|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33732
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Nie 17:06, 27 Paź 2024 Temat postu: W dyskusjach unikam postawy dobitności w stwierdzaniu swego |
|
|
W pewnym momencie życia w mojej postawie epistemicznej dokonał się zwrot od postawy, w której za właściwy uważam tryb narzucania swoich przekonań, dobitnego głoszenia tez na rzecz właściwie przeciwnego traktowania dyskusji, kontaktów z ludźmi. W skrócie można by powiedzieć, że aktualnie
- dużo rzadziej (w perspektywie zmierzam to do drastycznej minimalizacji) głoszę "jak JEST",
a za to
- formułuję swoje przekonania w trybie: jak JA TO CZUJĘ, albo uważam, że MOŻE BYĆ.
Skąd mi się to wzięło?...
- Głównym powodem jest OBSERWACJA płynąca z wielu dyskusji, w ramach której pojawiła się u mnie ocena, iż arbitralne, dobitne stwierdzanie czegokolwiek silnie koreluje z grawitowaniem dyskusji do walk personalnych, do śmiesznego puszenia się swoim rzekomym "autorytetem", walki ego, a ODCHODZENIA OD ARGUMENTOWANIA W SAMEJ SPRAWIE - MERYTORYCZNIE.
Wyraźnie widzę, że im bardziej ktoś argumentuje dobitnością, tym większa jest szansa, że za chwilę zacznie do dyskusji dorzucać aspekty emocjonalne, napastliwość personalną, porównywanie się na gruncie ocen społecznych, a zainteresowanie tym, jak się modeluje dane zagadnienie karleje, nieraz dążąc wręcz do zera.
Jest i - chyba nawet nie mniej ważny - powód dodatkowy: ja sam nie mogę być tak stuprocentowo pewnym swoich przekonań. Zatem w dyskusji w pewnym sensie...
proszą o skrytykowanie mnie! Właśnie o to mi chodzi, aby wyrażono wobec moich poglądów (tu stawiam warunek: sensownie uzasadnione!) głosy krytyczne. Sprzeciw jest zatem oczekiwany, a ja W DUCHU POKORY zamierzam się nad krytyką moich przekonań pochylić. Choć stawiam tu warunek, aby owa krytyka nie była w trybie arbitralnym, personalnym, związanym z presją emocjonalną, lecz wyrażona rzeczowo, intelektualnie czujnie i unikająca oparcia się o motywy, które są nierozliczalne, niedające się przeanalizować logicznie. Chętnie zainteresuję się krytyką (ostatecznego jej przyjęcia nie gwarantuję, chodzi o samo UCZCIWE JEJ ROZWAŻENIE), byle tylko nie wpadała ona w to, co jednak odrzucam - walkę o dominację, posługiwanie się presją, emocjonalnym nastawieniem.
Jak praktycznie zachodzi to moje odejście od postawy arbitralności?...
- Przede wszystkim w znaczącym PONIŻENIU W HIERARCHII ZNACZENIA WSZELKICH STWIERDZEŃ NIE POWIĄZANYCH Z ICH UZASADNIENIEM. Owo "poniżenie" nie oznacza jednak zanegowania, czy uznaniu z góry za fałszywe, lecz jedynie za zrównaniu ich z KAPRYŚNĄ OPINIĄ, LUŹNYM ODCZUCIEM. To, co nie ma uzasadnienia jest dla mnie z grubsza równe epistemicznie stwierdzeniom w stylu:
- lubię czerwone jabłka i muzykę Brahmsa
- chętnie wyjeżdżam na wczasy do Włoch
- denerwują mnie hałaśliwi ludzie
itp. itd.
To wszystko wyżej są opinie, czyli przekonania świadczące INDYWIDUALNYM ODBIORZE czegoś tam. Nie wiadomo, jaka jest ich obowiązywalność w szerszym sensie - mogą być przekonaniem bardzo osobistym, rzadkim w populacji, mogę być w obszarze średniej statystycznej, mogą być też bardzo silnie powiązane z jakąś absolutnie nieprzekraczalnym prawem. Tu wszystko być może, więc tego nie neguję, ale też nie uznaję z góry!
