|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33813
Przeczytał: 61 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 14:59, 07 Paź 2021 Temat postu: Samokrytycyzm jako najbardziej elitarna cecha umysłowości |
|
|
Teza - jak w tytule. Tak ją uważam.
Ktoś powie, ale mamy jeszcze taką cechę jak wybitna inteligencja. Ta jest też niewątpliwie elitarna. Ja jednak samokrytycyzm cenię wyżej niż inteligencję.
Dlaczego samokrytycyzm wśród ludzi, wśród dyskutantów jest tak rzadko spotykanym wyjątkiem?...
Powodów widzę przynajmniej kilka:
1. Mieć dobre zdanie o sobie jest przyjemnie, znieść a już szczególnie zaakceptować czyjąś słuszną krytykę... oooo to jest trudne, tego trzeba się nauczyć, to jest niekomfortowe, bo wymaga sprzeciwienia się pierwotnym emocjom.
2. Domyślnie u ludzi w dyskusjach szybko włącza się tryb walki. A ten tryb w ogóle nie dba o argumenty rozumowe, tylko procesuje kwestie personalne: kto - kogo. W trybie walki nie chodzi o racje, tylko o pokonanie przeciwnika, zatem jakiekolwiek ustępstwo w imię tychże racji jest nie do zaakceptowania.
3. Nauczyliśmy się, że zgrywanie się na mądralę, wywyższanie się, prezentowanie się jako osoba pewna siebie, prawie wszechwiedząca jest przez większość (nie wszystkich! Przeze mnie akurat nie) odbierana jako przejaw kompetencji i autorytetu. A chyba większość ludzi (przynajmniej podświadomie) ma w dyskusjach i odniesieniach społecznych cel wywyższenia się, zaprezentowania się od strony bycia lepszym, a nie od strony jakiegoś "formalisty" względem reguł poprawności dążenia do prawdy. Więc większość ludzi uważa, że nie przyznawanie się do błędów zwyczajnie im się opłaca (czy to przekonanie jest tak w pełni słuszne, z tym też bym akurat polemizował...).
4. Skoro coś w ogóle uznaliśmy, to uważamy to za słuszne. Czyli bylibyśmy (chyba...) sprzeczni sami z sobą, gdybyśmy nagle zaczęli to kwestionować... Więc jak w tę okoliczność wcisnąć krytycyzm względem tego cośmy uznali?...
5. Skoro na coś się zdecydowaliśmy, jakiś pogląd stał się tym naszym, to na nim pewnie też bazowaliśmy, albo dalej bazujemy. Rezygnacja z takiego poglądu, wmontowanego zapewne w liczne decyzje i rozumowania, jeślibyśmy teraz mieli zachować spójność, wydaje się być KOSZTOWNA (w sensie kosztów mentalnych dostosowania się do nowej sytuacji). Wygodniej jest nie brać na siebie tych kosztów...
6. Każda większa nowość, także na płaszczyźnie intelektualnej, jest jak wypłynięcie okrętu na nieznane wody. Nie wiadomo co nas na tych wodach spotka. To BUDZI LĘK. Bo może zdarzyć się coś, co nam zagrozi, może nas pogrąży. Więc "bezpieczniej" (w sensie wrażenia gdy mamy podjąć decyzję) wydaje się nie wypływać tam, gdzie nie wiadomo, co nas czeka.
7. Człowiek zwykle jest leniwy (także mentalnie, intelektualnie). Nie lubi zmian. Do tego u niektórych dochodzi przywiązanie do mentalnej rutyny. To działa na poziomie odruchu, w dużym stopniu podświadomie, dając efekt "eeee, nie zajmę się tą sprawą niespójności w moich przekonaniach, bo to jest jakieś takie niefajne".
8. Lubimy mieć sukcesy. A zaprzeczenie sobie jawi się jako porażka. To jest takie niefajne, więc może łatwiej jest upierać się przy starym, nawet przy braku rzetelnych argumentów...
9. Być samokrytycznym TRZEBA SIĘ NAUCZYĆ.
Nawet jako ktoś tak ogólnie chciałby być samokrytycznym, to na początku nie bardzo będzie wiedział JAK?
No bo jak być samokrytycznym - po prostu zaprzeczać sobie?
Ale jak zaprzeczymy sobie, to będziemy mieli kolejny pogląd, odwrotny do poprzedniego, który stał się teraz naszym. A wiec, zgodnie z zasadą samokrytycyzmu, należałoby znowu mu zaprzeczyć. Itd...
Samokrytycyzm niesprzeczny, samokrytycyzm skutecznie funkcjonujący jest niebanalną umiejętnością, jest ZDOBYCZĄ UMYSŁU I UCZUĆ. Na początku ten samokrytycyzm będzie zapewne nieporadny, słaby, prowadzący do sprzeczności w rozumowaniu. Dopiero doskonaląc go, da się osiągać sensowniejsze efekty. Dlatego najtrudniej jest w ogóle z samokrytycyzmem wystartować.
A czy piszący powyższe słowa jest samokrytyczny?
Odpowiem szczerze: NA ILE POTRAFI.
Nie da się być samokrytycznym bardziej, niż się umie, niż się to w sobie ukształtowało. Wyżej pośladków nikt nie podskoczy...
Mogę zadeklarować jedno: CHCĘ, STARAM SIĘ być samokrytyczny i PODEJMUJĘ KU TEMU KONKRETNE DZIAŁANIA. Nic więcej nie mogę zaoferować. Gwarancji efektu nie mam ani ja, ani ktokolwiek kto się na ścieżkę samokrytycyzmu wypuści.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 15:00, 07 Paź 2021, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33813
Przeczytał: 61 tematów
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Czw 15:49, 07 Paź 2021 Temat postu: |
|
|
Moje pomysły na drogę ku samokrytycyzmowi
Jeśli coś na pewno mogę zadeklarować, że mi się w zakresie samokrytycyzmu udało, to przynajmniej to, że WIEM, ŻE CHCĘ być samokrytyczny. Przekonałem się do tego.
Nie wiem, na ile mi się ten cel ostatecznie udał, bo nawet w tym względzie nie sposób wskazać jakąś obiektywną miarę. Ci co mnie lubią, co chcą mi stawiać zarzuty, zapewne tutaj ochoczo zakrzykną coś w stylu: Michał - samokrytyczny?!... O czym my mówimy?! On się tylko lansuje na samokrytycznego, ma tu parcie na szkło, ale o samokrytycyzmie w jego przypadku nawet mowy nie ma!
Cóż, to że tego rodzaju głosy mogą się pojawić, nie jest dla mnie zaskoczeniem. Szczególnie jeśli ktoś ma intencję, aby drugiej osobie dopiec, to zapewne dopiecze. Czasem nawet taki dopiekający...
może być użyteczny. Czasem rzeczywiście wskaże nam coś, co przeoczyliśmy przy analizie siebie. Ale za bardzo bym na głosach krytykantów nie polegał.
Po czym odróżnić cudzą krytykę sensowną od emocjonalnego krytykanctwa wynikające z wrogiego nastawienia?
- ja tu znalazłem jedno kryterium wystarczający do rozpoznawalności poziom konkretności zarzutu
Zilustruję to przykładami.
Oto zarzuty, których - nawet gdyby ktoś chciał w nie uwierzyć, zastosować się - to nie miałby jak tego uczynić:
- "bo ty jesteś bezkrytyczny!"
- "bo ty nie rozumiesz co do ciebie mówię!"
- "bo to co mówisz jest głupie i bez sensu".
itp.
Tu mamy zarzuty tak ogólnikowe, że nic z nich nie wynika, poza samą konstatacją chęci zarzucającego do skrytykowania drugiej osoby.
W odróżnieniu od tych przypadków podam przykład krytyki, która dawałaby jakieś podstawy do jej przyjęcia:
- "w tym miejscu, chyba nie uwzględniłeś efektu X"
- "uważam, że nie doceniasz wpływu Y na zachowanie się Z"
- "przeszacowałeś znaczenie roli X-a".
Takie zarzuty są na tyle konkretne, że w ogóle dają jakąś szansę zastanowienia się, wprowadzenia ich w życie. Takich uwag zatem ja staram się nie odrzucać pochopnie, przynajmniej staram się im przyjrzeć.
W kwestii samokrytycyzmu kluczowe jest na start dogadanie się w kwestii samej chęci
Ale tutaj chcę też napisać o czymś bardzo podstawowym przy decydowaniu się na to, że jednak chcemy być samokrytycznie. To kwestia PRZEKONANIA SAMEGO SIEBIE, takiego prawdziwego uwierzenia w to, że samokrytycyzm nie jest czymś, co nas zniszczy, że to nie jest wróg naszej osobowości i godności, lecz odwrotnie, że jest to coś dla naszego dobra. Bo tak automatycznie to nasza świadomość i podświadomość może postulatu samokrytycyzmu nie zaakceptować... (powody podałem w pierwszym poście wątku)
Ja się przekonuję do samokrycyzmu (co jakiś czas ponawiam sobie swoją osobistą "psychoterapię" w tym względzie) następującymi argumentami:
- przecież nie jestem oszustem, jestem szczery, więc skoro od innych wymagam samokrytycyzmu, to od siebie też powinienem.
- to co odkryję o sobie, także to co jest we mnie negatywne, pomoże mi po prostu sprawniej działać w życiu, lepiej przewidywać jak powinienem uwzględniać swoje dobre i złe cechy przy różnych wyzwaniach
- gdybym się przestraszył tej emocji "ojej coś krytycznego, nie zniosę tego!...
- to byłbym po prostu cieniasem. Umiem panować nad swoimi emocjami, cieniasem nie jestem!
- samokrytycyzm w moim osobistym wykonaniu będzie mniej bolał, niż gdybym potem musiał znosić krytykę (może słuszną!) od ludzi. A znając swoje słabe strony będę mógł nie dać do tej krytyki powodu.
Testem na to, że rzeczywiści już nasze emocje zaakceptowały krytycyzm będzie to, że czasem poczujemy radość i satysfakcję, gdy znaleźliśmy samodzielnie jakąś własną słabość do naprawy, albo z życzliwością potraktowaliśmy czyjąś krytyczną uwagę na nasz temat. Jeśli spontanicznie taka radość z bycia skrytykowanym zasadnie się u nas pojawi, to już "nie jest źle" w kwestii akceptacji samokrytycyzmu.
Ostatnio zmieniony przez Michał Dyszyński dnia Czw 15:52, 07 Paź 2021, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|