Forum ŚFiNiA Strona Główna ŚFiNiA
ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Ścieżki cierpienia

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33371
Przeczytał: 72 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 11:12, 20 Mar 2024    Temat postu: Ścieżki cierpienia

Dlaczego cierpimy? Czym jest cierpienie?
- Te pytania wciąż właściwie nie są satysfakcjonująco rozstrzygnięte. Chciałbym tutaj wrzucić swoją własną analizę.
Obserwując swoje życie, dostrzegam w nim następujące kategorie cierpienia:
- Cierpienie wynikające z fizycznego bólu
- Cierpienie empatyczne, powstające gdy widzimy cierpienie kogoś bliskiego nam
- Cierpienie pojawiające się, gdy stwierdzamy niespełnienie pewnych oczekiwań względem nas samych. Będą w tej kategorii wyrzuty sumienia, przeświadczenie o swoim poniżeniu, słabości, nieadekwatności do jakichś wymagań, które zaakceptowaliśmy, czyniąc warunkiem naszego emocjonalnego spełnienia.

Pierwszy rodzaj cierpienia z tej listy na razie zostawię na boku, jako relatywnie mało ciekawy w kontekście filozoficznym. Jeśli do niego wrócę, to od innej strony, nie wprost. Cierpieniem związanym z empatią, ze współodczuwaniem czyjegoś bólu też chciałbym zostawić trochę na później. Na pierwszy ogień chciałbym wziąć owo cierpienie, w którym (przynajmniej teoretycznie) można najwięcej zadziałać, modyfikując swoje własne postawy. W tej modyfikacji postaw będzie też zawarta jakaś część wpływu na te dwie pierwsze kategorie cierpienia.

Stawiam więc pytanie: dlaczego cierpimy z powodu niespełnienia swoich własnych oczekiwań względem tego, co osiągamy w życiu?
Wydaje się, że w tym cierpieniu istotną rolę gra instynkt. Instynktownie pragniemy być docenieni w swojej grupie społecznej - rodzinie, firmie, wśród przyjaciół. Osoby marginalizowane w środowiskach społecznych nie są szczęśliwe, cierpią z powodu odrzucenia.
Jak się przyjrzymy temu cierpieniu społecznemu, blokując nieco szybkie intuicje, podpowiadające nam instynktowne reakcje, to możemy dojść do wniosku, że przecież często tak obiektywnie odrzucana przez jakieś tam środowiska, grupy osoba nie doświadcza przecież fizycznego prześladowania. Zatem to jej cierpienie "jest tylko w głowie", teoretycznie da się je zlikwidować, ignorując potrzebę uznania w tej grupie, która akurat nas nie lubi, nie chce. Inni ludzie też nie należą do tej właśnie grupy i dobrze się mają. "Nie ma obowiązku" posiadania tych właśnie kumpli, a nie innych. A jednak to do cierpiących z powodu odrzucenia najczęściej nie przemówi. Im zależy na tym, aby akceptowały ich, doceniały właśnie te, a nie inne osoby. Podobnie jest zresztą w związkach romantycznych - zależy nam na uczuciu konkretnej osoby, a nie dowolnej innej. Często tak jest, że ktoś bardzo usilnie zabiega o miłość kogoś tam, a sam odrzuca podobne uczucia względem siebie od innej osoby. Bo to właśnie tę, a nie inną osobę sobie upatrzyliśmy i już.
Tu pojawia się ten, jakże ciekawy (także filozoficznie) aspekt UPODOBANIA, WYBRANIA. Nawet w religii chrześcijańskiej ten aspekt się ujawnia, nawet jako głos ze strony Boga i w relacji z Bogiem. To, przynajmniej osobom religijnym, powinno sugerować, iż może jest to aspekt niezbywalny. Z tego jednak dalej chyba by wynikało, że jest to coś, czego się nie pozbędziemy. Cierpienie jest opcją, która zawsze jakoś pojawi się - przynajmniej jako zagrożenie, bo niekoniecznie w postaci wypełnionej - wraz miłością.
Pozbyć się tego cierpienia z upodobania i niespełnionej miłości moglibyśmy jedynie, wdrażając do swoich emocji obojętność.
Stając się obojętnymi, przestalibyśmy cierpieć W TEN SPOSÓB. Ale czy przestalibyśmy cierpieć w ogóle?...
- Tu dotykamy bardzo kluczowego filozoficznie pytania: czy bez miłości można być spełnioną osobą?...
- Istnieją powody do uznania, że odpowiedź na to pytanie brzmi: NIE!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 22:07, 21 Mar 2024    Temat postu:

Michał napisał:
- Tu dotykamy bardzo kluczowego filozoficznie pytania: czy bez miłości można być spełnioną osobą?...
- Istnieją powody do uznania, że odpowiedź na to pytanie brzmi: NIE!


Stawiasz ciekawe pytania. Nie wiem o jakich powodach myślisz, ale ja jestem przekonany, że człowiek doświadczając prawdziwej miłości może doświadczyć prawdziwej przemiany własnej osoby, zwłaszcza jeśli wcześniej żywił jakieś "złe uczucia" względem innych ludzi.
Człowiek, który zostaje obdarowany szczerą miłością może odnaleźć w sobie siłę do pokonania własnych słabości. Doświadczenie piękna (a miłość jest czymś takim) wydobywa z człowieka te dobre uczucia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33371
Przeczytał: 72 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:55, 22 Mar 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Michał napisał:
- Tu dotykamy bardzo kluczowego filozoficznie pytania: czy bez miłości można być spełnioną osobą?...
- Istnieją powody do uznania, że odpowiedź na to pytanie brzmi: NIE!


Stawiasz ciekawe pytania. Nie wiem o jakich powodach myślisz, ale ja jestem przekonany, że człowiek doświadczając prawdziwej miłości może doświadczyć prawdziwej przemiany własnej osoby, zwłaszcza jeśli wcześniej żywił jakieś "złe uczucia" względem innych ludzi.
Człowiek, który zostaje obdarowany szczerą miłością może odnaleźć w sobie siłę do pokonania własnych słabości. Doświadczenie piękna (a miłość jest czymś takim) wydobywa z człowieka te dobre uczucia.


Ja myślę o czymś bardzo fundamentalnym - uważam, że TRWAŁE SZCZĘŚCIE MA NATURĘ MIŁOŚCI. Tylko bardzo tymczasowe szczęście może się obyć bez miłości. Ale takie szczęście bez miłości będzie niestabilne, będzie miało tendencję do degradowania się, rozpadu.
Co jest najmocniejszym kontrkandydatem na źródło szczęścia, jeśli nie miłość?...
- Pewnie uczucie tryumfu, radość z odniesionego sukcesu, świadomość zwycięstwa i wywyższenia. Czy to pozytywne uczucie może być trwałe?
Wg mnie doświadczenie uczy, że radość z sukcesu trwa ograniczony czas. Potem pojawia się niedosyt, potrzeba nowego zwycięstwa, pragnienie sięgnięcia jeszcze wyżej. Nie chcę tu całkiem deprecjonować uczucia sukcesu, to ono też ma swoje miejsce w układance w mentalność człowieka, jednak uważam, że pod względem dostarczania człowiekowi szczęścia miłość jest o wiele bardziej skuteczna. Miłość jest bowiem czymś trwałym, czymś, dającym szczęście bez szczególnych warunków dodatkowych, to jest jakby swoiste "szczęściowe perpetuum mobile".
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Katolikus




Dołączył: 16 Lis 2016
Posty: 2681
Przeczytał: 80 tematów


Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:47, 22 Mar 2024    Temat postu:

Cytat:
Miłość jest bowiem czymś trwałym,


Nie rozumiem za bardzo tej twojej myśli.
:think:
Miłość tak po prostu, jest czymś trwałym? Jak to rozumieć? Nie jest potrzebne, aby były spełnione jakieś warunki, które pozwolą na to, aby miłość zaistniała i była trwała? Np. człowiek nie musi mieć świadomości tego, co miłości może zagrażać? Nie musi dbać o miłość, bo ona "po prostu jest czymś trwałym"?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku



Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33371
Przeczytał: 72 tematy

Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 22:30, 22 Mar 2024    Temat postu:

Katolikus napisał:
Cytat:
Miłość jest bowiem czymś trwałym,


Nie rozumiem za bardzo tej twojej myśli.
:think:
Miłość tak po prostu, jest czymś trwałym? Jak to rozumieć? Nie jest potrzebne, aby były spełnione jakieś warunki, które pozwolą na to, aby miłość zaistniała i była trwała? Np. człowiek nie musi mieć świadomości tego, co miłości może zagrażać? Nie musi dbać o miłość, bo ona "po prostu jest czymś trwałym"?

Wygląda na to, że niedoprecyzowałem, o co mi chodzi. :(
Chodzi mi o to, że rozwijająca się miłość nie dewaluuje się, tylko ubogaca. Szczęście, jakie daje sukces w porównaniu do niej, za chwilę będzie potrzebował kolejnego sukcesu, zwykle większego, niż ten poprzedni. Miłość jest jak budowla, która na fundamentach bazuje, potem wznosi się wyżej, potem na tym co zbudowano jeszcze wyżej itd.
Szczęścia związane z tym co incydentalne, domagają się kolejnych incydentów podtrzymujących. Miłość może i czasem incydentem nie pogardzi, ale ona sama tworzy owe incydenty - rozpozpoznania piękna i wartości kochanej osoby. W tym sensie jest zatem "trwała" owa miłość, że (przynajmniej w dojrzałej formie) się nie dewaluuje.

Może trochę inaczej jest z miłością mniej dojrzałą, jeszcze się budującą. Tę trzeba dość pieczołowicie chronić i "podlewać", aby rosła. Ale przynajmniej jej nie dewaluuje, a bardziej ubogaca.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum ŚFiNiA Strona Główna -> Kretowisko / Blog: Michał Dyszyński Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin