Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Umysł pogrywający z samym sobą, czyli o zakłamywaniu

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33355
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 9:16, 29 Lip 2023    Temat postu: Umysł pogrywający z samym sobą, czyli o zakłamywaniu

Pojęcie racjonalizowania jawnie niezgodnych z własnymi deklaracjami i sensownością wyborów jest w psychologii znane. Ludzie racjonalizują różne rzeczy, aby obronić przed samym sobą to, że robią coś ewidentnie bez sensu. Tutaj będę chciał się zastanowić nad różnymi przykładami, w jaki sposób biedny, skołowany umysł człowieka, próbuje sam przed sobą ukryć niewygodne z jakichś tam powodów prawdy.

Racjonalizacja metodą na przypisanie jej oponentowi
W dyskusjach (tutaj na sfinii w szczególności) to jest bardzo typowy mechanizm racjonalizacji. Wielu dyskutantów nie jest w stanie zastanowić się nad jakimś problemem uczciwie, bo to by sugerowało, iż coś w swoim myśleniu muszą zmienić. Aby jakoś usprawiedliwić jednak to odstąpienie od naprawy własnych błędów, będą oni...
przypisywali je wyłącznie innym ludziom.
Jest to dość powszechna metoda. W niej problem zawsze jest stawiany tak, że tyczy się CZYJEGOŚ MYŚLENIA. Zastosowanie tego samego mechanizmu wobec własnego myślenia jest blokowane na różne sposoby. W arsenale tego blokowania jest:
- po prostu złość, agresja na oponenta - na zasadzie "to ty masz odpowiedzieć na to pytanie, a nie ja!" :fight:
- po prostu ignorowanie postawionych danych problemów względem własnych poglądów, traktowanie pytań jako niebyłych
- pozorne zajęcie się problemem - czyli zaczynanie odpowiedzi w sposób sugerujący, że się ktoś chce zająć problemem, ale potem realnie tego problemu zignorowanie, skierowanie uwagi na jakiś poboczny komentarz, a nie na ostrze zarzutu.
- powołanie się na rzekome tu quoque, gdy ktoś próbuje zasugerować, iż jeśli zarzut miałby wynikać z ogólnej zasady, to powinien objąć każdy przypadek, także sytuacje niewygodne dla stawiającego komuś zarzuty.
Mamy tu na sfinii całe "tony dyskusji", w których taktyką pogrywania jest skupienie się na skupianiu zarzutu wyłącznie na twierdzeniach oponentów, a nie dopuszczaniu do ich symetrycznego rozważenia. Tymczasem jeśli tej symetrii zabraknie, to by oznaczało z automatu, iż zarzut nie wynika z żadnej ogólnej zasady, czyli po prostu NIE STOSUJE SIĘ.
Jeśli ktoś stawia zarzut, który może być stawiany skutecznie tylko wobec oponenta, to znaczy, że po prostu ARBITRALNIE STWIERDZA coś wobec tego oponenta, a nie powołuje się na prawo, które ma ogólną obowiązywalność.

Jest dość szczególna odmiana owej metody zakłamywania poprzez przypisywanie jej oponentowi - negatywną, krytyczną reakcją na to, że ktoś wskazuje niewygodny fakt. Bo rzekomo - jak niektórzy zdają się wierzyć - jeśli się nie wspomina o niewygodnych okolicznościach, to się jest po tej "dobrej stronie". Posłańca, który niesie złe wiadomości, wystarczy zabić, a termometr, wskazujący gorączkę wystarczy stłuc i "mamy po problemie"... :rotfl: :shock:
Szczególnym wydaniem tej metody zakłamywania jest udawanie, że w rozumowaniu można nie stosować założeń, że nie pojawia się aspekt wiary. Metoda na ukrywanie tej okoliczności przez co niektóre osoby polega na tym, że jak ktoś o tym w ogóle wspomni, to jest atakowany jako zwolennik zrównania wszelkich stwierdzeń pod względem ich słuszności. Samo wspomnienie, że wiary występują, nawet jeśli osoba o tym wspominająca zastrzega, iż DALSZYM KROKIEM BĘDZIE RÓŻNICOWANIE owych wiar (co wymaga oczywiście wprowadzenia kolejnej wiary, związanej z ustanowieniem kryterium tego różnicowania), już daje prawo do zablokowania dyskusji na etapie zarzutów o zrównywanie, czyli nie rozpatrywanie dalej argumentacji.
Tu warto właśnie na ASPEKT BLOKOWANIA zwrócić uwagę, bo jest on wspólny dla wszystkich sposobów racjonalizowania tych wewnętrznych intelektualnych kłamstw. Racjonalizowanie polega na STWORZENIU PRETEKSTU DO NIE ZAJĘCIA SIĘ (BLOKOWANIA TEGO ZAJĘCIA SIĘ) TYM, CO NIEWYGODNE dla kogoś mentalnie.

Racjonalizację na zasadzie "bo skoro problem przypisuję mojemu oponentowi, to mnie on automatycznie nie dotyczy" trudno określić inaczej, jak tylko NIEDOJRZAŁOŚĆ INTELEKTUALNĄ, MENTALNĄ. Zamiast się brać z bary z problemem, mamy tu bowiem sromotną rejteradę z intelektualnego placu boju i schowanie się przed wyzwanie gdzieś w niedojrzałej emocji skupiania na kwestii rywalizacji, przeniesienie uwagi z problemu na osobę, na tamtych, onych.


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Sob 10:36, 29 Lip 2023, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33355
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:12, 31 Lip 2023    Temat postu: Re: Umysł pogrywający z samym sobą, czyli o zakłamywaniu

Jak rozpoznać osoby skoro do zakłamywania rzeczywistości?
Oto kilka dość wyrazistych symptomów:
- Częste wymuszanie czegoś, posługiwanie się złością jako środkiem nacisku (to buduje atmosferę, w której trzyma się w garści tych, którzy mogliby zdemaskować kłamstwa)
- Częste odpowiadanie nie wprost (szczególnie gdy pytanie dotyczy niewygodnych, zakłamanych aspektów, to rozmywanie problemów jest formą ukrycia fałszu)
- Silne skupianie się na dziwnych, w zasadzie nieistotnych aspektach spraw (potrzebne to jest komuś, aby się wytłumaczyć z dziwnych, bo zafałszowanych decyzji)
- osobom skorym do kłamstwa podobają się inni kłamcy - także np. filmy, w których ktoś kłamie.
- robienie tajemnicy niby dla zabawy z różnych rzeczy, informacji. Nawet gdy nie chodzi o jakieś ważne sprawy, to jeśli ktoś nie ma oporu przed wprowadzeniem do komunikatów zakłamania, to o czymś wyraźnie świadczy.
- nagminne domniemanie kłamliwości u innych ludzi (zwykle oceniamy czyjeś postawy po własnych intencjach i postawach).
- częste robienie "mgły" z nadmiarowych sugestii, emocji, zwodniczych informacji. Nawet jeśli nie bardzo wiadomo, czemu to miałoby służyć.
- częste ignorowanie faktów i nadawanie im nadmiarowych interpretacji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33355
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 12:28, 03 Sie 2023    Temat postu: Re: Umysł pogrywający z samym sobą, czyli o zakłamywaniu

W innym wątku wyraziłem swoje przekonania w kwestii, czy należy raczej mieć, czy nie mieć wątpliwości. Trochę dlatego, ze chcę tamten tekst zarchiwizować na własnym blogu, a nie bardzo wiem, gdzie go wcisnąć, aby nie mnożyć wątków, wrzucam go tutaj. Bo też uważam, iż kolejną formą zakłamania umysłu jest ignorowanie przez nas wątpliwości, które zasadnie w jakiejś sprawie się pojawiają.

Michał Dyszyński w wątku Zwątpienie jako ułomność umysłu napisał:
blackSwan napisał:
Niepewność hamuje rozwój intelektualny, gdyż blokuje możliwość działania. Moc działania opiera się na pewności. Dobrze jednak by była to autentyczna pewność wynikająca z wiedzy, a nie z wiary.

Wielkim przeciwnikiem pewności jest ideologia zwątpienia, przedstawianej jako prawidłowy sposób myślenia. Zakłada ona, że nic nie można wiedzieć z pewnością. W takiej konsternacji działanie jest utrudnione.

W istocie wiedza faktologiczna jest możliwa. Nie zjawia się od razu, ale w sposób stopniowy człowiek poszerza swój zakres wiedzy. Co bardziej istotne zjawiają się powiązania między różnymi faktami, które dają jeszcze większą pewność. Zjawisko zazębiania się faktów często jest ignorowane poprzez zwolenników ideologii zwątpienia, a przecież w ten sposób buduje się bardziej pełny obraz świata. Dlatego należy odrzucić niepotrzebne zwątpienia i być gotowym do nauki i poznawania wbrew skrajnemu pesymizmowi, że nic tak naprawdę nie da się poznać.

Odrzucić zwątpienie...
Ale jak?...
Prosty przykład tu przedstawie. Oto mamy wątpliwości, czy podołamy zadaniu, które przed nami się pojawiło - np. w pracy mamy do zrealizowania trudny projekt. Z jednej strony czujemy, że sporo na dany temat już wiemy, trochę podobnych projektów udało nam się zrealizować, ale ten jest wyjątkowo skomplikowany, jest wiele w nim aspektów, niejasnych, czasem wręcz podejrzewamy, że ktoś z szefostwa chciał nas tym projektem wepchnąć na minę, że staniemy się kozłem ofiarnym nieudanego przedsięwzięcia, ratując dupę jakiemuś cwaniakowi, który sam głupio ten projekt rozpoczął, ale wina za jego niepowodzenie spadnie na nas. Z drugiej strony też czujemy, że gdyby udało nam się projekt zrealizować, to byśmy się wykazali jak w żaden inny sposób. Może wyniłby z tego awans... Ale jak jest? Jak będzie?...
... mamy wątpliwości.
A teraz przychodzi do nas ktoś, kto nam powiada: wątpliwości są złe! Nie miej ich!
Jak wprowadzić w życie taką radę w danej sytuacji?
Jedyny sposób, jaki mi przychodzi do głowy, to...
... rzucić monetą, ustalając wcześniej, że np. orzeł oznacza iż angażujemy się bez reszty w projekt, a reszka, że z niego uciekamy, nie patrząc już na nic. Przecinamy wtedy wątpliwości, już ich nie będzie.

Inny przykład.
Lekarz postawił diagnozę w trudnym przypadku kogoś, kto ma niejednoznaczne symptomy. Lecz chorego terapią, która - jak wiadomo - w przypadku gdyby diagnoza okazała się mylna, nie tylko nie pomoże choremu, ale wręcz pogorszy jego stan. Lekarz jest czujny, patrzy na objawy, ma WĄTPLIWOŚCI i dlatego, gdy pojawiają się symptomy, że terapia się jednak nie sprawdza, natychmiast przerywa dotychczasowe leczenie, aby nie pogorszyć sprawy. Inny lekarz w tej sytuacji uznawszy zasadę "dobrze jest nie mieć wątpliwości", do końca ciągnie terapię, którą na początku wybrał. Bo wedle niego wątpienie jest złe, zatem trzeba się trzymać na początku obranej drogi. Dla pacjenta kończy się tragicznie takie zastosowanie tej "mądrości", że lepiej nie mieć wątpliwości.

Jak sprawa wątpliwości wygląda po mojemu?...
- Chyba dość naturalnie. Nie uważam, aby z góry wątpliwości same w sobie były dobre, ani złe. Jeżeli coś nam mówi, że rozmawiamy z oszustem (na wnuczka, policjanta, czy pracownika banku), to może te wątpliwości są zwyczajnie słuszne! Może właśnie należy je mieć, bo to one nas może uchronią przed utratą pieniędzy.
Z drugiej strony jest też i zagrożenie, że wątpliwości sobie zwalimy na głowę zbyt wiele, albo że w ogóle nie ruszymy z realizacją zadania, bo będziemy tylko procesować nieustanne wątpienia, czy lepiej zrobić coś w jeden sposób, czy w drugi.
Nie uważam, aby sensowną radą było, że wątpliwości należałoby z góry w jakiejś sprawie mieć, czy nie mieć. Wątpliwości, które posiadamy są naturalnym objawem naszego poczucia wiarygodności posiadanych informacji i modeli na temat sprawy, o której należałoby zadecydować. Wątpliwości są tym czymś, co jest jednocześnie dla nas formą informacji, aby JESZCZE SIĘ UPEWNIĆ, może zebrać dodatkowe informacje, może zajrzeć do źródeł, może kogoś spytać, może wykonać dodatkowy test sprawdzający najbardziej niejasną kwestię.
Wątpliwości, które ma ROZSĄDNY MYŚLICIEL są zdrowe i słuszne, bo zapewne WYNIKAJĄ Z RZETELNEGO OSĄDU STANU WIARYGODNOŚCI DANYCH. Ignorowanie wątpliwości jest proszeniem się o kłopoty, jest promowaniem naiwności, łatwowierności (choćby łatwowierności swoim przekonaniom, gdy nie zostały one wystarczająco potwierdzone, gdy się nie upewniono w sprawie).
Odsuwanie rozsądnych wątpliwości mechanizmem arbitralnego chciejstwa, aby tych wątpliwości zwyczajnie nie było, jest nieroztropnością, jest drogą, która aż "prosi się o kłopoty" w sytuacji gdy rzeczywiście na danym etapie podstawy do jakiegoś osądu sprawy były niewystarczające.

Wątpliwości są tym, co naszemu rozumowaniu nadaje CZUJNOŚĆ. Tę czujność warto jest mieć w licznych przypadkach. Choć oczywiście z drugiej strony nie należy ani z czujnością, ani z mnożeniem wątpliwości przesadzać, bo w skrajnych przypadkach taka postawa może zablokować nam działanie, upośledzić sprawczość. Gdzieś jest pewnie ten "złoty środek" w tej kwestii.


W dalszej kolejności pojawiły się w owym wątku takie moje pociągnięcie kwestii.
Michał Dyszyński napisał:
blackSwan napisał:
Jeżeli mamy podjąć działanie, to zwątpienie w niczym nie pomaga. Gdy działanie podejmujemy, to zróbmy to pewnie, a nie drżącą ręką.
Co innego gdy mamy luksus, by poświęcić się dalszym rozważaniom i badaniom. Ale nawet wtedy wygodniej działać na podstawie istniejącej wiedzy niż nie robić nic. Co najwyżej wyjdzie w praniu, że myliliśmy się.

Mi wątpienie pomaga w rozsądnym spojrzeniu. Wątpienie jest tym czymś w rozumowaniu, które pochodzi wprost od parametru "na ile uznaję za wartościowe te informacje i zasady funkcjonowania, jakie aktualnie zdobyłem". Bez aspektu wątpienia nie dałoby się podjąć żadnej złożonej, poważniejszej decyzji! (szczególnie w warunkach braku idealnego dostępu do danych i modeli funkcjonowania)
Uzasadnię to na przykładach:
1. Dostaję e-mailową informację, że ktoś mi nieznany pilnie potrzebuje pieniędzy na operację. Z tego co wiem o świecie, raczej należy powątpiewać, w ten przekaz i sobie głowy nim nie zaprzątać.
2. Zareklamowano mi rzekomo wspaniałą ofertę kredytu. Doświadczenie podpowiada mi, że należy wątpić w takie rewelacje. Jeśli już ktoś kredyt potrzebuje, to dobrze byłoby oby Z POWĄTPIEWANIEM potraktował korzystność owej oferty i przyjrzał się wszystkim elementom umowy pisanym drobnym drukiem.
3. Mam ruszyć na górską wyprawę, a dobry nastrój dzisiaj sugeruje mi, aby tylko wziąć aparat, założyć buty i iść zdobywać szczyty. Z drugiej strony jednak ROZWAGA sugeruje mi powątpiewać w to, że wszystko co tak z rozpędu mi przychodzi do głowy jest rozsądne. Zazwyczaj ZMUSZAM SIĘ DO GŁĘBSZEJ ANALIZY -jakie buty wziąć, może płaszcz przeciwdeszczowy, prowiant.
4. Przepiękna, bardzo seksowna dziewczyna uśmiechając się do mnie, przekonwersowała ze mną godzinę podczas jazdy w przedziale kolejowym. Tak mi się ta dziewczyna podoba, że już wszystkie spontaniczne aspekty mojej emocjonalności krzyczą "to jest właśnie ta!", "musisz ją mieć!". Rozsądny człowiek wątpi w takie instynktowne reakcje. Dziewczyna z dużym prawdopodobieństwem jest zajęta, rozmawiała ze mną, bo jest uprzejma, a tak w ogóle to wcale nie wiadomo jeszcze, jaki ma charakter, czy w ogóle dopasowalibyśmy się do siebie.

Wątpliwości są siostrą ROZWAGI. Rozwaga zaś jest w moim przekonaniu bardzo godnym pochwały podejściem, w tym świecie, w którym jednak toczą się różne walki, działają oszuści, nasze instynkty nieraz nas mylą, Wątpliwości są wg mnie takim naturalnym głosem z naszej podświadomości, że być może mam słabe przesłanki do zadecydowania o czymś.
Zgodziłbym się z twierdzeniem, że wątpliwości są niepotrzebne, jedynie żyjąc w rzeczywistości w której:
- nie występują w ogóle pobieżne, często błędne oceny
- nikt nikogo nie próbuje oszukać, zmanipulować
- nie występują złudne podobieństwa rzeczy, rozpoznań
- posiada się pamięć i wiedzę doskonałą, a zatem nie potrzeba wątpić w to, czy aby na pewno dobrze zapamiętałem jakąś informację
- dane przychodzą zawsze w postaci kompletnej i są przez oceniającego oceniane w sposób doskonały
- nikt się nie myli w swoich ocenach, więc nie trzeba w żadnym wypadku sprawdzać, czy czasem niechcący nie podał błędnej informacji
- w ogóle jest to świat, w którym się nie popełnia żadnych pomyłek, więc nie trzeba w ogóle brać pod uwagę, iż te pomyłki mogą wystąpić.
(tylko gdzie jest taki świat?...)

Ja naturalnie wątpię w wiele rzeczy. Uważam to za objaw rozwagi i doświadczenia życiowego, że wątpię we wszystko to, co - jak mi sugeruje doświadczenie i rozwaga - posiada niekompletne dane, z czym związane jest ryzyko wrogiej manipulacji, co sam - z racji na brak doświadczenia - oceniam może nieprecyzyjnie, albo wręcz z dużym prawdopodobieństwem pomyłki. Wątpię, czy uda mi się wykonać pewne zadania, na których się słabo znam, bo SZACUJĘ SWOJE MOŻLIWOŚCI I ZAGROŻENIA, jestem ŚWIADOMY tego, że nie wszystko zawsze układa się w najbardziej przyjazny i bezpieczny sposób.
Ludziom, którzy nie potrafią (boją się) wątpić, nie powierzyłbym niczego bardziej cennego, bo ci - zamiast wziąć pod uwagę nie tylko te korzystne, ale również niekorzystne okoliczności - będą zapewne parli do przodu nie bacząc, że ich oceny rzeczywistości bywają ułomne, że trzeba się nieraz wycofywać z wcześniejszych kierunków działania, jako że pojawiły się wyraźne oznaki, iż są one nieperspektywiczne, może błędne. Kto w życiu nie chce się dać oszukać naciągaczom, kto nie chce być naiwniakiem WĄTPI w tysiące komunikatów do niego dochodzących. Kto ZNA SWOJE MOŻLIWOŚCI jako tako, ten z grubsza DIAGNOZUJE GRANICĘ, poza którą jakiemuś zadaniu nie będziemy w stanie podołać, a konsekwencje porażki bywają czasem poważne, nawet tragiczne (bo jak ktoś np. brawurowo chce przepłynąć jezioro, bo nie zamierza wątpić w swoje możliwości pływackie, to efektem może być utonięcie na środku tego jeziora, bo sił i umiejętności wystarcza w istocie komuś tylko na połowę tej pływackiej trasy).

Jeśli ktoś lekceważy wątpliwości w uzasadnionych sytuacjach, to w moim przypadku wykazuje postawę nierozważną, prosi się o kłopoty. To tacy, którzy nie mają wątpliwości, jeżdżą jak wariaci i rozbijają się na drzewach, lekceważą dobre zasady, szafują własnym i cudzym życiem - ogólnie podejmują pochopne decyzje.

Wszystko co rozsądne, trwałe powinno według mnie przejść przez ETAP WĄTPIENIA, na którym po prostu SPRAWDZA SIĘ pierwsze pomysły, poszukując dla nich alternatyw, które często okazują się bardziej poprawne, od tego, co jako pierwsze wpada do głowy.


a potem:
Michał Dyszyński napisał:
blackSwan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Wątpliwości są siostrą ROZWAGI. Rozwaga zaś jest w moim przekonaniu bardzo godnym pochwały podejściem, w tym świecie, w którym jednak toczą się różne walki, działają oszuści, nasze instynkty nieraz nas mylą, Wątpliwości są wg mnie takim naturalnym głosem z naszej podświadomości, że być może mam słabe przesłanki do zadecydowania o czymś.

Wątpliwości są oznaką braku wiedzy, jak jest naprawdę.

Masz rację. że wątpliwości są oznaką braku wiedzy, jak jest naprawdę. Bo w licznych przypadkach właśnie jest tak, że TEJ WIEDZY NIE MA JAK ZDOBYĆ, a wtedy wypadałoby się przyznać, iż nie mamy wiedzy, jak jest naprawdę.

Jak chcesz pokonać tą - jakże przecież w życiu częstą okoliczność - braku możliwości zdobycia (wystarczającej) wiedzy?...
- Po prostu negacją tego faktu, powiedzeniem sobie "niezależnie od tego, jaki jest mój stan poinformowania, ja uważam, ze wiem, bo inaczej okazałbym się jako niekompetentny, a nazwania się niekompetentnym obawiam się bardziej niż czegokolwiek innego"?
Myślisz, że obiektywny stan braku wiedzy zmienisz samym chciejstwem aby było inaczej?... :shock:
Udawaniem przed sobą, że choć stosowne informacje do nas nie dotarły, to nam się ten fakt nie podoba, więc go zanegujemy w imię "bo wolałbym, aby było inaczej"... :shock:
Czy nie dostrzegasz w takiej postawie niedojrzałości?

blackSwan napisał:
Michał Dyszyński napisał:
Ludziom, którzy nie potrafią (boją się) wątpić, nie powierzyłbym niczego bardziej cennego, bo ci - zamiast wziąć pod uwagę nie tylko te korzystne, ale również niekorzystne okoliczności - będą zapewne parli do przodu nie bacząc, że ich oceny rzeczywistości bywają ułomne, że trzeba się nieraz wycofywać z wcześniejszych kierunków działania, jako że pojawiły się wyraźne oznaki, iż są one nieperspektywiczne, może błędne.

Wątpiący to ktoś mało kompetentny, oddajesz wodze w ręce niekompetencji.
Uniki i wycofywanie się powinny wynikać z wiedzy o niekorzystnym stanie, a nie z wątpliwości.

Wątpiący to ktoś KRYTYCZNY, uwzględniający także i to, że czasem wiedzy nie ma skąd wziąć. Jeśli tak jest, że owa wiedza po prostu nie dotarła do Ciebie, to uważasz, że teraz bycie pewnym przy podejmowaniu decyzji w oparciu o te jawnie wątpliwe przesłanki będzie roztropnością?
Czy oddałbyś swoje wszystkie oszczędności instytucji finansowej, która oprócz częściowo uspokajających opinii i informacji o niej, z drugiej strony jest podejrzewana (zasadnie) o zbliżanie się do granicy bankructwa?...
Ale może być oddał. Bo to przecież będzie oznaka Twojego "braku wiedzy", do czego nie masz odwagi się przyznać. Ale czy aby na pewno problem jest Z PRZYZNANIEM SIĘ, ŻE SIĘ CZEGOŚ NIE WIE jest aż tak wielki, że należy zakłamywać fakty, które wyraźnie sugerują, iż owej wiedzy z racji na obiektywne okoliczności JESZCZE nie zdobyliśmy?...
To naprawdę lepiej jest przed sobą udawać takiego kompetentnego, który "wie", choć nie ma podstaw do nazwania swojego stanu poinformowania "wiedzą"?
Czego się boisz?... Urwą Ci to czy owo, gdy uczciwie uznasz, przyznasz się, że czegoś nie wiesz, jeśli informacje na ten temat do Ciebie nie dotarły?... :shock:

Ja zdecydowanie bardziej ufam opiniom takich ludzi, którzy dopuszczają wątpliwości względem pierwszego pomysłu na rozwiązywanie problemów, którzy uruchamiają KRYTYCZNE MYŚLENIE, czyli właśnie stawiają w wątpliwość to co się pierwsze jako rozwiązanie nawinęło. Ale...
Twój wybór. Jeśli tak Ci podpowiada Twój rozsądek, to ja Cię pewnie nie przekonam. Będziesz po prostu zbierał konsekwencje swojej strategii poznawczej.

Dla mnie zaś status "niekompetentny" raczej pasuje bardziej do człowieka, który po łebkach, blokując krytycyzm i wątpliwości podejmuje decyzje, niż ktoś, kto uczciwie się przyznaje do braku wiedzy w przypadku jej braku. Co prawda oczywiście wiedzę staramy się zdobyć i co do tego nie ma wątpliwości, ale udawanie, że się tę wiedzę ma, jeśli stan faktyczny poinformowania jest niewystarczający - to jest dopiero wg mnie objaw niekompetencji! To nie tylko niekompetencja, ale chyba wręcz jawna głupota!


Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Pią 22:45, 04 Sie 2023, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33355
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 11:15, 30 Sie 2023    Temat postu: Re: Umysł pogrywający z samym sobą, czyli o zakłamywaniu

Jest chyba część ludzi, którzy bez częstego zakłamywania rzeczywistości nie daliby sobi rady z ustabilizowaniem emocji. Na pewno tak myślimy o dzieciach, które mają za słabą psychikę, aby wprost przyjmować wiele trudnych informacji. Więc dzieciom się preparuje polukrowaną wersję ocen ze strony dorosłych - chwali za sam wkładany wysiłek (nawet przy beznadziejnych rezultatach); chroni przed smutnymi informacjami, wzmacnia pozytywną samoocenę.
Trochę różnią się tu w tym zakresie modele wychowania w różnych krajach - np. Azjaci wychowują swoje dzieci bardziej surowo, wymagająco, mniej dbają o emocje. Zasadne jest postawienie pytania, czy w naszej wydelikaconej, nastawionej na ochronę emocji kulturze zachodu nie przekroczyliśmy też granicy, poza którą nawet dorosłych zaczynamy traktować jak dzieci, czyli gdy robi się powszechne wzajemne się okłamywanie z tego tytułu, że nieprzyjemne informacje psują ludziom humor, więc może lepiej byłoby dla nich jeśli ich w ogóle nie dostaną.
Poza tym z nurzaniem się w informacjach złych też można przesadzić. Widać to po reakcjach ludzi, których dopada wieczne doszukiwanie się znamion katastrofy, wielkiego intencjonalnego zła, apokaliptycznych oznak niemal we wszystkim co ich spotyka (znam osobiście takie osoby). To właściwie też jest jakby oszukiwanie się, tylko tym razem nie z intencją poprawienia sobie humoru, lecz z intencją potwierdzenia dla swoich negatywnych emocjonalnych nastawień do świata i ludzi.

Jeśli ktoś chciałby się nie oszukiwać, jeśliby taką decyzję o pozostawaniu jak najbliżej obiektywnej prawdy podjął, to będzie miał wyzwanie nie tylko w stronę "jak tu się chronić przed tworzeniem sobie fałszywie upiększonej wizji rzeczywistości", ale też jak "jak nie popadać w nastroje defetystyczne, katastroficzne". Ścieżka sensu i obiektywizmu przebiega w pobliżu środka (nie jest dokładnie pośrodku!).
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33355
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 12:11, 30 Sie 2023    Temat postu: Re: Umysł pogrywający z samym sobą, czyli o zakłamywaniu

Umysł pogrywa ze sobą w jeszcze jeden sposób - przesadnym rygoryzmem, zero-jedynkowością stawiania spraw. Większość klasyfikacji jako tako obiektywnych nie jest skrajnych, lecz pośrednich. Niewielu ludzi jest absolutnie złych, czy kryształowo dobrych (o ile w ogóle ktokolwiek taki jest), bo niemal wszyscy poszukują jakoś swojego miejsca i sensu w życiu, pozostając trochę słabi. trochę stający na wysokości zadanie, czasem bardziej dobrzy, czasem źli.
Jeśli ktoś chce koniecznie mieć wizję rzeczywistości "klarowną" w tym sensie, że rozstawia sobie wszystkie kategorie rozpoznań po skrajnościach, to będzie musiał oszukiwać.
Jeśli ktoś ma tylko kategorię w rodzaju zimny vs gorący, to letnia, czy ciepła woda nie zostanie zaklasyfikowana zgodnie z tym, jak dla nas funkcjonuje w odbiorze, lecz będzie jej opis nagięty do tych skrajnych kategorii, GUBIĄC WAŻNE INFORMACJE związane z nazwaniem spraw. Jeśli ktoś ciepłej wody nie jest w stanie zaklasyfikować jako "ciepła", bo od razu musi być ona "gorąca", to scali mu się kategoria zagrożenia poparzeniem z kategorią wody do przyjemnej kąpieli. I użycie przeciwstawnej kategorii też tu niczego nie naprawi, bo jeśli ktoś ciepłą wodę z kolei określi, przekazując jako dalej informację o sprawie w statusie "zimna", to też scali się ta kategoria z tą wodą, która jest nieprzyjemna w kąpieli. Mając jedynie skrajne kategorie nie mamy w ogóle jak określić stanu wody nadającej się do miłej kąpieli.
Ludzie emocjonalni mają bardzo silną skłonność do wyrokowania skrajnego. Bo emocje taką właśnie mają naturę - żądają bardzo silnej jednoznaczności, spolaryzowanego stanowiska. Bo emocje bazują na rozpoznaniach skrajnie uproszczonych, jako że same wyrastają nie z osądu głębokiego i zniuansowanego, lecz z sytuacji, w których niezbędne było szybkie i zdecydowane zareagowanie - ucieczka przed zagrożeniem, zmobilizowanie się do wysiłku, skupienie na wyzwaniu. Kto myśli emocjonalnie, ten myśli skrajnie, co też oznacza, że pomija aspekty wymykające się prostym opisom.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33355
Przeczytał: 62 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:49, 04 Lis 2023    Temat postu: Re: Umysł pogrywający z samym sobą, czyli o zakłamywaniu

Ciągnę ten temat też w innych wątkach:
Michał Dyszyński w wątku http://www.sfinia.fora.pl/filozofia,4/zaklamanie-rodzi-sie-w-atmosferze-presji-przymusu-rygorow,24271.html napisał:
Nieraz się zastanawiałem, jak to się dzieje, że w pewnych warunkach, u pewnych ludzi zakłamanie jest regułą, pojawia się jako bardzo częsta postawa, a inni ludzie i w innych warunkach, nie ma z tym problemu. Dzisiaj olśniło mnie, że wytłumaczenie tego jest bardzo łatwe - wystarcza ogarnąć wyobraźnią sytuację, w której umysł ma o czymś decydować pod presją.
W każdej sytuacji, w której stajemy wobec problemu jakoś tam jeszcze nierozstrzygniętego w normalnym, spontanicznym, nieobciążonym trybie rozpoznań umysłu, lecz jednocześnie dochodzi (konkretny powód jest tu praktycznie obojętny) do tego jakaś silna konieczność, przymus uznania czegoś na już, a często jeszcze w postaci jakoś zewnętrznie zasugerowanej, to umysł...
... czuje się zmuszonym do zrezygnowania z tej optymalnej poznawczo, intelektualnie uczciwej ścieżki wypracowywania rozstrzygnięcia, a bierze coś najłatwiejszego do wykorzystania, najbardziej się narzucającego, choć nie przemyślanego wystarczająco.

W trybie "koniecznie teraz trzeba mieć rozstrzygnięcie", umysł działa trochę tak, jak korporacja, która się zobowiązała do wykonania określonej pracy, a już wyraźnie widać, że się nie wyrobi. Co w takiej sytuacji korporacja najczęściej robi?
- Jeśli nie udaje się wynegocjować przesunięcia terminu, to cały nacisk zostanie położony na efekt zewnętrzny prezentowany podczas odbioru pracy. Ma wszystko wyglądać na poprawnie zrobione. Pod spodem jednak będzie ukrytych wiele niedoróbek, czasem ewidentne fuszerki. Jednak gdy z wierzchu rzecz wygląda na zrobioną, to jest przynajmniej szansa na to, że komisja przyjmująca dzieło, klepnie takie wykonanie. A potem...
... no wiadomo. Rzecz jest już klepnięta, więc nawet gdy to czy tamto wyjdzie, to otwiera się nowa linia negocjacji, z nowymi terminami zasadami itp.
Ta strategia dobrze działa szczególnie wtedy, jeśli uda się ją dodatkowo jakoś sobie przysposobić, czy zmanipulować samą komisję (może przekupić?...).
Ten przykład z gatunku teorii zarządzania bardzo dobrze ilustruje też aspekt zarządzania pod presją, ale już w ramach umysłów. W atmosferze, w której każdy może się przyznać do tego, że jeszcze nie zna rozwiązania, nie dopracował się swojego, wystarczająco wiarygodnego dla siebie samego stanowiska, ludzie nie mają powodów (a przynajmniej nie mają pewnej ich części) do oszukiwania, że już mają gotowe rozstrzygnięcie, że twardo deklarują się po jakiejś tam stronie. Jeśli człowiek nie jest poganiany odgórnie, to zapytany o rozstrzygnięcie w sytuacji, gdy nie jest pewny tego, co myśli, odpowie coś w stylu: teraz pewny jeszcze nie jestem, jeszcze parę rzeczy chcę sprawdzić; podam ci moje stanowisko później, jak się jeszcze dokładniej nad sprawą zastanowię.
Zakłamanie pojawia się najczęściej jako efekt presji ze strony otoczenia. Czasem będzie to presja tylko na czas, a czasem presja mieszana, z sugestią dodatkową, jaka powinna być czyjaś decyzja w sprawie. Na przykład ktoś ma się zdecydować, czy "jego osobistym wyborem" jest popieranie grupy, z którą jest jakoś związany. Odkładanie deklaracji o poparciu owej grupy, czy zasłanianie się kwestią sumienia (np. tłumaczeniem, że nie popieramy niektórych działań owej grupy) będzie poddane presji na to, aby ów ktoś "się zdecydował", przy czym oczywiście o chodzi konkretny typ decyzji, a nie o decyzję opartą o maksymalnie wolne, szczere, zgodne z sumieniem rozstrzygnięcie.

Ten efekt ma swoje dalsze konsekwencje, związane ze zdolnością do kształtowania się atmosfery kreatywności, do tworzenia różnego rodzaju dzieł - a już szczególnie tworzenia ich w ramach pracy grupowej. Tam, gdzie presja ze strony grupy, szefów, autorytetów jest silna, tam rozpoznań, a dalej decyzji WYNIKAJĄCYCH Z OBIEKTYWNEGO ROZPOZNANIA STANU FAKTYCZNEGO, będzie zdecydowanie mniej, niż w warunkach, w których każdy po prostu może śmiało mówić, co widzi, czuje, jakie jest jego stanowisko. Im więcej presji na rozstrzygnięcia, na deklaracje, na rozpoznania spraw w zadanym czasie, czy formie, tym więcej będzie zakłamania.

To samo dotyczy ludzkich sumień. Zakłamywanie dotyczy nie tylko rozstrzygnięć w jakichś sposób "technicznych", ale ogólnie wszystkich, także tych dotyczących dobra i zła w relacjach z ludźmi. Tam, gdzie panuje atmosfera presji, a ludzie się pod nią uginają, będzie pojawiał się efekt zakłamywania sumień, tam też niszczona często będzie empatia, uczciwość we wzajemnych relacjach. Za to więcej będzie zakłamywania, a dalej racjonalizowanie zakłamanych wyborów poprzez kolejne manipulacje i kłamstwa.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin