Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33945
Przeczytał: 56 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 14:27, 24 Lip 2021 Temat postu: Zagadnienie poznania kontekstu |
|
|
Znowu chcę poruszyć dla filozofii myśli kwestię fundamentalną. I to, w moim przekonaniu, tak fundamentalną, że naprawdę niewiele zagadnień jest w stanie w fundamentalności tej akurat kwestii dorównać.
To, o czym tu piszę jest właściwie fundamentem konstrukcji pojęć:
- wolności
- osoby
- prawdy
- uzasadnienia
- wyboru
i wielu innych.
Spróbuję sprawę naświetlić przykładem.
Wyobraźmy sobie, że do jakiegoś tam plemienia nie mającego kontaktu wcześniejszego z cywilizacją przybywa pseudomisjonarz, który nauczywszy się języka tubylców, głosi im swoją nową religię - żąda od nich wiary w Burba.
Misjonarz powiada: kto uwierzy w Burba, ten wygra swoje życie, kto nie uwierzy, przegra je. Wierzcie w Burba, bo tylko to ma sens, tylko to jest ważne.
Tubylcy oczywiście naszego psudomisjonarza zapewne spytają: no dobra, mogę uwierzyć w ten Burba, ale powiedz mi chociaż, czym się ów Burb charakteryzuje. Wierzyć w Burba właściwie dla nas znaczy CO?
Ale pseudomisjonarz nie zamierza żadnych właściwości owego Burba zdradzić, wymigując się, że to jest tajemnica, że mają wierzyć w Burba i już.
Na to, pewien bystrzejszy tubylec pyta: no to w co tak właściwie mamy wierzyć, jeśli jedyne co nam przedstawiasz to samo słowo Burb? Czy w ogóle jest możliwe w takie coś "wierzyć"?
Jak można wykonać - w sumie w pewien sposób "kierunkową" czynność myślową w stosunku do czegoś, co nie wyznacza żadnego kierunku, bo jest samą nazwą i niczym więcej?
Wiara jest swego rodzaju czynnością umysłu, która działa NA CZYMŚ. Nie działa na braku obiektu, tak jest niewykonywalna - te zastrzeżenia stawia bystrzejszy tubylec.
Zagadnienie w tej zmyślonej historyjce przedstawiłem skrajnie. Burb (niektórzy mogą cieszyć, że być może tak skrytykowałem pewne postawy dotyczące religijności, dotyczące wiary w Boga, co jednak jest racją w odniesieniu do nieprawidłowo skonstruowanej, a nie poprawnej relgiii) jest bowiem tylko nazwą i niczym więcej. W realnych odniesieniach sytuacja aż tak skrajna nie jest - przedstawia się nam do uwierzenia, zaufania, opanowania, poparcia (także politycznego) różne idee, byty, rzeczy, które mają w sobie aspekty dokumentu podpisywanego in blanco. Oto deklarować się mamy na coś, czego właściwości nie znamy.
Tu powstaje podstawowe pytanie:
Czy wiara in blanco jest w ogóle wiarą?
ALE...
żeby było śmieszniej postawię z - właściwie zbliżoną mocą - pytanie do powyższego przeciwne:
Czy wiara BEZ aspektów in blanco jest w ogóle wiarą?
To jest dopiero pytanie! (właściwie dwa pytania)
Ciekaw jestem, czy ktoś widzi ten sam problem, co ja - czy wymodelował w swoich myślowych odniesieniach problem związany z postawieniem tych dwóch pytań...
Przypuszczam, że dla większości ten ten tekst jest niezrozumiały, sugerujący, że "pewnie Michałowi odbiło". Ale ja twierdzę, że nie odbiło.
|
|