Zatem zabiegi co niektórych, aby nawarstwianiem dobitności i emocji wcisnąć mi te ich (rzekome) "prawdy absolutne", traktuję jako objaw niedojrzałości intelektualnej. Jeśli ktoś próbuje arbitralność, dobitność w dyskusji silnie eskalować, to raczej może się spodziewać ode mnie reakcji uznania go za osobę zapóźnioną intelektualnie, a głoszone przez nią poglądy jak jeszcze mniej wiarygodne, bo teraz są one kojarzone z umysłem osoby, która dała się poznać jako niedojrzała mentalnie.
Sam też nie NIE STAJĘ DO POJEDYNKU NA ARBITRALNOŚĆ.
Uważam to podejście pogrywania dobitnością i arbitralnością za na tyle poniżające intelektualnie, że nie zamierzam się na "taką głupotę" ścigać, a wręcz za ujmę sobie poczytuję podjęcie takiego wyścigu.
Co zatem powiem komuś, kto z emfazą, arbitralnie głosi swoje tezy, a unika podania dla nich rzetelnych uzasadnień, wskazania użytych założeń, odwołania się do intelektualnych podstaw, z których dane rozumowanie wynika?...
Odpowiem mu: może i masz rację... Nie jestem w posiadaniu prawd absolutnych, więc nie mam podstaw, aby Twoje stwierdzenia ostatecznie odrzucić, ale też (trochę też z tego samego powodu braku dostępu do prawd absolutnych) nie zamierzam ich potwierdzać. Mogę tu wygłosić jakąś moją OPINIĘ - subiektywny głos w sprawie i tylko w takim trybie (żadne tam autorytatywne stwierdzenie) proszę traktować.
A jeśli ktoś arbitralnie przemawiający próbuje wzmocnić wymowę swoich stwierdzeń powołaniem się na "to nie tylko ja taka głoszę, ale też NASI tak głoszą!", albo powie "to nie tylko jest moje zdanie, lecz twierdzę to za autorytetami", to ja odpowiem mu wtedy: ok, jeśli to nie jest Twoje zdanie, to daj linka do wypowiedzi tych osób, którzy pogląd stworzyli, a ja już wtedy osobiście sprawdzę, na ile oni są w stanie mnie przekonać. Ty się tu zatem z dyskusji usun, bo sam najwyraźniej masz niewiele do powiedzenia. Poza tym...
powstaje pytanie: kto stał przy tych autorytetach, którzy kiedyś dany pogląd formułowali?...
- Jest jakiś poważny powód do uznania, że byli mądrzejsi, bardziej kompetentni niż my dzisiaj?...
Bo jeśli takiego przekonującego powodu nie da się przedstawić, to ich przekonania są jedynie po prostu jednym z wielu głosów w dyskusji - są, owszem, do rozważenia, ale w żadnym razie nie będzie im przyznana rola dominująca.
Jestem symetrystą epistemicznym - stoję z zasady na pozycji neutralnej, a zmiany z neutralności na pogląd wyróżniający coś dokonuję, dopiero mając przekonujące ROZUMOWE argumenty.
Arbitralność stawiania sprawy jest zaś dla mnie jedynie zabiegiem erystycznym - manipulacją, a co za tym idzie niczego ona pozytywnie (bo negatywnie już troche tak) nie wspiera.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33732
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 12:02, 02 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
Postawa stwierdzającego namolnie narzucania innym jakichś opinii jest przejawiana przez pewien typ osób w licznych dyskusjach. One zdają się spełniać jakoś mentalnie, gdy stawiają swoją osobę i poglądy na zasadzie: to tak jest, ja tak twardo głoszę, żądam przyjęcia tego!
I sam ten personalny, emocjonalny nacisk pełni u owych osób rolę niejako gwaranta prawdziwości owych stwierdzeń.
Al przecież, czy
- wynik operacji matematycznych zmienia się w zależności od tego, czy ktoś bardziej przy jakiejś jego konkretnej opcji upiera?...
- skład chemiczny substancji jest zależny od tego, ile osób, wskutek namawiania ich do wsparcia "sprawy" będzie głosiło, że jest taki, a nie inny?
Tu dotykamy jakiejś postaci INTUICYJNEGO POSTRZEGANIA PRAWDZIWOŚCI, które prezentuje znaczny odsetek ludzi. Oto gdzieś głęboko w ich przekonaniach zaszyta jest taka wizja prawdziwości, która uzależnia określenie czegoś jako "prawdziwe" w zależności od tego, ilu stronników uda się zebrać do wsparcia wybranej opcji rozstrzygnięcia wątpliwości. Taka wizja prawdziwości może się sprawdzi w pewnej drobnej części przypadków - np. tam, gdzie stwierdzenie dotyczy jawnie poglądów społecznych typu "większość ludzi reaguje na okoliczność X postawą Y" - ale zawodzi w obliczu ustalania aspektów wyraźnie obiektywnych. Jednak z racji na pewien rodzaj bezwiedności ludzkich przekonań, pojawia się efekt przeniesienia mechanizmów walki o miejsce w społeczności na aspekt ustalania sensu spraw i prawdziwości stwierdzeń obiektywnych. Ci, którzy przenoszą mechanizm walki o pozycję w swoim stadzie na aspekt ustalania kwestii obiektywnych działają atawistycznie, a w końcu sami sobie będą musieli zaprzeczyć. Bo "tam w środku, tak naprawdę chodzi im" nie o to, ile osób uda się skrzyknąć do wsparcia wygodnego na jakimś etapie kłamstewka, lecz o to, jakie obiektywne relacje w świecie są przedmiotem zainteresowania owych osób. Tak więc w rzeczywistości chodzi tutaj o to, że wspomniane osoby same nie wiedzą, czego chcą.
Owe osoby, tak naprawdę same nie wiedzą, po co walczą o to, aby jak większa grupa ludzi głosiła owe ich stwierdzenia, które przecież nie odnoszą się do niczego obiektywnego (choć do głoszenia obiektywnych stanów aspirują).
Ten atawizm, to przenoszenie mechanizmu presji społecznej na nieadekwatne okoliczności świadczy o mentalnej niedojrzałości osób, które taką postawę przejawiają. Ludziom mieszają się i plączą walczące w nich emocje; interferujące ze sobą odrębne w istocie cele:
1. cel bycia uznanym w swojej grupie, a także zdobywającym wyższe miejsce w hierarchii społecznej
2. cel ustalenia obiektywnych okoliczności świata i życia, zrozumienia zależności "jak rzeczy działają"
3. cel działania na rzecz spójności swojego stada.
Te trzy cele owym nieuporządkowanym ludziom chaotycznie na siebie nachodzą, interferując dają przypadkowe de facto odczyty.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 12:06, 02 Gru 2024, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33732
Przeczytał: 72 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 18:25, 02 Gru 2024 Temat postu: |
|
|
W środowiskach naukowych, intelektualnych stosowanie nacisku personalnego jest właściwie dyskredytujące. Jeśli ktoś taką postawę przejawi, to zostanie potraktowany jako osoba nienadająca się do poważnej dyskusji. Z taką osobą nie toczy się sporów, nie dyskutuje, bo z góry wiadomo, że ma się do czynienia z kimś, kto nie rozumie podstawowych reguł intelektualnych. Taki ktoś może być porównany do "szachisty", który gdy zaczyna przegrywać, zabiera oponentowi z szachownicy figury, żądając aby ten ostatni uznał grę z taką modyfikacją za normalną kontynuację partii...
Ktoś, kto się zdradził z próbą stosowania nacisków personalnych, czyli nie umie się skupić na merytorycznym przedmiocie dyskusji, wystawia sobie sam opinię w stylu: z takim kimś szkoda w ogóle tracić czas na dyskusję z prawdziwego zdarzenia.
Co jednak robić, jeśli taki pozorant intelektu, namolny, inwazyjny agitator akurat nam się trafi?...
Typowo, stosuje się jakieś uniki. Walka z kimś takim jest raczej ostatecznością, bo ona byłaby zniżeniem się do jego poziomu. A wiadomo, że tu już nie ma kwestii przekonywania to, tu już się bierze dyskusji intelektualnie na serio. Chodzi już tylko o to, aby delikwent dał nam spokój, bo został skreślony, bo intelektualnie "nie rokuje", nie daje wkładu w rozumowanie, a jedynie utrudnia postęp myśli.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pon 18:30, 02 Gru 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|