|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33813
Przeczytał: 61 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pią 18:57, 28 Kwi 2023 Temat postu: Tam gdzie warto jest nie mieć sprawczości |
|
|
Chcę znowu napisać o czymś, co jest tak bardzo ważne, że nawet nie wiem, jak zareklamować to, o czym tu napiszę, aby zbliżyć się jakoś do tej mocy znaczenia, która jest tu zawarta. Chcę napisać o czymś, co jest ABSOLUTNYM WARUNKIEM JAKIEJKOLWIEK SZANSY NA SZCZĘŚCIE, czyli też i na zbawienie. Chcę napisać o czymś, co - jeśli tego się w sobie w minimalny sposób nie uładzi - zablokuje w człowieku rozwój, spełnienie, byt.
Pytanie startowe jest proste: czy o wszystkim w naszym życiu warto jest samodzielnie decydować?
Albo inaczej: czy dążenie do sprawczości (które uważam za niezbywalne, cenne, ważne) ma swój limit, swoje maksimum, powyżej którego więcej sprawczości tylko będzie nam psuło życie, odczuwanie, szanse na szczęście?...
Łatwo jest się domyślić z takiego postawienia spraw, że szykuję tu moją odpowiedź: tak właśnie jest! Sprawczość ma swój limit, ma obszary, z których w ogóle należy ją wycofać, aby nasze psychiczne funkcjonowanie "miało ręce i nogi".
To może wielu osobom wydawać się dziwne, pomyślą: jak to? Miałbym rezygnować z mojej sprawczości, z mojej zdolności opanowywania świata, z dominacji nad nim?... Nie! To jest bez sensu! Ja jestem twardziel, to ja wszędzie i zawsze będę decydował! To ja wygrywam i inaczej nie ma jak być!
A tymczasem...
Tymczasem ja się będę upierał przy tym, że jeśli ktoś taką postawę wiecznie nienasyconej sprawczości, władczości, decydowania o wszystkim w sobie rozwinie i nie zablokuje jej w odpowiedni sposób, to straci wszelką szansę na osobiste szczęście! Właściwie to sam (wobec własnych emocji i prawdy o świadomości) skaże się na potępienie! Sam sobie zafunduje osobiste piekło! I nie trzeba będzie do tego, żadnej dodatkowej istoty, która by takiego człowieka za jego czyny karała, do piekła zsyłała, czy jakkolwiek decydowała o losie tej osoby. Wszystko dokona się w samym wnętrzu owej osoby, która pędu ku sprawczości i dominacji nad światem w sobie nie ułożyła, nie opanowała!
Dlaczego tak?...
Tu trzeba się wznieść na pewien poziom wglądu w emocje i myśli, który jest niełatwo w sobie osiągnąć. Ale spróbuję rzecz wytłumaczyć. Wszystko związane jest z ideą DARU.
Czym w swojej istocie jest dar, bycie obdarowanym, a dalej związane z tym odczucie radości, może szczęścia?
Szczęście polega na tym, że się jest obdarowanym przez coś, przez kogoś, a my ten dar doceniliśmy, uznaliśmy. Czasem będzie tak, że to my sobie coś zapewniliśmy w darze, ale nawet wtedy gdzieś w tle będzie zaszyte odniesienie do relacji z innymi istotami, nawet ten dar dla samego siebie doceniać potrafimy właśnie przez to, że jest on jakoś unikalny, czyli że W PORÓWNANIU DO INNYCH podobnych sytuacji, objawiło się coś, co nadaje właśnie temu wartość.
Dar jest ze swej natury czymś przeciwnym sprawczości.
Dar się dostaje, dar jest w trybie odbioru, trybie "do mnie", a nie trybie aktywności na zewnątrz (nie w trybie "ode mnie do czegoś").
Ludzie z silną przewagą aspektu kontrolowania, dominowania, czynienia swojej woli nadrzędną i decydującą, oczywiście mają też swoje satysfakcje, często tryumfy. Jednak zbyt silna przewaga tego aspektu powoduje, że emocja szczęścia nie dostaje szansy na "oddech", jest spięta, jednostronna, co spowoduje, że dalej będzie się ona wyczerpywała, będzie coraz bardziej w trybie przymuszania się.
Naturą świadomości jest pewien rodzaj pulsacji, w której na przemian występują:
- odbiór tego, co przychodzi, co jest tworzone na zewnątrz nas, a my to dostrzegamy, podziwiamy, traktujemy jako dar od rzeczywistości
- decyzja co dalej, jakaś forma skierowania się ku czemuś, sprawczość
a potem, gdy sprawczość jakoś się dokona, dochodzi znowu do powrotu na
- tryb oglądu, nie działania, obserwowania, podziwiania, czasem zachwycania się
z czego wynikną wnioski, co robić dalej, a więc naturalnie pojawi się
- tryb działania, reakcji planowej, sprawczej na to, co zaobserwowano.
i tak dalej, wciąż na przemian...
Zakłócenie tego rytmu, w którym występuje na przemian sprawczość i ogląd, dający właśnie osobie radość z tego, ze oto dochodzi do niej to co nowe, nieznane, inspirujące, z tym co jest późniejsza reakcją na to, zablokuje poprawność funkcjonowania osobowości w ogóle. Zakłócenie równowagi pomiędzy sprawczością a zdolnością do akceptacji tego, co niesie świat, zaburzy zdolność do poprawnego odczuwania, a dalej szansę na osobiste szczęście.
Dominatorzy i ogólnie ci, co jednostronnie ostawiają sprawczość w swoich postawach mentalnych mogę mieć wrażenie, że skoro będą nad wszystkim panować, skoro mogą wymuszać to czy tamto, to świat jest ich, to szczęście jest w zasięgu. Przecież są tacy narzucający, tacy sprawczy...
Ale takim dominatorom można zadać "niedyskretne" pytanie: skoro masz już taką moc i władzę, to po co ci jeszcze do szczęścia miałby być potrzebny ten kontakt z ludźmi i światem. Przecież, jeślibyś naprawdę nad tym układem panował, to tak samo jak teraz narzucasz swoją (często agresywną) wolę innym, narzuciłbyś ją swojej percepcji szczęścia i spełnienia. Spraw, że po prostu będziesz szczęśliwy. Jeśli masz naprawdę tu sprawczość, to chyba nie powinno być z tym problemu...
Tu dominator zapewne nie udzieli żadnej jako tako sensownej odpowiedzi na owo pytanie. Może się będzie wykręcał, że on po prostu ma taką ambicję, tak chce narzucać tę wolę (jakże często zła, niegodziwą) innym, bo mu to sprawia satysfakcję. Ale przecież jakże często wiąże się to z problemami, trudami, niewygodami, negatywną reakcją. Wiec czy nie prościej byłoby po prostu WŁASNĄ WŁADZĄ od razu to osiągnąć?...
Co? Nie da się?...
- Ano właśnie się nie da!
Dominator świata ma władzę nad innymi, tylko nie ma jej nad własnymi emocjami, nad szansą na szczęście!
Dominatorzy i tyrani nie mają wglądu w swoje emocje, nie wiedzą co się z nimi tam w środku dzieje. "Coś" im nakazuje rywalizować, walczyć, narzucać swoją wolę, ale tak naprawdę to nie wiedzą po co to robią. Owszem, odczuwają tę pierwotną przyjemność, którą geny zafundowały większości zwierząt, przyjemność z poczucia dominacji, ale już poza samym tym instynktem tam nic więcej się nie ma prawa zadziać. Niby coś da się osiągać, niby można sobie pochlebiać, jak to się osiągnęło (często nagrabiło) więcej, jak to się ma nad kimś tam przewagę, jak to fajnie jest. Ale dominatorzy zielonego pojęcia najczęściej nie mają o tym, JAKIM KOSZTEM W ROZWOJU EMOCJONALNYM tego dokonali. Nie przeczuwają, że z każdym krokiem w stronę bycia tym, który satysfakcję musi osiągać poprzez poniżania kogoś, poprzez krzywdy, niszczą w sobie te pokłady osobowości, które jako jedyne dają szansę na trwałe szczęście.
Co takiego fundamentalnego niszczy w sobie bezrefleksyjny dominator?
- wrażliwość
- równowagę mentalną
- szansę na otrzymanie od kogoś prawdziwego daru serca (tak aby być w stanie ten dar przyjąć jako dar, jako coś, co ma wartość).
Bezrefleksyjny dominator może sobie pochlebiać, że przecież on tyle wymusił, tyle zadziałał przeciw komuś, to chyba mocarz jest z niego...
- Może i jest w nim jakiś rodzaj DESTRUKCYJNEJ w ostatecznym rozrachunku mocy, ale w kontekście szansy na trwałe szczęście i spełnienie jest już tylko słabość. Jest staczanie się po mentalnej równi pochyłej w przepaść, w której nie ma nadziei, bo jest tylko szalona żądza "chcę więcej! chcę bardziej!" tylko, że już wyschło to wszystko w samych emocjach osoby, co daje szansę na odczucie w sposób pozytywny tego, co się zdarzyło. Tam jest ciemność mentalna, w którą zawiodła dominatorów ich własna ścieżka rozwoju osobowego.
Im bardziej kompulsywnie dominator musi zaspokajać swoje emocje wykazując swoją sprawczość i znaczenie na zewnątrz, tym tak naprawdę bardziej udowadnia własną niemoc w zakresie szans na bycie szczęśliwym. To jest trochę jak z narkotykami - na początku ich spożywanie daje szczęście, ale potem za każdą następną działką szczęścia jest coraz mniej, a przymusu i upadku coraz więcej. Aż w końcu jest tylko ten upadek.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33813
Przeczytał: 61 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 0:06, 29 Kwi 2023 Temat postu: Re: Tam gdzie warto jest nie mieć sprawczości |
|
|
Szczęście ma naturę dziecka, które dostało podarek.
Kto nie umie być jak dziecko, które radośnie, w zaufaniu, spontanicznie cieszy się z tego, co dostaje, co jacyś ludzie, czy los mu zsyłają, ten nie osiągnie szczęścia w ogóle.
Szczęście nie jest w dominacji, w zaawansowanej sprawczości. Co prawda do pełnego rozwoju człowieka sprawczość jest niezbędna, jednak nie jest to aspekt szczęściotwórczy.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|