Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33732
Przeczytał: 74 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 15:01, 08 Sie 2024 Temat postu: Stary testament traktowany jako proroctwo chrześcijaństwa |
|
|
W innym wątku poruszyłem temat, który uważam za wart pociągnięcia (tam ten aspekt sprawy nie ma szansy na kontynuowanie dyskusji).
Michał Dyszyński w http://www.sfinia.fora.pl/blog-anbo,191/niebo-i-pieklo,26213-25.html#810715 napisał: | anbo napisał: | Michał Dyszyński napisał: |
Więc zakładam, że jest Ci znany motyw teologiczny traktowania pewnych starotestamentowych sformułowań jako proroctw, które wypełniają się dopiero w NT. |
Jest mi znany ale się z takim podejściem nie zgadzam. Nie widzę powodu, żeby tak to widzieć. To jednak temat na inną dyskusję. Chciałbym tutaj skupić się na tym, jak w ST, następnie w okresie miedzytestamentowym, a potem w NT ludzie widzieli kwestię tego, co dzieje się z człowiekiem po śmierci, czy też co będzie się działo. Następny wpis będzie dotyczył kwestii zmartwychwstania w ST. Chociaż może jeszcze wrócę do tematu Dnia Pańskiego w ST, czyli sądu Bożego w ST, który wyewoluował w NT do sądu po paruzji i sądzenia także umarłych. |
Tu właśnie chcesz pominąć kluczową dla teologii chrześcijańskiej ideę - tego, że przyjście Jezusa oznaczało WYPEŁNIENIE PROROCTW STAREGO TESTAMENTU, czyli jest nawiązanie do tego, w co Żydzi wierzyli, choć...
... chyba w przemienionej formie!
Idea, którą rozumieli świetnie Żydzi, że oto Mesjasz uwolni ich naród od nacisku ze strony innych narodów, w chrześcijaństwie ewoluuje do idei uwolnienia samego człowieka od wadliwości jego natury i przejście w stan Królestwa Bożego. Jest zatem wzięcie tego starego w świadomości (zbiorowej) i przetworzenie go na nową ideę.
Jest tu też redefinicja idei zwycięstwa, ale...
według mnie też należałoby mówić o redefinicji idei samego sądu.
Sąd w pierwotnym rozumieniu polega na tym, że czyny osoby są rozpatrywane już nie na bazie życzeniowej interpretacji samej owej osoby, lecz przez NIEZALEŻNEGO SĘDZIEGO. W ST ubrana jest ta idea aktywne zadziałanie samego Boga, który miałby sądzić osobowo, ogłaszając swoje wyroki.
Jednak stosując tę ideę redefinicji pojęć na bazie pierwowzoru, ale z uwzględnieniem nowych okoliczności, będziemy mieli sąd w nowym znaczeniu:
- zachowana zostaje główna okoliczność sądu - że czyny są oceniane niezależnie od życzeń osoby osądzanej.
ale też...
- usuwana jest z układanki ta otoczka związana z odwołaniem się do wyobrażeń o sądzie ludzkim, czyli usuwany jest sam osobowy sędzia, który musi ogłaszać wyroki. Dalej jest sąd, nieraz bardzo surowy, ale dzieje się nie z powodu widzimisię sędziego, lecz z powodu LOGICZNEJ KONIECZNOŚCI, czegoś zbliżonego do buddyjskiej karmy - odwołania się do konsekwencji tego, co czynimy, jak traktujemy siebie i inne istoty.
Tak w skrócie ja widzę w ogólności całe to zagadnienie sądu Bożego. |
Na start komentarza pociągnę dalej bardzo ogólnie ideę wykorzystywania jakiegoś wcześniejszego rozumienia, wyjaśnienia, opisu, do stworzenia nowej idei, czasem wykreowania nieistniejącego wcześniej w zbiorowej świadomości pojęcia.
Na tym polega w ogóle zasada rozwoju myśli, to jest podstawa edukacji, wzrostu wiedzy i świadomości. Wszystko, co się w umyśle rozwija, będzie powielało taki właśnie schemat - bierzemy jakąś wcześniejszą instancję rozumienia, traktowania spraw, coś w tej instancji modyfikujemy, dzięki czemu dostajemy nową ideę, nową myśl.
Jeśliby traktować religię jako coś sprzyjającego idei rozwoju duchowego, to ten schemat wręcz musi być wykorzystany. Bo nie ma nic w zamian, bo to jest ogólny schemat myśli.
Co prawda mamy kierunek przeciwny traktowania religii - fundamentalizm. W fundamentalizmie mamy tendencję, aby jak najmniej zmienić w stosunku do pierwotnej formy przekazu treści. Fundamentalizm próbuje niejako zabetonować rozumienie na tym, co pierwsze, oryginalne. I nawet ma ku temu niebagatelny argument - to coś przecież POCHODZI OD BOGA. Więc jeśli coś pochodzi od Boga, to jest doskonałe, a więc człowiek, jeśliby to zmieniał, może jedynie zmienić na gorsze.
Problem w tym, że takie podejście zawiera w sobie od razu sprzeczność, jest zwyczajnie błędne, oparte o naiwne, niekompletne, niezgodne z realiami postawienie spraw. Aby to zrozumieć, należałoby rzetelnie sobie postawić pytanie: CZYM JEST TEN CEL, KTÓRY OSIĄGAMY - czy jest nim jakieś bytowanie idealnej wiedzy "gdzieś tam", czy przyjęcie tej wiedzy przez umysł konkretnej osoby?
Bo nawet przyjmując założenie, że jakieś tam źródło pochodzi wprost od Boga i tylko od Boga, czyli nawet uznając stuprocentowa doskonałość owego źródła, to przecież już za chwilę potkniemy się o kolejny problem: ale jak się ta doskonałość źródła ma do świadomości człowieka, który miałby ją przyjąć?...
Czy umysł człowieka w ogóle ma przyjąć tę doskonałość, czy ma ją zignorować?...
Na tym pytaniu sens ortodoksji i fundamentalizmu zwyczajnie się wywala. To przecież ludzka świadomość nie ma dostępu do owego źródła w jakiś nadprzyrodzony, idealny, absolutny sposób. Nie wchłaniamy treści źródła w postaci "gotowca" zawierającego pełnię wiedzy, rozumienia, traktowania sprawy w sposób jedyny i ostateczny, lecz poznajemy sens owego źródła w ramach wewnętrznych zmagań, pytania się o znaczenia, wątpienia i rozwiewania wątpliwości.
Ortodoksi stawiają sprawę przyjęcia idealnego przekazu od Boga (osobną kwestią jest, czy rzeczywiście Bóg chciał dać człowiekowi ideał do przyjęcia, czyli czy czasem nie jest tak, iż Bóg CELOWO swój przekaz chciał uwikłać w jakąś otoczkę niedoskonałości, związanej z tworzeniem go przez ułomnych ludzi) na życzeniowej, niemożliwej do zrealizowania, czyli uznając iż jakoś "tak po prostu" każdy, kto zetknie się z owym idealnym źródłem przyjmie całą tego źródła doskonałą treść. Tymczasem ja widzę widzę kwesię przyjęcia treści ze źródła w sposób o wiele bardziej złożony, czyli w postaci ZALEŻNEJ OD ZDOLNOŚCI DO PRZYJMOWANIA IDEI, jaką ma umysłowość danego człowieka.
Co ciekawe, o tym aspekcie przyjmowania słowa objawionego mamy nawet ciekawy głos w samej ewangelii (np. Ewangelia Łukasza, 8):
(4) Gdy zebrał się wielki tłum i z miast przychodzili do Niego, rzekł w przypowieściach: (5) Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. (6) Inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. (7) Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. (8) Inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny. Przy tych słowach wołał: Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha! (9) Wtedy pytali Go Jego uczniowie, co oznacza ta przypowieść. (10) On rzekł: Wam dano poznać tajemnice królestwa Bożego, innym zaś w przypowieściach, aby patrząc nie widzieli i słuchając nie rozumieli. (11) Takie jest znaczenie przypowieści: Ziarnem jest słowo Boże. (12) Tymi na drodze są ci, którzy słuchają słowa; potem przychodzi diabeł i zabiera słowo z ich serca, żeby nie uwierzyli i nie byli zbawieni. (13) Na skałę pada u tych, którzy, gdy usłyszą, z radością przyjmują słowo, lecz nie mają korzenia: wierzą do czasu, a chwili pokusy odstępują. (14) To, co padło między ciernie, oznacza tych, którzy słuchają słowa, lecz potem odchodzą i przez troski, bogactwa i przyjemności życia bywają zagłuszeni i nie wydają owocu. (15) W końcu ziarno w żyznej ziemi oznacza tych, którzy wysłuchawszy słowa sercem szlachetnym i dobrym, zatrzymują je i wydają owoc przez swą wytrwałość.
Jak widać z tej ewnagelii, aspekt przyjęcia słowa objawionego jest niebagatelny, więc nie wolno jest go usuwać z układanki.
A skoro tak jest, że przyjmowanie idei (także idei objawionych) jest procesem ZALEŻNYM OD ŚWIADOMOŚCI ODBIORCY, to automatycznie też będzie oznaczało, iż o tę świadomość należy zawalczyć, starać się ją doskonalić, a nie liczyć na to, że sam kontakt z objawionym tekstem wszystko załatwi. Tu docieramy do powodu, dla którego objawienie jest swego rodzaju PROCESEM DYDAKTYCZNYM. Ono nie powstaje od razu w gotowej postaci, lecz udoskonala się stopniowo - bazując na poprzednich rozumieniach i modyfikując je do postaci, którą umysł jest w stanie lepiej pojąć, bo ten umysł sam już się udoskonalił w swoim modelowaniu rzeczywistości.
I tak jest też z zależnością pomiędzy Starym Testamentem i Nowym Testamentem - na bazie ST można zrozumieć NT, a jednocześnie NT wyjaśnia pewne proroctwa ze ST.
|
|