sformułowań, choć chyba dość wyraziście wypełniającemu intuicję, którą niemal każdy posiada).

Prawda jest zdolnością do zobrazowania rzeczywistości w maksymalnym stopniu odzwierciedlającym samą tę rzeczywistość.
To oznacza, iż to co ową rzeczywistość obrazuje, nie ingeruje jednocześnie w rzeczywistość podczas odczytu jej stanów (w wersji słabszej - ingeruje w minimalnym z możliwych stopniu). Bo gdyby ingerowało, to automatycznie nie obrazowałiby owej rzeczywistości jako takiej, tylko rzeczywistość w obliczu ingerencji zewnętrznej, w splątaniu z tą ingerencją. Jeśli to/ten podmiot, co rzeczywistość obrazuje jest twardy, arbitralny, władczy, stawiający swoje władze i moce najwyżej w hierarchii, a więc NIEDELIKATNIE POSTĘPUJĄCY wobec tej rzeczywistości, to taki ktoś nie odczytuje tego niezależnego, zewnętrznego wobec niego.

Prawda - ta poprawna - jest zawsze pobierana w trybie delikatności, bo tylko tylko wtedy pozostaje prawdą O RZECZY (zewnętrznej), a nie bliżej niesprecyzowaną postacią splątania rzeczy z ingerencją i przemożną wolą odczytującego stan.

Gdyby rzecz uogólnić jeszcze dalej, to wychodzi z tego, że każdy twardy dominator, ktoś niezdolny do delikatności, nieingerencji, subtelności już automatycznie wstąpił na ścieżkę kłamstwa.
I im więcej będzie twardości, przemocy, arbitralności podczas odczytu, a dalej stwierdzania swoich odczytów o rzeczywistości, tym bardziej niewiarygodnie będzie brzmiała teza, iż w ogóle tyczy się to samej rzeczywistości (jest prawdą o rzeczywistości jako takiej), lecz że w istocie mamy tu WYRAŻENIE swojej inwazyjnej zmieniającej stan pierwotny woli w kontekście danego aspektu rzeczywistości.

Jeśli zatem Bóg jest prawdą i trwa w prawdzie, to Jego niezbywalnym atrybutem jest delikatność i łagodność.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Filozofia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin