|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 13:31, 14 Maj 2019 Temat postu: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Pewnych aspektów myślenia i odczuwania nie da się oddzielić, bo one są właściwie tym samym.
Dość powszechnie próbuje się czynić dobro propagując rygoryzm - rygoryzm moralny, rygoryzm prawny.
Ale jak działa rygoryzm?
- Działa tak, że gdy pojawia się jakieś pytanie, problem do rozstrzygnięcia, wątpliwość, to wtedy rygoryzm daje wskazówkę: nieważne co tam czujesz, nieważne co sobie myślisz, nieważne jakie są tam jeszcze inne okoliczności, masz robić dokładnie tak jak to powiedziano, zapisano, jak jest w przykazaniu, nakazie, prawie.
To zaś - dokładnie takie potraktowanie swoich uczuć, myśli, pytań - jest precyzyjnym przepisem na ZATWARDZENIE UCZUĆ, na zabetonowanie myśli, na niedopuszczenie pytań, które by jakoś dodatkowo, czy w ogóle określiły jeszcze sprawę.
Rygoryzm praktycznie nigdy nie jest rozwiązaniem. Czasem bywa niezbędny - wobec szczególnie chaotycznych, destrukcyjnych sytuacji, czy osób. Wprowadza się go, gdy wszystko się wali w gruzy, gdy już nikt nikogo nie słucha. Wtedy, aby ogarnąć najgorszy chaos, trzeba ustanowić twarde reguły gry. Ale to jest dobre na przeczekanie. Z samego rygoryzmu nic się nie rozwiąże, nic nie powstanie - będzie tylko ugór "tego, nie wolno, tamtego też nie wolno, drepczemy w miejscu, trzymamy się tego co znamy, bo na nic więcej nas nie stać".
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 2:32, 17 Maj 2019 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Ludzie, którzy nie przemyśleli jak działa umysł, często próbują wymusić na innych zrozumienie czegoś, wywierając coraz mocniejsza presję. Jednak głupi to nauczyciel, który zamiast przedstawić lepiej temat, tylko krzyczy na swoich podopiecznych: zrozumcie! zrozumcie!
Jeśli presja jest silniejsza od możliwości integrowania myśli z umysłem, jeśli - zamiast dać umysłowi ciszę i klarowność spojrzenia na temat, nasila się naciski, aby to po prostu "się stało" - to tenże umysł, aby się od niego odczepili, zacznie w końcu oszukiwać. To oszukiwanie przyjmie różne formy:
- najczęściej będzie symulowało poprawne rozwiązania metodą zgadywania. Jak się uda, to wywierający presję na zrozumienie się w końcu odczepi; jak się nie uda, to i tak niewiele się traci, bo przecież i tak się czepiał, więc będzie czepiał się dalej.
- inną metodą jest po prostu zapewnianie, że się zrozumiało i torpedowanie różnych prób sprawdzenia tego.
- czasem da się zastosować jakieś metody pomocnicze - w stylu: ściąganie na klasówce, dodatkowe metody przewidywania wyniku, oparte o niepoprawne rozumowania (co czasem może dać nawet pozytywny efekt).
Niestety, zrozumienie czegoś jest właśnie taką dziedziną ludzkiej aktywności, w ramach której nie da się niczego wymusić, zadziałać ściśle deterministycznie, czy na siłę. Możliwości obrazowania czegoś przez wolny umysł są taka twardą barierą dla chciejstwa ludzi, aby było to, co sobie wymyślili. Oczywiście można zrozumieniu w znacznym stopniu pomóc za pomocą dobrych metod dydaktycznych, dając większą szanse na kontakt z daną dziedziną, lecz pewności efektu się w ten sposób nie uzyska.
Podobnie do zrozumienia czegoś funkcjonuje prawdziwe zaufanie, wiara, nadzieja. Ich nie da się nauczyć, narzucić umysłowi metodami algorytmicznymi, deterministycznymi. To wszystko musi przyjść jako spontaniczna i wolna reakcja umysłu.
Bo praca z umysłami jest trochę jak robota ogrodnika - ten może swoje rośliny podlewać, przycinać, pielić, nawozić - co jakoś będzie wspomagało ich rozwój. Ale jeśli dane drzewo samo z siebie nie uruchomi owocowania, to często żadne zabiegi nie będą w stanie pomóc. Owoc - efekt jest czymś, co wiąże się z impulsem przychodzącym od wewnątrz i jest jedynie wspomagany zewnętrznie, lecz nie da się wymusić.
Wymuszanie wobec umysłu, często działa przeciwskutecznie, bo ten umysł, zamiast skupiać się na samej pracy nad problemem, będzie musiał część swoich sił przekierować na obsługę procesu wymuszania - będzie starał się zrozumieć czego od niego chcą, będzie zmuszony odpowiadać na monity, czasem symulować pozytywne efekty (gdy nacisk jest tak silny, tak nie do zniesienia, że inaczej się nie da). Wymuszanie na wolnym umyśle tych "właściwych" efektów od razu jest więc w wielu przypadkach po prostu PRZESZKADZANIEM temu umysłowi w pracy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 13:04, 17 Maj 2019 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Ludzie, którzy nie przemyśleli jak działa umysł, często próbują wymusić na innych zrozumienie czegoś, wywierając coraz mocniejsza presję. Jednak głupi to nauczyciel, który zamiast przedstawić lepiej temat, tylko krzyczy na swoich podopiecznych: zrozumcie! zrozumcie! |
Umysł wzrasta wewnętrznie tylko wtedy, gdy ma okazję sam z sobą dochodzić do ładu.
Mamy aktualnie gorący okres w mediach, związany z ujawnieniem się iicznych afer molestowania seksualnego wiernych przez księży. Media, jak to media, skupiają się na emocjach i oskarżeniach. Najbardziej jest dla nich interesujące szukanie winnych i potępianie. Ja nieraz sobie myślę o samych sprawcach - czy są/byli to jacyś z gruntu źli ludzie?...
- Wcale tak nie uważam. Na księdza idzie człowiek z pobudek ideowych, z chęci służenia Bogu i ludziom. Dlaczego potem jakoś tak mu się w głowie "przekręca", że zaczyna popełniać tego rodzaju obrzydliwe czyny, jak molestowanie nieletnich, czasem wręcz gwałty?...
Moje spojrzenia na problem jest następujące. Jednak instytucja tego rodzaju jak kościół rzymsko - katolicki funkcjonuje w otoczce silnej presji wywieranej na ludzi. Przy czym wcale nie chcę teraz, tym użyciem słowa "presja", po prostu kościoła skrytykować. Sprawa jest bardziej złożona - presja występuje bowiem w ogóle w życiu - w pracy, w obowiązkach rodzinnych, towarzyskich. Religia dokłada swoją presję. A w szczególny sposób dokłada ją na własnych członków przedstawicieli, urzędników. Niby każdy, kto sobie nie radzi ze sobą, teoretycznie może odejść z kapłaństwa, czy zakonu. Teoretycznie...
W rzeczywistości jest tak, że jeśli ktoś tej idei, stanowi poświęcił ileś tam lat nauki w wymagającym seminarium, jeśli całe otoczenie postrzega go dziś, jako tego szanowanego, wspaniałego księdza, a on sam nie zna żadnych alternatyw zawodowych, społecznych dla bycia księdzem, to powiedzenie: sorry, nie radzę sobie z moimi uczuciami, rozpadam się, odchodzę - takie powiedzenie bardzo trudno jest sobie i przełożonym uczciwie sformułować, wykonać owo odejście. Taki człowiek, często przez całe swoje świadome życie miał podstawowy ważny cel: wytrwać w stanie kapłańskim. Tak to widzi on, tak widzi jego otoczenie. Przyznać się do porażki jest w takich mentalnych warunkach bardzo trudno.
Gdy umysł nie widzi wyjścia z sytuacji, w jakiej się znalazł, zaczyna w końcu oszukiwać - oszukuje napotkanych ludzi, tych co pytają, oszukuje sam siebie. Zaczyna się od małych oszustw, które "przechodzą" filtr sumienia - może np. tylko w sferze spojrzeń na potencjalne obiekty seksualne, fantazji. Potem zaczynają się próby pójścia dalej - tylko dotknięcia, tylko przytulenia - może takie "ojcowskie", takie bez podtekstów. Ale zatrzymać się jest trudno, bo do tej pory nic się nie dzieje, wszystko uchodzi. No bo faktycznie, do pewnego momentu jeszcze nic naprawdę złego się nie dzieje. To są tylko przygotowania umysłu do jego porażki...
Wiadomo, co zdarza się nieraz dalej. Ja chcę się jednak skupić na tym początkowym etapie - zrozumieć w nim człowieka. Oto mamy np. młodego mężczyznę, który często nie miał żadnych związków z kobietami, w ogóle nie miał okazji poznać swoich uczuć pod tym względem, mężczyznę samotnego, który wraca do pustego pokoju i wieczorem gapi się w telewizor (taka jest bardzo często rzeczywistość wikarego, ale i proboszcza na parafii). Wokół ludzie mają rodziny, mają uczucia jedni do drugich, zakochują się, żyją bogactwem doznań emocjonalnych, a ten młody mężczyzna to może tylko z oddalenia obserwować. I cały czas będzie walczył z sobą "muszę wytrwać, muszę wytrwać!". Ale upływa miesiąc za miesiącem, rok za rokiem, a pustka emocjonalna doskwiera coraz bardziej. Jednocześnie jest cała masa okazji, gdy się jest z ludźmi reagującymi tak spontanicznie, tak szczerze, taki... biologicznie. Szczególnie te dzieci są właśnie spontaniczne, szczere w reakcjach - cieszą się tak bez oceniania, pełnią swoich możliwości emocjonalnych. A patrzy na to człowiek, który od iluś tam lat nic innego właściwie nie robi, tylko tłamsi swoje emocje, niszczy w zarodku instynkty, skupia się na tym "wytrwać!". A tu znowu - ktoś się śmieje, ktoś się przytula, tak spontanicznie, tak zwyczajnie, po ludzku, może po dziecięcemu.
Obawiam się, że przepisy kościelne (w tym celibat) powstawały raczej nie z myślą o tym, jak by tu ułatwić życie i emocje pracownikom instytucji kościelnej, ale głównie z myślą o ochronie SAMEJ TEJ INSTYTUCJI. Tu człowiek, choć oczywiście tak teoretycznie jest ważny, nawet najważniejszy, jest jednak trybikiem w maszynie. Po pierwsze składa ślub posłuszeństwa, co już samo w sobie jest swego rodzaju daniną podległości przełożonym. Po drugie jest poddany z jednej strony tej silnej wizji poświęcenia dla Boga i ludzi, budowania świętości - jako podstawowy cel życia, a z drugiej dezaprobaty dla tych, którzy nie wytrwali. Życie księży, którzy rzucili sutannę jest trudne, to jest bardzo bolesna decyzja, pokrewna nawet myśli o zdradzie Boga, o potępieniu w piekle. W końcu ksiądz składał śluby...
Ale młyny mentalne wielkiej instytucji "mielą" swoim trybem. Poszczególne jednostki ludzkie mogą/muszą się dostosować, albo będą wzgardzone. Wsparcia ze strony przełożonych właściwie nie można oczekiwać - bo jakieś tam słowa "pociechy" najczęściej niewiele znaczą, gdy realia życiowe za chwilę wracają, uderzając z nową mocą.
Długo się mi napisało o księżach, choć to tylko przykład, nie chcę właściwie tutaj rozkminiać tego wątku, wracam do meritum, czyli do kwestii presji...
Umysł jest poddany presji wzorców, z którymi się identyfikuje, w które uwierzył. Próbuję za wszelką cenę te wzorce wypełniać, próbuje się dostosować, próbuje być tym poprawnym. Problem jest w tym, że umysł nie do końca jest zarządzalny aktami woli.
To jest jakaś tajemnica funkcjonowania ludzkiej osobowości, jaźni, ja, że nakazywanie sobie i wypełnianie tych nakazów natrafia na pewne fundamentalne ograniczenia. Chodzi o to, że składamy się nie tylko z samej woli, ale i uczuć, emocji, które powstają gdzieś w głębi, których nie umiemy kontrolować. I daleko posunięte zdeprywowanie owych emocji, jeśli jest prowadzone systematycznie, daje często efekt rozpadania się osobowości.
Czym jest ów rozpad osobowości, o którym myślę?...
- Ano tym, że od pewnego momentu wola przestaje już funkcjonować poprawnie. Człowiek nie jest w stanie sobie pewnych rzeczy nakazać. Widać to dobrze w kontekście popadania w nałogi. Alkoholik nie jest w stanie poradzić sobie z pragnieniem picia. Niby wciąż wolę ma, bo większość życiowych zadań realizuje skutecznie - prowadzi samochód, robi zakupy, nieraz pracuje zawodowo, ale oto jest pewien obszar, w którym wola musi sie ugiąć przed - przychodzącym spoza kontroli umysłem - impulsu "napić się". Dlaczego tak?...
Umysł, aby funkcjonował poprawnie musi być ZINTEGROWANY WEWNĘTRZNIE. To hasło oznacza połączenie sfery uczuć, intelektu, woli w pewną całość, która jest niesprzeczna. Oparcie funkcjonowania umysłu o sam tylko aspekt woli, przymusu, wykolei - prędzej czy później - cały ten umysł. Bo uczucia, emocje i tak w środku będą, i tak zadziałają. Tylko że zadziałają w sposób umysłowi nieznany. Owa "szara eminencja" decyzyjna i tak wyda rozkaz, który okaże się bezwzględny, nieodparty, a świadomość tego albo nie wykryje, albo nie będzie w stanie rozkazowi się oprzeć. Bo, niestety (albo i stety, bo jednak sfera uczuciowa jest absolutnie niezbędnym elementem w funkcjonowaniu osobowości!) tak to właśnie działa.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 13:59, 17 Maj 2019 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Zaakceptować emocjonalne dziecko w sobie...
Naiwna, choć chyba najbardziej powszechna, koncepcja tego jak funkcjonuje umysł, skupia się na aspekcie woli - co "należy" robić, co trzeba. Właściwie niemal wszystkie dzieła moralizatorskie apeluję do obowiązku, konieczności, budują obraz presji, którą świadomy umysł wywiera, aby osiągać różne cele. To poeci, pisarze skupiają na uczuciach, ale wiadomo, że to fantazja, to takie nieważne...
Tymczasem całościowy obraz funkcjonowania świadomości jest bardziej złożony, niż ów prosty model, przeciwstawiający "mądre" konieczności życiowe głupim uczuciom. Sfera uczuciowa zawsze w nas jest i będzie, a jesli nawet u kogoś jest ona słabo rozwinięta (np. coś w stylu zespołu Aspergera), to wynikają z tego raczej problemy, niż korzyści dla całościowego funkcjonowania umysłu. Ta sfera uczuć, emocji jest takiem "dzieckiem w nas". Tak jakby nasza osobowość miała w sobie dwie osoby nieco się różniące - rodzica i dziecko.
Dziecko charakteryzuje się tym, że jego motorem działania jest niemal zawsze CHCIEJSTWO. Dziecko jest jeszcze za małe, aby rozumieć zależności świata, a przychodzą do niego naturalne bodźce - coś jest przyjemne, coś mile zapachniało, coś smakuje. Wiec dla dziecka jest oczywiste, że trzeba zdobywać właśnie to, co ten impuls emocjonalny daje. Dziecko w nas jest tym, co bezpośredni odbiera bodźce, co wywołuje spontaniczną reakcję. Z kolei "rodzic" w nas, to ten który wie - który mówi dziecku: "nie jedz cukierków, bo cię brzuch rozboli i będą się psuły zęby", albo "nie wybiegaj za piłką na jezdnię pod samochody" itp.
W zdrowych mentalnie rodzinach, choć z jednej strony tyle wysiłku wkłada się w tę stronę racjonalną - w zapewnienie bytu, zarobienie pieniędzy, ogarnięcie domu - jednak działania krążą wokół...
dzieci, wokół ich chciejstw. Rodzice pracowicie podnoszą zabawkę wyrzuconą z wózka, bo dziecko się o nią dopomina, aby za chwilę...
znowu wyrzucić ją z wózka i aby rodzic znowu, niczym posłuszny niewolnik, ją podniósł.
Sa jeszcze rodziny autokratyczne, gdzie na potrzeby dzieci się nie bardzo zwraca uwagę. Tam dziecko ma być przede wszystkim posłuszne, ma wykonywać polecenia, nie grymasić, nie domagać się niczego. W starszym wieku taki apodyktyczny rodzic też, "lepiej od dziecka wie", że syn ma zostać lekarzem, a córka stewardesą... W tych rodzinach, choć dziecko nie ma szansy być tym pełnym emocjonalnie dzieckiem, dziecko emocjonalne wciąż jest - tylko...
... pod postacią tego apodyktycznego rodzica!
Bo bycie apodyktycznym to nic innego, tylko właśnie bycie mentalnym dzieckiem - kimś przedkładającym chciejstwa nad inne powody, okoliczności. Apodyktyczny rodzic wymusza na synu, czy córce "będziesz lekarzem", nie biorąc pod uwagę potrzeb swojego dziecka, nie uwzględniając jego zdolności, predyspozycji. Apodyktyczni rodzice mentalnie nie różnią się od apodyktycznych rozkapryszonych dzieci - mentalnie funkcjonują identycznie, tzn. swoje chciejstwa aby coś było stawiają na szczycie motywacji, zaś tak samo nie dopuszczają swojego umysłu do wzięcia pod uwagę dodatkowych okoliczności, woli osób, sytuacji itp.
Nierozliczone dziecko w nas i tak upomni się o swoje prawa!
Postawa apodyktyczności jest właśnie najbardziej typowym przykładem nie rozliczonego emocjonalnie umysłu, tego wciąż kapryszącego "dziecka w sobie". Niby apodyktyczny dorosły jest "rozsądny", co funkcjonuje tak, że ów ktoś potrafi jakoś uzasadnić "racjonalnie" (słowo bardzo pojemne, wszystko co się zachciało można nazwać "racjonalnym", jak się już to słowo poznało) powód, dla którego apodyktyczne chciejstwo dorosłego, czy podrośniętego despoty jest "konieczne". W rzeczywistości najczęściej jednak owo uzasadnienie ma w sobie 99% chciejstwa i uporu, a może z 1% argumentów naprawdę merytorycznych. Ale apodyktyczni nie są w stanie zdiagnozować źródła swoich wyborów - właśnie dlatego, że sferę emocjonalną mają w sobie nierozliczoną, nieświadomą, więc emocje mogę - NIEZAUWAŻONE - sterować wyborami i ocenami z "tylnego miejsca".
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 17:56, 29 Lip 2019 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Nasz umysł funkcjonuje w pewnym cyklu:
- wyobrażenie/nadzieja/cel jest motorem do aktywności
- za wyobrażeniem podąża próba jego syntezy z aktualnym rozpoznaniem rzeczywistości, a w niej też własnych możliwości
- jak wszystko dobrze pójdzie, efektem owej syntezy będzie decyzja, która ma służyć osiąganiu celu
- za decyzją pójdzie działanie.
- za działaniem Z DOZNAŃ wyłoni się nowy obraz rzeczywistości i być może nowy cel/wyobrażenie/nadzieja.
i cykl się zamyka.
Ten prosty obraz może pomóc w wymodelowaniu pewnych problemów mentalnych, wyjaśnieniu dlaczego u niektórych ludzi to wadliwie funkcjonuje. Problem może wystąpić na każdym z etapów.
Pewni ludzie mają problem z obrazowaniem sobie celów życiowych. Oni dobrze się czują dopiero wtedy, gdy coś z zewnątrz wytyczy im ramy, w których będą działali. Sami albo nie są w stanie ich sobie wypracować, albo wypracowują je w niepełnej, często wadliwej postaci.
Częstym problemem jest rozdźwięk pomiędzy celami, które ludzie sobie stawiają, a możliwością ich połączenia w całość z obrazem rzeczywistości. Niektórzy mają wyraźny przerost celów nad możliwością realizacji, czy nawet samego sensownego zaplanowania tej realizacji. Tacy ludzie mają naturalną skłonność do posługiwania się innymi ludźmi, aby to oni realizowali ich cele.
Inny problem mają osoby zablokowane na etapi decyzji i dalej działania. One wciąż myślą, wciąż obrazują, modelują świat, ale nie wprowadzają swoich przemyśleń w życie.
Zrównoważony umysł jest w stanie jakoś pogodzić wszystkie te etapy i działać. Ale nie jest łatwo taki zrównoważony umysł sobie wypracować.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 17:46, 21 Sie 2019 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Rozdzielenie czystej myśli od emocji
Na start można by zadać pytanie: czy w ogóle istnieje coś takiego?
- Czy da się myśl zupełnie oddzielić od emocji?...
Odpowiedź nie jest prosta, bo zależy od tego jak w ogóle zdefiniujemy samą myśl i emocje. Nie jest łatwo konceptów myśli i emocji wyplątać z językowej plątaniny intuicji, oczekiwań, praktyki użycia.
Jedno dla mnie jest pewne - JAKAŚ emocja w nas zapewne będzie. Jedynym nieemocjonalnym zupełnie jest trup. Podobnie jest z myślą - jakąś myśl świadomy człowiek będzie posiadał, nawet bardzo wkurzony, emocjonalnie rozdygotany człowiek. Będzie to może myśl chaotyczna, niekonsekwentna, z zewnątrz patrząc głupia. Ale będzie.
Jednak chyba intuicyjnie trochę wyczuwamy ten problem postawiony w tytule aktualnego posta. Spróbuję rozebrać tę intuicję na czynniki pierwsze.
Co byłoby podstawowym atrybutem MYŚLI w przeciwieństwie do emocji?
- W moim przekonaniu tym atrybutem myśli jest dążenie do OBIEKTYWIZMU I KONSEKWENCJA.
Co za to jest atrybutem "czystej emocji"?
- Określiłbym to jako: głównym atrybutem emocjonalności jest INCYDENTALNOŚĆ I BARDZO LUŹNY STOSUNEK DO REGUŁ.
Intelekt, myśl czysta byłoby zatem sposobem na UTRWALENIE doznań i odniesień. Emocje działają na przeciwnym biegunie - nie "przejmują się" trwałością, biorą rzeczy tak, jak się objawiły, dodając do wszystkiego to, co się im "spodobało".
Ważne!
Zarówno mechanizm emocji, jak i mechanizm myśli są NIEZBĘDNE do poprawnego funkcjonowania świadomości.
One są niezbędne, WZAJEMNIE SIĘ UZUPEŁNIAJĄC.
Taka "absolutnie czysta myśl" po prostu nie miałaby na czym działać! Ona byłaby pusta, bo brakowałoby jej incydentów, brakowałoby jej tego co samo przychodzi, objawia się nie wiadomo skąd, jest niekontrolowane, bo jest dopiero tworzywem, na którym kontrola się wykształci.
Z drugiej strony czysta emocja - jak przyszła, tak odejdzie - zastąpiona przez emocję nową, być może równie silną, być może tak samo zawłaszczającą świadomość, czyli nie zostawiająca po sobie nic trwałego.
Jak z tego wynika, koncept oddzielenia myśli od emocji, jeśli ma być w ogóle sensowny, realizowalny, musi polegać na czymś nieco innym, niż po prostu odseparowaniem absolutnym obu tych sfer. Chodzi raczej o to, aby
- wybrać takie emocje, które sprzyjają myśli budować trwałość rozumienia, a jakoś odsunąć emocje, które ten cel oddalają.
Pewne emocje pozostaną i tak, i tak. Jakie?
- Przede wszystkim te, które nadają energię samemu umysłowi, coś bliskiego nadziei, poczuciu piękna, dobrze rozumianej ambicji (ambicji poznawczej).
Są emocje, które szczególnie trzeba trzymać na wodzy:
- kapryśność uznawania bez absolutnie żadnej wyrazistej podstawy, ignorowanie niewygodnych (choć prawdziwych) aspektów rzeczywistości, narzucanie jako rozwiązań chaotycznych chciejstw.
Problem można też opisać odwołując się do konceptu OBSERWACJI.
Czym byłaby "czysta obserwacja"?
Oto wyobraźmy sobie, że ktoś wszedł na górską przełęcz i delektuje się widokiem krajobrazu. To jest coś bliskiego właśnie czystej obserwacji - patrzymy, nie próbując nadawać doznaniom jakichś szczególnych własnych znaczeń. Jednak...
jednak trochę tych znaczeń nadajemy, bo sycimy się pięknem górskich grani, zielenią lasów, ukształtowaniem terenu. Pewna emocja - pozytywna - do nas ma dostęp, jednak jest ona subtelna, zostawiająca nam opcje do wyboru. W tym trybie WIDZIMY WIELE, choć nic nas nie zmusza do natychmiastowej decyzji wyboru opcji.
W odróżnieniu od tego obrazu weźmy emocję pojawiającą się, gdy jesteśmy przestraszeni, poddani jakiemuś atakowi, czy innemu zagrożeniu. Umysł działa wtedy w zupełnie innym trybie: selektywności rozpoznań (skupiamy się na aspektach najważniejszych z punktu widzenia kryzysowej sytuacji), szybkości reakcji, nie myśleniu o złożoności sprawy, lecz o możliwie najmocniejszej reakcji, która byłaby adekwatna do zagrożenia. W tym trybie zatem, dostrzegamy tylko rzeczy najważniejsze, widzimy raczej mało szczegółów, skupiając się na szybkim wypracowaniu decyzji preferującej jakąś konkretną opcję.
Myśleniu w sensie intelektualnym sprzyja ten tryb powiązany z obserwacją, a nie z natychmiastowością reakcji. Im więcej aspektów sprawy uda nam się uwzględnić w naszej myślowej syntezie, tym większa jest szansa na to, że wypracowana koncepcja będzie użyteczna w szerokiej klasie przypadków.
Zatem w swojej istocie żeglowanie w stronę czystej myśli od emocji polegać będzie nie na usuwaniu emocji w ogóle, ale na preferowaniu takich emocji, które zostawia nam wolność wyboru i zdolność do szerokiego oglądu spraw. To zaś pomoże nam w wykroczeniu poza incydentalność emocji gwałtownych, a niekontrolowanych.
Niekontrolowanych czyli...
No właśnie - tu pojawia się aspekt KONTROLI.
Ma ten aspekt kontroli dwa swoje wydania w zależności od, opisywanego wyżej, typu emocji:
Kontrola w sensie krótkofalowym, incydentalnym będzie skupiała się na opanowaniu tego, co nagłe, przychodzące - właśnie jakby powiązane z koniecznością szybkiego zareagowania w obliczu niebezpieczeństwa. Ten rodzaj kontroli skupia się na szybkim efekcie, ale niekoniecznie długotrwałym efekcie. W ramach kontroli incydentalnej nie patrzy się na to co będzie za jakiś czas, nie patrzy się na głębsze skutki. A te mogą być przecież fatalne. Może wręcz okazać się, że podjęta decyzja, choć załatwia jakiś bieżący problem, to tworzy nowe problemy, o znaczeniu o wiele większym, niż ten, który został załatwiony.
Jest też kontrola w sensie długofalowym, wynikająca z tego, że przemyśleliśmy daną sprawę, a wypracowane rozwiązanie jakoś wyplątało si ze sprzeczności, że połączyło tendencje sobie wchodzące w paradę. Biorąc pod uwagę większy zakres aspektów, sprawdziwszy, że innych ważnych rzeczy nie zaniedbaliśmy, mamy szansę wybudować coś zapewniającego trwałą wartość.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 17:48, 21 Sie 2019, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 12:18, 17 Mar 2020 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Natura umysłu rozpościera się pomiędzy arbitralnością stwierdzania, a oddaniem "sterowania" czemuś zewnętrznemu.
Tym czymś zewnętrznym mogą być reguły - logiczne, metodologiczne - jak i personalne zawierzenie, uznanie czyichś racji, stanowiska, punktu widzenia.
Myślenie świadome polega na tym, że oddając sterowanie jesteśmy w przebiegu zależności rozpoznawać kluczowe punkty, reguły, powiązania.
Matką arbitralności jest intuicja. Intuicja daje wynik - w postaci stwierdzenia - nie znając reguł, nie modelując, nie udostępniając do analizy punktów pośrednich rozumienia.
Aby myślenie było pełne, próbujemy intuicję zastępować modelem - czyli dopatrywać się punktów styku danego zagadnienia z innymi doznaniami, odczuciami, przekonaniami, prawdami.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 19:08, 01 Kwi 2020 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Z innego wątku, gdzie pojawił się problem separowania umysłu od niewygodnych emocjonalnie prawd:
Michał Dyszyński napisał: | Dyskurs napisał: | wujzboj napisał: | Może warto by więc było zrobić jakiś ranking postulatów projektu Michała. Ankieta? | Nie mam żadnych postulatów. W tych czasach pandemii dobrze dla emocji i psychiki jest mieć kontakt z innymi. |
Ale też chyba sama kiedyś zrozumiałaś, że NIE KAŻDY RODZAJ KONTAKTU jest tym, który ktoś chciałby mieć. Ja Ci kiedyś zademonstrowałem to, wciskając na Twoim blogu ewidentnie nie pasującą treść. Ze sposobu (dość emocjonalnego), w jaki na ten eksperyment zareagowałaś, wnoszę iż jednak choć trochę rozumiesz jak się czuje ktoś, kto chciałby mieć dyskusję zgodną ze swoimi oczekiwaniami, ale ktoś inny mu ją "zasrywa" tym, co mu tam do głowy przyjdzie, bo ma taką wenę, czy kaprys. Bo zdanie innych mało go obchodzi.
Niewątpliwie są tu dwie strony. Ja nawet nie chcę być tu przeciw Tobie. Nawet mając opcję ukrywania Twoich postów, pewnie nieraz bym je odkrył, aby rzucić okiem. Bo miewałaś nieraz interesujące uwagi. Jednak rozumiem też irytację osoby, która jednak traktuje serio to, że jak ktoś zaczyna temat o czymś, co interesuje, jest to dla niego ważne, to mocno przeszkadza mu gdy nagle musi skrolować rozmowy o jakichś prywatnych odczuciach osoby, która właśnie ma ochotę w tym konkretnie miejscu pogadać o czymś zupełnie innym, niż temat stanowi. |
Michał Dyszyński napisał: | Dyskurs napisał: | Michał Dyszyński napisał: | Dyskurs napisał: | wujzboj napisał: | Może warto by więc było zrobić jakiś ranking postulatów projektu Michała. Ankieta? | Nie mam żadnych postulatów. W tych czasach pandemii dobrze dla emocji i psychiki jest mieć kontakt z innymi. |
Ale też chyba sama kiedyś zrozumiałaś, że NIE KAŻDY RODZAJ KONTAKTU jest tym, który ktoś chciałby mieć. Ja Ci kiedyś zademonstrowałem to, wciskając na Twoim blogu ewidentnie nie pasującą treść. Ze sposobu (dość emocjonalnego), w jaki na ten eksperyment zareagowałaś, wnoszę iż jednak choć trochę rozumiesz jak się czuje ktoś, kto chciałby mieć dyskusję zgodną ze swoimi oczekiwaniami, ale ktoś inny mu ją "zasr*wa" tym, co mu tam do głowy przyjdzie, bo ma taką wenę, czy kaprys. Bo zdanie innych mało go obchodzi. | Masz blog, piszesz, nikt tam nie pisze, i mozesz miec na nim calkowita i patologiczna kontrole. Na publicznej ścieżce dyskusyjnej raczej się tego nie spodziewaj mimo jej założenia. Ale do tego trzeba dojrzeć życiowo a nie być jak wdzięcznie mawiamy sissy. I staraj sie nie pisac jak sie czulam, bo ewidentnie nie jestes mna. Ta epidemia uzurpowania sobie racji interpretowania jak ktos sie czuje przez swój strach też jest polska.
MD napisał: | Niewątpliwie są tu dwie strony. Ja nawet nie chcę być tu przeciw Tobie. Nawet mając opcję ukrywania Twoich postów, pewnie nieraz bym je odkrył, aby rzucić okiem. Bo miewasz nieraz interesujące uwagi. Jednak rozumiem też irytację osoby, która jednak traktuje serio to, że jak ktoś zaczyna temat o czymś, co interesuje, jest to dla niego ważne, to mocno przeszkadza mu gdy nagle musi skrolować rozmowy o jakichś prywatnych odczuciach osoby, która właśnie ma ochotę w tym konkretnie miejscu pogadać o czymś zupełnie innym, niż temat stanowi. | Nie to jest polska kłótliwość z powodu roszczeniowości. Nic więcej i nic mniej. I nic na to nie poradze.
Tak daleko jak ci zakładający tematy nie traktują ich śmiertelnie poważnie, bo to w obecnej chwili nieodpowiedni termin. I tyle w kolejnym idiotycznym temacie.
Chcesz "zam*rdyzmu" to forum NIE jest odpowiednim miejscem. |
Stosujesz od lat ten sam sposób, aby zrelatywizować niekomfortową dla Ciebie ideę, w szczególności zarzut. Cel jest wciąż ten sam - odsunąć problem, jakby go nie było. Robisz to wedle jednolitego schematu:
1. najpierw tylko OPISUJESZ coś, używając sformułowań zobojętniających samą istotę sprawy, zarzucasz "mgłę".
2. Potem przenosisz uwagę na coś, co jest Twoje. Skoro to jest Twoje, to jest ważna. Więcej, jest ważniejsze, niż zarzut Ci stawiany.
3. W kolejnym kroku "ubijasz" problem jakimś oskarżeniem kogoś o coś (ukryta sugestia, że pewnie ktoś jest nieuczciwy, czyli problemem nie ma powodu się zajmować). Oskarżenie może być o cokolwiek - np. o to, ze coś tam dzieje się w kraju osoby, która stawia sprawę, albo że jakiś formalny aspekt nie został dopełniony, że użyto nie takiego słowa w sformułowaniu. To naprawdę może być dowolne, bo to przecież i tak Ty oceniasz, czy to się nadaje czy nie, na ile to jest oskarżające. Do nikogo się nie odnosisz, nikogo nie pytasz o zdanie, nie uzgadniasz niczego.
4. Często przygważdżasz swoje zwycięstwo w danej kwestii, dodając do tego coś przeciwnego pozytywnego, ale już ze swojej strony (w domyśle, ja jestem osobą moralną, wartościową, skupioną na właściwych aspektach życia). Może to być opowieść o dobrych intencjach, moralnej miłości itp.
(punkty 2,3,4 mogą zmieniać się kolejnoscią)
W ten sposób sprawę załatwiasz, pytanie - problem zostały zamordowane, przytłoczone gradem opisu, który....
SAMEGO MERITUM ZAGADNIENIA W OGÓLE NIE PODJĄŁ.
Metoda ta jest o tyle uniwersalna, że ubije wszystko co się chce, aby ubite zostało. Ubije dlatego, że w ogóle nie odnosi się do samej treści problemu, czy zarzutu - JEST CZYSTYM ODWRÓCENIEM UWAGI, UDAWANIEM, że sprawy nie ma - jaka by ta sprawa nie była.
Tu oczywiście można jednak postawić pytanie: czy aby na pewno ostatecznie taka strategia jest korzystna dla samego stosującego ją?
Odpowiedź byłaby: to zależy od osoby.
Dla mnie ona by korzystna nie była. Wręcz byłaby przeciw moim potrzebom, bo ja mam takie "hobby", że lubię się dowiadywać rzeczy nowych, nieznanych dla mnie, szczególnie jeśli SKUTECZNIE przeczą temu, co do tej pory uważałem. Wtedy mam okazję korygować swoje błędy, a dalej rozwijać się. Taki mam cel. Nie mam celu za wszelką cenę potwierdzać tego, co do tej pory mi się wydawało, bo to jest nieciekawe. Czyli to jest po prostu KWESTIA CIEKAWOŚCI - ciekawość "jak to może być inaczej, niż teraz to znam" ma u mnie priorytet znacznie wyższy, niż potrzeba potwierdzania sobie jakiegoś swojego status quo. Ale rozumiem, że inni ludzie mają inne priorytety. |
Michał Dyszyński napisał: | Dyskurs napisał: | Jeszcze raz, uzurpatorze, nie jestes mna wiec podaruj sobie pisanie co czuje, co mysle, ... udaj sie do ubikacji, stan przed lustrem, i i mow do siebie, ze jestes panem swiata w tej teorii poznawania w osobowosci dyktatora. Wspolczuje twojej zonie, bo ja mam taki znaczek w gornym rogu ekranu "x" i juz mnie twoja inkwizycja nie dotyczy - ona takiego wyboru nie ma |
Masz mnie za swojego wroga, uzurpatora?
Jeśli podejrzewasz mnie o agresywne intencje to się po prostu mylisz.
Zadałbym Ci dość proste pytanie: kto jest przyjacielem, a kto wrogiem osoby, która bardzo się zakochała w oszuście, naciągaczu matrymonialnym?
- Ta, która najwyżej stawia BIEŻĄCE EMOCJE owej osoby, chwaląc jej wybór związku z ową niebezpieczną osobą
- Czy może ta, które NARAŻAJĄC SIĘ NA ZŁOŚĆ I OSKARŻENIA O ZŁE INTENCJE, przestrzega zakochaną osobę, że jej wybraniec nie jest godzien zaufania, a już na pewno oddawania mu swoich środków finansowych i inwestowania swoich delikatnych uczuć?
Czy w związku z tym aby na pewno strategia przyjmująca zasadę: wszystko co moim emocjom sprawia przykrość jest mi wrogie - jest korzystna?
Tu warto się zastanowić nad jednym - PO CZYM POZNAJEMY, że czyjeś negatywne uwagi względem nas są bezzasadnym atakiem, czy może jednak czymś, co warto byłoby wziąć pod uwagę?
- Wg mnie, jeśli ktoś w ogóle nie postawi sobie pytania: a może "jest coś w tym" co mi zarzucają? ten ryzykuje właśnie to, że zostanie oszukany przez zło tego świata. Bo naturalne jest, że gdy coś nam zmienia nasze plany, zapatrywania, podważa uczucia, to odczuwamy dyskomfort, chęć odrzucenia tego. Ale przecież jest cała masa prawd trudnych, których nie zaakceptowanie może napytać nam naprawdę poważnej biedy. |
Michał Dyszyński napisał: | Dyskurs napisał: | MD napisał: | Bo naturalne jest, że gdy coś nam zmienia nasze plany, zapatrywania, podważa uczucia, to odczuwamy dyskomfort, chęć odrzucenia tego. Ale przecież jest cała masa prawd trudnych, których nie zaakceptowanie może napytać nam naprawdę poważnej biedy. | Tylko te "prawdy trudne" sa autorstwa czyjegos ego a nie serca i nie polecam sie im klaniac, bo ego zawsze zawiedzi na manowce a milosc blizniego jak siebie samego to trudny szlak zycia ludzkiego - niby prosty i waski ale tylu traci czas |
Jak ktoś sprowadza dyskusję do emocji, do walki ego, to we wszystkim się tych emocji i ego dopatrzy. Ujrzy je nawet tam, gdzie twórca komunikatu w ogóle ich nie posiadał.
Jest taki problem nazywany "samosprawdzającą się przepowiednią". Tutaj można by ją skonkretyzować jako myśl: jeśli ktoś ma przekonanie o tym, że inni posiadają intencję taką, a nie inną, to tak sobie zinterpretuje ich słowa, że wyjdzie, iż tę intencję mają. W ten sposób owi nastawieni na coś ludzie praktycznie nigdy nie doświadczają samego świata jako takiego, nigdy nie dowiadują się, co mają im do zakomunikowania inne osoby, lecz zawsze do ich świadomości dociera bliżej nieokreślona mieszanina i plątanina własnych nastawień z odfiltrowaną tymi nastawieniami emanacją rzeczywistości.
Są to ludzie, którzy de facto funkcjonują we własnym egotycznym światku.
Wyjście z egotycznego światka jest możliwe tylko dzięki AKTOWI ODWAGI MENTALNEJ.
Ta odwaga wymaga też pewnej osobistej mocy, zdolności do przetrwania w obliczu sytuacji: tak, będzie przejściowo niekomfortowo dla moich emocji, ale dowiem się czegoś nowego o sobie, być może zyskam umiejętność radzenia sobie w różnych sytuacjach w przyszłości. Bo jak poznam siebie, jak zrozumiem system odniesień ja - świat, to później tę wiedzę będę mógł użyć do oceny moich możliwości przeciwdziałania zagrożeniom. Im więcej będę miał okazji poznania siebie, tym więcej pożytecznej wiedzy zgromadzę i tym skuteczniej będę w przyszłości okazywał moją moc sprawczą. Bez - W PEŁNI UCZCIWEGO, NIETENDENCYJNEGO ROZUMIENIA SIEBIE - będę wobec zagrożeń bezradny, wszystko będzie zagrożeniem o całkowicie nieznanej skali - przytłaczającym i niszczącym na maksa. Tego ja wolałbym uniknąć. |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 22:57, 02 Kwi 2020 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Sądząc po nikłym odzewie, jaki ostatnio moje posty zdobywają w działach publicznych sfinii, słabo jestem rozumiany, a przynajmniej mało akceptowany jest mój "specyficzny" (może po prostu dziwaczny) styl myślenia. Może warto zacząć pisać bardziej prywatnie, bardziej dla siebie. Może np. tutaj coś napiszę, aby mi nie zginęło, co miałem na myśli. Tym razem kolejna nowa idea, która przyszła mi przed chwilą do głowy.
Zasada konstruktywizmu
Idea zasady konstruktywizmu wzięła się z analizy kilku dyskusji, jakie miałem na sfinii. Wyprowadzałem pewna stwierdzenia, cofając się myślowo do jak najbardziej minimalistycznego podejścia, aby jak najmniej zakładać tego co prywatne, intuicyjne. W matematyce takie podejście doprowadza do postulatów modelu, czy teorii. W filozofii o modele trudniej, albo są one jakoś bardziej chwiejne, jednak sama zasada wydaje mi się do utrzymania w mocy - sens ma ciachanie ockhamową brzytwą jak tylko najgłębiej się da. Gdy już to co niejasne, tylko intuicyjne, incydentalne wyruguje się, zostawiając gołą ideę, wtedy dopiero można taką ideą coś robić, bo jest ona w postaci czystej.
Problem w tym, że w dyskusjach moje podejście nie było zrozumiane, ani też odebrane zgodnie z intencją. Ludzie wolą pozostawać przy swoich intuicjach, uważają, iż coś one wyjaśniają. Wg mnie intuicje są dobrym punktem startowym do szukania rozwiązania, ale zupełnie nie nadają się do tego, aby być już ostatecznym rozwiązaniem. Rozwiązanie ostateczne musi być KONSTRUKTYWNE.
Tu dochodzimy do idei konstrktywizmu - czyli do tworzenia takich systemów formalnych, które, zostawiając czyste mieritum, jednak DAJĄ OPERATYWNOŚĆ, posługują się funkcjami, podstawowymi ciegiełkami myśli. Z intuicjami tak się nie da. Intuicje wskazują kierunek poszukiwań, ale nie wyłaniają samego rozwiązania, czylko takie "ogólne wrażenie". Owo ogólne wrażenie trzeba dopiero odfiltrować z aspektów incydentalnych, czy wręcz nadmiarowych, odsłaniając konstrukcję danej idei.
Ale idea konstruktywizmu ma jeszcze jeden ważny aspekt, którego chyba najbardziej nie umiem przekazać. Związany jest on z opisanym wyżej pewnym minimalizmem (ciachaniem brzytwą) nieforemnej jeszcze idei, lecz domaga się tu czegoś dodatkowego - JEDNOZNACZNOŚCI. To dlatego ten minimalizm jest tak ważny, bo tylko on daje właśnie jednoznaczność.
Gdy matematyk rozwiązuje układy równań, ma dla nich trzy opcje rozwiązań:
A. rozwiązanie niejednoznaczne - najczęściej nieskończenie wiele rozwiązań, albo przynajmniej więcej niż jedno rozwiązanie.
B. rozwiązanie jednoznaczne - dokładnie jedno, konkretne rozwiązanie
C. brak rozwiązania, czyli sprzeczność układu równań.
Zakładam, że celm jest jednak osiągnięcie rozwiązania, więc na razie odrzucam z rozważań opcję C.
Teraz rozważmy sytuację, gdy jakieś rozwiązanie jest - opcje A, bądź B. Która z nich jest tą pożądaną?
Matematycy preferują opcję B - jednoznaczne rozwiązanie. Podobnie jest w eksploracji idei - chcielibyśmy mieć idee, które maksymalnie jednoznacznie wskazują to, co wskazywać mają. Tylko wtedy są w pełni konstruktywne. Bo nadmiarem rozwiązań trudno się operuje.
Chociaż... tu kolejne ciekawa idea do rozkminiania... - może warto byłoby bardziej zainteresować się systemami, które wejdą w rozważania na temat jakiegoś pokategoryzowania przestrzeni rozwiązań niejednoznacznych?...
Ale może czas jakoś skonkretyzować ideę konstruktywizmu? Może jakieś postulaty?...
Proponowałbym coś następującego:
1. Każda idea podlega w ludzkiej świadomości procesowi doskonalenia - od postaci nieskonkretyzowanej, intuicyjnej poprzez wyłanianie coraz bardziej ogólnych reguł i pojęć.
2. Kierunkiem rozwoju dla pojęć jest oczyszczanie idei z tego co incydentalne, właściwe tylko rozwiązaniom jednostkowym, a jakoś uchwycenie tego, co wspólne i sformułowanie tego w ogólnej formie.
3. Punkt 2 funkcjonuje w ramach sprzeczności - dualizmu, bo jego ograniczeniami są z jednej strony możliwość formułowania pojęciami, które powstały w incydentalnym otoczeniu, czyli JĘŻYKU, a z drugiej domagają się jakoś pożegnania właśnie tego, z czego się wyłoniły. To co powstanie będzie już nowym pojęciem, czymś czego dawny język w ogóle nie obsługiwał, zaś umysł zapoznający się z daną ideą musi się jej dopiero nauczyć.
4. Powyższy proces może być skuteczny jedynie wtedy, gdy tworząca się idea będzie jak najbardziej klarowna, oczyszczona z aspektów incydentalnych i nadmiarowych
5. Jednocześnie jednak, nie można z owym oczyszczaniem pójść zbyt daleko, bo mamy niejako dwie "ściany" - ograniczenia tego procesu: z jednej strony ZROZUMIAŁOŚĆ, którą osiągamy PODOBIEŃSTWEM do starych pojęć, a z drugiej uwikłanie się nieustanne procesowanie samych przykładów naprowadzających, bez WYŁONIENIA pojęcia w sposób klarowny.
Ostatecznie wielka robotę i tak musi wykonać umysł odbiorcy, który na pewnym etapie dokona SYNTEZY tych licznych abstrakcji, postawionych problemów, zasugerowanych funkcjonalności, pobocznych rozwiązań w jedną postać idei. Umysł musi właśnie SKONSTRUOWAĆ sobie ideę jako całość - z chaosu i przykładów luźnych w jedność i klarowność.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 23:34, 02 Kwi 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 20:59, 04 Cze 2020 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
W temacie tym, choć w innym wątku mi się popełniło:
Michał Dyszyński napisał: |
Tak, podobnie jak mamy prawą i lewa stronę, jang i yin, początek i koniec, prawdę i fałsz itp. Tak też aspekty obiektywne funkcjonują w świadomości poprzez ich zrzutowanie na subiektywność postrzegania, zaś rzeczy subiektywne są w ogóle rozpoznawane jako istniejące, gdy znajdą do porównania TŁO, czyli to co stałe, dotychczasowe, zobiektywizowane w rozumowaniu. |
Pogrubione sformułowanie, chyba jest dość wymowne, więc chcę go tutaj zapamiętać.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 8:21, 06 Cze 2020 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Zdolność do uczciwej samooceny i sieć kontekstów oceny
Czasem mam wrażenie, że niektórzy ludzie w ogóle nie są w stanie zdobyć się na uczciwość w ocenie samych siebie.
Oczywiście oceniamy siebie w kontekście innych ludzi, świata. Nie ma właściwie czegoś takiego, jak samoocena wyizolowana z tego, co myślimy o innych. I tu chyba pojawia się ten największy problem, bo zauważyłem że ludzie najbardziej zakłamani w ocenie siebie, to jednocześnie ludzie, którzy dokonują największych oszustw, manipulacji w ocenie swoich bliźnich. Bo chyba jedno z drugim jest bardzo ściśle powiązane.
Podstawowym powodem kłamstwa w ocenie ludzi i samoocenie, jest wg mnie przekonanie, iż nad tym, jak jest, jaka jest postać obiektywnego stanu rzeczy, powinno królować nastawienie "czego ja psychicznie, jaki ocen potrzebuję", bądź "jak wykazać, że grupa z którą się identyfikuję, jest wyżej w hierarchii nad innymi grupami". Tacy ludzie są bardzo silnie skupieni na aspekcie rywalizacji.
Dlatego z zewnątrz patrząc widać, że tacy ludzie oceny dokonują nie za pomocą zbierania faktów, lecz za pomocą zbierania powodów do pokazania, że jest się lepszym, a ktoś tam jest gorszy.
Objawia się to w ten sposób, że jak tego rodzaju osobie ktoś postawi pytanie: dlaczego zrobiłe/aś to, czy tamto, to odpowiedź będzie: ale oni zrobili jeszcze gorszą rzecz!
Nieważne, że najczęściej w ogóle to co "zrobili oni" często jest niepotwierdzone, albo w ogóle tylko domniemaniem, ani nawet nie jest ważne, że nikt o żadnych onych nie pytał. Tacy ludzie nie rozmawiają o faktach w czystej postaci - co zrobiono, jak, dlaczego ten konkretny fakt ma miejsce - lecz zawsze fakt będzie uwikłany w kontekst domniemanych (albo i prawdziwych, choć często przebrzmiałych, wyciągniętych a zakurzonych archiwów historii) zdarzeń. Gdyby to jakoś przesadnie sparafrazować, to można by powiedzieć, że człowiek o tym typie myślenia nigdy tak po prostu nie idzie do parku, czy sklepu, lecz zawsze "idzie do parku i sklepu BO ONI też chodzą, albo i nie chodzą do parku i sklepu".
Wspomniany typ człowieka nie jest w stanie niczego oceniać w oderwaniu od bardzo skomplikowanej (wg mnie w większości zaciemniającej obraz sprawy) SIECI KONTEKSTÓW RYWALIZACYJNYCH. Trochę to wygląda tak, jakby tego rodzaju człowiek nigdy nie był sobą jako indywiduum jako tako wyizolowane. Być może w ogóle tacy ludzie nie potrafią uczciwie rozliczyć się z tym, co myślą SAMI DLA SIEBIE, mają problem z wyłonieniem własnej osoby z myśli. Oni są tak silnie wmontowani myśleniem w odniesienia społeczne, w konteksty różnych ocen, jakie spotykali w swoim życiu, że nie potrafią się wyizolować mentalnie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 12:20, 09 Cze 2020 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Umysł pracuje w dwóch podstawowych, do pewnego stopnia przeciwstawnych trybach:
1. Tryb obserwacji - bierności sprawczej - skupienia na tym, co aktualne w kontekście tego, co ustalone
2. Tryb sprawczości - oparty o wizję i cel - wykraczający poza aktualność, poszukujący nowej wersji bytu.
Tryby są przeciwstawne dlatego, że dobre funkcjonowanie jednego z nich będzie się wiązało z silnym stłumieniem istotnych cech drugiego trybu.
Poprawna obserwacja, to obserwacja nie obciążona nastawieniem. Jeśli chcemy się dowiedzieć JAK JEST? w sensie poznania rzeczy nowych, a nie tego, co umysł już posiadł, to niezbędne będzie wycofanie zdecydowanej większości oczekiwań względem tego, co ma wyjść. W przeciwnym razie obserwacja będzie - trudną do rozplątania - mieszaniną odczytu własnych mniemań na temat obserwowanego i tego, co obserwowany obiekt dostarcza. W efekcie zaobserwujemy bliżej nieokreślone "nie wiadomo co", a nie sam ów obiekt.
Poprawna sprawczość z drugiej strony polega na nadpisywaniu, zastępowaniu bieżących odczytów CELEM. Cel jest tym, co ma zastąpić stan aktualny, konkuruje z tą bieżącą wersją i ma wygrać! Sprawczość właśnie na tym polega, aby z tego, co jest robić coś nowego, coś czego wzorzec powstał w umyśle. Tak więc poprawna sprawczość jest niejako przeciwna obserwacji, niszczy jej pierwotną naturalność.
Niestety, problem z owymi dwoma trybami jest taki, iż zależności sięgają tu znacznie głębiej, wchodząc w kolejne poziomy. Bo aby więcej, głębiej dowiadywać o tym co zewnętrzne niezbędne jest wykroczenie poza prostą obserwacje. W nauce mamy pojęcie EKSPERYMENTU, czyli takiej zaaranżowanej sytuacji, w której dany obiekt poddawany jest jakiejś specjalnej zaplanowanej sprawczości ze strony eksperymentatora. Obiekt badany odpowiada na tę sytuację, dostarczając danych, które trzeba teraz zinterpretować w kontekście modelu reaktywnego, ustalić O CZYM ŚWIADCZY taka, a nie inna reakcja układu. Aby wyniki eksperymentu były użyteczne, badacz musi jakoś umieć odseparować wpływ własny od reakcji układu - skonstruować MODEL, który jakoś to wszystko rozróżnia.
Podobnie do naukowego eksperymentu zachodzi w przypadku sytuacji życiowych - my też "eksperymentujemy" stawiając otaczającym nam ludziom zadania, próbując to czy owo w kontekście posiadanych możliwości, urządzeń z jakimi mamy do czynienia. Tutaj też powstaje złożony system zależności pomiędzy bym co badane, a badającym i jego rozumieniem rzeczywistości.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 6:25, 12 Cze 2020 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Znowu wklejam własny post z innego wątku. Bo tutaj pasuje.
Michał Dyszyński napisał: | towarzyski.pelikan napisał: | Cytat: | Kobiety w ogóle więcej uwagi poświęcają intencjom, czasem ten świat domniemanych intencji jakby przesłaniał im świat faktów, zdarzeń, realnych okoliczności. Mają chyba taką potrzebę, bo kobiety bardziej i częściej grają emocjami niż mężczyźni (choć mamy też i mężczyzn, którzy się w tym specjalizują, ale chyba znacznie rzadziej). |
Poza tym kobiety tak zwracają uwagę na te intencje, motywacje, bo kiedy kobieta dyskutuje z kimś, to często nie potrafi abstrahować od osobowości osoby, z którą dyskutuje. Nie rozmawia tylko z czystym intelektem, tylko z człowiekiem jako całością. Jest tutaj wyraźna różnica w sferze zainteresowań u kobiet i mężczyzn. Dla kobiet ludzie są po prostu ciekawsi niż te fakty, zdarzenia itp. |
Słuszna racja!
W przypadku licznych (nie wszystkich!) kobiet jest też problem abstrakcją w inny sposób - z oddzieleniem własnego stosunku do osoby, z ogólną, obiektywną oceną tej osoby. Osoby z syndromem psycholożki nie oddzielają tego co one mogłyby myśleć o kimś, od tego kim definitywnie dana osoba jest. Wiąże się to z brakiem panowania nad zależnością: moje przypuszczenie na dany temat - odpowiedź rzeczywistości, potwierdzenie przypuszczenia.
Liczne osoby (psycholożki są tu jednym z przykładów), gdy myślą coś sobie o kimś, od razu aplikują te myśli na owa osobę. Za chwilę dla nich ta osoba "taka jest", za chwilę one zapomną, że to było tylko ich przypuszczenie, że nic nie potwierdziło jeszcze tej opcji.
W umyśle funkcjonującym od strony weryfikacji poprawnie można mówić o kontroli tegoż umysłu nad tym, co jest tylko hipotezą nie potwierdzoną, co jest jakoś tam lekko uprawdopodobnioną hipotezą, a co jest potwierdzone. Taki umysł zarządza pewną klasą hipotez, rozumując "może będzie opcja A, może B, albo i C, ale to się dowiem, dopiero gdy przeprowadzę testy/rozumowania T1, albo T2, albo T3 itd.... Taki rozumujący umysł eliminuje hipotezy błędne, zostawiając ostatecznie te mocno prawdopodobne.
Zauważyłem, że są osoby, które mają dość fundamentalny problem z rozważaniem hipotez, jako hipotez. Ich umysł za bardzo się "klei" do dowolnego pomysłu, który im przyjdzie do głowy - ten umysł od razu "jest", zostaje zaliczony jako prawda o danej rzeczy. Poznać można te osoby po tym, że w ich opisach słownych prawie się nie pojawia wątpienie, tryb warunkowy, gotowość do wariantowego spojrzenia na sprawę. One tylko wciąż mówią o tym "jak jest". Przy czym owo "jak jest" to w 99% przypadków ich przekonanie, ich pomysł, nie sprawdzony w żaden sposób. Ale skoro pomysł przyszedł, pojawił się, to już "jest" tą prawdą o rzeczy. Te osoby nie umieją wytworzyć w sobie pewnej bariery dystansu wobec własnych myśli o rzeczywistości, a samej rzeczywistości. To wszytko im się razem miesza, kićka w niejasnym układzie. |
I jeszcze komentarz.
Zdolność do dystansu mentalnego - niedoceniana funkcja umysłu
Problem z zarządzaniem swoimi myślami obraca się wokół szczególnej funkcji umysłu - zdolności do dystansowania się. Umysł, który nie potrafi sobie poradzić z posegregowaniem tego, co jest aktualne, realne, prawdziwe vs to, co tylko potencjalne, hipotetyczne, projektowane, ogólnie ma problem z rozróżnieniem prawdy od fałszu, czegoś sensownego od bzdury. Dystans mentalny - zdolność do jego aplikowania na myśli, odczucia - jest niezbędny do tego, aby się "odkopać" z tego, co na umysł spada i próbuje nim władać. Umysł, który ten dystans potrafi utrzymywać będzie w stanie "wziąć" taką niesforną myśl, czy odczucie, umieścić ją gdzieś "z boku", powiedzieć sobie "to nie jest jeszcze to aktualne", a ewentualnie potem przyzwolić tej myśli na bycie aktualną, albo bycie bardziej aktualną. Taki umysł panuje nad myślami, a nie one panują nad umysłem.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 8:33, 12 Cze 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 19:55, 29 Cze 2020 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Trwałość i incydentalność Wiedza i samowiedza
Stawiam podstawowe pytanie o to CZYM JEST POZNANIE?
Czy poznanie (praktycznie czegokolwiek) powinno być takie czysto intelektualne, dążące do obiektywności za wszelką cenę, separujące wszystko co osobiste, emocjonalne, indywidualne?
A może jednak aspekt osobisty powinien być uwzględniony w poznaniu?
Pytanie uważam za nieoczywiste, trudne w rozważeniu. Nie będę ukrywał, że bardziej jako poznanie traktuję to, co umysł uniezależnił od swojej indywidualności, co daje się przenieść do sfery intersubiektywnej, co da się sprawdzić ŻE JEST WSPÓLNE DLA WIELU - sytuacji, punktów widzenia, ludzkich podejść. Jednak chyba nie powinno nazywać się "wiedzą" czegoś, co każdy człowiek ma TYLKO swoje, indywidualne, prywatne, a w każdym razie nie wiadomo w jakim stopniu dające się uzgodnić z rozumieniem innych ludzi. Wiedza wg zaczyna się tam, gdzie kończy się władza jednostki do uznawania spraw całkiem po swojemu. Ale ale...
jest tu wyjątek. Bo jest coś takiego jak SAMOWIEDZA.
Jestem za tym, aby wyraźnie oddzielać wiedzę od samowiedzy. Samowiedza oczywiście też jest potrzebna, wręcz niezbędna. Ale wg mnie NIE JEST WIEDZĄ. Za "wiedzę" w tym ujęciu chcę uznać coś w rodzaju trwałego zobrazowania w umyśle aspektów od tego umysłu niezależnych.
Emocje powinny być ujęte w samowiedzy, ale już zignorowane w wiedzy. Aby zdobyć wiedzę, trzeba umniejszyć ego, które chciałoby atrybuty rzeczywistości budować tak, jak mu będzie przyjemniej, bezpieczniej, bardziej wywyższająco. Budując wiedzę musimy powiedzieć sobie: a teraz te wszystkie moje chciejstwa i pragnienia, aby coś zostało uznane po mojemu, tak jak lubię chowam, nie pozwalając im się ujawnić. Za to wkładam wysiłek, aby TO CO NIEZALEŻNE ODE MNIE SIĘ UJAWNIAŁO.
Samowiedza jest kierunkiem, w ktorym ma się ujawniać to, co jest indywidualne, a więc także emocje, pragnienia, chciejstwa. Choć chyba nawet tutaj chciejstwa nie powinny panować w sposób absolutny. Bo jeśliby ktoś poszedł totalnie w kierunku rezygnacji z poszukiwania tego, co ponad incydentalne, to nigdy nie znajdzie do tego, "jak jest" w sposób trwały, zawsze pozostając w obszarze "jak to się aktualnie teraz jawi".
Ale to nie koniec problemu...
Jak się tak uczciwie przyjrzymy celowi, któremu miałaby służyć wiedza, to zapewne odkryjemy, że raczej nie jest ona jakąś sztuką dla sztuki. Zdobywamy wiedzę po to, aby z jej pomocą ogarnąć zbliżające sie chwile, a z nimi ich incydentalność.
Czyli, choć wiedza z założenia ponad incydentalność próbuje wykroczyć, to za chwilę służy nam po to, aby jakąś kolejną incydentalność obsłużyć, aby w jej świetle owa nowa incydentalność ujawniła jakieś swoje atrybuty - podobieństw, różnic, zgodności z tym, co było wcześniej, co jakoś tam zostało zrozumiane.
Skomplikowana to sprawa...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 12:28, 21 Lip 2020 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
W każdym momencie rozumowania, percepcji świata umysł staje przed wyborem:
- kontynuować bieżące
vs
- poszukiwać nowego.
Gdy patrzę na liczne spory w dyskusjach, to widzę że strony się rozjeżdżają w rozumowaniu bo np. jedna
- akcentuje to, co zastane
podczas gdy druga
- próbuje wyciągnąć z tego wniosek i pójść dalej.
Ale nikt nikogo nie jest w stanie zmusić ani do utrwalania tego co bieżące, ani do porzucenia bieżącego w celu szukania tego, co nowe. I najczęściej nie wiadomo nawet co jest lepsze, bo można popełniać błąd na różne sposoby:
- nie wyciągając wniosków z tego, co zastane
- wyciągając z tego co zastane nieuzasadnione, pobieżne wnioski
- pozostając w starej interpretacji, którą należałoby zmodyfikować
- modyfikując stare w błędny sposób
itp.
Jak z tą szklanką, która jest do połowy pusta i do połowy pełna - tak i nasze rozumowanie łączy te dwa aspekty: utrwalania, lepszego uświadamiania sobie tego, co zastane vs zmiany, poszukiwania tego, co nowe. I nie ma jednej rady na to, co robić, ani kiedy jak robić - kiedy porzucić jakąś koncepcję, a szukać nowej, a kiedy się przy starym uprzeć.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 16:43, 30 Lip 2020 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Umysł prawdziwie dążący do prawdy nie może być zbyt władczy...
Większość ludzi, znanych mi dyskutantów, uważa coś przeciwnego. A przynajmniej sprawia wrażenie, że tak właśnie uważa - tzn. próbuje swoimi stwierdzeniami NADPISAĆ RZECZYWISTOŚĆ.
Nadpisywanie jednak rzeczywistości jest właśnie jej fałszowaniem, bo umysł chcący tę rzeczywistość zgłębić ma za zadanie DOWIADYWAĆ SIĘ JAKA RZECZYWISTOŚĆ JEST NIEZALEŻNIE OD UMYSŁU, a nie jaką rzeczywistość umysł chciałby zobaczyć.
Umysł zbyt władczy "dowiaduje się" o tym, co sam zadekretował. Najczęściej przy tym jednak twierdzi (a może nawet jest o tym przekonany), że dowiedział się aspektów od własnych chciejstw i nastawień niezależnych. Ten umysł oszukuje się zatem.
Uczciwiej dla tego umysłu byłoby pogodzenie się z prawdą, czyli
- albo uznanie, że umysł nie jest w stanie dowiadywać się aspektów niezależnych od niego. a zatem wszystko co "wie" jest - w mniejszym, bądź większym stopniu - jego projekcją.
- albo że jest bardzo ułomny w poznawaniu rzeczywistości, kłamie sam przed sobą, nie może polegać na tym, co uznał za prawdę o rzeczach. Ten umysł wciąż tylko obraca się w kręgu własnych chciejstw i nastawień, To byłaby jakaś forma rezygnacji z dążenia do poznania rzeczy niezależnych od umysłu.
Niestety, zagrożenie o którym tu piszę - poznawania zamiast prawdy o rzeczach (zewnętrznych), chciejstw i nastawień własnych w tej kwestii - nie daje się łatwo odsunąć. Próba działania wprost, prymitywnie myśląc jest lekarstwem wcale nie lepszym od choroby. Chodzi mi o WYPIERANIE SIĘ WPŁYWU na rzeczywistość. Niektórzy są przekonani, że nie będą popełniali tych "błędów chciejstw i nastawień", jeśli to słownie zadeklarują i zaczną piętnować (najczęściej piętnują nie u siebie, a u innych). Tak jakby gadanie o czymś zastępowało zadziałanie w tej kwestii. Błędu chciejstwa nie da się uniknąć samym deklarowaniem, że się go chce uniknąć, albo - co jeszcze gorsze - wpieraniem, że ten błąd w ogóle nie istnieje, lecz trzeba POZNAĆ JEGO MECHANIZMY. W pewnym sensie zatem owe chciejstwa...
... TRZEBA UZNAĆ. Tak właśnie! - najpierw trzeba chciejstwa uznać, zobaczyć jakie są,
przeanalizować kiedy występują, wytyczyć ścieżki, którymi chadzają, znaleźć sposoby jakimi fałszują odczyty. To wszystko najpierw trzeba dostrzec, a potem znaleźć jakoś sposoby odseparowywania tego co z własnych nastawień, od tego co czysto zewnętrzne.
Ale...
To wszystko nie koniecznie musi się udać!
Dla jakiejś klasy okoliczności życia i myśli odseparowanie tego co własne, od tego co zewnętrzne może okazać się - z różnych powodów - niemożliwe. Dla takich przypadków w ogóle nie będzie poprawnej postaci obiektywnej prawdy, będzie tylko prawda splątana, jakoś subiektywna.
Dla innych przypadków odseparowanie owych aspektów - tendencji może jednak się powieść. Wtedy będziemy mówili o prawdzie obiektywnej - prawdzie, niezależnej od podmiotu poznającego, funkcjonującej jako niezależny "obiekt".
Ludzie o małej wyobraźni epistemologicznej uważają, że nie istnieją prawdy nie obiektywne, że prawda jeśli już ma być - musi być obiektywna. Takie mniemanie jest samo w sobie efektem chciejstwa - pragnienia uczynienia oglądu rzeczywistości takim, jakim chciałoby się go mieć, nie zważając na to, jakim on - niezależnie od poznającego umysłu - może być. Ale nasze chcenia i chciejstwa nie zawsze się spełniają. Trzeba się z tym pogodzić.
Czym zatem będą owe prawdy nieobiektywne?
Pewną świadomością więzi umysłu z otaczającym ten umysł światem, rzeczywistością. Więzi niezbywalnej, więzi niejako z natury rzeczy. Nie wszystko da się od umysłu oddzielić, potraktować jako osobny "klocek", obiekt, którym da się manipulować. Z tym też wypadałoby się pogodzić.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 17:34, 30 Lip 2020 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Umysł prawdziwie dążący do prawdy nie może być zbyt władczy...
Większość ludzi, znanych mi dyskutantów, uważa coś przeciwnego. A przynajmniej sprawia wrażenie, że tak właśnie uważa - tzn. próbuje swoimi stwierdzeniami NADPISAĆ RZECZYWISTOŚĆ.
Nadpisywanie jednak rzeczywistości jest właśnie jej fałszowaniem, bo umysł chcący tę rzeczywistość zgłębić ma za zadanie DOWIADYWAĆ SIĘ JAKA RZECZYWISTOŚĆ JEST NIEZALEŻNIE OD UMYSŁU, a nie jaką rzeczywistość umysł chciałby zobaczyć.
|
Umysł, który mimo wszystko chce być władczy może tu jeszcze inaczej się ustawić - powiedzieć: jak tak chcę! Ja dążę wyłącznie do poznania takiej rzeczywistości, jaką chciałbym ujrzeć, a nie jakoś niezależnej ode mnie.
Wtedy jednak taki umysł natknie się na nowy problem - taki, że taka strategia oznacza de facto zaprzeczenie wszelkiej, DAJĄCEJ SIĘ NIEZALEŻNIE ZDIAGNOZOWAĆ sprawczości zewnętrznej. Taki umysł, który nie oddzielił zewnętrzności od własnych nastawień, nie oddzielił również swoich celów od zewnętrznych wpływów. Taki umysł nie ma prawa powiedzieć, że cokolwiek osiągnął, że cokolwiek (konkretnego, diagnozowalnego) stało się jego udziałem. Za każdym razem bowiem DZIAŁO SIĘ NIEOKREŚLONE COŚ.
Umysł, który chciałby być PRAWDZIWYM SPRAWCĄ musi najpierw się wycofać na samo dno, do obszaru niedziałania, niewpływu. Na tym dnie ów umysł dopiero poznaje czym jest on, a czym jest to co zewnętrzne. Dopiero gdy to - jako tako - pozna, będzie miał szansę zacząć tworzyć coś, bo będzie rozpoznawalne jako jego planowany cel, jako to, co jest w ogóle JEGO, a nie jest splecionym w niejasny sposób węzłem wpływów różnych.
Dlatego prawdziwa moc sprawcza rodzi się w delikatności i uniżeniu. Z pychy, rozpychania się łokciami, wywyższa nie rodzi się KAPRYŚNE CHAOTYCZNE SZAMOTANIE SIĘ. Choć trzeba przyznać, że jest to nieraz szamotanie się przyjemne, bo kaprysić najczęściej jest przyjemnie. Ale też do czasu...
Osobowość, która nie poznała siebie, może być tylko osobowością chaotycznie - kapryśną, nieodpowiedzialną.
Tu niejeden powie: nie lubię odpowiedzialności, lubię kaprysić. Tak już mam.
Jak się mu uświadomi więcej konsekwencji takiej postawy, może też dodać: lubię też jak inni dźwigają konsekwencje moich kaprysów, nawet głupoty. Wolę się czuć przyjemnie, wygodnie, a nie pracować, starać się, szukać dobra i prawdy. Tak może przyznać osobowość kapryśna. I często tak przyznaje...
Czy jej zazdrościć?
- Tu można by powiedzieć: fajnie ma! Tylko się bawi, kaprysi, zrzuca na innych konsekwencje własnych błędów. I znowu się bawi, i znowu kaprysi. A to, ze nie jest twórcza, że nie ma prawdziwej sprawczości?...
Cóż, drobiazg. Lepiej jest czuć się przecież przyjemnie, niż nieprzyjemnie...
Jednak, DO CZASU...
Cała owa przyjemność pryska, gdy WSZELKA PRAWDA ZOSTAJE ODKRYTA.
Wtedy wypływa na wierzch to, co prawdziwe, co się zdarzyło, co nie jest udawaniem. Wtedy role się odwracają - to, że się wszystko poświęciło dla przelotnej przyjemności jest OSKARŻENIEM O BRAK POPRAWNEJ OSOBOWOŚCI, O BYCIE NIKIM. Wtedy powiedzą: rzeczy działy się tobą, okoliczności powodowały tobą, miotały tobą, a ty nigdy nie byłeś graczem! Jesteś zerem! Zostałeś odrzucony i potępiony z powodu bycia wadliwym i nijakim bytem. Przegrałeś siebie!
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 11:54, 05 Sie 2020 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Michał Dyszyński, w wątku Dyskutant pouczający napisał: | Nieraz zastanawiam się nad tym, czy mój ideał dyskusji - polegający na maksymalnym odseparowaniu się od czynników zakłócających dostęp do dyskursywnej prawdy - jest do udźwignięcia dla wszystkich dyskutantów. Może to też jest trochę tak, że pisząc w kontroli emocji, bez napastliwości personalnej, niejako dopuszczając SAMĄ GRĘ CZYSTEGO ROZUMU, będę czynił przekaz hermetycznym, niezrozumiałym mentalnie dla wielu. Może więc ideał dyskusji, o którym myślę, jest nie dla każdego.
Bo powód dla dyskusji jakiś musi być, wystartować rozumowanie trzeba z jakimś celem. Cele czysto poznawcze człowiek buduje dopiero od pewnego poziomu opanowania swoich emocji, targających nim pragnień, potrzeb społecznych. Sam to kiedyś mocno (mocniej niż aktualnie) przezywałem; też przecież zależało mi na pokazaniu wszystkim jaki to ja najmądrzejszy jestem, jak to wszystkim (?) utrę nosa, wykazując swoją rozumową dominację nad światem. Sporo czasu zajęło mi uświadomienie sobie tego, że owa intencja, którą wtedy miałem, jest na krótką metę, że emocja wygrywania ze światem - jeśli się człowiek jej nie pozbędzie w znacznym stopniu - będzie tylko blokowała poprawność rozumienia i odczuwania szczęścia. Bo możliwość rozwoju umysłu nie posiada granic. Zawsze da się stworzyć opis lepszy od poprzedniego (mimo że ten poprzedni już był genialny). Zawsze można na rzeczywistość spojrzeć pod nowym kątem, uwzględnić nową okoliczność, powiązanie z resztą opisów rzeczywistości. Skoro i tak od dobrego dzisiaj, będę miał lepsze rozwiązanie jutro, to nie ma się co napinać na to, że w ogóle jakieś rozwiązanie "powali świat na kolana".
Jest też i drugie ograniczenie - zdolności skomunikowania się z ludźmi. Widać to dobrze, gdy laik zacznie czytać artykuł naukowy. Najczęściej go odrzuci od tej lektury, bo znajdzie tam mnóstwo specjalistycznych terminów, odwołanie do trudnych modeli, literatury, innych badań. To jest praktycznie niestrawne w odbiorze. Dopiero gdy jakiś publicysta weźmie ten artykuł, opisze go w sposób popularny, to laik w ogóle będzie miał szansę załapać o co chodzi. Podobnie jest z budowaniem struktury rozumienia przez kogoś, kto ma kreatywny umysł - prędzej czy później powstaną w ramach tej struktury koncepcje na tyle nowe, trudne, niespotykane wcześniej, że praktycznie nikt (albo naprawdę niewielu) - dzięki samemu przeczytaniu opisu - nie będzie w stanie wyrobić sobie zrozumienia idei, którą jej twórca przedstawiał. Osoby kreatywne muszą się pogodzić z tym, że ich życie intelektualne będzie w dużym stopniu samotnicze.
W tym kontekście, uwikłanie przekazu w błąd (także w poboczne emocje) można uznać za coś niezbędnego dla poprawnej komunikacji. Ideał dyskusji w pełni merytorycznej jest może i zbyt hermetyczny dla większości uczestników. |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 13:50, 08 Sie 2020 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | towarzyski.pelikan napisał: | Tak mi przyszło na myśl, że to wysuwanie osoby na plan pierwszy jest związane z tym, że o tym, co nas przekonuje, decyduje kontekst. To nic nie da, że, jak rozbierzemy coś na czynniki pierwsze, to każdy z tych czynników z osobna będzie nam pasował, jeżeli po złożeniu tego w kupę coś nam będzie zgrzytać, a z drugiej strony, jeśli coś nam ogólnie pasuje, to ewentualne niedociągnięcia w detalach, będziemy mieć w nosie. |
W kontekście tego co piszesz, ja mam jeszcze znacznie dalej posuniętą hipotezę. Wyznaję ją sobie wewnętrznie od dłuższego już czasu, ale raczej nie dzielę się nią z ludźmi, bo raczej nie liczyłbym na ich zrozumienie. Prędzej za uznanie mnie za jakiegoś oszołoma. Ale skoro Ty zaczęłaś ten temat, to wrzucę własne jego rozwinięcie.
Rzecz ma pewne powiązanie z Biblią (choć nie jest ono konieczne aby prowadzić samo rozumowanie). Jak się przyjrzymy wielu tekstom z Biblii - szczególnie w księdze Apokalipsy św. Jana - to zauważymy, że to co ma się dziać na Ziemi z woli Boga prawie zawsze jest nie tyle osobiście dokonywane przez Boga, ale ma pośrednika - najczęściej anioła. Tak jakby osobiście Bóg nie chciał działać w tym świecie. Kiedyś mnie to zastanawiało, zadawałem sobie pytanie: czy to jest przypadek, że Bóg działa przez pośredników?...
Aktualnie uważam, że NIE. Jest to reguła, a wręcz natura rzeczy!
Dziś uważam, że każda odpowiednio zaawansowana tendencja, idea naturalnie ewoluuje do postaci quasiosobowej, czy wręcz osobowej. Nawet "Bóg jest miłością" - tu miłość wyewoluowała do postaci osobowego Boga. Dlaczego tak miałoby być?...
- Wg mnie jest na to istotny powód. Idea, która by zaistniała w postaci luźnej, niezwiązanej rozpłynęłaby się, zanikła nie mając "nośnika". W moim obrazie świata idee powstają i zanikają - jeśli są sprzeczne wewnętrznie, to zanikną względnie szybko. Jeśli są niesprzeczne, lecz słabe, nie osadzone w niczym, zostają "zapominane", rozmywają się. Dopiero idea osiągająca postać osobową, uzyskuje trwałość, może się aplikować na chaotyczność rzeczywistości. Dlatego wielkie idee mają powiązane z nimi wielkie postacie - osoby: dobro i miłość - Bóg, zło - szatan, zwiastowanie - archanioł Gabriel, uzdrawianie - archanioł Rafał. W księdze apokalipsy "anioł wylewa czarę" jakiegoś tam wpływu na świat. Pod tym symbolicznym określeniem (nie wiemy, czy anioł jest dobry, czy zły, ale jakoś jest powiązany z wolą Boga) zawiera się to, ze ów wpływ ma swoją spójność, swoją - broniącą się przed rozpłynięciem, zapomnieniem - postać, postać osobową. Osobowy charakter idei, aspektów rzeczywistości jest zatem najwyższym poziomem ewolucji danej idei/aspektu.
Jest tu nieco podobieństwa do technik współczesnego programowania - programowania obiektowego. W programowaniu obiektowym dąży się do tego, aby procedury, idee, miały pewną zamkniętą formę, dającą się w prosty sposób przenosić pomiędzy zastosowaniami, dużymi programami. Aby to zafunkcjonowało dokonuje się enkapsulacji - zamknięcia w bloki pomniejszych, ale POWIĄZANYCH W CAŁOŚĆ procedur. Potem można wziąć taki podprogram - ideę programistyczną w całości i wpakować w zupełnie inne zastosowanie. Ważne jest tylko, aby ZNAĆ WŁAŚCIWOŚCI owego obiektowego podprogramu. Nie trzeba już drobiazgowo analizować (jak to kiedyś, przed erą programowania obiektowego było) wszystkich odniesień, nie trzeba męczyć się śledzeniem potencjalnych konfliktów oznaczeń, nazw, bo tam w środku procedura działa już autonomicznie - jak osobny byt, trochę jakby zyskała właśnie osobowość.
Osobowość dla idei zatem byłaby tym czymś CO CHRONI ODNIESIENIA, co nie pozwala rozpłynąć się ideom w nicość. |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 15:50, 15 Sie 2020 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Zauważyłem, że trudno jest dotrzeć do ludzi z przekazem, gdy ten przekaz jest zbyt "mądry", kompletny, ścisły.
Człowiek w poznaniu potrzebuje wątpliwości, pytań, niejasności. Nie jesteśmy w stanie wytrzymać długo takiej formy dostarczanej nam wiedzy, która jest jednostronna, która opiera się o samo przyjmowanie i akceptowanie.
Na uczelni jest system wykład + ćwiczenia. Sam wykład zwykle jakoś trudno jest ludziom wchłonąć, zrozumieć. Dopiero rozwiązując problemy, stawiając pytania, umysł zaczyna jarzyć, o co biega.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 16:44, 16 Paź 2020 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Zaczałem wątek (nie cieszy się zainteresowaniem) w dziale filozofia. Pasuje mi tutaj.
Michał Dyszyński napisał: | Poruszam teraz temat wg mnie fundamentalny. Coś w pobliżu "ontologii poznania" (naprędce sklecony termin), absolutnych fundamentów budowania wiedzy i rozumienia.
Aby naświetlić zagadnienie wyjdę od pytania o to, co właściwie jest uzasadnieniem?
- W ogólności można by powiedzieć, iż jest ono POWOŁANIEM SIĘ NA COŚ, CO UZNAJEMY, czyli powołanie się na jakiś wzorzec (wzorzec interpretacji, rozpoznawania rzeczy, definicję, zasadę ogólną, prawo natury itp.). Zawsze uzasadniamy jakimś wzorcem, schematem, który ma pewne ramy, w który WIERZYMY, jako reprezentujący coś, co rzeczywiście jest.
Niestety z powołaniem się na wzorzec występuje jeden problem - związany z ideą błędnego koła. Jeśli bowiem wzorzec założyliśmy (kiedyś go uznać, czyli założyć trzeba), a potem interpretujemy wszystko w jego ramach, to zasadnym jest zarzut, iż owa interpretacja jest pochodną naszej arbitralności w zakładaniu owego wzorca. Jeśli ktoś przykładowo postrzega świata jako wrogi, dostrzegać będzie w nim głównie wrogość, dalej będzie zachowania ludzi odczytywał jako wrogie, co z kolei będzie mu potwierdzało słuszność pierwotnego założenia. Tacy ludzie (znam kilku z autopsji) argumentują, gdy im się zarzuca, że przesadnie negatywnie traktują świat, w stylu: popatrzcie jak niechętnie tamten spojrzał, zobacz jak zaczepnie i wrogo ktoś się odezwał. Ja, z zewnątrz patrząc owo spojrzenie odczytywałem neutralnie, w słowa były po prostu pytaniem, wątpliwością, bez podtekstu jakiegoś wyraźnego ataku, lecz owa osoba widząca wszędzie wrogów była pewna swego, odczytywała wszystko właśnie jako wrogie. I nie ma na to właściwie argumentu - takiej osobie, tak mocno tendencyjnie nastawionej - wszystko układa się w "logiczną" samopotwierdzającą całość, bo z założenia o wrogości płynie schemat odczytywania rzeczywistości jako wrogiej, co oczywiście potwierdza pierwotne założenie.
Wiedząc, że tak bywa, mając świadomość, iż ocenianie wzorcami może działać w trybie samopotwierdzającej się przepowiedni, należałoby coś z tym fantem zrobić. Cóż takiego?'
- W moim przekonaniu jedyną drogą do uwolnienia się od tego koszmaru epistemologicznego samopotwierdzania jest rozpoczynanie całej przygody z budowaniem ocen od zera, bez żadnych założeń (choć z ideą poszukiwania nowych założeń), "zapomnienie" o stosowanym wcześniej wzorcu.
Aby widzieć rzeczy bez tego problemu błędnego koła, najlepiej byłoby rozpocząć budowanie naszej wiedzy, wyobrażeń o danym aspekcie sprawy "resetując swój umysł" (w wybranym aspekcie, bo w całości oczywiście to nie ma sensu) i zaczynając od nowych założeń. O potem dobrze byłoby jeszcze powtórzyć tę procedurę; może nie jeden raz...
W ten sposób do układu dołożymy aspekt chaosu, przypadkowości, jakiejś postaci bezwiedności rozpoznań, a w każdym razie na pewno oderwanie się od poprzednich wzorców.
Problem jest jeszcze taki, że jeżeli robimy coś sami, to zapewne będziemy mieli problem z tym, że wciąż będziemy działać w ramach schematów, których w ogóle nie umiemy dostrzec, bo są po prostu zaszyte w naszej naturze. Te najbardziej naturalne oceny są dla naszego umysłu absolutnie oczywiste, wydają się totalnie niezbywalne, według wielu są jakąś niepodważalną prawdą rzeczywistości. A wcale to nie musi być taka niepodważalna prawda. Nie mamy jak oderwać od samego siebie. Czy w tym aspekcie sprawa jest zupełnie beznadziejna?
- Ja uważam, że tak zupełnie beznadziejnie nie jest, jeśli tylko mamy...
innych ludzi. A może jeśli mamy inne istoty na tyle podobne nam, że będziemy w stanie się z nimi skomunikować, w celu wymiany doświadczeń, a na tyle odmienne w postrzeganiu rzeczywistości, że będą one stosowały schematy odmienne od naszych. Potrzebny nam jest ktoś INNY.
Ów inny, zapewne też zastosuje jakieś schematy. Ale będą to schematy odmienne od naszych, a przez to właśnie cenne. To jest to coś, czego nie możemy sobie sami dać w epistemologii, to coś pokazującego, że inne istoty są nam absolutnie niezbędne na drodze do prawdy. Jest to jednocześnie wyjaśnienie dlaczego od dłuższego już czasu posiadam w swoim podpisie następującą frazę: Nie dyskutuję po to, aby tryumfować w dyskusji, ale aby móc wciąż zachwycać się tym, że każdy człowiek jest indywidualnością, a szukając sensu w przestrzeni myśli na swój sposób, ofiarowuje mi coś, czego ja sam sobie dać nie potrafię. |
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 22:08, 22 Paź 2020 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Dziś sobie z dużym zdziwieniem uświadomiłem, że zdecydowana większość ludzkich sądów jest statystycznie (biorąc całą populację) bardzo słabo uzasadniona, jeśli w ogóle uzasadniona jakkolwiek poza przelotnym "tak mi się zdawało".
To mi też uświadomiło, dlaczego tak trudno jest mi porozumieć się w dużą częścią ludzi. Większość ludzi za wystarczające uzasadnienie sądu uznaje właśnie takie "tak mi się wydaje" i nawet w minimalnym stopniu temu zdawaniu się nie próbują nałożyć gorsetu potwierdzeń jakoś poza widzimisię wyrastającego. Tak po widzimisiowsku rozumują nagminnie również dyskutanci na naszym forum. Co prawda wielu z nich wymaga dla światopoglądów jakiegoś mocnego uzasadnienia, ale właściwie to jest z ich strony wyjątkowa sytuacja, bo od siebie wymagać w tym względzie nie zamierzają.
Spora część ludzi tę swoją formę zdrowego rozsądku (obojętnie, jak naprawdę "zdrowy", bądź "niezdrowy" ów rozsądek by był) utożsamia z logiką. Uważają się za "logicznych", bo po prostu twierdzą to, co im się wydaje - zupełnie nie wnikając w to jak bardzo arbitralny, oparty o czystą intuicję, czy incydentalne przekonanie jest ich sąd.
Domaganie się ścisłego myślenia stosowane jest zwykle wtedy, gdy się pojawia potrzeba zanegowania CZYICHŚ poglądów. Wtedy chętnie podwyższa się poprzeczkę uzasadnienia, które powinno być jak najbardziej ścisłe, pewne, niezaprzeczalne. Ale aby samemu się do tych reguł stosować?...
- To zdarza się wyjątkowo rzadko.
Czy ja jestem pod tym względem inny?
- Odpowiem "i tak, i nie". Jestem niewątpliwie podobny w tym, że też wymyślam sobie różne koncepcje, tezy, potencjalne zależności, choć najczęściej (przynajmniej na początku) potwierdzenia dla owych przekonań mam słabe. Czyli gdybam i mniemam sobie luźno - z grubsza tak jak reszta.
Ale jest też i coś, czym chyba różnię się od większości - ŚWIADOMOŚCIĄ tego, że jednak w większości przypadków tak sobie gdybam, a nie mam to w pełni potwierdzone. Dlatego nie używam prawie sformułowania "logiczne rozumowanie" w kontekście tego, co głoszę. Bo zdaję sobie sprawę, iż ścisłą logikę stosuję naprawdę rzadko. Nie biorę tych gdybań i mniemań za logikę, bo zdaję sobie sprawę, jak wiele aspektów w tym wszystkim zastosowałem "po uważaniu", jak wiele założeń mogłem wybrać kompletnie inaczej.
Dlaczego tak jest, że większość ludzkich rozumowań jest mało ścisłych, z logiką dość luźno powiązanych, zweryfikowanych bardzo słabo, albo - chyba najczęściej - wręcz wcale?
- Moją odpowiedzią jest: bo inaczej się nie da!
I to jest druga część (może i ważniejszą) odkrycia, które sobie dzisiaj trochę poczyniłem. Treścią tego odkrycia jest spostrzeżenie, że w zdecydowanej większości przypadków nasze rozumowania przebiegają od nadmiaru do tego co wybrane.
To nie jest tak, że wnioskujemy "po sznurku" jakichś tam ścisłych reguł myślenia. Raczej jest tak, że najpierw dość luźno, w części chaotycznie i ad hoc tworzymy potencjalne rozwiązania, rzucamy pomysłami, robimy burzę mózgu, a dopiero później przeprowadzamy w tym wszystkim selekcje. I to jest słuszne! Inaczej się nie da.
Więc zawsze będzie tak, że kreatywny umysł będzie rzucał niesprawdzonymi pomysłami, będzie mniemał dość przypadkowo na lewo i prawo. Cała sztuka polega na tym, aby na tym nie poprzestać, aby później jednak popracować nad analizą tych pomysłów, zrobieniem ich selekcji, zwróceniem uwagi na strukturę tego, co się wyłania, aby rozwinąć elementy perspektywiczne, zaś usunąć to, co tylko przeszkadza. Właśnie ten drugi etap buduje to, co powoduje, iż poglądy ludzi stają się sensowne, uzasadnione. Większości chyba ten drugi etap niezbyt pasuje. Bo on jest żmudny, wymagający dyscypliny. Prościej jest uznać, że od początku miało się rację i się przy tej racji upierać. Z "mania racji" rezygnuje się dopiero wtedy, gdy coś solidnie się dupnie, gdy doznamy porażki, pojawia się wielki problem. Dopiero wtedy do wielu ludzi dociera, że być może ich osądy były zbyt pobieżne, że nie poświęcili im wystarczająco dużo uwagi.
W każdym razie jedno spróbuję sobie dzisiaj zapamiętać - aby nie mieć jakoś do ludzi pretensji, gdy swoje bardzo luźne, niesprawdzone mniemania przedstawiają jako "prawdy" o świecie. Oni inaczej nie są w stanie myśleć, gdyby im tego zabronić, to przestaliby myśleć w ogóle. Każdy by wtedy przestał myśleć, bo zweryfikowanie poglądu, nadanie mu jakiegoś ostatecznego formatu i szlifu jest możliwe (np. w nauce) dopiero po włożeniu naprawdę poważnej pracy w tego poglądu analizę, weryfikację, głębsze przemyślenia. To wymaga czasu, wysiłku, wiedzy, czasem dodatkowego wsparcia i nie może być zrealizowane już na początku. Dlatego powinienem pogodzić się z tym, że ludziom (jak i mnie w tym gronie) do ścisłości rozumowania musi być daleko. Choć na pewno wolałbym, aby ludzie bardziej się przy tym wszystkim skłaniali ku podejściu opartemu o większą wstrzemięźliwość w nazywaniu swoich luźnych mniemań prawdą, faktami, aby były one przedstawiane z większą pokorą. Ale do pokory (także intelektualnej) chyba dość długo człowiek dorasta.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 22:09, 27 Paź 2020 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Myślenie polega na używaniu dwóch - w pewnym stopniu przeciwstawnych - trybów pracy rozumu:
1. tryb spontanicznej swobody, powstrzymywania się od wewnętrznej sugestii, tryb maksymalizujący spontaniczność oglądu, będący w jakimś stopniu zagłębieniem się w chaos i nieokreśloność. W tym trybie wzorce są ignorowane, bo skupianie się na nich, zakłóciłoby zdolność do percepcji tego, co spoza znanych schematów, wzorców pochodzi.
- tryb narzucania zgodności z poznanymi wzorcami, kontynuacji rozpoczętych projektów, realizacji celów, a odrzucania tego co zbyt swobodne, rozpraszające. W tym trybie ignorowane jest wszystko to, co sprzeciwia się wytyczonym celom, realizacji ścieżek, jakie wcześniej poznał umysł.
Te dwa tryby, choć przeciwstawne, w istocie oba jednocześnie są niezbędne dla poprawnego myślenia. Porzucenie, silne ograniczenie któregoś z nich zakończy się dla umysłu zaburzeniami, problemami psychicznymi, mentalnymi osłabieniem skuteczności działania. Porzucenie trybu spontanicznej swobody czyni umysł człowieka zaskorupiałym i toksycznie konserwatywnych, niezdolnych do postrzegania nowych rzeczy, a przez to również do orientowania się w zmieniających warunkach środowiska. Z kolei ograniczenia w zakresie trybu zgodności z z poznanymi wzorcami, daje efekt osobowości wiecznie rozproszonej, takiej która niczego nie kończy, jest nieodpowiedzialna, nie posiada w sobie mentalnej trwałości, a więc też i nie jest zdolna do zdobywania wiedzy, a także samowiedzy.
Ja sam...
mam problem z oboma tymi trybami. Mam go i w swoim wnętrzu i w tym, jak jestem odbierany przez otoczenie. Zarzuca się mi zarówno nadmiar otwartości, jak i przeciwieństwo tej tendencji - nadmiar skupienia się, brak pójścia na luz. Myślę, że jest to problem nierozwiązywalny, bo dla ludzi chaosu, dla miłośników luzu ponad wszystko, czyli de facto chaotyków, będę kimś zbytnio dążącym do zachowania reguł. Z kolei dla osób bardzo silnie porządkujących wszystko (w istocie są to skrajni redukcjoniści, którzy jednak negatywnych konsekwencji swojego redukcjonizmu zwykle nie są w stanie dostrzec) moja otwartość jest trudna do zaakceptowania.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 17:24, 04 Lis 2020 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Z innego wątku.
Michał Dyszyński napisał: | Irbisol napisał: | fedor napisał: |
"Nakładając na to wszystko problem n‑ciał, rozważania Aleksandra Lapunowa i wreszcie teorię chaosu, przyszłe losy Układu Słonecznego nie pozostawiają złudzeń. Stabilność to tylko pozory. I nie piszę wyłącznie o kompletnym bajzlu panującym w pasach planetoid. Nawet orbity planet leciutko rezonują, co w dłuższej skali czasu dewastuje nasze modele i przewidywania" |
Kiedyś (ponad sto lat temu) przyznano nagrodę za udowodnienie, że Układ Słoneczny się nie rozleci mimo że teoretycznie może.
Któryś ze słynnych matematyków udowodnił, że takie rozlecenie się US jest praktycznie niemożliwe. |
Wszystko można udowodnić. Można stwarzać dowody na dowolne tezy, także sprzeczne ze sobą. I często będą to jak najbardziej ścisłe i logiczne dowody. Wszystko zależy od tego Z JAKICH ZAŁOŻEŃ WYCHODZIMY.
Używając założenia, że każdy ruch ciał pozaziemskich musi odbywać się po kole, które jest figurą doskonałą, a więc jedyną taką, która pasuje do bytów niebieskich, da się opisać ruch obiektów na niebie za pomocą epicykli i deferentów. I to zadziała - można tak stworzyć system interpretacji ruchów obiektów na niebie, który będzie przewidywał poprawnie położenia owych obiektów dowolnym czasie. Dzisiaj wiemy, że przejście od współczesnej astronomii do tej opartej o okręgi jest formą analizy fourierowskiej, co dla przebiegów gładkich da się wykonać. Ten system się sprawdzi, co dla co niektórych będzie też dowodem, iż jest prawdziwy w tym sensie, że np. planety rzeczywiście krążą po okręgach, a nie po elipsach, jak to by chciał Kepler (a z grubsza my do dzisiaj uznajemy).
Przy założeniach X da się udowodnić (ściśle logicznie) że układ Słoneczny się rozleci. Przy założeniach Y da się skonstruować dowód, że układ Słoneczny pozostanie stabilny. Za każdym razem - mimo sprzeczności wyników - będą to DOWODY, a do tego DOWODY ŚCISŁE LOGICZNIE.
Bo to, czego niektórzy nie załapują (a pewnie już nie załapią) jest tu kluczowe, to to, że każdy dowód jest POWIĄZANIEM TEZY Z ZAŁOŻENIAMI. To, jakie są założenia, jest z kolei kwestią osobnych pytań i ustaleń. Dla niektórych refleksja nad etapem założeniowym rozumowania jest mentalnie niedostępna, a pewnie nawet i światopoglądowo wzbroniona, bo psuje mniemanie o tym, że się ma rację, albo że się "rozumuje logicznie", jeśli się w rzeczywistości ogłasza się swoje arbitralne mniemania, bez powiązania z niczym ponad "tak mi to pasuje". Dla tych, co o założeniach nigdy nie myślą, ten etap założeniowy wyłania się w ich umyśle niejako z niebytu, bez powiązań z czymkolwiek i możliwości zanalizowania tego, a więc jawiąc się jako coś co byś musi, co nie jest z niczym wymienne, a więc absolutne, oczywiste, może nawet jedyne "logiczne".
Ten sposób "logiki" oczywiście każdy posiada, bo każdy coś tam mniema, z jakichś intuicji, archetypów, instynktów poznawczych, czy czego tam jeszcze (może chaosu) się bierze. Jednocześnie co niektórzy nie załapują, że uznając własne mniemania za wyróżnione, stworzyli "logikę" ekskluzywną i prywatną, nie podlegającą regułom ścisłości, powstającej gdy nasze prywatne logiki wychodzą w obszar intersubiektywny... Jest to jedyna droga, aby od logik prywatnych dojść do tej logiki, którą aktualnie stosują matematycy.
Ale to chyba jest dla części osób za trudne do zrozumienia. |
Chcę tu zwrócić uwagę na podkreślony fragment tekstu.
Uważam go za cenny w kontekście moich kontaktów z ludźmi, a także jako ogólne wyjaśnienie, dlaczego tak często trudno jest do kogoś dotrzeć, porozumieć się w jakiejś sprawie. W istocie problemem jest to, NA JAKIEM ETAPIE KOMUŚ STOPUJE SIĘ MOŻLIWOŚĆ ANALIZY PRZYJMOWANYCH ZAŁOŻEŃ.
Założenia, które czynimy są dwojakiego rodzaju:
- założenia świadome
- założenia podświadome.
Te które są świadome jednocześnie mają tę ważną cechę, iż POSIADAJĄ ALTERNATYWĘ dla umysłu, który je czyni. Wie, że założył coś, a mógł założyć coś innego. Z osobą, która wie, jakie założenia czyni da się dyskutować.
Zupełnie inaczej jest z założeniami, które człowiek czyni poza swoją świadomością. Taki człowiek nie dostrzega alternatywy dla tych założeń, są one dla niego "całą jego logiką rozumowania". Jak ktoś nie jest w stanie dostrzec tego dualizmu rzeczy, to nie ma też szansy na dyskusję z nim o tym, że dana sprawa ma alternatywy. On bowiem te alternatywy ma poza swoją (mentalną) percepcją.
Na tym zaś w dużym stopniu polega rozwój intelektualnej wolności postrzegania i myślenia, że się dostrzega alternatywy. Wolność polega na wyborze, a do tego niezbędna jest alternatywa. Jak ktoś alternatywy nie dostrzega, to w sposób oczywisty nie wybiera, bo "wybiera z jednej opcji" - czyli nie wybiera, tylko przyjmuje narzucające się. Wolność zyskujemy przez to, że zaczynamy dostrzegać alternatywę dla tego, co do tej pory wydawało się jedno i absolutnie oczywiste.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Śro 17:32, 04 Lis 2020, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33406
Przeczytał: 73 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 17:32, 05 Lis 2020 Temat postu: Re: Zrozumieć naturę umysłu |
|
|
Myślenie i doskonalenie się ogólne jest formą poszukiwania ścieżek pomiędzy dwoma przeciwnymi aspektami świadomości:
1. Wrażliwą, poszukującą, choć raczej nieingerującą obserwacją
2. Aktywną sprawczością
Oba te aspekty rozpinają nam swego rodzaju PRZESTRZEŃ AKTYWNOŚCI UMYSŁU, który próbuje połączyć, a także w pewnym sensie opanować "przepływy" pomiędzy nimi. Obserwując, pytając się o rzeczy W TYM JAK SĄ NIEZALEŻNE OD NAS, a więc w pewnej postaci bierności względem tego co zewnętrzne, skupiamy się na tym co NIE OD NAS, czyli oferujące nowość, zmianę, konieczność dostosowania się. Z kolei aspekt aktywny poznania polega na eksperymentowaniu i zaznaczaniu swojej osoby, na interakcjach.
Owe aspekty są jak jang i yin - uzupełniają się wzajemnie, razem tworząc całościowy obraz. Bo nie sposób jest w ogóle zadziałać jako jednostka, jako my, jeśli się nie określimy, gdzie jest owo ja-my, a gdzie zaczyna świat. To określenie się musi polegać nie na dekretowaniu odpowiedzi, ale na jej odczytaniu. Bo dekretując odpowiedź nie odpowiadamy w znaczeniu nie nawiązujemy relacji z tym co zewnętrzne, lecz po raz kolejny odczytujemy sami siebie - tego zastanego siebie.
Dlatego można by też powiedzieć, iż nie ma poznania bez rozwoju, bez zmiany siebie. Ktoś, kto chce tylko dekretować świat, dekretuje nie świat, tylko siebie - a przynajmniej swoje mniemania w kontekście świata.
Jednocześnie same bierne odczyty świata też nie są wystarczające, nie są rozwiązaniem. Bo odczyt już za chwilę będzie wymagał aktu aktywności i wyboru - choćby decyzji o tym, co jest przyjęte, a co pominięte w owym układzie. Ta decyzja jest już złamaniem bierności, jest aktem woli.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|