Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33750
Przeczytał: 67 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 15:15, 24 Gru 2024 Temat postu: Zależność od życiowych satysfakcji |
|
|
Trudno jest żyć z poczuciem, że już nic fajnego w życiu nam się nie zdarzy. Trudno jest żyć bez satysfakcji, przyjemności. Dla wielu takie życie jest właściwie niewyobrażalne. Choć też są ludzie, którzy w ten sposób funkcjonują przez lata - np. zgnębieni chorobą, przytłoczeni ciężarem więzów rodzinnych, które uziemiają człowieka, bez szans na codzienne radości i wyjście na świat. To jest taka wegetacja, którą się ma przez wiele lat.
W tym kontekście można mówić też o ludziach silnie uzależnionych od tego, aby choć troszkę w życiu sobie poprawić, choć minimalną przyjemność mieć. Typowo tacy ludzie wpadają w nałogi - jak nie te związane z zażywaniem substancji psychoaktywnych, to np. w nałóg objadania się. Bo przyjemność ze zjedzenia kolejnego ciastka, czy smacznego pieroga choć na chwilę rozwiewa dręczące poczucie bezsensu emocjonalnego, tę nieznośną szorstkość odczuwania rzeczywistości i brak nadziei.
Te małe życiowe satysfakcje, którym się oddają zgnębieni brakiem trwałej radości ludzie, potrafią być bardzo silnie niewolące. Często tworzą one zamknięte kręgi typu - objadam się, bo jest mi tak źle, ale jak się najem za bardzo, to jeszcze bardziej jest mi źle, na co szukam pocieszenia w kolejnym objadaniu się, co tylko jeszcze bardziej pogarsza sprawę...
Jak przerwać tę toksyczną zależność?...
- Trudne to jest.
Ale warto próbować. I chyba nie ma tu jednej metody. Na jednego może zadziałać jedno, kogoś innego - drugie. Najważniejsze jest, aby COŚ sobie znaleźć, coś dającego nadzieję. Jak ktoś wierzy w Boga, to przynajmniej ma tu jasny kierunek (choć zaufanie Bogu w tym sensie też nie przychodzi wcale łatwo, bo nasza edukacja religijna w znacznym stopniu nam utrudnia nawiązywanie osobistej postaci więzi z Bogiem, preferując kontakt za pośrednictwem instytucji). Osoby niewierzące mogą próbować odnaleźć jakąś nadzieję bardziej w sobie - może w jakiejś formie buntu przeciw beznadziei, albo - jeśli komuś się zdarzy - w jakiejś dobrej relacji z innym człowiekiem.
Z moich doświadczeń wynika, że w takich negatywnych stanach dobrze jest wypracować sobie pewną rutynę buntu przeciw beznadziei. Jak nas ciężar życia przygniata, to człowiek bierze na siłę swoje myśli i próbuje je pokonać CZYMKOLWIEK POZYTYWNYM. Ale tu COŚ trzeba jednak mieć. Najgorzej będą mieli ci, którzy kompletnie niczego pozytywnego w sobie i w życiu nie widzą.
|
|