Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33735
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 14:28, 07 Sty 2017 Temat postu: Argument z niejasności i niewiedzy i gra myśli |
|
|
Ostatnio w różnych dyskusjach pojawiło się dość licznie rozumowanie w stylu: skoro nie potrafimy pewnych spraw wykazać absolutnie poprawnie, ze 100% pewnością i dokładnością, to rozumowanie związane z tym argumentem jest tak ogólnie niepoprawne.
Przeciwieństwem tego rozumowania byłoby (a to też jest stosowane w dyskusjach) jest traktowanie jako poprawnego praktycznie każdego argumentu, nawet mocno wadliwego - bo przecież "coś" on tam dokłada do obrazu sprawy.
Oba te podejścia - a już na pewno w skrajnych postaciach - uważam za wątpliwe, może nawet błędne. Choć też nie do końca...
Stosowanie pierwszego z nich jest możliwe, jeśli gdzieś tam wewnętrznie zgodzimy się na fałsz asymetrii, tzn. zarzucamy różne formy niedokładności drugiej stronie, samemu udając, żeśmy święci pod tym względem, ze nas ten zarzut nie dotyczy. To może nawet czasem zadziałać w samej dyskusji, jeśli do argumentów merytorycznych dorzuca się aspekt walki ego, emocje. Wtedy walcząc z jakimiś poglądami, możemy wskazywać wszelkie możliwe niejasności i niedokładności, a gdy ten sam zarzut skierują przeciw nam, to możemy się obrażać, złościć czy jakoś inaczej awanturować, a wtedy ostatecznie "wyjdzie na nasze". Tzn. wyjdzie pozornie, bo kwestia merytoryczna w ściśle intelektualnym sensie pozostanie nie ruszona.
Dyskusja jest swoistą grą, podobnie jak samo rozumowanie przypomina dyskusję - bo jest swego rodzaju dyskusją wewnętrzną. Problem pojawia się, gdy aspekt gry za bardzo urośnie, za bardzo zawłaszczy myślenie. Gdy ta gra staje się najważniejsza gdzieś w tło schodzi KONKLUZYWNOŚĆ.
Sytuację można porównać do futbolisty, który wpada w pobliża bramki przeciwnika i drybluje.; tzn. drybluje, drybluje, a w tym traci jakoś cel - do bramki ani się nie zbliża, ani już nie wypracowuje pozycji strzeleckiej, bo całość energii idzie na drybling. Ostatecznie zwykle przeciwnicy zabierają mu piłkę.
Z tą grą myśli jest jednak tak, że chcielibyśmy jakiegoś wyrazistego WYRÓŻNIENIA tego, co poprawne, jakoś prawdziwe. Argumentów za fałszywymi tezami można także wymyślać wiele. W tzw. debacie oskfordzkiej istnieje wersja - opcja, w której strony znając temat debaty, nie wiedzą prawie do ostatniej chwili, czy przyjdzie im tezy z owego tematu bronić, czy ją atakować. Dopiero np. pół godziny przed rozpoczęciem debaty strony dowiadują się, co jest celem ich argumentacji. Takie podejście jest dyskutowaniem dla samego dyskutowania, dla wykazania się umiejętnością perswazji, gimnastyką myśli. Ale jednocześnie - chyba to się wyczuwa z samego postawienia sprawy - jakby mniej chodzi o prawdę, konkluzję. Właściwie to o nią może w ogóle nie chodzi?...
... Chyba że... (stawiam mocno kontrowersyjną tezę, choć jest poważne uzasadnienie dla jej obrony)
może to jest właśnie to, czego potrzebuje umysł - nie tyle jasno się opowiadać, a ZROZUMIEĆ ZALEŻNOŚCI, niekoniecznie dokonując ostatecznego werdyktu. Może w tym kontekście słynna "prawda" jest przereklamowana (prawda rozumiana jako jasne, konkluzywne twierdzenie)?...
Może największą korzyścią z rozumowania jest SAMO ROZPIĘCIE PRZESTRZENI MYŚLI?...
Wracając do kwestii dyskutowania poprzez mnożenie argumentów za jakąś opcją. W pewnym momencie zbliżamy się tu do strategii znanej jako galop Gisha, polegającej na ataku zmasowanym uderzeniu dyskusyjnym za pomocą nie tyle jakości argumentów, co ich ilości. Jest to obliczone na to, że przeciwnik w dyskusji nie bedzie w stanie się "wykopać" z tego co na niego wrzucą - nie będzie w stanie, bo po prostu jest na to za mało czasu.
Czyli właściwie, czy jestem za, czy przeciw takiemu podejściu?..
Co bardziej się liczy? - stawianie problemów, drybling myśli, w którym prawda, ustalenie "jak jest" schodzi na dalszy plan, a liczy się sama dyskusja, czy jednak ta konkluzywność, czyli "futbolowa bramka" - cel do ustalenia?...
Chyba jednak odrzucam ostatecznie tę strategię opartą o czystą grę, choć jednocześnie nie mam przeciwko jej elementom na wcześniejszych etapach dyskusji. Może warto jest zrobić sobie taką burzę mózgów, w której wskaże się na początek dużo argumentów, jakoś nimi obrysuje problem. Ale potem przychodzi chyba jednak etap, gdy trzeba się zdecydować, nadać ostateczny priorytet, co jest, a co nie jest już prawdą. Na tym ostatecznym etapie warto chyba odejść już od strategii rozmywania, szukania dziur w całym, mnożenia argumentów nawet niskiej jakości, a dokonać jakiejś syntezy, coś wyróżnić, uczynić tą "prawdą".
Choć oczywiście... aby tę prawdę wyróżnić, trzeba dokonać REDUKCJI, jakoś pominąć pewne aspekty uznając je za poboczne, mniej ważne, albo uwzględnione w inny sposób. Taka redukcja też jest formą uproszczenia, może nawet fałszu. Więc pewnie ostatecznie warto jest przyjąć podejście, w którym ta "prawda", ta konkluzja nie jest wszystkim, nie zamyka całości wiedzy na dany temat, tylko stanowi postać cząstkowej, w jakimś stopniu arbitralnej syntezy.
|
|