|
ŚFiNiA ŚFiNiA - Światopoglądowe, Filozoficzne, Naukowe i Artystyczne forum - bez cenzury, regulamin promuje racjonalną i rzeczową dyskusję i ułatwia ucinanie demagogii. Forum założone przez Wuja Zbója.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33357
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 14:59, 23 Sty 2023 Temat postu: Rozum i serce kontra kapryśna witalność i żądza mocy |
|
|
Walka dobra ze złem najczęściej tak właśnie się przyporządkowuje do funkcji świadomości.
Zło posadowiło się na pozycji egoistycznej witalności i żądzy dominacji. Zło kaprys jednostki stawia ponad cierpienie innych, ponad potencjalne zniszczenia, ponad czynioną krzywdę. Czasem zło kolaboruje w szczególny sposób z ideą poświęcenia - bo potrafi przedstawiać krzywdzenie innych jako ideę, którą jeszcze da się opakować w poczucie wspólnotowości, nawet braterstwa. Wtedy już zło prze do swego celu - destrukcji dobra, niepohamowanego krzywdzenia - na pełnym gazie. Wtedy zło już ma jakąś formę kamuflażu przed oskarżeniem, że jest czystym złem. Wtedy zło zaczyna przybierać postać rzekomego dobra, bo poświęcenia, bo wierności czemuś, bądź komuś.
I tak to w historii świata wysyłano kolejne rzesze bezmyślnych żołdaków, którzy najpierw gnojeni przez swoich przełożonych, zgnębieni ciężkimi warunkami łupieżczych wypraw, oddzieleni od rodzin, mieli już tylko jedna przyjemność: że sobie kogoś pognębili, że się dopuścili gwałtu, że :"wolno jest im" (oczywiście "wolno jest" nie w sensie etycznym, ale w tym sensie, że ich przełożeni to akceptują, więc złoczyńcy są bezkarni) skrzywdzić kogoś słabszego. W końcu wciśnięty w machinę zła mężczyzna przyzwyczaja się. Już w sobie zdusił subtelniejsze uczucia, już pożegnał empatię, współczucie. Została mu lojalność wobec kumpli i wierność przełożonym. Nie myśli już o tym, czy cel, w którym go wykorzystują władcy i wysocy wojskowi jest jakkolwiek dobry, czy służy czemukolwiek z czym warto byłoby się identyfikować. Nie stawia sobie tych pytań, bo jego zniewolony umysł i zdegradowane uczucia ograniczają się do tego tu i teraz, do obrony tej strefy komfortu jaką stworzyli mu architekci machiny wojny i przemocy.
Z przeciwnej strony etycznego podziału mamy dobro. Tu też nie jest łatwo i przyjemnie. Tu też trzeba mierzyć się ze słabością, cierpieniem, agresją (właśnie ze strony zła). Z punktu widzenia egoistycznego trudno jest powiedzieć, kto ma lepiej w życiu - czy egoista i słabeusz ducha, który dał się zniewolić i walczy w cudzej sprawie, czy człowiek dobrej woli, który nie pozwolił na to, aby wredne moce pozbawiały go empatii, racjonalności myślenia, odpowiedzialności osobistej za to, co czyni. Z dużym prawdopodobieństwem jest sens zakładać, że pod względem komfortu życiowego dobrzy i źli ludzie mają z grubsza to samo (w uśrednieniu patrząc). Tyle, że człowiek dobra coś buduje, ku czemuś pozytywnemu jego życie zmierza. Człowiek dobra wzrasta w rozumieniu, jego wrażliwość pozwala mu coraz pełniej odczuwać piękno, jego moc budowania i pomagania rozwija się. A nawet jeśli nie wszystko to jednocześnie się realizuje, to ogólnie dobro będzie sprzyjało rozwojowi, podczas gdy zło ostatecznie jedynie niszczy, degraduje, deprawuje.
Ludzie uwiedzeni przez zło najczęściej niewolniczo pragną mocy. Przy czym rozumieją tę moc inaczej, niż ludzie dobrzy. Dla ludzi złych mocą jest możliwość zwyciężania coraz to bardziej groźnych przeciwników. Inne atrybuty mocy albo się nie liczą, albo są słabe w swoim znaczeniu. Zło po prostu walczy o dominację i praktycznie tylko walczy o dominację. Jeśli zło aktualnie coś innego niż walka o dominację czyni, to w zdecydowanej większości przypadków będzie to przygotowywaniem się do tej walki o dominację, bądź jakimś lizaniem ran po poprzedniej walce.
Ludzie dobra też mają potrzebę mocy. Ale ta moc u ludzi dobra ma znacząco inne właściwości, niż moc ludzi oddanych złu. Moc ludzi dobra jest związana ze zdolnością do opanowywania w sobie destrukcyjnych impulsów, ze zdolnością do rozumienia, przybliżania się do prawdy, z pomocą tym, którzy są w potrzebie, z twórczością, budowaniem jakiegoś piękna, czy realizacją innych osiągnięć, których celem nie jest zdominowanie kogokolwiek, lecz wzrastanie świadomości, rozwój wyższych uczuć.
Dobro jest blisko piękna. Dobro nieustannie muska piękno, ociera się o nie, ubiera w nie swoje rozpoznania, działania. Dobro rozwija też w człowieku zdolność do postrzegania piękna. Bo piękno jest tą główną nagrodą za bycie dobrym.
Zło tuli się do brzydoty - jeśli nie do brzydoty zewnętrznej, bo źli ludzi, owszem, nieraz otaczają się drogimi dziełami sztuki, aby imponować otoczeniu - to zło na pewno tuli się do brzydoty mentalnej, moralnej. Zło muska w emocjach poczucie, że się jest niszczycielem, że się ignoruje potrzeby innych, że się depcze wszystko wokoło, bo przecież ma się tę moc (!). Złu brzydota nie przeszkadza, bo niszcząc i tak tę brzydotę w końcu stworzy, więc musi być przygotowane na to, że przyjdzie mu z brzydotą się oswoić. W końcu zło zaczyna traktować brzydotę, jako swoje naturalne środowisko; już nie zabiega o zmianę tego. Zło woli się skupić na tej żądzy mocy, która by pozwoliła mu wszystko miażdżyć, wszystko niszczyć.
Zło często migruje do sadyzmu. Sadyzm naturalnie komponuje się z potrzebą znaczenia i mocy. Sadysta chce, aby to co on robi, było zewnętrznie odczuwane, odnotowywane. Zło czynione martwej materii właściwie nie jest złem, nie cieszy złoczyńcy. Aby złoczyńca poczuł swoją wartość, sprawczość, ktoś musi przez złoczyńcę cierpieć. Piekłem dla złoczyńcy byłoby postawienie sprawy następująco: skoro nie możemy ci dać istot czujących do twojego krzywdzenia, to dostajesz świat, w którym jest obecna wyłącznie nieczuła, bezosobowa materia. Ale nic cię nie będzie krzywdziło, nic ci nie zada bólu, nie będziesz poddany szykanom. Złoczyńca, jeśli nie będzie miał kogo krzywdzić, poczuje się w takich warunkach jak w piekle. Nagle złoczyńca będzie musiał zrozumieć tę prawdę, którą wcześniej ukrywał pod sprawczością w złej, niszczącej intencji - prawdę o nicości jego osoby, prawdę o tym, że złoczyńca jest nikim. Złoczyńca dla samego siebie jest nikim!
Złoczyńca jest takim emocjonalnym pasożytem, który podbudowuje swoje emocje krzywdą innych istot.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33357
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 16:04, 23 Sty 2023 Temat postu: Re: Rozum i serce kontra kapryśna witalność i żądza mocy |
|
|
Skąd się bierze to pragnienie mocy u ludzi ogarniętych złem?
- Z ich wewnętrznego nieuporządkowania, ze słabości zaszytej w rozgardiaszu ich nieopanowanych emocji. Jest to postawa wyrosła z poczucia: jestem wkurwiony na wszystko i wszystkich, czuję, że ulżyłoby mi, gdybym komuś wpierdolił, albo coś zniszczył.
Zło w ogarniętym nim człowieku używa odczucia sprawczości jako sposobu na ulżenie sobie w tym, co wciąż ów człowiek odczuwa - chaos, słabość wobec impulsów zewnętrznych, brak zdolności zapanowania nad emocjami, szarpiącymi uczucia. Wtedy ulgę, związaną z poczuciem satysfakcji przyniesie jakiś wyrazisty akt "mogę to zrobić, czyli już nie jestem taki bezradny wobec tego, co mnie dominuje i gnębi wewnętrznie".
Zło chce mocy kapryśnej, czyli mocy "zrobię to, co mi się spodoba, co mi do głowy przyjdzie". Zupełnie innej, w pewnym sensie odwrotnej mocy pragnie dobro. Moc, której pragnie dobro jest mocą związaną z POCZUCIEM ODPOWIEDZIALNOŚCI, czyli SPRAWCZOŚCI TRWAŁEJ. Dobro celuje w moc, która nie służy jedynie do rozładowania jakiegoś napięcia w emocjach, lecz która daje trwałe efekty, która jest TWÓRCZA. Moc, w którą celuje zło jest z kolei niszcząca, czyli antytwórcza.
Moc niszcząca, a potrzeba wroga.
Tym bardzo wyrazistym symptomem, który człowiekowi sygnalizuje, iż może stacza się on na ścieżkę zła, jest POSZUKIWANIE SOBIE WROGÓW przy różnych okazjach, POSTRZEGANIE JAKO WROGÓW różnych ludzi, zbiorowisk ludzi.
Naiwnie patrząc na sprawę (a tak najczęśćiej ludzie, których zło mentalnie przyciska będą to traktowali) wrogów się "po prostu ma", wróg niejako miałby być czymś obiektywnym. Ale to nie jest prawda. Postrzeganie kogoś jako wroga jest INDYWIDUALNĄ DECYZJĄ osoby. Może za wyjątkiem bardzo skrajnych przypadków, w tych samych sytuacjach jedni zakwalifikują jakąś osobę jako wroga, a inni nawet o takiej klasyfikacji nie pomyślą. Co prawda będziemy się spierać, będziemy nieraz mieli różne zdania w wielu kwestiach, ale to u ludzi, którzy nie szukają sobie intencjonalnie wrogów, nie wywoła potrzeby uznania kogoś za wroga. To może będzie "człowiek mający inne poglądy na tą sprawę", albo "człowiek inaczej odczuwający dane zagadnienia", może być to oponent w dyskusji, przeciwnik w jakiejś grze, czyli właściwie też partner (!) w tej grze.
Dobrym tu przykładem jest właśnie gra, sport, rywalizacja planowana. Jeśli dwie osoby decydują się rozegrać partię szachów, to czym są bardziej - przeciwnikami, czy partnerami? W normalnej rozgrywce panujących nad emocjami, frustracjami ludzi, nie ma wrogości. Przeciwnik jest partnerem, on pomaga nam osiągać satysfakcję w ramach tej rozrywki jaką daje zmaganie się przy grze w szachy (czy w dowolnej innej grze).
Kiedy partner, może przeciwnik, może stronnik innych poglądów staje się wrogiem?
Najczęściej wtedy gdy frustracja daje potężnie w kość, zaczyna wymykać się spod kontroli, czasem może wtedy, gdy człowiek da się zmanipulować czy to innym ludziom o wrogim nastawieniu, czy też swojej własnej potrzebie sprawczości, ewoluującej do do wrogości. Inni ludzie w podobnej sytuacji odczucia wrogości w sobie nie wytworzą. Dlaczego nie wytworzą?
- Bo nie mają takiej wewnętrznej potrzeby.
Wrogość, poza jakimiś ewidentnymi, relatywnie rzadkimi przypadkami, gdy druga strona dopuszcza się jawnej agresji, wynika z wyboru i potrzeby tego, który chce w innych ludziach wrogów widzieć.
A po co ktoś miałby wrogów w innych ludziach widzieć?
- A po to, aby "przygotować sobie teren" pod własne agresywne działania, pod potrzebę walki, niszczenia.
Walka, bój potrafi dawać uczucia euforyczne, na krótki czas daje nawet jakąś formę szczęścia. Ludzie w ferworze walki nie czują bólu. Przez krótki czas są szczęśliwi. Ale PRZEZ KRÓTKI CZAS TAK JEST. Potem zostają z tym, co uczynili, z konsekwencjami długofalowymi, z dziedzictwem zła, które się przez nich stało...
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Michał Dyszyński
Bloger na Kretowisku
Dołączył: 04 Gru 2005
Posty: 33357
Przeczytał: 62 tematy
Skąd: Warszawa Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 20:55, 23 Sty 2023 Temat postu: Re: Rozum i serce kontra kapryśna witalność i żądza mocy |
|
|
Moc dobra vs moc zła
Moc dobra jest
- mocą do naprawy, tego co się degraduje
- mocą tworzenia, dodawania czegoś pozytywnego do świata, moc dawania piękna, co też jest powodem do podziwu dla twórcy
- moc unikania błędów i słabości, rozpoznawania poprawnego statusu rzeczy i spraw
- moc pomagania w potrzebie
- moc radzenia sobie, gdy jesteśmy pod naciskiem i w zagrożeniu
- moc kontrolowania tego, co niszczy, utrudnia postęp, rozwój.
Moc zła służy do
- niszczenia
- poniżania innych w celu wywyższenia osoby (pyszałka)
- manipulowania, zakłamywania tak, że się inni nie orientują w manipulacji
- zabijania i zadawania cierpienia
- niszczenia.
Mocny złem zostawia za sobą cierpienie i zgliszcza. Mocny dobrem zostawia za sobą świat bardziej przyjazny, wolny, harmonijny, ze szczęśliwymi ludźmi.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|