Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Znać własne kryteria- dlaczego to dla wielu jest tak trudne?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33732
Przeczytał: 73 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 23:53, 12 Lis 2020    Temat postu: Znać własne kryteria- dlaczego to dla wielu jest tak trudne?

Osobiście mam od dawna pewien swój osobisty epistemologiczny paradygmat: uświadomić sobie powiązania w moich własnych myślach, wnioskowaniu, rozumieniu rzeczy. Zawsze wydawało mi się jakoś oczywiste, że to jest ważny cel, że samoświadomość jest ważna, bo tylko tak zdobywamy osobistą wolność, że potrafimy zdiagnozować co nami powoduje, co w nas samych "steruje naszymi myślami z drugiego rzędu". Krótko mówiąc zastanawiam się nad kryteriami, które stosuję w rozumowaniu.
Wydawało mi się, że ten cel jest oczywisty. Ale się myliłem. Dla ilustracji przeklejam tutaj pewną własną odpowiedź w innej dyskusji.
Michał Dyszyński napisał:
Irbisol napisał:
Cytat:
Wy banując wiarą światopoglądową, czyniąc tu wyjątek, uznając właśnie wiarę światopoglądową za bezsensowną, musicie mieć światopogląd chaotyczny, bez uświadomionych założeń.

Możemy w ogóle nie mieć światopoglądu - nie musimy wybierać Potwora Spaghetti byleby coś mieć.

Owszem, nie musicie wybierać Potwora Spaghetti, ale NIE WIECIE DLACZEGO go nie musicie wybierać. Bo nie macie przemyślane, NIE SFORMUŁOWALIŚCIE REGUŁ, co wybierać należy, a czego nie. Polegacie wyłącznie na intuicji, co oznacza, że za każdym razem wam arbitralnie "wskakuje": acha, Potwora Spaghetti odrzucam. A za chwilę: Zeusa (tak samo intuicyjnie - arbitralnie) odrzucam. A potem znowu coś tam: tak samo bez reguł odrzucam...
Odrzucanie Potwora Spaghetti nie rozumowaniem, tylko swoją arbitralnością, czyli właśnie wiarą. Ale za chwilę będziecie krzyczeli, że to wiara Wam się nie podoba. Bo macie totalny bałagan w rozumowaniu i nie chcecie tego bałaganu uporządkować.

No właśnie - pytanie jest niby proste: dlaczego nikt rozsądny nie wierzy w boski charakter potwora spaghetti?

Mało osób na takie pytanie odpowie w sposób jako taki sensowny. Jeśli kogoś przyciśniemy dlaczego, to zwykle powoła się na jakąś oczywistość, że "wszyscy wiedzą", iż to jest blaga itp. Ale gdybyśmy tak uczciwie chcieli sobie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego pewne rzeczy przyjmujemy, a innych nie? to byśmy nie wiedzieli jak sformułować OGÓLNIE WYRAŻONE stanowisko. Mało kto umie sformułować jawnie kryteria, którymi się posługuje w swoim rozumowaniu. :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33732
Przeczytał: 73 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:36, 18 Sty 2021    Temat postu:

W innym wątku przedstawiłem następujące rozumowanie:

Ostatnio na sfinii toczą się długie dyskusje o tym, czy nasze decyzje powinny mieć założenia. Na razie nie wyłania się żadna forma konkluzji z tych dyskusji, co według mnie wynika z tego, że jedna ze stron nie przemyślała zagadnienia odruchowości (bezwiedności) decyzji vs uświadomienia sobie tej decyzji. Aby to opisać posłużę się modelowym przykładem - zmyśloną historyjką.

Jan jest rutyniarzem. Zawsze przed wyjściem do pracy wypija herbatę. Robi to całkowicie bezwiednie, a że od lat mama dba o to, aby herbat w puszce na górnej półce szafki była, Jan zwyczajnie nie myśli o tym, że tę herbatę pije. Dla niego to picie herbaty przed wyjściem "po prostu jest".
Zdarzyło się jednak, że Jan się zakochał. Alicja - wybranka Jana - pomieszkuje z nim od jakiegoś czasu. Alicja przygląda się zachowaniom swojego partnera, aż w końcu pewnego dnia zadaje pytanie:
- Janie, dlaczego Ty za każdym razem, gdy wychodzisz do pracy, pijesz herbatę?
Jan był bardzo zdziwiony tym pytaniem.
- Jak to dlaczego piję? Po prostu piję, bo wychodzę do pracy.
Alicja jednak drąży dalej:
- A nie mógłbyś którego dnia wyjść do pracy bez picia herbaty?
Jan na to pytanie kompletnie zbaraniał. W końcu wydusił odpowiedź:
- Jak to mam iść do pracy bez picia herbaty?... :shock: Przecież zawsze przed pracą piję herbatę!
Alicja, nieco zdziwiona tą odpowiedzią, próbowała sprawę dalej wyjaśniać:
- Ale przecież są ludzie, którzy przed pracą herbaty nie piją, bo np. piją kawę, albo w ogóle wychodzą "o suchym pysku"...
Oczy Jana zrobiły się okrągłe jak spodki od filiżanki herbaty, którą pija. Kompletnie wybity z myśli wybełkotał:
- To ja nie wiem! :shock: Ja piję herbatę i już! :cry:
Alicja, widząc że stan psychiczny Jana gwałtownie się pogarsza, już powoli próbuje odpuszczać, ale jeszcze zaryzykowała ostatnie pytanie:
- Czyli nie widzisz żadnej opcji nie picia herbaty przed wyjściem do pracy?
Jan spojrzał na nią znowu dziwnie spod tych swoich staromodnych okularów:
- Opcji? Jakiej opcji? Tu nie ma żadnych opcji. Po prostu, jak wychodzę do pracy, to piję herbatę...

Nie chcę ciągnąć tej historyjki dalej, bo mam nadzieję, że większość osób już załapała problem. Ten problem można z grubsza opisać następująco:
- Aby w jakiejś sytuacji DOSTRZEC SZANSĘ NA WYBÓR, trzeba najpierw ZAUWAŻYĆ MINIMUM DWIE OPCJE, sytuacja musi się w świadomości rozpaść na jakież "za" vs "przeciw". Bez UŚWIADOMIENIA SOBIE tego, że jest/może wystąpić więcej niż jedna opcja nie będzie szansy na wybór, będzie...
... no właśnie: co będzie?

Z punktu widzenia kogoś, kto mógłby wybierać, choć - separując się od uznania wielości opcji nie wybiera - sytuacja, w której on robi coś bezwiednie, automatycznie wygląda jakby "rzeczy były same w sobie". Jan z historyjki wyżej nie był w stanie w ogóle zauważyć, iż picie herbaty przed pracą jest kwestią wyboru. On tak bardzo uznawał konieczność picia herbaty jako absolutną, iż jego umysł odseparował się od jakiejkolwiek możliwości rozważenia alternatywy dla tego, co zawsze robił.
Jan nie wie, nie bierze w żaden sposób pod uwagę sytuacji innej, niż ta, która zrosła się z jego świadomością w sposób absolutny, nienaruszalny. Dla Jana z historyjki picie herbaty przed pracą "po prostu jest", nie ma dlań alternatywy, bo wykonywane jest bezwiednie, bezrefleksyjnie.

Historia nauki pokazuje, jak bardzo ludzkie myślenie związane jest z bezwiednością, a także jak trudno jest poza tę bezwiedność wyjść. Przed wprowadzeniem teorii względności sama myśl, iż upływ czasu może być różny w różnych układach odniesienia wydawałaby się absurdem. Tego nawet "nie dałoby się pomyśleć". Ale jak ktoś sobie teorię względności w głowie poukłada, to jego umysł zaczyna przyswajać tę dodatkową opcję - patrzenia na rzeczywistość w sposób alternatywny dla wizji jednolitego czasu i jednolitej przestrzeni dla wszystkich obserwatorów.
Można w tym kontekście zadać pytanie o istotę świadomości. Ja powiedziałbym, że w dużym stopniu świadomość powstaje jako zdolność do dokonywania rozpadu postrzegania rzeczywistości na przeciwstawne opcje.
Uświadomienie sobie, że coś jest "tak", pojawia się jako opcja dopiero wtedy, gdy potrafimy ją skonfrontować z jakimś "nie tak".
Ale zależność jest też i w odwrotną stronę - brak uświadomienia sobie alternatyw powoduje, że możliwość dokonania wyboru, a nawet samego NAZWANIA RZECZY po prostu znika.
To wszystko co przyjmujemy bezrefleksyjnie, automatycznie powoduje iż de facto tego NIE POSTRZEGAMY. Bo postrzeganie czegoś wymaga różnicowania.

Dalej zamierzam z tego posta, trochę z powyższej historyjki, wyciągnąć chyba dość ciekawe wnioski, szczególnie w kontekście dotarcia z myślą do niektórych dyskutantów. Mam wrażenie, że bardzo wiele nieporozumień, niezdolności do dogadania się ludzi wynika z tego, że podczas gdy jedna ze stron rozpina jakąś tam przestrzeń opcji do oglądu danej sprawy, to druga strona albo tej przestrzeni nie rozpina, albo widzi ją w kontekście zupełnie innych opcji. Komuś nie rozpinającego przestrzeni alternatyw wydaje się przy tym, że on ZNA PRAWDĘ NIEPODWAŻALNĄ. W końcu jak nie widzi alternatyw dla tego, do czego jest przekonany, jeśli postrzega jedną opcję, to oczywiście dla niego owa opcja "musi być". Dla kogoś, kto nie widzi jakie założenia tkwią u jego rozumowania, a dalej jakie alternatywy da się przedstawić dla jego wniosków, ten jego wniosek będzie jawił się jak absolutny, niepodważalny w najmniejszym stopniu, bo "przecież to tak jest'.

Na tym tutaj zakończę, bo wychodzi znowu długaśny esej. :think:
W kontekście tego zagadnienia chciałbym omówić dość ciekawy aspekt dyskusji i rozumowania: chowanie się za (programowo sobie wmontowaną) niewiedzą - niedostrzeganiem czegoś.

Prosty, choć drastyczny przykład: pan domu tyran - sadysta maltretuje swoją małżonkę i dzieci. Gdy mu się mówi, że źle postępuje, ten ma na swoją obronę "oczywistość" w rodzaju: ona tego chce! Albo: dzieci muszą znać mores! I dalej NIE MA DYSKUSJI. Jest jedna opcja!
Za rzekomą "naturalnością", czy może "oczywistością" spraw można ukryć wszystko co się chce.

Osobiście uważam odruchowość klasyfikacji, decyzji za głównego wroga wolności osobistej człowieka.
Kto wybiera odruchowo, ten nie wybiera, za niego wybierają właśnie odruchy!
Kto wybiera odruchowo, bezwiednie, ten zrównuje się w swoim funkcjonowaniu z psem, szczurem, czy muchą, bo taki ktoś NIE URUCHAMIA SWOJEJ ŚWIADOMOŚCI, jako wtrącającej się do wypracowywania wyboru.

W tym miejscu niejako "na widelcu" mamy zwyczajnie istotę religii, istotę myśli, istotę człowieczeństwa, rozwiązanie kwestii JA.
Każdy kto wybrał coś genami, nie wybrał jako on, bo wybrały jego geny.
Każdy kto wybrał coś posłuszeństwem ludziom, nie wybrał jako on, wybrało jego posłuszeństwo.
Każdy kto wybrał coś zasadą przyjemności, nie wybrał jako on, tylko wybrały za niego mechanizmy przyjemnościowe, jakie dostał w ramach biologicznego dziedzictwa.

Nie sposób nie przywołać tutaj cytatu z Bilbii
Ewangelia Jana, 1 napisał:
(10) Na świecie było /Słowo/, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. (11) Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. (12) Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego - (13) którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili.


W tym kontekście zinterpretuję jeszcze jeden cytat
Ewangelia Jana, 3 napisał:
(5) Jezus odpowiedział: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. (6) To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem. (7) Nie dziw się, że powiedziałem ci: Trzeba wam się powtórnie narodzić. (8) Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha. (9)

Ten fragment mówi o tym, jak powstaje wolność. Oto Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha
Wiatr wiejący "tam, gdzie chce", który "nie wiadomo skąd przychodzi i dokąd podąża", to po prostu alegoria wolności, to wręcz wolność jako taka. Wolność jest w duchu.
Ale skąd bierze się sam duch?
Odpowiedź na to jest pośrednia, zawarta wyżej. Przy czym spróbuję tutaj trochę zreinterpretować termin "ciało". Uważam, że sensownie w tym kontekście zamienić ten termin na bardziej ogólny "materia". Wtedy drugi wyróżniony fragment zabrzmiałby jako: To, co się z materii narodziło (powstało), jest materią, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem Owa "krew i ciało": z pierwszego cytatu, tez jest z materii, nie jest duchem, nie jest z Boga. Oba cytaty odnoszą się do tego samego aspektu naszego człowieczeństwa.
Chodzi zatem o to, aby duch oderwał się od materii.
Wolność jest w duchu, zatem zyskujemy wolność przez oderwanie się od materii - naszej biologii, naszego dziedzictwa pochodzącego wprost ze świata. Musimy się "narodzić na nowo", aby wytworzyć w sobie aspekt duchowy - wolnościowy. Wtedy pokonamy to, co nas niewoli - zależność od materii, od aspektów cielesnych, od różnych form zdeterminowania, jak i od bycia nie sobą. Bo jesteśmy powołani do bycia sobą, ale sobą w duchu. Tylko w duchu jesteśmy sobą, tylko w wolności jesteśmy sobą, bo w ten sposób UNIEZALEŻNIAMY SIĘ od tego, co materialne, narzucone, nie przetestowane pracą umysłu i związanych z nim uczuć, emocji.
To co bezwiedne w naszych decyzjach jest (najczęściej, bo dopuszczam też wyjątki, ale są one dość szczególne) z ciała, z materii, z ZALEŻNOŚCI od tego, co nie jest nami.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin