Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33732
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 21:54, 17 Kwi 2022 Temat postu: Własna natura wrodzona - akceptować ją, czy walczyć? |
|
|
Mamy pewne cechy wrodzone. Można je traktować jako dar, albo przekleństwo...
Ktoś jest inteligentny, a ktoś raczej mało bystry; ktoś silny, a ktoś jest rachitycznym słabiakiem. No i te cechy psychiczne - jedni są od urodzenia przebojowi, inni wycofani; ktoś jest optymistą, inny skłonny do depresji.
Przed chwilą oglądałem film, w którym matka - okazując wielką szczęśliwość z tego powodu - bawi się z niemowlakiem. Nie zmusza się do tego, naturalnie ją to cieszy. Ja się swoimi dziećmi w wieku niemowlęcym zajmowałem, parę niemowlaków obcych bawiłem, ale moim odczuciom wtedy było daleko do stanu szczęścia. Robiłem co było trzeba, bo to obowiązek, starałem się wywiązać z zadania, lecz właściwie zielonego pojęcia nie mam, jak to jest być szczęśliwym bawiąc się z niemowlakiem. Nie umiem sobie tego wyobrazić.
Stawiam hipotezę, że bardzo bardzo trudno jest osiągnąć wysoki poziom biegłości w czymś, czego nie wspomaga w nas naturalny, wrodzony zestaw cech, a z nim też odczuwania przyjemności kontaktu z daną dziedziną. To co człowiek lubi, to chłonie, to naturalnie próbuje do siebie przybliżyć, jest tym zaciekawiony. To zaś co się robi z musu, walcząc ze sobą, robiąc to "bo trzeba", bez poczucia przyjemności, bez emocjonalnego pozytywnego zaangażowania, będzie robione formalnie, sztywno, gorzej. Jak człowiek nie ma do czegoś serca, to efekty jego działania są zwykle dużo gorsze, niż tej osoby, co czuje zaangażowanie do sprawy. Zwykle, choć nie zawsze...
Ludzkie ścieżki poznania są czasem znacznie bardziej skomplikowane, niż to się na początku wydaje. Czasem dla rozwoju jakiejś dziedziny trzeba szczególnego rodzaju dystansu, nawet nastawienia negatywnego. Ktoś kto wymyślił pralkę, zapewne był negatywnie nastawiony do ręcznego prania...
Czasem wartościowe jest robienie czegoś na przekór sobie. Czasem nie mamy wyjścia, musimy się do czegoś zmusić, zadziałać wbrew pragnieniom, wbrew swojej naturze.
Uważam, ze warto jest CO JAKIŚ CZAS zadziałać wbrew swojej rutynie, przyzwyczajeniom, upodobaniom. Ale życie cały czas przeciw sobie, to straszny kierat, to mordęga.
Ktoś kto umie działać tylko zgodnie ze swoimi wrodzonymi predyspozycjami jest tych predyspozycji niewolnikiem. Ale też ktoś, kto chce zawsze sprzeciwiać się swojej naturze, jest niewolnikiem tego paradygmatu sprzeciwiania się.
Żyjąc blisko tego, co wyznacza nam nasza natura, jesteśmy szczęśliwsi, niż gdy musimy funkcjonować przeciw niej. Ale tylko optymalizując się na tej naturze, ugrzęźniemy w stagnacji. Czasem warto jest zainwestować trochę mniejszą dozę przyjemności, czy szczęścia w życiu, aby później odebrać sobie z tego procent - gdy spojrzymy na własne upodobania z dystansu, a dalej lepiej je zrozumiemy.
Życie w dużym stopniu polega na wychodzeniu ze swoich "skór" i przymierzaniu trochę innych skór. Im bardziej jesteśmy w stanie porzucać stare skóry, tym bardziej mamy wolność wyboru. Ale to działa do pewnego tylko poziomu.
Jeśli poziom obcości względem naszego rozumienia, chaotyczność względem tego, co umiemy odczuwać osiągnie pewną wartość, nasze rozumienie będzie już się tylko pogarszać, będziemy tylko gnębieni i szarpani przez rzeczywistość ustawioną za bardzo na przekór nam. Efektem będzie zahamowanie rozwoju, marazm mentalny.
|
|