|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33765
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 19:23, 15 Paź 2020 Temat postu: Aspekt chaosu, bezwiedności, spontaniczności w epistemologii |
|
|
Poruszam teraz temat wg mnie fundamentalny. Coś w pobliżu "ontologii poznania" (naprędce sklecony termin), absolutnych fundamentów budowania wiedzy i rozumienia.
Aby naświetlić zagadnienie wyjdę od pytania o to, co właściwie jest uzasadnieniem?
- W ogólności można by powiedzieć, iż jest ono POWOŁANIEM SIĘ NA COŚ, CO UZNAJEMY, czyli powołanie się na jakiś wzorzec (wzorzec interpretacji, rozpoznawania rzeczy, definicję, zasadę ogólną, prawo natury itp.). Zawsze uzasadniamy jakimś wzorcem, schematem, który ma pewne ramy, w który WIERZYMY, jako reprezentujący coś, co rzeczywiście jest.
Niestety z powołaniem się na wzorzec występuje jeden problem - związany z ideą błędnego koła. Jeśli bowiem wzorzec założyliśmy (kiedyś go uznać, czyli założyć trzeba), a potem interpretujemy wszystko w jego ramach, to zasadnym jest zarzut, iż owa interpretacja jest pochodną naszej arbitralności w zakładaniu owego wzorca. Jeśli ktoś przykładowo postrzega świata jako wrogi, dostrzegać będzie w nim głównie wrogość, dalej będzie zachowania ludzi odczytywał jako wrogie, co z kolei będzie mu potwierdzało słuszność pierwotnego założenia. Tacy ludzie (znam kilku z autopsji) argumentują, gdy im się zarzuca, że przesadnie negatywnie traktują świat, w stylu: popatrzcie jak niechętnie tamten spojrzał, zobacz jak zaczepnie i wrogo ktoś się odezwał. Ja, z zewnątrz patrząc owo spojrzenie odczytywałem neutralnie, w słowa były po prostu pytaniem, wątpliwością, bez podtekstu jakiegoś wyraźnego ataku, lecz owa osoba widząca wszędzie wrogów była pewna swego, odczytywała wszystko właśnie jako wrogie. I nie ma na to właściwie argumentu - takiej osobie, tak mocno tendencyjnie nastawionej - wszystko układa się w "logiczną" samopotwierdzającą całość, bo z założenia o wrogości płynie schemat odczytywania rzeczywistości jako wrogiej, co oczywiście potwierdza pierwotne założenie.
Wiedząc, że tak bywa, mając świadomość, iż ocenianie wzorcami może działać w trybie samopotwierdzającej się przepowiedni, należałoby coś z tym fantem zrobić. Cóż takiego?'
- W moim przekonaniu jedyną drogą do uwolnienia się od tego koszmaru epistemologicznego samopotwierdzania jest rozpoczynanie całej przygody z budowaniem ocen od zera, bez żadnych założeń (choć z ideą poszukiwania nowych założeń), "zapomnienie" o stosowanym wcześniej wzorcu.
Aby widzieć rzeczy bez tego problemu błędnego koła, najlepiej byłoby rozpocząć budowanie naszej wiedzy, wyobrażeń o danym aspekcie sprawy "resetując swój umysł" (w wybranym aspekcie, bo w całości oczywiście to nie ma sensu) i zaczynając od nowych założeń. O potem dobrze byłoby jeszcze powtórzyć tę procedurę; może nie jeden raz...
W ten sposób do układu dołożymy aspekt chaosu, przypadkowości, jakiejś postaci bezwiedności rozpoznań, a w każdym razie na pewno oderwanie się od poprzednich wzorców.
Problem jest jeszcze taki, że jeżeli robimy coś sami, to zapewne będziemy mieli problem z tym, że wciąż będziemy działać w ramach schematów, których w ogóle nie umiemy dostrzec, bo są po prostu zaszyte w naszej naturze. Te najbardziej naturalne oceny są dla naszego umysłu absolutnie oczywiste, wydają się totalnie niezbywalne, według wielu są jakąś niepodważalną prawdą rzeczywistości. A wcale to nie musi być taka niepodważalna prawda. Nie mamy jak oderwać od samego siebie. Czy w tym aspekcie sprawa jest zupełnie beznadziejna?
- Ja uważam, że tak zupełnie beznadziejnie nie jest, jeśli tylko mamy...
innych ludzi. A może jeśli mamy inne istoty na tyle podobne nam, że będziemy w stanie się z nimi skomunikować, w celu wymiany doświadczeń, a na tyle odmienne w postrzeganiu rzeczywistości, że będą one stosowały schematy odmienne od naszych. Potrzebny nam jest ktoś INNY.
Ów inny, zapewne też zastosuje jakieś schematy. Ale będą to schematy odmienne od naszych, a przez to właśnie cenne. To jest to coś, czego nie możemy sobie sami dać w epistemologii, to coś pokazującego, że inne istoty są nam absolutnie niezbędne na drodze do prawdy. Jest to jednocześnie wyjaśnienie dlaczego od dłuższego już czasu posiadam w swoim podpisie następującą frazę: Nie dyskutuję po to, aby tryumfować w dyskusji, ale aby móc wciąż zachwycać się tym, że każdy człowiek jest indywidualnością, a szukając sensu w przestrzeni myśli na swój sposób, ofiarowuje mi coś, czego ja sam sobie dać nie potrafię.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33765
Przeczytał: 64 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 9:29, 17 Paź 2020 Temat postu: |
|
|
Fedor ostatnio, w innym wątku zwrócił uwagę na termin serendipity, rozumiany z grubsza (przynajmniej w jednym z kontekstów) jako zdolność dokonywania szczęśliwych odkryć przez przypadek. Ten wątek w znacznej części jest o tym, że bez aspektu przypadku w myśleniu, właściwie...
nie ma myślenia.
Można zadać pytanie, czy odkrywanie rzeczy przez przypadek nie powinno się uznawać raczej za normę, niż sytuację wyjątkową. Ja osobiście tak właśnie uważam - wszystkie odkrycia są jakoś przypadkowe - w sensie wyjścia poza poprzednio stosowane schematy.
Trudno jest to zauważyć laikom, bo panuje mit odkryć naukowych, jako czegoś co dokonuje się metodycznie, ściśle, zgodnie z jakimś naukowym algorytmem odkrywania. Jednak bliższe przyjrzenie się historii odkryć pokazuje jak bardzo naiwne jest to rozumienie pracy naukowej. Być może czymś zaciemniającym sprawę jest wskazywanie na to, że naukowcy zajmujący się badaniem konkretnych fenomenów, najczęściej postępują metodycznie - np. stosują standardy laboratoryjne. Warto jednak zauważyć, że akurat praca laboranta nie jest pracą odkrywcy (w znaczeniu odkrywania nowych praw, a nie tylko odkrywania jakichś oczekiwanych cech konkretnej próbki). Laborant najczęściej niczego nie odkrywa, tylko wykonuje żmudną pracę, opartą o procedury. Odkryć dokonuje się dopiero ewentualnie NA WYNIKACH pracy laborantów. Wtedy praca naukowca przeskakuje w ten odrębny tryb - INTERPRETOWANIA NA NOWO danych.
Z resztą z samej definicji odkrycia - rozumianego, jako zaprezentowanie społeczności czegoś co jest NOWE - wynika już to, że mamy do czynienia z czymś, co złamało poprzednią wiedzę, schematy, sposoby rozumienia spraw.
Nie oznacza to oczywiście, że odkrywca całkowicie zrywa z poprzednią wiedzą. Tak by się nie dało, bo samo sformułowanie czegoś w sposób zrozumiały dla innych ludzi, wymaga sięgnięcia po poprzednie schematy. Jednak odkrycie będzie zawsze zawierało też aspekt przypadkowy - wyjście poza te mechanizmy, które poprzednio były uznawane.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|