|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34090
Przeczytał: 75 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 14:59, 27 Sty 2024 Temat postu: Stadna natura człowieka, jako źrodło nadziei i frustracji |
|
|
W innym wątku, próbując tłumaczyć, na czym polega idea przebudzenia się w poszukiwaniu pełni świadomości, czy inaczej do chrześcijańskiego narodzenia się z ducha, wyszło na to, że nie da się dobrze wyjaśnić tamtego zagadnienia, bez ułożenia sobie jak funkcjonuje nasz odbiór mentalny życia społecznego, stadnego. Myślę, że temat sam w sobie jest na tyle ważny i trudny, że zasługuje na osobny wątek. I tutaj ten wątek zaczynam.
Na początek wklejam już wcześniej, w innym wątku napisany wstęp
MD w wątku http://www.sfinia.fora.pl/katolicyzm,7/wiara-w-boga-czy-wiara-w-swoje-religijne-stado,24805.html#775971 napisał: | Mamy liczne geny zachowań stadnych, społecznych, mamy "genetyczną gotowość" do bycia członkiem społeczności, ale nie jest znane nic, co by byłe genem transcendencji i zaawansowanej duchowości. To ostatnie powstaje dopiero jako efekt transformacji, związanej z bardzo indywidualną decyzją i drogą rozwoju. Rodzimy się z tendencją do podległości liderowi i konformizmem wobec swojego stada, choć też rodzimy się z genem rywalizacyjnego zdobywania pozycji w swoim stadzie. Nasze myślenie, oceny, cele, przynajmniej w pierwszej fazie życia są nam narzucone biologicznie, a my, jeśli nawet coś dodajemy od siebie, to robimy to tak, aby zachować pierwotną "logikę stadną", nie w głowie nam bunt, a przynajmniej nie w głowie nam UŚWIADOMIONY bunt.
Życie jednak się toczy...
Wraz z rozwojem w człowieku osobistych, indywidualnych, czyli zależnych od wewnętrznych więzów, mających WŁASNĄ LOGIKĘ kryteriów oceny świata, coraz częściej będziemy dostrzegali istotne rozdźwięki pomiędzy różnymi ocenami, tego co w życiu nam się pojawiło. Niektórzy wybudują sobie ten własny system oceny rzeczywistości na tyle już konkretnie, na tyle dający wyraziste wskazówki, co i jak należy potraktować, że będzie on coraz częściej wchodził w kolizję z "logiką stada". Coraz trudniej będzie nam się dostosowywać.
Oczywiście będzie tu próba obrony w naszej psychice logiki stada. Naturalne jest, że jak coś używaliśmy przez wiele lat (a logiki stada używa się od wczesnego dzieciństwa), to nie porzuca się tego w imię "nie wiadomo czego", co się pojawia, generując rozbieżności ocen w różnych sytuacjach. Ale kolejne odsłony problematycznych sytuacji życiowych się pojawiają, akceptacja swojego stada wcale nie jest taka prosta i łatwa, jak by się to chciało.
Z moich doświadczeń z ludźmi, którzy bardzo pragną wierzyć, że stado jest ich życiowym powołaniem, wynika, że są to ludzie mocno sfrustrowani. Właściwie to jakby to byli ludzie pogrążeni w stałej złości - na świat, na ludzi, na samych siebie. Jak się jednak całemu temu układowi przyjrzeć z dystansu, to owa frustracja jest nieunikniona!
Przecież w stadzie są z grubsza dokładnie tacy sami ludzie, jak każdy z jego członków, zaś prawem stadnym jest konkurencja, walka o dostrzeżenie, znaczenie, ustalanie hierarchii. Stado daje wsparcie jedynie w znaczeniu ochrony przed zagrożeniami zewnętrznymi, jednak wewnątrz niego jest wieczny ferment i frustracja. |
Warto zauważyć, że "logika stada" jest znacząco odmienna, a w pewnych obszarach wręcz przeciwstawna do logiki jednostki. Cele stada są w znacznym zakresie inne, niż cele jednostki. Są też i cele wspólne, do których należy jakieś ogólnie rozumiane zapewnienie bezpieczeństwa, a także szansa na wspólną ekspansję, zdobywanie nowych obszarów. Ale nawet w zakresie tych celów występują istotne różnice pomiędzy tym, jak zapewnienie owych celów wygląda z punktu widzenia logiki stada, vs z punktu widzenia logiki jednostki.
Największą różnicą, a wręcz napięciem na bardzo fundamentalnym poziomie jest aspekt poświęcenia się jednostki za stado. Interes stada stawia samo stado wyżej, niż przetrwanie jego członków. I to widać już w stadach zwierząt, że ich członkowie są w stanie poświęcać swoje życie w imię obrony stada.
Poświęcenie się dla stada- próba oceny rozumowej...
Jak ocenić to, że jednostka poświęca swoje życie za stado?...
W uproszczonym, emocjonalnym ujęciu pewnie pierwszym odbiorem będzie jakieś takie: oooo... to jest właśnie najwyższa wartość! To jest święte! Mamy tu coś, co można tylko z czcią uznać i chwalić, bo poświęcenie się dla swoich jest aktem najwyższym etycznie, jest dobrem absolutnym i niezaprzeczalnym.
A jednak...
A jednak patrząc na wielkie i heroiczne poświęcanie się żołnierzy tych wszystkich armii w historii świata, którzy NAWZAJEM się próbują bohatersko mordować, gdzie de facto w imię ambicji jakichś tam wodzów śmierć i cierpienie zbierają żniwo, jednak w jako tako krytycznym umyśle pojawi się wątpliwość...
Patrząc na to, że BEZREFLEKSYJNE I ŚLEPE poświęcanie się "w imię narodu", "w imię idei", czyli najczęściej w imię jakiego stada, A TAK NAPRAWDĘ TO W IMIĘ KAPRYSU WODZA, który tym stadem zarządza, krytyczny umysł będzie chciał jednak zadać sobie pytanie: czy czasem nie lepiej by było, gdyby się tak absolutnie i tak całkowicie owi ludzie nie poświęcali...
Czy ci żołnierze hitlerowscy, którzy w imię Rzeszy niemieckiej, w imię ich fuhrera oddawali życie w walkach z Polakami, Anglikami, Rosjanami, którzy zdobywali się na heroiczny wysiłek, aby spełnić te oczekiwania wodza, ze ma być Drang nach Osten, że Niemcy są narodem panów, więc należy im się imperialna chwała - czy ci żołnierze godni są naszego najwyższego uznania, zaakceptowania ich trudu, cierpienia, wysiłku dla wywyższenia narodu niemieckiego?...
Tu dodam (chyba ważną) dygresję na temat (potencjalnego) odbioru takich rozważań jak to moje. Gdy podobne argumenty przedstawiam osobom, które bardzo silnie emocjonalnie są związane z logiką stada, z odczuwaniem siebie i świata w reżimie związku ze wspólnotą, to praktycznie nigdy nie udaje mi się nawiązać z nimi dyskusji na temat jak powyżej. Takim ludziom emocje i siła identyfikacji ze wspólnotowością są tak silne, że zablokują samo przyjrzenie się temu problemowi, że w licznych przypadkach po prostu silna (bezrefleksyjna, na warunkach całkowitego podporządkowania) zależność od stada - wspólnoty nie tylko nie prowadzi do dobra, ale staje się sojusznikiem zbrodni, wielkiego zła.
Są ludzie, którzy nie dbają o spójność swojego rozumowania, co objawia się tym, że jak się pojawia "trudny do obsłużenia ich logiką" aspekt sprawy, to zwyczajnie porzucają ten aspekt, ignorują jego ostrze, przełączając się na "to właściwe" myślenie. Czyli tutaj wspólnotowiec po prostu zignoruje (w najlepszym wypadku dodając jakiś żałosny intelektualnie pretekst ku temu) te znane przypadki zbrodni wynikających z poświęcenia się dla stada, skupi uwagę na "tych słusznych" przypadkach, gdy poświęcenie dla stada przyniosło "dobre" skutki (to, jak bardzo owe skutki są "dobre", często też byłoby kwestią nie tak oczywistą). I wtedy problem robi się odhaczony.
Ja odrzucam pryncypialnie taką postawę jako niegodną intelektualisty, jako złamanie reguł dążenia do spójności, prawdy, sensu. Dlatego też, jeśli ktoś z przyczyn emocjonalnych, z powodu siły identyfikacji ze swoimi poglądami nie jest w stanie podążać także za trudnymi aspektami rozumowań, powiem mu: tutaj się nasze drogi rozchodzą, bo ja wchodzę w obszary rozumowań dla ciebie zabronione. Trudno, tak też bywa, że nie każdy jest w stanie każde wyzwanie mentalne podjąć. Każdy ma swój poziom kontroli emocji, swoją postać dojrzałości mentalnej, czego się po prostu nie przeskoczy.
Dla tych, którzy jednak nie mają aż tak bardzo silnego przymusu obrony swoich uczuć wspólnotowych, że już nie są w stanie wziąć w ogóle pod uwagę także tych trudnych aspektów wspólnotowości, ciągnę tę rozkminę...
Wydaje mi się, że historia ludzkości wskazuje tak niezliczoną ilość przykładów na to, że najokrutniejsze wręcz zbrodnie działy się z tytułu obrony swojej wspólnoty, czy (jakoś tam rozumianego) porządku w tej wspólnocie, że nie sposób jest odrzucić tezy, iż NIE ZAWSZE POŚWIĘCENIE DLA WSPÓLNOTY JEST DOBRE I ŚWIĘTE.
Wręcz powiem, że nawet poświęcenie życia, wielkie cierpienie dla wspólnoty po prostu może być wstąpieniem danej jednostki na drogę zła, wspierania tyranii, wielkiej krzywdy ludzkiej. Chciałbym na razie zakończyć ten wstęp do wątku takim właśnie wnioskiem:
Poświęcenie dla swoich, dla swojej wspólnoty, w tym nawet poświęcenie życia, w wielu przypadkach okazuje się być drogą ku tyranii, złu, krzywdzie ludzkiej, zbrodniom.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34090
Przeczytał: 75 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 15:56, 27 Sty 2024 Temat postu: |
|
|
Stadne postrzeganie rzeczywistości uwodzi nadzieją, a właściwie to zestawem nadziei. Jest tu m.in.
- nadzieja na sens i cel - bo stado wyznacza wartości, wyznacza kierunek działania. Człowiekowi trudno jest samodzielnie odnaleźć swój cel życia, a życie bez celu nie jest satysfakcjonujące.
- nadzieja na ODZEW I WSPÓŁODCZUWANIE, w tym też jest trochę nadziei na miłość, na spełnienie się osobowe. To innych ludzi zwykle kochamy, rywalizujemy z nimi, mamy z nimi relację. Bez tego, życie staje się (najczęściej) puste, bez barwy, bez "soli".
- nadzieja na wsparcie w rozumieniu. Niektórzy wręcz wyłączają krytycyzm (a właściwie to jego resztki, bo ci, co krytycyzm wyłączają zwykle, mają ogólnie krytycyzmu mało), gdy dociera do nich głos od ich wspólnoty, ich autorytetów w tej wspólnocie (tak jakby owe autorytety zyskiwały jakieś boskie atrybuty, jakby nie były ludźmi, jak wszyscy...).
Ogólnie wspólnota niesie ze sobą jakąś tam obietnicę sensu, spełnienia, celu. Ale, jak to zwykle z obietnicami bywa, obiecywać jedno, a spełnić rzeczywiście - to drugie...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 34090
Przeczytał: 75 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Sob 17:06, 27 Sty 2024 Temat postu: |
|
|
Michał Dyszyński napisał: | Stadne postrzeganie rzeczywistości uwodzi nadzieją, a właściwie to zestawem nadziei. Jest tu m.in.
- nadzieja na sens i cel - bo stado wyznacza wartości, wyznacza kierunek działania. Człowiekowi trudno jest samodzielnie odnaleźć swój cel życia, a życie bez celu nie jest satysfakcjonujące.
- nadzieja na ODZEW I WSPÓŁODCZUWANIE, w tym też jest trochę nadziei na miłość, na spełnienie się osobowe. To innych ludzi zwykle kochamy, rywalizujemy z nimi, mamy z nimi relację. Bez tego, życie staje się (najczęściej) puste, bez barwy, bez "soli".
- nadzieja na wsparcie w rozumieniu. Niektórzy wręcz wyłączają krytycyzm (a właściwie to jego resztki, bo ci, co krytycyzm wyłączają zwykle, mają ogólnie krytycyzmu mało), gdy dociera do nich głos od ich wspólnoty, ich autorytetów w tej wspólnocie (tak jakby owe autorytety zyskiwały jakieś boskie atrybuty, jakby nie były ludźmi, jak wszyscy...).
Ogólnie wspólnota niesie ze sobą jakąś tam obietnicę sensu, spełnienia, celu. Ale, jak to zwykle z obietnicami bywa, obiecywać jedno, a spełnić rzeczywiście - to drugie... |
Czy stadność, wspólnotowość jest w stanie nas mentalnie zaspokoić?
- Ja, patrząc na własną konstrukcję psychiczną, odpowiedzialbym raczej prostym NIE. Ale nie uważam, aby to była jakaś ogólna odpowiedź, aby w ogóle odpowiedź na takie pytanie była jedna dla wszystkich ludzi. Ja nie widzę się jako osoba spełniona we wspólnotowości z jego powodu, będącego znaczącą cechą mojej natury: źle znoszę epistemiczne kompromisy, mam coś w rodzaju głębokiego wewnętrznego wstrętu przed udawaniem czegoś przed samym sobą.
Wspólnotowość może dać spełnienie osobom, dla których kompromisy są czymś naturalnym, jak oddychanie. Wtedy to, że jeden członek ich wspólnoty ma jakieś zdanie, drugi jeszcze inne, a w ogóle owa osoba ku jeszcze czemuś odrębnemu się skłania, nie będzie znaczącym problemem. Najlepiej się funkcjonuje we wspólnotach osobom, które same nie bardzo mają jakieś zdanie, które się naturalnie dostosowują do innych, nie stawiają sobie zbytnio wygórowanych poprzeczek jak to "powinno być", lecz przyjmują życie, jakim jest, ludzi, jakimi są, nie oczekując zbyt wiele od nich, tylko ciesząc się z ich obecności, życzliwie i radośnie postrzegając w ogóle relacje osobowe. Tacy ludzie we wspólnocie będą się dobrze czuli, będą w niej spełnieni.
Paradoksalne jest jednak, że najbardziej za wspólnotowością opowiadają się osoby, które właściwie mają przeciwny profil osobowościowy - osoby o wręcz wygórowanych oczekiwaniach wobec ludzi, stawiające mnóstwo spraw na ostrzu noża. Są to osoby najczęściej wojownicze, rywalizujące. Im z kolei w ogóle inni ludzie potrzebni są żywotnie do tego, aby móc rywalizować, aby spełniać się w sporach, wojować, sprzeciwiać innym, wykazując swoją wyższość... Te osoby będą jednak też wiecznie sfrustrowane.
Potrzeba rywalizacji, sporu, konfliktowość jest bowiem jak miecz obosieczny - uderza i na zewnątrz i samą osobę tym mieczem się posługującą. Osoby z nieutulonym wewnętrznym pragnieniem spełniania się w rywalizacji i sporach, choć rzeczywiście ich potrzeba zostanie często zaspokojona, choć w jakimś stopniu osiągną to, czego pragną w duszy, to najczęściej będzie to sukces okupiony frustracją, świadomością, iż i tak zaraz trzeba podjąć kolejną walkę, czyli że nigdy nie osiąga się ostatecznego spełnienia. Do tego pokłosiem tych rozpoczętych (częściowo zakończonych) sporów i walk będą coraz szersze obszary wrogości ze strony społeczności, coraz więcej przybędzie znieważonych, pokonanych, nawet skrzywdzonych przez walczącego, co będzie kładło się cieniem na następnych kontaktach społecznych. Do tego dojdzie rozwój w takim wojowniku wewnętrznego NASTAWIENIA KU ZŁOŚCI. To nastawienie będzie się rozlewało po psychice, będzie degradowało cieplejsze emocje, szansę na ukojenie. Żyjąc w nieustannych sporach, wojownik zaspokaja na krótko swoją potrzebę takiego spełniania się w walce, ale cała reszta się degraduje, niszczeje, stacza w poniżenie pozytywnych emocji i wciąż rosnącą frustrację.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Semele
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 09 Lis 2014
Posty: 23331
Przeczytał: 91 tematów
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 17:09, 27 Sty 2024 Temat postu: |
|
|
Edytowany
Ostatnio zmieniony przez Semele dnia Sob 23:24, 27 Sty 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|