Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33355
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 18:37, 25 Lip 2024 Temat postu: Zdolność zdystansowania się wobec swoich emocji |
|
|
Dlaczego cierpimy emocjonalnie?... (myślę o cierpieniu długotrwałym, a nie incydentalnym)
- Ja uważam, że są tu dwa powody:
1. Powód pierwszy, bezpośredni jest taki, że nie potrafimy się zdystansować względem swoich negatywnych emocji, związanych z nieutulonymi pragnieniami, marzeniami, traumami.
2. Powód drugi jest taki, że... NIE CHCEMY się zdystansować od tych emocji, bo traktujemy je jako część nas, jako coś, co musi z nami być, a inaczej być nie może, bo wtedy bylibyśmy "nie my". Czyli w tym aspekcie przyczyna cierpienia jest to, Z CZYM SIĘ IDENTYFIKUJEMY.
Buddyści wskazywali chyba dość podobną przyczynę cierpienia. W sumie buddyzm jest ciekawy, zawiera naprawdę masę mądrych spostrzeżeń, tylko w jednym jest wg mnie nieznośny - w manierze enigmatycznego, jakby obliczonego na poniżanie odbiorców trybu wypowiedzi, powiązanego z domyślnym układem mistrz - adept. Tu mistrz "się nie wykaże", jeśli nie zbeszta swojego adepta, albo nie postawi sprawy na zasadzie: ja tu rzucam pięć słów do twoich przemyśleń, a ty - głupi adepcie - aspiruj, staraj się, bądź podporządkowany, bo jesteś w układzie ogólnego światopoglądowego kocenia. A kot przecież musi "mieć w cyc", musi znać swoje miejsce, więc nie bierze kubeł, szmatę i niech zapierdala (oczywiście trochę ubarwiam, ale chodzi o nakreślenie ogólne relacji osobowych). Mistrz rzuca zatem "wielką, niepojętą dla ignorantów, którymi oczywiście są wszyscy poza nim" myśl zawartą w genialnej frazie, zaś nieszczęśni adepci mają się kajać i poniżać, aby dostąpić w końcu, po iluś tam latach od swojego mistrza warunkowej akceptacji. Jak dla mnie jest to nie do przyjęcia, ten układ jest zbyt feudalny (choć chyba wiem, że wielu się on podoba, wielu uważa, że to właśnie tak powinno być).
Wracając zaś do samego powodu cierpienia psychicznego, którego przyczyna tkwi w niekontrolowanych mentalnie identyfikacjach i fiksacjach, to chyba tu mamy problem z pewną postacią RÓWNOWAGI POMIĘDZY ASPEKTEM SPONTANICZNYM, NIEKONTROLOWANYM, A TYM UŚWIADOMIONYM INTELEKTUALNYM. Dlaczego z czymś identyfikujemy, a z czymś innym nie?... Dlaczego coś nam się tak wciska do świadomości, tak nas drąży i gnębi, że nie potrafimy prawie nic z tym zrobić?...
Skąd się to bierze?...
Jest taki ciekawy fragment Biblii:
Mateusz Ewangelista, cytując Jezusa, 12 napisał: | (43) Gdy duch nieczysty opuści człowieka, błąka się po miejscach bezwodnych, szukając spoczynku, ale nie znajduje. (44) Wtedy mówi: Wrócę do swego domu, skąd wyszedłem; a przyszedłszy zastaje go nie zajętym, wymiecionym i przyozdobionym. (45) Wtedy idzie i bierze z sobą siedmiu innych duchów złośliwszych niż on sam; wchodzą i mieszkają tam. I staje się późniejszy stan owego człowieka gorszy, niż był poprzedni. Tak będzie i z tym przewrotnym plemieniem. |
W tym obrazie opisana jest sytuacja, którą Arystotoles opisywał maksymą "natura nie znosi próżni". Ukazane wypędzenie ducha nieczystego okazuje się nieskuteczne. Dlaczego takie jest?...
- Bo to miejsce, z którego jest wciaż puste, niezamieszkałe, a wręcz "wymiecione i przyozdobione". Duch nieczysty widzi tę sytuację na zasadzie "nic, tylko się z powrotem wprowadzać". Ten duch nieczysty jest symbolem owego zła, które w człowieku było, a zostało (na jakiś czas) usunięte. Problem w tym, że po jego usunięciu pozostało puste miejce. Nikt się na to miejsce nie wprowadził, jest pustka.
Jeśli walka z naszymi słabościami miałaby być trwała, skuteczna, to niezbędne jest, po jakimś uporaniu się z głównym problemem NATYCHMIAST W COŚ MOCNO ZAANGAŻOWAĆ, nie spocząć na laurach, nie czekać "aż coś się samo stanie". Bo "samo się stać" może to poprzednie, to złe, bo to złe ma juz swoje szlaki przetarte, już tam było, już wie, jak wrócić i zacząć się szarogęsić. Dlatego tak trudno jest wyjść z nałogu, jeśli tych ciągot do picia, ćpania, hazardu, czy czego tam jeszcze nie wypchnie z przestrzeni myślenia i odczuwania CZYMŚ O ODPOWIEDNIO DUŻEJ WYRAZISTOŚCI I SILE. Aby wyjście z nałogu było trwałe, trzeba się w coś zaangażować. Aby poradzić sobie z bólem po śmierci bliskiej osoby, rozstaniu, stracie pracy, której się wiele poświęciło, niezbędne jest zapełnienie pustego po nich miejsca!
I to zastąpienie musi być szczere, nieudawane, a najlepiej na tyle ważne, wartościowe, satysfakcjonujące, aby człowiek mogł sobie powiedzieć: dobrze, że tamto straciłem, bo traz mam to nowe, które jest o wiele cenniejsze. Choć...
też trzeba uważać, aby owo nowe nie stało się kolejnym uzależnieniem. Z tym nowym też warto byłoby się już zbratać nie na zasadzie podległosci z naszej strony, lecz w równowadze, przy zachowaniu już kontroli naszej świadomości.
|
|