Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Znaczenie kodów kulturowych w życiu

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33359
Przeczytał: 64 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:29, 21 Gru 2013    Temat postu: Znaczenie kodów kulturowych w życiu

Dyskutując na temat postulatów wnoszonych przez ruch gender, uświadomiłem sobie dość ciekawy element ludzkiej świadomości i ogólnie życia. Element, którego (mimo ponad 50 lat życia) dotąd w ogóle nie doceniałem, właściwie prawie nie zauważałem. A teraz widzę jako coś niezwykle ciekawego, istotnego w budowie tożsamości, języka, ja. Chodzi mi o kody kulturowe. Niestety, aktualnie pojęcie kodów kulturowych jest zawłaszczane i wykorzystywane głównie przez marketing, albo właśnie ruch gender, co prowadzi do wykoślawienia ich pozytywnego znaczenia. Marketing widzi kody kulturowego jako narzędzia do budowania znaczenia dla marek, do przekazu reklamowego, a ruch gender widzi w nich jednoznaczne zło. A dla mnie kod kulturowy, choć ogólnie traktuję go jako coś obojętnego, ma wiele znaczeń pozytywnych (choć oczywiście - jak niemal wszystko na tym świecie - ma też i negatywne).
Skupię się na jednym przykładzie. Ruch gender widzi w kodach kulturowych dotyczących płci jednoznaczne zło. Traktuje je jako narzędzie ubezwłasnowolniania, a nawet zniewalania kobiet. Takie podejście chyba bierze się z feministycznego, a do tego chyba mało intelektualnego, bardziej emocjonalnego startu tego ruchu. Dlatego dla wyznawców ideologii gender mamy raczej jednoznaczny, skrajny obraz, w którym cechy uważane za kobiece są traktowane jako gorsze, a dalej służą do zniewalania kobiet. Tymi najgorszymi cechami miałoby być podporządkowanie, łagodność, opiekuńczość. Bo przecież feministki i genderystki chciałyby widzieć kobiety jako twardych wojowników (raczej wojowniczek), zdobywających szczyty i zaszczyty, nie podporządkowujących się, a podporządkowujących sobie innych. W moim przekonaniu ani podporządkowanie współczesnych kobiet nie jest do końca prawdą (przynajmniej w takim kraju jak Polska), ani negatywne wartościowanie wspomnianych "kobiecych" cech nie jest słuszne, ani wreszcie te cechy nie są aż tak bardzo i wyłącznie kobiece, jak chciałby je przedstawić ruch gender. Bo to od mężczyzny idealnego oczekuje się opiekuńczości, bo mężczyźni w działaniu muszą podporządkowywać się roli zwierzchnika, a łagodność też nie jest też cechą, która współczesnemu mężczyźnie przynosiłaby ujmę.
Ale zostawmy błędy ruchu gender i skupmy się na samych kodach kulturowych. Ja widzę w nich nie tyle narzędzie zniewalania kogokolwiek (choć takim narzędziem kod kulturowy MOŻE (!) się stać), ale po prostu jakby formę dodatkowego mechanizmu porządkującego i komunikującego, a nawet formę JĘZYKA.
Podam przykład właśnie kodów kulturowych dotyczących funkcjonowania płci. Tradycyjny kulturowy mężczyzna ma kod opiekowania się swoją wybranką względem zagrożeń zewnętrznych. Można dyskutować, czy to słuszne (bo ona sama sobie poradzi, co najczęściej jest prawdą), można też utyskiwać nad tym, że to zły świat (mężczyzn) najpierw różne zagrożenia stwarza, a potem - przez tego jednego mężczycznę - likwiduje. Faktem jest jednak, że ów kod jest - mężczyzna powinien chronić swoją kobietę przed obcymi mężczyznami, pomóc jej przebyć przeszkodę terenową, pomóc nieść coś ciężkiego (zainteresować się, czy to co ona niesie, nie jest ciężkie), wreszcie - rzecz niby całkiem banalna - podać płaszcz przy ubieraniu się. Przyjrzyjmy się jego sensowi i pewnych konsekwencjach. Po pierwsze kod opiekowania się SWOJĄ (to ważne) kobietą przez mężczyznę jest jakąś formą WYBRANIA. Tzn. mężczyzna idealny - owszem - powinien bronić wszystkich słabszych, ale nie jest powiedziane, na które osoby zwraca szczególną uwagę, nad którymi otacza myślową opiekę, trzyma pod parasolem spostrzegawczości. A tak już jest, że jeśli wybrał sobie tę konkretnie kobietę, to potem nią się znacznie bardziej opiekuje. Tu warto dodać, że w istocie owa opieka nie jest tak bezinteresowna, bo zwykle mężczyzna od tej kobiety dostanie (też kod kulturowy!) opiekę w darze zwrotnym - tyle, że ta opieka będzie już dotyczyć nieco innych rzeczy - nie związana z zagrożeniami typu napad, czy zaczepki innych mężczyzn, ale ze staraniem, czy JEJ mężczyzna (znowu element przynależności) wziął kanapki na drugie śniadanie, czy wygląda jako tako, czy nie szarżuje zbytnio w pewnych sprawach. Te kody działają BEZ KONIECZNOŚCI SZCZEGÓLNEGO ICH UZGADANIANIA! I to jest ich podstawowa zaleta!
Tu chcę podkreślić najważniejszą chyba, a programowo niedocenianą przez ruchy typu gender, zaletę kodów kulturowych - je się dostaje w dużym stopniu gratis, nie trzeba ich negocjować, uzgadniać, one stanowią pewien startowy szkielet dla wzajemnych kontaktów. Dlaczego to takie ważne?...
Bo bo bez tego właściwie to nie bardzo jest od czego zacząć dogadywania się. Do czegoś w tych dogadaniach trzeba (przynajmniej początkowo) aspirować. Można im zaprzeczyć, może powiedzieć: nie lubię się opiekować niczym, radź sobie sama, ja tam troszczę się zawsze tylko o siebie, jak ci się to nie podoba, to się rozstajemy, bo ja się zmieniać nie zamierzam... Ale problem wzajemnej uwagi i opiekuńczości w ogóle wcześniej stanął, wyłonił się z niebytu!
Poza tym przyjmując jakoś owe kody kulturowe (weźmy dalej przykład opieki), dajemy sobie narzędzie dodatkowego komunikowania. Oto mężczyzna podając płaszcz swojej kobiecie komunikuje jej coś w stylu: troszczę się o ciebie, jesteś dla mnie ważna. Kobieta z kolei podając mężowi kanapkę do pracy "mówi" coś niemal identycznego. Ona "mówi" do niego jednak coś więcej, niż tylko "troszczę się", mówi "troszczę się ja - twoja kobieta". To jest subtelne zaklepanie przynależności - kobieta w kulturze przygotowywała częściej posiłki, więc podanie mężczyźnie posiłku jest tutaj jakby przypomnieniem, potwierdzeniem kobiecości. To jest trochę jakby początek erotycznej gry wstępnej.
Tu przykład w drugą stronę z płaszczem mniej się nada, bo faceci płaszcz podają także obcym kobietom (choć też nie wszystkim jak leci, a raczej tym zapoznanym). Dlatego bardziej wyrazistą byłaby sytuacja, gdy mężczyzna pierwszy wyskakuje aby sprawdzić co tam się dzieje, gdy na zewnątrz słychać jakieś hałasy, gdy coś niewiadomego się dzieje. Tutaj kod kulturowy nakazuje - to jest rola mężczyzny - ty facecie bronisz swojej kobiety, swojej rodziny, do ciebie należy bardziej nadstawianie karku. I też jest to forma erotycznego dopowiedzenia - facet, który to robi udowadnia swoją przydatność do związku, jakoś wzmacnia w kobiecie pozytywne uczucia, to jest początek gry wstępnej.
Bez owego kulturowego schematu, który jest, który strony znają, gry wstępnej by nie było, erotyka związku byłaby uboższa.
Oczywiście tych kodów kulturowych mamy wiele. Samych płciowych byłoby pewnie z kilkadziesiąt. Wszystko one razem składają się na pewną schematyczną tożsamość kulturowego mężczyzny i kulturowej kobiety. Rozsądni ludzie nie traktują tych schematów jako wyroczni, nie uzależniają sie od nich. Więc w dzisiejszym świecie to często mężczyźni robią kanapki swoim kobietom, gotują obiady, zajmują się dziećmi. Jednak dopiero gdy kobieta ugotuje obiad mężowi, to tylko wtedy ma szansę pojawić się ten dodatkowy element potwierdzenia, komunikatu: chcę być (jeszcze) dla ciebie kobietą. Mężczyzna gotujący obiad też coś komunikuje - pewnie będzie to coś w stylu: troszczę się o ciebie, chcę być ci potrzebny, wciąż cię kocham (to samo też w owej sytuacji komunikuje kobieta). Ale nie ma tego subtelnego elementu minierotycznego, tego potwierdzającego tożsamość płciową, mężczyzna podający ugotowany przez siebie obiad swojej kobiecie nie komunikuje jej "jestem twoim mężczyzną", bardziej "jestem twoim opiekunem" (opiekuńcza rola jest niezależna od płci w tym kontekście).
Co by się stało, gdyby - jak chcą agitatorzy z ruchu gender - odejść od kodów płciowych w stosunkach między ludźmi?...
Oczywiście, nie będzie żadnej globalnej katastrofy. Płcie pewnie upodobnią się do siebie (jeszcze bardziej) psychicznie. Pewnie więcej będzie lesbijek i więcej gejów, bo owo przyciąganie przeciwieństw, jakie jest motorem owej erotycznej gry, stanie się słabsze. I erotyka też straci wiele ze swojego smaku. Bo trudniej będzie jakoś dodatkowo potwierdzić: jesteś dla mnie wybrany(ą), wciaż myślę o Tobie jako mężczyźnie/kobiecie, nawet gdy robię zwykłe codzienne rzeczy. Te subtelny kod zniknie, więzi płciowe osłabną. Będzie może spokojniej, może bardziej "politycznie". Ale będzie też jakoś nudniej, jakoś bez tej "soli" życia, bez tego czegoś, dla którego bardziej chciałoby się być (z kimś), bo ten ktoś jest dla nas dopełnieniem, wybraniem szczególnym, osobą z jaką łączą nas nie jeden, dwa, trzy, ale dziesiątki, czy nawet setki więzów dodatkowych. Więzów nie zawsze uświadamianych, nie zawsze nawet do końca zaakceptowanych, czasem nawet jakoś tam trudnych. Ale jednak...

Dla mnie owe kody kulturowe (tak jak tu je opisałem na jednym tylko przykładzie) są nowym odkryciem. Jednak nie w tym sensie, żebym wcześniej nie dostrzegał wpływu kultury na moją świadomość. Tu chodzi o nieco bardziej ukryty aspekt sprawy, o uświadamianie sobie, jak wiele rzeczy, budujących moją osobowość, dostałem jakoś tak w sposób niezauważony, a więc nie poddany żadnej kontroli. Tu ruchowi gender trzeba chyba zaliczyć plus - zwrócił uwagę (w sposób chyba mało rozsądny, ale jednak...) na to, że być może nie wszystko co dostajemy z kultury sensownie jest zaakceptować. Może nawet warto się zbuntować.
Poza tym, może nawet dobrze, że tych zakodowanych mi uczuć i zachowań do końca nie kontroluję. Bo trzeba widzieć problem szerzej - mnóstwa rzeczy nie kontrolujemy, niezależnie czy pochodzą one z kultury, z genów, z jednostkowych zdarzeń życia. Nie warto chyba stawiać im na oślep jakichś tam, walczyć jak z jakimś złem (co robi ruch gender w przypadku kodów płciowych). Ale warto je obserwować, uświadamiać sobie ich wpływ, poddawać przynajmniej częściowej kontroli.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 12:35, 30 Gru 2013, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin