Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 35105
Przeczytał: 55 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 19:28, 27 Kwi 2025 Temat postu: Zasada podawania oceny opisowej zamiast epitetu |
|
|
Myślę, że to może wyjaśnić wielu osobom z tego forum powód, dla którego z jednej strony piszę długie posty, a z drugiej ucinam pewien typ dyskusji, na które ten czy ów nieraz jakby mnie naciągał. Oto wyznaję zasadę, że sam epitet typu "to była głupia wypowiedź" jest bezwartościowy w dyskusji (nawet jeśli wedle niektórych zasługiwałby on na miano słusznego).
Zasadą przeze mnie uznawaną jest ocenianie ze wskazaniem na powód - mechanizm danej oceny.
Samo epitetowanie bywa wg mnie bardzo często jedynie świadectwem dyskusyjnej bezradności, a przy tym często braku kontroli nad emocjami, czyli ogólnie SŁABOŚCIĄ KOMPROMITACJĄ dyskutanta (to ewentualnie można zmienić, jeśli później ktoś dopisze wartościowe uzasadnienie, czyli zamieni enigmatyczny epitet na konkret w postaci rozumowego argumentu).
Podam przykład wyraźniej akcentujący różnicę pomiędzy tymi podejściami:
Sformułowanie niskowartościowe: mylisz się swojej ocenie.
Sformułowanie wartościowe dyskusyjnie: popełniasz błąd w sformułowaniu XY, bo właściwsze byłoby tu użycie sformułowania YZ.
Albo
Sformułowanie niskowartościowe: to, co napisałeś, to głupota.
Sformułowanie wartościowe dyskusyjnie: Pisząc XYZ wyrażasz się nieprecyzyjnie; możesz naprawić to, wyjaśniając (definiując pojęcia) w zakresach Z, W T.
Itp.
Piszę "długie posty" bo chcę być zgodny ze swoimi zasadami niepodawania ocen w postaci samych epitetów, ale aby dawać potencjalnym krytykom, podstawy do samodzielnej analizy toku mojego rozumowania, w celu sprawdzenia, gdzie potencjalnie jest zaszyty w nim błąd, nieścisłość itp. Z drugiej strony liczę na to, że rozumny krytykant mojego tekstu, gdy się przekona, jak przebiegało to moje rozumowanie, być może doceni jego wartość, a potem zyska szansę na jego skonfrontowanie z własnym podejściem. Może to pozwoli mu na szersze spojrzenie na sprawę, może jakoś zmieni jego stanowisko, zaś w skrajnym (choć rzadkim przypadku) ktoś może przyznać mi rację, bo uzna moje podejście za zasadne.
Jedno w tym jest kluczowe: ABSOLUTNIE ale to NAPRAWDĘ ABSOLUTNIE nie oczekuję, że ktoś przyjmie moje stanowisko z powodów pozamerytorycznych, czyli właśnie ignorując powody, które podałem w uzasadnieniu. Takie "przyjęcie" przez niego mojego stanowiska, które nie będzie powiązane z przeanalizowaniem mojego toku rozumowania, ZE SZCZERĄ I KRYTYCZNĄ jego oceną, dla mnie nie jest prawdziwym przyjęciem, jest potraktowaniem mnie "na odpierdol". Nie oczekuję przyjmowania moich przekonań "na wiarę" (w znaczeniu "bez zainteresowania się tokiem rozumowania), bo uważam, że takie "przyjęcie" jest pozorne, czyli intelektualnie bezwartościowe.
Nie zabiegam bowiem o bycie autokratą, brzydzę się wręcz wywieraniem przymusu mentalnego w celu wymuszania na innych akceptacji dla moich słów. I samym sobą bym się brzydził, gdyby się okazało, że skłoniłem kogoś do wyrażania akceptacji moich słów, pomimo tego, że jego szczere przekonania były inne.
Trochę inaczej rzecz ujmując, uważam, iż: prawda zaakceptowana wbrew szczerości, czyli w efekcie zdominowania, zmanipulowania umysłu, w większości przypadków ma mentalną wartość fałszu.
|
|