|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:48, 06 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 17:34, 09 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
Religie humanistyczne czczą człowieczeństwo, a właściwie homo sapiens. Humanizm to wiara, że homo sapiens ma niepowtarzalną i świętą naturę.”
Yuval Noah Harari, „Sapiens. Od zwierząt do bogów”.
Harari ad absurdum
Czy nazizm i komunizm były humanizmem? Czy humanizm, liberalizm i kapitalizm są religią? Yuval Noah Harari, ceniony izraelski profesor historii i autor kilku bestsellerów, twierdzi, że zarówno nazizm jak i komunizm to odmiany humanizmu. Wszystkie zbrodnie ludobójstwa popełnione przez nazizm i stalinizm oraz niszczenie środowiska naturalnego wywodzą się z tego nurtu. Twierdzenie to jest szokujące, ale stykając się z tą tezą w książce „Sapiens. Od zwierząt do bogów”, łatwo wpaść w pułapkę argumentacji, ukrytą w potoku sprawnej narracji i elokwencji autora, i przyznać mu rację. Sam padłem ofiarą szybkiego, a więc bezkrytycznego czytania. Ale powolne przemyślenia wyprowadziły mnie z błędu, który popełnia Harari (mimo tego książkę polecam).
Ujmuje on humanizm jako grupę religii, które zamiast Boga czczą człowieka. Rozróżnia wśród religii humanistycznych: humanizm liberalny, socjalistyczny i ewolucyjny. Ale nazywa je też religiami prawa naturalnego: liberalizm, komunizm, nacjonalizm i nazizm. Dość szybko dysonans poznawczy wzbudziło we mnie zdanie, które można sobie stworzyć w ramach eksperymentu myślowego jako logiczną konsekwencję jego tezy: więźniowie Oświęcimia i Gułagu, to ofiary humanizmu. Wniosek jest absurdalny, a więc coś tu może być nie w porządku. Ale co?
Zastanawiając się nad tezą Harariego można znaleźć kilka argumentów, które obalają tezy izraelskiego profesora, a przy okazji lepiej zrozumieć humanizm. W skrócie można je sprowadzić do zarzutu nadużyć semantycznych w opisie zwyczajnych ludzkich przekonań, błędnej roli przypisywanej uczuciom w umyśle, pominięciu pojęcia godności w definiowaniu idei humanizmu i pomylenie humanizmu z antyhumanizmem obecnym w nurcie myśli oświeceniowej przeceniającej rolę rozumu i nauki.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:13, 09 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
WALDEMAR SADOWSKI
SENS I ZNACZENIE HUMANIZMU
Yuval Noah Harari: humanizm jest wiarą religijną
” Czytałem, czcigodni ojcowie, w pismach Arabów, że Abdallah Saracen zapytany o to, co na tej scenie świata wydaje mu się rzeczą najbardziej godną podziwu, odpowiedział: „Nic nie wydaje mi się bardziej godne podziwu od człowieka."
„I jeśli zobaczyłbyś jakiegoś człowieka, który dba tylko o żołądek i pełza po ziemi, ten korzeniem jest raczej przytwierdzonym do ziemi niż człowiekiem. A jeśli zobaczyłbyś, że ktoś, jakby przez Kalipso czarodziejskimi sztuczkami oślepiony i fałszywą ułudą omamiony, jest niewolnikiem zmysłów - zwierzę widzisz a nie człowieka. Jeśli zaś zobaczyłbyś filozofa roztrząsającego wszystko własnym rozumem, tego winieneś czcić”.
Giovanni Pico della Mirandola, „Mowa o godności człowieka”
„Religie humanistyczne czczą człowieczeństwo, a właściwie homo sapiens. Humanizm to wiara, że homo sapiens ma niepowtarzalną i świętą naturę.”
Yuval Noah Harari, „Sapiens. Od zwierząt do bogów”.
Harari ad absurdum
Czy nazizm i komunizm były humanizmem? Czy humanizm, liberalizm i kapitalizm są religią? Yuval Noah Harari, ceniony izraelski profesor historii i autor kilku bestsellerów, twierdzi, że zarówno nazizm jak i komunizm to odmiany humanizmu. Wszystkie zbrodnie ludobójstwa popełnione przez nazizm i stalinizm oraz niszczenie środowiska naturalnego wywodzą się z tego nurtu. Twierdzenie to jest szokujące, ale stykając się z tą tezą w książce „Sapiens. Od zwierząt do bogów”, łatwo wpaść w pułapkę argumentacji, ukrytą w potoku sprawnej narracji i elokwencji autora, i przyznać mu rację. Sam padłem ofiarą szybkiego, a więc bezkrytycznego czytania. Ale powolne przemyślenia wyprowadziły mnie z błędu, który popełnia Harari (mimo tego książkę polecam).
Ujmuje on humanizm jako grupę religii, które zamiast Boga czczą człowieka. Rozróżnia wśród religii humanistycznych: humanizm liberalny, socjalistyczny i ewolucyjny. Ale nazywa je też religiami prawa naturalnego: liberalizm, komunizm, nacjonalizm i nazizm. Dość szybko dysonans poznawczy wzbudziło we mnie zdanie, które można sobie stworzyć w ramach eksperymentu myślowego jako logiczną konsekwencję jego tezy: więźniowie Oświęcimia i Gułagu, to ofiary humanizmu. Wniosek jest absurdalny, a więc coś tu może być nie w porządku. Ale co?
Zastanawiając się nad tezą Harariego można znaleźć kilka argumentów, które obalają tezy izraelskiego profesora, a przy okazji lepiej zrozumieć humanizm. W skrócie można je sprowadzić do zarzutu nadużyć semantycznych w opisie zwyczajnych ludzkich przekonań, błędnej roli przypisywanej uczuciom w umyśle, pominięciu pojęcia godności w definiowaniu idei humanizmu i pomylenie humanizmu z antyhumanizmem obecnym w nurcie myśli oświeceniowej przeceniającej rolę rozumu i nauki.
Humanizm jest wiarą religijną czy przekonaniem dyskursywnym?
Opisując humanizm, Harari wykorzystuje notorycznie pojęcia: wiara, religia, świętość, cześć. Używanie pojęć, które weszły do języka, aby obsługiwać relacje człowieka ze światem nadprzyrodzonym, a więc pozazmysłowym i pozarozumowym, a więc pozadyskursywnym, do opisu zjawisk dostępnych zmysłom i rozumowi, a więc podlegających racjonalnemu dyskursowi, jest zabiegiem dopuszczalnym, ale służą one wówczas tylko jako metafory. W świecie realnym wymienione pojęcia mają inne znaczenie niż wtedy, gdy odnoszą się do świata metafizyki.
Harari używa więc pojęcia „wiara” w takim właśnie podwójnym znaczeniu – dosłownym i metaforycznym. Wiara w Boga w znaczeniu dosłownym oznacza, że nie mając żadnej wiedzy o Jego istnieniu jesteśmy przekonani, że to coś istnieje. Natomiast bardziej właściwym słowem i synonimem dla „wierzeń” w zjawiska postrzegane zmysłami, mierzalne, są pojęcia takie jak - założenie, przekonanie, prawdopodobieństwo, możliwość. Ludzki umysł codziennie podejmuje decyzje przy niepełnej wiedzy. W świecie realnym niepewność wiedzy i niewiedzę ocenia się i określa językowo na podstawie prawdopodobieństwa, doświadczenia, intuicji istnienia czegoś lub wystąpienia jakiegoś zjawiska. Człowiek ponosi ryzyko, że jego przewidywania i ocena sytuacji mogą być błędne, ale cały ten proces stoi twardo na ziemi i jest związany z realnie występującymi zjawiskami. Jeżeli się pomyli w ocenie sytuacji, to zmieni wcześniejsze przekonania, powiększając zakres doświadczeń.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:13, 09 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
WALDEMAR SADOWSKI
SENS I ZNACZENIE HUMANIZMU
Yuval Noah Harari: humanizm jest wiarą religijną
” Czytałem, czcigodni ojcowie, w pismach Arabów, że Abdallah Saracen zapytany o to, co na tej scenie świata wydaje mu się rzeczą najbardziej godną podziwu, odpowiedział: „Nic nie wydaje mi się bardziej godne podziwu od człowieka."
„I jeśli zobaczyłbyś jakiegoś człowieka, który dba tylko o żołądek i pełza po ziemi, ten korzeniem jest raczej przytwierdzonym do ziemi niż człowiekiem. A jeśli zobaczyłbyś, że ktoś, jakby przez Kalipso czarodziejskimi sztuczkami oślepiony i fałszywą ułudą omamiony, jest niewolnikiem zmysłów - zwierzę widzisz a nie człowieka. Jeśli zaś zobaczyłbyś filozofa roztrząsającego wszystko własnym rozumem, tego winieneś czcić”.
Giovanni Pico della Mirandola, „Mowa o godności człowieka”
„Religie humanistyczne czczą człowieczeństwo, a właściwie homo sapiens. Humanizm to wiara, że homo sapiens ma niepowtarzalną i świętą naturę.”
Yuval Noah Harari, „Sapiens. Od zwierząt do bogów”.
Harari ad absurdum
Czy nazizm i komunizm były humanizmem? Czy humanizm, liberalizm i kapitalizm są religią? Yuval Noah Harari, ceniony izraelski profesor historii i autor kilku bestsellerów, twierdzi, że zarówno nazizm jak i komunizm to odmiany humanizmu. Wszystkie zbrodnie ludobójstwa popełnione przez nazizm i stalinizm oraz niszczenie środowiska naturalnego wywodzą się z tego nurtu. Twierdzenie to jest szokujące, ale stykając się z tą tezą w książce „Sapiens. Od zwierząt do bogów”, łatwo wpaść w pułapkę argumentacji, ukrytą w potoku sprawnej narracji i elokwencji autora, i przyznać mu rację. Sam padłem ofiarą szybkiego, a więc bezkrytycznego czytania. Ale powolne przemyślenia wyprowadziły mnie z błędu, który popełnia Harari (mimo tego książkę polecam).
Ujmuje on humanizm jako grupę religii, które zamiast Boga czczą człowieka. Rozróżnia wśród religii humanistycznych: humanizm liberalny, socjalistyczny i ewolucyjny. Ale nazywa je też religiami prawa naturalnego: liberalizm, komunizm, nacjonalizm i nazizm. Dość szybko dysonans poznawczy wzbudziło we mnie zdanie, które można sobie stworzyć w ramach eksperymentu myślowego jako logiczną konsekwencję jego tezy: więźniowie Oświęcimia i Gułagu, to ofiary humanizmu. Wniosek jest absurdalny, a więc coś tu może być nie w porządku. Ale co?
Zastanawiając się nad tezą Harariego można znaleźć kilka argumentów, które obalają tezy izraelskiego profesora, a przy okazji lepiej zrozumieć humanizm. W skrócie można je sprowadzić do zarzutu nadużyć semantycznych w opisie zwyczajnych ludzkich przekonań, błędnej roli przypisywanej uczuciom w umyśle, pominięciu pojęcia godności w definiowaniu idei humanizmu i pomylenie humanizmu z antyhumanizmem obecnym w nurcie myśli oświeceniowej przeceniającej rolę rozumu i nauki.
Humanizm jest wiarą religijną czy przekonaniem dyskursywnym?
Opisując humanizm, Harari wykorzystuje notorycznie pojęcia: wiara, religia, świętość, cześć. Używanie pojęć, które weszły do języka, aby obsługiwać relacje człowieka ze światem nadprzyrodzonym, a więc pozazmysłowym i pozarozumowym, a więc pozadyskursywnym, do opisu zjawisk dostępnych zmysłom i rozumowi, a więc podlegających racjonalnemu dyskursowi, jest zabiegiem dopuszczalnym, ale służą one wówczas tylko jako metafory. W świecie realnym wymienione pojęcia mają inne znaczenie niż wtedy, gdy odnoszą się do świata metafizyki.
Harari używa więc pojęcia „wiara” w takim właśnie podwójnym znaczeniu – dosłownym i metaforycznym. Wiara w Boga w znaczeniu dosłownym oznacza, że nie mając żadnej wiedzy o Jego istnieniu jesteśmy przekonani, że to coś istnieje. Natomiast bardziej właściwym słowem i synonimem dla „wierzeń” w zjawiska postrzegane zmysłami, mierzalne, są pojęcia takie jak - założenie, przekonanie, prawdopodobieństwo, możliwość. Ludzki umysł codziennie podejmuje decyzje przy niepełnej wiedzy. W świecie realnym niepewność wiedzy i niewiedzę ocenia się i określa językowo na podstawie prawdopodobieństwa, doświadczenia, intuicji istnienia czegoś lub wystąpienia jakiegoś zjawiska. Człowiek ponosi ryzyko, że jego przewidywania i ocena sytuacji mogą być błędne, ale cały ten proces stoi twardo na ziemi i jest związany z realnie występującymi zjawiskami. Jeżeli się pomyli w ocenie sytuacji, to zmieni wcześniejsze przekonania, powiększając zakres doświadczeń.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:13, 09 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
WALDEMAR SADOWSKI
SENS I ZNACZENIE HUMANIZMU
Yuval Noah Harari: humanizm jest wiarą religijną
” Czytałem, czcigodni ojcowie, w pismach Arabów, że Abdallah Saracen zapytany o to, co na tej scenie świata wydaje mu się rzeczą najbardziej godną podziwu, odpowiedział: „Nic nie wydaje mi się bardziej godne podziwu od człowieka."
„I jeśli zobaczyłbyś jakiegoś człowieka, który dba tylko o żołądek i pełza po ziemi, ten korzeniem jest raczej przytwierdzonym do ziemi niż człowiekiem. A jeśli zobaczyłbyś, że ktoś, jakby przez Kalipso czarodziejskimi sztuczkami oślepiony i fałszywą ułudą omamiony, jest niewolnikiem zmysłów - zwierzę widzisz a nie człowieka. Jeśli zaś zobaczyłbyś filozofa roztrząsającego wszystko własnym rozumem, tego winieneś czcić”.
Giovanni Pico della Mirandola, „Mowa o godności człowieka”
„Religie humanistyczne czczą człowieczeństwo, a właściwie homo sapiens. Humanizm to wiara, że homo sapiens ma niepowtarzalną i świętą naturę.”
Yuval Noah Harari, „Sapiens. Od zwierząt do bogów”.
Harari ad absurdum
Czy nazizm i komunizm były humanizmem? Czy humanizm, liberalizm i kapitalizm są religią? Yuval Noah Harari, ceniony izraelski profesor historii i autor kilku bestsellerów, twierdzi, że zarówno nazizm jak i komunizm to odmiany humanizmu. Wszystkie zbrodnie ludobójstwa popełnione przez nazizm i stalinizm oraz niszczenie środowiska naturalnego wywodzą się z tego nurtu. Twierdzenie to jest szokujące, ale stykając się z tą tezą w książce „Sapiens. Od zwierząt do bogów”, łatwo wpaść w pułapkę argumentacji, ukrytą w potoku sprawnej narracji i elokwencji autora, i przyznać mu rację. Sam padłem ofiarą szybkiego, a więc bezkrytycznego czytania. Ale powolne przemyślenia wyprowadziły mnie z błędu, który popełnia Harari (mimo tego książkę polecam).
Ujmuje on humanizm jako grupę religii, które zamiast Boga czczą człowieka. Rozróżnia wśród religii humanistycznych: humanizm liberalny, socjalistyczny i ewolucyjny. Ale nazywa je też religiami prawa naturalnego: liberalizm, komunizm, nacjonalizm i nazizm. Dość szybko dysonans poznawczy wzbudziło we mnie zdanie, które można sobie stworzyć w ramach eksperymentu myślowego jako logiczną konsekwencję jego tezy: więźniowie Oświęcimia i Gułagu, to ofiary humanizmu. Wniosek jest absurdalny, a więc coś tu może być nie w porządku. Ale co?
Zastanawiając się nad tezą Harariego można znaleźć kilka argumentów, które obalają tezy izraelskiego profesora, a przy okazji lepiej zrozumieć humanizm. W skrócie można je sprowadzić do zarzutu nadużyć semantycznych w opisie zwyczajnych ludzkich przekonań, błędnej roli przypisywanej uczuciom w umyśle, pominięciu pojęcia godności w definiowaniu idei humanizmu i pomylenie humanizmu z antyhumanizmem obecnym w nurcie myśli oświeceniowej przeceniającej rolę rozumu i nauki.
Humanizm jest wiarą religijną czy przekonaniem dyskursywnym?
Opisując humanizm, Harari wykorzystuje notorycznie pojęcia: wiara, religia, świętość, cześć. Używanie pojęć, które weszły do języka, aby obsługiwać relacje człowieka ze światem nadprzyrodzonym, a więc pozazmysłowym i pozarozumowym, a więc pozadyskursywnym, do opisu zjawisk dostępnych zmysłom i rozumowi, a więc podlegających racjonalnemu dyskursowi, jest zabiegiem dopuszczalnym, ale służą one wówczas tylko jako metafory. W świecie realnym wymienione pojęcia mają inne znaczenie niż wtedy, gdy odnoszą się do świata metafizyki.
Harari używa więc pojęcia „wiara” w takim właśnie podwójnym znaczeniu – dosłownym i metaforycznym. Wiara w Boga w znaczeniu dosłownym oznacza, że nie mając żadnej wiedzy o Jego istnieniu jesteśmy przekonani, że to coś istnieje. Natomiast bardziej właściwym słowem i synonimem dla „wierzeń” w zjawiska postrzegane zmysłami, mierzalne, są pojęcia takie jak - założenie, przekonanie, prawdopodobieństwo, możliwość. Ludzki umysł codziennie podejmuje decyzje przy niepełnej wiedzy. W świecie realnym niepewność wiedzy i niewiedzę ocenia się i określa językowo na podstawie prawdopodobieństwa, doświadczenia, intuicji istnienia czegoś lub wystąpienia jakiegoś zjawiska. Człowiek ponosi ryzyko, że jego przewidywania i ocena sytuacji mogą być błędne, ale cały ten proces stoi twardo na ziemi i jest związany z realnie występującymi zjawiskami. Jeżeli się pomyli w ocenie sytuacji, to zmieni wcześniejsze przekonania, powiększając zakres doświadczeń.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:13, 09 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
WALDEMAR SADOWSKI
SENS I ZNACZENIE HUMANIZMU
Yuval Noah Harari: humanizm jest wiarą religijną
” Czytałem, czcigodni ojcowie, w pismach Arabów, że Abdallah Saracen zapytany o to, co na tej scenie świata wydaje mu się rzeczą najbardziej godną podziwu, odpowiedział: „Nic nie wydaje mi się bardziej godne podziwu od człowieka."
„I jeśli zobaczyłbyś jakiegoś człowieka, który dba tylko o żołądek i pełza po ziemi, ten korzeniem jest raczej przytwierdzonym do ziemi niż człowiekiem. A jeśli zobaczyłbyś, że ktoś, jakby przez Kalipso czarodziejskimi sztuczkami oślepiony i fałszywą ułudą omamiony, jest niewolnikiem zmysłów - zwierzę widzisz a nie człowieka. Jeśli zaś zobaczyłbyś filozofa roztrząsającego wszystko własnym rozumem, tego winieneś czcić”.
Giovanni Pico della Mirandola, „Mowa o godności człowieka”
„Religie humanistyczne czczą człowieczeństwo, a właściwie homo sapiens. Humanizm to wiara, że homo sapiens ma niepowtarzalną i świętą naturę.”
Yuval Noah Harari, „Sapiens. Od zwierząt do bogów”.
Harari ad absurdum
Czy nazizm i komunizm były humanizmem? Czy humanizm, liberalizm i kapitalizm są religią? Yuval Noah Harari, ceniony izraelski profesor historii i autor kilku bestsellerów, twierdzi, że zarówno nazizm jak i komunizm to odmiany humanizmu. Wszystkie zbrodnie ludobójstwa popełnione przez nazizm i stalinizm oraz niszczenie środowiska naturalnego wywodzą się z tego nurtu. Twierdzenie to jest szokujące, ale stykając się z tą tezą w książce „Sapiens. Od zwierząt do bogów”, łatwo wpaść w pułapkę argumentacji, ukrytą w potoku sprawnej narracji i elokwencji autora, i przyznać mu rację. Sam padłem ofiarą szybkiego, a więc bezkrytycznego czytania. Ale powolne przemyślenia wyprowadziły mnie z błędu, który popełnia Harari (mimo tego książkę polecam).
Ujmuje on humanizm jako grupę religii, które zamiast Boga czczą człowieka. Rozróżnia wśród religii humanistycznych: humanizm liberalny, socjalistyczny i ewolucyjny. Ale nazywa je też religiami prawa naturalnego: liberalizm, komunizm, nacjonalizm i nazizm. Dość szybko dysonans poznawczy wzbudziło we mnie zdanie, które można sobie stworzyć w ramach eksperymentu myślowego jako logiczną konsekwencję jego tezy: więźniowie Oświęcimia i Gułagu, to ofiary humanizmu. Wniosek jest absurdalny, a więc coś tu może być nie w porządku. Ale co?
Zastanawiając się nad tezą Harariego można znaleźć kilka argumentów, które obalają tezy izraelskiego profesora, a przy okazji lepiej zrozumieć humanizm. W skrócie można je sprowadzić do zarzutu nadużyć semantycznych w opisie zwyczajnych ludzkich przekonań, błędnej roli przypisywanej uczuciom w umyśle, pominięciu pojęcia godności w definiowaniu idei humanizmu i pomylenie humanizmu z antyhumanizmem obecnym w nurcie myśli oświeceniowej przeceniającej rolę rozumu i nauki.
Humanizm jest wiarą religijną czy przekonaniem dyskursywnym?
Opisując humanizm, Harari wykorzystuje notorycznie pojęcia: wiara, religia, świętość, cześć. Używanie pojęć, które weszły do języka, aby obsługiwać relacje człowieka ze światem nadprzyrodzonym, a więc pozazmysłowym i pozarozumowym, a więc pozadyskursywnym, do opisu zjawisk dostępnych zmysłom i rozumowi, a więc podlegających racjonalnemu dyskursowi, jest zabiegiem dopuszczalnym, ale służą one wówczas tylko jako metafory. W świecie realnym wymienione pojęcia mają inne znaczenie niż wtedy, gdy odnoszą się do świata metafizyki.
Harari używa więc pojęcia „wiara” w takim właśnie podwójnym znaczeniu – dosłownym i metaforycznym. Wiara w Boga w znaczeniu dosłownym oznacza, że nie mając żadnej wiedzy o Jego istnieniu jesteśmy przekonani, że to coś istnieje. Natomiast bardziej właściwym słowem i synonimem dla „wierzeń” w zjawiska postrzegane zmysłami, mierzalne, są pojęcia takie jak - założenie, przekonanie, prawdopodobieństwo, możliwość. Ludzki umysł codziennie podejmuje decyzje przy niepełnej wiedzy. W świecie realnym niepewność wiedzy i niewiedzę ocenia się i określa językowo na podstawie prawdopodobieństwa, doświadczenia, intuicji istnienia czegoś lub wystąpienia jakiegoś zjawiska. Człowiek ponosi ryzyko, że jego przewidywania i ocena sytuacji mogą być błędne, ale cały ten proces stoi twardo na ziemi i jest związany z realnie występującymi zjawiskami. Jeżeli się pomyli w ocenie sytuacji, to zmieni wcześniejsze przekonania, powiększając zakres doświadczeń.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 18:21, 09 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
Polemiczny, bardzo dobry artykuł Waldemara Sadowskiego.
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 5:12, 10 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
Opisując humanizm, Harari wykorzystuje notorycznie pojęcia: wiara, religia, świętość, cześć. Używanie pojęć, które weszły do języka, aby obsługiwać relacje człowieka ze światem nadprzyrodzonym, a więc pozazmysłowym i pozarozumowym, a więc pozadyskursywnym, do opisu zjawisk dostępnych zmysłom i rozumowi, a więc podlegających racjonalnemu dyskursowi, jest zabiegiem dopuszczalnym, ale służą one wówczas tylko jako metafory. W świecie realnym wymienione pojęcia mają inne znaczenie niż wtedy, gdy odnoszą się do świata metafizyki.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 5:16, 10 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
Transhumanizm i humanizm to różne poglądy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 4:13, 14 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 4:13, 14 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 4:13, 14 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pon 4:14, 14 Lis 2022, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pon 4:22, 14 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Pon 4:24, 14 Lis 2022, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 18:19, 20 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
Wywiad z Hararim:
1
Yuval Harari, autor Sapiens, opowiada jak medytacja
uczyniła go lepszym historykiem
Wywiad (ang.) przeprowadzony przez Ezra Klein został opublikowany na platformie [link widoczny dla zalogowanych]
pod adresem: [link widoczny dla zalogowanych]
Pierwsza książka Yuvala Noaha Harariego, Sapiens, była międzynarodową sensacją.
Hipnotyzująca podróż izraelskiego historyka przez triumfalne dzieje Homo sapiens należy do ulubionych m. in. Billa Gatesa, Marka Zuckerberga, czy Baracka Obamy. Jego nowe dzieło, Homo Deus: krótka historia jutra, opowiada o tym, co czeka ludzkość – o groźbie, jaką nasza inteligencja i kreatywność stanowią dla naszej przyszłości. I ono także jest niezwykle interesujące. (W międzyczasie ukazała się trzecia książka Harariego, 21 lekcji na 21 wiek.
Przyp.tł.).
Pragnąłem porozmawiać z Hararim od momentu przeczytania Sapiens. Miałem jedno wielkie pytanie na jego temat: Jakiego rodzaju umysł tworzy książkę taką jak Sapiens? Teraz już
wiem. Czysty.
Niemal wszystko, co Harari mówi podczas naszej rozmowy, jest fascynujące. Nie
spodziewałem się jednak, jak kluczowe znaczenie ma jego konsekwentna praktyka medytacji Vipassana – w tym coroczne, 60-dniowe, milczące odosobnienie – dla zrozumienia tworzonych przez niego prac, zarówno historycznych, jak futurystycznych. W prezentowanym fragmencie naszej dyskusji, która została zredagowana pod kątem długości i przejrzystości, zanurzamy się głęboko w praktykę medytacyjną Harariego i w to, jak pomaga mu ona dostrzec historie, które opowiada sobie ludzkość.
Ezra Klein: Powiedziałeś Guardianowi, że gdyby nie medytacja, to nadal badałbyś
średniowieczną historię wojskowości – ale nie Neandertalczyków, czy cyborgi. Jakie zmiany
medytacja wniosła do twojej pracy jako historyka?
Yuval Harari: Głównie dwie rzeczy. Przede wszystkim jest to zdolność do koncentracji. Kiedy trenujesz umysł w skupianiu się na czymś takim jak oddech, daje ci to również wewnętrzny rygor do skupiania się na znacznie większych rzeczach i odróżniania tego, co naprawdę ważne, od całej reszty. Tę wewnętrzną dyscyplinę wniosłem też do mojej kariery naukowej.
Bardzo ciężko jest, zwłaszcza przy zajmowaniu się historią wielu wieków, nie utknąć w drobnych szczegółach lub nie dać się rozproszyć przez miliony różnych historyjek i spraw.
Tak trudno jest wciąż na nowo przypominać sobie, co tak naprawdę najważniejszego wydarzyło się w historii lub co najważniejszego dzieje się na świecie teraz. Ten wewnętrzny rygor do koncentracji rzeczywiście wyniosłem z medytacji.
Innym ważnym wkładem, jak sądzę, jest to, że całe ćwiczenie medytacji Vipassana polega na tym, aby nauczyć się odróżniania fikcji od rzeczywistości, tego co prawdziwe, od historyjek, które wymyślamy i budujemy w swoich umysłach. Uświadamiasz sobie, że niemal 99% z tego, co masz w głowie, to tylko wymyślone opowiastki. Dotyczy to również historii. Większość ludzi jest po prostu przytłoczona opowieściami religijnymi, nacjonalistycznymi oraz bieżącymi historiami ekonomicznymi i uznaje je za rzeczywistość.
Moją główną ambicją jako historyka jest umiejętność odróżnienia tego, co się faktycznie wydarza, od fikcyjnych historii, jakie ludzie tworzyli przez tysiące lat celem wytłumaczenia lub kontrolowania tego, co się dzieje na świecie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 8:08, 25 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
Jarema Piekutowski rp.pl
do treści rp.pl
Plus Minus
PLUS MINUS
Nic poza nauką nie leczy z lęku
Lata postępu naukowego i technologicznego kazały człowiekowi myśleć, że ujarzmił naturę, ograniczając zagrożenie przedwczesną śmiercią. Możliwe jednak, że nigdy nie będzie jej panem. Przynajmniej dopóki nie znajdzie lekarstwa na lęk.
Aktualizacja: 28.03.2020 18:26 Publikacja: 26.03.2020 23:01
W okresie komfortu pojawia się pokusa karmienia się złudzeniami i oderwania myśli od rzeczywistości.
W okresie komfortu pojawia się pokusa karmienia się złudzeniami i oderwania myśli od rzeczywistości. Złudzenia pozwalały omijać prawdę o śmierci, która była wypierana lub wyolbrzymiana do granic możliwości. Na zdjęciu tymczasowy szpital dla chorych na Covid-19 w centrum wystawienniczym Ifema w Madrycie
Jarema Piekutowski
Dzień przed sylwestrem ubiegłego roku mogło się jeszcze wydawać, że żyjemy w złotym wieku. Może lewica narzekała na nierówności społeczne, a prawica na upadek tradycji, ale statystyki były uspokajające. W ciągu ostatnich 200 lat – jak wskazywał cztery lata temu w książce „Nowe Oświecenie" amerykański psycholog Steven Pinker – odsetek osób żyjących w skrajnym ubóstwie spadł na łeb na szyję z 90 do 10 proc. Połowa tego spadku nastąpiła od 1980 r. Świat przechodził kolejne fale demokratyzacji, rosły równość, jakość życia, dostęp do edukacji, i to nie tylko w najbogatszych krajach. Wzrost gospodarczy od 1995 r. w 30 państwach rozwijających się, dawniej zwanych państwami Trzeciego Świata, takich jak Bangladesz, Etiopia czy Rwanda, przekłada się – twierdził Pinker – na podwojenie przychodów per capita co 18 lat.
Warunkiem niezbędnym do korzystania z bogactwa jest oczywiście zdrowie, ale w tym zakresie też nastąpiła kolosalna poprawa, może większa niż we wszystkich innych obszarach. Oczekiwana długość życia w Europie od 1960 r. do 2017 r. wzrosła z 52 do 72 lat. Dane WHO wskazują, że umieralność niemowląt przez 17 lat do 2017 r. spadła z 65 do 27 zgonów na 1000 urodzeń żywych. Wyeliminowaliśmy całkowicie ospę prawdziwą, prawie pokonaliśmy chorobę Heinego-Medina, radzimy sobie z dyfterytem, szkarlatyną i z wieloma chorobami, które jeszcze nie tak dawno niosły masową śmierć.
Historyk Yuval Noah Harari w książce „Homo Deus. Krótka historia jutra" (sprzedaż: ponad 7 milionów egzemplarzy) wtórował Pinkerowi, mówiąc: „Nikt nie może zagwarantować, że jakiś upiorny powrót groźnych plag rzeczywiście nie nastąpi, ale mamy realne podstawy, żeby uważać, że w wyścigu zbrojeń między lekarzami a zarazkami ci pierwsi będą szybsi". Harari zdawał się wierzyć, że rzeczywiście zaczynamy „opanowywać głód, zarazę i wojnę". Roztoczył więc wizję, wedle której w XXI wieku podejmiemy prawdopodobnie próbę osiągnięcia nieśmiertelności, trwałego szczęścia i boskich mocy. Wszystko to dzięki ludzkiemu rozumowi i postępowi.
Świat spał spokojnie, kołysany pieśnią koryfeuszy nowego oświecenia. Pierwsze oznaki wybudzenia z drzemki miały miejsce 31 grudnia 2019 r., kiedy to w Wuhanie, stolicy chińskiej prowincji Hubei, pojawiły się pierwsze przypadki zapalenia płuc o nieznanej przyczynie. 3 stycznia 2020 r. chorowały 44 osoby, w tym 11 poważnie. Dwa dni później pojawił się komunikat WHO na ten temat, jednak organizacja wskazała, że „nie zaleca żadnych szczególnych środków dla podróżnych" i „odradza nakładanie jakichkolwiek restrykcji dotyczących podróży lub handlu z Chinami". To było trzy miesiące temu. Gdzie jesteśmy dziś – wiadomo. Na pewno świat się budzi i nie jest to przebudzenie przyjemne. Jesteśmy bliżej lęku i dalej od zaufania do rozumu niż jeszcze kwartał temu.
Kojąca siła głębokiej wiary
Jaki lęk obudził się w nas pod wpływem pandemii? Jest to przede wszystkim ten najważniejszy, podstawowy: strach przed śmiercią. O tym, że jest on najsilniejszą z ludzkich obaw, mówili wielcy mędrcy różnych epok – od Arystotelesa po Gandhiego. Jest jednak także czymś większym: mówi się, że wszystkie formy lęku są jedynie pochodną lęku przed śmiercią. Każda utrata – zdrowia, pieniędzy, statusu społecznego – jest swego rodzaju małą śmiercią, ubytkiem, przybliżeniem do nicości. Antropolog Ernest Becker twierdzi, że lęk przed śmiercią jest główną siłą napędową wszelakiej ludzkiej działalności. Działalność ta ma na celu uniknięcie fatum śmierci poprzez zaprzeczenie, że to ona jest naszym ostatecznym przeznaczeniem. Tyle tylko, że ostatecznie nie da się temu zaprzeczyć.
REKLAMA
Przez lata istotnym sposobem radzenia sobie z obecnością śmierci i łagodzenia lęku były narracje religijne, których istotnym elementem była wiara w życie po śmierci. Jednak badania nie są tu jednoznaczne. Dr Jonathan Jong z Uniwersytetu w Coventry z zespołem naukowców z różnych uczelni przeprowadził systematyczne studium 100 artykułów naukowych prezentujących wyniki badań dotyczących związku między religijnością a lękiem przed śmiercią, przeprowadzonych na 26 tys. osób z różnych stron świata. Wyniki, opublikowane w „Religion, Brain and Behavior" w 2017 r., pokazują, że związek jest skomplikowany. Według 30 proc. badanych osoby religijne w istocie boją się śmierci mniej niż niewierzące, ale 18 proc. wskazywało na odwrotną tendencję: wynikało z nich, że śmierci mniej boją się ateiści. „Może to oznaczać, że ateizm także daje pocieszenie w obliczu śmierci, albo że osoby, które nie boją się śmierci, nie mają motywacji do poszukiwań religijnych" – komentował Jong na stronie internetowej Oxford University. Badanie potwierdziło natomiast, że lęk przed śmiercią łagodzi jedynie religijność głęboka, czyli oparta na autentycznej wierze, a nie na pragmatycznych przesłankach, na przykład na społecznych czy emocjonalnych korzyściach z wiary.
Rzecz w tym, że religijne narracje w ostatnich latach, a nawet stuleciach, stopniowo traciły na znaczeniu. O ile jeszcze kultura przedwojennego Zachodu miała charakter chrześcijański, o tyle dziś można mówić o życiu w świecie postchrześcijańskim. Wiara religijna w świecie zachodnim przestaje być czymś naturalnym, wyssanym z mlekiem matki. Jest jedną z wielu nisz na wolnym rynku idei i konkurujących ze sobą narracji. Nadal jest to nisza duża, ale już nie dominująca. W wielu krajach Zachodu nie jest już wystarczająco silna, aby stanowić podstawę do poradzenia sobie z obawą przed końcem życia.
Antidotum na śmierć i lęk przed nią stało się więc to, co socjologowie nazywają współczesnym projektem – opartym na rozumie i naukowości, łączącym w sobie myśl, technologię i praktyczne działania. Badania wskazują, że łagodząca moc naukowej wizji świata jest podobna do mocy narracji religijnej. „W sytuacjach stresowych ludzie najczęściej zwracają się ku światopoglądom i przekonaniom, które są dla nich najbardziej znaczące" – mówi Anna-Kaisa Newheiser, psycholog z Uniwersytetu Yale. „W świeckiej współczesności jesteśmy skłonni trzymać się przekonań naukowych, w ten sam sposób, w jaki nasi przodkowie zwracali się do bogów". Oczywiście na wspomnianym wolnym rynku idei funkcjonują i rozpychają się coraz bardziej poglądy nienaukowe, wręcz irracjonalne, przybierające postać to „płaskoziemstwa", to „antyszczepionkizmu", to znów – w polskich warunkach – opowieści o „Wielkiej Lechii", jednak nie spowodowały one upadku współczesnego projektu. Pozostaje on główną podstawą funkcjonowania państw i organizacji.
Autorzy „Podręcznika śmierci i umierania" („Handbook of Death and Dying"), ogromnego dzieła pod redakcją socjologa Cliftona D. Bryanta, systematyzującego wiedzę o śmierci pochodzącą z różnych źródeł, piszą, że podłożem współczesnego projektu jest odkrycie jednostki ludzkiej jako podmiotu i próba jego ostatecznego wyzwolenia. Dzieje się tak zwłaszcza tam, gdzie nie mogły tego wyzwolenia dokonać dotychczasowe praktyki grupowe, włącznie z religijnymi. Medycyna i inne dziedziny nauki, technologia, psychoterapia, coaching: wśród ostatecznych celów ich wszystkich istotne miejsce zajmuje odsunięcie śmierci w czasie. Jednak to nie wystarcza. Jak pisałem wyżej – myśliciele tacy jak Harari wskazywali nawet, że wśród wyzwań, jakie podejmie ludzkość w XXI wieku w ramach rozwoju współczesnego projektu, będzie ostateczne stawienie czoła śmierci i rozwikłanie zagadki nieśmiertelności.
Artykuł zamieściłam w zwiazku z ankietą Black Swana
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 22:24, 27 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
Fragment ostatniej książki:
W miarę jak coraz więcej ludzi przekracza coraz więcej granic w poszukiwaniu pracy, bezpieczeństwa i lepszej przyszłości, systemy polityczne i tożsamości zbiorowe ukształtowane w mniej płynnych czasach są poddawane silnym naprężeniom z powodu konieczności konfrontowania się z obcymi, konieczności ich zasymilowania lub wydalenia. Ten problem nigdzie nie ujawnia się ostrzej niż w Europie. Unię Europejską zbudowano na nadziei płynącej z przekraczania różnic kulturowych między Francuzami, Niemcami, Hiszpanami i Grekami. Teraz Unia może się zawalić z powodu nieumiejętności pomieszczenia różnic kulturowych między Europejczykami a imigrantami z Afryki i Bliskiego Wschodu. Jak na ironię, właśnie na tym polegał sukces Europy w tworzeniu dobrze prosperującego systemu wielokulturowego: że ściągała tak wielu imigrantów. Syryjczycy nie dlatego chcą emigrować raczej do Niemiec niż do Arabii Saudyjskiej, Iranu, Rosji czy Japonii, że do Niemiec jest bliżej albo że jest to kraj bogatszy od wszystkich innych potencjalnych miejsc — lecz dlatego, że Niemcom znacznie lepiej wychodzi przyjmowanie imigrantów.
Yuval Harari. Ostatni autorytet na Ziemi [KOMENTARZ]
Rosnąca fala uchodźców i imigrantów wywołuje wśród Europejczyków mieszane reakcje oraz zażarte dyskusje na temat tożsamości i przyszłości Europy. Niektórzy mieszkańcy Starego Kontynentu domagają się, by zatrzasnął on swe bramy: czy zdradzają tym samym wielokulturowe i tolerancyjne ideały Europy, czy też chcą właśnie podjąć odpowiedzialne kroki, by zapobiec nieszczęściu? Inni nawołują do jeszcze szerszego otwarcia: czy są wierni podstawowym europejskim wartościom, czy też raczej winni obciążania europejskiego projektu niemożliwymi do realizacji oczekiwaniami? Ta rozmowa o imigracji często przeradza się w regularną pyskówkę, podczas której żadna strona nie słucha drugiej. By sprawę rozjaśnić, pomocne może być spojrzenie na imigrację jako na układ obejmujący trzy podstawowe warunki:
Warunek 1: Kraj przyjmujący pozwala na napływ imigrantów.
Warunek 2: W zamian muszą oni przyjąć przynajmniej podstawowe normy i wartości gospodarza, nawet jeśli oznacza to dla nich rezygnację z niektórych własnych tradycyjnych norm i wartości.
Warunek 3: Jeśli imigranci asymilują się w wystarczającym stopniu, z czasem stają się równoprawnymi członkami kraju przyjmującego. "Oni" stają się "nami".
Te trzy warunki rodzą trzy odrębne dyskusje na temat dokładnego znaczenia każdego z nich. Czwarta dyskusja dotyczy kwestii spełnienia tych warunków. Gdy ludzie spierają się o imigrację, często mieszają ze sobą te cztery dyskusje, przez co nikt nie rozumie, o co tak naprawdę toczy się spór. Dlatego najlepiej przyjrzeć się każdej z tych dyskusji oddzielnie.
Dyskusja 1: Pierwsza klauzula imigracyjnego układu stwierdza po prostu, że kraj przyjmujący pozwala na napływ imigrantów. Jak jednak należy to rozumieć: jako obowiązek czy jako przywilej? Czy kraj przyjmujący jest zobowiązany otwierać swe granice każdemu, czy też ma prawo przebierać wśród chętnych do imigracji, a nawet całkowicie ją wstrzymać? Jak się wydaje, zwolennicy swobodnej imigracji uważają, że każdy kraj ma moralny obowiązek przyjmować nie tylko uchodźców, lecz również ludzi z obszarów dotkniętych biedą, którzy szukają pracy i lepszej przyszłości. Zwłaszcza w zglobalizowanym świecie wszyscy ludzie mają moralne zobowiązania wobec wszystkich innych, a kto od tych zobowiązań się uchyla, jest egoistą albo nawet rasistą.
Wielu zwolenników imigracji podkreśla ponadto, że nie da się jej całkowicie powstrzymać, więc bez względu na to, ile postawi się murów i ogrodzeń, zdesperowani ludzie zawsze znajdą sposób, by je pokonać. Dlatego lepiej zalegalizować imigrację i stawić jej czoło w świetle dnia, niż tworzyć ogromną przestrzeń dla przestępczych procederów, których efekty to handel ludźmi, nielegalni robotnicy i nigdzie nierejestrowane dzieci.
Rosjanie ocenzurowali bestseller Yuvala Noaha Harariego
Przeciwnicy swobodnej imigracji odpowiadają, że z użyciem odpowiedniej siły można całkowicie powstrzymać imigrację, jeśli zaś chodzi o otwieranie granic, to nie wolno na nikogo nakładać takiego obowiązku — acz wyjątek można zrobić dla uchodźców, którzy uciekają przed brutalnym prześladowaniem w sąsiednim kraju. Być może Turcja ma moralny obowiązek zezwolić zrozpaczonym syryjskim uchodźcom na przekraczane jej granic. Jeśli jednak ci uchodźcy próbują następnie przedostać się dalej do Szwecji, to Szwedzi nie są zobowiązani ich przyjąć. Jeśli chodzi o imigrantów poszukujących pracy i zasiłków, to decyzja o tym, czy ich wpuszczać oraz o ewentualnych stawianych im warunkach zależy całkowicie od kraju przyjmującego.
Przeciwnicy imigracji podkreślają, że jednym z podstawowych praw każdej ludzkiej zbiorowości jest obrona przed najazdem z zewnątrz, który może przyjmować formę akcji zbrojnej albo fali imigrantów. Szwedzi ciężko sobie zapracowali na stworzenie bogatego liberalnego państwa demokratycznego i ponieśli wiele ofiar na rzecz tego projektu, a jeśli Syryjczykom nie udało się osiągnąć tego samego, to już nie jest wina Szwedów. Jeśli szwedzcy wyborcy nie chcą u siebie więcej syryjskich imigrantów — z jakiegokolwiek powodu — to mają pełne prawo odmówić im wjazdu. A jeśli niektórych imigrantów przyjmują, to powinno być rzeczą całkowicie jasną, że jest to wyrazem okazanej im ze strony Szwecji łaski, a nie wypełnieniem jakiegokolwiek obowiązku. Co za tym idzie, imigranci, którym pozwolono przybyć do Szwecji, powinni odczuwać ogromną wdzięczność za to, co dostają, zamiast zachowywać się, jakby byli u siebie, i wysuwać całą listę żądań.
Tomasz Słomczyński: wtłaczano nam do łba, że mamy jednoetniczną Polskę [WYWIAD]
Ponadto, twierdzą przeciwnicy imigracji, każdy kraj może prowadzić taką politykę imigracyjną, jaką mu się podoba, może selekcjonować imigrantów nie tylko na podstawie ich przeszłości kryminalnej albo kwalifikacji zawodowych, lecz nawet na podstawie takich kryteriów jak religia. Jeśli przykładowo Izrael chce wpuszczać do siebie tylko żydów, a na przykład Polska zgadza się przyjmować bliskowschodnich uchodźców pod warunkiem, że są chrześcijanami, to może się to wydawać obrzydliwe, ale są to decyzje całkowicie mieszczące się w obrębie praw przysługujących izraelskim albo polskim wyborcom.
Sprawa dodatkowo się komplikuje, ponieważ w wielu wypadkach ludzie nie potrafią się pogodzić z tym, że nie można mieć wszystkiego. Wiele krajów przymyka oko na nielegalną imigrację albo nawet przyjmuje tymczasowo zagranicznych robotników, by wykorzystać energię, talenty i tanią siłę roboczą obcokrajowców. Później jednak państwa te odmawiają zalegalizowania statusu tych osób i twierdzą, że nie chcą u siebie imigrantów. Na dłuższą metę może to prowadzić do powstawania hierarchicznych społeczeństw, w których wyższa klasa pełnoprawnych obywateli żyje z wyzysku marginesu społecznego złożonego z bezsilnych obcokrajowców, tak jak dzieje się to dzisiaj w Katarze i kilku innych państwach z rejonu Zatoki Perskiej.
Dopóki nie znajdziemy rozstrzygnięcia tej dyskusji, niezwykle trudno będzie odpowiedzieć na wszystkie późniejsze pytania na temat imigracji. Ponieważ zwolennicy swobodnej imigracji uważają, że ludzie mają prawo imigrować do innego kraju, jeśli tego chcą, a kraje przyjmujące mają obowiązek ich przyjmować, to reagują moralnym oburzeniem, gdy narusza się prawo do imigracji i gdy państwa nie wywiązują się ze swego obowiązku przyjmowania imigrantów. Przeciwnicy imigracji są zdumieni głoszeniem takich poglądów. Uważają imigrację za przywilej, a przyjmowanie imigrantów za wyraz szczególnej przychylności. Dlaczego mielibyśmy oskarżać kogokolwiek o to, że jest rasistą czy faszystą, z tego tylko powodu, że odmawia innym wjazdu do swego kraju?
Oczywiście nawet jeśli wpuszczanie imigrantów stanowi raczej wyraz przychylności niż spełnienie obowiązku, to z chwilą osiedlenia się imigrantów w kraju przyjmującym stopniowo zaczyna on zaciągać wobec nich i ich potomków liczne zobowiązania. Dlatego dzisiaj w Stanach Zjednoczonych nie można usprawiedliwiać antysemityzmu, twierdząc: "wyświadczyliśmy twojej prababci przysługę, wpuszczając ją w 1910 roku do tego kraju, dlatego teraz możemy obchodzić się z tobą, jak nam się podoba".
Dyskusja 2: Druga klauzula imigracyjnego układu mówi, że jeśli imigrantom pozwala się wjechać do danego kraju, to są oni zobowiązani do asymilowania się z miejscową kulturą. Jak daleko jednak ma sięgać ta asymilacja? Jeśli imigranci przenoszą się ze społeczeństwa patriarchalnego do liberalnego, to czy muszą stać się zwolennikami feminizmu? Jeśli przybywają ze społeczeństwa głęboko religijnego, to czy konieczne jest, by przyjęli światopogląd świecki? Czy mają porzucić swój tradycyjny sposób ubierania się i zakaz spożywania niektórych pokarmów? W tym względzie przeciwnicy swobodnej imigracji na ogół wieszają poprzeczkę wysoko, podczas gdy zwolennicy imigracji chcą, by znajdowała się znacznie niżej.
Zwolennicy swobodnej imigracji przekonują, że sama Europa jest niezwykle różnorodna, a jej rdzenni mieszkańcy mają szerokie spektrum opinii, zwyczajów i wartości. Właśnie to sprawia, że Europa jest tak tętniąca energią i silna. Dlaczego zatem imigrantów miano by zmuszać do równania do jakiejś wyimaginowanej europejskiej tożsamości, której kryteria tak naprawdę spełnia niewielu Europejczyków? Czy będziemy zmuszać muzułmańskich imigrantów przybywających do Wielkiej Brytanii, by zostawali chrześcijanami, podczas gdy wielu brytyjskich obywateli w ogóle nie chodzi do kościoła?
Czy będziemy żądać od imigrantów z Pendżabu, by porzucili swe curry i masalę na rzecz takich brytyjskich przysmaków, jak fish and chips czy Yorkshire pudding? Jeśli Europa naprawdę ma jakiekolwiek fundamentalne wartości, to są to liberalne wartości tolerancji i wolności — co oznacza, że Europejczycy powinni okazywać tolerancję również wobec imigrantów i przyznawać im jak największą swobodę, tak by mogli żyć zgodnie z własnymi tradycjami, pod warunkiem że nie będzie to naruszało wolności i praw innych ludzi.
Przeciwnicy imigracji zgadzają się, że tolerancja i wolność to najważniejsze europejskie wartości, i oskarżają wiele grup imigrantów — zwłaszcza z krajów muzułmańskich — o nietolerancję, mizoginię, homofobię i antysemityzm. Właśnie dlatego, że Europa tak ceni tolerancję, nie może wpuszczać na swoje terytorium zbyt wielu nietolerancyjnych ludzi. Podczas gdy tolerancyjne społeczeństwo potrafi sobie poradzić z niedużymi nietolerancyjnymi mniejszościami, to gdy liczba takich ekstremistów przekracza pewien próg, wówczas zmienia się wręcz natura społeczeństwa. Jeśli Europa wpuści na swój teren zbyt wielu bliskowschodnich imigrantów, w końcu sama będzie wyglądać jak Bliski Wschód.
Wyrka, czyli utracony wołyński raj. "Z rzezi cało wyszła tylko jedna żydowska rodzina"
Inni przeciwnicy imigracji posuwają się o wiele dalej. Zwracają uwagę na to, że społeczność narodowa to coś znacznie więcej niż zbiór ludzi, którzy się nawzajem tolerują. Nie wystarczy zatem, by imigranci przestrzegali europejskich standardów tolerancji: muszą też przyjąć wiele przeróżnych charakterystycznych cech brytyjskiej, niemieckiej lub szwedzkiej kultury. Wpuszczając ich do siebie, przedstawiciele lokalnej kultury podejmują wielkie ryzyko i ponoszą ogromne koszty. Nie ma powodu, by ich otwartość miała prowadzić do samozagłady. Skoro oferują imigrantom docelową pełną równość, mają prawdo żądać pełnej asymilacji. Jeśli przybyszom nie odpowiadają jakieś dziwactwa brytyjskiej, niemieckiej czy szwedzkiej kultury, mogą poszukać sobie miejsca gdzie indziej.
Dwa kluczowe elementy tej dyskusji to różnica zdań w kwestii nietolerancyjności imigrantów oraz różnica zdań w kwestii europejskiej tożsamości. Jeśli faktycznie imigranci okażą się winni nieuleczalnej nietolerancji, to wcześniej czy później wielu liberalnych Europejczyków, którzy obecnie sprzyjają imigracji, da się przekonać do tego, by stanowczo się jej sprzeciwiać. I na odwrót: jeśli okaże się, że większość imigrantów będzie liberalna i tolerancyjna w swym odniesieniu do religii, płci i polityki, wówczas przeciwnikom imigracji wytrąci to z ręki najbardziej przekonujące argumenty.
Wciąż jednak otwarta pozostanie kwestia wyjątkowych europejskich tożsamości narodowych. Tolerancja to wartość uniwersalna. Czy są jakieś wyjątkowe francuskie normy i wartości, które powinien przyjmować każdy, kto imigruje do Francji? Czy są jakieś wyjątkowe duńskie normy i wartości, które muszą przyjmować imigranci udający się do Danii? Dopóki Europejczycy pozostają głęboko podzieleni w tej kwestii, dopóty nie mogą raczej myśleć o klarownej polityce wobec imigracji. I na odwrót: z chwilą gdy Europejczycy dowiedzą się, kim są, pięćsetmilionowa populacja Unii Europejskiej powinna bez trudu wchłonąć parę milionów uchodźców — albo odmówić im wjazdu.
Dyskusja 3: Trzecia klauzula imigracyjnego układu mówi, że jeśli imigranci rzeczywiście szczerze starają się zasymilować — a w szczególności zaakceptować wartość, jaką jest tolerancja — to kraj przyjmujący jest zobowiązany traktować ich jak pełnoprawnych obywateli. Ile jednak dokładnie czasu musi upłynąć, nim imigranci staną się w pełni członkami społeczeństwa? Czy pierwsze pokolenie imigrantów z Algierii powinno czuć się pokrzywdzone, jeśli po dwudziestu latach spędzonych we Francji wciąż nie uważa się ich w pełni za Francuzów? A trzecie pokolenie imigrantów, których dziadkowie przyjechali do Francji w latach siedemdziesiątych?
Zwolennicy swobodnej imigracji domagają się na ogół szybkiej akceptacji nowych obywateli, podczas gdy przeciwnicy chcą, by okres próbny był znacznie dłuższy. Zdaniem zwolenników imigracji, jeśli przybyszów w trzecim pokoleniu nie uważa się za równoprawnych obywateli i tak się ich nie traktuje, oznacza to, że kraj przyjmujący nie wypełnia swych zobowiązań wobec imigrantów, jeśli zaś powoduje to napięcia, wrogość, a nawet przemoc — to taki kraj może za to winić wyłącznie własną nietolerancję. Według przeciwników imigracji to właśnie te nadmierne oczekiwania w znacznej mierze przyczyniają się do powstania całego problemu. Imigranci powinni być cierpliwi. Jeśli ich dziadkowie przybyli tu zaledwie czterdzieści lat temu, a teraz oni urządzają rozruchy na ulicach, ponieważ ich zdaniem traktuje się ich inaczej niż miejscową ludność, to znaczy, że przybysze nie zdali testu.
Zasadnicza kwestia w tej dyskusji dotyczy rozbieżności między indywidualną i kolektywną miarą czasu. Z punktu widzenia ludzkich zbiorowości czterdzieści lat to krótki okres. Trudno oczekiwać, by w ciągu paru dziesięcioleci społeczeństwo w pełni wchłonęło obce grupy. Jeśli chodzi o dawne cywilizacje, które dokonywały asymilacji cudzoziemców i przyjmowały ich jako równoprawnych obywateli (jak choćby Rzym z okresu cesarstwa, muzułmański kalifat, cesarstwa chińskie oraz Stany Zjednoczone), w każdym wypadku osiągnięcie tej transformacji rozciągało się raczej na całe stulecia niż dekady.
Jednakże z punktu widzenia jednostek czterdzieści lat to może być wieczność. Dla nastolatki, która urodziła się we Francji dwadzieścia lat po tym, jak jej dziadkowie tam wyemigrowali, ich podróż z Algieru do Marsylii to dawne dzieje. Dziewczyna urodziła się tutaj, wszyscy jej przyjaciele tu się urodzili, mówi raczej po francusku niż po arabsku i nigdy nawet nie była w Algierii. Francja to jedyna ojczyzna, jaką kiedykolwiek miała. A teraz słyszy, że to nie jej dom i że powinna "wrócić" do miejsca, w którym nigdy nie mieszkała?
To tak, jakby wziąć nasiono eukaliptusa z Australii i zasadzić je we Francji. Z perspektywy ekologicznej eukaliptusy to gatunek inwazyjny i trzeba by poczekać kilka pokoleń, zanim botanicy zaszeregowaliby je jako rodzime rośliny europejskie. Gdy jednak spojrzeć na to z punktu widzenia tego konkretnego drzewa, wówczas trzeba uznać, że jest ono francuskie. Jeśli nie będzie się go podlewać francuską wodą, uschnie. Jeśli spróbuje się je wyrwać, okaże się, że zapuściło korzenie głęboko we francuską glebę, dokładnie tak jak miejscowe dęby i sosny.
Dyskusja 4: Oprócz wszystkich tych różnic zdań związanych z dokładnym zdefiniowaniem imigracyjnego układu fundamentalne pytanie brzmi: czy sam ten układ tak naprawdę działa? Czy obie jego strony wywiązują się ze swych zobowiązań?
Przeciwnicy imigracji utrzymują na ogół, że imigranci nie spełniają warunku numer dwa. Nie dokładają starań, by się zasymilować, i zbyt wielu z nich trzyma się nietolerancyjnego albo bigoteryjnego światopoglądu. A zatem kraj przyjmujący nie ma powodu, by spełniać warunek numer trzy (czyli traktować ich jak pełnoprawnych obywateli), ma natomiast wszelkie powody, by zmienić zdanie w kwestii warunku numer jeden (czyli zezwalania na wjazd). Jeśli ludzie pochodzący z pewnej konkretnej kultury sami konsekwentnie dowodzą, że nie mają ochoty wywiązywać się z imigracyjnego układu, to po co pozwalać na napływ jeszcze większej ich liczby i generować jeszcze większy problem?
Zwolennicy swobodnej imigracji odpowiadają, że to kraj przyjmujący nie wypełnia swojej części układu. Mimo podejmowanych przez ogromną większość imigrantów najszczerszych wysiłków w celu asymilacji gospodarze im to utrudniają, a co gorsza, tych imigrantów, którzy skutecznie się asymilują, nawet w drugim i trzecim pokoleniu wciąż traktuje się jak obywateli drugiej kategorii. Jest też oczywiście możliwe, że obie strony nie wywiązują się ze swoich zobowiązań, podsycając w ten sposób wzajemne podejrzenia i urazy oraz tworząc coraz większe błędne koło.
Czwartej dyskusji nie sposób rozstrzygnąć, póki nie wyjaśni się, jak dokładnie należy rozumieć wspomniane trzy warunki. Dopóki nie wiemy, czy przyjmowanie imigrantów jest obowiązkiem, czy okazywaniem specjalnych względów, dopóki nie ustalimy, jakiego stopnia asymilacji wymaga się od imigrantów oraz jak szybko kraje przyjmujące mają zacząć traktować ich na równi z pozostałymi obywatelami — dopóty nie będziemy umieli ocenić, czy obie strony spełniają ciążące na nich obowiązki. Dodatkowy problem wiąże się z rachunkowością. Dokonując oceny imigracyjnego układu, obie strony zdecydowanie większą wagę przywiązują do jego naruszeń niż do tego, co świadczy o jego zachowywaniu. Jeśli milion imigrantów to praworządni obywatele, ale setka przyłącza się do grup terrorystycznych i atakuje kraj przyjmujący, to czy ogólnie rzecz biorąc, imigranci przestrzegają warunków układu, czy je naruszają? Jeśli imigrantka w trzecim pokoleniu może tysiąc razy spacerować po ulicach i nie spotkać się z żadnymi zaczepkami, ale raz na jakiś czas znajdzie się rasista, który rzuci w jej kierunku jakąś obelgę, to czy należy uznać, że miejscowa ludność akceptuje, czy odrzuca przybyszów?
Spod tych wszystkich dyskusji wyziera jednak znacznie bardziej zasadnicze pytanie, które dotyczy naszego rozumienia ludzkiej kultury. Czy przystępujemy do dyskusji na temat imigracji z założeniem, że wszystkie kultury są z natury równe, czy też uważamy, że niektóre z nich mogą być lepsze od innych? Czy kiedy Niemcy spierają się na temat przyjęcia miliona syryjskich uchodźców, mają prawo sądzić, że kultura niemiecka jest pod jakimkolwiek względem lepsza niż syryjska?
Od rasizmu do kulturyzmu
Przed stu laty Europejczykom wydawało się oczywiste, że niektóre rasy — a w szczególności rasa biała — są z natury lepsze od innych. Po roku 1945 tego rodzaju poglądy stawały się coraz bardziej nie do przyjęcia. Rasizm uznawano za coś nie tylko potwornego pod względem moralnym, lecz również pozbawionego wszelkich podstaw naukowych. Przedstawiciele nauk przyrodniczych, a w szczególności genetycy, przedstawili bardzo mocne naukowe dowody, że różnice biologiczne między Europejczykami, Afrykanami, Chińczykami i Indianami są nieistotne.
Jednocześnie antropologowie, socjologowie, historycy, ekonomiści behawioralni, a nawet badacze mózgu zgromadzili całe mnóstwo danych potwierdzających istnienie znacznych różnic między kulturami. Rzeczywiście, gdyby bowiem wszystkie kultury były w gruncie rzeczy takie same, to po co w ogóle by nam byli antropologowie i historycy? Po co mielibyśmy wkładać tyle wysiłku w badanie jakichś błahych różnic? Przynajmniej moglibyśmy przestać wydawać pieniądze na te wszystkie drogie wyprawy terenowe na wyspy Południowego Pacyfiku i pustynię Kalahari — wystarczyłoby przecież w zupełności analizować ludzi mieszkających w Oksfordzie czy Bostonie. Jeśli różnice kulturowe są mało znaczące, to wszystko, czego się dowiemy na temat studentów w Harvardzie, powinno się również sprawdzać w odniesieniu do zbieraczy-łowców z Kalahari.
"Tamtego dnia znienawidziłem rodaków. Przynajmniej na chwilę"
Po namyśle większość ludzi uznaje istnienie przynajmniej niektórych znacznych różnic między kulturami, różnic dotyczących takich spraw, jak obyczaje seksualne czy zwyczaje polityczne. Jak zatem powinniśmy traktować te różnice? Kulturowi relatywiści przekonują, że zróżnicowanie nie oznacza hierarchii i że nie wolno nam przyznawać jednej kulturze uprzywilejowanej pozycji w stosunku do innych. Ludzie mogą myśleć i zachowywać się w rozmaity sposób, ale ta różnorodność powinna być dla nas powodem do radości, a wszystkim przekonaniom i praktykom powinniśmy przyznawać równą wartość. Niestety, tego rodzaju tolerancyjne postawy nie sprawdzają się w zetknięciu z rzeczywistością. Rozmaitość może być czymś wspaniałym, gdy mówimy o kuchni i poezji, ale takie rzeczy, jak palenie czarownic, dzieciobójstwo czy niewolnictwo, mało kto uznałby za fascynujące przejawy ludzkiej różnorodności, które należy chronić przed zakusami globalnego kapitalizmu i coca-colonializmu.
Albo weźmy sposób, w jaki różne kultury odnoszą się do obcych, imigrantów i uchodźców. Nie wszystkie kręgi kulturowe cechuje dokładnie ten sam stopień akceptacji. Kultura niemiecka początku XXI wieku jest bardziej tolerancyjna dla obcych i bardziej otwarta na imigrantów niż kultura saudyjska. Dużo łatwiej jest muzułmaninowi wyemigrować do Niemiec niż chrześcijaninowi do Arabii Saudyjskiej. W rzeczy samej, muzułmańskiemu uchodźcy z Syrii jest nawet prawdopodobnie łatwiej wyemigrować do Niemiec niż do Arabii Saudyjskiej, a od 2011 roku Niemcy przyjęły znacznie więcej syryjskich uchodźców niż Arabia Saudyjska1. Wiele wskazuje również na to, że kultura panująca w Kalifornii początku XXI wieku jest znacznie bardziej przyjazna imigrantom niż kultura japońska. Gdyby zatem uznać, że tolerancja wobec obcych i przyjmowanie imigrantów jest czymś dobrym, to czyż nie należałoby też sądzić, że przynajmniej pod tym względem kultura niemiecka jest lepsza od kultury saudyjskiej, a kalifornijska od japońskiej?
Ponadto nawet jeśli dwie normy kulturowe są równie prawomocne w teorii, w praktycznym kontekście imigracji i tak można mieć prawo uznawać za lepszą kulturę kraju przyjmującego. Normy i wartości, które są odpowiednie w jednym miejscu, w innych warunkach zwyczajnie się nie sprawdzą. Przyjrzyjmy się bliżej jakiemuś konkretnemu przykładowi. Aby uniknąć wielu szeroko rozpowszechnionych uprzedzeń, wyobraźmy sobie dwa fikcyjne państwa: Zimnię i Cieplandię. Między tymi dwoma krajami istnieje wiele różnic kulturowych, a jedną z nich jest stosunek do relacji i konfliktów międzyosobowych. Zimnian od dzieciństwa uczy się, że gdy w szkole, pracy, a nawet w rodzinie zdarzy się im wejść z kimś w konflikt, najlepiej jest tłumić towarzyszące temu emocje. Nie należy krzyczeć, wyrażać wściekłości ani konfrontować się z tą drugą osobą — wybuchy złości jedynie pogarszają sprawę. Lepiej powściągnąć własne uczucia, a jednocześnie pozwolić, żeby sytuacja się uspokoiła. W tym czasie należy ograniczyć kontakty z osobą, której dotyczy konflikt, a jeśli taki kontakt jest nieunikniony, trzeba być oszczędnym w słowach, ale uprzejmym i unikać drażliwych kwestii.
Cieplandczyków natomiast od dzieciństwa uczy się uzewnętrzniania uczuć w podobnych okolicznościach. W konfliktowej sytuacji nie należy niczego uśmierzać ani tłumić. Przy pierwszej okazji trzeba otwarcie dać ujście własnym emocjom. Złoszczenie się, krzyczenie, mówienie drugiej osobie dokładnie tego, co się czuje — to wszystko zachowania jak najbardziej pożądane. Tylko tak: szczerze i wprost, można wspólnie się uporać z trudną sytuacją. Jeden dzień głośnych krzyków może rozwiązać konflikt, który w przeciwnym razie mógłby zaogniać się całymi latami, a choć bezpośrednie starcie nigdy nie jest przyjemne, potem wszyscy czują się znacznie lepiej.
Obie te metody mają swoje wady, mają też zalety i trudno powiedzieć, że jedna z nich w każdej sytuacji jest lepsza. Pomyślmy jednak, co mogłoby się wydarzyć, gdyby Cieplandczyk wyemigrował do Zimni i dostał pracę w cieplandzkiej firmie.
Osagów uważano za najbogatszych ludzi świata. Zaczęli ginąć w tajemniczych okolicznościach
Ilekroć cieplandzki imigrant wchodziłby w konflikt z którymś z kolegów, waliłby pięścią w stół i darłby się jak potępieniec, spodziewając się, że dzięki temu zwróci uwagę na problem i pomoże go szybko rozwiązać. Powiedzmy, że kilka lat później w firmie zwolni się jakieś wyższe stanowisko. Mimo że Cieplandczyk ma wszelkie konieczne kwalifikacje, szefowa będzie wolała awansować zimniańskiego pracownika. Wyjaśniając powody swej decyzji, powie: "Owszem, Cieplandczyk ma wiele talentów, ale też ma pewien poważny problem w konta niepotrzebne napięcia i zakłóca naszą kulturę korporacyjną". Ten sam los spotka innych cieplandzkich imigrantów mieszkających w Zimni. Większość z nich wciąż będzie zajmowała niższe stanowiska albo w ogóle nie znajdzie pracy, ponieważ kadra zarządzająca będzie z góry zakładała, że skoro kandydaci są Cieplandczykami, to przypuszczalnie będą wybuchowymi i kłopotliwymi pracownikami. Ponieważ Cieplandczycy nigdy nie zajmą wyższych stanowisk, trudno im będzie zmieniać zimniańską kulturę korporacyjną.
W dużej mierze podobny proces dotyczyłby Zimnian, którzy emigrowaliby do Cieplandii. Zimnianin rozpoczynający pracę w cieplandzkiej firmie szybko zyskiwałby reputację snoba albo sztywniaka, mało kto by się z nim zaprzyjaźniał. Ludzie uważaliby go za osobę nieszczerą albo nieposiadającą podstawowych umiejętności społecznych. Nigdy by nie awansował i dlatego nie miałby okazji zmieniać tamtejszej kultury korporacyjnej. Cieplandzka kadra zarządzająca doszłaby do wniosku, że większość Zimnian to ludzie nieprzyjemni albo nieśmiali, i na ogół nie zatrudniałaby ich na stanowiskach wymagających kontaktu z klientem albo ścisłej współpracy z innymi pracownikami.
Może się wydawać, że obie te sytuacje trącą rasizmem. W rzeczywistości jednak nie ma w nich nic rasistowskiego. Chodzi natomiast o coś, co można nazwać "kulturyzmem". Ludzie wciąż toczą heroiczną walkę przeciwko tradycyjnemu rasizmowi, a nie zauważają, że zmienił się jej front. Tradycyjny rasizm zanika, świat natomiast pełen jest "rasistów kulturowych".
Tradycyjny rasizm miał silne oparcie w teoriach biologicznych. W latach dziewięćdziesiątych XIX oraz trzydziestych XX wieku w krajach takich jak Wielka Brytania, Australia i Stany Zjednoczone rozpowszechniony był pogląd, zgodnie z którym pewne dziedziczne cechy biologiczne miały decydować o tym, że Afrykanie i Chińczycy są z natury mniej inteligentni, mniej przedsiębiorczy i gorsi moralnie od Europejczyków. Problem tkwił we krwi. Tego rodzaju poglądy cieszyły się poważaniem politycznym, jak również powszechnym poparciem środowisk naukowych. Dzisiaj natomiast jest już inaczej: wprawdzie wielu ludzi wciąż głosi tego rodzaju rasistowskie twierdzenia, straciły one jednak całe swe wcześniejsze naukowe poparcie i większość poważania w środowiskach politycznych — chyba że nadaje im się nowe brzmienie dzięki zastosowaniu kategorii kulturowych. Mówienie, że poziom przestępczości wśród osób czarnoskórych jest wyższy z powodu ich gorszego uposażenia genetycznego, wychodzi z mody; całkiem modne zaczyna natomiast być twierdzenie, że powodem tak wysokiego poziomu ich przestępczości jest zakorzenienie w patologicznych subkulturach.
Na przykład w Stanach Zjednoczonych niektóre partie i przywódcy otwarcie popierają dyskryminacyjne rozwiązania polityczne i często wygłaszają uwłaczające uwagi na temat Afroamerykanów, Latynosów i muzułmanów, rzadko jednak — jeśli w ogóle — twierdzą, że ma to coś wspólnego z DNA tych społeczności. Problem ma rzekomo tkwić w ich kulturze. Gdy zatem prezydent Trump nazwał Haiti, Salwador i niektóre kraje afrykańskie "zadupiami", najwyraźniej dzielił się ze swymi słuchaczami pewną refleksją na temat kultury tych miejsc, a nie nad charakterem genetycznym ich mieszkańców. Innym razem Trump tak wyraził się o meksykańskich imigrantach przybywających do Stanów Zjednoczonych: "Meksyk nie przysyła nam swoich najlepszych obywateli. Przysyła nam ludzi, którzy sprawiają wiele problemów. Przywożą narkotyki i przestępczość. To są gwałciciele i mordercy! Choć zakładam, że są wśród nich uczciwi ludzie". To bardzo obraźliwe twierdzenie, jest to jednak obelga o charakterze raczej socjologicznym niż biologicznym. Trump nie chce powiedzieć, że jeśli ktoś jest Meksykaninem, nie może być dobry — mówi jedynie, że dobrzy Meksykanie na ogół zostają na południe od Rio Grande.
W centrum tej dyskusji wciąż znajduje się ludzkie ciało — ciało latynoskie, afrykańskie, chińskie. Kolor skóry ma ogromne znaczenie. Jeśli chodzisz po nowojorskich ulicach, a twoja skóra zawiera mnóstwo melaninowego pigmentu, to gdziekolwiek się wybierzesz, policja może cię traktować ze szczególną podejrzliwością. Jednak zarówno osoby pokroju prezydenta Trumpa, jak i pokroju prezydenta Obamy będą wyjaśniały znaczenie koloru skóry w kategoriach kulturowych i historycznych. Policja patrzy podejrzliwie na kolor twojej skóry nie z jakichś powodów biologicznych, lecz raczej z powodu obciążającej cię historii. Przypuszczalnie obóz Obamy będzie tłumaczył, że uprzedzenia policji to nieszczęsna spuścizna historycznych zbrodni, takich jak niewolnictwo, podczas gdy obóz Trumpa będzie wyjaśniał, że przestępczość czarnoskórych obywateli jest nieszczęsną spuścizną historycznych błędów popełnianych przez białych liberałów i czarne społeczności. Tak czy owak, nawet jeśli w rzeczywistości jesteś turystą z Delhi, który nic nie wie o amerykańskiej historii, i tak będziesz musiał jakoś sobie radzić z jej konsekwencjami.
Przejście od biologii do kultury to nie tylko nic nieznacząca zmiana żargonu. To głębokie przesunięcie o daleko idących praktycznych konsekwencjach, po części dobrych, a po części złych. Zacznijmy od tego, że kultura jest bardziej plastyczna niż biologia. Z jednej strony znaczy to tyle, że współcześni rasiści kulturowi mogą być bardziej tolerancyjni niż rasiści tradycyjni — jeśli tylko "inni" przyjmą naszą kulturę, zaakceptujemy ich jak równych sobie. Z drugiej strony może to wywoływać dużo silniejsze naciski na "innych", by się asymilowali, a także dużo ostrzejszą ich krytykę, jeśli tego nie zrobią.
Trudno raczej winić człowieka o ciemnej karnacji, że nie wybiela sobie skóry, natomiast jak najbardziej można oskarżać Afrykanów albo muzułmanów o to, że nie dostosowują się do norm i wartości zachodniej kultury. Nie znaczy to, że tego rodzaju zarzuty są od razu uzasadnione. W wielu wypadkach nie ma za bardzo powodu, by wszyscy mieli przyjmować dominującą kulturę, a w wielu innych jest to zadanie prawie niemożliwe. Bywa, że Afroamerykanie ze slumsów, którzy szczerze próbują się dopasować do hegemonistycznej amerykańskiej kultury, najpierw napotykają na tej drodze blokady w postaci instytucjonalnej dyskryminacji — a później spadają na nich oskarżenia, że niedostatecznie się starają, wobec czego za swe kłopoty mogą winić wyłącznie siebie.
Druga zasadnicza różnica między narracją odwołującą się do biologii a tą mówiącą o kulturze polega na tym, że w odróżnieniu od tradycyjnego rasistowskiego dogmatyzmu argumenty rasizmu kulturowego mogą od czasu do czasu być całkiem sensowne, tak jak to widzieliśmy na przykładzie Cieplandii i Zimni. Kultura Cieplandczyków i kultura Zimnian naprawdę się od siebie różnią, ponieważ cechują je odmienne sposoby kształtowania międzyludzkich relacji. Skoro zatem stosunki między ludźmi są w wielu zawodach kwestią zasadniczą, to czy karanie Zimnian przez cieplandzką firmę za to, że zachowują się zgodnie ze swym kulturowym dziedzictwem, jest nieetyczne?
Dla antropologów, socjologów i historyków to wyjątkowo krępująca kwestia. Z jednej strony wszystko to niebezpiecznie zbliża się do rasizmu. Z drugiej strony rasizm kulturowy ma dużo solidniejsze podstawy naukowe niż rasizm tradycyjny, a kto jak kto, ale przedstawiciele nauk humanistycznych i społecznych nie mogą zaprzeczyć istnieniu i doniosłości różnic kulturowych.
Oczywiście nawet jeśli się zgodzimy, że część twierdzeń zwolenników kulturyzmu jest słuszna, nie musimy akceptować pozostałych. Wiele z nich cechują te same trzy wspólne im wszystkim wady. Po pierwsze, rasizm kulturowy często myli wyższość w kontekście lokalnym z wyższością obiektywną. Na przykład w lokalnym kontekście Cieplandii tamtejsza metoda rozwiązywania konfliktów jak najbardziej może być lepsza niż metoda zimniańska, a zatem cieplandzka firma działająca w Cieplandii ma pełne prawo dyskryminować introwertycznych pracowników (co będzie powodowało nieproporcjonalne karanie zimniańskich imigrantów). Nie oznacza to jednak, że cieplandzka metoda jest obiektywnie lepsza. Niewykluczone, że Cieplandczycy mogliby się czegoś nauczyć od Zimnian, a gdyby zmieniły się warunki — gdyby na przykład ta cieplandzka firma stała się globalną marką i zaczęła otwierać filie w wielu różnych krajach — wówczas różnorodność mogłaby nagle stać się atutem.
Po drugie, jeśli wyraźnie określi się miarę, której się używa, oraz czas i miejsce, których dotyczą twierdzenia zwolenników rasizmu kulturowego, wówczas jak najbardziej można uznać, że mają one solidne podstawy empiryczne. Zdecydowanie jednak zbyt często ludzie przyjmują bardzo ogólne tezy kulturyzmu, co nie ma zbytniego sensu. A zatem stwierdzenie, że "kultura zimniańska jest mniej tolerancyjna w stosunku do publicznych wybuchów złości niż kultura cieplandzka", jest rozsądne, dużo mniej jednak uzasadnione będzie sformułowanie, że "kultura muzułmańska jest bardzo nietolerancyjna". Ta ostatnia teza jest po prostu o wiele za mglista. Co rozumiemy przez "nietolerancyjny"? Nietolerancyjny w stosunku do kogo albo do czego? Dana kultura może być nietolerancyjna wobec mniejszości religijnych albo niezwykłych poglądów politycznych, a jednocześnie być bardzo tolerancyjna wobec ludzi otyłych albo starszych. A co rozumiemy przez określenie "kultura muzułmańska"? Czy mówimy o Półwyspie Arabskim w VII wieku? O imperium osmańskim w XVI stuleciu? O Pakistanie początku XXI wieku? Ostatecznie, co jest tu punktem odniesienia? Gdyby interesowała nas tolerancja wobec mniejszości religijnych i porównalibyśmy imperium osmańskie w XVI wieku z zachodnią Europą w XVI wieku, doszlibyśmy do wniosku, że kultura muzułmańska jest niezwykle tolerancyjna. Gdybyśmy porównali Afganistan pod rządami talibów ze współczesną Danią, nasz wniosek byłby zupełnie inny.
Najgorszy problem, który wiąże się z tezami kulturyzmu, polega jednak na tym, że choć mają charakter statystyczny, zdecydowanie zbyt często używa się ich do oceniania jednostek. Gdy rdzenny Cieplandczyk i zimniański imigrant starają się o to samo stanowisko w cieplandzkiej firmie, jej dyrektor może wybrać Cieplandczyka, ponieważ "Zimnianie są chłodni i nietowarzyscy". Nawet jeśli statystycznie jest to prawda, to być może akurat ten konkretny Zimnianin jest w rzeczywistości dużo bardziej serdeczny i otwarty niż ten konkretny Cieplandczyk. Wprawdzie kultura jest ważnym elementem, jednak ludzi kształtują również geny oraz wyjątkowa u każdego osobista historia. Poszczególne jednostki często przeczą statystycznym stereotypom. Z punktu widzenia firmy sensowne jest awansowanie ciepłych i miłych pracowników, a nie zimnych i oschłych, nie ma jednak sensu awansowanie Cieplandczyków, a nie Zimnian.
Wszystko to modyfikuje konkretne twierdzenie kulturyzmu, ale bynajmniej nie podważa całości rasizmu kulturowego. W odróżnieniu od tradycyjnego rasizmu, który jest pozbawionym naukowych podstaw uprzedzeniem, argumenty kulturyzmu mogą czasami być całkiem mocne. Jeśli patrzymy na statystykę i widzimy, że w cieplandzkich firmach nie ma wielu Zimnian na wyższych stanowiskach, może to wynikać nie z rasistowskiej dyskryminacji, lecz z właściwej oceny sytuacji. Czy zimniańscy imigranci powinni być niezadowoleni z tego powodu i twierdzić, że Cieplandia nie dotrzymuje imigracyjnego układu? Czy należy zmuszać cieplandzkie firmy do zatrudniania większej liczby zimniańskich dyrektorów, wprowadzając ustawodawstwo o charakterze "akcji afirmatywnej", w nadziei na schłodzenie wybuchowej kultury biznesowej Cieplandii? Czy też być może wina leży po stronie zimniańskich imigrantów, którzy nie asymilują się z lokalną kulturą? Może zatem powinno się wkładać więcej wysiłku w to, by wpajać zimniańskim dzieciom cieplandzkie normy i wartości?
Wracając ze sfery fikcji do sfery faktów, widzimy, że europejska dyskusja na temat imigracji wcale nie jest jednoznaczną bitwą między dobrem a złem. Błędem byłoby zrównywanie wszystkich przeciwników imigracji i nazywanie ich "faszystami", tak samo jak błędem byłoby przedstawianie wszystkich zwolenników swobodnej imigracji jako osób, które postanowiły popełnić "kulturowe samobójstwo". A zatem debaty o imigracji nie należy prowadzić w taki sposób, jakby to była bezkompromisowa walka o jakiś ostateczny imperatyw moralny. Jest to dyskusja między dwoma uzasadnionymi stanowiskami politycznymi, którą należy rozstrzygnąć na drodze standardowych procedur demokratycznych.
Obecnie nie jest jasne, czy Europa będzie umiała znaleźć jakąś drogę pośrednią, która pozwoli jej nie zamykać granic przed przybyszami, a jednocześnie nie narazi kontynentu na zdestabilizowanie przez ludzi niepodzielających europejskich wartości. Gdyby Europie udało się znaleźć taką drogę, być może jej formułę można by było skopiować na poziomie globalnym. Ale jeśli europejski projekt upadnie, będzie to oznaczać, że sama wiara w liberalne wartości wolności i tolerancji nie wystarcza do rozwiązania kulturowych konfliktów świata i do zjednoczenia ludzkości w obliczu wojny jądrowej, katastrofy ekologicznej oraz przełomu technicznego. Skoro Grecy i Niemcy nie mogą się porozumieć w sprawie wspólnego losu i skoro pół miliarda zamożnych Europejczyków nie potrafi wchłonąć paru milionów zubożałych uchodźców, to jakie są szanse na przezwyciężenie dużo głębszych konfliktów, które nękają naszą globalną cywilizację?
Tym, co na pewno mogłoby pomóc Europie i światu lepiej się zintegrować oraz zachować otwarte granice i umysły, jest zmniejszenie histerii związanej z terroryzmem. Ogromnie byłoby szkoda, gdyby europejski eksperyment w zakresie wolności i tolerancji nie powiódł się z powodu przesadnego strachu przed terrorystami. Nie tylko byłoby to urzeczywistnieniem celów samych terrorystów, lecz także dałoby tej garstce fanatyków zdecydowanie za duży wpływ na przyszłość ludzkości. Terroryzm to broń znikomego i słabego wycinka ludzkości. Jak mu się udało zdominować globalną politykę?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Nie 23:11, 27 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Ogromnie byłoby szkoda, gdyby europejski eksperyment w zakresie wolności i tolerancji nie powiódł się |
jakaż to wolność i tolerancja w Europie? totalitarna lewacka poprawność polityczna to "wolność i tolerancja"? gdzie z powodu niepoprawnych politycznie poglądów można stracić stanowisko i pracę, za krytykę ideologii LGBT lub jej przejawów można stać się przedmiotem zainteresowania policji i prawa... z drugiej strony, symbole i przekonania religijne nie mogą pojawiać się w przestrzeni publicznej, a pozostawać mają jedynie prywatną sprawą.
ta totalna indoktrynacja to "wolność i tolerancja" ?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:11, 30 Lis 2022 Temat postu: |
|
|
Podaj konkretne przyklady
"Widzialam jak zamordowano moją siostrę."
Książka przedstawia jak trudno żyć w dwóch kulturach równocześnie. Albo zachować całkowicie, bezwarunkowo swoje tradycje i w wolnym europejskim kraju czuć się poniekąd więźniem, odstajacym od reszty i tutaj bycie w zamknietym getcie - zarówno myślowym, jak i rzeczywistym, w Europie może być niepojęte; albo próbować się tak jak w przypadku autorki, "zniemczyć" wyzbywajac się narzuconych przez islam zasad. O ile dziecko, czy nastolatka chce być jak swoi rówieśnicy, o tyle dorośli wychowani w muzułmańskim rygorze w swoim kraju, mają problem z europejskimi standardami. Z jednej strony nie ma się im co dziwić, zakorzeniono w nich mocno ich nakazy religijne, tradycje. Z drugiej strony ten brak zrozumienia dla dzieci, które pragną być tacy jak ogół społeczeństwa (pomijając fakt grup mniejszości narodowych) jest niezrozumiały. Brak zrozumienia ze strony rodziców, w przypadku Nourig poskutkował jedynie tym, że rodzina dla niej była niczym zło konieczne. Rodzina, która na każdym kroku chciała mieć nad nią kontrolę, szpiegowala i stosowała przemoc psychiczną i fizyczną.
"Rodzice dawali nam schronienie, jedzenie i ubranie, a poza tym często nic więcej".
Pomimo, że życie nie rozpieszczalo Nourig, starała się ona odpędzać od siebie całe zło i traumy, intensywnie pracując nad sobą.
Historia autorki jest potwornie smutna i straszna zarazem.
Nourig na pewno musiała włożyć wiele psychicznego wysiłku, by jeszcze raz krok po kroku przedstawić ją na stronicach książki. Książki, w którą warto się wczytać.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Gość
|
Wysłany: Czw 9:36, 01 Gru 2022 Temat postu: |
|
|
Cytat: | Podaj konkretne przyklady |
przykładami lewactwa są hitleryzm, stalinizm, UE rządzona przez Niemców poprzez korumpwanie polityków i propagandę .... naracja nie ma znaczenia, czy bedzie narodowa, socjalna czy pacyfistyczno wolnościowa ..... zawsze popiera się na absurdalnych kłamstwach, wmawianych ludziom i eliminacji, każdego kontestującego te absurdy.
to kwintesencja lewactwa
PS
akurat islam jest pod ochroną w UE, bo jego dowartościowywanie sprzyja osłabianiu chrześcijańskich podstaw zachodniej cywilizacji .... to co dopuszczalne jest wobec chrześcijaństwa, w ramach "tolerancji" zazwyczaj jest niedopuszczalne wobec islamu, ale to tylko wyrachowanie lewactwa, a nie tolerancja ... lewactwo z natury jest totalitarne i oparte na przemocy, jak ty Semele
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:03, 01 Gru 2022 Temat postu: |
|
|
Anonymous napisał: | Cytat: | Podaj konkretne przyklady |
przykładami lewactwa są hitleryzm, stalinizm, UE rządzona przez Niemców poprzez korumpwanie polityków i propagandę .... naracja nie ma znaczenia, czy bedzie narodowa, socjalna czy pacyfistyczno wolnościowa ..... zawsze popiera się na absurdalnych kłamstwach, wmawianych ludziom i eliminacji, każdego kontestującego te absurdy.
to kwintesencja lewactwa
PS
akurat islam jest pod ochroną w UE, bo jego dowartościowywanie sprzyja osłabianiu chrześcijańskich podstaw zachodniej cywilizacji .... to co dopuszczalne jest wobec chrześcijaństwa, w ramach "tolerancji" zazwyczaj jest niedopuszczalne wobec islamu, ale to tylko wyrachowanie lewactwa, a nie tolerancja ... lewactwo z natury jest totalitarne i oparte na przemocy, jak ty Semele |
Ja oparta na przemocy? Co to znaczy kochany Lucku?
Książka opowiada o kobiecie, która żyje w przemocowej rodzinie muzułmańskiej. Mama ją bije. Matka najbardziej jest szczęśliwa z powodu, że urodziła wreszcie syna. Co jest obowiązkiem muzułmanki.Mąż może ja nawet oddalić gdy tego syna nie urodzi.
Niestety służby socjalne niemieckie nie pomagają tej rodzinie. Dlaczego?
Bo uznają, że taka jest ich kultura. Jestem w połowie książki. Wiem, że narratorka zostanie lekarzem. Co zasługuje na podziw zważywszy na życie jakie wiodła w tej muzułmańskiej rodzinie. Resztę opowiem po dalszej lekturze.
Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Czw 18:15, 01 Gru 2022, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czw 18:13, 01 Gru 2022 Temat postu: |
|
|
Mówi się o Hararim: specjalista od wszystkiego – z ironią, a jakże. Skądinąd wiemy, że specjalizacja oraz bardzo szeroka wiedza muszą się wykluczać, zwłaszcza w czasach dzisiejszych, przeładowanych informacją. Tym cenniejszy jest namysł inteligentnego i wszechstronnego dyletanta, który żeglując po oceanie współczesnej wiedzy, omija rafy pseudonauki i wiry teorii spiskowych. Dość dobrze rozpoznaje globalne trendy, związane z nimi możliwości i zagrożenia. W świecie konkurujących systemów wartości nie jest zagubiony – wie, w jakim kierunku zmierza. Chociaż odrzuca przewodniki religijne, nie rozstaje się z etycznym kompasem.
Nie przesadzajmy też z tym dyletanctwem. Wiedza Harariego, zwłaszcza historyczna, jest obszerna. Panorama dziejów, w jego ujęciu szeroka i zróżnicowana, prowadzi czytelnika przez kolejne etapy zawłaszczania przyrody przez człowieka. Ktokolwiek mierzy się z bezbrzeżnym tematem historii cywilizacji, musi selekcjonować fakty, przesiewać wiedzę, periodyzować – jednym słowem upraszczać. Czy mamy prawo robić z tego zarzut? Uproszczenie nie jest defektem opisu zjawisk złożonych, jeśli wychwytuje ich cechy istotne.
Harari ukazuje historię ludzkości na wzór darwinowskiej ewolucji – jako proces otwarty, poddany ogólnym prawom natury. Prawa rządzące ewolucją nie są ściśle deterministyczne. W zgodzie z autorem dodać tutaj trzeba, że rozwój cywilizacji jest w znacznie mniejszym stopniu zdeterminowany od ewolucji biologicznej. Jeśli Harari ośmiela się wypowiadać prognozy, to z zastrzeżeniem, że nie muszą się sprawdzić. Powiem więcej – z nadzieją, że nie wszystkie spełnią się.
Ekologicznie zorientowane podejście Harariego do historii ludzkości stało się potrzebą naszego czasu. Problem zmian, jakie człowiek wprowadza w środowisku przyrodniczym, widzimy coraz ostrzej. Świadomość opozycji między naturą a cywilizacją ugruntowała się już w oświeceniu. Lecz w poprzednich stuleciach nie była połączona z poczuciem zagrożenia. Przeciwnie – proces poznawania, zawłaszczania i wykorzystywania natury zdawał się być źródłem nieustannie rosnącego bezpieczeństwa i komfortu życia. Dzisiaj mało kto wątpi, że gatunek homo sapiens zagraża już nie tylko innym gatunkom, lecz i samemu sobie. Harari przywołuje wiele argumentów, które uzasadniają rosnący niepokój z tego powodu.
Humanizm bez duszy
Jedyne, aczkolwiek przy ocenie książek Harariego bardzo ważne, z czym zgodzić mi się trudno, to wizja człowieka, a ściślej istoty człowieczeństwa. Autor sugeruje, że proces ewolucji przenosi nas bezpośrednio ze świata zwierząt do świata, w którym człowiek-zwierzę zmienia siebie w hybrydę zwierzęcia i inteligentnej maszyny. W tym zadziwiającym, historycznym procesie nie ma miejsca dla niezniszczalnego, duchowego pierwiastka, którego obecność stanowiłaby rdzeń człowieczeństwa. Niematerialna istota ukryta w pojęciu ludzkiej duszy, zdaniem Harariego, nie istnieje. Tym bardziej nie może być mowy o przypisaniu tej istocie świętości ani jakiejkolwiek wyższej rangi, która stawiałaby człowieka ponad światem zwierząt.
Całą gamę poglądów humanistycznych, nie tylko religijnych, różniących się co do opisu istoty człowieczeństwa, Harari stronniczo kondensuje. Humanizm zostaje zredukowany do antropocentryzmu i ustawiony w opozycji do humanitarnego traktowania zwierząt. Jest więc przedmiotem łatwej i słusznej krytyki. Istotę humanizmu Harari sprowadza do wywyższenia człowieka ponad świat natury. Skutki tej „iluzji” wyższości widzi głównie przez pryzmat destrukcji, jakiej człowiek dokonywał i wciąż dokonuje w przyrodniczym środowisku. Nawet mit pradawnej harmonii człowieka z naturą zostaje przez Harariego podważony. Już pierwotni ludzie wykorzystując zdolność współpracy i myśliwski spryt wytępili niektóre gatunki zwierząt. W ewolucyjnej walce o byt pojawiła się nowa jakość – ludzka bezkonkurencyjność.
Harari zdaje się nie widzieć, że jedynej możliwej naprawy swoich błędów człowiek nie może dokonać inaczej niż z pozycji świadomego reżysera zmian, czyli jednak wywyższonej. Niejako wbrew deklarowanym poglądom, udziela lekcji odpowiedzialności za przyszłość ziemskiego ekosystemu i tym samym — naszego gatunku. Jest moralistą i wielokrotnie używa pojęć dobra i zła dokładnie w tym samym duchu, który kojarzymy z humanizmem. Gdyby ludzka świadomość nie była istotnie inna niż u zwierząt, nie mielibyśmy szansy wzięcia na siebie jakiejkolwiek odpowiedzialności. Pomimo tego zastrzeżenia, cenne w rozważaniach Harariego jest to, że dostrzega on ideologiczne pułapki oraz inne, istotne ograniczenia ludzkiej woli.
Futurolog?
Reszta tutaj
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 3:17, 02 Gru 2022 Temat postu: |
|
|
Bardzo ciekawie Stanisław Obirek
Menu
START Warto przeczytać… Społeczeństwo Cywilizacja Rozmaitości Świat i my O nas
HomeSpołeczeństwoStanisław Obirek: Religia danych – Yuval Noah Harari4 min czytania
STANISŁAW OBIREK: RELIGIA DANYCH – YUVAL NOAH HARARI4 MIN CZYTANIA 04.11.2018 8
Harari, Stanisław Obirek
04.11.2018
Muszę przyznać, że zajmowanie się sprawami religii i polityki w Polsce przypomina mi lektury z lat szkolnych.Te pierwsze nieodparcie kojarzą mi się z opowiadaniami i powieściami Franza Kafki, przenikniętymi nieubłaganym fatum.
Niezależnie od tego, co bohaterowie Kafki robią lub czego nie robią, życie kończy się dla nich fatalnie. Z kolei polskie życie polityczne, a zwłaszcza nasi politycy jako żywo przywołują mi na pamięć opowiadania i dramaty Sławomira Mrożka. Spiętrzenie absurdów, jakie na co dzień obserwuje w tzw. życiu politycznym, nieskończenie przekracza inwencję twórczą tego najbardziej przenikliwego komentatora idiotyzmów życia w czasach PRL.
Na szczęście nie samą religią i nie samą polityką człowiek żyje. Od czasu do czasu trafiają się autorzy, których książki prowokują do myślenia.
Yuval Noah Harari
Jednym z nich młody izraelski historyk Yuval Noah Harari. Od kiedy zaczął medytować, jego życie stał się pasmem sukcesów. A każda z trzech książek stała się globalnym bestsellerem, on sam zaś globalnym celebrytą. Jak twierdzi, od spotkania w 2000 roku z medytacją vipassana, a zwłaszcza z jej nauczycielem A.N. Goenka – jego życie uległo przemianie. Odtąd medytuje każdego dnia po dwie godziny, a raz w roku oddaje się intensywnym ćwiczeniom medytacyjnym, trwającym 30 dni. Przyznam, że przypomina mi to moje życie w zakonie jezuitów, gdzie oddawałem się podobnym praktykom. Choć nie jestem pewien, czy moje życie uległo przemianie, to wspominam je jak najlepiej.
Wcześniejsze trzy książki tego w ogóle nie zapowiadały. Owszem, były błyskotliwe, syntetyczne, oparte na solidnych badaniach. Co ciekawe wszystkie trzy były poświęcone konfliktom militarnym. No, ale takich książek pisze się każdego roku tysiące i żadna nie staje się globalnym bestsellerem, a ich autorzy są znani tylko wąskiemu gronu specjalistów, którzy zwykle i tak wynajdują w nich masę nieścisłości i nieuprawnionych uogólnień.
Jaki więc sekret skrywają książki Yuvala Noaha Harariego, poczynając od Sapiens. Od zwierząt do bogów, wydanych w 2017 przez PWN po polsku, czy Homo deus. Krótka historia jutra, wydane w tym roku przez WL i przez to samo wydawnictwo opublikowane na początku listopada 21 lekcji na 21 wiek, że są tłumaczone na wszystkie możliwe języki i sprzedawane w milionowych nakładach?
Pewnie najlepiej samemu przeczytać i się dowiedzieć z pierwszej ręki, by nie padać ofiarą przemądrzałych recenzentów czy fanatyków religijnych, ostrzegających przed nową herezją ubraną tylko w uwodzące nowe szaty.
Mnie Yuval Noah Harari przypomina odwagę pisarstwa Stanisław Lema, który eksperymentował z tym, co wiedział. A wiedział dużo. Jego eksperymenty myślowe polegały przede wszystkim na stawianiu niewygodnych pytań. Podobnie robi Harare. Różnica może jest taka, że izraelski historyk nie obawia się również udzielania odpowiedzi. Nie wszystkie są przekonujące, ale każda z nich prowokuje do myślenia. I właśnie dlatego warto go czytać.
Ja w każdym razie nie tylko te książki czytam, ale polecam też studentom i znajomym. Pozwalają przemyśleć na nowo pytania podstawowe, zachęcają też do sporu.
Owszem, są tacy, dla których na przykład Homo deus to książka odstręczająca. Jeden z oburzonych recenzentów w konserwatywnym czasopiśmie katolickim w Polsce napisał, że „to obrzydliwa mikstura gnozy i pogaństwa w ładnym opakowaniu”. Dla mnie natomiast to inny wariant podstawowego dogmatu chrześcijańskiego „Deus homo factus est”. Przecież przekonanie, że Bóg stał się człowiekiem – to też eksperyment myślowy, którego konsekwencje są odczuwane do dzisiaj.
Czy droga odwrotna (człowiek staje się bogiem) nie jest warta namysłu? Yuval Noah Harari na nią wszedł – i, jak widać, interesuje ona coraz więcej ludzi. Mnie też.
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Pią 20:26, 02 Gru 2022 Temat postu: |
|
|
Religioznawcze refleksje Harariego.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 2:27, 03 Gru 2022 Temat postu: |
|
|
Emergencja to według Wikipedii „powstawanie jakościowo nowych form i zachowań z oddziaływania między prostszymi elementami”. Pojawia się ona zatem, gdy całość jest czymś więcej, niż tylko sumą składających się na nią części. Czytając Homo deus Yuvala Noah Harariego zastanawiałem się, czy kolejne rozdziały poprowadzą do powstania jakiejś emergentnej całości. Czy proste, w gruncie rzeczy, twierdzenia i obserwacje, którymi jak z rękawa sypie autor, poprowadzą do czegoś zaskakującego? Niestety im bliżej końca, tym czytelnik coraz bardziej przekonuje się, że ma do czynienia z czymś, co przypomina raczej mało przemyślany esej zaliczeniowy inteligentnego studenta, niż dzieło wybitnego myśliciela – zdecydowanie brakuje iskierki wyjątkowości. Oto bowiem na końcu nie wyłania się żadna nowa jakość, a zaserwowane przemyślenia nie tylko nie zaskakują, ale zdecydowanie brak im większej głębi. Po prawdzie bowiem każdy bardziej doświadczony fan science-fiction – ze szczególnym uwzględnieniem cyberpunka – wnioski Harariergo uzna za raczej miałkie i wtórne.
Do lektury Homo deus zachęciła mnie nie tylko nominacja do Mądrej Książki Roku 2018, ale również status światowego bestselleru „nowej książki najbardziej inspirującego myśliciela XXI wieku”. Zaczęło się całkiem nieźle. Autor zręcznie łączy wątki historyczne, socjologiczne, filozoficzne, biologiczne, biotechnologiczne i informatyczne. I mimo że nie da się odmówić Harariemu rozmachu, to jednocześnie trudno nie odnieść wrażenia, że często prześlizguje się on po problemie, by gładko surfować dalej. Oczywiście można by sparować ten cios mówiąc, że gdyby chciał zgłębić każde zagadnienie, książka miałaby kilka tysięcy stron. Niewątpliwie to prawda, trudno jednak wytłumaczyć momenty, gdy myślenie życzeniowe (a może zwykłe cherry picking pod tezę?) przesłania rzeczywistość. Bo czy „globalna gospodarka” naprawdę „przekształciła się z gospodarki opartej na surowcach, w gospodarkę opartą na wiedzy”, a „głównym źródłem bogactwa jest wiedza”? Wielki skok technologiczny, który obserwujemy nie byłby przecież możliwy bez surowców, w tym przede wszystkim metali ziem rzadkich, a rywalizacja o te raczej się zaostrza…. Równie niski poziom namysłu widać w takich stwierdzeniach jak to, że „Lekarka-cyborg mogłaby wykonywać nagłe operacje w Tokio, Chicago i na stacji kosmicznej na Marsie, nie opuszczając w ogóle gabinetu w Sztokholmie”. Tokio, Chicago? Ok, ale jak autor wyobraża sobie przeprowadzanie operacji na żywo z ośmiominutowym opóźnieniem sygnału między Ziemią a Marsem? Co zaś autor miał na myśli pisząc „W połowie XIX wieku niewielu ludzi było równie spostrzegawczych jak Marks, dlatego tylko w nielicznych krajach nastąpiło szybkie uprzemysłowienie”, nie sposób rozstrzygnąć (dziękuję jednemu z twitterowych znajomych za zwrócenie mi uwagi na ten kwiatek). Mój wewnętrzny sprzeciw jako archeologa budzą również zbieracze-łowcy, zamiast łowców-zbieraczy, ale może to jedynie kwestia przyzwyczajenia. Więcej problemów mam natomiast z powoływaniem się autora na hipotezę o kognitywnie (lub behawioralnie) współczesnym człowieku, który miałby się wyłonić jakieś 70-50 tys. lat temu. Obecnie teza ta znajduje się głęboko w archeologiczno-kognitywistycznej zamrażarce i mało kto traktuje ją poważnie. Nie tylko brak bowiem dowodów na nagły skok zdolności poznawczych naszych przodków, ale coraz więcej wskazuje, że podobne talenty posiadali również nasi neandertalscy kuzyni. Trudno też poważnie traktować twierdzenie, że „przed pojawieniem się globalnej wioski nasza planeta była galaktyką odizolowanych od siebie ludzkich kultur…”. Że było inaczej, wie każdy student archeologii na całym świecie. (Przy okazji dziękuję natomiast Harariemu za przywołanie przewidywań, które mówią, że istnieje jedynie 0,7% prawdopodobieństwo, że algorytmy komputerowe wyprą do 2033 roku z rynku pracy archeologów. Widzisz, mamo, jak dobrze wybrałem sobie zawód!?).
Główna teza książki Harariego jest jasna: rozwój technologiczny już niedługo zmieni nas bardziej niż wszystko, co zdarzyło się do tej pory. Już teraz odziera nas z wolnej woli (której koncepcję jednak należałoby raczej przedefiniować, niż wyrzucić na śmietnik historii, jak chciałby autor Homo deus), a już niedługo – kiedy algorytmy lepiej rozpoznawać będą nasze potrzeby – pozbawi nas indywidualizmu. To wszystko zaś zaprowadzi nas do nowej religii, w której centrum nie będzie stać już ani żadne bóstwo, ani nawet człowiek, lecz dane. Najmocniejszą według mnie stroną książki Harariego jest wskazywanie na potrzebę etycznego namysłu nie tylko nad istniejącą już technologią, ale również jej przyszłością. I gdyby to było sedno książki, byłoby znacznie lepiej, niż jest.
Homo deus to zręcznie i momentami zabawnie napisana książka, której główną tezą jest to, że jako gatunek zmierzamy do statusu równego bogom. Niestety autor prześlizguje się po powierzchni większości prezentowanych przez siebie tematów. Ostatecznie wnioski nie są zaś ani nadmiernie ciekawe, ani zaskakujące. A temu, kto chce się zmierzyć z ciemną wizją naszej przyszłości, polecam raczej pograć w Deus Ex albo poczytać powieść Altered Carbon Richarda Morgana (z mniejszym entuzjazmem polecam serial, który spłyca i omija najciekawsze wątki, a zdecydowanie nie polecam drugiej części trylogii). Jeśli takie jest dzieło najbardziej inspirującego myśliciela XXI wieku, to nie wróże nam, byśmy kiedykolwiek zrównali się z bogami…
Kamil Kopij
[link widoczny dla zalogowanych]
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23112
Przeczytał: 105 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:26, 03 Gru 2022 Temat postu: |
|
|
Siedemdziesiąt tysięcy lat temu homo sapiens był niewiele znaczącym zwierzęciem żyjącym w Afryce, w ciągu następnych tysiącleci wyrósł jednak na pana całej planety i postrach ekosystemu. Dziś stoi na progu osiągnięcia statusu boga, dysponującego siłami tworzenia i niszczenia. Ale czy jest coś bardziej niebezpiecznego niż niezadowoleni i nieodpowiedzialni bogowie, którzy nie wiedzą, czego chcą? Na to pytanie szuka odpowiedzi autor tej fantastycznej książki, która jak wehikuł czasu wędruje przez wieki historii człowieka, docierając do najważniejszych idei ludzkości.
Homo sapiens pojawił się na Ziemi jako wynik ewolucji różnych gatunków wcześniejszych hominidów i rozprzestrzenił się w rozległych połaciach Eurazji. Największym jego atutem okazał się język, który był dowodem rewolucyjnej zmiany w zdolnościach poznawczych. Język stał się nie tylko źródłem informacji o świecie, lecz również źródłem mitów, legend, religii, co przyczyniło się do integracji zbiorowości. Wszystkie dawne i współczesne instytucje funkcjonują dzięki misternej sieci opowieści, które podtrzymują świat, tworząc rzeczywistość wyobrażoną. Wywiera ona ogromny wpływ na świat rzeczywisty. Aby pojąć rewolucję francuską lub znaczenie chrześcijaństwa, nie wystarczy zrozumieć wzajemne oddziaływania pomiędzy atomami, cząsteczkami czy organizmami. Należy wziąć pod uwagę współoddziaływanie idei, obrazów i wyobrażeń.
Ewa Wodniak
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|