|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33732
Przeczytał: 74 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 0:28, 27 Sie 2024 Temat postu: Właściwa forma akceptacji wlasnej osoby |
|
|
Są dwie szkoły w kwestii pytania, czy w ogóle powinniśmy siebie akceptować.
- Najczęściej w dzisiejszych do głosu aktualnie dochodzi szkoła raczej ku akceptacji samego siebie.
- Ale część ludzi kwestionuje to, że akceptacja siebie jest czymś dobrym, traktując taką postawę jako bliską egoizmowi. Ta szkoła stawia sprawę na zasadzie "człowiek powinien od siebie wymagać, doskonalić się". A przecież doskonalenie się jest forma zmiany, zaś zmiana - jeśli miałaby być celowa i sensowna - powinna odrzucać to, co stare, czyli nie akceptować tego. Do tego można dorzucić głos ze strony części religijnych rygorystów, którzy w ogóle akceptację siebie traktują jako grzeszną, bo człowiek miałby przede wszystkim być posłuszny i pokorny, a do tego skłonny do poczuwania się do win z tytułu swoich grzechów. Poczucie winy, czasem wstydu jest przecież wyraźnie czymś odwrotnym niż akceptowanie siebie.
Ja nie odrzucam do końca argumentów żadnej ze stron owego sporu. Uważam, że jest jakaś część racji zarówno po stronie tych, którzy mówią o tym, że należy siebie akceptować, jak i po stronie tych, którzy przestrzegają przed akceptacją, a już na pewno zbyt łatwą akceptacją. Trochę inaczej rzecz ujmując, powiedziałbym, że akceptować siebie należy, ale FORMA, SPOSÓB TEJ AKCEPTACJI SIEBIE jest odrębną, wcale nie łatwą sprawą.
Są akceptacje siebie, które się wg mnie nie sprawdzą - akceptacje naiwne, zupełnie pozbawione aspektu wymagalności, akceptacje ignorujące dość oczywisty fakt, że tak jak nie wszystko z tego zewnętrznego świata nam się musi podobać (i nie wszystko się podoba), to czasem kłamstwem i hipokryzją byłoby udawanie, że podobają nam się, są w pełni akceptowane te aspekty naszej osobowości. Bo niektóre z nich po prostu dają nam w kość, powodując, iż wpadamy w kłopoty, cierpimy, mamy wyrzuty sumienia (a często słusznie je mamy).
Naiwna akceptacja siebie wg mnie jest po prostu nie do utrzymania. Są tacy, którzy mocno nierealnie tu stawiają sprawy - np. postulują pełną "ciałopozytywność", czy nieprzejmowanie się tym, co zrobiliśmy. Ale jeśli się nażarliśmy po raz kolejny "jak świnie", jeśli czujemy się tym żarciem wręcz zatruci, ospali i widzimy, jak nieatrakcyjnie wyglądamy (a otoczenie też nie zawsze jest dyplomatyczne w tym względzie), to wmawianie sobie tego, że wszystko jest w najlepszym porządku, że dobrze jest, jak jest, bo my tego właśnie chcemy, jest robieniem sobie wody z mózgu. Oszukiwanie samego siebie działa tylko do pewnego stopnia. Po przekroczeniu pewnych granic życzeniowego wmawiania sobie czegoś, co wyraźnie widać, że jest inne, zaczynamy się od tego wmawiania czuć wcale nie lepiej, a często jest jeszcze gorzej, bo i tak "rzeczywistość krzyczy", a my nie umiemy tego krzyku zignorować.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Wto 9:46, 27 Sie 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33732
Przeczytał: 74 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 10:29, 27 Sie 2024 Temat postu: Re: Właściwa forma akceptacji wlasnej osoby |
|
|
Jest kilka wadliwych sposobów akceptacji siebie. Mają one wszystkie tę wspólną cechę, że coś akceptują, a coś innego przeoczają, ignorują, jakby tego nie było, pomimo tego, że to jest jednak ważne.
Akceptacja silnie polegająca na osiąganiu, zdobywaniu pozycji w społeczeństwie - ona uzależnia człowieka od społeczeństwa, naraża na nieustanny stres i stałą konieczność rywalizowania. W końcu przychodzi wiek słabości starczej, przychodzi bezradność, a wtedy człowiek tak postrzegający wartość siebie doznaje ostatecznej porażki, bo młodsi silniejsi go wypierają.
Akceptacja bezwarunkowa każdej pojawiającej się w człowieku emocji - tę naiwną formę akceptacji często można spotkać w środowiskach lewicowo nastawionych artystów, humanistów. Charakterystyczną właściwością tej synkretyzm, powierzchowność, ciągłego ignorowanie przeczenia sobie na różnych polach. Emocje bywają sprzeczne ze sobą, więc akceptowanie ich jest ciągłym lawirowaniem pomiędzy sprzecznościami, udawanie, zamiatanie pod dywan tego, co niewygodne w danym momencie. Tak akceptując siebie, tworzymy osobowość wysoce niespójną, w istocie, w głębi skonfliktowaną, niepewną, mało sprawczą, czy też o sprawczości bardzo powierzchownej.
Akceptacja silnie skupiona na pozytywnych atrybutach rzeczywistości, a ignorująca to, co w życiu trudne - to jest akceptacja w stylu Scarlett o Hara, jej hasłem jest postawa wobec tego, co niewygodne w życiu "pomyślę o tym jutro", postawa nierozwiązywania konfliktowych sytuacji w tym momencie, gdy się pojawiają, przełączaniu się z automatu na "jasną stronę życia". Ale często to się po prostu nie da, więc efektem takiej strategii może być niestanięcie na wysokości zadania w obliczu naprawdę kluczowego życiowo wyzwania. Zdolność do wzięcia na siebie trudu, zmierzenia się z zagrożeniami, jest dowodem dojrzałości psychiki, a jeśli ktoś z reguły nieprzyjemne rzeczy spycha, udaje, że ich nie ma, to po prostu prosi się o to, że w końcu pojawi się wyzwanie, którego efektem (w przypadku niepodjęcia go) będzie zawalenie się człowiekowi jego życia.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33732
Przeczytał: 74 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 11:59, 06 Wrz 2024 Temat postu: Re: Właściwa forma akceptacji wlasnej osoby |
|
|
Akceptując siebie "tak w ogóle", czyli akceptując siebie w stylu "wiem, że jestem wspaniały, najlepszy na świecie, wymiatam i wszystko na ten temat", staniemy zapewne za chwilę w obliczu konieczności zaprzeczenia tej akceptacji, gdy tylko pojawi się dowolny problem, czy okoliczność negująca taką życzeniową wizję siebie. Wtedy trzeba będzie, z podkulonym ogonem, wycofywać się z własnych przekonań.
Nie sposób jest wiecznie zakłamywać oczywistych, dojmujących faktów na temat własnej osoby!
Naiwna forma akceptacji siebie ostatecznie zmigruje w człowieku do ukształtowania postawy niepewności, wewnętrznego zwątpienia, co najwyżej maskowanego na zewnątrz jakimiś buńczucznymi deklaracjami, czy zaczepnymi, albo samochwalczymi postawami wobec ludzi.
Wiele frustracji, wiele psychicznego cierpienia powstaje na bazie właśnie tej życzeniowej, zakłamanej akceptacji siebie. Oto bardzo byśmy chcieli być tacy "super", życie pokazuje, iż "jesteśmy, jacy jesteśmy naprawdę", a my - biedacy - musimy się napocić, aby jakoś ukryć przed sobą prawdę o sobie, musimy niczym reżimowy rzecznik prasowy nawymyślać sobie żałosnych usprawiedliwień, przeinaczeń faktów. A przecież tam w środku wiemy, jaka jest prawda! To powoduje, że rozgrywanie całej tej gry pozorów tylko psychice co chwila będzie przypominało: tak naprawdę to jesteś beznadziejny, tylko udajesz! Nie masz prawa ufać samemu sobie, skoro co chwila sam wobec siebie głosisz jawne kłamstwa.
Iluzją jest przekonanie, że mamy pełną władzę nad swoimi odczuciami, a więc że skuteczne będzie przekonanie samego siebie, iż życzeniowy osąd naszych czynów i osoby jest zasadny. Ta gra, w której co chwila wystawiamy miłe emocjom kłamstwa jako "reprezentantów" naszej osobowości ma bardzo niemiłe skutki uboczne, które się ujawniają, w miarę jak dana osoba coraz bardziej sama próbuje się oszukiwać. Bo jest w naszą psychikę wbudowany pewien bezpiecznik przed totalnym zakłamaniem. Jest w psychice zamontowany rodzaj strażnika, który będzie świadomości wysyłał sygnały negatywne, będzie wywoływał dyskomfort wtedy, gdy zaczniemy sobie narzucać przekonania oderwane od reszty rozumienia, świadomości, odczuwania. Można sobie wmawiać, iz "mam moc przekonania się, że 2+2=5", ale realizcja takiej "mocy" będzie najczęściej żałosna - bo "tam w środku" dalej będziemy jednak uznawali tradycyjną postać arytmetyki, a tylko będziemy musieli obserwować, jak uprawiamy tę śmieszną grę w zakłamanie, wmawiając sobie coś, czego tak do końca wmówić sobie nie potrafimy.
Nie mamy sprawczości wobec swoich calkiem prostych emocji.
- Rozstając się z partnerem, czując żal i ból z tego tytułu, nie jesteśmy w stanie "na pstryk" odmienić ten stan żalu.
- Nie jesteśmy w stanie zmienić swojego odczuwania smaku - jeśłi nie lubimy jakiejś potrawy, to żadne przymuszanie się do tego, aby ją polubić, nie przyniesie skutku.
- Odczucia niezadowolenia z tytułu np. postrzegania swojego ciała jako nieatrakcyjne, albo swoich życiowych osiągnięć jako wystarczające nie jesteśmy w stanie samą tylko intencją zmienić w zadowoleni i akceptację siebie.
Kiedyś był modny temat "myślenia pozytywnego", zalecano ludziom, aby właśnie tak sobie poprawiali psychiczny dyskomfort - wmawianiem sobie, że wszyskto jest super, a my jesteśmy doskonali. Czytałem o badaniach psychologicznych, z których wynikało, że owo "myślenie pozytywne" może mieć skutek wręcz odwrotny do zamierzonego - człowiek nie tylko nie poprawia sobie taką postawą samopoczucia, a wręcz pogarsza swój stan akceptacji, odczuwania radosci i satysfakcji życiowej.
To wszystko by sugerowało, że stan satysfakcji nie się osiągnąć samą intencją, samym wmawianiem sobie. Podobnie nie potrafimy skutecznie sami siebie zaakceptować. I powstaje oczywiste pytanie: to jak ten stan satysfakcji osiągnąć już skutecznie?
Moim głównym pomysłem byłaby rada: to może jednak próbując coś to zmieniać ALE BEZ ZAKŁAMYWANIA czegokolwiek?...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|