juki
Dołączył: 08 Gru 2005
Posty: 186
Przeczytał: 0 tematów
|
Wysłany: Nie 13:19, 16 Kwi 2006 Temat postu: A11, 12 Wstępne kwest. przed rozpatr.: Pojawienia sie życia |
|
|
A 11 PARALOGIZM LAPLACE`A PROBLEM CZASU
Na początku ubiegłego wieku, w słynnym wywodzie bez końca przytaczanym w rozprawach i podręcznikach filozofii, Laplace dał wyraz wizji świata, którą nazwano determinizmem:
„Powinniśmy więc rozpatrywać obecny stan Wszechświata jako skutek jego stanu poprzedniego, z zarazem jako przyczynę wobec stanu, który ma nastąpić. Umysł, który by w danej chwili znał wszystkie siły działające w przyrodzie oraz wzajemne położenie obiektów, jakie się na nią składają, i który byłby przy tym dość rozległy, by poddać analizie wszystkie te dane, mógłby w jednym i tym samym wzorze zawrzeć ruchy największych ciał Wszechświata i najlżejszych atomów: nic nie byłoby dla niego niepewne, a zarówno przyszłość, jak i przeszłość nie miałyby dla niego tajemnicy. Umysł ludzki daje już dzisiaj w słabym zarysie przeczucie możliwości takiego pojmowania Wszechświata, a to poprzez doskonałość, jaką zdołano osiągnąć w astronomii... Cały wysiłek nauki zmierza do takiego pojmowania, jakiego obraz ukazaliśmy wyżej”.
Wywód ów zawiera szereg sofizmatów, paralogizmów i błędów wnioskowania typu petitio principii, których ujawnienie jest niezmiernie ważne.
Nie można w sposób ścisły orzekać, iż obecny stan Wszechświata jest „skutkiem” jego stanu poprzedniego ani też, iż jest on „przyczyną” wobec stanu, który ma nastąpić. Między stanem minionym Wszechświata a jego stanem obecnym, jak również jego przyszłością zachodzą, zapewne, głęboko sięgające powiązania fizyczne, powiązania te jednak, wprowadzające ciągłość w czasie między różnymi stanami Wszechświata, nie są związkami przyczynowymi w ścisłym tego słowa znaczeniu, a przynajmniej nie są wystarczającymi związkami przyczynowymi.
Zachodzą tu, z pewnością, związki przyczynowe o charakterze czasowym, nie można jednak orzekać, iż stan miniony Wszechświata wytwarza jego stan obecny ani też, iż stan obecny wytwarza stan, jaki ma nastąpić. Historycznie rzecz biorąc, Wszechświat ukazuje się nam jako ciągłe wytwarzanie bytów, nowych rzeczywistości, coraz bardziej złożonych. W tym odbywającym się w czasie wytwarzaniu, które nie jest niczym innym jak ewolucją Wszechświata, zachodzą z pewnością związki przyczynowe: Wszechświat nie jest zjawiskiem nieciągłym. Nie można jednak na tej podstawie orzekać, iż w ścisłym tego słowa znaczeniu miniony stan Wszechświata jest „przyczyną” jego stanu obecnego, a stan obecny „przyczyną” stanu, który ma nastąpić. Dana chwila trwania Wszechświata nie jest przyczyną bytu jego stanu późniejszego, a tym mniej przyczyną ewolucji i pojawiania się elementów nowych.
Co więcej – a ten drugi paralogizm wiąże się z pierwszym – umysł, który by nawet w danej chwili dziejów Wszechświata znał doskonale wszystkie siły działające w przyrodzie oraz wzajemne położenie składających się na nią obiektów, nie mógłby przewidzieć przyszłości ta bowiem nie jest zawarta ani w przeszłości, ani w teraźniejszości Wszechświata. Umysł, który by znał doskonale – dajmy na to – stan Wszechświata przed pięcioma miliardami lat, nie mógłby przewidzieć pojawienia się życia, ewolucji biologicznej i tego wszystkiego, co w ciągu dziejów pojawiło się we Wszechświecie. Domysł, iż to byłoby możliwe, oznaczałby uznanie tezy, iż faktycznie wszystko we Wszechświecie dane było w nim od wieczności oraz iż ewolucja Wszechświata to tylko dedukcja, rozwój tego, co jest już dane od wieczności lub jest od początku rzeczywiście we Wszechświecie zawarte. Tymczasem doświadczenie nie ujawnia nam niczego podobnego. Mówiąc inaczej, sformułowanie Laplace`a zakłada preformacjonizm kosmiczny, którego nic nie usprawiedliwia. Orzekać, iż umysł, jaki zakłada Laplece, mógłby jakoby już przed pięcioma miliardami lat przewidzieć całą przyszłość ewolucji kosmicznej, znaczy to samo, co orzekać, iż ewolucja ta była już rzeczywiście implikowana przez prawa ówczesnej fizyki; to samo, co orzekać, iż ewolucja dokonała się już wtedy, przynajmniej wirtualnie, w sposób ukryty i niejako „potencjalnie”. Widzieliśmy jakie dwuznaczności kryje w sobie to wyrażenie. W rzeczywistości, organizm żywy i ukształtowany nie jest jeszcze obecny w zarodniku. Preformacja nie zachodzi. Organizm żywy ma się dopiero ukształtować, poczynając od zarodnika lub jaja, a to rzecz zupełnie inna. Tym bardziej ewolucja biologiczna nie była utajona jako już obecna w prawach rządzących materią przed pięcioma miliardami lat, gdyż nie było w niej posiewu życia. Mnogościowa i stosunkowo prosta materia sprzed pięciu miliardów lat nie była „nasieniem”, które mogłoby zawierać w sobie jako „możność” drzewo życia. Zapewne, umysł wszechogarniający rzeczywistość z naukowego punktu widzenia mógłby znać wtedy całą przeszłość Wszechświata, ale nie znałby jego przyszłości. Przyszłość bowiem i przeszłość względem teraźniejszości nie są symetryczne: więcej i to nieskończenie więcej zawiera się w przyszłości niż w przeszłości. Przeszłość i przyszłość nie są względem teraźniejszości symetryczne, jak symetryczna jest ręka lewa i prawa względem dzielącej je osi tułowia. Laplace nadużywa pojmowanej błędnie symetrii, gdy pisze, iż dla umysłu, o jakim rozprawia, „zarówno przyszłość, jak i przeszłość nie miałyby tajemnic”. Nie! Miałby tylko możność badania przeszłości, gdyż ona już minęła i już się dokonała, ale nie miałby możności badania przeszłości, gdyż ona już minęła i już się dokonała, ale nie miałby możności badania przyszłości, która jeszcze nie istnieje i która się jeszcze nie dokonała. A zarówno przeszłość, jak teraźniejszość nie wystarczają, by wytłumaczyć przyszłość, i to nawet wtedy, gdy przeszłość i teraźniejszość zawierają w sobie rzeczywiście zadatki przyszłości. Zadatkom tym brak wykończenia, jakie nada im dopiero późniejsza ewolucja kosmiczna, przyszłość ta nie jest jednak jeszcze „dana”. Nie ma w tych zadatkach wszystkiego. Przyszłość nie może więc być znana. Przyszłość, a więc to, co ma być stworzone, jeszcze stworzone nie zostało. Jedynie Rozum stwórczy wie ku czemu zdąża, zna to, co chce stworzyć. My wszakże, którzy zgodnie z hipotezą Laplece`a jesteśmy tylko widzami, nie możemy przesądzać o przyszłości w imię przeszłości lub teraźniejszości. Nie możemy przypisywać jej cech boskich, gdyż ona jeszcze nie istnieje. Nie możemy dokonywać tu prób ekstrapolacji, jak czynią matematycy, kiedy przewidują dalszy przebieg krzywej. Gdyby tak można było tu postępować, to na podstawie zapoczątkowanego narastania złożoności materii genialny uczony mógłby wsunąć hipotezę, iż materia będzie stale wzmagać tę złożoność. Nie mógłby on jednak mimo to przewidzieć pojawienia się życia, które – jak niebawem zobaczymy – stanowi nowy akt stwórczy.
Sformułowanie Laplace`a wychodzi z błędnego założenia, iż Wszechświat jest motorem odwracalnym, dla którego ze stanu późniejszego można rzeczywiście wyprowadzić stan uprzedni, ponieważ w ciągu dziejów nic nowego się nie stwarza. U źródła sofizmatów, zawartych w tym osławionym wywodzie Laplace`a, tkwi mechanicyzm kartezjański. Wywód ów wykorzystano i nadużywano go przez cały wiek, by głosić „determinizm”, którym chciano spętać wolność ludzką.
Nie czynimy Laplace`owi zarzutów z tego powodu, że zignorował fakt, iż Wszechświat jest nieodwracalnym procesem ewolucyjnym. Byłoby to anachronizmem. Pozostaje jednak faktem, iż owo sformułowanie okazuje się dzisiaj bezużyteczne, gdyż nie odpowiada rzeczywistości. Wszelkie konsekwencje filozoficzne, a nawet moralne, jakie z tego sformułowania usiłowano wyciągnąć, upadają wraz z błędnymi przesłankami, na jakich się ono zasadza.
Jak słusznie w Ewolucji twórczej zauważył Bergson, sformułowanie Laplace`a pociąga za sobą „model” Wszechświata, w którym czas rzeczywiście nie występuje, gdyż „model” Wszechświat, tak jak za Kartezjuszem wyobraża go sobie Laplace, to maszyna, a maszyna nie jest układem ewolucyjnym. Można dowolnie przyśpieszać lub spowalniać bieg maszyny. Można nawet wprawić ją w ruch wsteczny. Maszyna nie wykazuje jednak wzrostu ani genezy: została zbudowana raz na zawsze i pozostaje już zawsze tak, jaką była, kiedy wyszła z rąk montującego ją pracownika.
„W tego rodzaju doktrynie rozprawia się jeszcze o czasie i wypowiada się słowo: czas, ale chyba nie myśli się już tu prawie o niczym realnym. Czas bowiem pozbawiony jest skuteczności działania, a z chwilą, gdy niczego nie sprawia, niczym też nie jest. Radykalny mechanicyzm pociąga za sobą metafizykę, w której cała rzeczywistość ustanowiona jest „hurtem” na wieczność i w której pozorne trwanie rzeczy jest tylko wyrazem bezsilności rozumu, niezdolnego do poznania wszystkiego naraz.”
Jest sporo sposobów unicestwienia – ale tylko fikcyjnie – czasu. Niektórzy filozofowie starożytni unicestwiali realność czasu głosząc, iż proces stawania się jest iluzoryczny, iż bierze się on tylko z pozorów, a zresztą, gdyby nawet proces stawania się zachodził, byłby to proces cykliczny: w ten sposób wszystko wiecznie powtarzałoby się tylko, ale nigdy nie pojawiałoby się nic nowego. Rzekomo nic nie zaczyna istnieć. Wszystko już zawsze istniało, wszystkie byty istniały zawsze uprzednio w łonie pierwotnej Jedni.
Inny sposób unicestwienia czasu polega na porównywaniu Wszechświata do maszyny.
W obu przypadkach nie bierze się pod uwagę danych doświadczalnych. W pierwszym przypadku doświadczenie uważa się za zwodnicze. W przypadku drugim trawestuje się doświadczenie w swoisty sposób.
Kartezjańskie pojmowanie czasu wiąże się z kartezjańskim pojmowaniem ruchu. A to pojmowanie ruchu, sprowadzające ruch do przesunięcia lub przestrzennego przemieszczenia, jest pojmowaniem najuboższym ze wszystkich, najbardziej nierealnym; gdyby bowiem jedynym ruchem był ruch związany z przemieszczeniem, ruch ten byłby tylko względny. Tymczasem w przestrzeni, w której nie byłoby układu odniesienia przyjętego za spoczywający, absolutną niemożliwością byłoby orzec, co się porusza, a co jest nieruchome. Prawdę mówiąc, sprowadzenie ruchu tylko do przemieszczenia jest równoznaczne z jego unicestwieniem.
Ruch podstawowy, który nie jest względny, a jest przy tym rzeczywisty i ma znaczenie ontologiczne, jest ruchem, jakiego Kartezjusz w ogóle nie wziął pod rozwagę, ponieważ nie wchodzi on w prawidłowości jego mechanistycznego Wszechświata. Jest to ruch narastania i ruch ewolucji historycznej.
Wychodząc z tego pojęcia ruchu – które należy odtąd odróżniać, kiedy rozważa się rozwój embrionu lub wzrost dziecka – można stworzyć poprawną teorię czasu. Ruch ów bowiem jest nieodwracalny i nie jest względny. Jest on atestem, stanowi genezę. Nie można go spowalniać lub przyśpieszać w sposób dowolny i według swej zachcianki. Jest on tym, co Bergson nazwał rzeczywistym trwaniem.
Nieprawidłowe pojmowanie czasu prowadzi od mechanicyzmu do ateizmu, chociaż nawet w kartezjańskiej „galerii obrazów” należałoby wytłumaczyć działanie owej „maszyny”, jaką rzekomo ma być cały Wszechświat. Demiurg wszakże, który jest wtedy niezbędny, by móc wyjaśnić istnienie owej maszyny, jej mechanizm i działanie, jest boskim zegarmistrzem, jest Bogiem Woltera, Bogiem antropomorficznym, gdyż wywodzi się z błędnej analogii między Wszechświatem rzeczywistym a przedmiotem wytworzonym przez człowieka.
Prawidłowe pojmowanie czasu, a więc pojęcie czasu, które oznacza, określa i odmierza rzeczywiste, a nie zakończone stwarzanie w trakcie stawania się, za pośrednictwem tego działającego stwarzania, jakie oznacza czas, prowadzi do ujawnienia istnienia Tego, który działa, a którego nie można utożsamiać ze światem, stwarzanym ustawicznie od wielu miliardów lat.
A 12 PROBLEMY ZWIĄZANE Z BUDOWĄ
WSZECHŚWIATA I MATERII
Wszechświat jest bytem, ma udział w bycie. Jest on tym, co nas otacza. Nie jest bytem amorficznym. Jest on strukturą, i to strukturą ewolucyjną, która poprzez wynajdywanie struktur nowych i coraz to bardziej złożonych ulega w czasie przeobrażeniom. Jeśli Wszechświat znajduje się w stanie ekspansji, co wydaje się prawdopodobne, to jego budowa podlega rozwojowi i ogarnia coraz większą przestrzeń lub – mówiąc ściślej – przestrzeń rośnie z biegiem czasu. Jeśli tak można powiedzieć, Wszechświat ma rozmiary proporcjonalne do swego wieku, ma rozmiary jak na swój wiek.
Z biegiem czasu jednak również i budowa materii podlega ewolucji ku strukturom coraz to bardziej złożonym.
Budowa Wszechświata, ewolucyjna, ale spójna, tak jak budowa materii, mogą rozumowi ludzkiemu narzucać doniosłe pytania. Ostatecznie bowiem, dlaczego zachodzi tu właśnie strukturalizm, a nie jego brak, chaos czy bezład? Czy nie wymaga to wyjaśnienia?
Bergson, który przeprowadził krytykę pojęcia absolutnej nicości i okazał, iż jest ono pseudopojęciem nie do przyjęcia, dokonał, jak wiadomo, również krytyki pojęcia absolutnego bezładu. Byt jest zawsze w stanie pewnego ładu, nawet wtedy, kiedy ów ład nie odpowiada naszym oczekiwaniom i naszym potrzebom praktycznym. Z tego punktu widzenia ład świata nie wymagałby wyjaśnień. Pojęcie, które mogłoby zawierać w sobie absolutny bezład, mianowicie chaos starożytnych kosmogonii Wschodu jest przedstawieniem błędnym.
Przypuśćmy, iż rzeczywistość jest w sposób nieunikniony w stanie pewnego ładu, a to w następstwie rozlicznych zachodzących w niej związków przyczynowych. Nie każdy jednak ład jest życiodajny, nie każdy dowolny ład pozwala na pojawienie się życia. Tak więc mamy podjąć teraz nie problem „ładu świata”, ale problem, jaki narzuca samo pojawienie się życia.
Niektórzy wybitni uczeni dali wyraz swemu zdumieniu i podziwowi wobec faktu, iż budowa Wszechświata i materii daje się tak przemyśleć i zrozumieć. „Tym, co w świecie po wieczne czasy jest niepojęte – pisał Einstein – to okoliczność, iż świat daje się pojąć.” Ludwik Broglie wyraził myśl tę samą:
„Najbardziej zadziwiającym w postępie nauk jest to, że ujawniły nam one pewną zgodność między naszą myślą a rzeczami, że ujawniły, iż przy odwołaniu się do naszych władz rozumowych i reguł naszego rozumowania zachodzi pewna możność uchwycenia głębokich związków, jakie zachodzą między zjawiskami. Nie sposób dać dostateczny wyraz zdumieniu okolicznością, że w ogóle jest możliwa nauka, tzn. że nasz rozum udostępnia nam środki dla zrozumienia przynajmniej pewnych aspektów tego, co wokół nas zachodzi w przyrodzie”.
Zdumienie to i podziw oznaczają założenie, iż świat mógłby nie być zrozumiały. Założenie to z kolei pociąga za sobą dwie hipotezy:
1. Świat mógłby być absurdalnym i amorficznym chaosem, jak ów chaos, o jakim rozprawiają kosmogonie najdawniejszej starożytności. Byt, jaki poznajemy poprzez nasze doświadczenie, mógłby być bezkształtny i bez jakiejkolwiek struktury. W związku z tym powracamy do pojęcia absolutnego bezładu, skrytykowanego przez Bergsona.
2. Mogłaby nie zachodzić zgodność między naszym „rozumem” a rzeczywistością.
Ta druga hipoteza zakłada jednak, iż nasz rozum jest czymś, co ukonstytuowane jest a priori, to rzeczywiście można by zadać sobie pytanie, jakim to szczęśliwym trafem rozum nasz zgodny jest z rzeczywistością. Jeśli natomiast rozum nie jest ukonstytuowany a priori, jeśli zasady, które są zasadami rozumowymi, rzeczywiście zaczerpnięte są z samej rzeczywistości poprzez naszą znajomość tej rzeczywistości, to w tym przypadku nie ma się co dziwić, iż między rozumem a rzeczywistością zachodzi zgodność. Problem jest źle postawiony, racjonalność bowiem nie jest porządkiem czy strukturą ukonstytuowaną a priori, ale związkiem między poznającym rzeczywistość rozumem ludzkim a samą rzeczywistością. Racjonalny jest wywód, który jest wierny rzeczywistości, który liczy się z rzeczywistością, nie zniekształca jej ani jej nie fałszuje. Racjonalność czegokolwiek nie da się określić a priori i w sposób czysto formalny, ale tylko w odniesieniu do rzeczywistości, z uwzględnieniem prawidłowości, jakie rzeczywistość narzuca. Racjonalność to funkcja rzeczywistości. U źródeł owego zdumienia, jakiemu dają wyraz wspomniani wyżej dwaj znakomici uczeni, jest, może kantowskie pojmowanie rozumu.
Pozostaje jednak prawdą, że nauki takie jak astrofizyka, fizyka, chemia, biochemia i biologia – umieją rzeczywiście zdobyć się na przemyślenia liczące się z rzeczywistością i nad nią dokonując racjonalnych operacji umieją zdobyć się na racjonalne ujęcie występujących w rzeczywistości struktur, narządów i funkcji. Ten właśnie fakt rozumieją coraz lepiej uczeni, którzy, jak zobaczymy dalej, nie są przecież na pewno „spirytualistami”, a już najmniej „idealistami”. Czy trzeba się dziwić, że myśl zasadna mówi o rzeczywistości, że uczony może się na taką myśl zdobyć? Powtarzamy z naciskiem, iż dziwienie się temu wymagałoby założenia, iż rzeczywistość mogłaby być materią zupełnie nieukształtowaną. Nie jest jednak wcale rzeczą pewną czy takie pojęcie nieukształtowanej materii ma w ogóle sens. Jak nicość absolutna jest nie do pomyślenia, co dowodzi, iż jeden przynajmniej byt jest konieczny (a nie ma podstaw, aby orzekać, iż Wszechświat jest takim bytem koniecznym), tak samo, jeśli absolutny bezład jest nie do pomyślenia, okoliczność ta dowodzi, iż byt jest siłą rzeczy czymś przemyślanym. Nie może istnieć po prostu „rzecz” bez struktury i bez uorganizowania. Bezład, tak jak pył, jest produktem dezorganizacji, rozpraszania i rozpadu. Jest to zjawisko wtórne. Pierwotna jest struktura. Materia bez struktury nie ukazuje się nam nigdy. Pojęcie pierwotnej, bezkształtnej materii, która dopiero później miałaby być ukształtowaną, później poddana uporządkowaniu i obdarzona strukturą, jest bez wątpienia mitem, wywodzący się ze starożytnych kosmogonii, według których na początku był chaos.
|
|