Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zło, grzech - bo jawnie zła wola, czy słabość?

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34530
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 15:49, 07 Sty 2025    Temat postu: Zło, grzech - bo jawnie zła wola, czy słabość?

Spotkałem się z przekonaniem, że taka naprawdę zła wola jest rzadkością, zaś ludzie czyniący zło najczęściej uważają, że mają ku temu przekonujące powody.
Przyznam, że ja też tak uważam, jestem dość mocno przekonany, że głównym powodem zła, które się dzieje, jest ludzka słabość, nieporadność, mylnie koncepcje o sobie i ludziach, a także o tym, co być powinno, jakie wartości warto w swoim życiu wspierać. Szczególnie istotne w tym kontekście jest to, że wiele osób ZANIECHAŁO ROZWOJU OSOBISTEGO I NIE WYCIĄGA WNIOSKÓW Z PORAŻEK.
Można startować nawet z niskiego poziomu rozwoju, ale jeśli się reaguje na to, co nam nie wychodzi, jeśli się stara zgłębiać przyczyny naszych błędów, a potem stara się je poprawiać, to krok za krokiem zła w życiu robi się mniej, a dobra więcej. Także człowiek WZRASTA W OSOBOWEJ MOCY.

Twierdzę też, że człowiek mentalnie słaby nigdy nie ma szansy być na dłuższą metę dobry.

Jeśli ktoś jest "wiecznym dzieckiem", naiwnym, nieporadnym, bez własnego zdania, to albo będzie manipulowany przez złych ludzi, a wtedy będzie czynił zło z ich podpuszczenia, albo, nawet mając po swojemu dobre intencje, będzie popełniał istotne błędy w działaniu. Ten świat, jaki nam dano, nie jest światem dla naiwniaków i słabeuszy.

Ale gdy myślę o idei MOCY osobowej, to też nie chodzi mi o moc w tym chyba najczęściej przez ludzi postrzeganym znaczeniu - władzy, manipulacji, bogactwa. Moc przemożnego wpływu na innych ludzi, przy jednoczesnym braku UŁOŻENIA SIĘ WEWNĘTRZNEGO będzie bowiem ostatecznie robieniem rzeczy złych, a przynajmniej wtórnych, nieambitnych, mało wartościowych - to będzie tylko puste mieszanie w tyglu ludzkich emocji, bez zostawienia po sobie wartościowej spuścizny.
Gdy myślę o tej poprawnej mocy osobowej, to chodzi mi o WEWNĘTRZNE ROZLICZENIE SIĘ ZE SWOIMI PRAGNIENIAMI, SŁABOŚCIAMI, BŁĘDAMI, a dalej WYPRACOWANIE LEPSZEJ WERSJI SIEBIE. To jest ta prawdziwa moc, bo odnosząca się do samego człowieka, budująca tego człowieka, a nie tylko odnosząca się do tego, jak wiele chaosu dana osoba uczyniła w świecie. Moc czynienia chaosu ma też wulkan, tornado, tsunami - a te klęski żywiołowe nie są osobami, nie podejmują decyzji, nie są więc odpowiedzialne (w tym ludzkim sensie), za to, co się stało z tytułu ich zaistnienia.
Moc realnego porządkowania chaosu ma tylko OSOBA, a do tego osoba rozumna, potrafiąca POPRAWNIE ROZPOZNAWAĆ rzeczywistość, KONSTRUUJĄCA DOBRE CELE do swoich działań.

W typowych ludzkich emocjach nadreprezentację w znaczeniu ma to, co wywiera największy emocjonalny wpływ - krzywda, strach, cierpienie, gniew, ekscytacja, tryumfowanie. Ludzie pierwotnie reagujący i myślący na bazie tych emocji budują sobie pojęcie mocy i znaczenia - cenią sobie (przynajmniej część z nich, ta część najbardziej instynktownie, pierwotnie myśląca) nieraz tyranię, twardość, despotyzm. Jest to optyka burzliwych emocji, która jednak jest jednocześnie optyką daleką od dobra.
Dobro jest o wiele trudniejsze, bo ono powstaje jako efekt udoskonalenia osobowego, ono rodzi się w umysłach wielkich duchem ludzi. To dobro może być niedocenione, bo ono nie dba o to, aby się lansować, ono jest często cierpliwe, pokorne, nienachalne.
Ludziom prosto myślącym cele, życiowe grawitują do silnych emocji - dominacji, gniewu, wywyższenia, tryumfu nad innymi. Z tych emocji jednak rzadko powstaje coś głębszego, wybitnego, przemyślanego w szczegółach, a dalej budzącego szacunek swoim pięknem, precyzją, celowością.
Ludzie prosto (właściwie to wręcz prostacko) reagujący na świat lekceważą te aspekty życia i działania, pod które nie daje się od razu podpiąć wyrazistych emocji. Ale emocje mają taką naturę, że one REAGUJĄ, A NIE TWORZĄ. Emocje nie są twórcze, bo są innym aspektem osobowości - tym odbiorczym, powiązanym z szybką, nierefleksyjną reakcją. Dlatego wszędzie tam, gdzie emocje bardzo dominują, twórczy aspekt więdnie, degraduje się, zaś ludzie nie rozwijają się, pozostają słabymi, nierozumiejącymi ani siebie, ani świata, niezdolnymi do bardziej złożonych reakcji, rozpoznań, działań.
Nie oznacza to, że chcę emocje uznać za coś "złego". To jest bardziej złożone, a właśnie tym "złym spod znaku emocji" byłoby znowu skrajne postrzeganie tego zagadnienie, że skoro emocje pod jakimś tam względem krytykuję, to znaczy, że je całościowo miałbym uznawać za złe. To nie jest tak. Krytykuję pewien konkretny aspekt emocji, krytykuję postawę, gdy ktoś NIE JEST W STANIE ZRÓWNOWAŻYĆ (rozumem) tego, co w emocjonalnej naturze człowiek jest niekonstruktywne.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34530
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 13:31, 08 Sty 2025    Temat postu: Re: Zło, grzech - bo jawnie zła wola, czy słabość?

Przyznam, że wszystkich despotów świata mam za słabeuszy. Oni wszystko postawili na lans przed własnymi emocjami - próbują się sami przekonywać, że skoro mogą kapryśnie krzywdzić innych ludzi, narzucając im swoją wolę i emocje, to znaczy, że tak w ogóle są wielcy, silni, lepsi od innych. Tymczasem oni są może i silni, ale tylko w jednej, konkretnej, mało wymagającej mentalnie dziedzinie!
Despota jest silny w znaczeniu silnego grawitowania do emocji "teraz na bieżąco udało mi się znowu coś na kimś wymusić". Despota nie ma całościowej wizji swojej satysfakcji życiowej, u niego wszystko "wisi" na tym, jak to udało mu się jeszcze raz postawić na swoim przeciw komuś tam. Despota będzie prowokował rozliczne epizody, w których będzie okazywał swoją przewagę, dominację, aby w ten sposób łapać sobie swoje poczucia wywyższenia i satysfakcji. Despota uogólnia ową zdolność wywierania presji na ludzi na całościową samoocenę, upatruje swojej wielkiej wartości w tych sukcesach w zakresie manipulowania emocjami ludźmi, ZE ZLEKCEWAŻENIEM WIĘKSZOŚCI ZASAD, GŁĘBSZEGO SENSU.
Despota jest silny manipulacją, a żałośnie słaby i bezradny w zrozumieniu głębszym swoich emocji, w panowaniu nad frustracjami. Ostatecznie u większości despotów dochodzi też do zablokowania szans na czynienie dobra, rozumianego jako konstruktywne podejście do życia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2927
Przeczytał: 52 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:12, 19 Sty 2025    Temat postu:

Niektórzy myśliciele uważają, że jeśli inwencja i możliwości Boga są nieskończone wobec tego Bóg mógłby stworzyć ludzi dobrych, a wolnych. Wystarczyłoby stworzyć ludzi z bardzo silnie rozwiniętą empatią i tym, co odpowiada za opanowanie. Wolna wola wcale nie wymaga, by musieli istnieć psychopaci, zbrodniarze, tyrani rządzący w systemach totalitarnych.
Dziwne więc, że Bóg właśnie tak nie uczynił. I tak jakąś naturę musimy mieć, czemu więc nie taka, która by osłabiła zdolność do grzechu i zła?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34530
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 20:16, 19 Sty 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Niektórzy myśliciele uważają, że jeśli inwencja i możliwości Boga są nieskończone wobec tego Bóg mógłby stworzyć ludzi dobrych, a wolnych. Wystarczyłoby stworzyć ludzi z bardzo silnie rozwiniętą empatią i tym, co odpowiada za opanowanie. Wolna wola wcale nie wymaga, by musieli istnieć psychopaci, zbrodniarze, tyrani rządzący w systemach totalitarnych.
Dziwne więc, że Bóg właśnie tak nie uczynił. I tak jakąś naturę musimy mieć, czemu więc nie taka, która by osłabiła zdolność do grzechu i zła?


Dam Ci odpowiedź na to pytanie mocno subiektywną, czyli bazującą na mojej intuicji, a więc też i niepretendującą do miana obiektywnego wyjaśnienia.
Tylko potrzebuję tu wstępu ilustracyjnego. Wyobraźmy sobie, że w ramach rozwoju sztucznej inteligencji ludzie - najlepsi fachowcy, a do tego najmądrzejsi ogólnie z ludzi - ustalili jakąś formą dobra, zaś określiwszy ją ściśle, zaprogramowali supersztuczną inteligencję, DOKŁADNIE SPEŁNIAJĄCĄ WSZYSTKIE WYMOGI tego dobra. Powstałby wtedy twór - sztuczna osobowość - która MUSI BYĆ DOBRA, bo wszystkie ścieżki do złych decyzji byłyby zamknięte. Taka osobowość byłaby idealna pod względem TEJ WIZJI dobra.
To teraz postawię pytanie: a co z wyborami, które są nieokreślone, względem owej wizji dobra?... Co z wyborami, które DOPIERO SIĘ OKAŻĄ, gdy inne istoty dołożą swoje decyzje? Co z wyborami, które są idealne w zamierzaniu (wedle jakichś tam kryteriów), ale niekorzystne zbiegi okoliczności tworzą z nich złe skutki?... Wreszcie co z wyborami, których skutki (albo pozytywne, albo negatywne) objawią się za tysiąc lat?...
Jeśli ustawimy na sztywno wymóg ABSOLUTNIE MUSI BYĆ DOBRO, to w warunkach, w których występuje jakakolwiek nieokreśloność, projektant takiej osobowości MUSI NA SZTYWNO ZABLOKOWAĆ MOŻLIWOŚĆ DECYZJI - WYBORU, bo przecież on może okazać się zły! Skoro istnieje prawdopodobieństwo złych zbiegów okoliczności w przyszłości, to nie wolno jest dopusić do tego.
Zatem "dobro" tak zdefiniowane, że może być tylko ono i nic innego, oznacza de facto, że musimy na sztywno ustawić taki świat, w którym nie ma żadnej nieokreśloności - czyli byłby to świat zdeterminowany - ustalony z góry. Mamy więc paradoksalny wniosek (przy uznaniu, iz "wolność" pojawia się tylko wtedy, gdy prowadzi do dobra), że jedynym "wolnym" światem jest świat zdeterminowany, zaś jedynymi "wolnymi" wyborami są takie wybory, dla których wybierający nie ma najmniejszych szans na wyjście poza schemat (schemat uznany za "dobro").
Tylko, że ja wtedy zadam pytanie: a co to jest w ogóle za "dobro", które jest zdeterminowane, czyli musi wystąpić?...
Czy "dobrym" jest czyn taki, w którym i tak czyniący nie mógł uczynić nic innego?...
Mi to wygląda na jawny paradoks.

A nawet jeśli wybór dopuszczałby jakieś ścieżki wyboru pomiędzy dwoma dobrami, to znowu mamy pytanie, czy aby na pewno taka "wolność", w ramach której określone jest z góry, iż Z ZADNĄ FORMĄ NIEOKREŚLONOŚCI wybierajacy nie może się zmagać, jest "tą wolnością", którą pragniemy uznawać?

Dla mnie w ogóle obowiązkowym aspektem definicji dobra jest wolność, w której WYSTĄPI REALNE ZAGROŻENIE wyboru złego. W mojej intuicji mamy do czynienia z wyborem "dobrym" dlatego, że była możliwość opowiedzenia się po stronie zła, ale TO MOC OSOBOWA SPRAWIŁA, że wybrano jednak dobro. Jeśliby i tak było od początku pewne, że osoba może opowiedzieć się wyłącznie po stronie dobra, to znaczy, że NIE OKAZAŁA ŻADNEJ MOCY - WARTOŚCI, tylko zrobiła co z góry było pewne, założone w systemie. Wtedy też żadna istota nie może być "dobra" w tym dla mnie zrozumiałym sensie - bo ODRÓŻNIAJĄCA SIĘ OD ZŁEJ. Skoro i tak w tym systemie dzieje się wszystko to, co musi się dziać, to nikt tu nie jest dobry, nikt nie jest wartościowy, nikt nie jest godny podziwu, szacunku (nawet może i miłości...). Bo wtedy wszyscy są właściwie jakby automatami - nie dysponują żadną indywidualną, osobistą mocą czyniącą ich KIMŚ. Wszyscy są wtedy tymi, którymi muszą być, jak im zaplanowano. Dla mnie to jednak nie jest dobro, w tym świecie nie ma też prawdziwych osób, ani prawdziwej wolności. To jest świat, który niejako sam się habituuje, bo w nim nie ma życia, nie ma wartości.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2927
Przeczytał: 52 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:04, 19 Sty 2025    Temat postu:

Michał Dyszyński napisał:
Jeśliby i tak było od początku pewne, że osoba może opowiedzieć się wyłącznie po stronie dobra, to znaczy, że NIE OKAZAŁA ŻADNEJ MOCY - WARTOŚCI, tylko zrobiła co z góry było pewne, założone w systemie. Wtedy też żadna istota nie może być "dobra" w tym dla mnie zrozumiałym sensie - bo ODRÓŻNIAJĄCA SIĘ OD ZŁEJ. Skoro i tak w tym systemie dzieje się wszystko to, co musi się dziać, to nikt tu nie jest dobry, nikt nie jest wartościowy, nikt nie jest godny podziwu, szacunku (nawet może i miłości...). Bo wtedy wszyscy są właściwie jakby automatami - nie dysponują żadną indywidualną, osobistą mocą czyniącą ich KIMŚ. Wszyscy są wtedy tymi, którymi muszą być, jak im zaplanowano.


No tak, jakbyśmy mogli tylko opowiadać się za dobrem, czyli odgórnie bylibyśmy do tego przymuszeni, to bylibyśmy automatami zaprogramowanymi na "dobro". A chodzi pewnie o to, aby człowiek samodzielnie doszedł do tego, że dobro jest sensem jego natury. To musi być wewnętrzne uzmysłowienie sobie, że chcę być dobry, bo zło prowadzi do zniewolenia. ;-P
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34530
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:19, 19 Sty 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
chodzi pewnie o to, aby człowiek samodzielnie doszedł do tego, że dobro jest sensem jego natury. To musi być wewnętrzne uzmysłowienie sobie, że chcę być dobry, bo zło prowadzi do zniewolenia. ;-P

To dobro, które każdy sam rozpoznaje, jest aktem TWORZĄCYM OSOBĘ. To, że "ja jestem", wynika z tego, jak rozpoznałem okoliczności i za czym się opowiedziałem. Gdyby tu nie było napięcia, związanego z problemem, że można wybrać także zło, to nie byłoby żadnej formy ustalenia wartości osoby. Paradoksalnie, musi być przejściowo zło, aby objawiło się dobro.
W tym kontekście ten akt decyzji Adama i Ewy w raju można odczytywać nie tyle jako błąd, czy coś tworzącego winę, lecz jako autonomiczną decyzję, aby wziąć pełną odpowiedzialność za swoje rozpoznania, co jest właśnie owym spożyciem owocu znajomości dobra i zła.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2927
Przeczytał: 52 tematy


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 1:14, 20 Sty 2025    Temat postu:

Tak się jeszcze zastanawiam, czy faktycznie stworzenie człowieka z bardziej empatyczną i opanowaną naturą musiałoby oznaczać zdeterminowanie, a więc, że bylibyśmy automatami. Przecież teraz też mamy jakąś naturę, a skoro posiadanie jakiejś natury nie czyni nas robotami to czemu nie możemy mieć natury bardziej zbliżonej do swojego Stwórcy?
Wystarczyłoby gdyby nie było natury ludzkiej o cechach psychopatycznych - już byłoby mniej zła. Bóg mógłby nas stworzyć z naturą bardziej empatyczną, życzliwą, mniej podatną na stres, bardziej czułą. Dalej człowiek mógłby czynić jakieś zło, ale już by ta skłonność ku złu nie była taka duża. Tymczasem mamy naturę, która ciągnie nas ku zemście, odpłacie, myśleniu "swój"-"wróg", krzywdzeniu, dominowaniu, wywyższaniu się itd. I po co to nam? Po co to Stwórcy? :think:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34530
Przeczytał: 80 tematów

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:46, 20 Sty 2025    Temat postu:

Katolikus napisał:
Tak się jeszcze zastanawiam, czy faktycznie stworzenie człowieka z bardziej empatyczną i opanowaną naturą musiałoby oznaczać zdeterminowanie, a więc, że bylibyśmy automatami. Przecież teraz też mamy jakąś naturę, a skoro posiadanie jakiejś natury nie czyni nas robotami to czemu nie możemy mieć natury bardziej zbliżonej do swojego Stwórcy?
Wystarczyłoby gdyby nie było natury ludzkiej o cechach psychopatycznych - już byłoby mniej zła. Bóg mógłby nas stworzyć z naturą bardziej empatyczną, życzliwą, mniej podatną na stres, bardziej czułą. Dalej człowiek mógłby czynić jakieś zło, ale już by ta skłonność ku złu nie była taka duża. Tymczasem mamy naturę, która ciągnie nas ku zemście, odpłacie, myśleniu "swój"-"wróg", krzywdzeniu, dominowaniu, wywyższaniu się itd. I po co to nam? Po co to Stwórcy? :think:

To wywyższanie się jednych nad drugich jest NIEPORADNĄ FORMĄ POSZUKIWANIA SPRAWCZOŚCI, realizowaną w ramach startu od instynktownej bazy, z którą każdy na początku swojego życia się rodzi. Każdy człowiek od początku swojego życia pragnie w ogóle zorientować się, co może zrobić, jak się chronić, jak zdobywać ważne dla siebie zasoby, czy jak kształtować relacje z innymi ludźmi. Człowiek szuka swojej sprawczości, czyli naciska na cały świat (i na ludzi w nim), aby działo się tak, jak on chce, jak sobie zaplanował. Ale będąc na tym etapie niepełnej wiedzy, niepełnego rozumienia wielokrotnie gubi hierarchię rzeczy, czyli np. nadaje priorytet instynktownym reakcjom - złoszczeniu się, narzucaniu swojej woli ludziom, nie dbając o to, czy ta wola nie okazuje się czczą zachcianką.
Pierwotnym, najprostszym podejściem jest działanie niczym małe dziecko, które instynktownie wymusza na rodzicach uległość swoim płaczem, potem też złoszczeniem się. Późniejszym rozwinięciem tej postawy złoszczenia się, gdy idzie coś nie tak, alby gdy się czegoś chce, będzie właśnie naciskanie na otoczenie groźbami, przykrymi zachowaniami, szantażami, manipulacjami. To wciąż jest ta reakcja dziecka, to jest kontynuacja postawy, którą nam wmontowały instynkty, a która na swoim etapie rozwojowym jest zasadna. Niemowlę instynktownie przypomina swoim rodzicom o swoim istnieniu i potrzebach właśnie płaczem, czyli taką pierwotną formą złości.

Dobro jest czymś, co każdy musi w sobie wybudować - jest SPRAWCZOŚCIĄ.
To, że po jakimś czasie człowiek, zamiast złościć się, gdy sprawy idą nie po jego myśli, zaczyna działąć inteligentniej i i mniej inwazyjnie wobec otoczenia bierze się z WYPRACOWANIA W SOBIE NOWYCH UMIEJĘTNOŚCI.
Zło jest związane biernością, jest zaniechaniem, jest uległością - intynktom, toksycznym wzorcom, podszeptom gniewnych istot. Zaś dobro jest związane z twórczością, prawdziwą sprawczością, wysilkiem w doskonaleniu się, w dostrzeganiu prawdziwej natury spraw.
Ci "źli ludzie" to w istocie głupi ludzie, nieporadni pod jakimś wzgledem ludzie, to ludzie którzy jakiejś formy rozwoju w sobie zaniechali. Mamy w sobie jakąś część instynktownych reakcji, które stanowią bazę do zła - tendencje do gniewu, wymuszania, czasem reakcje sadystyczne. Mamy w sobie też i bazę do dobra - naturalne reakcje w stronę empatii, życzliwości. Pomiędzy nimi jest wybór.
Czy jakby ten wybór został dokonany za nas - bo to Bóg by zafiksował coś w naszej naturze (może w mózgu, na sztywno by dokonał połączeń neuronalnych), czyli gdyby jakiś rodzaj naszej reaktywności nie wziął się z rozpoznań i wachania "co wybiorę?", to byłoby na pewno lepiej?...

Rzeczywiście ja obserwuję różnych ludzi - jedni mają naturalne dobro w sobie. Ale są też charaktery problematyczne, takie w których coś jakby się zapętliło, coś ich dźga od wewnątrz, jakieś gniewne, kapryśne wątki ciągle się w ich umyśle same uruchamiają. Tu powstaje pytanie: jeśli ktoś wykazuje te dobre reakcje dlatego, że po prostu taki jest, czyli ULEGA swojej naturze, którą (na szczęście) ma dobrą, to czy "on jest"?... Przecież tutaj on nie wybiera, nie stawia sobie przed oczy problemu, nie uruchami głębszych mechanizmów rozpoznania spraw. W pewnym sensie taki "dobry" ktoś jest właściwie bierny, idzie po tej linii najmniejszego oporu, czyli też nie ma zasługi, nie ma buduje siebie.
Z drugiej strony są ci, którzy wygrzebali się z dna - zdobyli się nieraz na ten tytaniczny wysiłek, że byli w stanie przejrzeć na oczy, iż to, w ten stan, w który ich wepchnęło życie nie odpowiada ich prawdziwym aspiracjom, że oni chcą czegoś innego, chcą dobra szerzej, głębiej, bardziej perspektywicznie patrząc rozumianego.
Jest w Biblii takie stwierdzenie: Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. (Ewangelia Łukasza 15:7)
W niebie oczekuje się tych, którzy ZROBILI COŚ ZE SWOIM ŻYCIEM, OKAZALI SIĘ. To jest wg mnie mocne: większa radość z tego, który się okazał, zbuntował przeciw złu, niż z aż dziewięćdziesięciu dziewięciu już tych dobrych z natury.
Ten świat jest światem z ogniem i z solą. Nie jest światem poprawności politycznych, łatwych wyborów, jednoznacznych rozstrzygnięć. Dobra jest sól; lecz jeśli sól smak utraci, czymże ją przyprawicie? Miejcie sól w sobie i zachowujcie pokój między sobą. (Ewangelia Marka 9:50) ... Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. (Ewangelia Łukasza 12:49)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin